Mabon już minął i tym samym, nieodwołalnie skończyło się lato. Jesień powitała mnie chłodem i siąpiącym deszczem. Noce są bardzo zimne i od kilku dni śpię już przy zamkniętym oknie, naciągając koc na głowę. Chyba czas już wymienić koc na kołdrę. Dziś po południu rozpaliłam w piecu, żeby wilgoć z domu wygonić. Koty są szczęśliwe i grzeją się całym stadem. Też mnie rozgrzany, gadający piec cieszy.
W ogrodzie niewiele już pozostało i przybywa pustych grządek. Wczoraj zebrałam resztę fasolki szparagowej. Dziś przyniosłam do domu papryki. Urosły mi 3 zielone. W tym roku posadziłam tylko na próbę. W przyszłym roku posadzę więcej, bo papryke bardzo lubię. Jutro będziemy jeść botwinkę z reszty buraków z ogródka.
Wczoraj sąsiad wyciął mi ostatnie suche drzewo. Za kilka dni Krzysiek wyrwie chaszcze w miejscu, gdzie mam posadzić zamówione wczoraj drzewka i krzewy. Zamówiłam papierówkę, czereśnię, ulenę, mirabelkę, 5 krzaczków malin i jeżynę bezkolcową.
Dziś na kolację będzie serek topiony, który wczoraj zrobiłam. Serek jest smaczny z ziołami.
Serek
75 dkg twarogu najlepiej tłustego
łyżeczka sody oczyszczanej
kminek
tymianek
łyżeczka soli
3 łyżki jogurtu naturalnego
Twaróg rozdrobnić i wymieszać z sodą i solą. Odstawić na 2 godziny. Dodać jogurt i wymieszać, kminek i tymianek. Ustawić miskę nad garnkiem z gotującą się wodą i mieszać aż się rozpuści.
Ostatnio sporo maluję. Powstają obrazy akwarelowe oraz malowane farbami akrylowymi. Jednym słowem pilnie się uczę. Bardzo lubie malowanie. Wycisza mnie i relaksuje. Zapisałam się też na kurs rysunku i malarstwa.
Mój własny świat... życie codzienne, twórczość, ciepłe, swojskie klimaty, nieco romantyzmu, szczypta magii i całkiem sporo pozytywnych emocji...
Codzienność
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ser. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ser. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 23 września 2014
poniedziałek, 15 lipca 2013
Remonty, dary i domowe smakołyki...
Długo mnie nie było bo mój biedny laptop po raz kolejny odmówił posłuszeństwa, dwa razy zawoziłam go do naprawy i jak długo jeszcze mi posłuży nie wiadomo. Nie ma wprawdzie jeszcze 4 lat ale był eksploatowany dość intensywnie, cztery razy już naprawiany i w tej chwil nawet obudowa się sypie. Oby wytrzymał do przyszłej wiosny to będę mu wdzięczna...
Remont w pracowni okropnie się ślimaczy bo brat Krzyśka nie ma czasu i nie może w tym momencie pomóc w malowaniu a Krzysiek sam temu nie podoła bo trzeba jeszcze dodatkowo zlikwidować zbędne, zepsute gniazdka elektryczne i kontakty a później to i owo potynkować i połatać podłogę. Tak, że czekam i powoli rozglądam się za wyposażeniem. Brakuje mi wszystkiego. Muszę kupić i meble czyli wersalkę, niski chyba metalowy, ażurowy stolik, starą szafę chlebową na zioła i przybory,,magiczne" i gumolit bo na drewnianą podłogę mnie w tej chwili nie stać a paneli nie uznaję. Muszę też kupić nowy karnisz i chodniki, najlepiej ręcznie tkane. Urządzać będę stopniowo, pewne co najmniej do zimy bo pieniądze muszę zbierać a z renty i nieregularnych zarobków trudno a jesienią jeszcze chcę zmienić okno i kupić grzejnik...
Ostatnio jedna pani, której robiłam zabiegi reiki sprawiła mi wielką niespodziankę i obdarowała mnie świeżutką żywnością jeszcze pachnącą wsią czyli:
świeżutkie jajka dwie wytłaczanki
spory kawałek schabu
3 litry mleka
litr śmietany
litr malin
reklamówka brzoskwiń chyba z 2 kg
Byłam bardzo szczęśliwa bo to dla mnie prawdziwy rarytas...
Z mleka zrobiłam ser, z malin sok a brzoskwinie pójdą na dżemy...
Ser
Litr zsiadłego mleka od krowy albo ze sklepu w woreczku/tłuste/ ogrzać/powoli nie gotować/ i wylać na ściereczkę ułożoną na cedzaku, dodać zioła np. kminek i bazylię/niekoniecznie/ odcedzić, odcisnąć i zakręcić w ściereczkę i przycisnąć czymś ciężkim na około 3 godziny w celu uformowania.
A dziś na kolację były domowe bułki. Przepis jest oczywiście prosty bo tylko takie lubię i sprawdzony. Dostałam go od mamy już ponad 30 lat temu. Mama według niego piekła bułki w Kamesznicy a robiła to często zwłaszcza zimą gdy nie można było dojechać do miasta bo drogi były zasypane...
Zaczyn
6 dkg drożdży
łyżka mleka
łyżka mąki
łyżeczka cukru
Wszystko wymieszać i odstawić w ciepłe miejsce na 30 minut do wyrośnięcia
Ciasto
3 żółtka
3/4 szklanki mleka
1/2 kg mąki
łyżeczka soli
można dodać zioła
Wszystko wymieszać w misce z zaczynem i odstawić pod przykryciem w cieple na 1 godzinę do wyrośnięcia. Uformować bułki, posmarować wodą i posypać kminkiem lub makiem i piec na blasze około 20 minut aż będą rumiane w 190 stopniach. Wychodzi 8 sztuk.
Remont w pracowni okropnie się ślimaczy bo brat Krzyśka nie ma czasu i nie może w tym momencie pomóc w malowaniu a Krzysiek sam temu nie podoła bo trzeba jeszcze dodatkowo zlikwidować zbędne, zepsute gniazdka elektryczne i kontakty a później to i owo potynkować i połatać podłogę. Tak, że czekam i powoli rozglądam się za wyposażeniem. Brakuje mi wszystkiego. Muszę kupić i meble czyli wersalkę, niski chyba metalowy, ażurowy stolik, starą szafę chlebową na zioła i przybory,,magiczne" i gumolit bo na drewnianą podłogę mnie w tej chwili nie stać a paneli nie uznaję. Muszę też kupić nowy karnisz i chodniki, najlepiej ręcznie tkane. Urządzać będę stopniowo, pewne co najmniej do zimy bo pieniądze muszę zbierać a z renty i nieregularnych zarobków trudno a jesienią jeszcze chcę zmienić okno i kupić grzejnik...
Ostatnio jedna pani, której robiłam zabiegi reiki sprawiła mi wielką niespodziankę i obdarowała mnie świeżutką żywnością jeszcze pachnącą wsią czyli:
świeżutkie jajka dwie wytłaczanki
spory kawałek schabu
3 litry mleka
litr śmietany
litr malin
reklamówka brzoskwiń chyba z 2 kg
Byłam bardzo szczęśliwa bo to dla mnie prawdziwy rarytas...
Z mleka zrobiłam ser, z malin sok a brzoskwinie pójdą na dżemy...
Ser
Litr zsiadłego mleka od krowy albo ze sklepu w woreczku/tłuste/ ogrzać/powoli nie gotować/ i wylać na ściereczkę ułożoną na cedzaku, dodać zioła np. kminek i bazylię/niekoniecznie/ odcedzić, odcisnąć i zakręcić w ściereczkę i przycisnąć czymś ciężkim na około 3 godziny w celu uformowania.
A dziś na kolację były domowe bułki. Przepis jest oczywiście prosty bo tylko takie lubię i sprawdzony. Dostałam go od mamy już ponad 30 lat temu. Mama według niego piekła bułki w Kamesznicy a robiła to często zwłaszcza zimą gdy nie można było dojechać do miasta bo drogi były zasypane...
Zaczyn
6 dkg drożdży
łyżka mleka
łyżka mąki
łyżeczka cukru
Wszystko wymieszać i odstawić w ciepłe miejsce na 30 minut do wyrośnięcia
Ciasto
3 żółtka
3/4 szklanki mleka
1/2 kg mąki
łyżeczka soli
można dodać zioła
Wszystko wymieszać w misce z zaczynem i odstawić pod przykryciem w cieple na 1 godzinę do wyrośnięcia. Uformować bułki, posmarować wodą i posypać kminkiem lub makiem i piec na blasze około 20 minut aż będą rumiane w 190 stopniach. Wychodzi 8 sztuk.
niedziela, 7 lipca 2013
Burza nie w porę, ser, ogniska czar i Mruczek zabójca...
W sobotę po południu nie tylko grzmiało ale i solidnie padało co spowodowało zalanie szamba i świeżo wybetonowanego dna. Jeszcze dzisiaj stoi miejscami około 3 cm wody i nie wiem czy beton się teraz dobrze zwiąże. Jak pech to pech. Niby wylewka była robiona w czwartek przed południem i niby wydaje się, że beton jest twardy ale czy szambo będzie szczelne trudno przewidzieć. Okaże się z czasem. Przez ten deszcz musiałam też zrezygnować ze zbierania ziela bo większość roślin ma wilgotne od spodu listki a miałam w niedzielę przejść się po okolicznych łąkach...A tak muszę to teraz odłożyć i cierpliwie poczekać na bardziej sprzyjającą aurę a perz, konwalie i liście piwonii czekają...
Zrobiłam za to ser/z połowy porcji/ i następne słoiczki dżemu czereśniowego...
Ser
1 kg twarogu
1litr mleka
120 g masła
łyżeczka soli
jajko
łyżeczka sody oczyszczanej
łyżka octu
zioła/czosnek niedźwiedzi, tymianek/
Do gotującego się mleka wkryszyć twaróg i zamieszać. Odcedzić na ściereczce w momencie gdy powstanie serwatka. W garnku rozpuścić masło i nieco przestudzić, dodać ser. Zagotować mieszając, wbić jajko,dodać sól, ocet i sodę cały czas mieszając. Gdy zacznie rosnąć wylać do foremki. Wystudzić...
A przed wieczorem Krzysiek rozpalił na podwórku ognisko żeby spalić chwasty i trochę gałęzi a ja go namówiłam na upieczenie ziemniaków w popiele i kiełbasek na patykach. Wszystko się upiekło jak trzeba i było bardzo smaczne/zjadłam nawet kiełbasę/ a ja się poczułam jakby ktoś mnie przeniósł w czasie do okresu mojej młodości i dzieciństwa. Pamiętam jeszcze z tamtych czasów palenie ognisk na polach i w okolicy mojego domu i w Kamesznicy. Pamiętam smak ziemniaków wyciągniętych z popiołu i tych pieczonych w kociołku z dodatkiem wędlin pod liściem kapusty. Pamiętam zapach dymu i trzaskanie palących się drewienek i żaden nowomodny grill mi tego nie zastąpi choć więcej smakołyków można na nim upiec i sama czasem to robię...Lubię szczególnie ziemniaczki w majeranku, wegetariańskie szaszłyki i chleb czosnkowy. Może w przyszłym roku Krzysiek będzie częściej rozpalał grilla bo mam zamiar przygotować nowe miejsce do wypoczynku na podwórku. Muszę zmienić miejsce bo to co mam czyli schody jest doskonale widoczne z okien domu nowowybudowanego na sąsiedniej działce co mi bardzo przeszkadza. Mam zamiar przy okazji zmienić stare plastikowe krzesła na solidną ławkę, wygodną i z oparciem. Kupię też nowy, duży parasol i nowy laptop bo chciałabym zacząć pracować na dworze o ile hałas mi nie przeszkodzi ...A mam pomysły na kilka książek...
Po powrocie z dworu weszłam do kuchni i zastałam Mruczka kończącego posiłek czyli mysz. Mysz pojawiła się na przełomie jesieni i zimy. Przeżyła sobie w spokoju u nas całą zimę, wiosnę i już myślałam, że zostanie z nami do swojego naturalnego końca bo się do jej obecności przyzwyczaiłam. Nie przeszkadzała mi i nie zwalczałam jej bo nie miałam powodu. Niczego mi nie niszczyła i nie brudziła i tylko czasem widywałam ją jak umyka ze zlewu gdzie żywiła się resztkami. Była spora, tłuściutka i prawie oswojona bo uciekała ale tak jakoś opieszale a czasem nawet zatrzymywała się za suszarką i spokojnie czekała aż wyjdę z kuchni. I to ją pewnie zgubiło bo Mruczek nie wyszedł tylko zapolował. Mruczek to prawdziwy zabójca myszy skuteczny i bezwzględny. Nie tylko łapie tak jak Mega ale zabija w momencie i zjada co mi się nie podoba bo sąsiedzi wykładają w komórkach trutkę. Gdy był młodszy próbowałam mu myszy zabierać i wyrzucać. Teraz już mi się to nie udaje. Mam tylko nadzieję, że na zatrutą mysz nie trafi i nie rozchoruje się. Swoją drogą ciekawe jak długo jeszcze będzie polować bo w tym roku kończy już 7 lat. Wprawdzie wygląda i zachowuje się jak całkiem młody kot ale czas płynie i z roku na rok będzie coraz mniej sprawny. W tej chwili jest jeszcze szefem w stadzie, choć największy nie jest. Tylko czasem Filuś próbuje mu się przeciwstawiać ale zawsze po chwili rezygnuje i odchodzi . Pozostałe koty starć raczej nie prowokują i umykają gdy Mruczek zaczyna się denerwować. A on koty kocha i okazuje im to liżąc je po pyszczkach i uszkach. Kocha też Pikusia i ludzi a szczególnie mnie. Pamiętam tą upalną lipcową noc 7 lat temu gdy go znaleźliśmy z Krzyśkiem a właściwie to on znalazł nas i pędził na cieniutkich łapeczkach za nami bo miauczeć nie potrafi, żebyśmy nie odeszli i nie zostawili go samego na ulicy. Dogonił nas, minął w pędzie i przeraził mnie ale gdy spojrzałam w te wielkie oczyska zakochałam się w momencie, złapałam, przytuliłam i zabrałam mimo sprzeciwu Krzyśka. I został moim pupilem. I jest nim do dzisiaj mimo, że sporo kotów od tego czasu już do domu przybyło. I pupilem pozostanie bo jest wspaniałym, przymilnym, nakolanowym pieszczochem...
Od dziś mam remont w domu. Ma potrwać dwa dni oby jakoś je przeżyć...
Wróciłam po kilku dniach nieobecności...
Subskrybuj:
Posty (Atom)