Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tymianek cytrynowy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tymianek cytrynowy. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 1 sierpnia 2017

Ile można czekać i sernik gin z tonikiem





















Czekanie ma niejedno oblicze. Czekanie na egzamin to gorzka gula w gardle i nieco nerwowe spojrzenie. Czekanie u dentysty ma smak nieco cierpkich owoców ale jest zabarwione sporą dawką literatury (w poczekalni piętrzą się półki z książkami).
Czekanie w upale jest...nieznośne. Nad tym czekaniem w mieście unosi się gęsty swądek zmęczonego człowieka. Wszyscy bracia i siostry próbują w czekaniu miejskim utrzymywać dystans. Zbliżanie się podnosi temperaturę.
Czekanie w korku przed umówionym spotkaniem szczerzy zębiska jak kardiogram zawałowca.
Zastanawiałam się ostatnio ile życia upływa mi na czekaniu.
Nie na mannę z nieba, nie na wygraną w totka, ani nie na księcia na białym koniu. Czekanie nieoczekiwane, nieplanowane, niezależne.
Policzyłam i wyszło mi, że sporo. Te ułamkowe opóźnienia u lekarza, „nieco” przesunięte spotkania, niepunktualne przyjazdy pociągów. Tu półtorej minuty, tam pięć minut, godzina.
Potem pół dnia spóźnionego lotu, odwołany kurs autobusu i nagle jesteś nie jutro a jeszcze wczoraj.
Wiem, wiem, że pośpiech jest niewskazany i nieuzasadniony. Przecież do celu i tak dotrzemy w swoim czasie. Wszyscy.
Ja jednak lubię kiedy w lipcu jest lipiec a nie czerwiec. Lubię gazetę z dzisiejszą datą czytać dzisiaj. Jutro to jest już wczorajsza gazeta. Niby treść w niej zawarta nie zmieniła się ani na jotę ale nieco jednak trąci nieświeżą rybą.
Nie chcę spóźnionej choinki na Wielkanoc. Zajączek z kurczaczkiem pod rękę cieszą mnie wiosną. Nie chcę ich w październiku .
I dlatego, do jasnego pantałyku! Droga Poczto, jak długo mam czekać na coś, co powinno do mnie dotrzeć miesiąc temu? Co zrobiłaś z moją przesyłką?!
Kto przejął mojego lipcowego Deliciousa? Jeśli już przeczytał, to niech odda.
Czerwcowy numer znam na pamięć. Mogę go cytować na wyrywki. Czyżby wśród pracowników Poczty pojawił się typ o lepkich rączkach?
Pragnę zaznaczyć, że zaczął się sierpień a z nim w mojej skrzynce powinien pojawić się numer sierpniowy. Czekam, nie powiem, że z cierpliwością.
I proszę, żeby mi ktoś nie zasugerował wersji elektronicznej. Za takie rady dziękuję bardzo i zaproponuję w odwecie wersję elektroniczną ulubionych perfum.
Hm, jestem nieco wkurzona.

Z czerwcowego, wyrytego na blachę numeru czerwcowego Deliciosa zaproponuję wam na skołatane nerwy sernik lekarstwo czyli sernik gin z tonikiem.
Gin od zarania swych dziejów był traktowany jak lek, więc mogę go bez mrugnięcia okiem i wyrzutów sumienia polecić. Voila!

Jedzcie i pijcie bo jest pyszny.




W oryginalnym przepisie ciasto występowało inne ale biszkopt w mojej wersji też się sprawdził.
Kto brzydzi się biszkoptem niech zmiksuje dowolne ciasteczka z roztopionym masłem i wyłoży nimi okrągłą formę o średnicy 17 cm a potem schłodzi w lodówce.

Sernik gin z tonikiem

biszkopt:

3 jajka
3 łyżki drobnego cukru
3 łyżki mąki pszennej
1 łyżka mąki ziemniaczanej.

Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni a formę o średnicy 17 cm wykładamy papierem (tylko dno) do pieczenia.
Ubijamy białka na sztywno i dodajemy (wciąż ubijając) po łyżce cukru. Kolejno dorzucamy (wciąż przy włączonym mikserze) żółtka. Wyłączamy mikser i przesiewamy do masy jajecznej obie mąki. Delikatnie mieszamy.
Napełniamy formę ciastem i pieczemy około 25 minut.
Studzimy ciasto. Wystygłe(najlepiej następnego dnia) kroimy na dwa placki.

masa serowa:

1 opakowanie serka śniadaniowego np. Piątnica
250 g mascarpone
40 g drobnego cukru
skórka otarta z połowy cytryny
sok z połowy cytryny
skórka otarta z jednej limonki
sok z połowy limonki
skórka otarta z połowy pomarańczy i dwie łyżki soku pomarańczowego

Wszystko razem Ubijamy mikserem i dzielimy na dwie części. Pierwszą część wykładamy na jeden biszkoptowy placek. Wyrównujemy krem i przykrywamy drugą częścią biszkopta. Wykładamy resztę serowego kremu.
Umieszczamy ciasto w lodówce i zajmujemy się „clou” programu czyli ginem z tonikiem.

galaretka gin z tonikiem:

3 łyżeczki żelatyny
1 pasek skórki z pomarańczy
1 pasek skórki z cytryny
sok z połowy pomarańczy
sok z jednej cytryny
50 g cukru
3 kuleczki jałowca
3 łyżki dobrego ginu
150 ml toniku
gałązka tymianku (najlepszy jest cytrynowy)

Żelatynę zalewamy odrobiną wody by napęczniała. Potem stawiamy miseczkę z żelatyną nad garnkiem z gorącą wodą . Niech się rozpuści.
W małym rondelku podgrzewamy soki ze skórką pomarańczową i cytrynową, jałowcem i cukrem. Mieszamy do rozpuszczenia się cukru. Studzimy. Łączymy z żelatyną.
Potem przecedzamy przez sitko, dodajemy gin i tonik.
Obrywamy tymiankowe listki i dodajemy do galaretki.
Wyjmujemy sernik z lodówki i wlewamy ginową galaretkę.
Jeszcze raz wkładamy sernik do lodówki by galaretka stężała.
Po trzech godzinach wszystko wygląda i smakuje jak marzenie.
Jeśli na coś czekacie, to gwarantuję wam, że jest to ten sernik.




Smacznego

piątek, 28 lipca 2017

Moje dno oceanu oraz cytrynowy pstrąg z pomidorową salsą





















Dzisiaj mieszkam na dnie oceanu.
Nade mną przepływają morskie kolosy. Właśnie szary brzuch wieloryba zasłonił słońce i moje dno ogarnął półmrok. Czasami przemykają małe figlarne delfiny. Co chwila zmieniają kształty.. raz są delfinami, a za chwilę żaglówką. Do słońca wyciągają ręce podwodne modrzewie i mam wrażenie, że chcą podrapać po brzuszkach delfiny.
Moje dno oceanu jest ulotne. Dziś jest dnem jutro będzie lasem. Wszystko zależy od słońca i wiatru.
Wiatr pełni funkcję naganiacza. Na scenę przed domem zagania stada wszelkiego dobra. Majestatyczne wieloryby i tańczące delfiny to jego dzieło. Nie nadążam śledzić kolejnych odsłon. Woda dookoła potęguje wrażenie. Nawet małe rybki śmigają w rytm uderzeń wiatru. Czasami dochodzi do mnie ich śpiew ale po chwili ulatuje jak złudzenie. Czy pod wodą wieje wiatr?
Nie wiem czy pod wodą ale u mnie na pewno wieje. I przegania stada białe, szare, mokre, brzuchate, postrzępione. Groźne i skłaniające do marzeń. Bezszelestne i rozgniewane.
Dziś mam ocean na własność. Z wszystkimi jego mieszkańcami. Zadzieram głowę (ale nie za wysoko, bo tam tylko szarość) i czuję wodę na rzęsach. Czego dziś jest więcej? Powietrza w wodzie czy wody w powietrzu?
Lubię takie dni. Mogę poudawać, że jestem rafą koralową.



Pstrąg cytrynowy z pomidorową salsą

Prosto lekko i bardzo smacznie.

2 świeże pstrągi
1 umyta cytryna
pęczek tymianku cytrynowego
nieco soli i pieprzu
2 łyżki masła
1 łyżki oliwy

salsa pomidorową:
dwa dojrzale pomidory, pokrojone w kostkę
1 mała papryczka chilli, drobno posiekana
2 łyżki słodkiego arbuza, pokrojonego w kostkę
kilka listków mięty
oliwa
sól
pieprz
ocet balsamiczny (kilka kropli)

Wszystkie składniki salsy mieszamy ze sobą. Odstawiamy w chłodne miejsce.
Piekarnik rozgrzewamy do 190 stopni.
Rybę czyścimy, myjemy, osuszamy.
Delikatnie solimy z zewnątrz i od środka. Startą skórkę z cytryny mieszamy z 2 łyżkami soku z cytryny, pieprzem i oliwą.
Nacieramy rybę przygotowaną mieszanką. Do środka wkładamy tymianek i łyżkę masła.

Blaszkę do pieczenia wykładamy papierem do pieczenia. Kładziemy na blaszce rybę i polewamy odrobiną oliwy. Na wierzch ryby kładziemy po dwa plastry cytryny.
Wkładamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy 20 minut.
Wyjmujemy rybę z pieca, usuwamy plastry cytryny i tymianek.
Przekładamy na talerze. Na wierzch ryby nakładamy po łyżce salsy pomidorowej. Skrapiamy oliwą i podajemy.




















Smacznego