Pokazywanie postów oznaczonych etykietą serek śmietankowy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą serek śmietankowy. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 22 października 2017

Mąka w sypialni i mus mango z wiśniową polewą







Jakim cudem udało mi się, piekąc chleb, zawlec mąkę do sypialni? Nie uprawialiśmy z MMŻ perwersji w postaci rzucania się workami z mąką. Nie pamiętam żebym w ogóle w trakcie pieczenia odwiedzała sypialnię.
Tu musze się zatrzymać. Chleb piekłam dwa dni, więc sypialnia niejako naturalnie była odwiedzana.  W celach wzmacniających. zabijcie mnie jednak a ja nie przyznam się do noszenia wypieków pod kołdrę.
Rzecz, jednak, będzie nie o pieczeniu chleba, choć sprawca tego zamieszania, chleb z pekanami, wyszedł pierwszorzędnie. Chleb został dorwany zanim zdążył ostygnąć. 
MMŻ, chłopak na diecie, wbił w niego zębiska i tyle było z dopieszczonych zdjęć.
Co mu będę oszczędzać. Smak owocu zakazanego znam i wiem, że czasem małe grzeszki mają smak rozpusty. W tym przypadku chlebowej.
Rzecz będzie o ...sprzątaniu. 
Nuda... 
Pewnie, że nuda, ale spróbujcie żyć bez sprzątania.
Znam tylko dwa sposoby na jego uniknięcie. Po pierwsze hotel. Tam zrobią wszystko za nas. No tak, tylko to kosztuje i jest takie...bezosobowe.
Drugi to wynajęcie profesjonalisty. Nawet już zaliczyłam to rozwiązanie na pewnym etapie swego życia.
Niestety zawsze jest jakieś "ale". Żeby jakaś obca baba zaglądała do lodówki albo grzebała w bieliźnie? Never!
Zakasujemy rękawy, wyjmujemy nasz ulubiony "pożeracz wszystkiego" ze schowka i niech drżą roztocza i paprochy.
Kiedy więc nasz niezawodny pomocnik strajkuje, na dom opada czarny welon rozpaczy.
Teraz zginiemy przygnieceni kłębami kociej sierści. Alergia nas najpierw otumani a potem udusi.
Awaria małego „dinksa” do odkurzania tapicerki to kryzys porównywalny do przepychanek z Koreą Północną. Groza wisi w powietrzu.
Niby nic wielkiego. Takie tam kłaki pod stołem. Nawet urocze bo puszyste i ulotne. Pełne gracji i lekkości. Idziesz zamiatając suknią a one tańczą jak zastawa w zamku Bestii (tej z Disneya). Poezja!
Co w tym złego? Na razie nic. Ale jutro? A za tydzień? Kiedy zaczniesz tęsknić za odkurzaczem?
Sprzątanie jest be. Ale nie sprzątanie jest jeszcze bardziej be.
Mądrzy ludzie mówią, że poukładane zewnętrze przekłada się na uporządkowane wnętrze.
W gruncie rzeczy jesteśmy prości w obsłudze. Jak odkurzacz. Dopóki się nie zepsuje.
Wracając do mąki…Przyczyny jej pojawienia się w sypialni nie odkryłam, ale następnym razem będę ją bacznie obserwować.




biszkopt, mus mango i wiśniowa polewa
mus mango:
1 mango
2 łyżki cukru
100 ml kremówki
2 łyżki serka śmietankowego
2 łyżeczki żelatyny
sok z połowy cytryny

wiśniowa polewa:
4 łyżki soku wiśniowego
100 ml kremówki
1 łyżeczka żelatyny
odrobina czerwonego barwnika
oraz 4 półkuliste foremki o średnicy 8 mm
Resztki spodu biszkoptowego z poprzedniego pieczenia.

Ten przepis powstał z resztek.
Mango zostało z wczorajszego smoothie, sok znalazłam schowany w maciupeńkim słoiczku w szufladzie lodówki a biszkopt od wiosny leżał suchy jak wiór w chlebaku.
Wszystko razem dało efekt odbierający mowę MMŻ. A jest to wyczyn nie lada.
Foremką wycinamy kółka z biszkoptu. Będą naszym spodem deseru. Nie martwcie się, że są suche jak piaski Sahary. Mus uczyni cuda i przywróci do życia nawet takiego suchara.
Mango kroimy na kawałki, wkładamy do rondelka, wlewamy 2 łyżki wody i sok z cytryny. Wsypujemy cukier i zagotowujemy. Gotujemy na małym ogniu 3 minuty. Zdejmujemy z ognia i dokładnie miksujemy.
Żelatynę zalewamy małą ilością wody. Kiedy napęcznieje, wstawiamy miseczkę z żelatyną do nieco większej miseczki z gorącą wodą. Żelatyna powinna się rozpuścić. Nie gotujcie żelatyny bo ona tego nie lubi.
Ciepłą żelatynę wlewamy do mango i mieszamy.
Ubijamy kremówkę z serkiem. Dodajemy 1 łyżkę cukru pudru.
Delikatnie łączymy mango z ubitą śmietaną.
Napełniamy musem foremki, zostawiając nieco miejsca od  by położyć wycięty krążek biszkoptowy. Lekko przyciskamy biszkopt i wkładamy foremki do zamrażarki na kilka godzin (moje stały stałą noc).
Czas na zrobienie polewy.
Sok (malinowy, wiśniowy, gruszkowy, jagodowy, lub jakikolwiek inny) mieszamy z śmietaną.
Żelatynę traktujemy jak wyżej i łączymy z sokiem, śmietaną i barwnikiem (ilość zależy od tego, jaką barwę chcecie uzyskać)
Przygotowujemy miseczkę z gorącą wodą. Musimy przecież jakoś wydobyć mus z foremki.
Wody w miseczce powinno być tyle, by nie zamoczyć foremki w musem.
Wkładamy wyjętą z zamrażarki foremkę i wkładamy biszkoptem do góry do miski z wodą. Po minucie wyjmujemy z miski i delikatnie, pomagając sobie np. ostrzem noża, wyjmujemy mus z foremki.
Kładziemy wszystkie porcje na siateczce i możemy kończyć pracę. Jeśli pod siatką postawicie jakieś naczynie a nie gazetę, to spływająca polewa będzie mogła być wykorzystana kolejny raz.
To jest rada, za którą byłabym wdzięczna, ponieważ gazeta uchroniła, owszem, mój blat przed krwawą łaźnią, ale niestety polewa nie nadawała się już do użytku.
Jeszcze ciepłym wiśniowym żelem polewamy deser. Najlepiej robić to nie łyżką ale lać strużką z rondelka.
Wylewanie letniej polewy na zamrożony deser powoduje, że ta pierwsza momentalnie zastyga.
Teraz wypada poczekać kwadrans by zamrożony na kość deser nie stanowił niebezpieczeństwa dla uzębienia i możemy podawać.





Popatrzcie jakie cuda można wyczarować z resztek:))

P.S.
A propos sprzątania. Mało tu bałaganu ale suchy biszkopt może was nieprzyjemnie zaskoczyć. Te okruszki!

Smacznego!

wtorek, 1 sierpnia 2017

Ile można czekać i sernik gin z tonikiem





















Czekanie ma niejedno oblicze. Czekanie na egzamin to gorzka gula w gardle i nieco nerwowe spojrzenie. Czekanie u dentysty ma smak nieco cierpkich owoców ale jest zabarwione sporą dawką literatury (w poczekalni piętrzą się półki z książkami).
Czekanie w upale jest...nieznośne. Nad tym czekaniem w mieście unosi się gęsty swądek zmęczonego człowieka. Wszyscy bracia i siostry próbują w czekaniu miejskim utrzymywać dystans. Zbliżanie się podnosi temperaturę.
Czekanie w korku przed umówionym spotkaniem szczerzy zębiska jak kardiogram zawałowca.
Zastanawiałam się ostatnio ile życia upływa mi na czekaniu.
Nie na mannę z nieba, nie na wygraną w totka, ani nie na księcia na białym koniu. Czekanie nieoczekiwane, nieplanowane, niezależne.
Policzyłam i wyszło mi, że sporo. Te ułamkowe opóźnienia u lekarza, „nieco” przesunięte spotkania, niepunktualne przyjazdy pociągów. Tu półtorej minuty, tam pięć minut, godzina.
Potem pół dnia spóźnionego lotu, odwołany kurs autobusu i nagle jesteś nie jutro a jeszcze wczoraj.
Wiem, wiem, że pośpiech jest niewskazany i nieuzasadniony. Przecież do celu i tak dotrzemy w swoim czasie. Wszyscy.
Ja jednak lubię kiedy w lipcu jest lipiec a nie czerwiec. Lubię gazetę z dzisiejszą datą czytać dzisiaj. Jutro to jest już wczorajsza gazeta. Niby treść w niej zawarta nie zmieniła się ani na jotę ale nieco jednak trąci nieświeżą rybą.
Nie chcę spóźnionej choinki na Wielkanoc. Zajączek z kurczaczkiem pod rękę cieszą mnie wiosną. Nie chcę ich w październiku .
I dlatego, do jasnego pantałyku! Droga Poczto, jak długo mam czekać na coś, co powinno do mnie dotrzeć miesiąc temu? Co zrobiłaś z moją przesyłką?!
Kto przejął mojego lipcowego Deliciousa? Jeśli już przeczytał, to niech odda.
Czerwcowy numer znam na pamięć. Mogę go cytować na wyrywki. Czyżby wśród pracowników Poczty pojawił się typ o lepkich rączkach?
Pragnę zaznaczyć, że zaczął się sierpień a z nim w mojej skrzynce powinien pojawić się numer sierpniowy. Czekam, nie powiem, że z cierpliwością.
I proszę, żeby mi ktoś nie zasugerował wersji elektronicznej. Za takie rady dziękuję bardzo i zaproponuję w odwecie wersję elektroniczną ulubionych perfum.
Hm, jestem nieco wkurzona.

Z czerwcowego, wyrytego na blachę numeru czerwcowego Deliciosa zaproponuję wam na skołatane nerwy sernik lekarstwo czyli sernik gin z tonikiem.
Gin od zarania swych dziejów był traktowany jak lek, więc mogę go bez mrugnięcia okiem i wyrzutów sumienia polecić. Voila!

Jedzcie i pijcie bo jest pyszny.




W oryginalnym przepisie ciasto występowało inne ale biszkopt w mojej wersji też się sprawdził.
Kto brzydzi się biszkoptem niech zmiksuje dowolne ciasteczka z roztopionym masłem i wyłoży nimi okrągłą formę o średnicy 17 cm a potem schłodzi w lodówce.

Sernik gin z tonikiem

biszkopt:

3 jajka
3 łyżki drobnego cukru
3 łyżki mąki pszennej
1 łyżka mąki ziemniaczanej.

Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni a formę o średnicy 17 cm wykładamy papierem (tylko dno) do pieczenia.
Ubijamy białka na sztywno i dodajemy (wciąż ubijając) po łyżce cukru. Kolejno dorzucamy (wciąż przy włączonym mikserze) żółtka. Wyłączamy mikser i przesiewamy do masy jajecznej obie mąki. Delikatnie mieszamy.
Napełniamy formę ciastem i pieczemy około 25 minut.
Studzimy ciasto. Wystygłe(najlepiej następnego dnia) kroimy na dwa placki.

masa serowa:

1 opakowanie serka śniadaniowego np. Piątnica
250 g mascarpone
40 g drobnego cukru
skórka otarta z połowy cytryny
sok z połowy cytryny
skórka otarta z jednej limonki
sok z połowy limonki
skórka otarta z połowy pomarańczy i dwie łyżki soku pomarańczowego

Wszystko razem Ubijamy mikserem i dzielimy na dwie części. Pierwszą część wykładamy na jeden biszkoptowy placek. Wyrównujemy krem i przykrywamy drugą częścią biszkopta. Wykładamy resztę serowego kremu.
Umieszczamy ciasto w lodówce i zajmujemy się „clou” programu czyli ginem z tonikiem.

galaretka gin z tonikiem:

3 łyżeczki żelatyny
1 pasek skórki z pomarańczy
1 pasek skórki z cytryny
sok z połowy pomarańczy
sok z jednej cytryny
50 g cukru
3 kuleczki jałowca
3 łyżki dobrego ginu
150 ml toniku
gałązka tymianku (najlepszy jest cytrynowy)

Żelatynę zalewamy odrobiną wody by napęczniała. Potem stawiamy miseczkę z żelatyną nad garnkiem z gorącą wodą . Niech się rozpuści.
W małym rondelku podgrzewamy soki ze skórką pomarańczową i cytrynową, jałowcem i cukrem. Mieszamy do rozpuszczenia się cukru. Studzimy. Łączymy z żelatyną.
Potem przecedzamy przez sitko, dodajemy gin i tonik.
Obrywamy tymiankowe listki i dodajemy do galaretki.
Wyjmujemy sernik z lodówki i wlewamy ginową galaretkę.
Jeszcze raz wkładamy sernik do lodówki by galaretka stężała.
Po trzech godzinach wszystko wygląda i smakuje jak marzenie.
Jeśli na coś czekacie, to gwarantuję wam, że jest to ten sernik.




Smacznego

piątek, 13 lutego 2015

Ciasto kakaowe z kremem maślanym i śmietankowym oraz konfiturą z czarnej porzeczki





















Bliskość to dotyk. Bez niego dzieci marnieją w oczach a dorośli dziczeją. Naprawdę.
Wystarczy popatrzeć na znajomych. Jestem przekonana, że są wśród nich takie pary, które nie mogą się od siebie oderwać a są takie, które dryfują w przeciwne strony.
Im częściej para szuka kontaktu fizycznego, tym relacje między nim i nią (nią i nią lub nim i nim) są lepsze.
Nie mam na myśli wielkich patetycznych gestów. Chodzi mi o drobiazgi. Muśnięcie ramienia, dotknięcie dłoni, przelotny buziak, poprawienie temu drugiemu kołnierzyka...
Dotknięcia, które nie są zamierzone, wykalkulowane i oczekiwane. Fruwają w powietrzu i jakoś tak mimochodem znajdują swoich odbiorców.
Ludzie, którzy się dotykają nawzajem lubią siebie nawzajem. Lubią ze sobą być.
Rozejrzyjcie się dookoła. Obserwacja prowadzi do ciekawych wniosków. Dziecko jest w ciągłym „namacalnym” kontakcie z mamą lub tatą. Lubi być blisko i nie ma przed przyklejaniem się oporów.
Z wiekiem ta kleistość maleje, szczególnie w kierunku rodziców. Kleimy się, i owszem, ale już rzadziej do mamy czy taty.
Najbardziej intensywny okres dotykania przechodzimy wchodząc w relacje damsko męskie. Hormony biorą nas w posiadanie i trudno wtedy oderwać się od swojej połówki. W sensie dosłownym.
A potem bywa różnie. Relacje między ludźmi nie są trudne do odgadnięcia. Wystarczy uważniej im się przyjrzeć.
Kiedy jesteśmy wkurzeni ostatnią rzeczą jakiej chcemy jest aby druga strona nas dotykała. Zezwolenie na dotknięcie jest początkiem końca konfliktu.
Nie musimy obdarowywać się brylantami (choć nie powiem nie) ani znajdować na drodze do sypialni pół wywrotki płatków róż (och ta alergia!). Wystarczy przytulić w przelocie, pogłaskać po włosach lub wziąć za rękę. I już jest dobrze. Już wiemy, że jesteśmy kimś ważnym.
Pamiętajcie też, że to działa w obie strony. Was przytulają...wy przytulacie.
I zrobił się walentynkowy wpis. Niezamierzenie.



Ciasto kakaowe z kremem śmietankowym i konfiturą z czarnej porzeczki

1 szklanka mleka
pół szklanki oleju
1 szklanka cukru
3 jajka
4 łyżki kakao
1,5 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
pół łyżeczki sody

W rondelku podgrzewamy mleko, oliwę, kakao i pół szklanki cukru. Podgrzewamy do rozpuszczenia się cukru. Potem studzimy.
Białka ubijamy na pianę i dosypujemy po łyżce cukier. Kiedy cały cukier już połączymy z białkami dodajemy, ciągle ubijając, żółtka. Zmniejszamy obroty miksera na bardzo wolne i wlewamy masę kakaową. Na koniec wsypujemy mąkę zmieszaną z sodą i proszkiem i delikatnie łączymy z masą.
Formę kwadratową wykładamy papierem do pieczenia i wlewamy ciasto. Wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na 35 minut.
Potem ciasto studzimy. Wystudzone przekrawamy wzdłuż na trzy części.

Krem maślano serowy:
wszystkie składniki powinny być w tej samej temperaturze

100 g miękkiego masła
400 g serka śmietankowego
4 łyżki cukru pudru

Krem śmietankowy:
wszystkie składniki powinny być w tej samej temperaturze

250 g mascarpone
100 g jogurtu greckiego
200 g kremówki

1 słoik konfitury z czarnej porzeczki

poncz do nasączenia:

1/3 szklanki likieru porzeczkowego
1/3 szklanki wody

Robimy krem maślany.
Ubijamy miękkie masło z cukrem na puszysty krem. Dodajemy po łyżeczce serek. Nie ubijajcie masy zbyt długo, bo istnieje niebezpieczeństwo ścięcia się masła. Jeżeli zrobicie to szybko i krótko, to nic wam i kremowi nie grozi.

Czas na krem śmietankowy. Ubijamy kremówkę. Osobno mieszamy mascarpone z jogurtem i cukrem. Łączymy delikatnie śmietanę z mascarpone.

Dolny płat ciasta nasączamy ponczem. Smarujemy ciasto konfiturą. Nakładamy krem maślany i rozsmarowujemy i wyrównujemy powierzchnię. Nakładamy drugi płat ciasta i też nasączamy ponczem. Smarujemy resztą konfitury. Wykładamy krem śmietankowy i przykrywamy go trzecim płatem ciasta.
Ciasto wkładamy do lodówki na dwie godziny.
Potem posypujemy wierzch ciasta startą czekoladą lub polewamy polewą czekoladową.





Ciasto pycha nie tylko na walentynki. Słowo.

wtorek, 20 maja 2014

Zielono, różowo, smacznie czyli kanapka reaktywacja



Rzadko robię kanapki. Były takie czasy, kiedy kanapka była na porządku dziennym. Kto nie miał dzieci w wieku szkolnym ten nie wie, co to znaczy robić kanapki. Kanapka nie kojarzy się podniecająco. No bo cóż może być fascynującego w dwóch kawałkach pieczywa, przedzielonych plastrem sera i szynki.
Tu was mam, moi drodzy.
Kanapka może być dziełem sztuki. Może być obiektem pożądania. Może być niedoścignionym wzorem. Może być przedmiotem handlu (szkolnego).
Robiąc kanapkę po raz 22 w miesiącu trudno jest oprzeć się wrażeniu taśmy produkcyjnej.
Wstajemy rano. Rano to rutyna. Myjemy zęby, człapiemy do kuchni, otwieramy lodówkę. Litości!
Kto o tej porze jest w stanie stworzyć V Bethowena? Kawa, herbata z mlekiem, płatki, serek z kiełkami. Najważniejsze to przetrwać. Na niuanse przyjdzie czas w porze lunchu. Teraz liczy się przetrwanie. Ciekawe, że tworzenie bardziej kojarzy mi się z czerwonym winem niż szklanką mleka.
„Nikt nie jest mądry przed śniadaniem”, to nie moje słowa. Ale podpisuję się pod nimi obiema rękami.
Wierzę, że są ludzie, którzy budząc się, są w stanie wyrecytować tablicę Mendelejewa.
Ja zazwyczaj markuję pełnię świadomości. Dobrze, że nasze przyzwyczajenia są jak niewidzialna ręka. Pomagają.
Żeby stworzyć kanapkowe dzieło potrzeba wyobraźni. Jak to osiągnąć o siódmej rano?
Cofnąć się w czasie.
Wieczorem zaplanować sobie kolejność działań. Lub, co lepsze, całą robotę zrobić przed położeniem się spać.
Spontan jest świetny. Sama mam na swoim koncie kilka zestawów kanapkowych, poskładanych spontanicznie. Lecz ta metoda działa na krótkich dystansach.
Jeżeli macie przed sobą co najmniej kilka lat robienia kanapek (dzieciom, miłemu lub sobie), to musicie rzecz przemyśleć. Chyba, że chcecie doczekać chwili, kiedy młodzi na widok torebki śniadaniowej zaczną odczuwać gwałtowną potrzebę odrobienia lekcji.
Moje kanapki były niezłe. Jak wspomniałam na wstępie, dziś rzadko je robię. Czasami nawet do nich tęsknię. Bo kanapka to danie niedocenione. Traktowane po macoszemu. Taka zapchaj-dziura. Wiadomo, że musisz coś zjeść. I wtedy do dzioba wjeżdża kanapka. Byle tost, byle szynka, byle ser.
Wcale nie musi tak być. Trzeba tylko się trochę postarać.
Tylko czy można osiągnąć sukces bez wysiłku?


























Dwie propozycje kanapkowe:
podstawa czyli zielony biszkopt:

3 jajka (oddzielnie białka i żółtka)
50 g masła stopionego i wystudzonego
80 g mąki pszennej
ćwierć łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
szczypta pieprzu
200 g szpinaku lub botwinki czy szczawiu (a może poeksperymentować z pokrzywą?)
Ubijamy białka na pianę. Dodajemy żółtka. Następnie wlewamy płynne masło. Miksujemy. Wyłączamy mikser i przesiewamy do masy mąkę z proszkiem i solą. Na koniec mieszamy ze szpinakiem lub botwinką.
Blachę wykładamy papierem i wylewamy biszkopt. Wyrównujemy powierzchnię i pieczemy w 190 stopniach przez 20 minut.
Jeżeli chcemy zrobić roladę, to upieczony, gorący biszkopt przekładamy na ściereczkę i zwijamy jak rulonik. Dzięki temu zabiegowi ciasto nie popęka.
Jeżeli naszym zamiarem jest kanapka, zielony biszkopt odwracamy do góry nogami na ściereczkę i zdejmujemy papier.
Po wystygnięciu możemy go przekładać serem i burakiem.


ciasto:
I wersja:

zielony biszkopt botwinkowy (szpinakowy, szczawiowy)
serek chrzanowy
łosoś wędzony
koperek

Każdą zieleninę musimy sparzyć. Na łyżce masła podsmażamy liście. Króciutko. Są młode, więc nie musimy ich torturować. Delikatnie je doprawiamy do smaku i miksujemy. Studzimy.
Potem używamy jako części składowej biszkoptu.
Smarujemy biszkopt serkiem i posypujemy pokrojonym łososiem i koperkiem. Zwijamy, otulamy folią i chłodzimy kilka godzin.
Rano mamy gotową, efektowną i nietuzinkową kanapkę.



II wersja:

zielony biszkopt
1 upieczony w piekarniku burak
serek kozi (bądź miękka feta)
pistacje
kiełki rzodkiewki
Tutaj sprawa jest prosta do bólu. Jak to w przypadku kanapek bywa, cała zabawa polega na przekładaniu. Zielony biszkopt, potem kozi serek, następnie pistacje i plaster buraka. Na to kolejna warstwa serka i plaster zielonego biszkoptu. Całość zamyka ser posypany kiełkami.

Właściwie żadna instrukcja obsługi nie jest potrzebna. Wszystko widać na zdjęciach.
Roladka zielono łososiowa jest wariantem wielkanocnego przekładańca.
Ten sam zielony biszkopt możemy przełożyć buraczkami i kozim serem lub pieczoną papryką i np. omletem z chilli.
Wariantów jest bez liku. I wszystkie są w zasięgu ręki. Pod jednym warunkiem...że nie staniecie przed problemem o siódmej rano.
Wtedy pozostaje wam tylko tost, szynka i ser. Krótko mówiąc nuuuuuuuuuuuda.
Powodzenia nie tylko w sferze kanapek.




























Smacznego

sobota, 14 września 2013

Żądza mordu i ciasto marchewkowo gruszkowe z kremem kokosowym



Wyobraźcie sobie, że zaprosiliście gości i na chwilę musieliście wyjść z domu. Wracacie po godzinie a wasz dom zmienił się nie do poznania. Meble poprzestawiane, dywan wisi zamiast firanki, w wannie ktoś zamieszał zupę a kwiatki z parapetu zniknęły w koszu na śmieci.
Szok absolutny a goście wyrzuceni na zbitą twarz.
A teraz wyobraźcie sobie, że ktoś w podobny sposób potraktował wasz komputer.
Wpuszczacie kogoś w dobrej wierze i kiedy spokojnie zasiadacie, żeby napisać posta, okazuje się, że  nic nie jest takie samo. Niektóre miejsca są zamknięte na głucho a reklamy pchają się drzwiami i oknami. Cała historia waszych poczynań została zatrzaśnięta w skrzyni, utopiona na dnie morza, a kluczyk połknął wieloryb.
Żądza mordu się we mnie obudziła. Gdybym miała delikwenta i ostre narzędzie, na bank oglądalibyście dzisiaj w Faktach relację z makabrycznej zbrodni na Śląsku.
Cała nadzieja w młodym pokoleniu, które mam nadzieję sprawi cud i reanimuje to, co do mnie należy.
Do poniedziałku muszę sobie jakoś dawać radę i mieć nadzieję, że dodatkowo czegoś nie schrzanię. Każde kliknięcie w dowolny klawisz jest potencjalnym zagrożeniem, że wszystko rozwieje się jak sen złoty albo zza ikonki wyskoczy jakaś bestia sprzedająca mi np. gadające majtki.

Chciałam was dziś zaprosić na ciasto marchewkowo gruszkowe i sama za siebie będę trzymać kciuki, żeby się udało.
Próbujemy.




ciasto marchewkowo gruszkowe z kremem kokosowym

ciasto:
na dwie formy o średnicy 20 cm

3 jajka
1 szklanka cukru
1 szklanka i 2 łyżki oleju
1 łyżeczka wanilii
2,5 szklanki mąki
2 łyżeczki sody
pół łyżeczki soli
2 łyżeczki cynamonu
1 szklanka rodzynków
1 szklanka tartej marchewki
pół szklanki pokrojonych w kostkę gruszek
pół szklanki orzechów włoskich lub pekan

krem kokosowy:

250 g serka śmietankowego typu philadelphia (używam śmietankowego Piątnicy)
100 g miękkiego masła
4 łyżki śmietanki kokosowej (to, co jest gęste w puszce mleczka kokosowego)
4 łyżki cukru pudru

Trudno jest zepsuć to ciasto. Jest to najprostsze ciasto ucierane więc nie powinno  być z nim najmniejszego problemu.
Zaczynamy od ubicia jajek z cukrem. Kiedy kogel mogel jest gotowy dolewamy do niego wanilię i olej. Miksujemy jeszcze chwilę. Mieszamy w osobnej misce wszystkie sypkie składniki i dodajmy do ubitych jajek. Mieszamy krótko widelcem lub łyżką i wykładamy do dwóch, wyłożonych papierem foremek.
Pieczemy 50 minut (do suchego patyczka) w temperaturze 190 stopni.
Studzimy a w międzyczasie robimy krem.
Ubijamy mikserem masło z cukrem na puch i dodajemy po łyżce serek i śmietankę kokosową.
Kiedy składniki się połączą a ciasto wystygnie, możemy przełożyć je kremem.

W przepisie źródłowym kładło się jedną foremkę na drugą po przełożeniu kremem. Moje ciasta tak urosły, że nie wyobrażałam sobie ugryzienia takiej wieży Eiffela. Tak więc wykorzystałam jedno ciasto a drugie czeka na inspirację. Wy, jeśli lubicie piętrowe wypieki, możecie wykorzystać obie foremki. Lub weźmiecie sobie do serca moje uwagi i zamiast napełniać drugą formę, użyjecie papilotek i formy do muffinów. Będą jak znalazł na lunch do pracy.

Wracam do ciasta. Przekrojone  na pół i posmarowane kremem ciasto składamy i smarujemy resztą kremu boki i górę. Dekorujmy orzechami i plastrami podpieczonych gruszek.




Uf. Jakoś dobrnęłam do szczęśliwego finału.
Teraz mogę wyruszyć na poszukiwanie broni i przygotować się na odwet.

Smacznego i pokojowego weekendu