Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rodzina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rodzina. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 29 lipca 2014

Piękna Helena czyli babskie blablanie

Wprawdzie w tym roku możemy stanąć do konkursu najlepszych antyblogerów i pewnie w cuglach wzięlibyśmy pierwszą lokatę, 
ba, mamy też rekordową liczbę nieobserwujących, ale...


... w końcu nasza szklanka znów zaczyna stawać się
do połowy pełna.


Reszta Barłowskich zdobyła szczyt!
Od sosny się zaczęło, no i wspinamy się.


Zaliczyliśmy pierwsze wakacyjne koncerty w pobliskiej Gnojnicy Dolnej.
Tu: nasza, tutejsza, rewelacyjna nestorka,
liderka zespołu "Kurasie",
Pani Albina  - nie może być inaczej - Kuraś.


Zaczarowały nas stare kozackie, epickie dumy 
zespołu Chorea Kozacki
z Kijowa grane na "starożytnych" instrumentach:
lutniach, teorbanach, czterech chyba instrumentach dętych, których nazw  nawet nie znamy
i lirze korbowej. Tę Prezes ze znawstwem zdefiniował jako:
trochę skrzypiec, trochę gitary i trochę gramofonu.
:DDDD


Rok temu Prezes na inaugurację wakacji pozował   z Waldemarem Rychłym z Kwartetu Jorgi.
Kontunuując ten chlubny zwyczaj, chciał Tata uwiecznić Cypriana
z kolejnymi artystami, których słuchał - Julią Doszną o anielskim głosie
i Antonim Pilchem, wtórującym jej lutniście.
Zamiar doskonały - efekt - jak widać :D
Szklanka z tego powodu nie zaczęła być znowu do połowy pusta, o nie!


W UchoDyni po raz pierwszy zakwitła nam katalpa,
którą posadzilismy pierwszego lata po kupieniu chaty.

 Zakwitła to mało powiedziane!
Najpierw nieśmiało zamrugała,
 a potem 
ni stąd ni zowąd
wybuchła i rozhulała się jak panna młoda,
która z każdą godziną wesela nabiera pewności siebie i siły.


Zapewniam,
że nie jest to bajer reklamowy - kwitnąca katalpa
naprawdę odstrasza komary!!!
Nasze wieczory na uchoDyńskiej werandzie
przez dwa tygodnie były wolne od brzęczenia i nieustających ataków krwiopijców.
(Poza tym Tato pije herbatkę z jej liści na porost mięśni, a Mama, chcąc zapobiec demencji :DDDD) 

W tym samym czasie, kiedy sadziliśmy katalpę, zmuszeni byliśmy ściąć orzecha.
Wymowny jakoś dla nas kawałek pnia już wówczas miał stać się
przydomową kapliczką.
Kontynuując budowę UchoDyni od dymu z komina, Tato wreszcie
tego lipca
zamienił Słowo w Ciało.
Jeszcze tylko krzyżyk moczy się w różnistych specyfikach,
(czysta alchemia!)
 które zapewnią mu długowieczność.
Wierzę, że niedługo pokażę ją 
skończenie skończoną.


Najważniejsze jednak, że nasz Najpierwszy, 
a głównie Jego Cudowna Żona
obdarzyli nas kolejną Wnusią.


Piękna Helenka Maryjka
wiedzę mitologiczną
posiadła chyba prenatalnie, 
bo jeszcze nie wyglądała na prawdziwego człowieczka,
a już całuśna, że ho, ho!

Przerażony Dziado Rado natychmiast
osobiście wybrał dla niej stosowne ubranko, by nie zaburzać równowagi we Wszechświecie.


Helenka jest szczęśliwą posiadaczką nie tylko fajnych Rodziców
(i fajnych Dziadków),
ale i fajnego Wuja Fotografa.
W Pięknej Helenie nie można się nie zakochać, 
więc i Wujo - Tomasz Cierpisz - WPADŁ PO USZY :DDDD
I  tak Nasza Pożeraczka Serc
co miesiąc ma profesjonalną sesję zdjęciową.
Wypożyczyliśmy po jednym zdjęciu z każdej sesji :D
Tu ma niespełna miesiąc.


Tu jest dwumiesięcznicą :D


A to zdjęcie lipcowe.
Się ma trzy miesiące, się jest Damą!
(Mama Helenki pieczołowicie wycinała czarne koła w kartonu,
by perfekcyjnie zaaranżować kadr!)

Wracamy do żywych.
Mamy nadzieję, że na stałe.

Dzięki, że cały czas o nas pamiętaliście.
Serdecznie Was ściskamy!
Bywajcie!

środa, 1 stycznia 2014

Święta z Rodziną czyli dlaczego zginiemy w śmieciach :D



Kończy się świąteczny tydzień.
Nawet jeśli nie zdążymy do północka opublikować tego wpisu, 
mamy nadzieję, że nasze życzenia
Z Okazji Zmiany Kalendarza
zaliczycie wyjątkowo jako
niespóźnione. 
Dobrze?

Zatem niech Przyszłość będzie Wam dziś i zawsze
ciekawsza, szczęśliwsza i zdrowsza
od Przeszłości!!!


My tymczasem, po odejściu "na połoniny niebieskie" Taty,

otworzyliśmy wszystkie kasetki, pudła, teczki i cały ten czas poświęciliśmy spotkaniom 
z kilkoma pokoleniami rodziny Mamy.
(Wcześniej jakiś miesiąc zabrało nam zapanowanie nad księgozbiorem, 
bo, jak powszechnie wiadomo, aby przenieść, czy choćby przesunąć jakikolwiek regał z książkami, niestety, najpierw należy książki ułożyć w stosach na podłodze. Potem należy nauczyć się fruwać nad stosami. Potem należy ułożyć książki na powrót, walcząc o jakikolwiek sensowny system dobrosąsiedztwa tomów. Ufff...)


Nasz powigilijny stół zaczął wyglądać, a raczej nie wyglądać.


Takoż i podłoga...

i inne dostępne blaty...
Tak, wiemy, na Święta TRZEBA mieć wysprzątane, ale uwierzcie, 
naszej Rodzinie zupełnie to nie przeszkadzało!
Niezainteresowani jadłem i napitkiem bezszczelestnie przemykali
z jednej pożółkłej kartki na następną.


Całe tłumy przybyły z wiekowego albumu.


Niektórzy bardzo bliscy, choć znani tylko z opowiadań bądź podpisów.



I tak wielu bezimiennych.


Byli, żyli. Zostały zdjęcia, a historia przepadła.
Nie potrafilibyśmy wyrzucić ani jednej z niezidentyfikowanych fotografii...
To oczywiste.

Jednak mieliśmy nadzieję, że znajdziemy w tych stosach papierów 
COŚ
co wyrzucenia...

Nie wyrzucimy jednak kajecika oprawionego miękkim materiałem, który niegdyś, 
nawet bardzo Niegdyś,
był zielony i zdobny w złocenia, bo ...


... okazał się pamiętnikiem siostry Babci Klary, Heleny (1903-1986)
z wpisami z lat 1914-1919. Niestety większość po niemiecku, który to język jest nam
obcy :D
A swoją drogą, może ktoś pomoże nam zidentyfikować pojawiające się we wpisach miejscowości - MARIENBERG i SKOTSCHAU ?
Pradziad był kiedyś rządcą jakiegoś majątku na Morawach i Helena zaczęła edukację w szkole niemieckiej (do śmierci liczyła mrucząc tabliczkę mnożenia w tym języku :D). Może dzięki dziwczęcemu pamiętnikowi dowiemy się, gdzie to było?

Odkryliśmy też inny pożółkły kajecik.
Są w nim dziwne wyklejanki i też (chyba?) wpisy
pensjonarek (chyba?).

Na wszystkich kartach metoda ta sama - zdjęcie, a raczej widokówka pieczołowicie obklejona różnymi naklejkami i znaczkami pocztowymi.


Nie wiemy, do kogo należał.


Wszystkie wpisy datowane 1914 - 1917...

Nie.
Nie wyrzucimy.
Prawie sto lat temu jakieś tętniące życiem dłonie z przejęciem komponowały, naklejały, podpisywały. I tu wciąż  żyją. Może tylko tu?



Staliśmy się zatem posiadaczami kilkunastu różnych naklejek sławiących  C.K. austriacką ojczyznę i jej bohaterów o wątpliwej wartości realnej, za to ogromnej emocjonalnej ...


... tudzież kilkunastu pokancerowanych znaczków pocztowych z okresu I WŚ.
Co gorsze, zadrży nam ręka, kiedy najdzie nas chęć na wyrzucenie własnych podstawówkowych pamiętników, bo czemu by za kolejne sto lat nie ożyć w rękach praprawnuków?


Skoro ze wzruszeniem otwieramy dowód osobisty pradziadka Juliana wystawiony w 1931r.,...

... czy Kennkarty z odciskami palców, których już tak dawno nie można dotknąć, a innych nigdy się nie dotknęło, to nie możemy już wyrzucić dowodów osobistych naszych rodziców czy własnych...


Po Prababci została wizytówka, choć
dworu w Koszycach Wielkich p. Tarnów już nie ma. 
Ergo: nie wyrzucamy wizytówek!!!!


Nie szczeźnie w ogniu także i ten postrzępiony zeszyt.
Okazał się pieczołowicie kaligrafowanym...


... starodawnym śpiewnikiem. Pewnie Dziadka Bogusława (1883-1971). Być może z czasów studenckich, kiedy głodem przymierał, by biegać ze swymi skrzypcami do Konserwatorium? Być może z czasów, gdy uczył już muzyki w Seminarium Nauczycielskiem?
Heh, a może to śpiewnik jego ojca, Józefa, kierownika szkoły w Ochotnicy?
Trzeba by pewnie wiedzieć, do kiedy słowa grzmiącej nam swą potęgą pieśni zaczynały się
Boże, coś Rossyię ?
Pieśń ta zanotowana jest pod numerem 55.
56 to Wiersz na Murawiewa przez Stupnickiego, ...



...a 54 - Mowa X. Zawistowskiego Bernadyna ?? Anny w Krzyrowie w Królestwie Polskiem mianej 
do Kompanii Krakowskiej.
Data Mowy na zdjęciu.


Doprawdy, nie jesteśmy pewni, czyja ręka pracowicie spisała te karty. 
Czy stąd wyjmowała pióro, maczała w czarnym atramencie, by po skończonej robocie potrzepać nowy tekst piaskiem?
Pewnie nie, bo ten bibelot raczej z czasów II Rzeczypospolitej, a śpiewniczek starszy...


Musimy więc znaleźć miejsce na kolejny, mniejszy śpiewniczek czy notesik ze zbiorem przemówień na różne okazje i wzruszającym zapisem codziennych wydatków podróży rozpoczętej 12 kwietnia 1924r. z "niewiadomokąd" do Poznania (pospieszny 12,37 :DDD)
i zakończoną w Wejherowie, po 12to-etapowej wędrówce.Nie sposób zatem wyrzucić i notatnika młodzieńczego Dziadzia Wojtka, gdzie zapisy bridżowe przeplatają się z cytatami z czytanych lektur... No i co zrobić z naszymi zeszytami z piosenkami ???


Nie wyrzucimy biletu Dziadzia Wojtka do Leningradu  z 1972r., bo...


... cieszy nas przepustka graniczna Babci Klary z 1926r. :D


Nie wyrzucimy listu pięcioletniej Mamy do Dziadków, ...

... ani innych listów, których nikt przed nami nie wyrzucił, ponieważ...

ten niewyrzucony list
z (uwaga!) sierpnia 1939r. brata Pradziadka Juliana, jest dziś...

                          
... relikwią, (której kopię wraz z kilkoma skanami zdjęć przekazał na wakacjach 
nasz Najpierwszy do izby muzealnej naszego przodka), bł. Bronisława Komorowskiego, pierwszego i jedynego polskiego proboszcza w Wolnym Mieście Gdańsku aresztowanego przez hitlerowców już we wrześniu i zamęczonego przez nich.
Ten nieznany biografom Bronisława list narobił tyle zamętu, że książka o bracie pradziadka zamiast we wrześniu, ukaże się najprędzej w marcu :DDD

Mniemaliśmy, że bez drgnienia serc
pozbędziemy się książek niemieckich z końca XIX i początku XXw.!

To w większości literatura romansowa i wiersze. 
Okładki poniszczone, język nieludzki, takoż i alfabet.


Niestety!!!


Mamy związane ręce z powodu dedykacji dla prababci Berthy von Porembski !


Skapitulowaliśmy.
Nie wyrzucimy nut dziadka, choć nikt z nas nie gra na skrzypcach, ...

... ani NAWET zeszytu z przepisami kulinarnymi, pieczołowicie notowanymi w dwóch językach na początku ubiegłego wieku...

 I miliona innych papierów.

Dom zamieszkują znane i nieznane cienie, a w Święta rojno u nas i gwarno.
No, nic.
W końcu też utoniemy w śmieciach
i dołączymy do  szeregu, dopóki jakiś rozsądniejszy potomek
nie przeniesie nas do nicości. 

Wystarczy iskra...

Niby łatwo, a  jednak nie.

Bywajcie!

Właśnie po raz pierwszy z Cypriankiem spełniliśmy Noworoczny Toast 
dzieckowym "szampanikiem"
mając nadzieję, że ten rok okaże się łaskawszy dla nas.
A równo i dla Was.

("Dzieckowy" - nie - "dzieckowy" - szampan otwiera się u nas w domu szablą.)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...