Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 5 sierpnia 2014

Kamienista ziemia - Bernhard Jaumann - recenzja

,,Kamienista ziemia” autorstwa Bernharda Jaumanna, urodzonego w 1957 roku Bawarczyka, to druga książka z serii o inspektor Clemencii Garises. Poprzednia część, czyli ,,Godzina szakala” wydana w 2010 roku zdobyła Niemiecką Nagrodę Kryminalną.

Akcja książki rozgrywa się w Namibii. Na farmie należącej do jednej z niemieckich rodzin doszło do tragedii. Podczas próby kradzieży zginął właściciel farmy, a jego syn został porwany. Zaistniała sytuacja podburza i tak napięte już relacje miedzy czarnymi i białymi, którym grozi wywłaszczenie i nękani są napadami. Największym przestępcą jest oczywiście czarnoskóry, nawet jeśli niczemu nie zawinił. Protesty społeczne i groźba rozlewu krwi sprawiły, że rozwiązanie sprawy morderstwa na farmie Steinland stało się niezwykle ważne. Inspektor Clemencia Garises, czarnoskóra policjantka z Windhuku, musi jak najszybciej dowiedzieć się, co tak naprawdę zaszło w noc morderstwa, zwłaszcza gdy okazało się, że jej brat Melvin może być w to zamieszany. Pozostanie jednak profesjonalistką, podczas gdy wolność brata staje pod znakiem zapytania, może być trudne.

W ,,Kamienistej ziemi’’ niezwykle ważną rolę odgrywa sytuacja społeczna, która jest czymś więcej, niż tłem książki. Nieustanny konflikt białych i czarnych nie jest bez znaczenia także w samej sprawie morderstwa. Obyczaje i codzienność Namibii odbiegają od tego, do czego przyzwyczajeni jesteśmy w Europie, co sprawia, że książka jest ciekawa nie tylko jako kryminał. To również szansa na dowiedzenie się czegoś więcej o odmiennej kulturze i ludziach żyjących w Namibii.

Clemencia Garises jest wyjątkowo ciekawą postacią. Z jednej strony jest niezwykle profesjonalną i twardą policjantką, na dodatek czarnoskórą, co w połączeniu z byciem kobietą, zmusza ją do pracy na sto procent swoich możliwości, aby udowodnić swoją wartość i równość wobec kolegów z pracy.  Z drugiej jednak strony jest  jednak bardzo rodzinna i byłaby gotowa wiele poświęcić dla bliskich, nawet własną karierę, która jest dla niej niezwykle ważna. Gdy w grę wchodzi rodzina, Clemencia nie zastanawia się dwa razy nad tym, czy powinna pomóc, po prostu to robi i jest świadoma konsekwencji, które może ponieść.

,,Kamienista ziemia” to bardzo dobry kryminał przesiąknięty niepowtarzalnym klimatem Namibii. Zagadka morderstwa jest ciekawa i złożona, daleko jej do banału. Tak jak z początku wdrożenie się w historię ze względu na dziwne nazwy i słowa, może być nieco trudne, tak po kilkunastu stronach można się już naprawdę porządnie wciągnąć. Jaumann łącząc trudny konflikt społeczny z morderstwem, polityką i niezbyt nachalnym wątkiem obyczajowym, stworzył powieść wartą przeczytania. 

Anna Bellon

Za książkę dziękujemy Wydawnictwu:

czwartek, 31 lipca 2014

U progu zagłady - Martin Zelenay - recenzja

"A ty mówisz
wciąż mówisz i potarzasz, mój przyjacielu
że nadal nie wierzysz
że jesteśmy u progu zagłady”

O agentach USA powstało już kilka filmów oraz książek. Jest to temat trudny do wyczerpania, cały czas w naszej rzeczywistości pojawiają się doniesienia o śledztwach, amerykańskim szpiegostwie, wojnie w Iraku, podsłuchach i możliwościach, jakimi dysponuje ich rząd. Ameryka ciągle narażona jest na ataki terrorystyczne, dlatego musi posiadać ekspertów, którzy zajmują się ich jak najszybszym zapobieganiem. Nawet jeśli atak nie dotyczy ich kraju, gdy celem jest inne państwo, równie potężne i ważne dla całego świata. Zwłaszcza katolickiego.

Fabuła książki „U progu zagłady” ukazuje świat niedostępny dla zwykłego obywatela – świat, w którym zwalcza się przestępczość. Ważna jest tutaj polityka prewencyjna, przeciwdziałanie terrorystom, zanim ich cel zostanie osiągnięty. Często nie jesteśmy świadomi, że obok nas prowadzona jest operacja mająca na celu przechwycenie bomby. Może i dobrze, bo chyba każdy popadłby w paranoję. Z drugiej strony musimy zaufać służbą bezpieczeństwa, uwierzyć, że będą w stanie uporać się z zagrożeniem. ZeLenay uświadamia nam, że ryzyko istnieje – nawet w tej sekundzie jakaś grupa terrorystyczna może przygotowywać swój plan ataku, a nawet go realizować. Przerażające? Zdecydowanie ta myśl wzbudza niepokój, ale również niepewność, bo niestety nie jesteśmy tajnymi agentami CIA i nie możemy nic z tym zrobić. Chyba że ktoś z Was coś ukrywa?

Martin ZeLenay zanany jest ze swojej debiutanckiej książki „Tajny raport Millingtona” - kontynuacją tej powieści jest „U progu zagłady”, choć moim zdaniem nie trzeba czytać pierwszej części, aby zrozumieć następną. Sam autor jest jedną, wielką tajemnicą. Z pewnością wpisuje się w świat, o którym opowiada. ZeLenay to Amerykanin, z pochodzenia Polak. Pisze pod pseudonimem, ponieważ nie może zdradzić swojej prawdziwej tożsamości. Jego historia robi się coraz ciekawsza, gdy dowiadujemy się, że jest konsultantem CIA i że współpracuje z wywiadem. Wcześniej, dzięki swojemu zamiłowaniu do historii sztuki i wykształceniu w tej dziedzinie został wciągnięty w tajną operację i widać, że życie „tajniaka” mu zasmakowało. Można powiedzieć, że pisząc tę książkę, jak i poprzednią był doskonale świadomy i zorientowany w przedstawianych wydarzeniach. Mnie zaintrygowała jego krótka i utajniona historia, w sumie to nawet nie wiemy, czy Martin rzeczywiście jest kobietą. Widzę go w jednej z bohaterek „U progu zagłady” - Marii, mieszkance Rzymu, genialnej historyczce sztuki, która oczywiście zostaje wplątana w tajną operację.

Ta pozycja zainteresowała mnie swoją fabułą, opisuje rzeczywistość dla mnie niedostępną, ale przez to intrygującą i wzbudzającą dreszczyk emocji. W historii przedstawione są wydarzenia, które już się odbyły, głównym wątkiem jest Watykan i wybór nowego papieża. Zacznijmy jednak od początku, czyli Najwybitniejszego Przywódcy i jego planów ataku na stolicę chrześcijan. Akcja skupia się na podróży Paka Li, którego zadaniem jest umieszczenie ładunku nuklearnego w pobliżu Watykanu. Bez świadków, bez kompromisów i bez przecieku informacji. Korea Północna stanowi zagrożenie dla całego świata, reżim, który tam powstał, może obalić nawet najpotężniejsze mocarstwa. Najwybitniejszy dysponuje niebezpiecznymi ludźmi i środkami, posiada też zbyt wysokie mniemanie o sobie, jest również niestabilny psychicznie, co stanowi iście wybuchową mieszankę. Na trop radioaktywnej przesyłki wpada rząd Amerykański, ale też Rosyjski – generał Babikow z zainteresowaniem przygląda się akcji prowadzonej przez Paka Li. Książka ukazuje nam dwie perspektywy – działania tajnej agencji Jasona Millingtona, jak i samych terrorystów. Dobrych i złych – choć muszę przyznać, że ci drudzy są bardziej wyraziści i lepiej zarysowani przez ZeLenay'a. Frank Shepard w tej części jest przechodzącym na emeryturę oficerem jednostki. Wraca do rodziny, którą zaniedbał i którą próbuje poznać na nowo. Jego żona Susan przekonuje go do wakacji w Grecji, gdzie zostaje wplątany w działania agencji CIA. Razem z bohaterami przemieszczamy się po Korei Północnej, Ameryce, Grecji, Włoszech czy nawet Rosji. Postaci i miejsc ukazanych w książce jest bardzo wiele. Emocje gwarantowane, do końca nie wiadomo czy Towarzysz Pak Li wypełni swoją misję dostarczenia ładunku do Watykanu.

Podoba mi się to, że akcja opiera się na aktualnych wydarzeniach. Książka nabiera realizmu

i składania do rozmyślań. Dużo przedstawionych sytuacji miało miejsce, niektóre fakty są naciągnięte na potrzeby fabuły, ale i tak powieść jest niezwykle autentyczna. Możemy też poznać pracę agenta „od kuchni” - ich specyficzny język, zwroty, którymi się posługują, tryb pracy i osoby, które zajmują określone stanowiska i ponoszą ogromną odpowiedzialność – od nich zależy życie milionów ludzi. Lubię czytać o historii Polski, więc spodobało mi się przywołanie w książce historii Kuklińskiego, Jana Pawła II i ich znaczenia dla II wojny światowej. Oprócz wątków historycznych duże znaczenie odgrywa w tej pozycji sztuka, literatura, np. jeden z bohaterów jest fanem Szekspira i cały czas cytuje jego dzieła. Widać, że autor zna się na sztuce – jest ona istotna, bardzo szczegółowo i wnikliwie przedstawiona. Dla fanów malarstwa jest nie lada gratką w książce sensacyjnej znaleźć tyle rozważań na temat futurystów, ikon, obrazów. Jako amatorka w tej dziedzinie muszę przyznać, że zainteresował mnie ten wątek i stałam się również bogatsza o wiele informacji z dziedziny sztuki, kultury, historii, obyczajów panujących we Włoszech, jak i nawet polityki i pracy policji w Grecji. Książka jest niezwykle wielotematyczna, a przez to pouczająca.

„Ci Włosi się tak wszystkim podniecają: futbol, polityka, a teraz papież!”

W tym katalogu postaci pojawia się kilka, które mnie zauroczyły. Niejaki Tom Woodrich, pseudonim „Harry Potter”, wyróżniają go urocze słowotoki, ale jest też genialnym analitykiem

i mózgiem agencji. Nieokiełznana Helen Stefanko, która od lat pracuje dla Białego Domu, tworząc trafne analizy psychologiczne największych zbrodniarzy. Reginald – agent znający na pamięć dzieła Szekspira, jak i Jason Millington wzbudzający respekt swoimi osiągnięciami, który jest też wyraźnym autorytetem w agencji.

„Bez sztuki życie jest jedynie wstawaniem i kładzeniem się spać”

Niestety wielość wątków, postaci w efekcie końcowym bardziej zaszkodziła książce, niż jej pomogła. Trzeba się naprawdę skupić, aby wszystko należycie zrozumieć. Akcja jest bardzo skomplikowana, każdy rozdział zawiera kilka perspektyw – mamy przejście na Franka, zaraz na Millingtona, na Najwybitniejszego Przywódcę, Paka Li, z kolei zaraz na Włochy i historyczkę sztuki Marię, pojawia się też Susan, jak i wiele innych bohaterów. Gdyby te wszystkie wątki ułożyć bardziej schematycznie, pogrupować je, to może sama akcja byłaby bardziej płynna. Tymczasem mamy ogromny kocioł, wydarzenia następują po sobie chaotycznie, cały czas pojawiają się nowe postacie, które autor przybliża nam szczegółowo, moim zdaniem mieszając nam tym trochę w głowach. W książce nie ma po prostu głównego bohatera, co sprawia, że postać Franka, Jasona, Paka Li nie jest wykorzystana do końca. Co więcej, Frank gdzieś w połowie staje się mniej ważny, umyka nam w natłoku szybko następujących po sobie wydarzeń. Potencjał jest tutaj ogromny, jednak można zauważyć zbyt dużą ilość informacji, którą nie jesteśmy w stanie przetworzyć. Może dobrym wyjście byłoby rozbicie książki na dwie części? Albo stworzenie tylko dwóch perspektyw: Franka i Paka Li.

„U progu zagłady” to powieść sensacyjna, jednak nie spodziewajcie się, że akcja będzie dynamiczna od pierwszej strony. Czytając, musicie być cierpliwi, bo wydarzenia nabierają tempa gdzieś pod koniec, gdy coś zaczyna się rzeczywiście dziać. Początek to układy, snucie planów, szczegółowe przedstawienie obu stron, ich przeszłości, jak i przeskakiwanie z bohatera na bohatera, z miejsca na miejsce. Trzeba jednak oddać honor autorowi, że był w stanie połapać się w tak dużej ilości wątków. Mimo wszystko nie zgubił tego głównego tematu, jak i „przypadkiem” nie pomieszał jakichś faktów.

Dobrym rozwiązaniem w książce są przypisy, które tłumaczą wiele określeń, nazw niezrozumiałych dla przeciętnego czytelnika. Jedynie mam małe zastrzeżenie odnośnie do wypowiedzi, które pojawiały się w języku rosyjskim. Również powinny zostać przetłumaczone, ponieważ nie każdy zna ten język.

Autor bardzo swobodnie pisze, przy tak skomplikowanej tematyce udało mu się zachować lekkość. Czyta się przyjemnie, choć trzeba się naprawdę wgryźć, aby nie utracić wątku. Brak tutaj płynności przez bardzo szybkie przeskakiwanie do kolejnych scen i bohaterów. Nie jesteśmy w stanie zbudować całego obrazu tej książki, bo przytłaczają nas coraz to nowsze postacie, miejsca. Mimo tych uwag to „U progu zagłady” jest bardzo dobrze napisaną powieścią, choć można odczuć przesyt rozbudowaną fabułą.

Książka jest pełna scen, które wywołują uśmiech – nie jest to bezpośredni humor, po którym będziesz śmiać się do rozpuku – fabuła posiada kilka ukrytych żartów, niektóre postacie są specyficzne i zabawne w swojej wyjątkowości. Szczególnie pod koniec, gdy drużyna Franka zaczyna realnie działać, dochodzi do kilku zabawnych sytuacji.

„Tak... wojna uczy dokładności, przegrana wojna uczy precyzji”.

Powieść Martina ZeLenay'a jest idealna dla osób interesujących się wywiadem amerykańskim, jak

i samym rządem USA. W sam raz dla fanów opowieści szpiegowskich. Ciekawe ukazany jest reżim, jako pełen niezdrowego fanatyzmu, jak i przerażających możliwości. Jeśli odnajdujecie się

w thrillerach, lubicie trochę szybszej akcji, ale również pełnej zawiłości, niedomówień

i nieoczekiwanych zwrotów wydarzeń, to polecam „U progu zagłady”. Książka ukazuje nam pewne realia działania agentów CIA, uświadamia również, że wielu niebezpieczeństw nie jesteśmy świadomi, jak i tego, że wojna w każdej chwili może wybuchnąć.

Jest to solidna pozycja, powiedziałabym też, że stanowi ciekawe rozwinięcie pierwszej części.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję:
Wydawnictwu Znak

Gabriela Rutana


                                                               Za książkę dziękujemy:




Laura - J.K. Johansson - recenzja

Na bogatym rynku kryminałów, z których każdy zachęca do czytania niewyjaśnianą zagadką i zbrodniczą atmosferą, czasami trudno wyłowić świetny tytuł – ale od czego są chwyty marketingowe? Do promocji „Laury” nie posłużyło szumne obwieszczenie autora powieści kolejnym królem skandynawskiego kryminału, a serial z lat 90. – „Miasteczko Twin  Peaks”. Jednak każdy, kto chociaż raz obejrzał „Miasteczko Twin Peaks”, nie znajdzie w „Laurze” najmniejszej cząstki tamtego klimatu. Twin Peaks cechowała specyficzna aura niewyjaśnianych tajemnic. To gęsto utkana sieć związków między charakterystycznymi, często enigmatycznymi postaciami. A Palokaski? W Palokaski wieje nudą.

Tylko imię Laura łączy Palokaski z Twin Peaks. Fińska Laura zaginęła po weekendowej imprezie i nie wiadomo, co się z nią stało, natomiast amerykańska Laura została znaleziona martwa. Oczywiście wizerunek idealnej córki zostanie zbrukany przez hańbiące plotki – ale czy tylko plotki? Do fińskiego śledztwa włącza się przypadkowo Miia*, policjantka, specjalistka od społecznościowych mediów...uzależniona od Facebooka, obecnie zaczynająca pracę jako pedagog szkolny. Owe uzależnienie od Facebooka będzie dość istotnym wątkiem w powieści, ale również niejako znakiem współczesnych nam czasów, w których za pomocą takich portali możemy inwigilować życie znajomych, jak i nieznajomych osób, korzystać z tych portali jak ze źródła niewyczerpywanych plotek i dzięki nim szybko udostępniać ważne informacje.

Laura” zamyka się w 250 stronach – kryminalna powieść przypomina bardziej opowiadanie, które nie zostało należycie rozbudowane, a sam blurb został bardzo podkoloryzowany. Palokaski nie ogarnia „prawdziwa psychoza” – wydarzenia toczą się dość wolno i chociaż lokalne mają solidną i sensacyjną pożywkę, łącząc zaginięcie Laury z tragedią sprzed lat, nie doświadczyłam tutaj postaw skrajnej paniki, przerażenia czy powszechnej fobii na punkcie wypuszczania młodych ludzi z domu. Sama nie poczułam za bardzo wzruszona ani przejęta zaginięciem nastolatki, tymczasem obojętność czytelniczki wobec bohaterki nie powinno należeć do celów kreatora postaci.

Postacie przedstawione w „Laurze” są po prostu nieciekawe. Typowe. Banalne. Mało charakterne. Atmosfery wcale nie podgrzewają seksualne przygody Mii, ani jej pijackie spotkania z koleżankami, ani gorączkowe zachowanie jej brata, który staje się głównym podejrzanym. Za dużo uwagi poświęcono relacjom towarzyskim głównej kobiecej bohaterki, które nie wnoszą nic wartościowego do głównego wątku opowiadania ani kreacji Mii.Śledztwo toczy się dość krzywym torem – można odnieść wrażenie, że spora część wydarzeń ma miejsce tylko dzięki przypadkom. Nie ma tutaj bardzo wyraźnej linii postępowania śledczego, a akcja jest bardzo łatwa do przewidzenia. Zdarzenia, które mają zaskoczyć, można skwitować głębokim ziewnięciem – dzięki aż nadto widocznym przesłankom można daleko wybiec myślami. Największą wadą powieści może być jej nijakość. Właśnie nijakość jest główną cechą

„Laury” – tej powieści brakuje przede wszystkim wyrazistych postaci, ciekawie i z napięciem poprowadzonego śledztwa, manipulującej czytelnikiem narracji, wielostronnej perspektywy wydarzeń, głębszego poznania psychiki postaci poza kilkoma emocjonalnymi frazesami. Banalność bije po oczach, do czego przyczynia się również niewyróżniająca się niczym prosta narracja. „Laura” plasuje się poniżej oczekiwań zapalonego czytelnika kryminałów. Bardzo nisko.

„Laurę” można sklasyfikować jako czytelniczy zapychacz. Miłośnik kryminałów srogo zawiedzie się na krótkim i banalnym opowiadaniu o zaginionej nastolatce, w którym trudno dostrzec jakieś interesujące novum, ponieważ na planie fabularnym wyróżnia się tylko duża rola mediów społecznościowych. Można mieć tylko nadzieję, że wiatr przywieje tutaj klimat Twin Peaks, bo nie chciałabym, żeby kolejna wycieczka do Palokaski odbyła się tylko w jedną stronę – i skończyła śmiercią z nudów.

*Na okładce „Mia”, a w powieści „Miia”.

Katarzyna Kupczyk


czwartek, 15 maja 2014

„Pozdrowienia z Londynu” - Krzysztof Beśka - recenzja

Polskie kryminały w ostatnich latach cieszą się rosnącą sławą. Mówi się o nich nie tylko nad Wisłą, ale także za granicą; pojawiają się artykuły w cenionych amerykańskich dziennikach, w których krytycy doceniają kunszt rodzimych autorów. Wśród nich coraz silniej do głosu dochodzi grupa tzw. kryminałów retro, których akcja toczy się przed II wojną światową.

Właśnie ten typ proponuje nam w swojej powieści „Pozdrowienia z Londynu” Krzysztof Beśka. Fabułę kryminału osadza w Łodzi z końcówki XIX wieku. Młody detektyw Stanisław Berg rozpracowuje wraz z przyjaciółmi sprawę serii morderstw dokonywanych na kobietach. Ofiary są dotkliwie okaleczane, a główny bohater zmaga się nie tylko z mordercą, ale też z rosyjskimi władzami, bowiem Łódź tamtych lat była okupowana przez cara. „Pozdrowienia z Londynu” to druga powieść Beśki, opowiadająca o ciemnej stronie XIX-wiecznej Łodzi. W 2012 roku autor wydał już „Trzeci brzeg Styksu”.

Co prawda w Łodzi nigdy nie byłem, jednak czytając „Pozdrowienia…” ma się wrażenie, jakby autor znał to miejsce od dziecka. Trafnie wychwytuje charakter tego miasta – przede wszystkim fabrycznego oraz wielokulturowego. Wśród przewijających się bohaterów napotykamy Polaków, Rosjan, Niemców, Żydów, czy Brytyjczyków. Zachęceni pozytywistycznymi hasłami tworzą wielki organizm, który jest jednak bezlitosny dla słabych jednostek. Oprócz najważniejszej w utworze akcji, autor bardzo uważnie zrekonstruował ówczesne hierarchie społeczne, nastroje wśród mieszkańców i wreszcie słabości, z którymi zmagali się nawet najbogatsi. Sama historia od początku jest frapująca. Podejrzenia padają na coraz to nowe twarze, jednak dopiero w kulminacyjnym momencie czytelnik poznaje rozwiązanie.

Beśka sprawnie porusza się między poszczególnymi wątkami, chociaż wydaje się, że przewijająca się historia miłosna mogłaby być nieco bardziej rozwinięta. Całość jest spójna, poprawna w aspekcie językowym. Autor skupia się na akcji, a jeśli występują dłuższe opisy, czyta się je dość płynnie, nie tracąc związku z wydarzeniami fabuły.

Podsumowując, „Pozdrowienia z Londynu” to dobrze napisany kryminał retro, który łączy i ubarwia realne historie i miejsca. Czytając tę książkę ma się wrażenie, że ciągle coś się dzieje; kiedy historia jednego bohatera spowalnia, przyspiesza inna. To zapewnia niezbędne dla tego typu powieści napięcie i narastającą w czytelniku ciekawość. Ów pośpiech jest też w niektórych momentach wadą, bowiem odbiera ważniejszym scenom dramaturgii, chwili, by czytelnik mógł delektować się choćby punktem kulminacyjnym. Odbija się to także na prezentacji bohaterów, którzy poprzez ciągłe działanie, nie dają się poznać w takim stopniu, w jakim życzyłby sobie tego odbiorca. Cóż, Stanisław Przybyszewski, którego postać pojawia się epizodycznie w powieści, to nie jest, ale Krzysztof Beśka trzyma poziom.

Daniel Zielaskiewicz

Za książkę dziękujemy:

środa, 14 maja 2014

Taylor Stevens - „Lalka” - recenzja

Lalka” to najnowsza powieść Taylor Stevens, autorki bestsellerowych powieści o losach Vanessy Munroe – „Informacjonistki”, która została doceniona przez New York Times, a także „Niewinnej”. Obie książki zostały docenione przez krytyków oraz przetłumaczono je na dwadzieścia języków. Aktualnie pisarka przebywa w Teksasie, gdzie pracuje nad nową powieścią o przygodach Munroe.

Vanessa Munroe to kobieta kameleon i łowca w jednym, nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Urodziła się w rozdartej konfliktami Afryce i jako nastoletnia dziewczynka trafiła w ręce handlarzy bronią. Torturowana przez najokrutniejszego z nich, robiła wszystko, żeby przetrwać ten koszmar. Z biegiem lat Vanessa przejechała świat wzdłuż i w szerz. W międzyczasie pracowała dla licznych korporacji, głów państw oraz garstki prywatnych klientów, których stać było na skorzystanie z jej wyjątkowych usług. Właśnie przez swoją pracę narobiła sobie wielu wrogów, którzy zaczęli ją prześladować.

Tym razem Vanessa musi stawić czoła tajemniczemu lalkarzowi, który kontroluje każdy jej ruch. Munroe postępem trafia do podziemnego i mrocznego świata, w którym to kobiety i dziewczynki traktowane są jak towar. Jej zadaniem jest przetransportowanie (z jednego końca Europy na jej drugi kraniec) Neevy - słynnej aktorki, tzw. „lalki”, która na specjalne zamówienie uprowadzona została kilka tygodni wcześniej. Działająca pod silną presją Munroe musi dostarczyć klientowi „towar” w nienaruszonym stanie w określone miejsce i w określonym terminie. Wszystko gładko by szło, gdyby nie to, że Neeva z pozoru krucha i spokojna dziewczyna, nie utrudniałaby jej wykonania zadania. Od tego „zlecenia” zależy życie najbliższej osoby Vanessy – Logana, który został porwany i torturowany przez Lalkarza do czasu wykonania zlecenia. Munroe zdaje się na swój instynkt: musi działać szybko i walczyć zaciekle, żeby w swoim stylu wymierzyć sprawiedliwość.

W „Lalce” autorka mistrzowsko wykreowała nie tylko główną bohaterkę, ale posunęła się o krok dalej: stworzyła również niezwykłą ofiarę. Z pozoru cicha i przestraszona dziewczyna okazuje się być równie charakterna co główna bohaterka. Neeva robi wszystko, żeby przetrwać i wydostać się z rąk oprawców, tak jak przed laty walczyła o przetrwanie Vanessa…

Dzięki swojej najnowszej powieści, Tyler Stevens przenosi nas w sam środek mistrzowsko utkanej intrygi. Książka przez cały czas trzyma czytelnika w napięciu i niepewności aż do samego końca. Niestety nie miałam okazji przeczytać dwóch poprzednich części o losach Vanessy Munroe, więc nie do końca jest mi wiadome, co spotkało ją w przeszłości. Jedyne ze wspomnień głównej bohaterki można poznać skrawki jej trudnej i bolesnej przeszłości. Z całą pewnością w wolnej chwili sięgnę po „Informacjonistkę” i „Niewinną” by dokładnie poznać wcześniejsze dzieje głównej bohaterki.

Klaudia Kwiatkowska



Za książkę dziękujemy: 

czwartek, 8 maja 2014

Zbrodnia na boku - recenzja

Dorota Dziedzic – Chojnacka urodziła się w 1977 r. w Elblągu z zawodu jest radcą prawnym, czyli takim gorszym prawnikiem jak to sama żartobliwie ujęła w książce. Po za dziedziną prawa interesuje się również literaturą i ma tutaj już pewne osiągnięcia. Jest laureatką licznych nagród i wyróżnień w konkursach poetyckich i prozatorskich (m.in. w konkursie im. J. Śpiewaka 2003, O Laur Opina 2004, Ikarowe Strofy 2004, Bazgroł 2013, Horyzonty Wyobraźni 2013). Po za tym tłumaczy na język czeski.

Fabuła „Zbrodni na boku” przedstawia się następująco: Zostaje popełnione morderstwo przez jednego z prawników w które po części zamieszana jest jedna z Warszawskich kancelarii adwokackich. Młoda Pani adwokat – wielka pasjonatka kryminałów – postanawia na własną rękę poprowadzić śledztwo, ponieważ nie zgadza się z przedstawioną jej wersją zdarzeń. Okazuje się, że powstałe wątpliwości mogą mieć uzasadnienie, a krąg podejrzanych stopniowo się zaciska…

Debiutancka powieść Doroty Dziedzic – Chojnackiej lekkim kryminałem ze szczyptą humoru, ale przede wszystkim jest to powieść obyczajowa z elementami pracy adwokata. Książka, co prawda nie urzekła mnie i nie wciągnęła, ale nie jest to zła powieść, po prostu nie trafiła w moje gusta. Warsztat autorki jest poprawny, widać, że Pani prawnik nie pierwszy raz trzyma w ręku pióro. Warszawa ukazana przez autorkę wygląda jak z życia wzięta, czyli wszyscy w żyją w biegu, a czas na odpoczynek pojawia się wtedy, kiedy czekamy w korku.

Do wykreowanych postaci też nie możemy się przyczepić. Jedne są ciekawsze, drugie mniej tak jak to w życiu z normalnymi ludźmi bywa, jednak najważniejsze, że nie są sztuczne i łatwo nam przychodzi ich zaakceptowanie. Najbardziej spodobały mi się elementy pracy owej kancelarii adwokackiej w której pracuje nasza bohaterka. Z opisów jej pracy można poznać parę ciekawostek z życia adwokata. Kasia – główna bohaterka - jest miłą i bystrą, o wybujałej wyobraźni dziewczyną, która niedawno przekroczyła trzydziestkę. Nie jest jakąś wielce rzucającą się postacią w oczy. Katarzyna to zwykła dziewczyna, z którą chętnie byśmy się zaprzyjaźnili, a nawet powierzyli jej nasze problemy z prawem w sądzie :)

Jedyne zastrzeżenia miałem do dialogów. Z początku konwersacja między bohaterami zdawałoby się była jakby mało logiczna, musiałem kilkakrotnie prześledzić dialogi żeby zrozumieć, o co komu chodzi. Później nie zdarzyło mi się coś takiego.

Mimo, że debiut Pani Doroty nie zachwycił mnie, sądzę, że autorka znajdzie niejednego fana, a konkretniej fankę, ponieważ czytając odnosiłem wrażenie, że jest to literatura bardziej dla kobiet niż dla mężczyzn. Powieść liczy zaledwie trzysta stron więc wiele nam czasu z życia nie ukradnie, ale czy to wada czy zaleta zostawię do ocenienia czytelnikom.

Bartek Słowiński

Za książkę dziękujemy: 

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

"Żądza krwi" Thomas Enger - recenzja

 "Żądza krwi" to trzecia książka, w której wierni czytelnicy serii autorstwa Thomasa Engera będą mieli okazję śledzić dalsze losy bohaterów, poznać kolejną sprawę, której rozwiązanie zajmie ich bez reszty.

Na pewno zaletą niniejszej pozycji jest bogactwo wątków. Przyznam, że nieco nużące są kryminały, w których już-już ma dojść do odkrycia/ujęcia sprawcy, a trop okazuje się całkowicie błędny. Tu sporo miejsca zajmują prywatne sprawy bohaterów, mamy okazję poznać ich bliżej, dowiedzieć się, jakie problemy ich nękają, o czym marzą, jakie mają obawy. Obok śledztwa, które toczy się w związku ze śmiercią starszej nauczycielki, przebywającej od lat w domu opieki, czytelnik będzie śledził i inne wątki, które w finale połączą się z główną sprawą będącą treścią książki.

Dość okazała jest także galeria postaci. Prowadzący śledztwo policjanci, dziennikarz zajmujący się tą sprawą, jego siostra - minister sprawiedliwości, która zostaje podstępnie oskarżona o molestowanie młodego polityka, członka tej samej partii, a także ich rodziny, syn zamordowanej w domu opieki staruszki, kolejna ofiara, jej przyjaciółka i rodzina tej kobiety.

Co ciekawy, dość szybko "poznajemy" sprawcę - nie jest on wprawdzie przedstawiony dokładnie, ale sukcesywnie dowiadujemy się o nim coraz więcej - właśnie z jego perspektywy. Aby zbudować napięcie, autor przedstawia także zdarzenia z codziennego życia osób, które staną się kolejnym celem ataku.
Spajający serię bohater "Żądzy krwi" - Henning Juul, to dziennikarz zajmujący się właśnie sprawami kryminalnymi. Jest świetny w swoim fachu, z kolei jego życie prywatne to ciąg tragedii: w jego mieszkaniu wybuchł pożar, a w wyniku tego zdarzenia zginął syn Henninga, Jonasa. Rozstał się z żoną, ucierpiał w wypadku, ale najcięższym przeżyciem jest oczywiście utrata syna. Dziennikarz ma pewne podejrzenia, zbiera informacje mające przyczynić się do ustalenia sprawcy pożaru. Jako że to kolejna książka tych spraw dotycząca, śledztwo nieco posuwa się do przodu, ale dalsze zdarzenia wierni czytelnicy poznają zapewne "przy okazji" kolejnej sprawy, którą opisywać będzie Juul.

Jeśli zaś chodzi o morderstwo popełnione na osobie pensjonariuszki domu starców, a także kolejne powiązane z tą sprawą zbrodnie, to jest to przerażające świadectwo pewnych skłonności, które sprawiają, że traumy z dzieciństwa czy młodości nie ulegają zapomnieniu, wprost przeciwnie - motywują w negatywny sposób - do zemsty, odegrania się, "ukarania" winnych...

Nie mam na swoim koncie mnóstwa przeczytanych kryminałów, jednak porównując tę książkę z pozycjami autorstwa Jo Nesbø wydaje mi się, że fakt, iż nie znam wcześniejszych części w przypadku książki Engera nieco psuje przyjemność z lektury - zatem na pewno warto zacząć poznawanie twórczości norweskiego pisarza od pierwszej części cyklu - "Letargu".

Katarzyna Otłowska


Za książkę dziękujemy Wydawnictwu:

niedziela, 23 marca 2014

Michele Giuttari "Florencka gra" - recenzja

Michele Giuttari jest Sycylijczykiem. Studiował prawo na uniwersytecie w Mesynie. Służył w policji kryminalnej przez trzy dekady, mierząc się m.in. z mafią kalabryjską i chińskimi grupami przestępczymi. Przez osiem lat był szefem policji we Florencji, gdzie wsławił się ponownym otwarciem sprawy seryjnego mordercy, Potwora z Florencji. ,,Florencka gra’’ to pierwszy tom serii powieści kryminalnych o komisarzu Michele Ferrarze.

Sprawa Potwora jeszcze nie ucichła, gdy Florencją wstrząsnęły zbrodnie kolejnego seryjnego mordercy. Policjanci nie mogą znaleźć potencjalnego motywu, czegoś, co łączyłoby ze sobą ofiary. Morderca wciąż im się wymyka, a liczba okaleczonych ofiar rośnie. Tropy wydają być bezużyteczne i prowadzić do nikąd, policja nie jest w stanie przewidzieć kolejnego ruchu zabójcy. Na dodatek Ferrara dostaje anonimowe listy, które mogą łączyć się ze sprawą. Policjant próbuje odkryć kto jest ich autorem. To tylko puste groźby, czy komisarz może być kolejną ofiarą?

Michele Ferrara to jedna z tych postaci, które od razu wzbudzają pewien rodzaj sympatii u czytelnika. Jest pracowity, inteligentny, ale przede wszystkim normalny i zrównoważony. Nie poddaje się i wytrwale dąży do rozwiązania sprawy, często polegając też na swojej intuicji. Nie jest samowystarczalny, jak to często bywa, ale skory do współpracy i ciekawy opinii swoich kolegów z policji. Docenia pracę innych i kieruje swoimi ludźmi z głową. Prowadzi szczęśliwe życie ze swoją żoną, Petrą, wyjątkowo wyrozumiałą i ciepłą kobietą. Słucha muzyki klasycznej, lubi palić toskańskie cygara i, ku rozżaleniu swojego najlepszego przyjaciela, nie ma czasu na czytanie.

Autor porusza w ,,Florenckiej grze’’ temat homoseksualizmu. Na pierwszy rzut oka wydaje się to motyw dość oklepany, ale jest opisany i wykorzystany w taki sposób, że nie sprawia wrażenia naciąganego i wepchniętego do fabuły na siłę. Wątek stopniowo wpływa na akcję i ma dwojaką naturę – z jednej strony jest to wolny wybór, a z drugiej traumatyczne wydarzenia z młodości. Gdy pomiędzy tym wszystkim znajdzie się jeszcze Kościół, sprawa staje się coraz ciekawsza.

Tłem wydarzeń jest piękna stolica Toskanii, Florencja. Odbiła ona na książce swoje piętno z jednej strony urokliwego miasta o walorach kulturalnych, a z drugiej tajemniczego i pełnego intryg. Dzięki temu powieść ma ten fantastyczny włoski klimat.

,,Florencka gra’’ to świetnie skonstruowany kryminał. Z początku może wydawać się mało absorbujący i  uważny czytelnik dość szybko może zacząć podejrzewać, kto stoi za morderstwami, ale tutaj najważniejszy jest motyw, którego trudno się domyślić. Michele Guittari wodzi za nos i naprowadza na złe wnioski, żeby odkryć tajemnicę na samym końcu. Powieść zawiera w sobie wszystkie cechy, które powinien mieć kryminał. Wyważone tempo oraz absorbująca intryga zaciekawia i prowadzi czytelnika do ostatniej strony. ,,Florencka gra’’ z pewnością jest świetnym wstępem do serii o komisarzu Ferrarze, z którym warto się zapoznać.

Anna Bellon 

Za książkę dziękujemy:

wtorek, 18 lutego 2014

,,Świadek" - Lars Kepler - recenzja


Alexander Ahndoril i Alexandra Coelho Ahndoril to duet szwedzkich pisarzy, którzy kryją się za pseudonimem ,,Lars Kepler’’. ,,Świadek’’ jest częścią serii ,,Ze strachem’’ o komisarzu Joonie Linnie. W Polsce nakładem wydawnictwa Czarne ukazały się już wcześniej dwa poprzednie tomy, czyli ,,Hipnotyzer’’, który doczekał się swojej ekranizacji w 2012 roku, a także ,,Kontrakt Paganiniego’’.

Spokój nocy w szwedzkim domu wychowawczym dla trudnej młodzieży Birgittagården niszczą dwa makabryczne morderstwa. Elisabet Grim, pielęgniarka w ośrodku ma akurat nocny dyżur. Zaniepokojona głosami, które zakłócały ciszę, ruszyła na obchód. Hałas wydawał się dochodzić z izolatki, w której zamknęła wieczorem jedną z uczennic za wszczęcie bójki. Przerażona tym, co dostrzegła przez wizjer, zaczęła uciekać. Na policję już nie zdążyła zadzwonić. Ciało zamordowanej wychowanki znalazła dopiero jedna z podopiecznych, która przez przypadek trafiła na kałużę krwi i obudziła cały dom swoim krzykiem.

Lokalna policja winą za zbrodnię obarczyła koleżankę zamordowanej dziewczyny, która zniknęła tej samej nocy. W jej pokoju znaleziono dowody, które wskazują na jej winę, tylko czy nastolatka rzeczywiście byłaby zdolna do zabicia dwóch osób? Wina leków czy wrodzona agresja? Policjanci chcą po prostu znaleźć kogoś, kogo można by skazać i wydają się nie widzieć nieścisłości, które dostrzega obserwator z Rikskrim, Joona Linna. Komisarz mimo wewnętrznego śledztwa prowadzonego przeciwko niemu i groźby wydalenia ze służby, prowadzi śledztwo na własną rękę. Postanawia za wszelką cenę odnaleźć zbiegłą podejrzaną i małego chłopca, który znalazł się w niewłaściwym miejscu i czasie. Nie poddaje się nawet wtedy, gdy nikt nie wierzy w to, że jeszcze żyją.

Joona w czasie śledztwa odkrywa nieszczęśliwą historię życia Vicky, która trafiała z ulicy do domów opieki, czasem do jakiejś rodziny zastępczej, aby znów wylądować na bruku. Brak stabilizacji i ciągły strach zniszczyły ją niemal doszczętnie. Stała się niestabilna psychicznie i skłonna do samookaleczeń. Wszyscy jednak zaprzeczają, że byłaby zdolna zabić. Wszystko staje się jeszcze bardziej dziwne, gdy na policję zgłasza się Flora Hansen, szczycąca się mianem medium. Czy kobieta rzeczywiście posiada istotne informacje, które pomogą w rozwiązaniu śledztwa, czy kieruje nią chęć zarobienia pieniędzy?

,,Świadek’’ to świetnie skonstruowany kryminał, który trzyma w napięciu do samego końca. Rozwiązanie zagadki jest zaskakujące i żeby do niego dojść, trzeba było odkryć wszystkie karty. Akcja gna z prędkością światła, a czytelnik zwodzony jest mylnymi tropami. Książka ma ten typowy dla szwedzkich kryminałów klimat i nie sposób się oderwać od czytania. Na dodatek Joona Linna to świetnie skonstruowana postać, policjant z powołania, człowiek z krwi i kości, którego nie da się nie polubić. Lars Kepler jest na dobrej drodze, aby stać się godnym następcą Stiega Larssona.

Anna Bellon

Za książkę dziękujemy Wydawnictwu:

poniedziałek, 3 lutego 2014

Zbigniew Zborowski "Nowy drapieżnik"

Nabywając czy wypożyczając tę pozycję będziemy także mieć okazję przeczytać parę słów o autorze - jego curriculum vitae umieszczone na skrzydełku okładki zaskakuje bogactwem doświadczeń, zmiennością losów, dość emocjonującymi zapewne przeżyciami.

Udział w policyjnych akcjach (jako obserwator), śledzenie początków naszej rodzimej mafii, bycie prezenterem w Superstacji, a wreszcie funkcja zastępcy redaktora naczelnego w dwutygodniku "Pani Domu" - echa tego wszystkiego odnajdziemy w debiucie Zbigniewa Zborowskiego.

Jeśli chodzi o gatunek, jaki książka ta prezentuje, to jest to kryminał z pierwiastkami thrillera, z elementami metafizycznymi czy też fantastycznymi oraz dość późno pojawiającym się, ale niezwykle istotnym dla fabuły wątkiem romansowym.

Autor zręcznie meandruje między różnymi płaszczyznami czasowymi: część wydarzeń rozgrywa się w roku 1994, znakomita większość w 2012, zaś w zakończeniu - "pięć lat później".

Akcja, związki przyczynowo-skutkowe, losy bohaterów - to wszystko jest przemyślane, udanie powiązane, nie nuży dłużyznami. Wprawdzie sam początek odstręcza od lektury, ale dramatyczne obrazy nie są w tak wielkim nasileniu, by przebrnięcie przez nie było niemożliwe. Bezwzględni członkowie gangu Obcinaczy Uszu nie są wszak wrażliwymi chłopcami i trudno oczekiwać finezji w ich działaniu. Na szczęście ich działaniom skutecznie kładzie kres pewien tajemniczy człowiek. Pojawia się jak duch, a choć nie używa przemocy fizycznej - w sensie rękoczynów czy też podobnych działań, to spotkanie z nim jest ostatnim rendez-vous dla kilku okrutnych przestępców.

Okoliczności ich śmierci wydają się być naturalne, ale wywołują skojarzenia ze sprawą z przeszłości u pewnego zdegradowanego i nieco rozczarowanego życiem policjanta.
Pierwiastek kobiecy zawsze korzystnie wpływa na przebieg wydarzeń, zatem i tu pojawi się nader atrakcyjna niewiasta - początkująca dziennikarka w Ekstratelewizji.

By przekrój społeczny był jeszcze szerszy, autor włącza do galerii postaci bezdomnego Jeżyka, byłego żołnierza, który mimo drastycznej zmiany sytuacji paradoksalnie nie narzeka na swe położenie.
Losy tych tak różnych bohaterów i ustalenie, kto w tak nietypowy i bardzo skuteczny sposób walczy z członkami mafii to treść tej książki. Na pewno nie można odmówić jej określenia "wciągająca", to intrygująca historia, choć z drugiej strony - fikcyjna, bez związku z rzeczywistością, zatem czytanie jej to po prostu rozrywka - i nic więcej. Dodam tylko, że można natknąć się na pewne niekonsekwencje - na przykład bohaterka włożyła golf, a celem było "odsłonięcie karczku".

Katarzyna Otłowska

Za książkę dziękujemy:


środa, 18 grudnia 2013

Recenzja książki: „Ludzie za ścianą”. Friedrich Ani

Powieści kryminalne charakteryzują się przede wszystkim fabułą związaną ze zbrodnią, bądź niewyjaśnionymi zagadkami czy tajemniczymi zniknięciami. Przepełnione są emocjami, które trzymają czytelnika w napięciu. I to właśnie na zaginięciach oparta jest fabuła książki „Ludzie za ścianą”, którego autorem jest Friedrich Ani, pięciokrotny laureat Niemieckiej Nagrody Kryminalnej. To pozwala nam już przypuszczać, że spotkanie z jego twórczością może być godne naszego czasu poświęconego na literaturę. Bądź zakładając mniej prawdopodobną wersję, iż w Niemczech nie ma zbyt wielu pisarzy specjalizujących się w kryminałach.

Główny bohater „Ludzi za ścianą” to były policjant z sekcji ds. poszukiwań, który po wielu latach budowania swojego spokojnego, nowego życia, wraca do rodzinnego Monachium. Dzieje się to za sprawą pewnego telefonu. Telefonu od jego ojca, którego od dawien dawna uznawał za zmarłego. Tabor Süden rozbudza w sobie uśpione przed laty nadzieje i niepokoje. Wszystko za sprawą jednego, przerwanego nagle telefonu. Starając się odnaleźć ojca, rozpoczyna nowe życie w dawnym mieście. Pełen rozterek zatrudnia się w biurze detektywistycznym. Jego pierwszym zadaniem jest odnalezienie Raimunda Zachlera, właściciela i kucharza zarazem lokalnej restauracji, który przed dwoma laty wyszedł z domu i już nigdy do niego nie powrócił.

Śmiem twierdzić, że „Ludzie za ścianą” nie jest typową książką kryminalną. To przepełniona głęboką refleksją, psychologiczna opowieść o ludziach samotnych, uwikłanych w bezmiarze swoich pragnień. Ludzi, nie potrafiących pogodzić swoich oczekiwań od życia z możliwościami ich realizacji.

Wieloznaczność tych historii przypomina nam o tym do czego w życiu dążymy. I skłania nas do zastanowienia się nad tym, czy dążenie do tego danego celu jest tym czego pragniemy. Czy ten cel nie jest sprzeczny z naszymi pragnieniami.

Opisane w książce postacie czasami budzą zdziwienie a czasem odpychają. Ich lekkomyślność i stała potrzeba wolności może na pierwszy rzut oka wydawać się ich słabością. Lecz jest również ich siłą, dającą odwagę do podejmowania trudnych dla nich i całego otoczenia decyzji. Często przemawia przez nich samotność. Poszukują bratniej duszy a w rezultacie uciekają przed prawie całym światem (przynajmniej tym, który ich znał), co pewnego razu uczynił również nasz bohater. Wrócił jednak „na stare śmieci” by rozwiązać zagadkę związaną ze swoim ojcem.

Sądzę, że nie jest to powieść, którą będzie się chciało czytać po wielokroć. Jest przepełniona smutkiem lecz również nadzieją. Jest to powieść po którą warto sięgnąć, i którą gorąco polecam. Sama z przyjemnością zagłębię się w kolejną publikację, której bohaterem jest Tabor Süden.

Sylwia Pietryga


                                                     Za książkę dziękujemy:

środa, 30 października 2013

Książka jak muzyka

Spokój duszy to jedna z naprawdę niewielu książek, które pozwalają się czytać w głos dając niesamowite brzmienie akcji i niepokoju. Z pewnością nie można zaliczyć jej do tych kryminałów, które ukazują się tylko po to, by zostać okrzykniętymi: kryminałami skandynawskimi. Książka ta bowiem zawiera wszystko to, co musi zawierać dobra powieść z wątkiem kryminalnym.

Napisana przez siostry – Camillę Grebe oraz Åsę Träff powieść, ma być książką rozpoczynającą serię, której bohaterką jest Siri Bergman: psycholog i psychoterapeutka. Jako pierwsza na pomysł napisania czegoś wspólnego wpadła starsza z sióstr. Åsa zaakceptowała myśl Grabe i tak powstała licząca niecałych 400 stronic, trzymająca w napięciu powieść zatytułowana Spokój duszy. Nie jest to może powieść w stylu Millenium Stiega Larssona, czy nawet w stylu serii Camilli Läckberg, ale warto poświecić jej kilka wieczorów.

Główną postacią jest wspomniana Siri, która wraz z przyjaciółką Ainą oraz kolegę Svenem, prowadzi poradnię. W trakcie trwającej od sierpnia do listopada akcji, poznajemy jej trzech pacjentów. Bohaterka kryminału wydaje się być postacią niezwykle silną, choć z biegiem kart zaczyna wkurzać, denerwować i irytować. Odkrycie nie tylko zwłok młodej pacjentki, ale i wielu śladów świadczących o pewnych nieprawidłowościach mających miejsce w jej otoczeniu, każe bohaterce uciekać w bezpieczniejsze miejsce. Ona jednak uparcie twierdzi, iż w domu nic jej nie może grozić. Czy jednak otoczony lasem i wodą dom, faktycznie jest oazą spokoju?

Fabuła została tak skonstruowana, iż czytelnik może wraz ze wprowadzonymi do ciągu akcji policjantami, poszukiwać mordercy. Co ciekawe – to nie policja, ale właśnie my: czytelnicy mamy jedyną w swoim rodzaju sposobność poznawania mordercy. Tylko czytelnik otrzymuje możliwość sporządzania jego profilu psychologicznego, bowiem autorki pomiędzy kolejnymi rozdziałami poświęconymi Siri i jej bliskim, zamieściły krótkie wpisy dotyczące kolejnych poczynań mordercy. Wypowiada się on w pierwszej osobie liczby pojedynczej, są więc to jego słowa. Czy jednak łatwo jest się domyślić, kto ukrywa się pod owymi słowy? Zdecydowanie nie. Autorki postać tę sprytnie ukryły i pomimo, iż czytelnik próbuje się dopatrzeć mordercy w osobach poznanych wraz z biegiem akcji, jest to trudne zadanie.

Największym chyba minusem powieści Grebe oraz Träff, jest sama scena konfrontacji Bergman z owym psychopatą. Spotkanie odbywa się w kuchni psycholog, do czego trudno jest mieć zastrzeżenia, jednakże to, co ma miejsce później, może doprowadzić czytelnika do pewnego zniesmaczenia czy też irytacji.

Spokój duszy choć do cienkich nie należy, w żadnym wypadku się nie dłuży. Akcja toczy się wartko a czytelnik zostaje zmuszony do wejścia z nią w interakcję. Zaskakujący finał, minimalizuje wszelkie inne niedociągnięcia. Intrygują ponadto wspomnienia dni, kiedy Siri była mężatką czy też chwil związanych z ciążą i jej utratą. Czy śmierć męża będzie miała związek z niebezpieczeństwem, jakie obecnie czyha na bohaterkę?

Katarzyna Słocińska

Za książkę dziękujemy:

wtorek, 15 października 2013

Klub Ognia Piekielnego - recenzja

Anne Perry to brytyjska autorka blisko stu kryminałów historycznych, a jej książki można znaleźć na liście bestsellerów ,,New York Timesa’’. Pierwszą książką jej autorstwa, która pojawiła się w Polsce była ,,Świąteczna podróż’’ wydana w 2009 roku. ,,Klub Ognia Piekielnego’’ jest kontynuacją ,,Bramy zdrajców’’ opublikowanej w Polsce w 2010 roku.

Głównym bohaterem powieści jest nadkomisarz Thomas Pitt. Zostaje on wezwany na miejsce zabójstwa prostytutki z Whitechapel. Nie wywołałoby to takiego poruszenia i nie wymagałoby uczestnictwa policjantów z Bow Street, gdyby nie to, że w śmierć kobiety jest zamieszany syn wpływowego Augustusa FitzJamesa, Finlay. Dowody znalezione na miejscu zbrodni wskazują na winę młodego FitzJamesa. Policjanci nie mogą sobie jednak pozwolić na aresztowanie kogoś o jego pozycji bez niepodważalnych dowodów. Nadkomisarz Pitt staje przed trudnym zadaniem. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy krótko po straceniu oskarżonego, następuje kolejne zabójstwo. Policjant musi rozwiązać sprawę i poradzić sobie z oskarżeniami o nieudolność policji.

Akcja na początku rozwijała się w odpowiednim tempie, jednak stopniowo zwalniała, aby przyspieszyć dopiero przy samym końcu. Zatrzymywanie się w jednym punkcie i wciąż powracanie do tych samych wniosków, aby potem stwierdzić, że były mylne i prowadziły do nikąd sprawiały wrażenie sztucznych i mało ciekawych. Rozwiązanie sprawy było zaskakujące, co było przyjemną odmianą po mniej udanych wątkach.

Główną zaletą ,,Klubu Ognia Piekielnego’’ jest osadzenie akcji w XIX wieku. Autorka w umiejętny sposób oddała klimat tamtych czasów, ludzkie zachowania, typowe stroje i panujące obyczaje. Nawet biedota mieszkająca na Whitechapel sprawiała wrażenie wiarygodnej i pasującej do otoczenia. Tło powieści traktuje całkiem poważnie, a ostatnio często można zauważyć ignorowanie tego elementu. Tutaj widać konsekwentność w wyborze miejsca i czasu akcji.

Na pochwałę zasługują także postaci z książki, a zwłaszcza te kobiece. Żona nadkomisarza Pitta, Charlotte, okazała się bardzo bystrą, kreatywną i opiekuńczą kobietą, czym wzbudziła moją sympatię. Jej oddanie i miłość do Thomasa było urzekające. Emily, siostra Charlotte także mile mnie zaskoczyła i lubiłam sceny, w których się pojawiała. Największą niespodzianką była jednak Tallulah, która mimo swojej niedojrzałości i młodzieńczego szaleństwa, okazała się nie być tylko naiwną i głupiutką dziewczyną. Wszystkie trzy miały swój udział w rozwiązaniu sprawy i na własną rękę szukały dowodów w obskurnych zakątkach Whitechapel.

W ogólnym rozrachunku ,,Klub Ognia Piekielnego’’ wypada dość przeciętnie. Nie jest to zły kryminał historyczny, jednak nie można ustawić go na półce obok tych najlepszych. Autorka gdzieś zgubiła po drodze budowane napięcie, a w kryminałach nigdy nie wywołuje to dobrego efektu. Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Anne Perry i nie zawiodłam się, ale nie jestem też w pełni usatysfakcjonowana. Od pisarki, której nazwisko można znaleźć na liście ,,New York Timesa’”, można by się spodziewać czegoś naprawdę świetnego. Tym razem przyszło mi się obejść ze smakiem. Jednak jeśli ktoś tak jak ja przepada za kryminałami historycznymi z pewnością lektura ,,Klubu Ognia Piekielnego’’ będzie świetnym pomysłem na umilenie wieczoru.

Anna Bellon

Za książkę dziękujemy:

wtorek, 17 września 2013

Dom śmierci - recenzja

Aneta Ponomarenko ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim. Jej debiut literacki to kryminał w stylu retro -„Strażnik skarbu”wydany w 2012 roku. Książka „Dom śmierci” jest jego kontynuacją , lecz można ją śmiało czytać nie znając pierwszej części. Autorka wprowadza nas w klimat Kalisza w XIX wieku. Agent do specjalnych poruczeń w randze radcy stanu, Rosjanin Walery Jezierski musi się zmierzyć z nie lada wyzwaniem.

Miastem wstrząsają brutalne morderstwa, których ofiarami są rzemieślnicy. Kolejne zbrodnie są okrutne i trudne do wyjaśnienia. Jedna z ofiar utonęła w piasku, inna straciła głowę jak na gilotynie Każda z tych śmierci przynosi ze sobą więcej pytań niż odpowiedzi i Jezierski marzy tylko o powrocie swojego przyjaciela z zagranicy , doktora Zaifa., który jest również świetnym śledczym, korzystającym z najnowszych osiągnięć medycyny sądowej. W nim agent widzi nadzieję na pomoc w rozwiązaniu zagadek.

Morderstw w powieści mamy ogromny dostatek. W sumie doliczyłam się 11 trupów w tym trzy zabite kobiety, w identycznych, tajemniczych szalach. Problemy zwiększają się jeszcze z chwilą porwania małego dziecka i bardzo słabym kontaktem z porywaczami.

Śledztwo jest całkowicie międzynarodowe. Jezierski po pomoc i wskazówki udać się musi nawet do Paryża. Bardzo sympatyczną parę tworzą carski agent i żydowski lekarz- patolog.. Niby dwa przeciwieństwa a bardzo dobrze się uzupełniają ,pochłaniają przy tym takie ilości pysznego jedzenia, ze wiele razy czytając książkę czułam się po prostu głodna.

Zagadek do rozwiązania przedstawia autorka czytelnikowi kilka. Dlaczego okrutnie zamordowani to sami rzemieślnicy, czemu giną kobiety i kto porwał dziecko. Wątki w powieści jednak świetnie się uzupełniają, elementy łamigłówki powoli zaczynają do siebie pasować a ciężka i niebezpieczna praca śledczych – powoli przynosić rezultaty. Rozwiązanie zagadek jest dosyć zaskakujące, choć ciężko niekiedy pojąć było motywy działania mordercy.

Autorka niesamowicie dokładnie zadbała o tło historyczne. Z jednej strony budzi to mój podziw, bo pracy musiała w to włożyć naprawdę bardzo dużo, jednak mnie osobiście w pewnych momentach przeszkadzał natłok informacji, bardziej czekałam na rozwój akcji, a opisy historyczne mi w tym nieraz przeszkadzały. Osobiście nie podobało mi się również to, że podano w treści rozwiązanie sprawy z pierwszego tomu. Zniechęciło to na pewno kogoś, kto zaciekawiony „Domem śmierci” chciałby sięgnąć po „Strażnika skarbu”.

Ogólnie intryga kryminalna jak najbardziej mi się podobała. Sprytne połączenie kilku spraw powodowało zaciekawienie i z niecierpliwością czekałam na rozwój wydarzeń. Główni bohaterowi nadawali powieści niesamowity smaczek, a Kalisz XIX wieku jawił się jako tajemnicze miasto.

Uważam, ze „Dom śmierci” to jeden z ciekawszych kryminałów w stylu retro.

Małgorzata Pyzik

Za książkę dziękujemy

czwartek, 8 sierpnia 2013

Król Tyru - recenzja

Tomasz Białkowski - polski prozaik, dwukrotny stypendysta Ministra Kultury w dziedzinie literatury, oraz stypendysta Marszałka Województwa. Otrzymał Nagrodę Prezydenta Miasta Olsztyn w dziedzinie literatury. Zaś za powieść "Zmarzlina", Literacką Nagrodę Warmii i Mazur "Wawrzyn" przyznawaną przez czytelników. W 2012 roku powieść "Teoria ruchów Vorbla" została uhonorowana Literacką Nagrodą Warmii i Mazur "Wawrzyn" (wskazanie jurorów).

Białkowski jest również autorem serii opisującej śledztwa dziennikarza Pawła Werensa, w skład której wchodzi "Król Tyru". Osobiście cykl zaliczył bym do gatunku kryminałów ukazujących sie w krajach skandynawskich, których charakterystykę najlepiej oddaje dwójka autorów: Stieg Larsson oraz Camilli Lackberg. Kryminały z tego cyklu mimo, że zdobywają licznych fanów nie cieszą się moją sympatią. Daleko im do powieści Agathy Christie czy wybitnego polskiego autora kryminałów Joe Alexa, gdzie intrygi i matactwa wypełniały każdą stronę, a rozwiązanie zagadki dla czytelnika, bez doświadczenia w tego typu pozycjach, pozostawało niewyjaśnione aż do ostatniej strony. Niemniej należy pochwalić Białkowskiego za bardzo ciekawą książkę, która zapewniła mi godziny rozrywki.

Główny bohater, po porzuceniu pracy w gazecie, udaje się do miasta rodzinnego żeby zająć sie chorym ojcem. Niestety jak to bywa, czasami przeszłość dopada ludzi w najmniej dogodnym momencie ich życia. Ponownie wraca historia z generałem Szubertem w roli głównej. Tym razem dziennikarz kryminalny Paweł Werens będzie musiał odszukać wnuczkę generała Klaudię. Po raz kolejny w tym tomie spotkamy się z piękna Leną oraz policjantem Adamem Derą. Sam generał mimo, że niewidoczny w całej książce rządzi losami bohaterów niczym mityczny król Tyru.

Książka jest napisana bardzo fajnym językiem, który dzięki prostocie bardzo plastycznie oddaje wszelkie szczegóły, tak krajobrazu jak i postaci. Czytelnik stopniowo wciąga się w nieskomplikowaną fabułę dzięki czemu staje się częścią opowieści. Niepokój, który niesie ze sobą historia, potęguje okres świąteczny oraz częste opady śniegu i przejmujące zimno towarzyszące bohaterom.

Intryga, którą serwuje nam autor jest prosta i często można ją spotkać w filmach. Proste oszustwa z czasem trochę męczą, proces ich rozszyfrowywania jest nieskomplikowany niczym fabuła w serialu telewizyjnym "Malanowski i partnerzy". Mimo prostoty fabuły momentami zastanawiałem się co zrobi dalej główny bohater i do czego doprowadzą go jego wnioski. Rozwiązanie sprawy mimo tego, że staje się oczywiste w połowie książki przykuło moją uwagę, a poczynania bohatera na ostatnich kilku stronach przyprawiło mnie o szybsze bicie serca.

Autor przez całą książkę wplata poboczne wydarzenia związane tak z bohaterem jak i towarzyszącymi mu ludźmi ale z mojego punktu widzenia są mało interesujące tak w tym jaką historię niosą oraz w tym jak są opisane.

Mimo kilku mankamentów lektura książki cieszyła mnie niezmiernie dzięki bardzo dobrej narracji i klimatowi. Warto ją polecić wszystkim fanom kryminałów, którzy mają kilka wolnych godzin w których nie chcieliby zaprzątać sobie głowy skomplikowanymi zagadkami.


 

Recenzję napisał: Łukasz Piotrowski

Za książkę dziękujemy:

Farma lalek - recenzja

Na odwrocie książki czytam „w napisanej z rozmachem "Farmie lalek" Wojciech Chmielarz potwierdza, że ma to, czego potrzebuje autor kryminałów…”. Z jednej strony brzmi zachęcająco, ale z drugiej… ile już takich opisów na odwrocie książki przeczytałam? Całkiem sporo. Bardzo sceptycznie podchodzę zatem do kryminału Wojciecha Chmielarza. Właściwie sięgnęłam po niego tylko ze względu na intrygujący tytuł. I trochę może przez sympatię, jaką żywię dla Wydawnictwa Czarne.

 Domyślam się, że będzie o gwałconych przez jakiegoś psychola kobietach. Już pierwszy rozdział udowadnia mi, jak bardzo mocno się myliłam. Chmielarz sięgnął po temat, który choć często pojawia się w nagłówkach gazet i dziennikach telewizyjnych to jednak rzadko pojawia się w powieściach kryminalnych. Chodzi oczywiście o pedofilię. Początek książki spełnia zatem swoje zadanie – jestem zainteresowana, w pośpiechu czytam kolejne strony. Szybko okazuje się, że pedofilia to nie jedyny i nie najważniejszy wątek powieści Chmielarza…

Komisarz Jakub Mortka zostaje odesłany w ramach policyjnego programu „Most” do Krotowic. To małe miasteczko, a właściwie agroturystyczna dziura zabita dechami gdzieś w Karkonoszach. Cisza, spokój, świeże powietrze, czyli wszystko, czego potrzebuje policjant na urlopie. Tymczasem ciszę zakłóca krzyk Cyganów, spokój zostaje zburzony przez strach, a świeże powietrze zatrute wonią zmaltretowanych ciał kobiet…

Mortka wraz z komisarzem Bogusławem Lupą rozpoczynają poszukiwania psychopaty, który w brutalny sposób okalecza zniewolone kobiety (tak bardzo zatem nie pomyliłam się w swoich przypuszczeniach!). Ucina sutki, wierci dziurę w narządach rodnych, zostawia głębokie ślady na udach. Mortka znalazł owe ciała dzięki małej dziewczynce, której zaginięcie zostało zgłoszone na komendzie. Powieść, która rozpoczyna się od wprowadzenia czytelnika w świat pedofilskich wizji przekształca się w szaleńczy pościg za sprawcą brutalnych mordów. Pierwsze podejrzenia pada na Lucasa, porywczego Cygana, który nieraz dawał się we znaki krotowickiej policji. Miał też powody, by pastwić się nad ciałami białych kobiet.

Komisarz Mortka ma jednak pewne wątpliwości co do winy Cygana. Uważa, że policjanci z małej wioski są do nich uprzedzeni i na nich właśnie zwalą winę za całe zło, które aktualnie się dzieje. Czytelnik ma okazję poznać takie pojęcia jak „manusipen”, „gadzio”, „Romanipen”. Autor postarał się o to, by obraz Cyganów była jak najbardziej wiarygodny.

Dodatkowo gdzieś w tle przewija się tajemnica zgwałconej dziewczyny, poszukiwania farmy lalek prowadzone przez Olgę, śmierć Bratkowskiego… Wszystkie te postaci są powiązane ze sprawą, którą zajmuje się komisarz Mortka i komisarz Lupa.

Farma lalek to drugi tom z serii kryminałów o komisarzu Mortce. Pierwszego jeszcze nie przeczytałam. Piszę „jeszcze”, ponieważ z pewnością po niego sięgnę.

Recenzję napisała: Dominika Liberadzka


Za książkę dziękujemy:


wtorek, 6 sierpnia 2013

Godzina szakala - recenzja

Godzina szakala to powieść kryminalna niemieckiego autora, laureata wielu nagród literackich, Bernharda Jaumanna. Jej akcja rozgrywa się na południu Afryki, w Namibii, państwie, które uczy się niepodległości. Autor doskonale zna realia życia w stolicy kraju, Windhuku, gdyż sam jest jego mieszkańcem. Powieść jest owocem fascynacji pisarza osobą Antona Lubowskiego, zamordowanego w tajemniczych okolicznościach działacza na rzecz walki z apartheidem i kolonialną dominacją.

Autor bezbłędnie oddał w powieści klimat stolicy młodego afrykańskiego kraju, który po dwudziestu latach od odzyskania niepodległości nie uporał się z ciężarem kolonializmu i małymi krokami próbuje wypracować własną państwowość. Tyle samo czasu minęło od morderstwa Antona Lubowskiego, ikony niepodległej Namibii. Młode państwo nie potrafi poradzić sobie z tą tajemniczą sprawą, aparat sprawiedliwości jest bezsilny. Niespodziewanie w dusznym afrykańskim mieści zjawia się mściciel, który z zimną krwią zabija kolejnych działaczy SWAPO, podejrzanych o udział w morderstwie Lubowskiego.

Główną bohaterką powieści jest inspektor namibijskiej policji, Clemencia Garises, która prowadzi sprawę poszukiwania tajemniczego mordercy. Mimo paru niedociągnięć, postać Clemencii jest skonstruowana w taki sposób, że skupia uwagę czytelnika i wzbudza ciepłe uczucia. Nieco „napompowaną” ideałami patriotyzmu i walki o sprawiedliwość atmosferę powieści łagodzi rozproszenie uwagi odbiorcy na pełne ciepłego humoru perypetie sympatycznej rodziny policjantki.

To, co kuleje najbardziej w kreowaniu postaci, to nieudana próba pogłębienia ich psychiki. Autor, bezbłędny w prowadzeniu narracji i genialny w opisach świata zewnętrznego, wyraźnie nie radzi sobie z analizą psychologiczną bohaterów. Opis wewnętrznych rozterek i przemyśleń postaci jest niestety zbiorem banałów, które można przeczytać w podrzędnych poradnikach. Dość irytujące są również próby podawania gotowych wniosków w formie wymyślnych cytatów, które ostatecznie ocierają się o śmieszność. O wiele lepiej sprawdza się w tej powieści styl prosty, klarowny, bez zbędnych ozdobników. Dowodem na to jest niezwykle wymowne zakończenie powieści, a dawka mądrości w jednym prostym pytaniu jest stokroć większa niż w setkach ozdobnych sentencji.

Fabuła jest ciekawa o dziwo nie dzięki zawiłej intrydze, ale za sprawą interesującego przedstawienia Namibii, porywającej atmosfery afrykańskiego lądu oraz interesującej głównej bohaterce. W wątku kryminalnym uwagę przykuwa bardziej sprawa Lubowskiego niż dokonane po dwudziestu latach tajemnicze morderstwa. Napięcie w tej powieści nie jest typowe dla kryminałów. Utwór czyta się bardziej z myślą o przyjemności werbalnego doświadczenia dalekiej Afryki, której atmosferę autor oddał mistrzowsko, niż z chęcią rozwiązania zagadki.

Podsumowując, powieść zasługuje na wysoką ocenę, mimo wszystkich dostrzeżonych przeze mnie niedociągnięć. Jest to utwór godny polecenia, interesujący i wielowymiarowy. Godzina szakala jako nieszablonowy kryminał znajdzie entuzjastów wśród miłośników różnych typów literatury. Największą zagadką powieści i wyzwaniem dla fanów prozy kryminalnej jest misterne splątanie faktów, spekulacji i fikcji literackiej, które do samego końca trudno od siebie odróżnić.

Recenzję napisała:
Madelaine Słowacka
Za książkę dziękujemy:

środa, 10 lipca 2013

Limeryki Zbrodni - Janusz Mika - recenzja

Autor książki "Limeryki zbrodni" - Janusz Mika jest młodym polskim prozaikiem. Kryminał który dostajemy do ręki jest napisany dość nowoczesnym językiem.Akcja powieści rozpoczyna się w Belgii.

Zapoczątkowana jest morderstwem polskiego emigranta, który ma niezbyt jasną przeszłość.

Tymczasem w Krakowie, gdzie rozgrywają się kolejne przygody bohaterów historia rozgrywa się gdzieś w zakamarkach bazaru, w siedzibie redakcji gazety oraz na posterunki policji. Poczałkowa dynamika prowadzenia powieści sprawia, iż trochę ciężko jest nam się odnaleźć. Na spokojnych i zacnych uliczkach Krakowa: Urzędniczej, Lea, Królewskiej - zdawałoby się oazach spokoju i dostojności mnoży się zło i podstęp. Zło ma wymiar na początku skradzionego radia samochodowego, ale to dopiero początek!

Lekkie narkotyki rozprowadzane wśród młodzieży i zabójstwo znanych nam z szpiegowskich historii osób - to ciągnąca czytelnika za sobą akcja powieści od której trudno nam się oderwać...Dodatkowego dreszczyku emocji książce dodaje nadzwyczajna inteligencja sprawcy zła, który pozostawia przy każdej możliwej okazji swój ślad, który jest zarówno literacką zagadką, jak również stanowi podpis oprawcy, świadczący o poetyckiej duszy tego bohatera.

Fabuła mogłaby czytelnikowi sugerować, kim jest sprawca zła, ale jak to bywa w życiu nic nie jest pewne, ani powiedziane z cała pewnością.Czytelnika tej książki powinien zafascynować opis krakowskich ulic z ich lokalami i strategicznymi miejscami. Powieść tę czyta się niemal jak przewodnik. Z jednej strony poznajemy historię królewskiego miasta, a z drugiej zagmatwane ludzkie losy.

Książkę przeczytałem w jeden wieczór, tak mnie zafascynowały losy bohaterów, zarówno tych męskich jak i żeńskich. Książkę polecam wszystkim miłośnikom literatury sensacyjnej i kryminalnej.

Recenzję napisał: Krzysztof Grochowski 

Książkę otrzymaliśmy dzięki uprzejmości:

środa, 8 lutego 2012

Wrzosowisko Exmoor

Steven Lamb ma 12 lat  i większość swojego czasu poświęca na kopanie. Rozkopuje teren Parku Narodowego Exmoor, który jest wielkim angielskim wrzosowiskiem. Czasami pomaga mu w tym dziwnym  zajęciu najbliższy przyjaciel Lewis. Steven obsesyjnie poszukuje ciała swojego wujka Williama Petersa, który został zamordowany przez seryjnego mordercę dwadzieścia lat wcześniej. Billy miał w chwili śmierci 11 lat, a jego  szczątków nigdy nie odnaleziono...

Śmierć Billyego wpłynęła destrukcyjnie na jego rodzinę- siostra Lettie nie potrafi ułożyć sobie życia uczuciowego i coraz bardziej traci kontakt z synami, natomiast babcia Stevena od lat cierpliwe czeka w oknie na powrót nieżyjącego syna. Steven uznaje że naprawi stosunki rodzinne jeśli tylko uda mu się odnaleźć pogrzebane na wrzosowisku ciało wujka, niestety wybiera najgorszą z możliwych opcji- prosi o pomoc mordercę  Arnolda Avery'go, który  odsiaduje długoletni wyrok. Między chłopcem a pedofilem zawiązuje się niebezpieczna gra...

Szczerze mówiąc nie wiem czy "Szczątki" są kryminałem czy bliżej im do literatury psychologicznej. Zamiarem Belindy Bauer było napisanie historii opowiadającej o relacji łączącej chłopca z jego babcią, ale pod wpływem reportażu telewizyjnego  opowiadanie przerodziło się w powieść o pedofilu mordującym dzieci. Autorka wykonała kawał dobrej roboty i  stworzyła bardzo realistyczną warstwę psychologiczną powieści  przez co dane jest czytelnikowi zajrzeć do umysłu seryjnego mordercy. Wyraziste i dopracowane w każdym szczególe postaci są atutem pozycji. Akcja jest wartka i wciągająca, nie byłem znużony ani przez chwilę mimo iż klimat książki jest mroczny i mało rozrywkowy.

"Szczątki" są debiutem pisarskim Belindy Bauer, za który autorka otrzymała nagrodę   CWA Gold Dagger 2010 dla najlepszego kryminału. Całkiem udany początek kariery pisarskiej, warto mieć oko na panią Bauer bo być może znowu nas zaskoczy udaną powieścią.

PS. Mała dygresja na temat prywatności. Wprawdzie Avery grasował na początku lat dziewięćdziesiątych czyli przed erą internetu, a  informacje o potencjalnych ofiarach czerpał z lokalnych gazet, gdzie naiwni rodzice chwalili się swoimi uzdolnionymi pociechami, to mimo wszystko  pobrzmiewa tu ostrzeżenie skierowane prze autorkę w stronę nierozważnych rodziców- jesteśmy pozornie anonimowi w dobie globalizacji. Chyba czasem odrobina prywatności  w czasach Facebooka nie zaszkodzi, zwłaszcza jeśli sprawa dotyczy  niewinnych dzieci. Warto się nad tym zastanowić wrzucając na fejsa kolejne zdjęcie swojego dziecka.

Tytuł: Szczątki
Autor: Belinda Bauer
wydawnictwo:Prószyński Media
data wydania: 2010
ISBN:9788376485010

środa, 5 października 2011

KRYMINAŁY Z KRWI I KOŚCI


KRYMINAŁY Z KRWI I KOŚCI


Kolejna część przygód Ruth Galloway już 26 października!

Porywająca fabuła, wyrazista bohaterka, tajemnicze miejsce akcji - niedostępne mokradła Norfolk – sprawiły, że kryminalna seria książek Ely Griffiths zdobyła już uznanie wśród brytyjskich wielbicieli dobrego kryminału.

Janusowy kamień to kolejne spotkanie z sympatyczną pani archeolog i policjantem z charakterem. Dociekliwy team na tropie kryminalnej zagadki której patronują rzymskie bóstwa!

Podczas wyburzania starego domu w Norwich robotnicy odkrywają makabryczne znalezisko. Przy wejściowych drzwiach, pod progiem zostaje znaleziony dziecięcy szkielet bez czaszki. Czy ktoś postanowił wykorzystać prace budowlane i sprytnie pozbyć się kości, czy też było to rytualne zabójstwo? Zagadkę może rozwikłać jedynie Ruth Galloway – z pomocą przyjdzie jej rzymski bóg Janus.

Kiedy pierwsza część serii jest świetna, oczekujemy że dalsze będą równie dobre. Autorce ta sztuka całkowicie się udała. Rodzinna tajemnica, szaleństwo, pogańskie obrzędy i rzymska mitologia oraz duża doza humoru. Ponadto mamy parę znanych nam już wyrazistych bohaterów. Prosimy o więcej!

The Guardian

Książka została wydana przez Wydawnictwo literackie.

Elly Griffiths urodziła się w 1963 roku w Londynie. Mieszka w Brighton, na południowym wybrzeżu Anglii, z dwójką dzieci i mężem, który zrezygnował z pracy w londyńskim City i został archeologiem. Akcję swych powieści Griffiths umieściła jednak na północy kraju – w Norfolk, pełnym trudno dostępnych bagien i starożytnych miejsc kultu. Szlak kości to debiut Elly Griffiths, a zarazem pierwsza powieść z cyklu, którego bohaterką jest doktor archeologii Ruth Galloway. Kolejne książki to Janusowy kamieńoraz The House at the Sea's End.