Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lefrosch. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lefrosch. Pokaż wszystkie posty

Empties #21 | Tyle stracić!

Hej, hej! :)

Przyznaję, późno pojawia się ten wpis ze zużyciami. Po prostu tyle tego nazbierałam w sierpniu, że na samą myśl o opisywaniu przechodziły mnie ciarki ;) Ale zmobilizowałam się, przysiadłam i oto jestem wraz z postem o tym, z czym się pożegnałam w sierpniu. Przygotujcie się, jest tego niemało ;)


Tym razem zacznę nie od włosowych produktów, ale od wyrzutków. Przetrzebiłam kolorówkę dość mocno [ a i tak zostało mi jej tyle, że mogłabym pół rodziny obdarować ;) ] i wytypowałam rzeczy do wyrzucenia. Są tu moje ulubione swego czasu lakiery z Sephory [ jeszcze w starej szacie graficznej ] i inne buteleczki z emaliami, wszystkie zgluciałe i niezdatne do użytku. Są próbki podkładów, beznadziejny tusz do rzęs z Bourjois, stare cienie do powiek i pierwszy w życiu zużyty do samego końca róż do policzków z Astora, prezent od Agaty Smarującej :)


Tutaj ciąg dalszy czystek, tym razem próbkowych ;) Zużyłam kilka odlewek podkładów [  żaden mnie nie zachwycił ], jakieś kremy do twarzy i balsam do ust z Tołpy. Był fajny, polubiłam go mimo nie do końca odpowiadającego mi zapachu, ale musiałam wyrzucić prawie pół opakowania, bo skończył mu się termin przydatności [ tylko 3 miesiące ]. Saszetki z John Masters Organics z miodowo hibiskusowym rekonstruktorem są świetne i mam kolejne w zapasie, moje włosy są mi za to wdzięczne ^^


Gąbka Calypso znakomicie sprawdza się do zmywania z twarzy maseczek i peelingów, zawsze mam jedną pod ręką :) Ulubionego żelowego zmywacza do paznokci z Donegala chyba nie muszę nikomu przedstawiać? Podobnie jak z kulką Nivea? ;)
Ten fioletowy pisaczek był odżywką do paznokci z Czterech Pór Roku i prezentem urodzinowym od Agni z Kosmetycznie i życiowo. Fajnie spisywała się ta oliwka i polubiłam wygodne opakowanie z pędzelkiem. Maseczka do twarzy Van Der Hoog Romantic Roses od Kasi Śmietasi była f a n t a s t y c z n a ! Duża saszetka wystarczyła mi na 4 aromatyczne użycia :) Zapach ślicznych, wcale nie chemicznych róż, świetne działanie oczyszczające i uspokajające sprawiły, że najchętniej używałabym maseczki codziennie. Niestety, nie mam jej więcej, ale myślę, że poproszę Kasię o pomoc w zakupie i będę się nią mogła w przyszłości jeszcze cieszyć :)


Płyn micelarny Garnier to ulubieniec micelarny ostatnich tygodni - bardzo go polubiłam i planuję kolejne butelki :) Pisałam o nim w ostatnich ulubieńcach. Serum Caudalie Vinosource nie było złe, ale bardzo przeciętne - zawiodłam się na nim, ale opisywałam to w osobnej recenzji, widziałyście? Ziaja, jaśmin w kremie to polecenie Egri.Hempe, za które dziękuję! Bardzo fajny krem pod oczy, bogaty i gęsty, fajnie nawilżał, nie podrażniał okolic oczu, a dzięki niskiej cenie [ ok. 10 zł, śmiesznie, nie? ] nie miałam skrupułów przed używaniem tak, jak lubię - czyli napaćkaniem grubej warstwy na noc ^^ Pomadka ochronna Alverde - dostałam ją już całe wieki temu od Anne Mademoiselle i bardzo lubiłam - towarzyszyła mi przez wiele miesięcy w torebce. Rokitnikowy krem do rąk Planeta Organica spisywał się bardzo dobrze - nawilżał dłonie na długo i wystarczyło naprawdę niewiele, żeby pokryć całe dłonie. Aplikację umilał ładny zapach :)


Balea, żel pod prysznic Carambloa Lambada - polubiłam, jak wszystkie żele Balea, bo krzywdy nie robią :) Ten jednak miał dość słaby zapach i nie grzeszył wydajnością, nie kupię ponownie. Zresztą to limitka, więc i tak nie kupię ;) Żel do higieny intymnej Soraya był średni - nie podszedł mi zapach i wydajność. Facelle - wiadomo, w łazience musi być :) Używam do włosów i zgodnie z przeznaczeniem. A krem mocznikowy Pilarix świetnie sprawdzał się do stóp, w związku z tym był nawet w jednych ulubieńcach [ o, tu. ], a ja kupiłam nowe, większe opakowanie :)


Dwie farby do włosów Garnier. Kupiłam, bo raz na kilka miesięcy mam ochotę odświeżyć sobie kolor na głowie, taki mam kaprys ;) No i wyszło czarne ;) Już się spłukało, ale na początku byłam mocno zła. Potem zaczęłam dostawać komplementy nt ciemnych włosów, wszyscy nagle mówili, że mi one urosły, że ładne, zdrowe itd ;) No i teraz zastanawiam się nad utrzymywaniem ciemnego koloru. Batiste w wersji Tropical - lubię go, jak zresztą większość wariantów tych szamponów. Przydatne i zawsze muszę mieć pod ręką :)


Planeta Organica, rokitnikowa odżywka do włosów - bardzo fajny produkt, moje włosy polubiły tę lekką odżywkę. Niby lekka, ale fajnie ujarzmiała puszące się włosy, nawilżała odpowiednio po oczyszczającym szamponie i nadawała się do olejowania na odżywkę. Tani, wydajny produkt. Joico, szampon do włosów K- PAK. Poświęciłam mu już kiedyś osobny post, to moja druga butelka. Szampon świetnie myje, zostawia włosy wygładzone i jakby grubsze. Na pewno jeszcze kiedyś do niego wrócę :) No i na koniec ulubieniec włosowy wszech czasów - Equilibra, aloesowy szampon. Kocham go i to już moja któraś z kolei butelka. Będę go kupować aż do śmierci [ no chyba, że go wycofają... tfu, tfu - przez lewe ramię! ].

Jak już pisałam w poście z zakupami sierpnia, zużyłam więcej niż kupiłam. Cieszy mnie to, bo jest szansa, że uda mi się uszczuplić zapasy i pozbyć nawyku chomikowania wszystkiego w hurtowych ilościach ;)

Jak Wam poszło ze zużyciami?
Pochwalcie się!

Lipcowe zakupy | W miarę rozsądne uzupełnianie zapasów :)

Dzień dobry! :)

Czas podzielić się z Wami kosmetykami, które kupiłam w lipcu. Jak na mnie nie jest tego przesadnie dużo, ot w sam raz :) Załapałam się na kilka ciekawych promocji, co zawsze cieszy, bo przecież żadna z nas nie lubi kupować kosmetyków w standardowej cenie, prawda? ;)


Zacznę od tego, czego nakupiłam najwięcej ;) Filtry, bo o nich mowa, są obecne w mojej pielęgnacji przez cały rok, więc nie boję się, że będą leżeć nieużywane. 3 tubki filtru Ambio z SPF 50 kupiłam w sieci aptek DOZ po tym, jak Natalia odkryła, że apteki podwyższyły jego cenę na 20 złotych. Szybko pobiegłam do mojego DOZu i kupiłam 3 tubki jeszcze w starej cenie - po 9,90 zł / sztuka :) Jestem ciekawa, jak będzie się spisywał ten filtr, na razie jednak używam emulsji matującej z Vichy. Kolejny filtr to ten z Avene, również SPF 50+, ma formułę dry touch. Kupiłam go na promocji w Superpharm za 24 zł, całkiem niezła cena, prawda?


I ja upolowałam suchy szampon Batiste w Biedronce. Wybrałam [ haha, wcale nie miałam wyboru, bo tylko ta wersja została ;) ] zapach Original, zapłaciłam 10,99 zł. W SP natknęłam się na promocję kremu mocznikowego Pilarix, który mam w mniejszej wersji i doskonale sprawdza się do stóp. Nie wahałam się i kupiłam 100 ml opakowanie za 14,99 zł. W planach miałam kupno kolejnej tubki Effaclaru Duo + , ale nie byłam na 100% przekonana, bo miałam wrażenie, że skóra mi się do niego pod koniec używania przyzwyczaiła. Po rozmowie z miłą panią konsultantką w SP wybrałam polecony przez nią krem Synchroline z linii Aknicare, za który zapłaciłam w promocji 45,59 zł [ a jest większy od Effaclaru Duo o 10 ml ]. Używam go już od końca lipca i mam wrażenie, że działa lepiej, ale jeszcze za wcześnie na osądy ;)


Szampon Bioderma Node Fluide kupiłam w SP na promocji za 13,99 zł. Jest niesamowicie rzadki, to po prostu woda! Byłam zdziwiona, kiedy pani mi go podała z półki ;) Czeka na swoją kolej [ a opakowanie już zdążyło się ułamać, przecież tak ciężko leży się w szufladzie ;) ]. Woda winogronowa Caudalie to mój totalny must have, więc nic dziwnego, że kolejna 200 ml butelka [ 39 zł ] zagościła w łazience. Postanowiłam spróbować peelingu enzymatycznego i wybrałam maseczkę peeling enzymatyczny od Caudalie. Ma ona kwas glikolowy i ekstrakt z papai, jestem jej bardzo ciekawa. Kosztowała 96 zł. Malutki [ 100 ml ] płyn micelarny Le'Maadr kupiłam za 5,99 zł w SuperPharmie, mając w pamięci pozytywną o nim opinię Eska Floreska :)


Czas na kolorówkę :) Jak na mnie to całkiem jej dużo! Kiedy zaczęły się wyprzedaże w Sephorze, przeglądnęłam promocje na ich stronie internetowej i zdecydowałam się stacjonarnie dorwać róż z limitowanej edycji Sephora Artist's Blush w odcieniu Rose. Udało mi się go znaleźć i przygarnęłam tę pięknotę za cenę 25,99 zł. Opakowanie jest dość byle jakie, ale zawartość zdecydowanie to wynagradza [ zobaczcie na zdjęciu poniżej! ]. Znalazłam też mineralne podkłady na przecenie i za 9,99 zł upolowałam jeden w odcieniu 45 mat tan. Z powodzeniem służy mi jako bronzer :) Ostatni Sephorowy nabytek to delikatnie migoczący, brązowy cień do powiek o wdzięcznej nazwie cookie crunch za 10 zł. Przy kasie były wystawione małe wersje kremów CC od Clinique, wzięłam więc jeden, ale wydaje mi się, że tester miał inny odcień, niż ten, który mam, bo jest za ciemny [ kolor 03 ]... Może jeszcze go jakoś ogarnę ;) Kosztował 29 zł za 15 ml. Ostatnia, fantastyczna zdobycz to lakier Models Own w odcieniu Beach Bag ♥ W zakupie pomogła mi kochana Cattie, która przytargała go dla mnie aż z Londynu! :) Dzięki temu kosztował mnie niecałe 20 zł :)


Tutaj jeszcze zbliżenie na piękną zawartość różu do policzków ♥ Plastikowe opakowanie jest do kitu i pięknością nie grzeszy, dołączony pędzelek również, ale sam produkt jest naprawdę warty uwagi i ślicznie wygląda na policzkach :)

To już wszystkie moje zakupy z lipca, umiarkowanie, przyznacie?
Jak tam Wasz zakupoholizm? :D

Ulubione w czerwcu :)

Cześć! :)

Czerwiec był miesiącem kosmetycznego zadowolenia. Oprócz felernej aloesowej odżywki do włosów z Garnier Ultra Doux nie miałam żadnych zawodów pielęgnacyjnych i makijażowych, wręcz odwrotnie - na nowo polubiłam kilka kosmetyków, które po krótszej lub dłuższej nieobecności powróciły do mojej łazienki i odkryłam kilka zupełnie wcześniej nieznanych, a godnych uwagi, produktów :) Te, które zyskały moje największe uznanie w czerwcu, zobaczycie w dzisiejszym poście :)

Z niekosmetycznych ulubieńców jest jedna rzecz, a w zasadzie wydarzenie - wyjazd do Warszawy! Magiczne spotkanie z Eskiem, Floreskiem i Smarującą Agatą na długo zapadnie mi w pamięć! ♥


La Roche Posay, Effaclar, żel do mycia twarzy. Postanowiłam do niego wrócić po latach używania i to był świetny pomysł! W duecie z kremem do twarzy Effaclar Duo moja cera już prawie wróciła do siebie po straszliwej przygodzie z Redermikiem R :) Żel świetnie oczyszcza, ściąga pory i ujarzmia tłuste partie mojej mieszanej skóry. Dodatkowo jest niesamowicie wydajny - to, co widzicie na zdjęciu, to zużycie z prawie półtora miesiąca! :)

Mgiełka do ciała z Bath & Body Works o zapachu Sweet Pea. Podobno najlepiej sprzedający się zapach marki. Ja się nie dziwię, jest świetny - świeży, energetyzujący i bardzo pozytywny :) Psikam się nim co rano, odkąd wróciłam z Warszawy! Kupiłam w sklepie firmowym za 37 złotych.

Vichy, Capital Soleil, emulsja matująca z SPF 50. Dwa słowa - ukochany filtr! Sprawdza się fenomenalnie, nie bieli, nie zostawia tłustej warstwy, rzeczywiście matuje, a moje skóra go kocha :) Recenzowałam go już w zeszłym roku, wtedy używałam wersji SPF 30. Obecny egzemplarz kupiłam w SuperPharm w promocji za 44,24 zł.

Nuxe, Reve de Miel, krem do rąk. W Warszawie moja skóra, zwłaszcza dłoni, bardzo źle zareagowała na tamtejszą wodę - dłonie zaczęły mi się nieestetycznie łuszczyć :( Z pomocą przyszła mi Agata, która użyczyła mi kremu do rąk z Nuxe. Użyłam raz i przepadłam, jako, że jestem zwolenniczką zapachu suchego olejku firmy, a krem do rąk jest z tej samej linii i pachnie i d e n t y c z n i e ! :) Szczęśliwym trafem był na promocji w SuperPharm'ie [ 29,90 zł ] i kupiłam go bez wahania. Krem świetnie nawilża, wystarczy odrobina i nie pozostawia tłustej warstwy. Lof, lof!


Essie w odcieniu Watermelon, który wygrałam już kilka miesięcy temu u Anne Mademoiselle, zdecydowanie umilał mi czas w czerwcu. To żywy, mocny i naprawdę wakacyjny odcień! Miałam go na paznokciach w kończącym się miesiącu dwa razy, a dziś wieczorem planuję nałożyć kolejny :)

Lefrosch, Pilarix mini, krem mocznikowy. Cudo! Krem dostałam podczas bocheńskiego spotkania blogerek i prawdę powiedziawszy, nie wiedziałam, jak go ugryźć ;) Ale potem poczytałam ulotkę i doszłam do wniosku, że skoro jest do suchych partii ciała, w tym stóp, to może tam go spróbuję? I to był strzał w dziesiątkę, bo po kilku aplikacjach moja słoniowa skóra na stopach zaczęła przypominać ludzką :D Nie jest idealnie i pewnie nigdy nie będzie, ale ten krem zrobił więcej, niż niejeden drogi specyfik do stóp. Z pewnością będę do niego wracać :)

L'Oreal, Mythic Oil. To wspaniały olejek do włosów, który podarowała mi jakiś miesiąc temu Lipstick And Kids. Stosuję go na mokre, osuszone ręcznikiem włosy. Aplikuję pompkę na końce [ od ucha w dół ] i czasem drugą pompkę na grzywkę i górne partie włosów. Nie przetłuszcza, nie strąkuje włosów. Wygładza je pięknie, baby hair mniej odstają, włosy są mięciutkie, same się układają tak, jak lubię, a dodatkowym bonusem jest przyspieszenie wysychania! Nakładam Mythic Oil na włosy i chodzę z nim kilkanaście minut zanim zacznę suszyć suszarką i do tego czasu włosy mam już prawie wyschnięte, a to niezły wyczyn, bo moje włosy same schną do dwóch godzin! :) Jestem zachwycona i na razie nie przewiduję zmian w tym obszarze ;)

MAC, pomadka w odcieniu Brave. Namówiły mnie na nią w Warszawie Dziewczyny [ Agata i Esek ] i nie żałuję! Uwielbiam ją szaleńczo i zawsze przy sobie [ na sobie, w sensie -  na ustach, też! ] noszę! Genialny odcień, w którym czuję się świetnie ♥


Ulubieńcy czerwca bardzo pielęgnacyjni, ale w sumie w makijażu niewiele się ostatnio zmienia, wciąż używam tych samych produktów. Jak jest u Was?
Podzielcie się ze mną swoimi ulubieńcami w komentarzach!