Miesiąc w miesiąc uzupełniam swoją listę nazwaną już dobry rok temu Kosmetycznym Związkiem Zapaśniczym o nowości, skreślam z niej też zużycia i... jestem zadowolona :) Z tego, że pozbyłam się kosmetyków, których tak naprawdę nie używałam. Z tego, że nie kupuję już takich przerażających ilości i pootwierane butle nie zalegają w każdym kącie mojego domu. Z tego, że ograniczam chciejstwa i realizuję je sensownie. Jeśli pamiętacie pierwszy post z tej serii, z pewnością się ze mną zgodzicie :) A dziś zapraszam na bardzo nudne, bo pozbawione i szaleństw i wielkich zużyć denko marcowe w liczbach. 





*kosmetyki, które przybyły - 11
*kosmetyki, które zużyłam - 16
*kosmetyki, które z jakiegoś powodu poszły w świat - 2

1. WŁOSY
a) oczyszczanie
Planeta Organica, szampon turecki hammam wzmacniający
- Petal Fresh Organics, nawilżający szampon do włosów z wyciągiem z aloesu i cytryny
b) pielęgnacja
Petal Fresh Organics, odmładzająca odżywka z wyciągiem z pestek winogron i oliwek
c) kosmetyki dodatkowe
- Marion, olejek orientalny - kokos & tamanu
- Khadi, olejek stymulujący wzrost włosów

2. TWARZ
a) oczyszczanie 
Fitomed, mydlnica lekarska, żel do skóry tłustej
- Alterra, emulsja oczyszczająca z granatem
Fitomed, szałwia lekarska, tonik do skóry tłustej
Garnier, płyn micelarny 3w1 skóra normalna i mieszana 
Oeparol, płyn micelarny do demakijażu skóry wrażliwej
b) pielęgnacja podstawowa
- La Roche Posay, Effaclar Duo +, krem zwalczający niedoskonałości
Tołpa botanic, biały hibiskus - rewitalizujący krem uelastyczniający 
- Alterra, krem nawilżający na noc z winogronem i białą herbatą
Baikal Herbals, serum regulujące do skóry przetłuszczającej i mieszanej
c) pielęgnacja dodatkowa
Perfecta, peeling enzymatyczny minerały morskie i enzym z papai
- Dermica Pure, łagodny peeling enzymatyczny do cery suchej i normalnej 
- Dermedic Hydrain Hialuro, krem pod oczy do skóry suchej, bardzo suchej i odwodnionej 
Uriage, woda termalna 
Organique, maseczka algowa z dynią
Fitokosmetik, marokańska czerwona glinka wulkaniczna
Purederm, plastry na nos z węglem drzewnym

3. CIAŁO
a) oczyszczanie
Wellness&Beauty, solny peeling do ciała z oliwą i zieloną herbatą
Wellness&Beauty, żel do kąpieli pod prysznic z owocowymi ekstraktami z mango i papai
Balea, żel pod prysznic tropical sunshine, cabana dream
The Body Shop, żel pod prysznic vanilla brulee
- Le Petit Marseillais, żel pod prysznic malina i piwonia
- Nivea, olejek pod prysznic
b) pielęgnacja 
The Body Shop, masło do ciała vanilla brulee
- Tołpa, antycellulitowy eliksir wyszczuplający
- Tołpa, Planet of nature, modelujący balsam do ciała
Bielenda, intensywne serum modelujące biust
- Tołpa dermo body bust, serum wypełniające do biustu  

4. DŁONIE I STOPY
a) pielęgnacja 
Floslek, krem zimowy do rąk i paznokci 
b) manicure
- lakiery kolorowe 23 sztuki (+2)
- Delia, odżywka do paznokci
Sally Hansen Insta Dri
- Sally Hansen, cuticle remover
- Burt's Bees, lemon butter cuticle cream

5. MAKIJAŻ
a) twarz
- Revlon, podkład Nearly Naked w kolorze 110 ivory
Bourjois, CC cream z 3 pigmentami
- Rimmel, puder matujący stay matte w kolorze 003 peach glow
- Rimmel, puder lasting finish w kolorze 001 light porcelain
Paese, puder ryżowy
- Catrice, róż Defining Blush w kolorze 020 rose royce
The Body Shop, bronzer z serii Honeymania w odcieniu 02
b) oczy
- Eveline, tusz do rzęs Volumix Fiberlast
- Inglot, paleta 10 cieni
My Secret, satin touch kohl, kredka do oczu w kolorze nude nr 19
Hean, baza po ciebie stay on
- Golden Rose, puder do brwi w kolorze 104
c) usta
- Revlon, Colorburst Balm Stain, 001 honey duce
- MAC, cremesheen w kolorze hot gossip
MAC, lustre w kolorze syroup
- Bourjois, Levres Contour 15 rose precieux
Caudalie, balsam do ust o antyoksydacyjnym działaniu
- Nuxe, balsam do ust w słoiczku reve de miel


Kolejny raz jestem bliska równowagi :) To już chyba mój comiesieczny standard. A jakie plany zakupowe mam na kwiecień? Kilka rzeczy się nazbierało...



Konkretnych rzeczy nie zapisałam, bo pewnie i tak wygrają okazje i promocje :P Mam nadzieję, że kwiecień mi w tym temacie dopisze, bo przydałoby się zaoszczędzić co nieco.

A jak Wam minął zakupowo-zużyciowy marzec? :)

pozdrawiam 
Adrianna


PS. Z racji braku zgłoszenia ze strony jednej z wylosowanych w rozdaniu dziewczyn, po odbiór nagrody zapraszam Karo Beauty :) Czekam na Twoje dane 5 dni pod adresem rogaczki.kosmetyczne@gmail.com





Lubię masła i żele pod prysznic The Body Shop. I wiem, że cena dość wysoka, a dostępność średnia. Do tego działanie pielęgnacyjne nie opiera się na samych dobroczynnych składnikach, ale te ZAPACHY! Swoją przygodę z marką już kilka ładnych lat temu (5 dokładnie) zaczęłam od cytrynowego balsamu do ciała i przepadłam. Uwielbiam wszystkie owocowe zapachy, a do swoich ulubieńców przez długi czas zaliczałam satsume, chociaż teraz już mi się nieco przejadła. Na szczęście wybór jest ogromny, więc każdy nosek znajdzie coś dla siebie. 

Jeśli stawiacie na pierwszym miejscu działanie nawilżające, to polecam serie orzechowe, które w przypadku maseł są dla mnie idealnym zimowym opatrunkiem dla przesuszonej skóry. Ale nie samymi owocami i orzechami człowiek żyje. Miłośników waniliowych deserów zapraszam na kilka słów o zapachu vanilla brulee. Będzie słodko!


Żel znajdziemy w wygodnej butli ze szczelnym, zatrzaskiwanym korkiem. Konsystencja kosmetyku jest mleczno-żelowa - dość rzadka, ale u mnie i tak lądowała zawsze na gąbce. Dzięki temu uzyskiwałam przyjemną pianę. Zapach? CUDO. Waniliowy deser, który nie jest ani za słodki, ani za mdły. Otulający, ciepły, uwodzący zmysły. Nie zrażajcie się proszę do tego, że w opakowaniu jest tak intensywny. To tylko pierwsze wrażenie. Chociaż nie jestem wielką miłośniczką wanilii, to dla mnie było to bardzo przyjemne spotkanie z zapachem. 

Pielęgnacyjnie również nie mam zastrzeżeń, bo żel nie wpływał na przesuszenie mojej skóry - oczyszczał ją i pozostawiał delikatnie pachnącą. Wydajność zależy od Waszego poziomu chlapactwa, u mnie było np. dużo lepiej niż z żelami Le Petit Marseillais. Cena to 29zł za 250ml, ale warto pilnować promocji jeśli jesteście tymi szczęściarami, które do sklepów The Body Shop mają dostęp. A co po kąpieli?


Masło oczywiście. Jeśli jeszcze nie miałyście okazji poznać konsystencji mazideł The Body Shop, to wyobraźcie sobie deserowy krem, który pod wpływem ciepła Waszego ciała lekko rozprowadza się na skórze. Dodajcie do tego smakowity zapach i można biec do kuchni po łyżkę i jeść! Jeśli jednak opanujecie żądze, masło porządnie nawilży Waszą skórę, zostawiając na niej delikatny film oraz otulając waniliową nutą na kilka godzin po aplikacji. 

Zapach jest w porównaniu do żelu delikatniejszy - mniej słodki, a bardziej kremowy. Kosmetyk zamknięty jest w charakterystycznym, zakręcanym opakowaniu o pojemności 200ml, za które w regularnej cenie zapłacić musimy aż 69zł. Na szczęście częste są w sklepach The Body Shop różne promocje, w których masła można kupić już za 35zł. Brzmi nieco lepiej, prawda? 




Powyższa wersja zapachowa jest świąteczną edycją limitowaną i najpewniej dostaniecie ją teraz w sieci, nie wiem niestety jak obecnie sytuacja wygląda w sklepach TBS. 

Jakie zapachy są Waszymi ulubionymi w kosmetykach pielęgnacyjnych?

pozdrawiam
Adrianna



Bez zbędnego przedłużania serdecznie gratuluję i ogłaszam, 
że odpowiednio czerwony i różowy zestaw wędruje do:








Dziewczyny, czekam na Wasze adresy :) rogaczki.kosmetyczne@gmail.com
A reszcie dziękuję za zainteresowanie - mam nadzieję, że to nie nasza ostatnia okazja do małych upominków. 

pozdrawiam
Adrianna 




Zarzekałam się, że w tym miesiącu omijam drogerie, jednak mi się nie udało. Po pierwsze dlatego, że kilka kosmetyków mi się faktycznie skończyło, a do tego pojawiła się świetna promocja na wybrane marki w Super-Pharm. Rozumiecie? ;) Jeśli tak, zapraszam na moje zakupy i nowości, bo trwającą pół miesiąca wstrzemięźliwość zakupową starali się uprzyjemnić mi prezentowo najbliżsi. Dziękuję!




Moje nabytki twarzowe. Dostałam kupon z Super-Pharm na wodę termalną Uriage za 12,99zł i muszę przyznać, że był to idealny moment. Poprzednia butelka służyła mi bardzo długo, a to według mnie najlepsza woda termalna, jaką miałam okazję używać. Jak widzicie cena regularna to 19,99zł za 150ml. Kupując wodę (i kilka innych kosmetyków, o których będzie dalej) przy kasie otrzymałam możliwość kupienia łagodnego peelingu enzymatycznego Dermika Pure za 9,99zł. Nie jestem jeszcze psychicznie gotowa wydać 70zł na peeling ziołowy Organique, więc spróbuję tego :) Po zimie moja skóra ma problem ze złapaniem odpowiedniego poziomu nawilżenia, więc trochę jej pomagam. Krem nawilżający na noc Alterra z winogronem i białą herbatą służy mi całkiem dobrze, ale jeszcze trochę go potestuję, zanim cokolwiek Wam powiem (ok. 8zł w Rossmannie - podbierałam mamie tak długo, aż mi go dała). Zupełnym przypadkiem za to dołączył do mojej twarzowej rodzinki krem uelastyczniający na dzień z białym hibiskusem Tołpa botanic. Mój wysłannik zakupowy przez pomyłkę wziął krem do twarzy zamiast pod oczy - zdarza się najlepszym. W promocji -50% na wybrane marki kosztował 17,99zł, więc spróbuję czy dla cery mieszanej też może coś zrobić. W końcu 25 lat na karku, czas się przygotować na walkę ze zmarchami!




Niedawno pisałam Wam, że kosmetyki rosyjskie opuszczają moją łazienkę i szukam nowych, delikatnych formuł do mycia włosów. Odżywkę z serii odmładzającej mam już jakiś czas, a teraz dołączy do niej szampon Petal Fresh Organics o działaniu nawilżającym z wyciągiem z aloesu i cytryną. Pchnie cudownie! Kosmetyki tej marki pojawiły się w Rossmannie i bez żadnej promocji kosztują 19,99zł za butelkę (odżywki i szmpony mają po 355ml). Równie przyjemna dla nosa jest brzoskwiniowa mgiełka do ciała The Body Shop, którą dostałam w prezencie od cioci. Nie jest zbyt intensywna, ale jako odświeżenie w ciągu dnia naprawdę poprawia nastrój :) Na pewno się nie zmarnuje. Kolejny zakup już długo siedział w mojej głowie i cieszę się, że okazja w Super-Pharm pozwoliła mi zapłacić 24,99zł. Serum wypełniające biust z serii Tołpa dermo body bust ma zwiększyć obwód mojego biustu o 3cm, ale wystaczy mi nawilżenie i uelastycznienie skóry, naprawdę. Ostatnią przyjemnością dla nosa (mam nadzieję, że zostanie z nami na dłużej), jest żel pod prysznic z maliną i piwonią Le Petit Marseillais z nowej edycji limitowanej. Pozostałe zapachy to bawełna i mak oraz lilak. Na przywitanie w Rossmannie żel kosztował 6,99zł i dostałam go od mamy, której też bardzo przypadł do gustu (wyczuwam łazienkowego podbieracza, a Wy?). 




No i dwa ostatnie łupy z promocji Super-Pharm. Z szafy Rimmel kusiło mnie tylko odkupienie pudru Stay Matte w kolorze 003 peach glow (12,50zł), ale jakoś tak przykleiła mi się do rączki nowość marki czyli Lasting Finish 25 hr powder foundation (16,49zł). Zaciekawiła mnie jego podwójna natura. Możemy go używać jako wykończenie makijażu na sucho lub na mokro jako lekki podkład. W dzień lenia każdy puder scalam wodą termalną i udaję, że to lekki podkład, więc kosmetyk mocno mnie zaciekawił. Pierwszą różnicą między pudrami jest to, że LF jest o wiele drobniej zmielony. Mam nadzieję, że się sprawdzi :) Na zdjęciu widzicie najjaśniejszy kolor - 001 light porcelain. Jeśli jeszcze go nie widziałyście, ma dołączone lusterko i gąbeczkę, więc sprawdzi się w kosmetyczce.


Powiem Wam szczerze, że w tym miesiącu nie mam zakupowego kaca :) 
Powyższe kosmetyki cieszą moje oko, a ich ceny ucieszyły mój portfel w większości przypadków, więc nie ma się nad czym rozwodzić. Nie zakładam niczego na kolejny miesiąc, bo oprócz zakupu kremu pod oczy nie jestem pewna, co jeszcze będzie mi potrzebne. Czas pokaże, czy jakaś promocja kwietniowa podpasuje mi równie mocno jak ta w SuperPharm .

A jak Wam minął zakupowy marzec?

pozdrawiam
Adrianna





Planeta Organica w pielęgnacji moich włosów miała swoje lepsze i gorsze momenty. Nie na wszystkie tematy się rozpisywałam, bo z szamponami do włosów i odżywkami mam jeden podstawowy problem - skóra mojej głowy jest bardzo wrażliwa. Albo się wysusza i dostaję łupieżu, albo się przetłuszcza i... dostaję łupieżu. Żeby zachować równowagę muszę nieco oszukiwać system, zmieniać kosmetyki i do oczyszczających dodawać nawilżające lub odwrotnie. Dlatego pisanie, że coś mnie podrażnia jest dla wielu z Was informacją mylną. Ale skoro w tym miesiącu z mojej łazienki wychodzi ostatni z szamponów tej marki, napiszę Wam o całej trójce kilka słów. Pamiętajcie tylko, że moja głowa jest marnym wyznacznikiem ;) Zapraszam na post, w którym znajdziecie m.in. mojego ulubieńca.


Planeta Organica, marokański balsam 
do wszystkich rodzajów włosów


Składniki aktywne: olej arganowy, który zawiera dużo antyoksydantów neutralizujących wolne rodniki. Olej regeneruje komórki, chroni przed promieniowaniem UV oraz innymi czynnikami środowiska zewnętrznego. Organiczny ekstrakt mięty zawiera witaminy C i P, karoten i sole mineralne. Przeciwdziała wypadaniu włosów i przyspiesza wzrost. Organiczna oliwa z oliwek zawiera witaminy A, B, C, D, E, F, K, minerały aminokwasy, białka i antyseptyki. Bardzo dobrze aktywizuje pracę gruczołów łojowych.





Właśnie od ulubieńca zaczniemy i jak widzicie jest nim balsam, czy mówiąc prościej - odżywka do włosów z serii marokańskiej. Czym zasłużyła sobie na miano ulubieńca? Tym, że nawet nałożona na kilka minut na skalp nie robi mi krzywdy, to już naprawdę dużo. Działa uspokajająco na podrażnioną i wysuszoną skórę dzięki zawartości olejku arganowego. Działanie balsamu na włosy jest równie pozytywne. Przede wszystkim wygładza je, gdy po naturalnych szamponach są trudne we współpracy. Nawilża i pielęgnuje - włosy są delikatnie dociążone, ładnie błyszczą i pachną. Zapach serii marokańskiej jest dla mnie ogromnym plusem. Niby ziołowy, niby trochę w nim kadzidła, a jednak nie jest to smrodek, który sugerować może jego kolor :) Czuć go delikatnie nawet dzień po myciu. Działanie hamujące wypadanie włosów ciężko potwierdzić, kiedy stosuje się też inne kosmetyki czy suplementy, więc musicie to sprawdzić same. Przyspieszenie wzrostu? Ogólnie nie narzekam w ostatnim czasie, ale wróciłam do olejku Khadi i on również ma takie działanie. Jeśli miałabym Was zachecić jedną rzeczę, powiem tylko tyle - to naprawdę dobra odżywka, jeśli nie oczekujecie cudów. Wygodne opakowanie, niezły skład i jeśli dobrze poszukacie, korzystna cena.


Fiński szampon do włosów osłabionych 
i wrażliwej skóry głowy


Składniki aktywne: malina moroszka – zawiera dużą ilość witaminy C i wielonienasyconych kwasów tłuszczowych Omega-3 i Omega-9, ma działanie regeneracyjne na włosy, podnosi ich elastyczność i nasyca skórę głowy pożytecznymi mikroelementami, które wzmacniają korzenie włosów; bylica pospolita – dzięki zawartości beta karotenu, wapnia, cynku, terpeny i taniny odżywia skórę głowy, wzmacnia krwioobieg, aktywizuje cebulki włosowe do wzrostu włosów, chroni włosy przed szkodliwym działaniem środowiska zewnętrznego.




Największy zawód... Wydawało mi się, że skoro szampon fiński jest dedykowany skórze wrażliwej, to dla mnie będzie w sam raz. Niestety - kosmetyk mocno wysuszał skórę głowy i podrażniał ją, włosy były bardzo sztywne i bez odżywki nie było sensu go używać. Do tego producent podkreśla, że jest stworzony do włosów osłabionych. Podchodziłabym do tego ostrożnie, bo poziom splątania włosów po myciu był naprawdę wysoki, co dla włosów osłabionych może się skończyć sporą utratą. Dobiłam dna myjąć nim głowę po oleju, kiedy drugie mycie ratował szampon mocznikowy Isana. Zapach był bardzo przyjemny, lekko słodki i owocowy, ale co z tego. Na pewno do niego nie wrócę.


Turecki szampon wzmacniający Hammam 
do wszystkich rodzajów włosów 


Składniki aktywne: olej z liści eukaliptusa – dostarcza skórze głowy pożyteczne mikroelementy, korzenie włosów, zapobiega wypadaniu włosów; orzech laskowy – dzięki zawartości witamin A, B, E, a także potasu, magnezu, żelaza, cynku i wielonienasyconych kwasów tłuszczowych, odżywia skórę głowy, stymuluje wzrost włosów i sprawia, że są one zdrowe i mocne; cynamon – wzmacnia krwioobieg, aktywizuje cebulki włosowe, dzięki czemu wlosy rosną szybciej; grejpfrut – doskonale nawilża i reguluje pracę gruczołów łojowych. 




Mój ostatni szampon Planeta Organica, który spisuje się całkiem porządnie, to wzmacniający szampon turecki. Dobrze oczyszcza, podobnie z resztą jak wersja fińska. Świetnie nadaje się do zmywania olejów czy do mycia włosów zabrudzonych i przetłuszczonych. Nie podrażnia skalpu, ale przy używaniu tylko tego szamponu do codziennego mycia, moja skóra jest trochę wysuszona i często swędzi. Dlatego znowu łączę i przeplatam mycia szamponem tureckim i mocznikowym. Dużym minusem jest tu zapach, który kojarzy mi się z jakąś tanią wodą kolońską o ziołowym zabarwieniu. Na szczęście trwałość na włosach w przypadku szamponów jest niewielka. Byłabym skłonna jeszcze do niego w przyszłości wrócić, ale póki co daję moim włosom (i zmysłom) odpocząć od rosyjskich cudaków.

Jakie macie doświadczenia z rosyjskimi kosmetykami do włosów? 
Mi chyba trochę się przejadły, więc przerwa jest jak najbardziej wskazana :)

Przypominam, że jutro ostatni dzień małego rozdania!



pozdrawiam
Adrianna



Z przyjemnością żegnam się już z zimą za oknem, witając z wielkim uśmiechem na ustach wiosnę :) Słońce, błękitne niebo i cieplejsze powietrze jeszcze nie rozpieszczają nas co dnia, ale warto czekać! Kurtka zimowa schowana na dno szafy, na nogi powędrowały trampki - jestem gotowa na podsumowanie mojej zimy przed ekranem. A Wy? :) Zapraszam na post. 

Pierwsza piątka to być może dla części z Was kino mniej znane, na czele którego bez wątpienia stoi 'Nic osobistego'. Film jest pełen artystycznych ujęć, niedomówień i ciszy. Możemy się tylko domyślać dlaczego młoda kobieta porzuciła swoje życie i z plecakiem wyruszyła szukać czegoś, być może kogoś? Ale jak zamknięta, tajemnicza osoba może znaleźć wspólny język z drugim człowiekiem? Okazuje się, że może. Jeśli szukacie w kinie czegoś więcej, drugiego, a może i trzeciego dnia - zobaczcie tę holendersko-irlandzką produkcję w reżyserii Urszuli Antoniak. Może wyda Wam się naiwna, ale czy czasami takie właśnie nie jest życie? 


Zupełnie inną tematykę, chociaż mającą pewien punkt współny z poprzednim obrazem, porusza film 'Tamten świat samobójców'. Bo co jeśli dusza i ciało samobójcy trafia do równoległego świata? Co jeśli właśnie tam spotykają się wszystkie zbłąkane dusze i żyją trochę żałując, a trochę wspominając to co było i już nie wróci. I co jeśli do tego pustego, szarego życia trafia ktoś przez przypadek? Trzymajcie kriuki za tę historię miłosną, która przytrafia się w bardzo wyjątkowych okolicznościach. 

Musical. Dla mnie osobiście temat ciężki, nie przepadam za gatunkiem. Ale 'Tańcząc w ciemnościach' okraszone muzyką Bjork, która jest według mnie artystką wyjątkową, dało mi do myślenia. Sama historia jest trochę tendencyjna, gra na uczuciach i współczuciu samotnej matce, która traci wzrok i całe swoje życie podporządkowuje synowi. Ale jeśli dotrwacie do zakończenia, to zobaczycie wielką siłę i strach, która towarzyszy nawet najtwardszym. 

'GranatowyPrawieCzarny'. W jednym miejscu, a dokładnie w więzieniu, zbiegają się historie kilku osób, które połączy przedziwna relacja. Chęć dania życia, dania drugiej szansy. Jeśli pozbędziemy się uprzedzeń, znajdziemy w tym filmie prawdę o tym, że nasze spełnione marzenia nie zawsze dają szczęście. Czasami pokazują nam tylko to, że wcale nie było nam tak źle, jak mogłoby się wydawać.

Czy rewolucja islamska w Iranie może być pokazana w sposób przystępny? Bo chyba właśnie taką formę przybrała animacja 'Persepolis'. Nie jestem fanką tematów politycznych w kinie, bo krótko mówiąc wielu wątków nie rozumiem :) Ale historia dzieciństwa Marjane Satrapi (współreżyserki) w Teheranie i oglądanie rewolucji oczami dziecka pozwala zrozumieć o wiele więcej. 

Oddech, świeża herbatka lub ciastko do kawy i jedziemy dalej!

Druga część jest z pewnością bardziej świeża i znana. Otwiera ją film, który oczarował mnie od pierwszych dźwięków. Swoją surowością, perfekcją, siłą. I cieszę się, że został doceniony Oscarem (i wieloma innymi nagrodami) wcielający się w drugoplanową rolę 'pana od muzyki' tyran J.K. Simmons. 'Whiplash' zasłużył na uwagę właśnie dzięki niemu. Nie wiem czy przytaczanie historii młodego perkusisty dążącego do perfekcji ma sens, bo o filmie było bardzo głośno. Powiem Wam tylko, że jeśli jeszcze nie oglądaliście, to serdecznie Wam zazdroszczę. Doświadczeń wizuwalnych i muzycznych, a także patrzenia na to, jak ambicja jednych buduje i rujnuje innych. Na pewno zobaczę drugi, trzeci, czwarty i piąty raz. 


Małym rozczarowaniem, ale nadal filmem wartym obejrzenia, jest oscarowy 'Birdman'. Pewnie część z Was nie zgadza się z ilością statuetek, jaką zdobył (a może życzyłyście mu więcej?), ale ten fenomen tworzą przede wszystkim ludzie pracujący wokół filmu. Rozczarowała mnie trochę gra aktorska, która przy technicznych szczegółach tego obrazu gdzieś się gubi. Nie wiem dokładnie jak to nazwać, ale gdyby nie to, że reżyser, scenarzysta i równie ważny dźwiękowiec 'zrobili robotę' - film byłby słaby. Warto więc oglądać i podziwiać.

W końcu akcent polski! Lubię rodzime kino, naprawdę. Ale jakoś nie znalazłam ostatnio niczego, co mogłoby przebić 'Ziarno prawdy'. Więckiewicz chociaż czasami skacze w jakiś żenujący bok, to pod opieką Borysa Lankosza dał z siebie wszystko. Wiem, że wielu sprawa żydowska wychodzi już bokiem po mniej lub bardziej udanych filmach (Pokłosie, W ukryciu), ale tutaj dzieje się odrobinę więcej. Kryminalna zagadka i wiele tajemnic oraz świetny klimat dość mrocznego Sandomierza (w Ojcu Mateuszu tego nie zobaczycie). O ile do książki Zygmunta Miłoszewskiego zniechęcił mnie mocno obecnie czytany 'Bezcenny', tak na pewno nie mówię jej nie. Ale obraz był dobrym początkiem roku w kinie :)

W końcu coś lekkiego i przyjemnego, bo 'Love, Rosie' to komedia romantyczna. Jeśli jesteście wyjadaczami gatunku, to od pierwszych minut poczujecie o co w tym wszystkim chodzi i jakie będzie zakończenie. Mimo wszystko oglądałam ten film z przyjemnością, raz śmiejąc się, raz robiąc smutne miny do ekranu. Idealny film, żeby odpocząć i się zrelaksować. 

'Wszyscy mają się dobrze'. Chyba każdy tak mówi zapytany co u niego. A jak jest naprawdę? Jaką drogę musi przejść ojciec, żeby poznać prawdę o swoich dzieciach i sobie. Po stracie żony próbuje utrzymać rodzinę w kupie, ale ile tak naprawdę o nich wie, dowie się na samym końcu. Nie jest to film wybitny, który zmieni Wasze życie, ale z pewnością kilka rzeczy pokaże w nieco innym świetle. 

Tak, wiem - wyszedł tasiemiec okrutny. Ostatnio mam do takich talent, ale nie mogłam pominąć zadnego tytułu. Uwierzcie, że w pierwsze wersji było ich jeszcze więcej. O słabych filmach nie będę Wam opowiadać - wystarczy, że ja straciłam swój czas przed ekranem na oglądaniu, więc Wy nie musicie na czytaniu. 

Co do kina zaciągnęło tej zimy Was? No dobra, oprócz Szarego! 

pozdrawiam
Adrianna 



Mój ostatni post ze zbiorczymi ulubieńcami pojawił się w... kwietniu zeszłego roku. I nie, nie są to wcale ulubieńcy całego roku! Comiesięczny post z grupką wybrańców byłoby mi pisać ciężko, ale postaram się robić to mimo wszystko częściej niż co kilkanaście miesięcy. A póki co zapraszam Was do zapoznania się z kosmetykami, które ostatnio szczególnie przypadły mi do gustu. Niektóre są ze mną już od jesieni, inne niedawno znalazły swoje miejsce w kosmetycze. Zapraszam!


1. Przez moje ręce przewinęło się kilka kredek do ust, ale dopiero Just Bitten Kissable marki Revlon zagrzała miejsce :) Kolor 001 honey douce to po prostu bardziej intensywny odcień moich ust. Miętowy sztyft przyjemnie się aplikuje i można stopniować efekt - czasami jedynie wklepuję pomadkę opuszkiem w usta, żeby uzyskać jak najbardzien naturalny efekt. Nie odczuwam specjalych właściwości pielęgnacyjnych, ale też kredka nie wysusza mi ust. Nie jest więc to do końca taki kosmetyk jak np. Balm z L'Oreal, ale ma za to dużo trwalszy kolor. Coś za coś ;)

2. Cienie Inglot zastąpiły u mnie paletkę Urban Decay Naked 2 i ze zmiany jestem bardzo zadowolona :) Aktualnie mam dwie piątki, ale już wśród tak małej ilości cieni na prowadzenie wyszły trzy kolory. Pierwszy to połyskujący, brudny róż 160, często nakładany na powiekę solo, palcem lub od połowy powieki, żeby dodać do makijażu nieco koloru. Drugi to idealny matowy, cielisty cień w kolorze mojej skóry, czyli nr 390.Wyrównuję nim kolor powieki aż po linię brwi, Czasami używam tylko tego cienia w zestawie z matowym szarakiem nr 358 w załamaniu. Jak widzicie nie ma tu nic skomplikowanego, bo i moje umiejętności na to nie pozwalają. Kolory na zdjęciu wyszły mocno przekłamane, więc postaram się wrzucić zdjęcie poglądowe na fb.

3. Wybawiciel! Każdej zimy walczę z moimi spękanymi ustami, ale tym razem miodowy balsam w słoiczku Nuxe Reve de Miel pozwolił mi odetchnąć z ulgą. Całą zimę moje usta były nawilżone, odżywione i nie straszne były mi żadne mrozy i chłody. Została mi jeszcze połowa opakowania i na pewno kupię kolejne zimą. Nie jest to kosmetyk idealny z każdej strony, bo zapach i konsystencja nie przypadnie wszystkim do gustu, ale z pewnością warto spróbować, jeśli szukacie czegoś dobrego do ust.

4. Gumki invisibooble zbierają tyle samo pochwał, co negatywnych opinii. U mnie zdecydowanie zaplusowały i z pewnością kupię kolejne! Przy średniej długości, nie za gęstych włosach spisują sie idealnie. 

5. Peelingi Wellsness&Beauty kusiły z każdego bloga, aż zdecydowałam się na wersję z solą morską i oliwą z oliwek oraz zieloną herbatą. Peeling pachnie cudownie, super ściera martwy naskórek i jestem szczerze zaskoczona jego mocą! Na pewno nie poleciłabym go osobom z delikatną skórą, bo może być zbyt intensywny. Ale dla mnie jest w sam raz :) Minus jedynie za to, że nie nawilża, a jedynie natłuszcza skórę, ale to taki szczegół. 

6. Uwielbiam masła do ciała The Body Shop! Czasami trochę się na nie gniewam, ale jak tylko zatęsknię - jestem w stanie im wybaczyć wszystko. Wersja o zapachu vanille brulee trafiła do mnie jako nagroda w rozdaniu i od razu poszła w ruch. Moja skóra po zimie czekała na taką właśnie porcję nawilżenia i pięknego, waniliowo-kremowego zapachu. 

Biorąc pod uwagę prawie roczną przerwę, nie ma tego za wiele. Mam jednak nadzieję, że moi ulubieńcy znaleźli również miejsce w Waszych kosmetyczkach. A jeśli macie o nich zupełnie inne zdanie - czekam na nie w komentarzach :) Przypominam Wam też o małym rozdaniu w różu i czerwieni, na które serdecznie zapraszam - zostało jeszcze trochę czasu. 

Jak Wam mija niedziela?

pozdrawiam
Adrianna 



Do mojej niewielkiej rodzinki lakierów Golden Rose z serii Color Expert (czarnej 60 jeszcze nie miałam okazji używać, ale pokazywałam niedawno numer 35, a przelotem na blogu pojawiły się numery 47 i 50... postaram się to nadrobić i wrzucić na bloga swatche) dołączył niedawno nr 76. Piękny nudziak, który od razu wpadł mi w oko na stoisku marki :) Przyznaję bez bicia, że wcześniej nie doceniałam takich kolorów, ale poniższej buteleczce oprzeć się nie mogę. Zapraszam na post!


Odcieni lakierów nude jest naprawdę cała masa, a 76 jest według mnie kolorem bardzo plastycznym. W słońcu jest mlecznym, pudrowym różem - w cieniu bliżej mu do cappuccino z ciepłą nutą. No i nie zapominajmy o odcieniu naszej skóry, który jest równie ważny :) Jeśli lubicie takie nudne pazury, zachęcam do spróbowania.


Technicznie lakier jest świetny. Kiedy widzę takie odcienie myślę tylko o tym, czy wystarczy jedna filiżanka melisy przez malowaniem, czy od razu zaparzyć dwie. Jeśli macie podobnie - zostawcie ziółka na inną okazję, bo lakier nie sprawia żadnego problemu. Na paznokciach mam dwie wartwy nałożone na odżywkę (Delia z ceramidami) pokryte topem Sally Hansen Ista Dri. Taki zestaw pozwolił mi cieszyć się mani do momentu, w którym odrost był nie do zniesienia :) Końcówki były po ok. 5 dniach lekko starte, ale przy takim odcieniu jest to prawie niewidoczne. Chociaż nie jestem wielką fanką pędzelków tej serii (przy kolejnym lakierze postaram się Wam je w końcu pokazać), malowanie przy skórkach jest wygodne. Już nie chwalę więcej, wystarczy! 


Jak tak dłużej pójdzie, będę mogła robić przegląd nudziaków w swojej lakierowej kolekcji :) 
Nie wiem czy to pytanie nie skończy się dla mojego portfela źle, ale jakie kolory z tej serii Golden Rose polecacie? :)

pozdrawiam
Adrianna



Po pierwszym poście z przeglądem denka, który przyjęłyście bardzo dobrze, przyszedł czas na edycję lutową. W minionym miesiącu zużyłam całkiem pokaźną grupkę kosmetyków, o których z chęcią opowiem Wam chodź kilka słów (taki był zamiar, wyszło nieco długo - wybaczcie). Zapraszam więc na kosmetyczny misz-masz :)


Fitomed, oczarowy płyn do twarzy z kwiatem pomarańczy



Na początku płynu oczarowego Fitomed używałam jedynie jako dodatku do glinek, bo jako tonik nie do końca jego działanie mi odpowiadało. Została jednak ponad połowa butelki, a płyn bakteriostatyczny Pharmaceris się skończył, więc... spróbowałam :) I muszę przyznać, że dopiero po czasie doceniłam jego właściwości. Dobrze tonizołam skórę, nie pozostawiał lepkiej warstwy, oczyszczał i pewnie jeszcze kiedyś do niego wrócę. Nie był to może kosmetyk równy Pharmaceris, ale biorąc pod uwagę naturalny skład - jego działanie oceniam naprawdę wysoko. Zapach jest według mnie nieszkodliwy dla nosa, ale akurat mój potrafi się przyzwyczaić/polubić wiele smrodków (czytaj wszelkiej maści olejki indyjskie). Opakowanie to plastikowa butelka z minimalistyczną etykietą i podstawowymi informacjami. Plusem jest tu na pewno pompka, którą bez wahania przełożyłam do toniku. Uwielbiam takie rozwiązania! Pozwalają dozować płyn według potrzeb i zawartość butelki starcza na dłużej :) Cena to ok. 12-15zł (w zależności od miejsca) za 250ml. Aktualnie zastąpił go kosmetyk tej samej marki - tonik do skóry tłustej z szałwią lekarską
Dla ciekawych wrzucam skład oczarowego płynu z kwiatem pomarańczy:




Merz Special, kremowy mus do twarzy z kwasem hialuronowym



Zastanawiałam się nad pełną recenzją tego kosmetyku, ale przyznaję bez bicia - częściej używała go moja mama, której podpasował idealnie (48 lat, skóra zniszczona, sucha i wrażliwa). Mus kremowy, jak ookreśla go producet (i jest bliski prawdy), ma redukować zmarszki i nawilżać skórę. 
Głównym zadaniem kosmetyku jest wspieranie naturalnego mechanizmu nawilżenia skóry poprzez trzy działania:
- odbudowę nawilżenia skóry; zawiera kwas hialuronowy, który jest istotnym elementem tkanki łącznej. Utrzymuje on naturalne nawilżenie skóry. Obecny w musie kremowym sok z aloesu pomaga przywrócić optymalny balans nawilżenia i ma kojący wpływ na odwodnioną skórę.
- wzmocnienie równowagi wodno-lipidowej; morska glukozamina wspomaga efekt nawilżenia poprzez stymulację naturalnej produkcji kwasu hialuronowego w komórkach skóry. Wzmacnia naturalną barierę wodno-lipidową i poprawia regenerację skóry.
- ochronę przed utratą nawilżenia; unikalne włączenie do formuły musu kremowego ekstraktu z wodorostów chroni przed utratą nawilżenia, zapobiegając zmniejszaniu zasobów wilgotności skóry.

Mus kremowy Merz Spezial konsystencją przypomina lekką piankę do golenia, która w kontakcie ze skórą zamienia się w puszysty i gładki krem. Trzeba jednak wypracować sobie 'wielkość kleksa' :) Kosmetyku używałam na noc i zbyt duża ilość potrafiła nieco przetłuszczać moją skórę. Na szczęście szybko doszliśmy do porozumienia, a  skóra  rano była cudownie gładka i suche skórki znikały. Wizualnie cera wyglądała dużo lepiej - jak po dobrej, regenerującej i ujędraniającej maseczce. Wszelkie podrażnienia były złagodzone (często zdarzają mi się takie zimą, szczególnie koło nosa lub okolic oczu, a krem przynosił prawdziwą ulgę). Nie zauważyłam żadnego działania niepożądanego i zimą chętnie do niego wrócę - może wtedy zauważę też działanie przeciwzmarszkowe, w końcu wchodzę w ćwierćwiecze :)

Opakowanie metalowe, zapakowane w kartonik z wyczerpującymi informacjami o jego zawartości. Aplikator typowy dla piankowych konsystencji, działał sprawnie do ostatniej porcji. Ciężko mi określić wydajność, ale koniec kosmetyku nie był nagłą niespodzianką. Jedynym minusem może być tu cena, która jest dość wysoka. Jeśli znajdziecie go w zestawie z drażetkami, zapłacicie od 35-40zł i możecie wybierać miedzy wersją kolagenową i hialuronową. Samodzielnie cena kremu to nawet 60-70zł (szczerze nie rozumiem takiej polityki).


Alterra, żel pod prysznic limonka i agawa



Od dłuższego już czasu chciałam wypróbować żele pod prysznic Alerra, a pojawienie się nowej wersji zapachowej, która totalnie zauroczyła mój nos, okazało się idealną okazją :) Żel pod prysznic z limonką i agawą miał świeży i mocno pobudzający zmysły zapach. Pierwsze skojarzenie to cytrynowa mamba, która z czasem przechodziła w coś bardziej roślinnego. Konsystencja żelowa, przezroczysta. Nie jest to rasowy pieniacz, szczególnie przy niewielkiej ilości na gąbce, ale mi to nieszczególnie przeszkadza. Wydajność przez to nieco kuleje, więc można to policzyć jako minus, ale... kosmetyki bliższe naturze mają swoje prawa. Nie zauważyłam działania wysuszającego - kosmetyk dobrze oczyszczał skórę i zostawiał ją przyjemnie gładką, szczególnie w duecie z ostrą gąbką. Na pewno wrócę do niego latem, kiedy temperatury poszybują w górę. Koszt za 250ml żelu to od 5-7zł, w zależności od promocji w drogeriach Rossmann. 



Organique, korzenny płyn do kąpieli


Wielokrotnie powtarzałam, że nie jestem miłośniczką wylegiwania się w wannie. Do zakupu takich kosmetyków skusić mnie może jedna rzecz - zapach! W powyższym wypadku był to korzenny aromat płynu do kąpieli Organique. PRZEPIĘKNY. Ciepły, klimatyczny, słodki i korzenny. Cudo. Nie umiem tego sensownie przybliżyć, musicie zwyczajnie powąchać przy najbliższej okazji :) W wannie tworzył przyjemną, kremową pianę i pozwalał się zrelaksować. Nie zauważyłam pozytywnego czy negatywnego działania na skórę - leżenie w gorącej wodzie nie sprzyja nawilżeniu, dlatego po kąpieli zawsze używam balsamu/masła do ciała. Płyn dostaępny jest w salonach Organique w cenie 22zł za 125ml. Jeśli seria nie zostanie wycofana, to jesienią chętnie sięgnę po masło do ciała z tej linii zapachowej. 



Rimmel, puder matujący do twarzy Stay Matte



Ulubieniec, z którym pierwsze spotkanie kilka lat temu wcale nie było takie pozytywne :) Używam go solo w dniu lenia nakładając nieco grubszą warstwą i scalając wodą termalną Uriage lub klasycznie, utrwalając podkład. W obu wypadkach daje 3-4 godzinny mat (jeśli w ogóle można o czymś takim mówić, w wypadku skóry tłustej). A nawet jeśli ten efekt mija, nie mamy od razu smalcowatej twarzy, tylko zdrowo wyglądającą cerę z lekkim błyskiej. Jest drobno zmielony i trochę pyli, ale to w końcu puder. Jedynym minusem jest tutaj opakowanie, które zupełnie nie nadaje się do transportu. Stay Matte występuje w kilku odcieniach, mi akurat podpasował 003 peach glow, bo nadaje skórze zdrowy odcień. Cena w szafach Rimmel to ok. 20zł za 14g. W sieci oczywiście dostaniecie go taniej, ale jeśli jest w promocji - nie warto bawić się w zamawianie :) Mogę go z pełnym przekonaniem wpisać na listę ulubieńców, do których z wielką ochotą wrócę. 




Regenerum, regenerujące serum do rzęs



Jestem trochę na bakier z kosmetykami do pielęgnacji rzęs, ponieważ moje wrażliwe oczy nie reagują na nie zbyt dobrze. Postanowiłam jednak zaryzykować i skorzystałam z promocji, w której regeneracyjne serum do rzęs Regenerum kosztowało w SuperPharm poniżej 30zł. Raz kozie śmierć :) Producent o swoim kosmetyku mówi całkiem sporo:


Już po kilku regularnych użyciach wiedziałam, że codzienne nakładanie serum z eylinerem nie wchodzi w grę. Linia rzęs była podrażniona, zaczerwieniona i widoczne były naczynka? przekrwione żyłki? Na pewno wiecie o co mi chodzi. Zaczęłam więc używać serum co drugi dzień, lub po 2-3 dniach używania robiłam krótką przerwę. Nie wiem czy idę dobrą drogą, ale moje oczy nie przepadają za świetlikiem w żelowej formie i być może to było powodem takiej reakcji. Serum ze szczoteczką nie robiło mi krzywdy, więc używałam częściej, nakładając je również na brwi. Pewnie zastanawiacie się gdzie moje zdjęcia przed/po z wachlarzem rzęs? Nie ma i nie będzie, ponieważ efekt nie został zauważony przez mój aparat :) Musicie uwierzyć mi na słowo, że takowy na moich rzęsach się pojawił. Nawet brwi wyglądają lepiej. 



Przede wszystkim zauważyłam wzmocnienie rzęs, na czym najbardziej mi zależało. Przed używaniem Regenerum gubiłam kilka rzęs przy każdym demakijażu oczu. Teraz ten problem ograniczył się do jednej, może dwóch rzęs przy mocniejszym tarciu. Kolejną rzeczą, na której mi zależało, było - jakby to nie brzmiało - wygładzenie rzęs. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale jeśli nie używam żadnej odżywki, nakładanie tuszu jest naprawdę irytujące. Rzęsy pokryte są nierówno, uciekają gdzieś pod szczoteczką. Kiedy używałam Regenerum, tusz ładnie sunął po rzęsach. Wiem jak to brzmi - nie jest to wina tuszu, tylko tej 'szorstkości' rzęs. 
Zauważalna jest również różnica w grubości i długości włosków - są nadal jasne, ale pomalowane tuszem zyskują naprawdę sporo uroku :) Myślę, że gdybym używała serum regularnie, efekty byłyby jeszcze lepsze. Cena jest taka straszna, więc jeśli nie planujecie rzęs do nieba - polecam Wam wypróbowanie Regenerum. Sama aktualnie powrotów nie planuję - może pokuszę się o zakup pomadki z Alterry, albo poszukam promocji na Long 4 Lashes. Muszę jedynie doczytać jak radzi sobie z wrażliwymi oczami - macie w tym temacie jakieś doświadczenie? 

 
Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca :) Jeśli tak dodam tylko, że do topu denka lutego zaliczyć mogłabym puder Stay Matte Rimmel, żel oczyszczający do twarzy Effaclar La Roche Posay (o którym w końcu wypadałoby napisać recenzję...) oraz cukrową piankę Organique o herbacianym zapachu.

pozdrawiam, 
Adrianna 



Dawno już żadnego rozdania nie było, więc przychodzę dziś do Was z szybkim pytaniem - czerwień czy róż? Który kolor jest Wam bliższy, wzbudza cieplejsze skojarzenia, a może zwyczajnie - który z poniższych wybieracie? 

Czerwień reprezentują dwa kosmetyki kolorowe Golden Rose - matowa szminka z serii Velvet Matte w kolorze 18 i korespondująca z nią konturówka Dream Lips w kolorze 515 (Red Lipstick Monster polecała tę pomadkę w swoich zastępnikach klasyki MAC Russian Red). Postawiłam na usta, które sama chciałabym nosić w takim odcieniu, ale jakoś jeszcze się nie czuję :) Czekam więc na odważne!


Różowy zestaw jest bezpieczny. Wszystkim znane jajo do makijażu Ebelin i żel pod prysznic Balea z aktualnie panującej w drogeriach DM letniej edycji limitowanej. Paradise beach to połączenie ananasa i kokosa, które z pewnością wprowadzi Was w świetny nastrój pod prysznicem. 

Pozostaje pytanie: czerwień czy róż? Na Wasze zgłoszenie czekam pod tym postem do 20 marca włącznie. Warunkiem obowiązkowym jest obserwowanie bloga, instagrama lub rogatego facebooka (do wyboru) oraz pozostawienie komentarza z odpowiedzią na pytanie. Wylosuję dwie osoby, które otrzymają wybrany przez siebie zestaw. Wyniki ogłoszone zostaną do 5 dni po zakończeniu rozdania na blogu (fb/instagramie). 

Zapraszam!

Adrianna 





No i przyszedł najkrótszy miesiąc w roku :) Na zużywanie było trochę mniej czasu, ale wydaje mi się, że dałam radę. 15 opakowań poszło do kosza, 3 zmieniły właściciela, bo nie do końca się u mnie sprawdzały. Zakupów też było trochę, kilka kosmetyków dostałam, za co serdecznie dziękuję! Tata przywiózł mi nowe żele Balea z limitowanej edycji, a u Karoliny z bloga Ater Job wygrałam masło i żel The Body Shop o zapachu vanilla brulee. Jak widzicie poniżej, co miesiąc balansuję na granicy równowagi i mimo chwilowych zapasów prysznicowych z obecna ilością kosmetyków czuję się naprawdę dobrze. Mam jeszcze kilka takich zalegających opakowań, których zużycie spędza mi sen z powiek, ale byle do przodu! :) Mam nadzieję, że ta lista będzie już tylko krótsza. Zapraszam na podsumowanie miesiąca. 

*kosmetyki, które przybyły - 17 sztuk
*kosmetyki, które zużyłam - 15 sztuki
*kosmetyki, które z jakiegoś powodu poszły w świat - 3 sztuki

1. WŁOSY
a) oczyszczanie
- Planeta Organica, szampon turecki hammam wzmacniający
Planeta Organica, szampon fiński
b) pielęgnacja
Planeta Organica, marokański balsam do wszystkich rodzajów włosów
- Petal Fresh Organics, odmładzająca odżywka z wyciągiem z pestek winogron i oliwek
- Biovax, intensywnie regenerująca maska naturalne oleje (saszetka)
c) kosmetyki dodatkowe
- Marion, olejek orientalny - kokos & tamanu
- Khadi, olejek stymulujący wzrost włosów

2. TWARZ
a) oczyszczanie 
La Roche Posay, żel do twarzy Effaclar, oczyszczający żel do skóry tłustej i wrażliwej
- Fitomed, mydlnica lekarska, żel do skóry tłustej
- Alterra, emulsja oczyszczająca z granatem
Fitomed, płyn oczarowy do twarzy z kwiatem pomarańczy
- Fitomed, szałwia lekarska, tonik do skóry tłustej
- Garnier, płyn micelarny 3w1 skóra normalna i mieszana 
- Oeparol, płyn micelarny do demakijażu skóry wrażliwej
b) pielęgnacja podstawowa
- La Roche Posay, Effaclar Duo +, krem zwalczający niedoskonałości
Merz Special, kremowy mus do twarzy z kwasem hialuronowym
- Baikal Herbals, serum regulujące do skóry przetłuszczającej i mieszanej
c) pielęgnacja dodatkowa
- Perfecta, peeling enzymatyczny minerały morskie i enzym z papai
- Dermedic Hydrain Hialuro, krem pod oczy do skóry suchej, bardzo suchej i odwodnionej
- Uriage, woda termalna 
- Organique, maseczka algowa z dynią
- Fitokosmetik, marokańska czerwona glinka wulkaniczna
- Purederm, plastry na nos z węglem drzewnym

3. CIAŁO
a) oczyszczanie
Organique, pianka cukrowa mrożona herbata
- Wellness&Beauty, solny peeling do ciała z oliwą i zieloną herbatą
Alterra, żel pod prysznica limonka i agawa
Wellness&Beauty, żel do kąpieli pod prysznic z owocowymi ekstraktami z mango i papai
- Balea, żel pod prysznic tropical sunshine, cabana dream
The Body Shop, żel pod prysznic vanilla brulee
- Nivea, olejek pod prysznic
Organique, korzenny płyn do kąpieli
b) pielęgnacja 
- The Body Shop, masło do ciała vanilla brulee
- Tołpa, antycellulitowy eliksir wyszczuplający
- Tołpa, Planet of nature, modelujący balsam do ciała
- Bielenda, intensywne serum modelujące biust 

4. DŁONIE I STOPY
a) pielęgnacja 
Caudalie, krem do rąk o zapachu różowego grejpfruta
- Floslek, krem zimowy do rąk i paznokci 
b) manicure
- lakiery kolorowe 21 sztuk (-2, +2)
- Delia, odżywka do paznokci
- Sally Hansen Insta Dri
- Sally Hansen, cuticle remover
- Burt's Bees, lemon butter cuticle cream

5. MAKIJAŻ
a) twarz
- Revlon, podkład Nearly Naked w kolorze 110 ivory
- Bourjois, CC cream z 3 pigmentami
Rimmel, Stay Matte 003 peach glow
Paese, puder ryżowy
- Catrice, róż Defining Blush w kolorze 020 rose royce
- The Body Shop, bronzer z serii Honeymania w odcieniu 02
b) oczy
- Eveline, tusz do rzęs Volumix Fiberlast
Regenerum, regeneracyjne serum do rzęs
L'Oreal Lumi Magique korektor rozświetlający w kolorze 001 light
- Inglot, paleta 10 cieni
- My Secret, satin touch kohl, kredka do oczu w kolorze nude nr 19
Essence, baza pod cienie I love stage
- Hean, baza po ciebie stay on
- Golden Rose, puder do brwi w kolorze 104
c) usta
L'Oreal, Color Riche Extraordinaire w kolorze 500 molto mauve
- Revlon, Colorburst Balm Stain, 001 honey duce
- MAC, cremesheen w kolorze hot gossip
MAC, lustre w kolorze syroup
- Bourjois, Levres Contour 15 rose precieux
Maybelline, Baby Lips
- Caudalie, balsam do ust o antyoksydacyjnym działaniu
- Nuxe, balsam do ust w słoiczku reve de miel


Jak widzicie u góry - moim celem na marzec będzie unikanie wszelkich pokus kosmetycznych :) Jedyną rzeczą, którą będę musiała dokupić jest szampon. Wybiorę coś dostępnego stacjonarnie, żeby nie kusiło mnie większe zamówienie internetowe (wiecie jak to wygląda). Trzymajcie mocno kciuki, bo pokus jest cała masa, a kosmetyków do zużycia też kilka. Od jakiegoś czasu staram się dopisywać swoje zakupowe pomysły do tej listy, którą co jakiś czas analizuje i zmieniam. Myślę, że to całkiem dobry sposób na kontrolowanie chciejstw i potrzeb :)

A jak Wam minął zużyciowy luty? A może był to bardziej zakupowy miesiąc? :)

pozdrawiam, A


Obsługiwane przez usługę Blogger.