Pokazywanie postów oznaczonych etykietą emocje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą emocje. Pokaż wszystkie posty

środa, 22 września 2010

Największy w Królestwie

Gwałtownik bierze sobie do serca słowa Pana Jezusa: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18,3).

Dziecko przeżywa wszystko od początku do końca. Nie zastanawia nad tym, co czuje, ale po prostu czuje. Nie osądza swoich emocji ani nie dzieli ich na dobre i złe, lecz z każdej jednako wyciąga energię. Gdy płacze, płacze jakby umierało. Kiedy się śmieje, rozśmiesza go sama możliwość śmiechu. Gdy usypia, by odpocząć, od razu śni, bo tęskni za rzeczywistością, w której kocha i jest kochane.

Dlatego gwałtownik czuje jak dziecko.

Kiedy dziecko czegoś chce, a nie może tego od razu samo zrobić lub dostać, wyraża swoje pragnienie natychmiast, całym sobą, ze wszystkich posiadanych sił i w każdy możliwy sposób – tak długo, aż pragnienie zostanie wreszcie zrealizowane. Gdy dziecko czegoś chce i ma możliwość się tym zająć, czyni to natychmiast. Pragnienie od razu staje się działaniem.

Dlatego gwałtownik pragnie jak dziecko i działa jak dziecko.

Dziecko ciągle się bawi. W ten sposób się uczy. Szybko i dużo. Biada temu, co oddziela w dziecku naukę od zabawy! Lepiej byłoby takiemu zawiesić kamień młyński u szyi i rzucić się w morze!

Dlatego gwałtownik bawi się jak dziecko, bo jedyną jego motywacją na tym świecie jest: jak najwięcej się nauczyć.

„Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim” (Mt 18,4).




wtorek, 14 września 2010

Doszło do ostrego starcia (Dz 15,39)

Jakiś już czas temu pan Hołownia zaprosił do swojego programu pana Cejrowskiego. Wiadomo, że Ci dwaj nie darzyli się wcześniej specjalną sympatią, ale to spotkanie przerodziło się w jawny konflikt. Rozmowa przypominała bardziej zapasy na emocje, niż wymianę zdań. I skończyła się tak:





Od tej pory sporo młodych osób pyta mnie o zachowanie pana Cejrowskiego mniej więcej w tym stylu: Dlaczego musiał być taki niemiły? Czemu tak "ciupał" Hołowni? Czy wierzącym w ogóle wolno się kłócić? Czy nie powinniśmy dawać przykładu miłości bliźniego? Czy chrześcijanom przystoi takie agresywne zachowanie? Jesteśmy z jednego Kościoła, to czy nie powinniśmy się lubić i nawzajem popierać? Etc.

Przede wszystkim nie widzę żadnego powodu, dla którego miałbym być - jako osoba wierząca - miły wobec kogoś, kogo nie lubię. Albo kto mi się z jakiegoś powodu nie podoba. Pan Jezus nie był. Faryzeuszy nie tylko publicznie piętnował, ale też obrzucał epitetami. Wytykał im grzech i jednocześnie potrafił zwyzywać od "grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego syfu" (Mt 23,27). Tak samo traktował uczniów, gdy Mu podpadli. Kiedy się na przykład dowiedział, że nie potrafili uzdrowić epileptyka, wrzasnął na nich: "O, plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami? Jak długo jeszcze mam was cierpieć?" (Mt 17,17). Piotra zaś, który w pewnym momencie ośmielił się zwrócić Mu uwagę, zgasił krótkim: "Zejdź mi z oczu, szatanie!" (Mk 8,33). Ostro? Ostro. Musiał tak? Może nie musiał. Ale zrobił tak i tylko to się liczy.

Po drugie, dlaczego niby otwarta konfrontacja - nawet i między wierzącymi - miałaby być czymś nagannym? Dzieje Apostolskie, zapis genialnego działania Boga w pierwszym Kościele, to także wielka kronika otwartych starć, dzięki którym klarowało się nauczanie w tymże Kościele. Które wdowy ważniejsze: hellenistów czy Hebrajczyków? Kto ma się zajmować zarządzaniem, a kto przepowiadaniem? Czy pogan po przyjęciu wiary w Jezusa obrzezać czy nie obrzezać? Mięso ze świni jeść czy nie? Co więcej: to również opowieść o otwartych starciach, które... nie wiadomo czemu miały służyć. Pod koniec 15 rozdziału znajdujemy na przykład wyjaśnienie dlaczego rozpadł się ewangelizacyjny dream-team: Paweł & Barnaba. Otóż Paweł nie lubił koleżki o imieniu Jan (ksywa: Marek, późniejszy Ewangelista), bo się na nim kiedyś zawiódł, a tymczasem Barnaba chciał go wziąć mimo wszystko na ich kolejną misję. I co? "Doszło do ostrego starcia, tak że się rozdzielili: Barnaba zabrał Marka i popłynął na Cypr, a Paweł dobrał sobie za towarzysza Sylasa" (Dz 15,39n). I co? Pogodzili się chłopaki? Nic na to nie wskazuje. Pismo nie wspomina juz więcej o Barnabie. Wcięło go na tym Cyprze. Czy Łukasz, autor Dziejów, się tym zgorszył? Nie, bo otwarcie o tej akcji pisze. Czemu więc my mielibyśmy się czymś takim gorszyć?

Gwałtownik nie chce grzeszyć uprzejmością.
Gwałtownik jasno wyraża swoje zdanie.
Gwałtownik, gdy trzeba, okazuje gniew.
Gwałtownik zawsze idzie swoją drogą do nieba.


Dlatego - to chyba oczywiste - nie podobała mi się ta potyczka Hołowni z Cejrowskim. Bo - jak na chrześcijan - za cieniuśka była! Niby coś powarczeli na siebie, popatrzyli z byka, powymieniali jakimiś uszczypliwościami i... no, właśnie. I co? Nie dość, że nuda, to jeszcze nie wiadomo, o co chodzi. A niechby tak sobie prosto w gęby, bez ogródek powiedzieli: czemu się tak na siebie jeżą i za jakie wcześniejsze czyny albo słowa pretensje do siebie mają! Nie dość, że my mielibyśmy jasność, to jeszcze może i tym panom coś by się ułożyło. A tak?

Ech, Pawle i Barnabo, módlcie się za nami, żebyśmy się chociaż kłócić umieli po Bożemu!