Kiedy wybierasz miecz, nie czyń jak głupcy, którzy zachwycają się jakością ostrza.
Ostrza bowiem potrzebuje fryzjer. Wojownik szuka broni.
Sprawdź więc najpierw czy rękojeść leży ci w dłoni, poruszaj nadgarstkiem, weź zamach. Poczuj, że uzbroiłeś ramię.
Potem przetestuj solidność umocowania głowni. Powinna wnikać w rękojeść i stapiać się z nią w jedno, bo nie chcesz, żeby przy pierwszym ciosie została wybita jak spróchniały ząb.
Na koniec wybadaj samą klingę. Jej sprężystość i kruchość, giętkość i moc. Czy możesz parować bez ryzyka wyszczerbień? Skąd ciąć? Jak głęboki wziąć sztych?
Wojownik potrzebuje broni, która wytrzyma jego własną siłę, dotrzyma kroku jego prędkości, wyprzedzi jego zwinność. Gdy więc znajdziesz miecz o takich właściwościach, nie przejmuj się, jeśli się okaże, że ma stępione ostrze, bo możesz wygrać każdą jego częścią.
Podobnie w walce duchowej.
Błądzą ci, co sądzą, że zwycięstwo dokonuje się tu wyłącznie dzięki moralności, nie można bowiem oddzielić ostrza od całego miecza.
Ci, co tak czynią, zamieniają broń na brzytwy, grzebienie i żyletki. Walką nazywają równanie bokobrodów, podcinanie wąsików, przyczesywanie grzywek i wygalanie policzków do dziewiczej gładkości. Czasy dzikości – powiadają – się skończyły, a my żyjemy w pokoju i wojujemy już tylko o piękno. Czasem przeleją kroplę krwi, ale radzą z nią sobie wodą kolońską. Czasem nawet skrzyżują dwa żelaza, lecz okazuje się, że to nożyczki.
„Czyż jednak nie do bojowania podobne całe życie człowieka? Czy nie jak najemnik z dnia na dzień żyje?” (Hi 7,1). To nie iluzja wojny. Wojna jest prawdziwa. To tylko wróg tak przebiegły, że chce ci wmówić jej koniec, abyś odłożył broń i wpadł w pułapkę.
Dlatego pamiętaj: gdy wybierasz broń do tego starcia, nie zaczynaj od ostrza, ale sprawdź rękojeść i głownię, czyli swoją szczerość i dyscyplinę.
Szczerość to umiejętność rozróżnienia pomiędzy tym, czego pragniesz najbardziej, a tym, czego chcesz akurat teraz. Dyscyplina zaś jest siłą, dzięki której zawsze wybierasz to pierwsze.
Powtórz to i zrozum.
Szczerość to umiejętność rozróżnienia pomiędzy tym, czego pragnę najbardziej, a tym, czego chcę akurat teraz. Dyscyplina zaś jest siłą, dzięki której mogę zawsze wybrać to pierwsze.
Jedność tak rozumianej szczerości i dyscypliny wkłada ci do ręki miecz, któremu możesz zaufać. Którym możesz wygrać. Który sam się ostrzy.
Moralność bowiem albo wynika z wiedzy o tym, czego naprawdę chcesz i polega na wierności temu pragnieniu, albo jest tylko moralizowaniem, które ma cię zwieść i zamienić w niewolnika.
„Szczęśliwy ten, kto w postanowieniach siebie samego nie potępia. Wszystko bowiem, co się czyni niezgodnie z przekonaniem, jest grzechem” (Rz 14,22b.23b). I grzechem jest również tylko to, co czynisz wbrew swemu szczeremu przekonaniu.
Dbaj o swą broń, by ją zachować na godzinę próby.
Przestań słuchać biadolenia ludzi, którzy twierdzą, że nie wiedzą, czego chcą. Spójrz. Za każdym razem przecież wybierają według swojej woli.
Potem płaczą, że nie chcą tego, co mają i pytają: czyż to nie dowód, że człowiek nie wie, czego pragnie, a nawet jeśli mu się tak czasem zdaje, to i tak nigdy tego nie dostaje?
Ich stan dowodzi jedynie, że chodzą za tym, czego im się w danej godzinie zachciewa, a najgłębsze pragnienie, które trwa niezależnie od ich humorów, powoduje, że mierzi ich dziś to, co wczoraj tak pociągało. Wciąż jednak oszukują się, że tego pragnienia nie znają, by mogli folgować kolejnym porywom chwili.
Ty wszakże trwaj w szczerości. Porzuć kłamstwo świata. Poznaj, czego najbardziej łaknie twoje serce.
Ty wszakże trwaj w dyscyplinie. Wobec wielorakości chcenia decyduj się zawsze na to, co dla ciebie najważniejsze.
Możesz tak postępować, bo Bóg zechciał cię tak stworzyć. Na swój obraz.
„On na początku stworzył człowieka i zostawił go jego własnej mocy rozstrzygania…” (Syr 15,14)
Widzisz? Możesz wiedzieć i decydować.
„Położył przed tobą ogień i wodę, co chcesz, po to wyciągniesz rękę.
Przed ludźmi życie i śmierć, co ci się podoba, to ci będzie dane” (Syr 15,16n).
Słyszysz? Możesz pragnąć i wybierać.
„Przyodział ich w moc podobną do swojej i uczynił ich na swój obraz.
Dał im wolną wolę, język i oczy, uszy i serce zdolne do myślenia.
Dodał im wiedzy i prawo życia dał im w dziedzictwo” (Syr 17,3.6.11).
Rozumiesz?
Możesz wiedzieć, czego pragniesz, bo On tak chciał.
Przyznaj się wreszcie do mocy, którą w Tobie złożył.
Wejdź do izdebki serca, gdzie żaden człowiek cię nie usłyszy… I pozwól sobie na odpowiedź.
Czego pragniesz?
Czego bardzo pragniesz?
Czego najbardziej pragniesz?
Wyraź wszystko.
Żeby Ten, który widzi w ukryciu mógł Ci wreszcie zacząć dawać.
Ilustracje pochodzą z "Księgi Fechtunku" mistrza Hansa Talhoffera, 1467 r.
Dzięki!
OdpowiedzUsuńDziękuję!
OdpowiedzUsuńpowyższy blog to już kolejny stopień wtajemniczenia, nie czyta się go tak łatwo, jak słucha Pańskich szkoleń, przynajmiej tych, których miałem okazję wysłuchać
OdpowiedzUsuńDobry tekst, mocny i złożony dużo do myślenia daje i zarazem buduje człeka już na starcie. Ach muszę przed Bogiem poukładać swoje pragnienia bo droga trudna i wymagająca a wróg sieje zwątpienie i zniechęcenie gdzie tylko się da.
OdpowiedzUsuń"Szczerość to umiejętność rozróżnienia pomiędzy tym, czego pragniesz najbardziej, a tym, czego chcesz akurat teraz. Dyscyplina zaś jest siłą, dzięki której zawsze wybierasz to pierwsze" i "„Szczęśliwy ten, kto w postanowieniach siebie samego nie potępia. Wszystko bowiem, co się czyni niezgodnie z przekonaniem, jest grzechem” (Rz 14,22b.23b). I grzechem jest również tylko to, co czynisz wbrew swemu szczeremu przekonaniu." - bardzo ważne słowa. Muszę do nich wracać i do tego wpisu.
OdpowiedzUsuń"To nie iluzja wojny. Wojna jest prawdziwa. To tylko wróg tak przebiegły, że chce ci wmówić jej koniec, abyś odłożył broń i wpadł w pułapkę." - to bardzo ciekawe. Od jakiegoś czasu towarzyszy mi przemyślenie, że w moim życiu najwięcej i najbardziej jednostronnie mówiły mi o pokoju, miłości, dobroci wszystkich ludzi, itd. itp. te osoby, które później były też najbardziej skore do manipulowania i wykorzystywania mojej naiwności.
Dziękuję za bardzo dobry tekst. Muszę czasem do niego wracać.
Myślę, że tu nie chodzi o wojnę z innymi a wojnę, która rozgrywa się w nas.
UsuńPzdr.
To ciekawe. Czy mógłbyś rozwinąć tą myśl? Dlaczego tak myślisz?
UsuńOczywiście, najpierw trzeba zacząć od siebie. Nawet Jezus zanim rozpoczął nauczanie poszedł na pustynie i zmagał się z sobą. Podobny czas przygotowania mieli inni, np. św. Paweł. Jednak dalej jak się popatrzy na świętych i proroków, na Jana Chrzciciela na słowa o plemieniu żmijowym oraz patrząc na historię jego życia i śmierci, dalej patrząc na św. Pawła, jego spory, polemiki, doświadczenia i ocieranie się o śmierć, nazywanie pewnych ludzi głupcami a innych antychrystami (co zresztą mamy też u innych apostołów) - patrząc na to wszystko czy nawet na samego Jezusa, ostrzegającego przed wilkami w owczej skórze oraz faryzeuszami, polemizującego z nimi i nazywającego ich grobami pobielanymi ciężko mi zrozumieć jak można ograniczyć tę wojnę do czegoś co się rozgrywa tylko w nas. Owszem "Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich" (Ef 6, 12), ale jednak patrząc na Pismo Św. mam wrażenie, że jest to wojna totalna i nie rozumiem dlaczego ktoś miałby ją ograniczać tylko do czegoś co się rozgrywa jedynie w nas?
Ponadto wg mnie wnętrze ma bardzo duże przełożenie na to jacy jesteśmy na zewnątrz, jacy jesteśmy dla innych, z kimś współpracujemy i ku czemu, czy i jak stawiamy opór złemu, na kogo głosujemy, jakie obyczaje i prawa ustanawiamy oraz akceptujemy i czy np. zadeklarujemy się przeciw aborcji czy wręcz przeciwnie albo czy będziemy po prostu milczeć, itd. itp. Takie stwierdzenie, że "nie chodzi o wojnę z innymi a wojnę, która rozgrywa się w nas", wydaje mi się więc sprzecznością samą w sobie.
Czy mógłbyś mi rozwinąć swoją myśl i pokazać skąd się bierze Twoje przekonanie? Bardzo chciałbym to zrozumieć
Parę dni temu przyszedł mi w myślach ten fragment o modlitwie w izdebce. I co? wrócił, bo go tu czytam..:) Pozdrawiam Cię Fabio, niech Cię Pan Jezus prowadzi ><>
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńDziękuję
Przeczytałem.
OdpowiedzUsuńMoże napiszę teraz trochę nie na temat, choć z drugiej strony "Wyraź wszystko" ;-)
OdpowiedzUsuńNie rozumiem jednej rzeczy. Bardzo często pod wpisami na różnych blogach, pod wiadomościami, artykułami, itp. o Fabbsie, są oceniające komentarze. Głównie, że porzucił zakon i nie wytrwał w posłuszeństwie. Nie rozumiem dlaczego ludzie tak myślą? Skąd to biorą? Zwłaszcza, że są wierzący? A jeśli nie są wierzący to co ich to obchodzi? Nie słyszeli o Joannie d'Arc? Nie słyszeli, że trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi (Dz 5, 29)? Nie wiedzą, że człowiek ma prawo działać zgodnie z sumieniem i wolnością, by osobiście podejmować decyzje moralne (KKK 1782)? Ani że "Nie wolno więc go zmuszać, aby postępował wbrew swojemu sumieniu. Ale nie wolno mu też przeszkadzać w postępowaniu zgodnie z własnym sumieniem, zwłaszcza w dziedzinie religijnej" (Sobór Watykański II, dekl. Dignitatis humanae, 3.)? Nie mówię, że ślub posłuszeństwa jest nie ważny, ale rzuca mi się w oczy to, że często lekką ręką ludzie potrafią osądzić człowieka i to w materii, w której raczej nie są ekspertami i do tego w sytuacji gdzie mają minimum faktów. Czy ktoś potrafi mi to wytłumaczyć?
Nie mówię, że Fabian jest na pewno święty (wybacz Fabian) i 100% niewinny (choć nie wykluczam tego), ale po prostu uważam, że warto wstrzymać się od oceny przy tak małej znajomości faktów a jednak tych ocen w internecie jest dość dużo.
Tak sobie czasem myślę: A może w to jest właśnie Boży plan? Może wyrzucenie znanej osoby z zakonu da ludziom do myślenia? Może pogłębi ich wiarę i refleksję? Wyzwoli z pewnych schematów myślenia czy choćby ustrzeże kilku młodych ludzi przed pójściem do zgromadzeń gdzie marnują powołania i wrzucają je do jednego worka z tymi co odeszli z egoistycznych pobudek? Jak myślicie?
Postaram się pomóc w zrozumieniu: "Nie rozumiem jednej rzeczy. Bardzo często pod wpisami na różnych blogach, pod wiadomościami, artykułami, itp. o Fabbsie, są oceniające komentarze..."
UsuńMamy "wbudowany" wspaniały mechanizm porównywania się i oceniania, służący głównie do pomiaru naszych własnych postępów (gdzie byłem kiedyś, a gdzie teraz). Zaś często używamy tych mechanizmów niezgodnie z przeznaczeniem, potępiając innych - to tak jakbyśmy wspaniałym mieczem do walki pracowali jako kat.
"A może w to jest właśnie Boży plan? Może wyrzucenie znanej osoby z zakonu da ludziom do myślenia? Może pogłębi ich wiarę i refleksję?"
Zgadzam się z Tobą, nigdy nie wiemy jakie będą konsekwencje.
Ja uważam, że drogi Autor tego bloga, po prostu poszedł za swoimi słowami o pasji i tyle. I nawet mnie to zbytnio nie zdziwiło :)
A czy święty, czy nie, nie nam oceniać.
Wiem, że pisze świetnie dzieje Gwałtownika i cieszmy się tym.
Tak na marginesie: w conajmniej jednym z listów do korytian (2 Kor 1.1) pojawia się stwierdzenie, że jakoby oni byli święci, a chyba córy koryntu to nie były zakonnice :) Bez aluzji :)
Witaj,
UsuńJa także mam do Ciebie kilka pytań:
1. Czy człowiekowi wierzącemu, tj. chrześcijaninowi (np. katolik) przysługuje prawo oceny czyjegoś postępowania (oceny w oparciu o zasady logicznego rozumowania, w zakresie wiedzy jaką posiada odnośnie ocenianego "zjawiska", oraz nakazów wyznawanej wiary)?
2. Czy człowiekowi niewierzącemu przysługuje prawo oceny postępowania osoby publicznej - pretendującej do miana "trenera" właśnie ludzkich zachowań?
3. Czego dotyczyły objawienia Joanny d'Arc i czego (oraz kogo) dotyczył jej sprzeciw wyrażony np. słowami z dnia 31 marca 1431 roku?
4. Jakie znaczenie ma zapis znajdujący się w pkt. 1786 KKK w kontekście prymatu postępowania zgodnie ze swoim sumieniem?
5. Czy - również w kontekście realizacji Bożego planu przez osoby konsekrowane - znasz np. zapisy "Presbyterorum ordinis" - Dekretu Soboru Watykańskiego II o posłudze i życiu kapłanów (zob rodz. II Szczególne wymagania duchowe w życiu prezbitera, DK.15)?
6. Na jakiej podstawie zakładasz, iż osoby oceniające postępowanie Księdza Błaszkiewicza mogą nie być ekspertami w zakresie rozumienia "posłuszeństwa" przełożonym zakonnym?
7. Na jakiej podstawie zakładasz również minimalną znajomość faktów dotyczących suspensy nałożonej na byłego już o. Fabiana Błaszkiewicza u osób pozostawiających swoje komentarze?
8. Co jest wg Ciebie "marnowaniem powołania" w zgromadzeniach zakonnych i jaką ilość przykładów możesz podać oraz czy uważasz, że liczba ta jest faktycznie reprezentatywna dla zjawiska, przed którym Twoim zdaniem mogą się ustrzec osoby pragnące wstąpić do tych zgromadzeń?
9. Z jakich schematów myślenia może uwolnić "wyrzucenie z zakonu znanej osoby? W jaki także sposób może się to przyczynić do pogłębienia wiary i refleksji innych osób?
10. Jakie znaczenie mają słowa z 1 J 4,1 względem przytaczanych przez Ciebie słów z Dz 5,29 (i czy znasz kontekst, w jakim te ostatnie były wypowiedziane przez św. Piotra)?
Jeżeli odpowiesz sobie przynajmniej na część z powyższych pytań, to jest szansa, iż łatwiej będzie Ci zrozumieć zasadność przynajmniej niektórych oceniających komentarzy znajdujących się pod tekstami dotyczącymi obecnej sytuacji ks. Fabiana Błaszkiewicza.
Pozdrawiam i życzę uczciwości w myśleniu,
Maciek
Jak masz coś do mnie albo masz jakieś argumenty to mów konkretnie a jak nie to sam sobie sprawdzaj np. szczegóły z życia Joanny d'Arc jak nie wiesz. Jeżeli uważasz, że źle rozumiem fragment, że nie pasuje on do kontekstu, w którym go użył, to jasno powiedz co myślisz i określ swoje stanowisko a nie próbuj się ze mną bawić w zgadywanki.
UsuńUważam, że chrześcijanin ma prawo oceniać postępowanie. Tak samo jak ma prawo oceniać skoki narciarskie, walki MMA lub czyiś profesjonalizm w danej dziedzinie. Oczywiście jeżeli nie zna się na rzeczy, to wyjdzie na głupca, choć inni głupcy być może się na nim nie poznają.
6. Bo w większości przypadków ludzie sobie wyobrażają posłuszeństwo w zakonie jako coś absolutnego i bezdyskusyjnego, coś na wzór pruskiego wojska, gdzie żołnierz bał się dowódcy bardziej, niż wroga.
7. Bo nie ma faktów. Został suspendowany i oficjalną wersję, którą zakon wydał i nic więcej. Czy może Ty wiesz coś jeszcze?
8. i 9. Znałem wiele osób, które poszły do zakonów i seminariów i większość z nich jest już poza zakonami i parafiami. Owszem, niektórzy sami się tego dorobili, np. dorabiając sobie dziecko, będąc jednocześnie w seminarium. Znam jednak takich, którzy byli całkiem w porządku a zostali wyrzuceni przez jakieś widzi mi się i nikt nawet nie potrafił podać powodu, nikt nawet nie kwapił się by coś sensownego wymyślić jako powód, bo nie byli to znani na całą Polskę ludzie. Ludzie często mają bardzo naiwne podejście, jeśli chodzi o powołanie. Ponadto Ludzie też mają nikłą wiedzę o rzeczywistości zakonnej i mają nikłe wyobrażenie o tym co może się dziać. Tymczasem ja bym polecał też po prostu poznać ludzi, z którymi chce się wiązać życie. Nie wiem czy liczba jest reprezentatywna, bo nie robiłem takich badań. To są zresztą bardzo trudne sprawy do zbadania choćby ze względu na bardzo duży autorytet jaki mają duchowni. Moje doświadczenie życiowe (wiem, że ograniczone) mówi, że problem jest i że czasem trzeba uważać, by nie wylecieć z takiego miejsca z błahych powodów.
Byłem też świadkiem jak nad pewnym starszym ojcem, wspólnota znęcała się psychicznie, tylko dlatego, że on był wierzący i to było widać, w rozmowach i w kazaniach. Nie był może taki "napalony" jak niektórzy świeżo nawróceni ;-) ale miał w sobie głębię. Dla pozostałych kapłaństwo to był biznes, liczyła się kasa, liczyło się to ile ZUS wyliczył kasy na księdza przy pogrzebie, a nie trudna sytuacja rodziny w okolicy gdzie wszystkie dzieci w wakacje zamiast jechać na kolonie, to zbierały truskawki czy w inny sposób dorabiały pieniądze; dla pozostałych dowcip im bardziej zboczony tym lepszy a facet, który nie "pije [dużo] alkoholu i nie pali to ciota" (cytat). Dla nich taki ksiądz był solą w oku i nikt się nie przejmował jego starszym wiekiem. Na szczęście udało się mu przekonać prowincjała - nie po kilku miesiącach pobytu w tym klasztorze pojechał na misję.
Odpowiedziałem i jakoś nadal nie widzę zasadności.
6. Zapomniałem dodać jeszcze jednego: bo wszyscy zakonnicy, których znam - a więc ludzie, którzy się jednak znają na życiu zakonnym lepiej niż ogół - nie oceniają. I im więcej lat życia zakonnego tym mniej są skorzy do ocen, bo różne rzeczy widzieli.
UsuńWitaj,
UsuńMam do Ciebie jedynie to, iż zadając Ci te pytania chciałem, byś spróbował zauważyć zagadnienia, których mam wrażenie nie widzisz. Nie było moim zamiarem "bawienie się z Tobą w zgadywanki", ale zachęcenie do samodzielnego poszukania wskazówek, które być może pozwolą Ci zrozumieć tych, o których pytałeś.
Co się zaś tyczy sytuacji w zakonach, o których wspominasz - wierzę, że jest także tak, jak piszesz. Wierzę również, iż w cały ten syf jaki ludzie mogą uczynić innym Bóg jest w stanie wejść ze swoją łaską/pomocą i stworzyć także tam dobro. Tym bardziej więc warto otaczać kapłanów, osoby konsekrowane modlitwą (pozostałe również, żeby nie było...).
Odnośnie św. Joanny d'Arc - napisałem w związku z Twoją prośbą "kilka" słów odpowiedzi. Znajdziesz je w komentarzach pod wpisem "Droga do Idylium".
Ad. 7. Odpowiem w ten sposób - a co jeśli osoby piszące, że Ks. Fabian "porzucił zakon i nie wytrwał w posłuszeństwie" mają rację? Dopuszczasz taką możliwość? Wszak to jeden z elementów zasadności...
Pozdrawiam,
Maciek
Dopuszczam, ale ponieważ tego nie wiemy i nie jesteśmy w stanie stwierdzić co tam naprawdę się działo, ów brak powściągliwości jest zaskakujący.
UsuńPięknym rozwinięciem/dopełnieniem do powyższego wpisu "Pryncypium"
OdpowiedzUsuńsą słowa Papieża Franciszka z dnia 07.01.2014 (cyt. za wiara.pl)
dotyczące właśnie rozeznawania naszych pragnień, myśli, pożądań:
"Chrześcijanin potrafi czuwać nad swoim sercem,
żeby odróżnić to, co jest z Boga
od tego, co pochodzi od fałszywych proroków." - powiedział Papież.
Ojciec Święty przytoczył kryterium, na jakie wskazuje św. Jan Apostoł,
by odróżnić czy coś pochodzi od Pana, czy też od Antychrysta:
"każdy duch, który uznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, jest z Boga.
Każdy zaś duch, który nie uznaje Jezusa, nie jest z Boga; i to jest duch Antychrysta". (1 J 4,2-3)
Wyjaśnił, iż słowa, "uznać, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele"
trzeba rozumieć jako konieczność uznania Jego drogi,
uznania, że On będąc Bogiem uniżył samego siebie,
upokorzył się aż do śmierci na krzyżu.
"To jest droga Jezusa Chrystusa: uniżenie, pokora, także poniżenie.
Jeśli jakaś myśl, jakieś pragnienie prowadzi Cię na tę drogę pokory,
uniżenia, służby dla innych, to pochodzi od Jezusa.
Ale jeśli prowadzi cię na drogę próżności, pychy,
na drogę myśli abstrakcyjnej, nie pochodzi od Jezusa.
Pomyślmy o kuszeniu Jezusa na pustyni:
wszystkie trzy propozycje, jakie szatan składa Jezusowi,
chciały Go odwieść od tej drogi, od drogi służby,
pokory, uniżenia, miłosierdzia, miłosierdzia wyrażającego się całym życiem.
Na te trzy pokusy Jezus mówi «nie»,
«Nie, to nie jest moja droga»" - podkreślił Papież Franciszek.
Pozdrawiam i życzę Wam (w tym również i sobie)
wytrwania w dyscyplinie "przykładania" swoich pragnień do postawy Jezusa
i stawiania w swoim sercu na to, co jest zgodne z Jego Drogą.
Niech ta właśnie zasada będzie dla nas - z Bożą pomocą - najważniejszym "Pryncypium".
Maciek
Dziękuję za ten wpis i za wasza wymiane zdan,
OdpowiedzUsuńja sie odniose do tej pokory: zaczynam dostrzegac duży konflikt pomiedzy traktowaniem zycia jako okazji do realizacji swojej pasji czyli ogólnie przyjemność a trudną i żmudną walką o królestwo Boże w sobie i wokół nas, a to jest raczej nieprzyjemne przez większość czasu, może to chwilowe ale ostatnio dochodze do wniosku ze pokora i milosierdzie nie przynosi ulgi tylko ból a postawa chrzescijanskiej milosci, ktora sprawia ze rezygnujesz z siebie dla innych boli jeszcze bardziej, nie oszukujmy sie, jest to koszmar czasami.
A więc alternatywa bywa nieciekawa: cierpieć pokore i milosierdzie czy cierpiec swiadomosc tego ze sie ich nie dalo rady scierpiec.
Szczęść Boże księże Fabianie! Z tego co wiem, jest pan nadal księdzem i bardzo aktywnym człowiekiem. Spotkałem się z panem w Bytomiu w parafi NSPJ we wrześniu 2011 roku. Proszę mi odpowiedzieć dlaczego nie podaje pan nigdzie jasnej i szczerej odpowiedzi dotyczącej swojego odejścia, rozstania z Jezuitami. Na pana msze o godzinie 9-30 przychodziło mnóstwo młodych ludzi, z przyjemnością się pana słuchało. Dlaczego jest pan powodem dziwnych dyskusji na forum, które rozciąga się na duchowieństwo, Kościół itd? Ludzie stają za panem, przeciw, mało kto jest obojętny. Prawda sama się obroni zwłaszcza ta przez duże P. Internet i wystąpienia publiczne naprawdę mają moc i wierzę, że jedynym motywem życia jest walka po stronie Jezusa Chrystusa i dążęnie do zbawienia. Szczerze pozdrawiam, z Bogiem - Janusz Kwiotek :-)
OdpowiedzUsuńPanie Januszu, udzieliłem już takich szczerych odpowiedzi, na jakie pozwalała mi sytuacja. Albo ich Pan nie znalazł, albo Pan znalazł, ale spodziewał się czegoś więcej. Nie mam jednak wpływu na Pańskie oczekiwania, więc nie mam zamiaru się nimi zajmować. Jeśli sytuacja się zmieni na tyle, że będę mógł powiedzieć coś więcej ponad to, co już - podkreślam - powiedziałem, to... może rzeczywiście przekażę więcej informacji. A może nie. Jak sam Pan napisał: "Prawda sama się obroni". To po co ją wyprzedzać? ;) Natomiast z pytaniem: "dlaczego jest pan powodem dziwnych dyskusji na forum" niech się pan zwróci do ludzi, którzy owe dziwne dyskusje prowadzą. Pozdrawiam równie szczerze
UsuńBo może to nie jest takie proste? Ja jak opowiadam ludziom dlaczego mnie usunęli z zakonu, to jest to dla ludzi bardzo trudne, bardzo różnie przyjmowane i generalnie jest więcej szkody niż pożytku. Wiesz, to trochę jak z wypowiedzią Jezusa w J 16,12. Wiele do powiedzenia jest, ale trudno to znieść ;-)
OdpowiedzUsuńNie wiem jak było z Fabianem. Ja w innym zakonie i dużo krócej, ale domyślam się, że ogólnie rzecz biorąc może być podobnie. ;-)