Ostatnio zupełnie nie mam czasu na twórczość - moje dziewczynki na zmianę przeziębiają się i tylko kurujemy się, tak, że nawet w nocy muszę spać jak mysz pod miotłą. To sprzyja tylko nerwicy, a nie twórczości.
W zeszłą niedzielę pogoda była jednak nieco lepsza, więc wybraliśmy się rodzinnie na spacerek po okolicznych polach i łąkach. Słoneczko świeciło i choć krajobraz był trochę monochromatyczny - zrobiłam kilka fotek pięknym okolicznościom przyrody oraz moim skarbom.
Publikuję z opóźnieniem (bardzo przepraszam), ale dobiero dziś zrzuciłam zdjęcia na komputer.
Tak prezentuje się kończyna pod lodem
To moja Marianka, opatulona jak z jakiejś wyprawy na Syberię. Ona z tego spaceru skorzystała najmniej, bo... ciągle zsuwała jej sie czapka na oczy:)))
Hanusi i Asia były wniebowzięte gdy znalazły kawałek lodu, na którym mogły się poślizgać.
Wróciliśmy do domu, po jakiejś godzinie, strasznie zmarznięci, ale bardzo szczęśliwi. A na parapecie zagościł piękny bukiet z zasuszonych ziół, które zbierali wszyscy. No... może oprócz Marysi :)