Dzień dobry.
Nie śpię, żyję, mam się dobrze.
Dużo pracuję na działce, ale jaka to praca. Coś, co sprawia przyjemność, pracą nie jest, prawda? Nadal robię sweter, który wyszedł za wąski, ale cierpliwa jestem i robię go drugi raz. Sweterka dla mnie nawet nie zaczęłam. Taki los.
Za to w kuchni się dzieje.
Po pierwsze: nauczyłam się robić pancaces. Rodzinie smakują, toteż robię je od czasu do czasu.
Mam syrop klonowy, ale ten jest dla mnie za słodki. Używam minimalnie cukru pudru.
Żeby nie było, że tylko gluten jadam, to dodam, że do każdego drugiego dania robię jakąś sałatkę.
Odkryciem jest dla mnie seler naciowy, z którego głównie robię koktajle.
Tym razem użyłam go w postaci składnika sałatki.
Namoczyłam orzechy, pokroiłam seler naciowy i sałatę, dodałam starte jabłuszko, oraz ugotowanego na parze buraczka, przyprawiłam majonezem zmieszanym z jogurtem z dodatkiem ząbku czosnku i ze smakiem zjadłam.
w sumie taka zielona smakowała już wybornie |
i efekt finalny sałatki. |
Byłam też w kinie na Kung Fu Panda.
Uwielbiam tę postać Misia Pandy i wcale nie uważam, że jest to jest tylko dla dzieci.
Tyle tam sentencji o sile umysłu. To taka "uduchowiona" bajka. W sam raz dla mnie.
Wiadomo, najlepszą była część pierwsza, druga mnie przynudziła, a trzecia była niczego sobie.
Obejrzyjcie.
Buziaczki