Dawno nie bylo tego typu posta ale moze nie w ostatnim miesiacu a w ciagu paru ostatnich, znalazly sie produkty, ktore bardzo polubilam i namietnie uzywam. Nie jest tego duzo ale w koncu nie chodzi o ilosc a jakosc :)
Moge spokojnie powiedziec, ze siegam po te kosmetyki praktycznie codziennie... tak samo po perfumy, bo te aktualnie po prostu uwielbiam do tego stopnia, ze tylko te uzywam. Wszystkie inne poszly na razie w odstawke.
Jak juz o nich zaczelam, to trzeba troche wiecej o nich powiedziec. Nowy zapach Chloe Nomade oczarowal mnie... i omotal, kupilam 50 ml a potem do tego wzielam jeszcze 30 ml zeby miec na urlop. Wiadomo perfumy to kwestia indywidualna, wiec beda miec milosnikow i przeciwnikow... ja sie zaliczam do tych pierwszych i musze przyznac, ze dawno mnie zaden zapach tak nie zauroczyl. Nie jestem fachowcem, nie potrafie opisywac zapachow... ogolnie dziela sie dla mnie na te co mi sie podobaja i te co mi sie podobaja... i ewentualnie te co chyba bym chciala ale nigdy nie doszlo do tego, zebym je kupila.
Nuta glowy to mirabelka, bergamotka, cytryna i pomarancza
Nuta serca frezja, jasmin, brzoskwinia i roza
Nuta bazy to mech debowy, drzewo bursztynowe, paczula, drzewo sandalowe i biale pizmo.
Laura Mercier Pressed Setting Powder Translucent to swietny puder wykonczeniowy, ktory kupilam juz dosc dawno temu i czekal na swoja kolej w szufladzie. Wtedy kupilam tez baze i jakis taki kremowy produkt wykonczeniowy ale zapach mnie wykanczal i niestety sie pozegnalismy. Natomiast ten puder bardzo polubilam. W opakowaniu mamy 8.10g i powoli zaczynam widziec dno. Kiedys moze (jak nie zapomne) to do niego wroce ale na razie bede dalej uzywac, na jakis czas jeszcze mi wystarczy. Ladnie lekko i naturalnie matuje i calkiem dobrze sie trzyma. Utrwala mi makijaz czyli robi to co powienien.
Kolejne produkty to tusz i dwa mazidla do ust.
Yves Saint Laurent Volupté Night Rehab Lip Mask to po prostu balsam do ust na noc. Kupilam z ciekawosci i zostalam bardzo pozatywnie zaskoczona. Pomijajac cudowny brzoskwiniowy zapach i smak, chlodzacy efekt na ustach... to uzywanie tego balsamu to sama przyjemnosc. Stoi sobie na nocnej szafce i siegam po niego kazdego wieczoru. Rozowy kolor na ustach jest praktycznie niewidoczny ale tez nie ma potrzeby, w koncu to produkt na noc. Najwazniejsze, ze dziala i usta mam w bardzo dobrym stanie. Wydajny powienien byc jak to jest w przypadku typowego blyszczydla, siegamy po niego raz ewentualnie dwa na dobe, wiec mam nadzieje, ze pozostanie ze mna na dluzej. Bardzo proawdobodobne jest, ze kupie kolejne opakowanie. Pacynka jak widac jest w ksztalcie ust, zawartosc to 6 ml.
Ten tusz Too Faced Better than Sex to w sumie juz produkt kultowy i jak to w przypadku takich produktow bywa... albo sie go kocha albo nienawidzi. Pisalam juz o tym, co zrobil mi z rzesami jego tanszy odpowiednik i Loreal. Zmiana na Too Faced wyszla bardzo na korzysc. Rzesy powoli dochodza do siebie a ja jestem z tego bardzo zadowolona. Ladnie podkresla rzesy, moge nalozyc druga warstwe, nie osypuje sie... trwalosc u mnie jest swietna. Nie ma nic co moglabym mu zarzucic. Konsystencja tez w porzadku, nie jest za rzadki ani za gesty. Szczoteczka ma swietny ksztalt i laduje na niej taka ilosc tuszu, ze mozna spokojnie nakladac, bez obawy zrobienia sonie masakry na oku.
Matowy produkt do ust, to w sumie rzadkosc w mojej kosmetyczce ale ten wyjatkowo przypadl mi do gustu i bardzo chetnie po niego siegam. Burberry Liquid Lip Velvet No. 09 Fawn Rose. To piekmy przybrudzony roz ale przy tym dosc jasny. Bardzo ladnie wyglada na ustach... przede wszystkim naturalnie. Nie wlazi w zalamania ust i ich nie wysusza. Zawartosc to 6 ml. Pokazywalam go juz pare razy na insta. Kredka do ust Burberry Lip Definer w kolorze Nude No. 01 tez mi czesto towarzyszy. Pasuje do wielu blyszczydel, jest miekka i trwala.
Podoba mi sie ten mat, bo on taki bardziej satynowy jest... ten poblysk na zdjeciu jest widoczny dlatego, ze zorbilam zdjecie zaraz po nalozeniu na reke. Na ustach mamy naprawde mat.
Cienie w kredkach... od dluzszego czasu moje ulubione kolorowe kosmetyki do oczu. Bardzo praktyczne, latwe w uzyciu, szybko mozna wykonac makijaz oka i to zarowno dzienny, jak i bardziej intensywne na wieczor. O tego typu kredkach juz kiedys pisalam. Aktualnie jak widac uzywam roznych firm (Burberry, Bobbi Brown, byTerry, Chanel) i te co aktualnie mam lubie i polecam.
Sa firmy ktore maja tylko blyszczace wykonczenia, w ofercie innych (min. Bobbi Brown) ma tez matowe.
Zdecydowanie bardziej wole takie cienie niz na przyklad typowe w kremie. Jakos lepiej mi pasuja, aplikacja jest o wiele latwiejsza, rozcieranie bez problemu ale najlepiej sprawuja sie do tego pedzle syntetyczne. Kredki sa miekkie, wydajnosc jest w porzadku... nie znikaja z predkoscia swiatla, nawet przy czestym uzywaniu. Zawartosc rozna w roznych firmach ale mniej wiecej jest podobna 1,5 g - 1,6 g
dino

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Laura Mercier. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Laura Mercier. Pokaż wszystkie posty
1 maja 2018
Ulubiency ostatnich miesiecy
Etykiety:
Bobbi Brown,
Burberry,
byTerry,
Chanel,
Chloe,
kosmetyki kolorowe,
Laura Mercier,
Too Faced,
YSL
9 stycznia 2018
Kolejny post o pustych opakowaniach ;)
Poniewaz znowu mi sie troche tego nazbieralo, to czas bylo machnac posta... nie zebym potem miala znowu cala szuflade pelna i musiala tworzyc gigantycznego posta. Bo w sumie ten tez nie bedzie najkrotszy. Do tego mam pare bubelkow takich osobistych ale skoro byl juz post o tych rzechach, ktore mnie zachwycily... to czas teraz troche pomarudzic ;)
Mam tu troche pielegnacji... troche kolorowki. Ogolnie pojawi sie w tym roku pare produktow w denku, ktore wlasciwie mialy miec osobny post na blogu. Niestety po tym jak musialam oddac lapka do serwisu, wszystko co na nim bylo przepadlo. W koncu moze sie naucze, robic backup na kazdym sprzecie ale nie o tym mialo byc, wrocmy do kosmetykow...
Rituals pianka do mycia z serii Ritual of Anahata to akurat byla miniatura, ktora mialam w kalendarzu adwentowym tej firmy. Uwielbiam za zapach i forme ale wiecej opowiem w poscie o kalendarzu. Niestety jest to limitowana swiateczna seria, wiec pewnie w ktoryms momencie przestanie byc dostepna. Jakby nie bylo polecam :)
Kneipp ulubiony zel pod prysznic slubnego (ten zapach), ja ogolie lubie wszystkie. Bardzo dobre produkty do mycia, bez wszystkich zbednych rzeczy, dlatego nie sa moze najtansze ale warto po nie sciegnac.
Rituals tym razem olejek do kapieli z serii Ritual of Dao. Rownie pieknie pachnaca seria po ktora bardzo chetnie siegam. Ta na szczescie nie jest limitowana wersja i mozna ja bez problemu wszedzie dostac.
Kolejny produkt z tej samej firmy i tez jest to olejek z limitowanej serii Ritual of Karma, wiec pewnie nie jest go tak latwo kupic. Mam jeszcze pare z produktow z tej serii, kiedys pewnie tez sie w denkach znajda. Bardzo mi sie ten zapach podoba i zaluje, ze nie mozna ich kupic.
Ostatni produkt z tej kategorii to dezodorant La Roche Posay do skory wrazliwej. Nie byl zly ale nie byl tez jakis specjalny. 24h nie odswiezal ale uzywalo sie go calkiem przyjemnie.
John Master Organics Scalp to spray do wlosow cienkich, ma wzmacniac skore glowy i wlosy. Hmmm... nie moge o nim nic zlego powiedziec ale tez nic dobrego. Byl jak wiekszosc tego typu produktow taki sobie albo moze po prostu nie byl dla mnie. Krzywdy mi nie zrobil ale ponownie nie kupie.
Kosmetyk, ktory pojawil sie w ulubiencach i odkryciach zeszlego roku. Polecono mi go tu na blogu i koniecznie musialam przetestowac i faktycznie jest genialny i najlepszy w swojej grupie. BBR czyli Bye Bye Racines spray, ktorym mozemy pokryc odrost albo (sic!) siwe wlosy ale co zrobic... jak juz sie pojawia, to trzeba sobie z nimi jakos radzic. Na szczescie mimo wysokiej ceny jest wydajny i bede kupowac kolejne opakowania.
Kolejne zuzyte opakowanie mojego ulubionego suchego szaponu do ciemnych wlosow Lee Stafford. Pisalam o nim juz pare razy, wiec nie musze sie powtarzac ale jakby nie bylo, caly czas jest w uzyciu i nie ma sobie rownego.
Bumble & Bumble Full Potential to wzmacniajacy spray do cienkich i oslabionych wlosow. O ile szampon byl calkiem dobry, tak w przypadku tego produktu moglabym napisac to samo co napisalam o sprayu John Master... byl w porzadku ale nie mniej i nie wiecej.
Dwa produkty Garnier Skin Active Mizellen... pierwszy to zel do mycia a drugi to plyn micelarny. Zel byl dobry ale jakos nie potrafilam sie do niego przekonac. Ja nie wiem, tego typu produkty mi sie myziaja i mam wrazenie, ze nie myja tak jakbym chciala ale to po prostu moja osobista fanaberia. Plyn lubie... tak samo jak i rozowy z tej serii. Dobrze mi sluza i nie mozna im nic zarzucic.
Glamglow Powermud to jedna z moich ulubionych maseczek oczyszczajacych. Ta laczy wlasciwosci blota i oleju. Jak praktycznie kazda maska tej firmy ma tyle opini pozytywnych co negatywnych ale wiadomo, kazdej z nas sluzy co innego. Ja lubie i ta mi bardzo dobrze sluzyla... moze kiedys do niej wroce, na razie czekaja inne glamglowy na zuzycie :)
Bottega Veneta Eau Sensuelle EdP uwielbiam, bardzo mi sie ten zapach podoba i moge go uzywac zarowno na dzien, jak i na wieczor. Wiele razy sobie obiecuje, ze do jakiegos zapachu wroce ale jakos mi sie to nie udaje. Tyle innych zapachow czeka na odkrycie ale ten pozostanie jednym z ulubionych.
La Roche - Posay Effaclar Ultra plyn micelarny, ktory jest chyba najwiekszym rozczarowaniem. Kiedys uwielbialam te plyny, dopoki czegos nie ulepszyli i tak go spierniczyli, ze nigdy wiecej go nie kupie. Nawet nie wiem czy ciagle tak dobrze dziala ale niestety tak koszmarnie smierdzi, ze normalnie mi sie cofalo a ja wtedy nie potrafie uzywac na twarz czegos, co ma obrzydliwy zapach.
To samo dotyczy bazy Laura Mercier, naprawde probowalam ja uzywac ale ten smrod mnie powalal. I tak to wlasnie bywa, ze wystarczy cos takiego... i nie wazne czy cos jest dobre czy nie... zapach jest bardzo istotny.
Lulu Organics Hair Powder to w sumie cos w rodzaju suchego szamponu, ja mam o zapachu jasminowym i ten mi tu akurat nie przeszkadzal, bo ja lubie jasmin... tylko po prostu w ogole nie dzialal albo wlasciwie pogarszal stan moich wlosow jeszcze bardziej. Nie jest mi jakos smutno z tego powodu, bo cena i dostepnosc bardzo slaba.
Na koniec suche szampony, ktore niestety sie u mnie nie sprawdzily... i tu nie bedzie niespodzianka w przypadku trzech oprocz mizenrego dzialania doszedl do tego strasznie irytujacy i intensywny, dlugo utrzymujacy sie zapach.
Aussie ehhh... ten zapach. Po prostu koszmar... tak samo jak w przypadku L'Oreal. Efektu na wlosach praktycznie zadengo nie widzialam ale smrodek ciagal sie za mna przez caly dzien. A ja zdecydowanie wole zapach perfum jak suchych szamponow. Tym bardziej, ze sa to slodkie i bardzo pudrowe zapachy.
Ostatni Percy&Reed dostalam jako gratis do zakupow i oczywiscie chetnie przetestowalam ale niestety jak wskazuje nazwa Invisible, dokladnie tez taki jest. Efektow brak.
I to by bylo na tyle tym razem :)
Mam tu troche pielegnacji... troche kolorowki. Ogolnie pojawi sie w tym roku pare produktow w denku, ktore wlasciwie mialy miec osobny post na blogu. Niestety po tym jak musialam oddac lapka do serwisu, wszystko co na nim bylo przepadlo. W koncu moze sie naucze, robic backup na kazdym sprzecie ale nie o tym mialo byc, wrocmy do kosmetykow...
Rituals pianka do mycia z serii Ritual of Anahata to akurat byla miniatura, ktora mialam w kalendarzu adwentowym tej firmy. Uwielbiam za zapach i forme ale wiecej opowiem w poscie o kalendarzu. Niestety jest to limitowana swiateczna seria, wiec pewnie w ktoryms momencie przestanie byc dostepna. Jakby nie bylo polecam :)
Kneipp ulubiony zel pod prysznic slubnego (ten zapach), ja ogolie lubie wszystkie. Bardzo dobre produkty do mycia, bez wszystkich zbednych rzeczy, dlatego nie sa moze najtansze ale warto po nie sciegnac.
Rituals tym razem olejek do kapieli z serii Ritual of Dao. Rownie pieknie pachnaca seria po ktora bardzo chetnie siegam. Ta na szczescie nie jest limitowana wersja i mozna ja bez problemu wszedzie dostac.
Kolejny produkt z tej samej firmy i tez jest to olejek z limitowanej serii Ritual of Karma, wiec pewnie nie jest go tak latwo kupic. Mam jeszcze pare z produktow z tej serii, kiedys pewnie tez sie w denkach znajda. Bardzo mi sie ten zapach podoba i zaluje, ze nie mozna ich kupic.
Ostatni produkt z tej kategorii to dezodorant La Roche Posay do skory wrazliwej. Nie byl zly ale nie byl tez jakis specjalny. 24h nie odswiezal ale uzywalo sie go calkiem przyjemnie.
John Master Organics Scalp to spray do wlosow cienkich, ma wzmacniac skore glowy i wlosy. Hmmm... nie moge o nim nic zlego powiedziec ale tez nic dobrego. Byl jak wiekszosc tego typu produktow taki sobie albo moze po prostu nie byl dla mnie. Krzywdy mi nie zrobil ale ponownie nie kupie.
Kosmetyk, ktory pojawil sie w ulubiencach i odkryciach zeszlego roku. Polecono mi go tu na blogu i koniecznie musialam przetestowac i faktycznie jest genialny i najlepszy w swojej grupie. BBR czyli Bye Bye Racines spray, ktorym mozemy pokryc odrost albo (sic!) siwe wlosy ale co zrobic... jak juz sie pojawia, to trzeba sobie z nimi jakos radzic. Na szczescie mimo wysokiej ceny jest wydajny i bede kupowac kolejne opakowania.
Kolejne zuzyte opakowanie mojego ulubionego suchego szaponu do ciemnych wlosow Lee Stafford. Pisalam o nim juz pare razy, wiec nie musze sie powtarzac ale jakby nie bylo, caly czas jest w uzyciu i nie ma sobie rownego.
Bumble & Bumble Full Potential to wzmacniajacy spray do cienkich i oslabionych wlosow. O ile szampon byl calkiem dobry, tak w przypadku tego produktu moglabym napisac to samo co napisalam o sprayu John Master... byl w porzadku ale nie mniej i nie wiecej.
Dwa produkty Garnier Skin Active Mizellen... pierwszy to zel do mycia a drugi to plyn micelarny. Zel byl dobry ale jakos nie potrafilam sie do niego przekonac. Ja nie wiem, tego typu produkty mi sie myziaja i mam wrazenie, ze nie myja tak jakbym chciala ale to po prostu moja osobista fanaberia. Plyn lubie... tak samo jak i rozowy z tej serii. Dobrze mi sluza i nie mozna im nic zarzucic.
Glamglow Powermud to jedna z moich ulubionych maseczek oczyszczajacych. Ta laczy wlasciwosci blota i oleju. Jak praktycznie kazda maska tej firmy ma tyle opini pozytywnych co negatywnych ale wiadomo, kazdej z nas sluzy co innego. Ja lubie i ta mi bardzo dobrze sluzyla... moze kiedys do niej wroce, na razie czekaja inne glamglowy na zuzycie :)
Bottega Veneta Eau Sensuelle EdP uwielbiam, bardzo mi sie ten zapach podoba i moge go uzywac zarowno na dzien, jak i na wieczor. Wiele razy sobie obiecuje, ze do jakiegos zapachu wroce ale jakos mi sie to nie udaje. Tyle innych zapachow czeka na odkrycie ale ten pozostanie jednym z ulubionych.
Diorshow Fusion Mono Matte - 721 Songe czyli cien o kremowej konsystencji, ktory rownie dobrze moglby wyladowac w bublach. Kolor tu jest nieistotny, bo to kolejny taki cien, ktory z czasem i zanim zdazylam go zuzyc... zamienil sie w gume, ktora moze udaloby mi sie cos narysowac na scianie ale na pewno nie nadaje sie jako cien. To nie jest jedyny taki cien, ktory mam ale ogolnie rzadko po nie siegam. Bo oprocz tego ogolnie sie u mnie nie sprawdzaja.
Chanel Levres Scintillantes w odcieniu 03 to blyszczyk po ktory chetnie siegam i ten tez pewnie jeszcze chwile pouzywam, bo taki kompletnie pusty nie jest ale jakbym go przez przypadek wyrzucila, to nie znalazlby sie w denkowym poscie a szkodaby bylo, bo te blyszczydla sa naprawde dobre i nie tylko pieknie wygladaja na ustach ale tez je dobrze pielegnuja.
I po raz kolejny jeden z moich absolutnie ulubionych tuszy czyli Marc Jacobs O!mega Lash, ktory w koncu jest tez dostepny u mnie i mozna go kupic na niemieckiej stronie Sephory (Kaufhof). Bede do niego ciagle wracac bo sie u mnie swietnie sprawdza i zawsze moge na nim polegac.
Odzywka do rzes RevitaLash nie jest akurat kosmetykiem kolorowym ale tu mi lepiej pasowala. Zuzylam ta co mialam otwarta ale moje rzesy aktualnie sa na etapie wymiany, wiec wygladaja tak jak wygladaja ale i tak jest lepiej, jak bylo bez odzywki. Co jakis czas zmieniam, bo wtedy lepiej dzialaja i teraz uzywam znowu Realash.
Givenchy Teint Couture Foundation to calkiem przyjemny podklad, ktory dobrze sie u mnie trzymal na twarzy, mial takie krycie jak lubie... nie za mocne i dajace naturalny wyglad. Podklad ma filrt SPF 20/PA++. Moj kolor to Elegant Sand Nr 3 i mimo, ze byl dosc jasny, to zima bardzo dobrze sie sprawdzal.
Hourglass kredka do brwi w kolorze Arch... to byla na zmiane milosc i nienawisc. Raz mi swietnie sluzyla a potem wcale. Nie kupie wiecej, bo mam inne, ktore mi lepiej sluza i sa latwiej dostepne.
Zoeva kredka do ust... produkt, ktory firma dosc dawno temu wycofala ze swojej oferty a szkoda, bo bardzo je lubilam.
Artdeco kredka do brwi, ktora tez juz pare razy sie w moich denkowych postach pojawiala. Ciagle mam jedna w uzyciu i jak sie konczy, to siegam po kolejna. Bardzo lubie efekt jaki daje na brwiach.
***
Na koniec pozostawilam sobie osobiste bubelki, czyli kosmetyki z ktore z roznych powodow u mnie sie nie sprawdzily.
La Roche - Posay Effaclar Ultra plyn micelarny, ktory jest chyba najwiekszym rozczarowaniem. Kiedys uwielbialam te plyny, dopoki czegos nie ulepszyli i tak go spierniczyli, ze nigdy wiecej go nie kupie. Nawet nie wiem czy ciagle tak dobrze dziala ale niestety tak koszmarnie smierdzi, ze normalnie mi sie cofalo a ja wtedy nie potrafie uzywac na twarz czegos, co ma obrzydliwy zapach.
To samo dotyczy bazy Laura Mercier, naprawde probowalam ja uzywac ale ten smrod mnie powalal. I tak to wlasnie bywa, ze wystarczy cos takiego... i nie wazne czy cos jest dobre czy nie... zapach jest bardzo istotny.
Lulu Organics Hair Powder to w sumie cos w rodzaju suchego szamponu, ja mam o zapachu jasminowym i ten mi tu akurat nie przeszkadzal, bo ja lubie jasmin... tylko po prostu w ogole nie dzialal albo wlasciwie pogarszal stan moich wlosow jeszcze bardziej. Nie jest mi jakos smutno z tego powodu, bo cena i dostepnosc bardzo slaba.
Na koniec suche szampony, ktore niestety sie u mnie nie sprawdzily... i tu nie bedzie niespodzianka w przypadku trzech oprocz mizenrego dzialania doszedl do tego strasznie irytujacy i intensywny, dlugo utrzymujacy sie zapach.
Aussie ehhh... ten zapach. Po prostu koszmar... tak samo jak w przypadku L'Oreal. Efektu na wlosach praktycznie zadengo nie widzialam ale smrodek ciagal sie za mna przez caly dzien. A ja zdecydowanie wole zapach perfum jak suchych szamponow. Tym bardziej, ze sa to slodkie i bardzo pudrowe zapachy.
Ostatni Percy&Reed dostalam jako gratis do zakupow i oczywiscie chetnie przetestowalam ale niestety jak wskazuje nazwa Invisible, dokladnie tez taki jest. Efektow brak.
***
I to by bylo na tyle tym razem :)
Etykiety:
Aussie,
Bumble and Bumble,
Bye Bye Racines,
Chanel,
Garnier,
Givenchy,
Glamglow,
Kneipp,
L'Oreal,
LaRoche-Posay,
Laura Mercier,
Lee Stafford,
Marc Jacobs,
Revitalash,
Rituals
Subskrybuj:
Posty (Atom)