Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fotograficzne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fotograficzne. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 3 grudnia 2015

Dokumentowanie codzienności- jeśli nie scrapbooking, to co? :)

Nie dowierzam, że już grudzień! Rok temu wszystko, co dzieje się teraz w moim życiu wydawało mi się tak bardzo odległe...  Podjęliśmy przed rokiem tyle decyzji, przekształciliśmy tyle naszych marzeń w cele, zrobiliśmy tyle "pierwszych kroków", że aż trudno było mi uwierzyć, że to wszystko stanie się realne- tak szybko! 

Tak bardzo lubię dokumentować każdy etap naszego życia. Marzę sobie czasem o półce z równo poustawianymi albumami scrapbookingowymi z każdego miesiąca. Albo o albumie z przynajmniej dwunastoma scrapami w roku. Jednak scrapbooking jest luksusem- szczególnie jeśli chodzi o pochłaniany czas- na który rzadko ostatnio mogę sobie pozwolić. W poprzednim poście pisałam o tym, czym jest on dla mnie, poza aspektem pamiętnikarskim. Takie opowiadanie historii wymaga skupienia, zatrzymania się na dłużej niż chwilę.

Dokumentacja fotograficzna jest trochę łatwiejsza, ale też trudno być ze wszystkim na bieżąco. Zdjęcia robimy niemal codziennie, nie wszystko jednak udaje się od razu przejrzeć, obrobić i wywołać. Mam w tej kwestii straszliwe zaległości! Może dlatego mam tak silną potrzebę eksponowania tych zdjęć, którymi udało mi się zająć. Lubię się nimi otaczać, lubię je oglądać, mieć zawsze pod ręką. Po dziecięcych pracach to moje ulubione dekoracje domu. 


Pokazywałam już galerię ścienną z dziełami artystycznymi Danusi i Jasia i wspominałam, że to nie jedyna galeria w naszym domu. W pokoju dziennym mamy wciąż zmieniającą się galerię z fotografiami naszej rodziny- zaczynając od zdjęcia Babci i Dziadka, poprzez nasze zdjęcie ślubne, na najaktualniejszych kończąc. 


Wczoraj wprowadziłam tu kilka zmian, więc teraz całość znów wygląda trochę inaczej.

Na innej ścianie oprawiona w ramę cała nasza sesja wielkanocna- tak trudno wybrać z niej jedno ujęcie :).
Obok fotografie Łukasza z bębnem i dziećmi- na pierwszym Danusia, na drugim Jaś, na trzecim Ida, czwarte z całą trójką bębniarzy :)


Mogłabym pewnie mieć taką galerię na każdej ścianie i niewykluczone, że za jakiś czas tak będzie. Tymczasem jednak cieszą mnie również inne formy eksponowania naszych zamkniętych w kadrze wspomnień. Na przykład... na poduszce :)


Poducha z 365 uśmiechami/dniami Idy zachwyca mnie i  naszych gości, sprawia, że wszyscy się uśmiechamy :) Wygląda świetnie, jest porządnie uszyta, a zdjęciowy nadruk jest wyraźny i intensywny. Można sobie taką zaprojektować i zamówić na stronie Projektogramu, który szczerze polecam, nie tylko użytkownikom Instagramu (ja nim nie jestem, co nie przeszkadza mi lubić kwadratowe zdjęcia :))

Oprócz poduszki z Projektogramu mamy również duży kolorowy poster w Przystanku Twórczej Edukacji. Samo wybieranie i układanie zdjęć do tego projektu było bardzo przyjemną zabawą- efektem jest pełna radosnych wspomnień fotograficzna mozaika :)


A niedawno dotarły do mnie nowe w ofercie kwadratowe wydruki- nazywa się to InstaClassic i jest dokładnie takie, jak w opisie :) 


Mnie szczególnie zachwyciła forma opakowania- niezwykła dbałość o szczegóły od koperty po karteczkę z podziękowaniem na dnie pudełeczka. Bardzo przemyślane i naprawdę bardzo miłe.


Zdjęcia zachęcają do tego, by je oglądać, przekładać, dotykać- są aksamitne w dotyku, a jednocześnie nie zostają na nich odciski palców.


Zdjęcia zamówiłam z myślą o scrapach i jesiennym, wrzosowym albumie- teraz jeszcze tylko potrzebuję wolnego wieczoru, by tę myśl urzeczywistnić. 

Zaczął się grudzień, adwent u nas jeszcze w fazie, nazwijmy ją, przygotowawczej... Mam jednak nadzieję, że lada dzień będę miała już coś, czym warto się podzielić. Do zobaczenia wtedy! :)
Pozdrawiam ciepło!

czwartek, 12 listopada 2015

Proces twórczy/proces życiowy

Doświadczam bardzo mocno tego, że warto tworzyć nie ze względu na efekt, ale dla samego procesu twórczego. Warto przechodzić przez kolejne etapy: entuzjastyczne początki, znudzenie pracą aż do jej porzucenia, powroty z nowymi siłami, pomysły, które każą wywrócić wszystko, co zrobiło się wcześniej do góry nogami. a czasem nawet zniszczyć i zacząć jeszcze raz, inaczej. Ten proces bywa trudny, męczący, wymykający się spod naszej kontroli. Ale jest zarazem wspaniały i fascynujący! Jak życie.


Gdybym zostawiła ten obrazek-kolaż na etapie, który wymyśliłam sobie jako finalny, opowiedziałby tylko kawałeczek pewnej historii.


Włożyłam go już sobie w ramkę i postawiłam na półce, oglądałam go i opowiadałam sobie "co było potem?". Mój synek Janek, który towarzyszył mi w pracowni, obejrzał oprawiony obrazek i powiedział, że mogłabym tutaj dokleić swoje zdjęcie z wózkiem z Idą. A ja od razu przypomniałam sobie o zdjęciu z pierwszego spaceru z Idą z zeszłego roku, które rzeczywiście doskonale by się do tego pomysłu nadawało! 


Był już późny wieczór, a ja siedziałam z Jasiem na podłodze w pracowni (mam dwa długie blaty i krzesła, a tak mocna jest siła nawyku! :/ ) i domalowywałam tło pod moje zdjęcie z dziećmi. Po drodze wylałam sobie na obrazek pół buteleczki czarnego tuszu, potem żółtym zalałam podłogę, potem wszystko było w tuszu, a do tego było późno...Ale oboje z Jasiem byliśmy tak podekscytowani tym, co właśnie tworzymy, że nic nie mogło nas zrazić. 


I tak powstała ta praca, która opowiada teraz o procesie życiowym, który się dokonywał przez 31 lat, między Wrocławiem a Wyszkowem... Moja trzydziestojednoletnia mama ze mną w wózku jesienią 1983 roku i trzydziestojednoletnia ja z Danusią, Jasiem i Idą (w wózku) jesienią 2014- nie wymyśliłabym sobie tego wszystkiego sama, poprowadził mnie proces. I mój synek, który "ma najlepiej w głowie" jak z dumą o sobie powiedział :)


Pozdrawiam Was serdecznie!

środa, 8 kwietnia 2015

(Po)wielkanocnie

Nie udało mi się zajrzeć tu przed Wielkanocą, ale zapewne zajęci przygotowaniami wszelakimi nawet tego nie zauważyliście, prawda? Ufam, że za Wami dobry, błogosławiony i spokojny czas, który Was odnowił i napełnił radością i nadzieją- tego Wam serdecznie życzę.

Dzielę się z Wami efektami naszej rodzinnej kanapowej sesji świątecznej, która to powoli staje się naszą wielkanocną tradycją :) Co prawda chodziło nam nie tyle o sesję, ile o jedno rodzinne zdjęcie, które by można oprawić i umieścić w naszej ściennej galerii, ale jak za chwilę zobaczycie, trudno jest zrobić zdjęcie, na którym każda z pięciu osób wygląda przynajmniej poprawnie. Tak, dopiero kilka, a nawet kilkanaście ujęć daje jako taki ogląd naszej rodziny ;)  


Pilot do aparatu i samowyzwalacz to wynalazki, które cieszą się w naszym domu uznaniem i fotografowanie z ich pomocą wiąże się zawsze z mnóstwem dobrej zabawy, niezależnie od efektów :)



Odebrałam dziś telefon od cudownej osoby, z którą nie miałam kontaktu od kilku lat- to było prawie jak telefon z zaświatów! Miała zajrzeć na blog, żeby zaktualizować sobie obraz mojej rodziny i choć wizualnie i wirtualnie zapoznać swoją córeczkę z moimi dziećmi ;) Dzisiejszy wpis dedykuję zatem Ani i wszystkim naszym bliskim, którzy tu zaglądają z podobną intencją. A jednocześnie kieruję do nich ogromną prośbę: odezwijcie się i opowiedzcie, co tam u Was, dobrze? :)

Wszystkich Was, którzy tu dziś zajrzeliście pozdrawiam ciepło! I do napisania wkrótce!

środa, 24 grudnia 2014

Świątecznie :)

Zapłonęła czwarta świeca adwentowa. Drzewko Jessego kolorowe od symboli, została już tylko jedna koperta w naszym adwentowym kalendarzu. To już!


 Upiekliśmy pierniczki, ubraliśmy choinkę. Pachnie świętami :)



Nie wszystko się udało tak jak sobie to wymyśliłam: koperty kalendarza były często puste, wieczory nie zawsze spokojne, ja zmęczona i niecierpliwa, dzieci niezainteresowane i zbuntowane (tak, cała trójka! ;)) A mimo to już jutro będzie Boże Narodzenie. Najważniejsze i tak się staje. 
Bolą mnie co prawda wszystkie niewysłane kartki świąteczne, nienapisane listy i maile, niezrealizowane-świetne!- pomysły na prezenty, wszelkie codzienne celebracje, których zabrakło, nieprzeczytane książki, nieodbyte rozmowy. Ale jutro jest Boże Narodzenie i chcę się cieszyć z wszystkiego, co dobre. 


Dzielę się z Wami zdjęciami naszego Drzewka Jessego, które nareszcie- po raz pierwszy odkąd praktykujemy ten zwyczaj-zakwitło! Cudownie mieć w domu w końcówce grudnia kwitnącą gałązkę wiśni :)




Życzę Wam wszystkim pięknego, błogosławionego czasu, pełnego dobrych słów, serdecznych gestów, aktów przebaczenia (także sobie samym, a może zwłaszcza sobie?), głośnego i radosnego kolędowania, ucztowania w najmilszym gronie, ciszy i pokoju serca. Niech to będzie prawdziwe Boże Narodzenie- czas cudów :)


Maleńka szopka z drzewa oliwnego z Ziemi Świętej- wykonana przez tych, dla których wiara w Narodzonego w Betlejem jest źródłem prześladowań. Można ich wesprzeć robiąc zakupy tutaj w dowolnym momencie roku, nie tylko przed świętami. A wyżej odcisk stópki Iduni w roli świątecznej choinki, na pamiątkę jej pierwszego Bożego Narodzenia :)

Przesyłamy Wam świąteczne pozdrowienia:) Do napisania wkrótce!

czwartek, 4 grudnia 2014

Czekamy-nasz Adwent 2014

Odmierzam nasz rodzinny czas Adwentami. Mamy już swoje adwentowe tradycje, a z każdym rokiem celebrujemy je trochę inaczej. Dzieci rosną i inspirują mnie do szukania nowych pomysłów, dokładają własne. Pewne innowacje wymusza też niewielki, a wręcz kurczący się, metraż naszego mieszkania.


I tak w tym roku-wzorem lat ubiegłych- mamy  Drzewko Jessego, tylko trochę zmodyfikowane: dodałam do niego funkcję kalendarza adwentowego ;) 





Na gałęzi z drzewa wiśniowego zawiesiłam ponumerowane dwadzieścia cztery małe koperty. Każdego dnia zdejmujemy jedną (po tym jak już znajdziemy właściwy numer) i w jej miejsce zawieszamy symbol dnia. A w kopercie znajduje się liścik z tematem i adresem fragmentu biblijnego, zadaniem, zabawą lub "bonem" na coś dobrego i miłego- do zjedzenia lub zrobienia :)




Drugiego dnia na przykład dzieci rysowały stworzenie świata (na co załapał się także dziadek :)), co było impulsem do rozmów około-geograficznych, trzeciego graliśmy w "Grę Piernikową", w której nagrodą były-zaskoczę Was!-pierniki, a punkty zdobywało się wypełniając zadania spisane na karteczkach i ukryte w różnych miejscach. 


Zdradzę Wam w sekrecie, że koperty na drzewku są na razie puste- niestety nie jestem tak wspaniale zorganizowana, żeby przygotować wszystko z wyprzedzeniem, ale za to świetnie improwizuję. Mam jedynie rozpisane tematy, symbole i czytania na każdy dzień- posiłkuję się tu zestawieniem przygotowanym przez Autorkę blogu hslinum, której za nie ogromnie dziękuję. 


Życzę wiele radości w tym czasie Oczekiwania- Wam i nam.
I mam nadzieję, że nasze drzewko w tym roku w końcu zakwitnie! :)

czwartek, 30 października 2014

Zdarzyło się latem i coś, czego jeszcze o mnie nie wiecie ;)

Dziś trochę retrospektywnie: wyobraźcie sobie, że za oknem świeci gorące lipcowe słońce i zabieram Was na krótką wycieczkę. Dokąd? Do miejsca, które na mojej liście Wyjątkowych Miejsc, Które Chciałabym Odwiedzić znajdowało się tuż obok Paryża i do którego zabrał mnie mój mąż w ramach naszej rocznicy ślubu- bo akurat nie mógł do Paryża ;) W rzeczywistości miejsce to leży dosłownie rzut beretem od Wyszkowa i jest bardzo swojskie, ale to, co można tam zobaczyć jest naprawdę unikatowe i to na światową skalę. Zapraszam, zajrzyjcie ze mną do Gwizdał i do znajdującego się w nich Muzeum Gwizdka :)



Po muzeum, które fizycznie zajmuje jedynie dwa pomieszczenia w szkole, oprowadził nas pan Roman Kuzelyak- artysta ceramik, instruktor warsztatów ceramicznych. Serce i dusza gwizdkowego projektu.


Jego pełna pasji opowieść o idei muzeum, jego historii i zbiorach utwierdziła nas w przekonaniu, że mamy do czynienia z inicjatywą o ogromnym potencjale.


Kilkutysięczna kolekcja gwizdków ze wszystkich stron świata przyciąga gości z całej Polski, w księdze pamiątkowej znalazłam również wpisy w kilku obcych językach, w tym parę bardzo egzotycznych.


Same gwizdki zachwycają różnorodnością i sposobem, w jaki odbijają kulturę, w której powstały.
Niektóre eleganckie, subtelne, piękne, inne zabawne. Jedne proste, inne bardzo misterne.




Po obejrzeniu ekspozycji muzealnej odwiedziliśmy pracownię ceramiczną pana Romana.


 Koło poszło w ruch, a my patrzyliśmy jak zaczarowani na cuda, w które zamieniała się glina :)



A później my też mieliśmy okazję poczarować w glinie. Z równie spektakularnymi efektami ;)




Tak to właśnie rodzinnie, wśród gliny- między innymi, spędziliśmy ósmą- spiżową ;) - rocznicę ślubu. 

A teraz, żeby uczynić zadość tytułowi posta, winna Wam jestem wyznanie. Otóż niewiele osób wie, chociaż wcale się z tym nie kryję, że od kilku lat kolekcjonuję ceramiczne ptaszki fiukające na wodę :) (Stąd wzięły się Gwizdały na mojej liście Wyjątkowych Miejsc i mężowski pomysł na wycieczkę-niespodziankę).
Kolekcja rozrasta mi się sukcesywnie, ale powoli, a to dlatego, że bardzo dbam o kryteria doboru nowych egzemplarzy: każdy musi być ceramiczny, musi być ptaszkiem,  musi "fiukać" (nie po prostu gwizdać, świszczeć, trąbić czy jeszcze coś innego) i musi być z gatunku tych, do których nalewa się wodę. To właśnie na takie ptaszki poluję na wszelkich ludowych festynach, bazarkach, stoiskach lokalnych twórców, takie zamawiam, gdy ktoś pyta, co mi przywieźć z wakacji :) Ale okazuje się, że ptaszki to dość rzadkie okazy, dlatego mój zbiór nie imponuje liczebnością.

h


Ten piękny czerwony ptak to mój najnowszy nabytek. Przyfrunął do mnie pod koniec sierpnia od Magdaleny, autorki cudownego, inspirującego mnie od lat blogu Box Of Treasures, której zwierzyłam się z mojego kolekcjonerskiego sekretu :) Magdaleno, bardzo Ci dziękuję, trafiłaś w dziesiątkę! :)


A zdjęcie powyżej pokazuje dlaczego kolekcja tak wolno mi się rozrasta. Okaz- autorstwa pana Romana Kuzelyaka- jest ceramiczny i fiuka. Ale nie jest ptaszkiem. Jest łosiem. I w związku z tym jest poza kolekcją. Mimo to bardzo go lubię.

Jeśli będziecie kiedyś mieli po drodze do Gwizdał koniecznie zadzwońcie i umówcie się na wizytę w gwizdkowym muzeum. Warto, choć miejscu -na razie?- brakuje rozmachu godnego zbioru.
A jeśli ktoś chciałby kiedyś sprawić mi prezent, to już wie jaki byłby idealny ;)

Pozdrawiam Was serdecznie!