piątek, 13 listopada 2009

Ewaporacja

Znowu jestem chora. Już zapomniałam, jakie to oniryczne przeżycie, leżenie z gorączką w łóżku przy świetle małej lampki, cienie tańczące na ścianie niczym stwory z baśniowej krainy, odpływanie i wracanie w jakiś półsenny świat, pełen strzępów marzeń, fragmentów wspomnień, dolatującej z oddali muzyki z radia.
Jest w tym pewna magia – cały nasz świat znika na rzecz kompletnej bezbronności, stanu półistnienia, jakby ktoś nas rozpuścił w roztworze otaczających fal powietrza – zimnych przeciągów z nieszczelnych okien, ciepłych od kaloryfera. Zawinięta w koce w pozycji embrionalnej, spocona i ledwo oddychająca znowu staję się dzieckiem marzącym by zdać się na kogoś innego, oddać odpowiedzialność za siebie w inne ręce, mieć znowu 6 lat i mamę, która zrobi mi kakao.
Nie ma nic poza mną, jestem polanem z samozapłonem w stygnącym ognisku. Tańczę gorączkowego kankana, odkrywając i zakrywając kołdrę, spod której bucha żar ciała, wypełnionego hurtowo pastylkami, bezwładnego jak pacynka.
zupełnie jak u Chagala...

wtorek, 3 listopada 2009

Cmentarny powiew tradycji

1 listopada, jak zwykle, wybieram się - sentymentalna niczym z XIX wiecznych romansów – na grób ex narzeczonego, który wybrał o punkt tylko gorszą dla życia związkowego wersję niż stypendium doktoranckie w Stanach – a mianowicie: permanentny wypad do Edenu.
Coroczne obkładanie jego marmurowej kołdry plastikowymi zniczami za 4,50 wydaje się gestem całkowicie zbędnym, ale trzymanie się tradycji kultywacji śmierci ma w sobie coś wzniosłego.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...