"A ty mówisz
wciąż mówisz i potarzasz, mój przyjacielu
że nadal nie wierzysz
że jesteśmy u progu zagłady”
O agentach USA powstało już kilka filmów oraz książek. Jest to temat trudny do wyczerpania, cały czas w naszej rzeczywistości pojawiają się doniesienia o śledztwach, amerykańskim szpiegostwie, wojnie w Iraku, podsłuchach i możliwościach, jakimi dysponuje ich rząd. Ameryka ciągle narażona jest na ataki terrorystyczne, dlatego musi posiadać ekspertów, którzy zajmują się ich jak najszybszym zapobieganiem. Nawet jeśli atak nie dotyczy ich kraju, gdy celem jest inne państwo, równie potężne i ważne dla całego świata. Zwłaszcza katolickiego.
Fabuła książki „U progu zagłady” ukazuje świat niedostępny dla zwykłego obywatela – świat, w którym zwalcza się przestępczość. Ważna jest tutaj polityka prewencyjna, przeciwdziałanie terrorystom, zanim ich cel zostanie osiągnięty. Często nie jesteśmy świadomi, że obok nas prowadzona jest operacja mająca na celu przechwycenie bomby. Może i dobrze, bo chyba każdy popadłby w paranoję. Z drugiej strony musimy zaufać służbą bezpieczeństwa, uwierzyć, że będą w stanie uporać się z zagrożeniem. ZeLenay uświadamia nam, że ryzyko istnieje – nawet w tej sekundzie jakaś grupa terrorystyczna może przygotowywać swój plan ataku, a nawet go realizować. Przerażające? Zdecydowanie ta myśl wzbudza niepokój, ale również niepewność, bo niestety nie jesteśmy tajnymi agentami CIA i nie możemy nic z tym zrobić. Chyba że ktoś z Was coś ukrywa?
Martin ZeLenay zanany jest ze swojej debiutanckiej książki „Tajny raport Millingtona” - kontynuacją tej powieści jest „U progu zagłady”, choć moim zdaniem nie trzeba czytać pierwszej części, aby zrozumieć następną. Sam autor jest jedną, wielką tajemnicą. Z pewnością wpisuje się w świat, o którym opowiada. ZeLenay to Amerykanin, z pochodzenia Polak. Pisze pod pseudonimem, ponieważ nie może zdradzić swojej prawdziwej tożsamości. Jego historia robi się coraz ciekawsza, gdy dowiadujemy się, że jest konsultantem CIA i że współpracuje z wywiadem. Wcześniej, dzięki swojemu zamiłowaniu do historii sztuki i wykształceniu w tej dziedzinie został wciągnięty w tajną operację i widać, że życie „tajniaka” mu zasmakowało. Można powiedzieć, że pisząc tę książkę, jak i poprzednią był doskonale świadomy i zorientowany w przedstawianych wydarzeniach. Mnie zaintrygowała jego krótka i utajniona historia, w sumie to nawet nie wiemy, czy Martin rzeczywiście jest kobietą. Widzę go w jednej z bohaterek „U progu zagłady” - Marii, mieszkance Rzymu, genialnej historyczce sztuki, która oczywiście zostaje wplątana w tajną operację.
Ta pozycja zainteresowała mnie swoją fabułą, opisuje rzeczywistość dla mnie niedostępną, ale przez to intrygującą i wzbudzającą dreszczyk emocji. W historii przedstawione są wydarzenia, które już się odbyły, głównym wątkiem jest Watykan i wybór nowego papieża. Zacznijmy jednak od początku, czyli Najwybitniejszego Przywódcy i jego planów ataku na stolicę chrześcijan. Akcja skupia się na podróży Paka Li, którego zadaniem jest umieszczenie ładunku nuklearnego w pobliżu Watykanu. Bez świadków, bez kompromisów i bez przecieku informacji. Korea Północna stanowi zagrożenie dla całego świata, reżim, który tam powstał, może obalić nawet najpotężniejsze mocarstwa. Najwybitniejszy dysponuje niebezpiecznymi ludźmi i środkami, posiada też zbyt wysokie mniemanie o sobie, jest również niestabilny psychicznie, co stanowi iście wybuchową mieszankę. Na trop radioaktywnej przesyłki wpada rząd Amerykański, ale też Rosyjski – generał Babikow z zainteresowaniem przygląda się akcji prowadzonej przez Paka Li. Książka ukazuje nam dwie perspektywy – działania tajnej agencji Jasona Millingtona, jak i samych terrorystów. Dobrych i złych – choć muszę przyznać, że ci drudzy są bardziej wyraziści i lepiej zarysowani przez ZeLenay'a. Frank Shepard w tej części jest przechodzącym na emeryturę oficerem jednostki. Wraca do rodziny, którą zaniedbał i którą próbuje poznać na nowo. Jego żona Susan przekonuje go do wakacji w Grecji, gdzie zostaje wplątany w działania agencji CIA. Razem z bohaterami przemieszczamy się po Korei Północnej, Ameryce, Grecji, Włoszech czy nawet Rosji. Postaci i miejsc ukazanych w książce jest bardzo wiele. Emocje gwarantowane, do końca nie wiadomo czy Towarzysz Pak Li wypełni swoją misję dostarczenia ładunku do Watykanu.
Podoba mi się to, że akcja opiera się na aktualnych wydarzeniach. Książka nabiera realizmu
i składania do rozmyślań. Dużo przedstawionych sytuacji miało miejsce, niektóre fakty są naciągnięte na potrzeby fabuły, ale i tak powieść jest niezwykle autentyczna. Możemy też poznać pracę agenta „od kuchni” - ich specyficzny język, zwroty, którymi się posługują, tryb pracy i osoby, które zajmują określone stanowiska i ponoszą ogromną odpowiedzialność – od nich zależy życie milionów ludzi. Lubię czytać o historii Polski, więc spodobało mi się przywołanie w książce historii Kuklińskiego, Jana Pawła II i ich znaczenia dla II wojny światowej. Oprócz wątków historycznych duże znaczenie odgrywa w tej pozycji sztuka, literatura, np. jeden z bohaterów jest fanem Szekspira i cały czas cytuje jego dzieła. Widać, że autor zna się na sztuce – jest ona istotna, bardzo szczegółowo i wnikliwie przedstawiona. Dla fanów malarstwa jest nie lada gratką w książce sensacyjnej znaleźć tyle rozważań na temat futurystów, ikon, obrazów. Jako amatorka w tej dziedzinie muszę przyznać, że zainteresował mnie ten wątek i stałam się również bogatsza o wiele informacji z dziedziny sztuki, kultury, historii, obyczajów panujących we Włoszech, jak i nawet polityki i pracy policji w Grecji. Książka jest niezwykle wielotematyczna, a przez to pouczająca.
„Ci Włosi się tak wszystkim podniecają: futbol, polityka, a teraz papież!”
W tym katalogu postaci pojawia się kilka, które mnie zauroczyły. Niejaki Tom Woodrich, pseudonim „Harry Potter”, wyróżniają go urocze słowotoki, ale jest też genialnym analitykiem
i mózgiem agencji. Nieokiełznana Helen Stefanko, która od lat pracuje dla Białego Domu, tworząc trafne analizy psychologiczne największych zbrodniarzy. Reginald – agent znający na pamięć dzieła Szekspira, jak i Jason Millington wzbudzający respekt swoimi osiągnięciami, który jest też wyraźnym autorytetem w agencji.
„Bez sztuki życie jest jedynie wstawaniem i kładzeniem się spać”
Niestety wielość wątków, postaci w efekcie końcowym bardziej zaszkodziła książce, niż jej pomogła. Trzeba się naprawdę skupić, aby wszystko należycie zrozumieć. Akcja jest bardzo skomplikowana, każdy rozdział zawiera kilka perspektyw – mamy przejście na Franka, zaraz na Millingtona, na Najwybitniejszego Przywódcę, Paka Li, z kolei zaraz na Włochy i historyczkę sztuki Marię, pojawia się też Susan, jak i wiele innych bohaterów. Gdyby te wszystkie wątki ułożyć bardziej schematycznie, pogrupować je, to może sama akcja byłaby bardziej płynna. Tymczasem mamy ogromny kocioł, wydarzenia następują po sobie chaotycznie, cały czas pojawiają się nowe postacie, które autor przybliża nam szczegółowo, moim zdaniem mieszając nam tym trochę w głowach. W książce nie ma po prostu głównego bohatera, co sprawia, że postać Franka, Jasona, Paka Li nie jest wykorzystana do końca. Co więcej, Frank gdzieś w połowie staje się mniej ważny, umyka nam w natłoku szybko następujących po sobie wydarzeń. Potencjał jest tutaj ogromny, jednak można zauważyć zbyt dużą ilość informacji, którą nie jesteśmy w stanie przetworzyć. Może dobrym wyjście byłoby rozbicie książki na dwie części? Albo stworzenie tylko dwóch perspektyw: Franka i Paka Li.
„U progu zagłady” to powieść sensacyjna, jednak nie spodziewajcie się, że akcja będzie dynamiczna od pierwszej strony. Czytając, musicie być cierpliwi, bo wydarzenia nabierają tempa gdzieś pod koniec, gdy coś zaczyna się rzeczywiście dziać. Początek to układy, snucie planów, szczegółowe przedstawienie obu stron, ich przeszłości, jak i przeskakiwanie z bohatera na bohatera, z miejsca na miejsce. Trzeba jednak oddać honor autorowi, że był w stanie połapać się w tak dużej ilości wątków. Mimo wszystko nie zgubił tego głównego tematu, jak i „przypadkiem” nie pomieszał jakichś faktów.
Dobrym rozwiązaniem w książce są przypisy, które tłumaczą wiele określeń, nazw niezrozumiałych dla przeciętnego czytelnika. Jedynie mam małe zastrzeżenie odnośnie do wypowiedzi, które pojawiały się w języku rosyjskim. Również powinny zostać przetłumaczone, ponieważ nie każdy zna ten język.
Autor bardzo swobodnie pisze, przy tak skomplikowanej tematyce udało mu się zachować lekkość. Czyta się przyjemnie, choć trzeba się naprawdę wgryźć, aby nie utracić wątku. Brak tutaj płynności przez bardzo szybkie przeskakiwanie do kolejnych scen i bohaterów. Nie jesteśmy w stanie zbudować całego obrazu tej książki, bo przytłaczają nas coraz to nowsze postacie, miejsca. Mimo tych uwag to „U progu zagłady” jest bardzo dobrze napisaną powieścią, choć można odczuć przesyt rozbudowaną fabułą.
Książka jest pełna scen, które wywołują uśmiech – nie jest to bezpośredni humor, po którym będziesz śmiać się do rozpuku – fabuła posiada kilka ukrytych żartów, niektóre postacie są specyficzne i zabawne w swojej wyjątkowości. Szczególnie pod koniec, gdy drużyna Franka zaczyna realnie działać, dochodzi do kilku zabawnych sytuacji.
„Tak... wojna uczy dokładności, przegrana wojna uczy precyzji”.
Powieść Martina ZeLenay'a jest idealna dla osób interesujących się wywiadem amerykańskim, jak
i samym rządem USA. W sam raz dla fanów opowieści szpiegowskich. Ciekawe ukazany jest reżim, jako pełen niezdrowego fanatyzmu, jak i przerażających możliwości. Jeśli odnajdujecie się
w thrillerach, lubicie trochę szybszej akcji, ale również pełnej zawiłości, niedomówień
i nieoczekiwanych zwrotów wydarzeń, to polecam „U progu zagłady”. Książka ukazuje nam pewne realia działania agentów CIA, uświadamia również, że wielu niebezpieczeństw nie jesteśmy świadomi, jak i tego, że wojna w każdej chwili może wybuchnąć.
Jest to solidna pozycja, powiedziałabym też, że stanowi ciekawe rozwinięcie pierwszej części.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję:
Wydawnictwu Znak
Gabriela Rutana
Za książkę dziękujemy: