Oto Kitty o której wspominałam, drugą piniatę robiło się o wiele lepiej, jednak trening czyni mistrza ;)
W plenerze prezentowała się jeszcze lepiej :) ale tylko przez chwilę :)
Po kilku uderzeniach dzieciaki mogły rzucić się na "spadające z nieba" cukierki.
Gdyby któraś z Was się zdecydowała robić to
Po pierwsze...
zacznijcie tydzień wcześniej, piniata długo schnie, ja zaczynałam w poniedziałek (urodziny w niedzielę), a dopiero ok czwartku mogłam ozdabiać bibułą, a i po ozdobieniu klej musi porządnie wyschnąć.
Po drugie...
żeby piniata wyszła okrągła, a nie jajowata jak balon zróbcie ją na piłce plażowej takiej dmuchanej :) tylko sprawdźcie czy nie schodzi z niej powietrze bo nerwy gwarantowane ;)
Po trzecie...
otwór na cukierki zostawcie jak najmniejszy, tak aby dało się tylko wyjąć piłkę ze środka, później o wiele łatwiej dorobić "tupecik".
...........................................
jedno jest pewne - WARTO się troszkę z tym pobawić, bo radość dzieciaków jest przeogromna :D
........................................
Miłego dnia :D