Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nie na temat. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nie na temat. Pokaż wszystkie posty

sobota, 10 stycznia 2015

R.I.P. czyli "Podróż zimowa" ze Stanisławem Barańczakiem i Franzem Schubertem (bardzo subiektywna)




Franz Schubert napisał  cykl pieśni do poezji Wilhelma Müllera. 
Muzyka ta stała się romantycznym szkieletem, na którym Barańczak rozpiął nową, dwudziestowieczną szatę dramatycznego zawodu.
Zawodu, którego przyczyną nie jest kobieta, a .... Świat.

Oto i Świat...
Ponura, mroźna pustynia.
Krajobraz statyczny, zapełniony wytworami, a raczej odpadami cywilizacji.


W TYM Świecie Człowiek nawet w psie nie ma przyjaciela.
Pojawiające się TU psy (I, XXI) ujadają...
A kiedy psy ujadają?
Kiedy są opuszczone, bądź gdy zwietrzą obecność Obcego
czyli Wrogiego ...



W TYM Świecie Człowiek jest kimś obcym, osobnym. Nieprawdopodobnie wyalienowanym.
I zawiedzionym...
Podczas TEJ podróży roztrzaskują się w drobinki lodu wszystkie mity, nadzieje, oczekiwania.
Życie to "siedemdziesiąt zim" ,
które jakoś, 
chcąc nie chcąc,
trzeba przetrwać, bo
"wypaść nie wypada, a nawet nie ma jak" (I).


- A miało być tak pięknie! - 
wydaje się krzyczeć zawiedziony, oszukany, biedny Człowiek.
Miały być:
 palmy i morza (I),
błogość wśród zieleni i szum morskich pian (IV),
ziemia obiecana (VII)...


Zamiast tego dostało się Człowiekowi bardzo chwilowe istnienie 
- Wpadacie jak po ogień (I) -
wpisane w pesymistyczny układ współrzędnych lodu i mrozu (III).

Pokochasz Kraj i Klimat?
Kpina!
Mróz "nie puści pary z gęby, nie wpuści tchu do ust" (I)!
Nad głową niebo bez gwiazd (XIX) czy
chirurgiczny nów (I).
Świat jest chory - kaszle (I), ma drgawki (IV), gorączkę (VI).


 Człowiek, ta żałośnie samotna, epizodyczna postać, nie jest  dla Świata nikim ważnym.
Jego tragedie, nadmierne eksploatowanie nawet  najmniejszej z krzywd (XIV), zyskują śmiesznie płytki, karykaturalny wymiar w konfrontacji z postawą Ziemi:
Czyż glob na kwintę zwiesza nos z powodu "siwizn szronów"  (XIV) ...?

TEGO NIE BYŁO W PLANIE!!!!


Był kiedyś taki plan? (IV)

Ano właśnie!
Skąd w Człowieku to przekonanie, że podróż życia ma być idylliczna?
Kto i kiedy obiecywał???
To irracjoinalne, infantylne przykonanie bywa jednak dość powszechne.
Zetknięcie z realiami to upadek z bardzo wysoka.


Ktoś nabił nas w butelkę (I) !

Człowiek odkrył winowajcę - to Wielki Fałszerz (VII).
Ofiara oszustwa drugi raz nabrać się nie da.
Niechciany na Ziemi, zapewne nie jest też oczekiwany w nadziemskim welfare state.
Masz chęć - to wierz tej bajdzie (VII)...
Raju nie ma, a wybrakowana Ziemia powinna
skreślić się sama (XV).


Którzy pływają po morzach, odmieniają klimaty, ale nie myśli - 
napisał w jednym z listów Horacy(1.11,27) ...
Człowiek przejrzał na oczy, ale nie ma gdzie uciec .
W podręcznym bagażu dźwiga swój "mróz i mus" .
Wszędzie dopędzi go  zbyt dobrze znane dawne miejsce (II).
Przemieszczanie się to jeszcze jedna iluzja, bo Świat ujęty jest w
dwa zimne ognie lodu (IV).


Uciekając, Człowiek paradoksalnie ogranicza swoją przestrzeń jeszcze bardziej.
Krok w przód może się okazać bezpowrotnym, bo zdarza się częstokroć, że...
za nim przypadkiem spłonął most.
 Krok w przód może się okazać ostatnim, bo zdarza się częstokroć, że...
przed nim przypadkiem płonie most (VIII).

 
Wyjścia z matni nie gwarantuje również odwilż.
Teraz morze sięga ust (VI),
więc 
coś nie bardzo pstry ten koń (XIX) ...


OGNI LASCIATE SPERANZA

Pozostaje się poddać. 
Z wyobrażeń o życiu pozostały zgliszcza, a raczej zbrukany śnieg.
Bezcelowe okazały się poszukiwania 
świata, który innym jest niż tym lub innego siebie w nim (VI).
Ocalała jedna prawda:
zguba pewna czeka nas (VIII).
Wierne zagrożenie, które nie daje o sobie zapomnieć uporczywym tik-tak, tik-tak.
A może na śmierć, na śmierć (XIX) ?


Możemy kroczyć niezgubieni (VIII),
egzystując w ciasnej klatce bezpiecznego Dzisiaj:
przestrzeń streszczona w teraźniejszy czas (VIII).
W zasięgu ręki NIC (VII).
Za mistyczny cud uznać należy to, że w ogóle istniejemy (III).
Bezpieczna skala uczuć to mało, miałko, ciepławo, niemrawo, mdło (XVII).
Warto usypiać świadomość telewizyjną papką (IX): oglądanie świetnie zastępuje myślenie, izoluje od świata zewnętrznego.


Człowiek rezygnuje. Już nie stara się przyżyć tej Podróży, decyduje się ją zaledwie przeczekać.
Ignoruje nawet szansę zatrzymania zaklęciem "Bądź" spadającego liścia (XVI).
Co da opóźnianie zimy??? I tak przyjdzie.
Nie pociesza go i to, że
wiosny, lata i jesienie też nadchodzą.
W towarzyszące tym porom roku wspaniałości zaledwie
zanurzamy łyżkę wzroku (XVI) -  "jemy oczami".
Czyli nie konsumujemy :(


Ogarnięty apatią Człowiek, raz jeszcze, w pieśni XII, pozwala sobie na silne emocje.
Sypie sól w rany upadłego Anioła. 
Istota będąca dowodem na istnienie szczęścia kłóci się przecież 
ze zdobytym przez Człowieka doświadczeniem! 
Nie pasuje !
Wywołuje agresię w czystej postaci.
TERAZ Anioł zaczyna cierpieć, rany się zaogniają, a Człowiek z mściwą satysfakcją może obserwować jak reguła się potwierdza.
Nie wróci tam, skąd spadł.
...



Skazać ZŁO (XIII).
To jedyne sensowne działanie.
Uruchomiona zatem machina sądownicza szuka winowajcy.
Nie jest to nieprzyjazna Ziemia, albowiem
jest kreowana przez nie całkiem widoczną dłoń (IV),
a glob nie ma już sposobu, by wtrącić coś (IV).


Jakże łatwo w Wielkim Fałszerzu dojrzeć Boga. 
To On jest wszak nadawcą paczek pełnych mrozu i szronu (XXII).
Jemu więc wygraża wznoszący się ku niebu pastorał, kostur, kij (XXI).
 To oczywiste rozwiązanie!
Przy średniej ledwie wprawie doraźny nawet Sąd (IV) wyda stosowne orzeczenie. Tym samym usprawiedliwi ludzką rezygnację, pasywność, bo walka z mrozem nie ma przecież żadnych szans, skoro to Bóg uczynił go człowieczym przeznaczeniem...


Czy aby na pewno?
Od pierwszej strofy Barańczak ostrzega przed powierzchownością spostrzeżeń i sądów.
Podczas Podróży Zimowej dzwoni w uszach podejrzenie, że jesteśmy niewłaściwi, tacy sobie, tymczasowi. 
Napomyka o popełnianych błędach (IV), podpowiada:
sam mrok da nam poznać, czym jest prawda, co za nami szła krok w krok (IX).
Jak w dobrym kryminale - Ten, do którego prowadzi najwięcej poszlak, n pewno jest niewinny...
Gest ciskania w nas białym podarunkiem (XXII) to nie przyczyna a SKUTEK.


Człowiek sam zgotował sobie taki los...

Pustka i chłód tkwią wewnątrz Człowieka. 
Immanentna zima determinuje kreację świata zewnętrznego.
To w Nim -prawdziwe arktyczne lody. Nie ma żaru, ciepła.
Szron pesymizmu, zgorzknienia, pretensji, wreszcie niewiary.
A wszystko przez zgubne "a miało być tak pięknie!", w którym
zwęszyć można przesłanki błędnej swąd (IV).


Śpi w każdym z nas ta bestia (XI)

Bestia, która zabija nas w nas. Nie Bóg, nie Świat, nie Zima.
Zabójca i Zabijany to jedna i ta sama osoba...
Przerażającemu odkryciu towarzyszy beznamiętny głos uśmiechniętego prezentera:
tymczasem przejdźmy do "nowin ze świata rozrywki" (XI).
Zbrodnia spotyka się ze stoicką obojętnością obserwatorów.
Takich samych siebie-zabójców.
Wspólna wina, wspólny ból, wspólna klęska nie stanowią czynnika jednoczącego ludzi.
To jeszcze jedno oblicze Bestii.
Samotność, wyobcowanie jest naszym własnym dziełem.


Spotkania z drugim Człowiekiem

są w trakcie Podróży Zimowej absolutnie przypadkowe i nic nie znaczące.
Świst po mnie został, spalin woń, gdzie z nią przez mgnienie byłem (X).
Kolejne spotkanie, w pieśni XX to krótkie oczekiwanie na zmianę świateł na skrzyżowaniu. 
Twarz obok odgrodzona 
- w drzwiach wciśnięty zamka spust -.

Uważny czytelnik dostrzeże bez trudu, że w całym cyklu nie pada  ani jedno słowo... 
Czułe słowa, szumiąca zieleń słów to cytaty z pieśni V. Pieśni wyjątkowej, bo będącej jedynym w zbiorze tłumaczeniem z Wilhelma Müllera. Należą do Jego, minionego, dziewiętnastowiecznego świata...
Tu i Teraz przez ściśnięte wiecznym mrozem gardło (VI)
introwertyczny Człowiek nie jest w stanie wydobyć głosu.
Odnotuję jeszcze
brak słów (I)
zamilkłym z zimna głosem śpiewamy (III)
mimiczny znak (IV)
dwa milczymy tylko zdania (XX)

Kontakty z ludźmi zastępują...
... zdobycze cywilizacji.
Bratni głos to głos didżeja wydobywający się z magicznego pudełka radioodbiornika (XIX).
Bezpiecznym interiorem jest wnętrze zamkniętego samochodu (XX), 
którego deska rozdzielcza warta jest apostrofy (XIX).
Odrzutowiec skreśla raj (XV).

Non caret is, qui non desiderat...
Heh.

Mam jakiegoś ciebie, masz jakiegoś mnie
bracie w zwierciadlanym szkle (XXIV)!
Oto wybawienie!
Jakkolwiek nazwiemy tego wewnętrznego przyjaciela, sumieniem, instynktem samozachowawczym. głosem wewnętrznym czy czymkolwiek innym,
 to "on" jest ratunkiem. 
Pomoże w uczciwej, głębokiej introspekcji, zatrzyma w tworzeniu sobie na zgubę apokaliptycznego, indyferentnego, mroźnego Świata.


 To nie zerwany kontakt (XVIII)!

Tak brzmi najistotniejszy chyba wers...
Nękające Człowieka dokuczliwości Zim to
udostępniony kontakt z Czymś Więcej, czyli z Nim (XVIII).
Sposób na dostrzeżenie, że coś nad sobą masz (XVIII)?

Jeśli zdążymy. Zanim zamarzniemy w...
... cymbał brzmiący


O to chętnie modlę się wspólnie z Poetą słowami uniwersalnej pieśni-modlitwy (XXIII),
której pełen prostoty liryzm i subtelne piękno nie potrzebuje komentarza.
Spodobała się zapewne i TAM, gdzie teraz Barańczak coś nowego pisze.

Bywajcie w zdrowiu!

 P.S. 1. Jasne, wiem, że mądrzy krytycy widzą w tym cyklu aluzje polityczne, pokoleniowe, emigracyjne. Obronię się jeszcze jednym cytatem :DDDD
Kto ma dość serdecznie, niech nie czyta :DDDD

Poezja w wierszu istnieje tylko i jedynie jako możliwy potencjał, którego wyzwolenie następuje dopiero przy koniunkcji za pośrednictwem słowa dwóch osobowości - poety i czytelnika. (...) Kiedy czytelnik podczas lektury wiersza przeistacza się niejako w poetę, łączy się z nim, że tak powiem, w doskonałej komunii wzruszeniowej, wtedy i tylko wtedy słowo staje się poezją i mieszka między nimi. (...) Poezję można tylko odczuwać, ale nie można się na niej znać tak, jak można się znać na wierszach, gdyż poezja jest w wierszach nie do poznania, lecz - do doznania. (...) Więc poezja n i e     j e s t, poezja się staje, poezja jest zawsze 
i n   s t a t u  n a s c e n d i 
- nie w wierszu, tylko  w nas."
Marian Piechal O poezji i czymś wiecej

P.S. 2 Zdjęcia sprzed lat, bo zimy jak nie było, tak nie ma.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Baza pod Ponurą Małpą czyli 300% normy Brygady Pracy Niesocjalistycznej


Co rok, gdy zbliżało się lato, grała nam w duszach ta sama śpiewka:
"A może udałoby się nam wybrać 
na Turystyczną Giełdę Piosenki Studenckiej do Szklarskiej Poręby???"

Ale, że to zupełnie, ale to zupełnie inny koniec świata niż nasz, na marzeniu się kończyło.


Aż do teraz!
Zapakowaliśmy kilka nadziei skromnych i sporo śmiałych.
Efekty wyprawy przerosły i jedne i drugie.


Przybyliśmy pod wieczór na dzień przed otwarciem Giełdy.
Pospiesznie rozbiliśmy namiot i na bezczela, jak na dzikusów z Podkarpacia przystało,
zasiedliśmy do ognicha z Szarymi Łosiami.
Nie do bladego świtu a do późnego rana darliśmy ryja z legendarnymi twórcami legendarnych piosenek.

Dobrze, że Prezesowi na polu namiotowym byliśmy 
ABSOLUTNIE zbędni, 
bo miał kolegów i "umie sobie znaleźć jedzenie".
Mogliśmy przesypiać przedpołudnia!



Od 16-tej zaczynał się konkurs, potem koncert nocny,
i.... ognicho z gwiazdami piosenki turystycznej, poetyckiej, studenckiej czyli wszelakiej.
Na robienie zdjęć nawet nie było czasu!


W piątkowym konkursie zabrzmiały ubrane w nuty słowa Taty, 
oczywiście Pogórzem natchnione.
Plan został wykonany.
100% normy!


Potem nocny koncert i ognicho do rana.
Ośmielony komplementami Tato zaśpiewał nawet jeszcze kilka innych swoich piosenek!
Ja poszłam do namiotu o 3.30, bo Prezes zażądał towarzystwa w śpiworze, ale kiedy wstałam ok. 9,
szanowny Tata nadal darł ryja. 
Wygoniłam go spać i godnie zastąpiłam przy rozśpiewanym ogniu, aczkolwiek nie dysponuję równie niskim głosem :D



Potem pozwoliłam Prezesowi oprowadzić się po okolicach Bazy, bo był jedynym z rodziny,
 który cośkolwiek w tych Sudetach podeptał.
Plany zobaczenia dopołudniami choć najważniejszych i najbliższych cudów
okazały się przecież tak nieziszczalne, że aż idiotyczne :DDD


Prezes jako przewodnik sprawdził się rewelacyjnie! 
Widać i to bywa dziedziczne, a sudeckie skałki i pieczary wyraźnie Go zauroczyły.
Pod skórą jednak biegały cały czas natrętne mrówy zaciekawienia werdyktem jury.
Tato na nic nie liczył, nie wszyscy zgłoszeni do konkursu zjawili się na starcie, więc wystąpił w piątek pierwszy. Ludzie wtedy otwierają dopiero jedno oko, wyłażą z nor, rozstawiają krzesełka...
Pierwszy jest na pożarcie.


Tymczasem, jak widać, Tato wystąpił w niedzielnym koncercie laureatów.
Wyśpiewał sobie wyróżnienie i nominację na Bazunę 2015!
200% normy!
Przyszłe wakacje zaczynamy więc od wyprawy na Pomorze...
Chyba już zaczniemy szukać sponsorów :DDDD

Na 300% złożyło się jeszcze kilka wzruszających wydarzeń:

1. Rozglądaliśmy się za pewną intrygującą nas od dawna
Wiedzieliśmy, że bywała już drzewiej na Giełdzie.  
Może i tym razem się pojawi?
Nawet w  czwartek jedna parka  siedząca niedaleko 
odpowiadała naszym wyobrażeniom, ale szybko zniknęli...
No i w piątek WRESZCIE mogliśmy ucałować
nową-starą znajomą, Marię z Pogórza Przemyskiego.
Jej uroczy Małżonek również wyściskał nas, jak byśmy wczoraj się rozstali.
A może zaczniemy się tytułować przyjaciółmi?
Było nam razem jakoś magicznie...
Jak tu nie wierzyć w cuda?

2. Wiedzieliśmy także, że Giełdzie czasami bywał nasz dobry Przyjaciel z gór,
mieszkający we Wrocławiu. 
Świetny pieśniarz, fotograf i globtroter.
Nie widzieliśmy się już chyba 5 lat.
Po cichutku roiliśmy, że fajnie byłoby się na Niego natknąć.
Kiedy około czwartej rano w sobotę ów brat-łata wrzasnął
"Radzio, to naprawdę ty???"
- ubawione było całe ogniskowe towarzystwo.
Żal mi było, że wtedy spałam.
Całą sobotę wypatrywałam
tego-który-ma-mnie-dziś-całować!
Doczekałam się :D
I jak tu nie wierzyć w cuda?

3. Tato pojechał na Giełdę po to, by jego piosenki "poszły w ludzi".
Po występie w koncercie laureatów poproszono Tatę o napisanie słów i chwyty 
do Pogórzańskiej Pani albo Pani Pogranicza!!!
Chcą ją śpiewać!!!
A o to przecież chodziło!
Jesteśmy przeszczęśliwi!
I jak tu nie wierzyć w cuda?

4. Przesiedzieliśmy jeden koncert z przemiłą parą, a po godzinach gadania okazało się, 
że oni także mają ogary i od lat znamy się... - z ogarzego forum. 
Trzeba było tylko przedstawić się "forumowymi" nickami.
I jak tu nie wierzyć w cuda?

5. Przy ognisku, w luźnej atmosferze Autorzy grali utwory,
 na których Tata przed laty uczył się grać na gitarze.  
Wszyscy, którzy Wam przyjdą do głowy. Nawet Twórcę Ballady o krzyżowcu udało się Radkowi namówić na autorskie wykonanie.
I jak tu nie wierzyć w cuda?


Tak to zostaliśmy Brygadą Pracy Niesocjalistycznej, a dobre duchy namnażają nam wzruszeń.

Po powrocie biegałam po domu w okularach przeciwsłonecznych, bo mnie blask Gwiazdy oślepiał!
Polecam - kurzu i pajęczyn się nie zauważa, nawet nieumyte gary można przeoczyć!
Niestety, Tato w tej sytuacji zabrał się za porządki i przybrudził się do stanu normalnego...
Okulary czas było zdjąć i wrócić do spokojnej powszedniości.
UchoDynia woła o właściwą pozycję w naszej hierarchii wartości :D
 

Lepsze zdjęcia, mniej zaabsorbowanych aurą Giełdy lub lepiej zorganizowanych
można zobaczyć TU.

Veni, vidi, vici -
czego i Wam najserdeczniej życzymy.
Bywajcie w zdrowiu.

sobota, 1 lutego 2014

Chroń nas przed wilkami i chroń wilki przed nami...


Jutro święto Wilczej Pani, a u nas po drobnym zimowym epizodzie
oooooodwilż się rozchlupotała.
Wprawdzie po śniegu Mama do pracy jeździć nie lubi, ale  
kiedy na Gromnicę chodzi gęś po wodzie, 
to będzie na Wielkanoc chodzić po lodzie ... :(

Z przyjemnością wracamy więc do niezwykłej byłej jesieni,
która nas tak długo pieściła ciepłem, kolorami i nieporównywalnym z niczym szelestem na bezludnej po sezonie ścieżce przyrodniczej w rezerwacie Krępak.


Tymczasem w naszych okolicach jeszcze pod koniec ubiegłego wieku
"wybrańcy" niegdyś z braci cechowej, potem kościelnej,
kończyli dziś lanie świec.


W takiej, na przykład, Żołyni gromnice lano w ten sam sposób od XVI wieku!
Tam wiedzą, że jak coś działa, nie należy naprawiać :D


Na pionową żerdź nasadzano drewniane koło z wbitymi w nie 52 gwoździami, do których przymocowywano knoty.
Polewano je cierpliwie woskiem, by po około trzech godzinach stać się szczęśliwymi posiadaczami 52 gromnic.


Aby gromnice zbyt szybko nie stygły, pieczołowicie układano je pod pierzyną,
po czym, 
wreszcie zimne,
maglowano aż były równe i gładkie.


Rzecz jasna, na gromnice nadawał się wyłącznie wosk pszczeli, bo, jak wiadomo, 
pszczoły to owady niezwykle, jako że zrodziły się z ran Chrystusa.


Nie będziemy Was zanudzać zbawiennymi właściwościami święconych jutro gromnic, przypomnimy tylko, że nie należy wystawiać ich zapalonych w oknie, gdy burza jest nad domem!


Mocą swą gromnica chmury zatrzymuje, zatem należy jej użyć wtedy, 
gdy złowieszcze, stalowe niebo ukaże na horyzoncie.
Najlepiej nad lasem, bo jakoś nie po chrześcijańsku byłoby zatrzymywać chmurę nad innym chrześcijańskim domostwem :DDD


Wolimy zatrzymać się dłużej przy kwestii wilków, 
przed którymi Matka Boska Gromniczna broni.


Wilk, jak wiadomo, od ludzi stroni i od lat dwustu z okładem nie słyszano, by człowiekowi do gardła skutecznie skoczył (zadowalając się jego koniem, co z punktu widzenia ekonomicznego całkiem było uzasadnione), ale relacji o tym, że tylko żarliwa modlitwa do Wilczej Pani pozwoliła ujść 
z życiem przed bestią do dziś co niemiara mamy.


Ważniejsze się więc wydaje, że chroni nam bydlątka i psy, 
których ucieczka mierzona jest żałosną długością łańcucha.


Wielu zaś ludziom trudno zrozumieć, że Święta Panienka i wilki przed nami chroni.


Patrząc na te jesienne zdjęcia, a i na to, co za oknem, niełatwo uzmysłowić sobie, 
że 2 lutego, po dwóch miesiącach solidnych mrozów i śniegu po pas,
wilki płaczą na pogodę, na chłód, co szczypie wychudłe boki
- ja śpiewa Tata.

Cóż dziwnego, że idąca przez świat Matka Boska dostrzegła i niedolę wilka?
Pozwoliwszy mu się ukryć w fałdach szaty, uchroniła przed kłonicami rozsierdzonych chłopów.  I, jak donosi Iłłakowiczówna:
Odtąd chodzi wilk z Matką Najświętszą wiernie
przez śniegi puste, zawiane ściernie,
pełniąc śród nocy mroźnych i długich
różne posługi.           
       
A kiedy jasną gromnicą świeci
Panna przeczysta pośród zamieci,
tuż i Gromniczny Wilk za swą panią
jarzy ślepiami.


Na pewno chroniła go i przed paniskami, którzy, aby rozrywka była przedniejsza, 
na polowanie na wilki zabierali w sanie prosiaka, który,
 wyrażając wątpliwy entuzjazm z powodu przejażdżki,
 kwiczał, ile sił w świńskim gardziołku, czym przywabiał wygłodniałą watahę.


 "Wilcza kwestia" dzieli ludzi jak mało co... 
Jedni, by wilka chronić, wrzeszczą, inni, by przed wilkiem.


"Kwestią wilczą" staje się coraz bardziej i Ukraina.



Kraina  to szczególnie ukochana przez naszych romantyków i najbardziej wówczas mitotwótczy region. 


Stała się symbolem totalnie i maksymalistycznie pojmowanej wolności, jej bezkresny krajobraz  mógł być bezkresem metafizycznym, mógł też, usiany kurhanami, ożywiać przeszłe dzieje. Fascynowali dumni i niezależni Kozacy będący wcieleniem romantycznego bohatera. 

 
 Ukraina była też mekką polskich folklorystów: Zoriana Dołęgi – Chodakowskiego, Wacława z Oleska Zaleskiego, Żegoty Paulego, Romualda Zienkiewicza, Erazma Izopolskiego, Antoniego Marcinkowskiego i innych. 



 Tu ze źródeł natchnienia czerpało.wielu romantycznych wieszczów.
 
Dla Malczewskiego stał się ukraiński step skrajnie pesymistycznym pejzażem mentalnym, 
dla Goszczyńskiego „szekspirowskim teatrem okropności”,  
dla Zaleskiego księgą, skąd wyczytać można  „tajemnicę ładu w naturze i człowieku 
w nią wpisanym”,  
Słowacki czyni go areną poszukiwań „znaków bożych"   w „historii ludzi”, będącej „męką ciał”.


Z zapomnianych dziś zupełnie powieści Michał Czajkowskiego (Sadyka Paszy) wyłania się  Ukraina jako 
ziemia „narodowych pamiątek”, 
ziemia „żywej historii” zachowanej w pieśniach 
i dumach,  w których 
„bucha płomień miłości do ojczyzny, błyszczy sława minionych zwycięstw;(...) pulsuje czyste, subtelne uczucie kobiecej miłości, zwłaszcza macierzyńskiej; (...) przejawia się owa trwożna myśl  o życiu, która zmusza Kozaka, wolnego od bitwy, „do szukania swojej doli”
- jak pisał Stefan Kozak.
To ziemia ludzi kultywujących specyficzny dla całej  Słowiańszczyzny, jak sądzili słowianofile, system norm etycznych: wiarę w Boga, przywiązanie do rodzimych tradycji, miłość i obowiązki wobec rodziny, rodziców 
i ojczyzny, szacunek dla mądrości ludzi starszych.  

 
Nigdy nie ukrywaliśmy, że odpowiada nam ta romantyczna wizja bratniej ziemi, bratniej duszy i bratnich konfliktów. 
Dopokąd nas bolszwicy nie poróżnili naprawdę, więcej nas łączyło niż dzieliło, a hajdamaczyznę ważyliśmy na tej samej szali 
co i rabację.


Śledząc, jak wszyscy, dramatyczne wydarzenia na Majdanie czy
 katowanie ludzi po lasach, chcieliśmy wilka tego o wychudłych bokach chronić, Wilczej Pani polecić.

Nie umknęło jednak naszej uwadze i to, że zatrzymano na drodze autobus kursujący
na trasie Kraków-Lwów, po czym pod groźbą wrzucenia w ogień wymuszono na polskich i ukraińskich pasażerach wypowiedzenie banderowskiego hasła.


Odnotowaliśmy też wypowiedzi, że Wołyń to bzdura, a Przemyśl   i ościenne powiaty mają być ukraińskie. 
Przed takim wilkiem NAS chroń Łaskawa Wilcza Pani!


Pozostawiamy Was z nierostrzygniętym od zawsze i pewnie na zawsze dylematem,
którego adekwatną figurą jest Wilcza Pani, chroniąca od wilków 
i chroniąca wilki.

My nie możemy "bez wszelkiej wątpliwości" wydać  wyroku 
ani w sprawie wilków, 
ani Ukrainy.
 Bardzo zatem jesteśmy ciekawi Waszego zdania, Waszych werdyktów.

Za to pewni jesteśmy, że warto jutro płomieniem poświęconej gromnicy okadzić dom  i obejście :D

Bywajcie w zdrowiu!











Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...