Auriga Flavo-C serum
Serum Flavo-C firmy Auriga kupiłam jeszcze w listopadzie zeszłego roku. Było to moje drugie podejście do serum do twarzy (pierwsze z Biochemii Urody zakończyło się klapą) i mam, co do niego mieszane uczucia.
Na początku zaznaczę, że zaczęłam używać serum z witaminą C, ponieważ poleciła mi to dermatolog podczas badania mojej skóry. Miałam go używać w sezonie jesienno-zimowym w połączeniu z kremem z witaminą C (ta historia będzie kiedy indziej). Sama raczej nie pomyślałabym o tym, żeby używać jakiegokolwiek serum, bo nie czułam takiej potrzeby (nie zauważyłam u siebie zmarszczek, a i aż tak stara jeszcze nie jestem :]).
Od producenta:
Flavo-C Serum zapobiega procesowi starzenia się skóry dzięki zawartości 8% kwasu L-askrobinowego i 30% Ginkgo Biloba.
Sposób użycia:
Stosować rano i wieczorem aplikując preparat na wybrane obszary ciała (twarz, wierzch dłoni, dekoltu).
Termin przydatności do zużycia - 3 miesiące od otwarcia.
Serum dostajemy w ciemnozielonej buteleczce (mój K. twierdzi, że kolor ma jak butelka piwa ;])z aplikatorem w formie pipetki, zapakowana jest w zaklejony kartonik, dzięki czemu wiem, że nikt mi w tym nie grzebał (jestem ostatnio wyczulona na tym punkcie). W środku pudełka mamy zapakowaną ulotkę w kilku, jak nie kilkunastu językach, tam do poczytania jest oczywiście więcej niż na opakowaniu. Butelka zawiera 15 ml płynu w kolorze bursztyny (K. - piwa), konsystencja jest rzadka, pachnie dla mnie... aptecznie (nie wiem, czy jest takie słowo, ale myślę, że chyba wiecie, o co mi chodzi?). Serum przypomina mi bardziej olejek niż jakikolwiek inny płyn, ale nie pozostawia po sobie tłustych warstw.
Pomimo zalecenia o stosowaniu go 2 razy dziennie, zaniechałam tą metodę. Z prostego powodu - dość długo się wchłaniał i pozostawiał lekko "lepką" skórę, ciężko byłoby mi od razu pomalować się, a czasu rano z reguły za wiele nie mam. Dlatego w dzień używałam go tylko, jak miałam wolne, albo miałam późniejszą zmianę, a tak to praktycznie codziennie (skleroza zapomina o regularności) używałam go na noc. Najpierw oczyszczałam twarz z makijażu i dopiero po jakimś czasie stosowałam serum, z reguły przed samym spaniem.
Na początku budziłam się rano z buzią gładką, jak pupcia niemowlaczka. Z czasem, nie wiem, czy moja skóra zaczęła się przyzwyczajać, czułam, że jest przesuszona. Od początku roku stosowałam go razem z kremem Dermedic Hydrain 2 (o tym też będzie innym razem) i to zdecydowanie pomagało.
Liczyłam trochę na rozjaśnienie niedużych przebarwień, które mam na policzkach. Wydawało mi się na początku (albo był to efekt placebo, niestety nie wpadłam na to żeby zrobić zdjęcia "przed" i "po"), że Flavo-C rozjaśniło newralgiczne miejsca, ale po dłuższym czasie używania ten efekt zniknął. Dodam, że nie zmieniałam dodatkowo nic w codziennej pielęgnacji.
Samo serum jest bardzo wydajne (przynajmniej przy stosowaniu raz dziennie), wystarczyła niewielka ilość na użycie na buzię (połowę mniej niż jest w pipetce na zdjęciu). Serum używałam od ok. połowy listopada do teraz, czyli praktycznie całe 3 miesiące, jak jest zdatny do użytku od momentu otwarcia. Gdybym używała go zgodnie z zaleceniem - połowę krócej.
Nie wiem, czy do niego wrócę. Będę pewnie poszukiwała czegoś tańszego i lepiej działającego. Ale to dopiero na jesień.
Dostępność: swój kupiłam w Super-Pharm (nie wiem, gdzie jeszcze można je dostać).
Cena: w promocji 51,99 zł, bez promocji 79,99 zł.
INGREDIENTS: Aqua, Ginkgo Biloba, Ascorbic Acid, Butylene Glycol, Polysorbate 20, Polysorbate 80, Imidazolidinyl Urea.
18 komentarze: