Pokazywanie postów oznaczonych etykietą figi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą figi. Pokaż wszystkie posty

piątek, 11 września 2020

Niebieska książeczka i tarta z limoncello i figami




Ty mnie nie naciskaj, bo się w sobie zamknę...

Znacie ten tekst? To Osioł do Shreka.

Kto lubi być naciskany, przymuszany, zobligowany (fuj, ale to obrzydliwe słowo)?

Przymus wywołuje opór. I choć staram się być od kilku lat nie tak grzeczną dziewczynką jak kiedyś, to i tak nie jest łatwo.

Czytałyście (lub czytaliście) Magię Olewania? Jeśli nie macie problemów z olewaniem (tu aż się wewnętrznie kurczę bo grzeczna dziewczynka mówi, że "olewanie" nie to nie jest ładne słowo), to podziwiam i nieco zazdroszczę. 

Mnie kiedyś olewanie nawet by do głowy nie wpadło. 

Grzeczne dziewczynki wychowane przez grzeczne mamusie noszą grzeczne sukienki i grzecznie spuszczają oczęta. Tak mi mówiono. Jako, że naiwność to moje drugie imię, ani mi w głowie było poddawać tę zasadę w wątpliwość. Jakoś mi się w życiu udawało. Ktoś tam mnie oszukał. Ktoś inny wykorzystał moją łatwowierność. Ktoś popukał się znacząco w czoło. A ja tkwiłam na nieugiętym stanowisku, że świat jest piękny, ludzie dobrzy a jednorożce czekają za rogiem. A, i jeszcze wierzyłam, że dobro zostanie nagrodzone a zło ukarane.

Chwila przerwy, bo muszę się przestać śmiać. Z samej siebie. 

Rodzina patrzyła na mnie jak na raroga i rozciągała nade mną, na ile była w stanie, parasol ochronny.

No wypisz, wymaluj, księżniczka w wieży.

Myślę, że pewnego dnia cierpliwość moich najbliższych bliska była wyczerpaniu. Miłość miłością, wyrozumiałość jak najbardziej, ale cierpliwość to nie źródło bez dna.

Skoro logiczne argumenty trafiały w studnię, postanowili wziąć mnie sposobem...na  gwiazdkę dostałam małą niebieską książeczkę, która zmieniła moje życie.

- To można nie iść na imieniny cioci?

- Można powiedzieć "nie" koleżance, która n..ty raz z rzędu pożycza od ciebie twoją ulubioną bluzkę? 

- Można powiedzieć: "nie chce mi się" oglądać kolejną komedię romantyczną z Tomkiem Karolakiem?

O kurcze!  Nie wiedziałam. 

Spróbowałam na początek użyć słowa "nie" w domu. Nieśmiało i nieco półgębkiem. 

I wiecie co? Ziemia się nie zatrzęsła. Nikt nie skonał w męczarniach oburzony moją asertywnością. Mało tego, nikt nawet mojego "nie" nie komentował. Po prostu życie toczyło się dalej, jakby "nie" nie istniało.

Ożesz ty. Czemu ja tego nie wiedziałam wcześniej? Tyle lat zmarnowanych na byciu grzeczną. 

Koniec z tym. Teraz "nie" będę celebrować, pieścić, napawać się i dosładzać. 

Od tego postanowienia minęło sporo czasu. Po pierwszym zachłyśnięciu się wolnością, mogłam zacząć wyciągać wnioski. 

Najważniejsze to zrobić sobie listę osób, których zdanie jest dla ciebie ważne. Możecie się śmiać, ale ja nosiłam w portfelu swoją listę (krótka była). I ona przywracała mnie do pionu, kiedy martwiłam się na przykład, że nie kupiłam kalendarza od kominiarza lub prosiłam tylko o dwa plasterki szynki w sklepie.

Czy kominiarz i sklepowa są na liście? Nie? Wyrzuty sumienia niech spadają.

Po drugie trzeba być czujnym, nie przesadzić z asertywnością. Łatwo zamienić ją w arogancję. A to już całkiem przeciwległy biegun. 

Niebieska książeczka była tylko impulsem do zmian. Wszystko jak w każdej zmianie musi się zacząć w głowie. To trudne, rozumiem. Ale może czasem warto spojrzeć na świat z innej perspektywy. Może zauważymy, że jednak białe jest białe a czarne jest czarne a tęcza to wspaniałe zjawisko przyrody. 

Nagadałam się zupełnie nie na temat. O śliwkach i kiszonkach powinnam pisać. 

Najlepsze rozmowy toczą się przy stole, więc mój wstęp jest jakby uzupełnieniem stołu.

Aha, ta niebieska książeczka to Magia Olewania Sarah Knight. Polecam.

A co gotujemy?

Może dla coś słodkiego?

Wszystko w tej tarcie jest moje ulubione: kruche ciasto (MidnightCookie spróbuj choć raz), limoncello i figi. 






Tarta z limoncello i figami


ciasto kruche- składniki

90 g zamrożonego masła

50 g zimnego smalcu

200 g mąki pszennej

szczypta soli

50 g drobnego cukru

2-4 łyżki lodowatej wody

lodowate ręce


krem z limoncello - składniki

100 g stopionego i wystudzonego masła

pół szklanki kremówki

5 jajek

180 g drobnego cukru

pół szklanki limoncello

skórka otarta z jednej cytryny

pół szklanki mielonych orzechów laskowych

kilka fig pokrojonych w plasterki do położenia na górze

parę łyżek konfitury morelowej do posmarowania fig


kruche ciasto - wykonanie

Mąkę mieszamy z solą i cukrem. Mało ścieramy na grubej tarce wprost do mąki. Dorzucamy pokrojony w kostkę smalec. Kruszymy palcami do uzyskania okruchów. Wlewamy 2 łyżki wody i zagniatamy szybko ciasto w kulkę. Jeśli ciągle się sypie, dodajemy jeszcze wodę. 

Lub: wszystko ładujemy do malaksera i po minucie mamy gotową kulkę ciasta. Kulkę lekko spłaszczamy pięścią by łatwiej nam się ją wałkowało później.

Ciasto wkładamy do woreczka i do lodówki na co najmniej godzinę.

Potem wyjmujemy ciasto z lodówki i z woreczka. Kładziemy na arkuszu papieru do pieczenia i przykrywamy drugim arkuszem.

Tu następuje najtrudniejsza część przepisu. Trzeba mieć krzepę. Rozwałkowanie na placek twardej jak beton kulki nie jest łatwe (podobno można ją zetrzeć na tarce a potem przyklepać do dna). Jeśli macie pod ręką jakieś mocarne ramię, to teraz się przyda. 

Kiedy już udało wam się wypełnić formę (średnica 24 cm) wkładamy formę z ciastem na kolejne pół godziny do lodówki.

Nagrzewamy piekarnik do 200 stopni. Ciasto wyjmujemy z lodówki, przykrywamy papierem do pieczenia i wsypujemy coś by ciasto obciążyć np fasolę, groch, soczewicę, kamyczki. Nie chcemy by ciasto urosło za bardzo. Musi się przecież zmieścić w nim clou przepisu czyli limoncello.

Tak wyposażoną formę wkładamy do piekarnika i pieczemy 10 minut. Teraz zdejmujemy obciążenie z papierem i pieczemy jeszcze 10 minut. 

Wyjmujemy tartę z piekarnika i studzimy.


krem z limoncello - wykonanie

wszystkie składniki pakujemy do miski i krótko miksujemy. Wylewamy na podpieczoną tartę i pieczemy w nagrzanym do 180 stopni piekarniku 30 minut. 

Upieczoną tartę (środek nie może być płynny, może drżeć jak osika ale powinien być jednością) studzimy a potem dekorujemy plastrami fig. 

Figi smarujemy podgrzaną konfiturą morelową (bez farfocli!) i podajemy z uśmiechem.




Smacznego


sobota, 5 września 2015

Czy można zgubić sierpień? Czyli kruche oliwkowe ciasto z ricottą, figami, miodem i...brie
























Zrobiłam zakupy na wyczucie. Listę sprawunków oczywiście zostawiłam w domu. Targam siaty próbując odgrzebać w myśli kolejne punkty na liście. I mimochodem moja podświadomość rejestruje coś, co mi zdecydowanie zgrzyta w świecie zewnętrznym.
Staję i szukam źródeł tego zgrzytu. Mój wzrok pada na wystawę sklepową. Stoję i gapię się jak żona Lota. Na wystawie peleryny, chusty, kurtki, piękne spódnice w kratę i swetry, dużo swetrów.
Zaraz, zaraz, a gdzie sandałki? Gdzie podziały się kapelusze słomkowe i sukienki na ramiączkach.
Kiedy zniknęły szorty i kremy do opalania?
Przeoczyłam coś? Na pewno wyprzedaże. Na sto procent zgubiłam moment, kiedy ilość gołych brzuchów staje się odwrotnie proporcjonalna do białych bluzek.
Po odkrywczym wniosku, że w handlu zapanowała już jesień, dotarło do mnie, że na dodatek zaczął się wrzesień a z nim rok szkolny.
Coś się stało z sierpniem. Przynajmniej z moim sierpniem. Mieliście sierpień w tym roku? Może jakimś dekretem lub ustawą sierpień został w tym roku odwołany?
Proszę, pomóżcie mi znaleźć sierpień.
Nie dość, że zapominam list zakupowych, to na dodatek gubię miesiące. Pewnie nie pamiętam, ale gdzieś kiełkuje mi podejrzenie, że zgubiłam coś jeszcze.
Na szczęście przepisu na tę tartę nie zgubiłam, nie zapodział się sierpniu. Jest i mogę ją wam polecić.  


Kruche oliwkowe ciasto z ricottą, figami, miodem i...brie.

Ciasto:
75 ml oliwy z oliwek
2 szklanki mąki pszennej
pół szklanki cukru
skórka starta z jednej cytryny
1 jajko
pół łyżeczki proszku do pieczenia

nadzienie:
1 opakowanie serka ricotta
1 jajko
oraz
1 mały serek brie
kilka świeżych fig
3 łyżki płynnego miodu
garść pokruszonych orzechów np. włoskich do posypania

Praca jest zadziwiająco prosta.
Włączamy piekarnik i nastawiamy temperaturę 180 stopni.
Zaczniemy od ciasta.
Do miski wsypujemy i wlewamy wszystkie składniki i miksujemy do ich połączenia. Kiedy otrzymamy zgrabną żółtą kulę, wylepiamy nią formę na ciasto.
Nakłuwamy je widelcem i wkładamy do piekarnika na 10 minut.
Podpieczone ciasto wyjmujemy z piekarnika (nie wyłączajmy go, bo zaraz ciasto wyląduje w nim ponownie).
Do miski dajemy ser, jajko i miksujemy na gładką masę.
Podpieczone ciasto smarujemy konfiturą. Na niej rozkładamy plastry pokrojonego serka brie. Na serek dajemy warstwę ricotty. Wyrównujemy powierzchnię serka i kładziemy na nim plastry fig.
Polewamy miodem, posypujemy orzechami i wstawiamy do piekarnika na 20 minut.

Zadziwiające to ciasto. Z zaskakującym środkiem. Prawie nie wyczuwa się w nim serka, chyba, że użyjecie takiego, który już samodzielnie pełza. No i figi...marzenie.
Ale ja nie jestem obiektywna. Ja uwielbiam wszystko, co figowe.

























Smacznego bardzo

piątek, 13 marca 2015

Pożegnanie z zimą czyli ciasto biszkoptowe z masą makową z figami i musem z białej czekolady

























Rzadko się zdarza, że pracuję synchronicznie. Mam na myśli bloga. Chyba nigdy dotąd nie przygotowywałam potrawy i jednocześnie zapisywałam kolejne etapy pracy.
Zazwyczaj coś tam gotuję lub piekę a na samym szarym końcu zapisuję przepis.
Są tego oczywiste konsekwencje.
Czasami między pierwszymi dwoma etapami a trzecim upływa tyle czasu, że zapominam ile czego dałam. Lub co gorsza, zapominam co w ogóle dodałam.
Nie ma problemu kiedy korzystam z gotowego przepisu. Ale kiedy coś mi w wpadnie do głowy znienacka, w ramach radosnej twórczości, w zamian, natychmiast mi z głowy wypada konieczność zapisywania.
Potem błąka mi się po głowie niekompletny przepis. Zdjęcia są, wspomnienie również jak żywe, tylko źródła brak.
Zawsze sobie wtedy solennie obiecuję, że następnym razem oprócz noża i widelca w ręce, będę miała zatknięty za ucho ołówek.
I oczywiście na obietnicy się kończy.
Dziś był dzień przełomowy. Wszystko odbywało się równolegle i w pełnej harmonii.
Może dlatego, że każda część ciasta dawała mi chwilę wolnego w oczekiwaniu bądź na wystygnięcie, bądź upieczenie.

Co prawda nie jest to tort, a już na pewno nie ma nic wspólnego z klasyką ale takie małe odstępstwo od normy niech mi będzie wybaczone.

Chciałam się tym ciastem pożegnać z zimą. Mak jest dla mnie synonimem zimowych produktów. Nigdy nie zdarzyło mi się upiec makowca w żadnym innym miesiącu, poza zimowymi.
W spiżarni zachomikowałam dwa opakowania maku i wstydem byłoby go zmarnować.
Padło więc na ciasto makowe z puchowym czekoladowym musem, przypominającym pola w śniegu.
Mówię tym ciastem: do widzenia zimo i oby długo cię nie było.




Ciasto biszkoptowe z masą makową z figami i musem z białej czekolady

3 jajka
3 łyżki cukru pudru
1 łyżka mąki ziemniaczanej
3 łyżki mąki pszennej
szczypta soli

Masa makowa:
400 g mielonego maku
3 jajka
3,4 kostki masła, w temperaturze pokojowej
3/4 szklanki płynnego miodu
4 łyżki drobnego cukru
4 łyżki oleju
1 szklanka pokrojonych fig suszonych, migdałów i skórki pomarańczowej.

Mus z białej czekolady:

400 ml kremówki
3 tabliczki białej czekolady

Zaczynamy od przygotowania masy makowej.
Zalewamy zmielony mak wrzątkiem. Wody dolewamy stopniowo, by masa po zamieszaniu dawała się lepić w kulki (to taki rodzaj testu). Mak nie powinien być sypki ale też nie może podchodzić wodą.
Najlepiej wlejcie do maku pół szklanki wrzątku i porządnie zamieszajcie. Potem dolewajcie wodę po trochu do uzyskania odpowiedniej konsystencji.
Do masy makowej dodajemy miód, olej, bakalie. Mieszamy i studzimy.
W tym czasie ubijamy na sztywno białka. W osobnej misce miksujemy na puch masło z cukrem.
Potem dodajemy, ciągle miksując, żółtka.
Łączymy masę makową z masą jajeczną (łyżką) i bardzo ostrożnie i delikatnie dodajemy ubite białka.
Wykładamy masę makową na blaszkę, wyłożoną papierem do pieczenia i wstawiamy na 35-40 minut do piekarnika.
Kiedy mak się piecze przygotowujemy biszkopt.

Oddzielamy białka od żółtek. Ubijamy białka na pianę i dodajemy cukier. Potem wlewamy po kolei żółtka. Wyłączamy mikser i delikatnie, łyżką, dosypujemy przesiane przez sito mąki. Krótko mieszamy.
Wyjmujemy podpieczony makowiec z pieca (nie wyłączamy go) i na gorące ciasto wlewamy biszkopt. Wyrównujemy powierzchnię i wkładamy do piekarnika na 7-10 minut.
Upieczone ciasto wyjmujemy z piekarnika i studzimy.

Kiedy ciasto jest zupełnie zimne, kładziemy na nim np deskę do krojenia i delikatnie przewracamy na plecki. Takie upside down. Biszkopt stanowi teraz dolną część ciasta a makowiec leży na biszkopcie.

Czas  na trzecią warstwę ciasta czyli mus z białej czekolady.

200 ml kremówki wlewamy do garnuszka i mocno podgrzewamy. Nie zagotowujemy. Zdejmujemy gorącą śmietanę z pieca i wrzucamy do niej połamaną czekoladę. Mieszamy aż się cała nie rozpuści. Studzimy.
Ubijamy pozostałą kremówkę i łączymy, łyżka po łyżce, z płynną ale zimną czekoladą.
Wylewamy mus na makowiec i schładzamy kilka godzin w lodówce.
Dekorujemy np suszonymi figami.

Wszystko wygląda jak zimowy, przysypany śniegiem, zmrożony szronem pejzaż.
Piękny ale już należący do przeszłości.




Smacznego


środa, 21 stycznia 2015

Chleb na pszennym zakwasie z orzechami i figą czyli trup w szafie

























Kim chcą być dzieci kiedy dorosną?
Postawię wszystkie moje filiżanki, że każdemu z nas zadano kiedyś to pytanie.
Kosmonautą, kapitanem Żbikiem, Indianą Jonesem, strażakiem, kucykiem Pony, paleontologiem, gwiazdą, piosenkarką, modelką i tak dalej, i tak dalej.
Abstrahując od tego, że zazwyczaj wymarzone zawody są rodzaju męskiego (gender się kłania), to nie pamiętam, żeby ktokolwiek marzył o zostaniu księgowym, górnikiem, pomywaczem czy sekretarką. 
A teraz przypomnijcie sobie kim chcieliście być wy.
Ja, po etapie fascynacji Jankiem Kosem i kapitanem Żbikiem, chciałam zostać genetykiem (od czasu, kiedy umiałam wymówić to słowo),
A kim jestem dziś?
Na pewno nie biegam z bronią, nie szukam Graala i nie jestem muzą Lagerfelda. I na pewno nie kroję DNA.
Spotkałam ostatnio kogoś, kogo nie widziałam....oj długo. W czasach naszych ożywionych kontaktów podobno czesaliśmy włosy na panka i nosili gustowne obroże. Okazjonalnie, oczywiście.
Pamięć robi zaskakujące fikołki. Działa wybiórczo. Skupia się na tym co dla nas akceptowalne. Pomija to, co niewygodne. Spotkanie po latach zawsze grozi wskrzeszeniem tego, co zakopane, pochowane, zapomniane. Instynkt samozachowawczy w tym przypadku robi co może, żeby ocalić dobre zdanie o samym sobie. A i tak istnieje prawdopodobieństwo, że jakiś trup z szafy wypadnie.
Żebym ja biegała po mieście zakuta w skóry i kajdany? Z włosem metrowej długości, postawionym na wodzie z cukrem?
Wyparłam te wspomnienia ale spotkanie po latach anulowało moje wyparcie. A co gorsza, ja naprawdę nie pamiętam pankowego epizodu w moim życiu. Posiadanie glanów i skórzanej kurtki nie czyni z grzecznej uczennicy panka. Swoją drogą ile jeszcze ciekawostek z mojego życia siedzi zamkniętych szufladach pamięci.
Nie jestem przypadkiem odosobnionym. Nasz klasowy buntownik dziś jest profesjonalnym pielęgniarzem. Najgrzeczniejsza uczennica trafiła na niezbyt grzecznego partnera i zamiast pracować nad uratowaniem świata od głodu, walczy z wychowaniem samotnie siedmiorga dzieci.
Nasz wiecznie „odleciany” hipis w zgodzie z „dress codem” zamiast skóry ma na sobie gustowny garnitur i zatrudnia kierowcę. Czy pamięta o swoich lewicowych teoriach?
Tylko jedno z nas nie zmieniło swojego planu na życie. Ksiądz. Kolega, który od zawsze zapowiadał się na księdza jest nim dzisiaj. Aż boję się wyciągać wnioski.

A co z moją genetyką? Pozostaje mi mieć nadzieję na kolejne wcielenie, bo jeżeli chodzi o krzyżowanie czegokolwiek, najlepiej wychodzi mi krzyżowanie nóg pod stołem.
Czy żałuję? Nigdy w życiu! Nikt mi nie może zagwarantować, że w innej rzeczywistości byłabym szczęśliwsza. A co ważniejsze, nie zamieniłabym mojego życia na żadne inne. Koniec.

Aby uspokoić skołatane nerwy i przetrawić nagłe zderzenie z przeszłością wyjęłam z szafki mąkę, wyłuskałam ostatnie orzechy z pudełka i zagniotłam chleb.
Gdyby mi ktoś w czasach „chleba z giganta” i kamiennych bułek kajzerek powiedział, że będę piekła własny chleb, to kazałabym mu stuknąć się w głowę.
Mnóstwo jest niespodzianek w życiu.
Dziś zapraszam do umączonego stołu. Mąka w dłoń i pieczemy...



Chleb z figami i orzechami na pszennym zakwasie

Zaczyn zrobiony wieczorem:

100 g mąki pszennej
60 g letniej wody
30 g pszennego zakwasu
Mieszamy wszystko razem, przykrywamy i zostawiamy w spokoju do następnego dnia czyli na 12 -16 godzin.

Kolejnego dnia do miski sypiemy:

280 g mąki pszennej chlebowej
130 g mąki pszennej razowej
310 g wody
8 g soli
pół szklanki uprażonych i wystudzonych orzechów włoskich
pół szklanki pokrojonych w paski suszonych fig
cały zaczyn z poprzedniego dnia

Żadnych komplikacji tu nie ma. Mieszamy mąki, zaczyn i wodę i wyrabiamy około 5-6 minut. Potem dorzucamy orzechy, figi i sól i wyrabiamy jeszcze 3-4 minuty
Jeżeli ciasto jest bardzo zwarte, dodajemy ociupinkę wody.

W ogóle, z wodą i chlebem sprawa jest śliska, ponieważ są dni kiedy ilość wody dodawana do ciasta bywa różna. Podobno znaczenie ma wilgotność mąki, powietrza i kwadra księżyca.
Na pewno czasem wystarczy ilość podana w przepisie a innym razem tej wody jest za dużo.
To jedyne zawirowanie w pieczeniu chleba. Znalazłam na to radę. Wlewam wodę partiami.

Wyrobione ciasto wkładamy do miski wysmarowanej oliwą. Przykrywamy miskę folią i pozwalamy mu wyrosnąć. Trwa to około 2 godzin i my w tym czasie składamy ciasto trzy razy.
Kiedy ciasto podwoi swoją objętość, przekładamy je do koszyczka do wyrastania.
Znów przykrywamy je folią i czekamy aż zdecydowanie urośnie. Zazwyczaj trwa to 1,5 godziny.

Rozgrzewamy piekarnik do 225 stopni. Chleb przekładamy z koszyka na blaszkę i pieczemy 15 minut. Po tym czasie zmniejszamy temperaturę do 215 stopni i pieczemy jeszcze 25-30 minut.

Po upieczeniu wyjmujemy chleb z pieca i czekamy aż ostygnie.
































Nie ma to jak upiec własnoręcznie chleb.
Mała rzecz a cieszy.


Smacznego

wtorek, 19 sierpnia 2014

Czekając na zmianę klimatu czyli konfitura figowa
























Ile potrzebujemy tych pomidorów? A buraki okrągłe czy podłużne? Jedna wiązka czosnku czy dwie? Maliny w tym roku przerabiamy w konfiturę czy tylko zjadamy?
Każdy wyjazd na targ to odpowiadanie na niekończące się pytania. Po co ja znowu targam te ogórki? Przecież już tydzień temu obiecałam sobie, że w tym roku ani słoika.
Tak, widzę, że tam w koszyku leży piękna aronia. Udaję, że jej nie widziałam. Nie robię nalewki aroniowej i już.
Niestety, za chwilę poddaję się widząc kopiec papryk. Jak się tu oprzeć takim pięknościom. Przecież leczo trzeba zrobić. Do niego potrzebna jest cukinia, i pomidory, i czosnek, i cebula, i może małe chilli? Zanurkowałam w stragany i targam siaty z całym tym sierpniowym dobrem.
Jak co roku. Pcham potem słoiki do szafy i marudzę, że miejsca mało. I pytam samą siebie po co mi to było.
Do wielu przetworów podchodzę z entuzjazmem, ale naprawdę niecierpliwie czekam na figi. Niestety, na tagu ich nie znajdę. Muszę czekać aż na niektórych miejskich straganach pojawią się te fioletowe słodkie maleństwa.
Z nadzieją słucham proroctw klimatologów i czekam na dzień, kiedy w ogródku wyrośnie mi drzewko figowe. Jeszcze kilka takich zim jak ostatnia, i będę spokojna o moje przyszłe figowe zbiory. Posadzę same figi zamiast śliwek i jabłek. Albo, jeszcze lepiej, obok nich.
Na razie jednak, zanim dotrze do nas klimat toskański trzeba czekać aż ktoś figi przywiezie.
Wtedy zdrowy rozsądek idzie w kąt a portfel przechodzi kurację odchudzającą.
Troszkę oszukuję moje konfitury figowe, bo dodaję do nich gruszek. Ale i tak uważam je za skończone doskonałości. Kiedy sama będę zrywać figi koszami, gruszki nie będą im towarzyszyć.
Będą tylko figi i same figi. Och, marzenia...

























konfitura figowa z gruszkowym elementem
(efektem jest około 700 ml konfitury)

pół kilograma dojrzałych fig
pół kilograma dojrzałych gruszek
300 g cukru
sok z jednej cytryny
50 ml wody różanej (niekoniecznie)

Do garnka z grubym dnem wkładamy figi pokrojone na ćwiartki i obrane ze skóry gruszki w cząstkach. Zasypujemy je cukrem i wlewamy sok z cytryny. Delikatnie potrząsamy i zostawiamy na 2 godziny.
Potem stawiamy garnek na małym ogniu i powoli doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy 10 minut i zdejmujemy z ognia. Studzimy i zostawiamy na noc przykryte w chłodnym miejscu.
Następnego dnia znów smażymy konfitury około 10 minut aż zgęstnieją. Wlewamy wodę różaną i mieszamy. Jeżeli zgęstniały są gotowe do zapakowania w słoiki.
Słoiki zakręcamy i pasteryzujemy konfiturę bądź z kąpieli wodnej 10 minut, bądź w piekarniku na sucho.
Opisujemy słoiki i z satysfakcją stawiamy na półce.




Smacznego  

piątek, 11 stycznia 2013

Sernik figowy i zimowe fanaberie







Po ostatniej angielskiej inwazji zostały mi w głowie nowe słówka, w spiżarni zapas warzyw, a w lodówce dwie półki serów wszelakiego rodzaju. Po generalnym przeglądzie wytypowałam sery, które lada moment mogą zacząć żyć własnym serowym życiem. A wymaszerowywujące z lodówki ricotta i mascarpone, to ostatnie, co chciałabym zobaczyć. Stiltony i cheddary mogą jeszcze poczekać, ale Włochów czas nadszedł już dziś.
Sernik jest wytworem uniwersalnym. Jego zrobienie nie dość, że nie wymaga żadnych umiejętności, to na dodatek składniki są prozaiczne.
Skoro jest tak prosto, to po co komplikować?
Ha. Przekora. To właściwa odpowiedź. Natura ludzka już taka jest. Przekorna.
Czego nie widziałam w sklepach a mogłabym użyć do sernika?



Była taka bajka o złej (a była jakaś dobra?) macosze, która kazała biednej sierotce przynieść koszyczek malin w grudniu.
W dzisiejszych czasach sierotka nie mrugnęłaby okiem na takie represje, tylko migiem poleciała do marketu. Maliny, truskawki, morele, śliwki. Czy ktoś zaczął współczuć sierotce?
Ciężki jest los macoch. Jakie zadanie, niemożliwe do  zrealizowania, wymyślić dla sierotki? Może figi?
Świeże! W grudniu to chyba dobry pomysł, żeby pogrążyć spryciarę sierotkę?  I gwarantujący porażkę.
Nic z tego moi Państwo. Chcesz figi? Proszę bardzo – czekają.
Będąc macochą poszłabym na terapię.



Sernik figowy
(dla formy o średnicy 18 cm)

Spód:
100 g ciastek digestive
6 sztuk suszonych fig
100 g masła

Masa serowa:
250 g ricotty
250 g mascarpone
4 jajka
2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
¾ szklanki drobnego cukru
1 laska wanilii
3  figi (mogą być świeże lub suszone)

Polewa
6 suszonych fig
Szklanka czerwonego wina
2 łyżki cukru

Zaczniemy od przygotowania spodu. Figom obcinamy twarde ogonki. Kroimy figi na kawałki. Do blendera wkładamy ciastka i figi i miksujemy do uzyskania figowo - ciasteczkowego piasku. Topimy masło i mieszamy z okruchami. Wylepiamy ciastem dno formy i odstawiamy do lodówki.
Włączamy piekarnik, bo od teraz pójdzie błyskawicznie. Nastawiamy temperaturę 170 stopni.
Do misy wkładamy oba rodzaje sera, wsypujemy cukier. Laskę wanilii rozcinamy na pół i nożem wyskrobujemy ziarenka. Nie wyrzucajcie pustego strączka. Pokrójcie go na dwa, trzy kawałki, włóżcie do małego słoiczka i zasypcie cukrem. Po dwóch dniach będziecie mieli swój cukier waniliowy.
Ziarenka wanilii dodajemy do serów. Miksujemy krótko, tylko do połączenia się składników.
W osobnej misce rozbijamy jaka. Lekko je mącimy. Dodajemy po trochu do miksowanych serów. Na końcu dosypujemy mąkę ziemniaczaną. Miksujemy.
Wlewamy do formy wyjętej z lodówki. Figi kroimy na cienkie plasterki i wkładamy do masy serowej.

Jestem zwolennikiem pieczenia serników w kąpieli wodnej. Ta metoda gwarantuje, że sernik będzie jedwabisty i kremowy.

Formę z naszym sernikiem owijamy z zewnątrz dokładnie folią aluminiową. Wstawiamy go do większej foremki. Wlewamy do  niej wrzącej wody i wszystko razem pakujemy do piekarnika.
Pieczemy sernik godzinę i kwadrans. Tyle piekł się mój egzemplarz. Pozwalamy mu wystygnąć w piekarniku.
Kiedy wystygnie, chowamy go do lodówki.



Kolejnego dnia zrobiłam polewę figową.
Do garnuszka wlewamy wino, sypiemy cukier i dodajemy pokrojone figi. Po 20 minutach wino powinno się odparować a figi zmięknąć. Miksujemy wszystko i chłodną polewą smarujemy sernik

Jeszcze tylko kilka świeżych fig do dekoracji i każda macocha byłaby zadowolona.



Smacznego

sobota, 15 października 2011

Patent na gwiazdkę z nieba czyli deser figowy




Z deserami jest tak, że nie zawsze je robimy, ale zawsze chętnie jemy. Nie mam na myśli ciasta. Raczej myślę o słodkiej galanterii. O czymś, co jest taką wisienką na torcie, rodzajem kropki nad "i". Takie drobiażdżki maskują czasami niezbyt udane danie główne, lub podkreślają wartość całości. Deser powinien sprawić, że MMŻ już w trakcie degustacji obieca wam gwiazdkę z nieba a kobiety was znienawidzą. Czyli, krótko mówiąc, oszałamiać. I sedno sprawy nie polega na ilości czasu, spędzonego nad wymyślnym przepisem. Ma być prosto acz efektownie. Bardzo lubię figi. Uważam, że zarówno ich powierzchowność, jak soczyste wnętrze prowokują do wykorzystania. Są nie tylko bardzo fotogeniczne ale i smakowite. Lubię je świeże i suszone. Późnym latem i jesienią pojawiają się wyjątkowo piękne w sklepach. Niestety, nie rosną w naszych sadach. Przynajmniej nie w moim, ale kto wie. Może kiedyś, w Toskanii. Na razie, zagłuszając ekologiczne wyrzuty sumienia (figi trzeba przywieźć z Włoch lub Grecji), dając się ponieść łakomstwu, postanowiłam zadowolić i siebie, i gości.
Żeby zrobić ten deser, musicie się przygotować. Chyba, że macie zwyczaj przechowywać na codzień w lodówce figi, mascarpone, kawior i Moet Chandon. W takim razie, gratulacje. W innym przypadku, czekają was zakupy. Ale one są jedynym wysiłkiem, jaki was czeka. Potem są już tylko przyjemności. W przepisie jest mowa o dwóch składnikach, które mogą was zaniepokoić ; o  wodzie pomarańczowej i wodzie różanej. Jeśli ich nie macie, użyjcie paru kropel soku z cytryny lub pomarańczy, oraz startej z nich skórki. Będzie to wariacja na temat. A wyżej wspomniane wody na pewno znajdziecie w internecie. Przydadzą się w innych przepisach.



Figi z mascarpone
(dla 4 osób)

4 figi
4 łyżki mascarpone
2 łyżki cukru pudru
1 łyżka brązowego cukru muscavado
pół łyżeczki cynamonu
parę kropel wody różanej
parę kropel wody pomarańczowej
parę kropel octu figowego
pół szklanki kremówki

Najpierw rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni. Dobrze, jeśli mamy funkcję grill. Figi rozkrawamy na cztery części. Robimy to tak, by się nie rozpadły. Najlepiej nóż doprowadzić do połowy wysokości owocu, a potem rozchylić na ćwiartki. Ma to z grubsza przypominać rozchylający się kwiat. Figi wkładamy do żaroodpornego naczynia i 20 minut podpiekamy owoce w piekarniku. W czasie, kiedy figi się pieką, my przygotowujemy sos. W rondelku rozgrzewamy śmietanę i rozpuszczamy w niej muscavado. Dodajemy cynamon i pozwalamy się pogotować. Jeśli sos zgęstniał, dolewamy wodę różaną i pomarańczową. Pamiętajcie, co powiedziałam wcześniej o zastąpieniu ich skórką z cytryny lub limonki.
Mieszamy sos i zdejmujemy z pieca. Na koniec dodajemy ostatni składnik, czyli parę kropel octu figowego. Jego użycie nieco przełamie słodki smak sosu.
Do serka mascarpone dodajemy cukier puder i mieszamy.
Wyjmujemy figi z piekarnika na wcześniej przygotowane talerzyki. Do środka nakładamy łyżkę mascarpone. Całość polewamy gorącym sosem cynamonowym. Dekorujemy np gałązką melisy. Deser jest przesłodki z niepokojącą nutką kwiatowej kwaśności . Pycha.
Czekam teraz na obiecaną gwiazdkę z nieba.



A wam życzę i smacznego, i snów o figowej Toskanii