Jakim cudem udało mi się, piekąc chleb, zawlec
mąkę do sypialni? Nie uprawialiśmy z MMŻ perwersji w postaci rzucania się
workami z mąką. Nie pamiętam żebym w ogóle w trakcie pieczenia odwiedzała
sypialnię.
Tu musze się zatrzymać. Chleb piekłam dwa dni,
więc sypialnia niejako naturalnie była odwiedzana. W celach wzmacniających. zabijcie mnie jednak
a ja nie przyznam się do noszenia wypieków pod kołdrę.
Rzecz, jednak, będzie nie o pieczeniu chleba, choć
sprawca tego zamieszania, chleb z pekanami, wyszedł pierwszorzędnie. Chleb
został dorwany zanim zdążył ostygnąć.
MMŻ, chłopak na diecie, wbił w niego
zębiska i tyle było z dopieszczonych zdjęć.
Co mu będę oszczędzać. Smak owocu zakazanego
znam i wiem, że czasem małe grzeszki mają smak rozpusty. W tym przypadku
chlebowej.
Rzecz będzie o ...sprzątaniu.
Nuda...
Pewnie,
że nuda, ale spróbujcie żyć bez sprzątania.
Znam tylko dwa sposoby na jego uniknięcie. Po
pierwsze hotel. Tam zrobią wszystko za nas. No tak, tylko to kosztuje i jest
takie...bezosobowe.
Drugi to wynajęcie profesjonalisty. Nawet już
zaliczyłam to rozwiązanie na pewnym etapie swego życia.
Niestety zawsze jest jakieś "ale".
Żeby jakaś obca baba zaglądała do lodówki albo grzebała w bieliźnie? Never!
Zakasujemy rękawy, wyjmujemy nasz ulubiony
"pożeracz wszystkiego" ze schowka i niech drżą roztocza i paprochy.
Kiedy więc nasz niezawodny pomocnik strajkuje,
na dom opada czarny welon rozpaczy.
Teraz zginiemy przygnieceni kłębami kociej
sierści. Alergia nas najpierw otumani a potem udusi.
Awaria małego „dinksa” do odkurzania tapicerki
to kryzys porównywalny do przepychanek z Koreą Północną. Groza wisi w
powietrzu.
Niby nic wielkiego. Takie tam kłaki pod
stołem. Nawet urocze bo puszyste i ulotne. Pełne gracji i lekkości. Idziesz
zamiatając suknią a one tańczą jak zastawa w zamku Bestii (tej z Disneya).
Poezja!
Co w tym złego? Na razie nic. Ale jutro? A za
tydzień? Kiedy zaczniesz tęsknić za odkurzaczem?
Sprzątanie jest be. Ale nie sprzątanie jest
jeszcze bardziej be.
Mądrzy ludzie mówią, że poukładane zewnętrze
przekłada się na uporządkowane wnętrze.
W gruncie rzeczy jesteśmy prości w obsłudze.
Jak odkurzacz. Dopóki się nie zepsuje.
Wracając do mąki…Przyczyny jej pojawienia się
w sypialni nie odkryłam, ale następnym razem będę ją bacznie obserwować.
biszkopt,
mus mango i wiśniowa polewa
mus mango:
1 mango
2 łyżki cukru
100 ml kremówki
2 łyżki serka śmietankowego
2 łyżeczki żelatyny
sok z połowy cytryny
wiśniowa polewa:
4 łyżki soku wiśniowego
100 ml kremówki
1 łyżeczka żelatyny
odrobina czerwonego barwnika
oraz 4 półkuliste foremki o średnicy 8 mm
Resztki spodu biszkoptowego z
poprzedniego pieczenia.
Ten przepis powstał z resztek.
Mango zostało z wczorajszego smoothie,
sok znalazłam schowany w maciupeńkim słoiczku w szufladzie lodówki a biszkopt
od wiosny leżał suchy jak wiór w chlebaku.
Wszystko razem dało efekt odbierający
mowę MMŻ. A jest to wyczyn nie lada.
Foremką wycinamy kółka z biszkoptu. Będą
naszym spodem deseru. Nie martwcie się, że są suche jak piaski Sahary. Mus
uczyni cuda i przywróci do życia nawet takiego suchara.
Mango kroimy na kawałki, wkładamy do
rondelka, wlewamy 2 łyżki wody i sok z cytryny. Wsypujemy cukier i
zagotowujemy. Gotujemy na małym ogniu 3 minuty. Zdejmujemy z ognia i dokładnie
miksujemy.
Żelatynę zalewamy małą ilością wody. Kiedy
napęcznieje, wstawiamy miseczkę z żelatyną do nieco większej miseczki z gorącą
wodą. Żelatyna powinna się rozpuścić. Nie gotujcie żelatyny bo ona tego nie
lubi.
Ciepłą żelatynę wlewamy do mango i
mieszamy.
Ubijamy kremówkę z serkiem. Dodajemy 1
łyżkę cukru pudru.
Delikatnie łączymy mango z ubitą
śmietaną.
Napełniamy musem foremki, zostawiając
nieco miejsca od by położyć wycięty
krążek biszkoptowy. Lekko przyciskamy biszkopt i wkładamy foremki do zamrażarki
na kilka godzin (moje stały stałą noc).
Czas na zrobienie polewy.
Sok (malinowy, wiśniowy, gruszkowy,
jagodowy, lub jakikolwiek inny) mieszamy z śmietaną.
Żelatynę traktujemy jak wyżej i łączymy z
sokiem, śmietaną i barwnikiem (ilość zależy od tego, jaką barwę chcecie
uzyskać)
Przygotowujemy miseczkę z gorącą wodą.
Musimy przecież jakoś wydobyć mus z foremki.
Wody w miseczce powinno być tyle, by nie
zamoczyć foremki w musem.
Wkładamy wyjętą z zamrażarki foremkę i
wkładamy biszkoptem do góry do miski z wodą. Po minucie wyjmujemy z miski i
delikatnie, pomagając sobie np. ostrzem noża, wyjmujemy mus z foremki.
Kładziemy wszystkie porcje na siateczce i
możemy kończyć pracę. Jeśli pod siatką postawicie jakieś naczynie a nie gazetę,
to spływająca polewa będzie mogła być wykorzystana kolejny raz.
To jest rada, za którą byłabym wdzięczna,
ponieważ gazeta uchroniła, owszem, mój blat przed krwawą łaźnią, ale niestety
polewa nie nadawała się już do użytku.
Jeszcze ciepłym wiśniowym żelem polewamy
deser. Najlepiej robić to nie łyżką ale lać strużką z rondelka.
Wylewanie letniej polewy na zamrożony
deser powoduje, że ta pierwsza momentalnie zastyga.
Teraz wypada poczekać kwadrans by
zamrożony na kość deser nie stanowił niebezpieczeństwa dla uzębienia i możemy
podawać.
Popatrzcie jakie cuda można wyczarować z
resztek:))
P.S.
A propos sprzątania. Mało tu bałaganu ale
suchy biszkopt może was nieprzyjemnie zaskoczyć. Te okruszki!
Smacznego!