Dziś św. Łucji. Według dawnych wierzeń od tego dnia należy śledzić jaka pogoda będzie w następne 12 dni co wskaże jaka będzie pogoda w poszczególne 12 miesięcy przyszłego roku.
Kiedy na Łucję mróz smaruj wóz
Łucja głosi jaka pogodę styczeń przynosi
Po św. Łucji pogoda na koniec grudnia śnieg poda
Czy w tym roku się sprawdzi?
Dojrzałam już do kupna czytnika i nawet wybrałam model. To nie kindle, bo ten z trudnością radzi sobie z PDF, a ja głównie takie książki czytam, bo zgrywam z Chomika. Jeśli kupuję książki to papierowe. Może to się kiedyś zmieni, bo już miejsca na książki nie mam. Mogę np. powieści kupować w formie e-booków. Czytnik, który wybrałam nie jest drogi i radzi sobie nieźle z PDF. Ostatnio nauczyłam się konwertować e-booki z PDF na EPUB na calibre. Jest to proste.Wychodzą zazwyczaj niezłe. Czasem tylko brak polskich znaków. Czytnik kupię w sklepie stacjonarnym, żeby z ewentualną naprawą czy wymianą problemów nie było. Model jest bez podświetlenia, ale ono jest mi zbędne, bo czytać będę w domu przy lampie.
Ostatnio znowu zaczęłam grać w planszówki. Grałam w wersję karcianą Osadników z Catanu i w Mistrza Słowa. Pobuszowałam też w internecie i kupiłam z okazji świąt dwie nowe gry - Dziedzictwo i Scrabble. Kuszą mnie też inne gry w tym najbardziej Agricola. Jest to jednak dość trudna gra i dlatego z zakupem jej ciągle zwlekam.
Zastanawiam się czy by mi się podobały gry na komputer. Kiedyś grałam w Simsy i nawet byłam zadowolona. Dziś też kupiłam dostęp do Simsów 3 przez platformę Orgin. Chciałam wypróbować czy gra Sims 3 zadziała z moim Windowsem 8. Zapłaciłam parę groszy i grałam przez kilka godzin. Zastanawiam się czy nie założyć sobie konta na Orginie i nie zacząć grać. Wiem, że to strata czasu, ale ponoć w starszym wieku granie w gry także komputerowe jest korzystne. Jeszcze pomyślę...
Mój własny świat... życie codzienne, twórczość, ciepłe, swojskie klimaty, nieco romantyzmu, szczypta magii i całkiem sporo pozytywnych emocji...
Codzienność
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przysłowia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przysłowia. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 13 grudnia 2015
środa, 4 listopada 2015
Listopad, ćwiczenia, kuszące książki, czyrak i coś na ząb...
Gdy listopad mroźny to lipiec niegroźny
Deszcz z początkiem listopada mrozy w styczniu zapowiada
Gdy mróz na Marcina będzie tęga zima
Od świętego Marcina zima się zaczyna
Gdy Marcin w śniegu przybieżał całą zimę będzie leżał
Deszcz w połowie listopada tęgą zimę zapowiada
Listopad ciecze, marzec nie podpiecze
W listopadzie kapusty pełne kadzie
Listopad. Przyroda przygotowuje się do zimy. Wprawdzie jest jeszcze ciepło i ciepło przez kilka dni ma być, ale późną jesień już widać i czuć. Drzewa coraz bardziej gubią liście, zwierzęta coraz więcej jedzą. U mnie niektóre koty tyją z dnia na dzień. Muszę ograniczać im jedzenie. Pikuś też ma apetyt i wszystko z miski znika. Ptaki przylatują na miejsce karmienia całymi stadami. Ostatnio były trzy sroki. Jadły ziarno wysypane dla gołębi i wróbelków. Kilka dni temu obudziłam jeża, który spał w stercie liści. Dobrze, że sprawdziłam, a nie spaliłam jej. Byłoby nieszczęście. Ja jestem praktycznie do zimy przygotowana. Pozostały mi do zamknięcia i zabezpieczenia przed zimnem dwa okienka piwniczne. Trzeba je będzie utkać szmatami. Oba, bo w jednej piwnicy trzymam ziemniaki, a w drugiej są rurki od wody. Jeszcze ich nie zabezpieczyłam. Muszę w końcu to ocieplenie kupić.
Odchudzanie mi idzie. Waga spada i dietę trzymam mimo stresów. Jak na mnie też sporo ćwiczę. Codziennie 15 minut hui chun gong, a dziś dołożyłam 40 minut jogi. Następne 40 minut będzie w sobotę. Przejrzałam ćwiczenia na Vitalii i znalazłam chyba też coś dla siebie. Mianowicie pilates i chyba stretching. Te pierwsze ćwiczenia znam, ale stretching to dla mnie nowość. Myślę, żeby kupić sobie jakąś książkę na ten temat...Kusi mnie też druga...Też z ćwiczeniami. Za tydzień zabiorę się jeszcze za tai chi.
Ostatnio mam problem, bo na twarzy zrobił mi się spory czyrak. Chyba będzie trzeba zastosować maść ichtiolową, ale boję się, że się jeszcze powiększy zanim pęknie i się oczyści. Na szczęście go nie widać i nie boli tak bardzo. Do chirurga raczej z tym nie pójdę, bo w kolejce czekać nie będę. To już wolę z czyrakiem chodzić. Całe życie mi się robiły czyraki. Już miałam kilka razy twarz ciętą. Mam to po tacie. On też miał problem z tłustą skórą. Plaga jakaś czy co...
A na koniec przepis na dietetyczne placuszki z cukinii
kawałek cukinii/plaster/
2 cm marchwi
kawałeczek cebuli
sól
pieprz
zioła u mnie cząber i tymianek
olej
otręby owsiane
jajko
Warzywa zetrzeć na tarce, dodać jako, przyprawy i tyle otrąb by konsystencja była jak na placki ziemniaczane. Smażyć na oleju. Ja je jem z chutney lub ketchupem. Czasem z majonezem.
Deszcz z początkiem listopada mrozy w styczniu zapowiada
Gdy mróz na Marcina będzie tęga zima
Od świętego Marcina zima się zaczyna
Gdy Marcin w śniegu przybieżał całą zimę będzie leżał
Deszcz w połowie listopada tęgą zimę zapowiada
Listopad ciecze, marzec nie podpiecze
W listopadzie kapusty pełne kadzie
Listopad. Przyroda przygotowuje się do zimy. Wprawdzie jest jeszcze ciepło i ciepło przez kilka dni ma być, ale późną jesień już widać i czuć. Drzewa coraz bardziej gubią liście, zwierzęta coraz więcej jedzą. U mnie niektóre koty tyją z dnia na dzień. Muszę ograniczać im jedzenie. Pikuś też ma apetyt i wszystko z miski znika. Ptaki przylatują na miejsce karmienia całymi stadami. Ostatnio były trzy sroki. Jadły ziarno wysypane dla gołębi i wróbelków. Kilka dni temu obudziłam jeża, który spał w stercie liści. Dobrze, że sprawdziłam, a nie spaliłam jej. Byłoby nieszczęście. Ja jestem praktycznie do zimy przygotowana. Pozostały mi do zamknięcia i zabezpieczenia przed zimnem dwa okienka piwniczne. Trzeba je będzie utkać szmatami. Oba, bo w jednej piwnicy trzymam ziemniaki, a w drugiej są rurki od wody. Jeszcze ich nie zabezpieczyłam. Muszę w końcu to ocieplenie kupić.
Odchudzanie mi idzie. Waga spada i dietę trzymam mimo stresów. Jak na mnie też sporo ćwiczę. Codziennie 15 minut hui chun gong, a dziś dołożyłam 40 minut jogi. Następne 40 minut będzie w sobotę. Przejrzałam ćwiczenia na Vitalii i znalazłam chyba też coś dla siebie. Mianowicie pilates i chyba stretching. Te pierwsze ćwiczenia znam, ale stretching to dla mnie nowość. Myślę, żeby kupić sobie jakąś książkę na ten temat...Kusi mnie też druga...Też z ćwiczeniami. Za tydzień zabiorę się jeszcze za tai chi.
Ostatnio mam problem, bo na twarzy zrobił mi się spory czyrak. Chyba będzie trzeba zastosować maść ichtiolową, ale boję się, że się jeszcze powiększy zanim pęknie i się oczyści. Na szczęście go nie widać i nie boli tak bardzo. Do chirurga raczej z tym nie pójdę, bo w kolejce czekać nie będę. To już wolę z czyrakiem chodzić. Całe życie mi się robiły czyraki. Już miałam kilka razy twarz ciętą. Mam to po tacie. On też miał problem z tłustą skórą. Plaga jakaś czy co...
A na koniec przepis na dietetyczne placuszki z cukinii
kawałek cukinii/plaster/
2 cm marchwi
kawałeczek cebuli
sól
pieprz
zioła u mnie cząber i tymianek
olej
otręby owsiane
jajko
Warzywa zetrzeć na tarce, dodać jako, przyprawy i tyle otrąb by konsystencja była jak na placki ziemniaczane. Smażyć na oleju. Ja je jem z chutney lub ketchupem. Czasem z majonezem.
sobota, 3 października 2015
Przysłowia, przygotowania do zimy, robótki i nieudana dieta...
Gdy październik ciepło trzyma, zwykle mroźna bywa zima
Gdy październik ze śniegiem przybieży, na wiosnę długo śnieg na polach leży.
Październik chodzi po kraju, cichnie ptactwo w gaju.
Liść na drzewie mocno trzyma, nie tak prędko przyjdzie zima.
Jesień zamglona to zima zaśnieżona.
Pogoda jest ładna - ciepło i słonecznie. Noce już zimne tak, że prawie codziennie palę w piecu kominkowym. Jeszcze kilka dni i mogą się pojawić przymrozki. Trzeba by zerwać ostatnie dynie i kabaczka. Opału jeszcze nie mam w zapasie. Myślę w tym roku o kupieniu z dwóch kubików drewna. Byłoby na wczesne palenie. Węgiel bym zostawiła na większe mrozy.
Dziś Krzysiek sprząta resztkę gruzu z tynku zbitego z ocieplanej ściany. Sąsiad mu pomaga i wywozi gruz wózkiem. Trzeba trochę porządku od ulicy w ogródku zrobić. Choć i tak nie będzie idealnie, bo plewić nie ma kto.
W przyszłym tygodniu w środę Krzysiek wyjeżdża do Oszczywilka na dwa dni. Mają z Darkiem zrobić porządek na grobach i zabezpieczyć dom na zimę. Trzeba zakręcić wodę i ogacić zawór. trzeba też poprawić kilka dachówek, bo się do kuchni leje. Nie lubię jak jedzie z Darkiem. Za szybko jeżdżą. Nie ma ich kto stopować.
Ja ostatnio znowu działam robótkowo. Wczoraj zrobiłam obrazek i butelkę. Dziś następna butelka się moczy. Przyszły mi też skrzyneczki i chustecznik. Będzie co robić, ale to już chyba ostatnie decu w tym roku. Niedługo może być w pracowni zbyt zimno i trzeba się będzie przenieść z robótkami do pokoju dziennego. Przyjdzie czas na akwarele, pastele, może rysunki węglem i sangwiną, oleje na papierze, szydełko, hafty, kredki akwarelowe.
Dieta mi nie idzie. Nic nie chudnę. Motywacja mi uleciała z wiatrem. Chyba sobie zrobię dłuższą przerwę z tym terrorem. Ja mam dość i organizm ma dość.
Gdy październik ze śniegiem przybieży, na wiosnę długo śnieg na polach leży.
Październik chodzi po kraju, cichnie ptactwo w gaju.
Liść na drzewie mocno trzyma, nie tak prędko przyjdzie zima.
Jesień zamglona to zima zaśnieżona.
Pogoda jest ładna - ciepło i słonecznie. Noce już zimne tak, że prawie codziennie palę w piecu kominkowym. Jeszcze kilka dni i mogą się pojawić przymrozki. Trzeba by zerwać ostatnie dynie i kabaczka. Opału jeszcze nie mam w zapasie. Myślę w tym roku o kupieniu z dwóch kubików drewna. Byłoby na wczesne palenie. Węgiel bym zostawiła na większe mrozy.
Dziś Krzysiek sprząta resztkę gruzu z tynku zbitego z ocieplanej ściany. Sąsiad mu pomaga i wywozi gruz wózkiem. Trzeba trochę porządku od ulicy w ogródku zrobić. Choć i tak nie będzie idealnie, bo plewić nie ma kto.
W przyszłym tygodniu w środę Krzysiek wyjeżdża do Oszczywilka na dwa dni. Mają z Darkiem zrobić porządek na grobach i zabezpieczyć dom na zimę. Trzeba zakręcić wodę i ogacić zawór. trzeba też poprawić kilka dachówek, bo się do kuchni leje. Nie lubię jak jedzie z Darkiem. Za szybko jeżdżą. Nie ma ich kto stopować.
Ja ostatnio znowu działam robótkowo. Wczoraj zrobiłam obrazek i butelkę. Dziś następna butelka się moczy. Przyszły mi też skrzyneczki i chustecznik. Będzie co robić, ale to już chyba ostatnie decu w tym roku. Niedługo może być w pracowni zbyt zimno i trzeba się będzie przenieść z robótkami do pokoju dziennego. Przyjdzie czas na akwarele, pastele, może rysunki węglem i sangwiną, oleje na papierze, szydełko, hafty, kredki akwarelowe.
Dieta mi nie idzie. Nic nie chudnę. Motywacja mi uleciała z wiatrem. Chyba sobie zrobię dłuższą przerwę z tym terrorem. Ja mam dość i organizm ma dość.
sobota, 13 czerwca 2015
Upały, inwazja mrówek, anioły, remont i przepis na placki z cukini...
Czerwiec po deszczowym maju, często dżdżysty w naszym kraju
Czerwiec gdy zagrzmi, gdzie zorze zachodzą, ryby się obficie urodzą
Czerwiec nosi dni gorące kosa dzwoni już na łące
Grzmoty czerwca rozweselają rolnikom serca
Czerwiec mokry, zimny maj, gospodarzom pewny raj
Czerwiec stały grudzień doskonały
Pogoda jak dla mnie okropna - upał i sucho. Dobrze, że chociaż trochę chmur się trafia, ale i tak nie ma czym oddychać. Męczę się od wczoraj. Koty też leżą półżywe i piją całe litry wody. W ogrodzie wszysko mdleje. Wczoraj miała być burza z deszczem, ale nas minęła w odległość 50 km według strony, którą ostatnio pilnie śledzę https://burze.dzis.net/?page=mapa . Dziś też burze chyba przejdą bokiem. Najgorsze jest to, że nie będę mogła podlać ogródka, bo Krzysiek jest w pracy i wróci późno. Pewnie wykończony.
Ostatnio na moich schodach do domu pojawiła się cała masa mrówek. Maszerują dziarsko i są coraz bliżej drzwi do ganku. Obawiam się inwazji w domu. Chemią ich nie chcę potrakować, a środki naturalne jak na razie nie za bardzo je odstraszają. Zastosowałam do tej pory sól, cynamon i liście mięty i lawendy. Dopiero liście pomidora trochę je zniechęciły. Dziś walki część dalsza. Mam zamiar wyłożyć szmaty nasączone octem. Zobaczymy...
Od kilku dni pracuję więcej z aniołami. Wczoraj zrobiłam sobie zabieg Engel Ki, a dziś medytację. Później kupiłam sobie amulet anielski. Podobno jest skuteczny i przynosi szczęście. Wprawdzie mnie anioły wspierały i bez amuletu, ale takie wzmocnienie nie zaszkodzi.
Wczoraj zadzwonił znajomy, że za kilka dni zaczyna u mnie remont. Tym razem będzie robiona ściana, którą zniszczył winobluszcz. Mam zamiar ja ocieplić. Będzie też uszczelniana rynna i tynkowane trzy kominy. Przy okazji kominy zostaną wyczyszczone. Trzeba też poprawić wykończenie koło jednego komina, bo jest zrobione źle i w czasie intensywnego deszczu woda mi cieknie do kuchni. Zejdzie chyba z tydzień. Następny remont planuję w późniejszym terminie, ale czy się zdecyduję? Czy mi wystarczy cierpliwości i energii do sprzątania po? Powinnam w końcu zrobić tą łazienkę. Czas najwyższy...Pieniądze są zebrane, mało, ponieważ chcę by było tanio i Krzysiek się zgodził. Ma być cegła, sporo drewna, białego nierównego tynku i wikliny, a na podłodze gumolit i tkany dywanik. Wnętrze ma być ponadczasowe, przytulne i klimatyczne. Żadnych kafelek, lustrzanych ścian i reflektorów. Nic nowoczesnego.
A na koniec placki z cukini.
kawałek cukini
kawałek papryki
cebula
sól
pieprz
mąka
jajko
łyżka otrąb
olej
zioła
ząbek czosnku
Cukinię i cebule zetrzeć na tarce, dodać pokrojoną paprykę i pozostałe składniki tak, by masa przypominała masę z której robi się placki ziemniaczane. Smażyć na mocno rozgrzanym oleju. Przewracać osrożnie.
poniedziałek, 4 maja 2015
Spacer po lesie, plany na zbiory ziół, kleszcze i jadalne kwiaty...
Chłodny maj dobry urodzaj
Jak burze w maju częste, snopki gęste
Jak w maju zimno to w stodole ciemno
Deszcz majowy czyste złoto. Chłopie pospiesz się z robotą.
Jaki będzie ten maj przewidzieć trudno. Prognozy mrozami nie straszą. Upałami też nie. Zobaczymy...
Wczoraj byłam z Krzyśkiem w lesie. Wybrałam się, żeby się zorientować jakie zioła mogę już zebrać. Chodziło mi głównie o mniszek, pączki sosny, świerka i pączki brzozy. Mniszka nie znalazłam. Pączki świerka jeszcze nie są gotowe do zbioru. Pączki brzozy zmieniły się w liście, które zbiorę w czwartek. Pączki sosny już też można zbierać. Będzie z nich nalewka oraz syrop na kaszel i przeziębienie. Liście brzozy natomiast są przydatne między innymi podczas przeziębienia, bo działają napotnie. Ja je zbieram głównie z powodu właściwości przeciwreumatycznych i poprawiających przemianę materii. Czyszczą też nerki i odtruwaja układ krwionośny. Wczoraj zerwałam liście lilaka mające włściwości napotne. Jutro będę zbierać przytulię. Po wycieczce znalazłam dwa kleszcze na Pikusiu, jednego na Krzyśku i jednego na sobie. Czas kupić psu jakiś preparat zabezpieczający. Myślałam o obroży. Przydało by się też kupić pompkę do odsysania jadu. Ponoć dobrze się sprawdza. W lesie został już wyłożony preparat dla lisów na wściekliznę. Niewiele brakowało, żeby się Pikuś do niego nie dobrał. W ostatniej chwili go Krzysiek odciągnął. Na szczęście był na smyczy, bo luzem w lesie go nie puszczamy ze względu na zwierzęta i myśliwych, którzy do psów w lasach strzelają.
Dziś jadę do miasta po suchy nawóz bydlęcy i sadzonki kapusty. Kupię zwykłą i włoską. Może też kupię parę sałat. Mam również mamie kupić pelargonię i werbenę oczywiście czerwone, bo tylko takie lubi. Kupię też kolejne nasiona dyni, bo już 3 opakowania kupiłam i nic nie kiełkuje. Kabaczki wysiane w tym samym czasie już są piękne. Jeśli mi się uda to kupię też mamie książkę Moniki Jaruzelskiej. Po południu jak nie będzie deszczu pójdę dalej plewić pod porzeczkami. Mam też zamiar upiec bułki z czosnkim niedźwiedzim.
A na koniec lista kwiatów, których smaku spróbuję w tym roku. Będę je dodawać do zapiekanek, tart i omletów. Oczywiście tak, żeby Krzysiek nie wiedział, bo chyba by nie zjadł. Choć kto go tam wie? W końcu ostatnio przekonał się do pokrzywy, którą dodałam do tarty. Sporo jej było. Przyznałam się dopiero wtedy gdy już zjadł i pochwalił...Wielkie oczy zrobił...
bez czarny
lilak,
begonia
bratek
czosnek
dziurawiec
floks
funkia
grusza
gwiazdnica
jabłoń
koniczyna
mniszek
nasturcja
nagietek
ogórecznik
rumianek
słonecznik
szczypiorek
śliwka
rzodkiewka
wiśnia
sobota, 7 lutego 2015
Odśnieżanie, masażery i farszynki..
Luty podkuj buty
Kiedy w lutym rosa pada nowe mrozy zapowiada
Gdy mróz w lutym mocno trzyma wtedy już niedługa zima
Kiedy luty schodzi człek po wodzie chodzi.
Luty zima trzyma. Oby to była zapowiedź wczesnej wiosny. Dziś cały dzień świeciło słońce. Mrozu nie było, ale w nocy ma chwycić na tyle solidny, że trzeba będzie rozpalić w piecokuchni. W piątek trochę odśnieżałam i dziś nie bardzo mogę się ruszać. Odśnieżania jest sporo, bo dom długi na ponad 20 m i jeszcze wjazd i podwórko spore. Odśnieżyć trzeba było, gdyż do mamy miał przyjechać węgiel. Nie lubię tego robić i zazwyczaj robi to Krzysiek. Ostatnio nie mógł, ponieważ musiał narąbać drzewa. Spadło więc na mnie.
Myślę o tym, żeby pomóc mojemu biednemu kręgosłupowi i wymyśliłam masaż, a raczej masażer. Nie wiem tylko czy zakup się opłaci, bo nie znam nikogo kto by takowe urządzenie posiadał i kto by chwalił. Sprzęt trochę kosztuje jak na moje dochody i nie chciałabym utopić pieniędzy. Z drugiej strony masaż na gorącym łóżku mi pomaga i nawet rwa mi przechodzi. Sprzęt ma dobre opinie, albo jest tylko dobrze reklamowany. Nie da się tego przewidzieć.
Napewno za to sobie sprawię masażer do stóp. Ma go moja znajoma i bardzo sobie chwali. Stopy są ważne i znajdują się na nich receptory. Nie od dziś wiadomo, że refleksologia pomaga na wiele przypadłości. Tak więc odprężenie stóp koi i wręcz leczy. Od zawsze moczenie stóp w pachnącej wodzie czy soli bardzo dobrze na mnie wpływało. Lubię też sobie stopy wymasować i naoleić.
Nadal jestem na diecie. Krzysiek też chce parę kilo zrzucić. Dziś na obiad miał farszynki z papryką. Ja zjadłam zupkę Allevo i odrobinę tuńczyka.
Farszynki
10 dkg mięsa mielonego
łyżka bułki tartej
pół niewielkiej papryki
kawałek cebuli
jajko
sól
pieprz
przyprawa do mięsa
cząber
tymianek
czosnek
Mięso wymieszać z przyprawami, bułką i jajkiem nadziewać podduszoną papryką i cebulą. Piec najlepiej w piekarniku w 200 stopniach, bo wtedy nie chłonie tłuszczu. Można na patelni...
wtorek, 13 stycznia 2015
To i owo o pogodzie, przewidywanie pogody, dieta z torebek, pasztet, kurs i akwarela...
Prawie połowa stycznia, a zimy nie widać. Pogoda jest jaka jest i na inną nie ma co liczyć w najbliższym czasie. U mnie jest ciepło na tyle, że w piecokuchni nie potrzebuję palić. Sypialnię podgrzewam konwektorem i jest dobrze. Ciekawe jaki będzie luty. Według przysłów taki styczeń jest bardzo niekorzystny. I tak
- Styczeń najmroźniejszy roczek najpłodniejszy
- Gdy w styczniu deszcz leje złe robi nadzieje
- Jak styczeń zachlapany to lipiec zapłakany
- Kiedy w styczniu woda huczy to na wiosnę mróz dokuczy
- Kiedy syczeń mokry trzyma zwykle długa bywa zima
- Kiedy w styczniu lato w lecie zima za to
Zobaczymy. Na razie dobrze to nie wygląda.
Ostatnio wzięłam się za siebie i zaczęłam ponownie się odchudzać. To co nabrałam przez zimowe szaleństwo typu święta i Sylwester już prawie zrzuciłam. Teraz walczę dalej, żeby te 10 kg, które chcę w tym roku zrzucić, spadło. Na początek kupiłam sobie na tydzień dietę Allveo. Jest to dieta podobna do Cambridge, na której trochę schudłam. Polega ona na jedzeniu tylko gotowych posiłków. Ja kupiłam zupy brokułowe z ziołami, ziemniaczano-porowe i grzybowe. Są jeszcze dostępne owsianki i koktaile. Zobaczymy ile schudnę i jaki te zupy mają smak. Cambridge są ohydne, ale sycące i jeść się po nich nie chce. Waga spada tydzień po tygodniu. Wiem, że to chemia, ale schudnąć muszę, a rozsądne diety na mnie nie działają. Czasem na nich wręcz tyję. Na razie póki zupy nie przyjdą jestem na diecie owsiankowej. Na mnie działa. Z dukanem się wstrzymam, a warzywne diety zostawię sobie na wiosnę gdy już będę miała gdzie kupić warzywa.
Mam też zamiar w najbliższym czasie kupić sobie zioła Klimuszki czyli:
korzeń mniszka
kora kruszyny
skrzyp
krwawnik
pięciornik
szałwia
morszczyn
znamię kukurydzy
korzeń wilżyny
owocnia fasoli
korzeń lubczyka
Dziś dietkuję, a mam zrobić pasztet z ryby i pewnie trochę zjem, bo go bardzo lubię.
50 dkg ryby
2 jajka
cebula
sól
pieprz
bułka tarta
olej
przyprawa do ryby
Cebulę rozdrobnić i poddusić na oleju. Rybę zmielić. Wymieszać z bułką, cebulą, przyprawami i jajkami. Włożyć do keksówki i piec 30 minut w 180 stopniach. Można dodać rodzynek i chrzanu.
Od jutra zaczyna mi się następny stopień kursu pisarskiego. Zapowiada się ciekawie, a u mnie weny ani widu, ani słychu. Ciekawe jak będę pisać ćwiczenia i teksty do krytyki. Całkiem się skompromituję. Pokombinować nie mogę, bo nauczyciel jest ten sam i kursanci niektórzy też. Wstyd będzie...
Ostanio sporo maluję tzn co najmniej jeden obrazek dziennie. Tu weny nie brak. Akryle na razie odstawiłam z powodu zimna w pracowni. Wrócę do nich wiosną. Od wczoraj maluję akwarele. Było by nienajgorzej gdyby nie trawa, którą muszę poćwiczyć, żeby cieniutkie kreski wychodziły...Powinnam też popracować nad brzozami, bo są zbyt płaskie...Uczę się jednak i te moje malunki stają sie coraz lepsze. Podobno jest postęp...
To jeszcze pastele olejne. Powinnam popracować nad drugim planem.
I pastele suche. Tu ponoć jest dobrze...
Dziś też będę malować i może poczytam trochę.
- Styczeń najmroźniejszy roczek najpłodniejszy
- Gdy w styczniu deszcz leje złe robi nadzieje
- Jak styczeń zachlapany to lipiec zapłakany
- Kiedy w styczniu woda huczy to na wiosnę mróz dokuczy
- Kiedy syczeń mokry trzyma zwykle długa bywa zima
- Kiedy w styczniu lato w lecie zima za to
Zobaczymy. Na razie dobrze to nie wygląda.
Ostatnio wzięłam się za siebie i zaczęłam ponownie się odchudzać. To co nabrałam przez zimowe szaleństwo typu święta i Sylwester już prawie zrzuciłam. Teraz walczę dalej, żeby te 10 kg, które chcę w tym roku zrzucić, spadło. Na początek kupiłam sobie na tydzień dietę Allveo. Jest to dieta podobna do Cambridge, na której trochę schudłam. Polega ona na jedzeniu tylko gotowych posiłków. Ja kupiłam zupy brokułowe z ziołami, ziemniaczano-porowe i grzybowe. Są jeszcze dostępne owsianki i koktaile. Zobaczymy ile schudnę i jaki te zupy mają smak. Cambridge są ohydne, ale sycące i jeść się po nich nie chce. Waga spada tydzień po tygodniu. Wiem, że to chemia, ale schudnąć muszę, a rozsądne diety na mnie nie działają. Czasem na nich wręcz tyję. Na razie póki zupy nie przyjdą jestem na diecie owsiankowej. Na mnie działa. Z dukanem się wstrzymam, a warzywne diety zostawię sobie na wiosnę gdy już będę miała gdzie kupić warzywa.
Mam też zamiar w najbliższym czasie kupić sobie zioła Klimuszki czyli:
korzeń mniszka
kora kruszyny
skrzyp
krwawnik
pięciornik
szałwia
morszczyn
znamię kukurydzy
korzeń wilżyny
owocnia fasoli
korzeń lubczyka
Dziś dietkuję, a mam zrobić pasztet z ryby i pewnie trochę zjem, bo go bardzo lubię.
50 dkg ryby
2 jajka
cebula
sól
pieprz
bułka tarta
olej
przyprawa do ryby
Cebulę rozdrobnić i poddusić na oleju. Rybę zmielić. Wymieszać z bułką, cebulą, przyprawami i jajkami. Włożyć do keksówki i piec 30 minut w 180 stopniach. Można dodać rodzynek i chrzanu.
Od jutra zaczyna mi się następny stopień kursu pisarskiego. Zapowiada się ciekawie, a u mnie weny ani widu, ani słychu. Ciekawe jak będę pisać ćwiczenia i teksty do krytyki. Całkiem się skompromituję. Pokombinować nie mogę, bo nauczyciel jest ten sam i kursanci niektórzy też. Wstyd będzie...
Ostanio sporo maluję tzn co najmniej jeden obrazek dziennie. Tu weny nie brak. Akryle na razie odstawiłam z powodu zimna w pracowni. Wrócę do nich wiosną. Od wczoraj maluję akwarele. Było by nienajgorzej gdyby nie trawa, którą muszę poćwiczyć, żeby cieniutkie kreski wychodziły...Powinnam też popracować nad brzozami, bo są zbyt płaskie...Uczę się jednak i te moje malunki stają sie coraz lepsze. Podobno jest postęp...
To jeszcze pastele olejne. Powinnam popracować nad drugim planem.
I pastele suche. Tu ponoć jest dobrze...
Dziś też będę malować i może poczytam trochę.
wtorek, 23 grudnia 2014
Zwyczaje wigilijne, symbolika potraw, zapiekanka z brukselki i parę przysłów...
Jutro Wigilia. U mnie będzie późno, ale za to będzie przygotowywana na kuchni węglowej. Potrawy wyjdą wyborne, a i ja będę miała frajdę gotując. Potraw mam przygotować w zasadzie 7/gotowanych/, ale na stół położę też dodatki w postaci owoców, śledzi, ciast i orzechów. Uzbiera się 12 i będzie problem ze spróbowaniem wszystkiego. Mają być potrawy tradycyjne, gotowane u mnie w domu od pokoleń czyli od czasów, gdy gospodarowała moja prababcia. Upłynęło już ponad 100 lat od czasów gdy wyszła za mąż i została panią domu... I tak będzie zupa grzybowa z łazankami, kapusta z grzybami i z śmietaną/gotowana na rzadko/, kapusta duszona/gęsta/, grzyby w śmietanie, pierogi ze słodkiej kapusty i grzybów, ryby smażone i kompot z suszonych śliwek. Do tego będzie sernik, makowiec, pierniczki, koreczki śledziowe, jabłka, gruszki i pomarańcze. Mam też orzechy włoskie i laskowe. Może zrobię kutię, bo Krzysiek ma ochotę jak zwykle na wszysko co słodkie. Niestety ryby będą morskie, choć powinnien być karp. Nie pozwolę jednak na morderstwo w domu, a filetów nie mogłam nigdzie kupić. Szkoda...
Potrawy podawane na wieczerzę mają swoją symbolikę. I tak tradycyjnie:
ryba to zmartwychwstanie, płodność i obfiość oraz siła, zdrowie i dostatek
mak - płodność i urodzaj
pszenica - bogactwo i pieniądze
orzechy - pieniądze, płodność, pojednanie, intelekt, sprawiedliwość
śliwki - odpędzają złe moce i zapewniają długowieczność
jabłka - miłość, odkupienie, zdrowie, pokój
gruszki - długie życie i szczęście
Warto też dodać przyniesionego w tym dniu jałowca do domu, bo odpędza złe moce i złodziei.
Z Wigilią wiąże się wiele zwyczajów. U mnie w domu np. w ten dzień dzieci muszą być grzeczne, bo jeśli oberwią to będą obrywać cały rok. W tym dniu trzeba po kolacji pójść z opłakiem do zwierząt, a przy stole pozostawia się oczywiście pusty talerz dla niespodziewanego gościa. Jest też przynoszone sianko lub słoma do domu. Po kolacji warto okadzić dom i pozostawić trochę jedzenia dla dusz odwiedzających miejsce w którym kiedyś żyły. Gdy byłam dzieckiem wierzyłam, że o północy zwierzęta mówią ludzkim głosem. Gdy byłam panną zamiatałam w Wigilię podłogę i wynosiłam śmieci na dwór nasłuchując z której strony zaszczeka pies. Z tej strony miał nadejść mój mąż. Z Wigilią związane jest tez przepowiadanie pogody i przysłowia.
Adam i Ewa pokazują jaki styczeń i luty po nich następują
Gdy w Wigilie pogodnie będzie tak cztery tygodnie
Gdy w dzień Adama i Ewy pięknie mróz prędko pęknie
Jak w Wilię z dachu ciecze jeszcze sie zima przewlecze
Gdy choinka tanie w wodzie jajko toczy się po lodzie
Jeśli dzień w Wigilie pogodny roczek będzie urodny.
Dziś mam trochę luzu. Będę czytać i rysować. Z obowiązków mam tylko wytrzeć kurze, upiec boczek i przygotować obiad. Będzie zapiekanka. Tym razem dość wykwintna jak dla mnie wersja zapiekanki z brukselką. Nie robię jej zbyt często, bo składa się z wielu składników i nie zawsze wszystkie na raz mam je w domu.
6 sporych ziemniaków
cebula, 25 dkg brukselki
marchew
kilka pieczarek
10 dkg boczku lub kiełbasy
2 jajka na twardo
sół
pieprz
ser żóły
tymianek
Ziemniaki, brukselkę i marchew ugotować i rozdrobnić, pieczarki i cebulę poddusić, jajka ugotować. W naczyniu układać warstwami, każdą przyprawiając. Na koniec posypać starym serem. Zapiekać około 40 minu w temperaturze 200 stopni.
W Wigilię u mnie będzie post cały dzień. No prawie, bo na obiad zjem ziemniaki pieczone z masłem i może kawałek śledzia. Tak było u mnie w domu zawsze i tak będzie w tym roku.
niedziela, 21 grudnia 2014
Yule, przesilenie, św. Tomasza, trochę wspomnień, przygotowania do świąt i rysunki...
Dziś przesilenie i Yule, a jutro tuż po połnocy początek astronomicznej zimy. Sabat Yule to pradawne święto. Wtedy to czci się wydanie na świat przez Boginię matkę Pana światła. Święto jest radosne, bo świat po mrocznych miesiącach ponownie zostaje skąpany w świetle. Powraca jasność i znowu można cieszyć się życiem. Ten magiczny czas przesilenia, w tym roku u mnie będzie obchodzony dość skromnie. Nie będzie ogniska. Będą za to świece. Ubiorę też stroiki, zjem orzechów laskowych i włoskich, wypiję wino z korzeniami. Okadzę mieszkanie rozmarynem, szałwią i jałowcem. Może też spalę w płomieniu białej świecy, bo fioletowej nie udało mi sie kupić, kartkę z wypisanymi problemami, żeby odeszły ze starym rokiem. Po skończonym rytuale popiół oczywiście zakopię w ziemi. I to będzie tyle. Wróżyć nie będę. Tarota na cały rok 2015 postawię sobie w Sylwestra. Łatwo zauważyć, że święto to podobnie się obchodzi jak Wigilię i Boże Narodzenie.
Dziś też jest św. Tomasza czyli czas, gdy kiedyś zaczynały się przygotowania do świąt. Bito wtedy między innymi utuczone wieprzki i stąd przysłowie - Święty Tomasz siedzi w dole wieprzki kole.
Inne przysłowia na Tomasza dotyczyły pogody choć nie tylko. Babcia szczegółnie często cytowała mi:
Na Tomasza nie chodź do lasa
Jaka pogoda Tomaszowa taka będzie i majowa
Gdy na Tomasza deszcz pada zmienną zimę zapowiada
Gdy na Tomasza pogoda styczeń silne wiatry poda
U mnie w domu w okolicach Tomasza zaczynało się wędzenie szynek, boczków, kiełbas i schabów. Trzeba się było spieszyć, żeby zdążyć przed Wigilią, bo wtedy już były inne prace do wykonania. Dziadek np. ubierał szopkę, kobiety przygotowywały wieczerzę, a moim zadaniem było ubranie aż trzech choinek w domu. Było ich tyle, bo byłam jedynaczką i trzeba było ubrać choinkę rodziców, babci i cioci Resi, a czasem i czwartą cioci Ali. Innych przecież dzieci w domu nie było. Choinki były duże często pod sufit i koniecznie żywe. Była masa cacek, łańcuchów, światełek. Pod choinkami na drugi dzień znajdowałam skromne prezenty. Zazwyczaj były to owoce, słodycze, gry i książki. Duże paki z zabawkami dostawałam na Mikołaja.
U mnie przygotowywanie do Wigili rozpoczęło się od zrobienia pierogów. Pierogi zrobiłam takie jak robiła zawsze babcia czyli ze słodkiej kapusty z grzybami i duszoną cebulką. Farsz przepuściłam przez maszynkę. Ciasto jest bez dodatku jajka. Zaparzane. Później pierogi obgotowałam, wysuszyłam rozłożone na stolnicy i zamroziłam. W Wigilię je jeszcze na chwilkę wrzucę do wrzątku. Podam z masłem, bo u mnie Wigilia jest postna tak jak bywało to kiedyś...
A na koniec dzisiejsze rysunki - sarenki...
Zmykam, bo czeka mnie jeszcze dokończenie przygotowywania jutrzejszego wędzenia. Muszę wyjąć mięso z solanki, obwiązać je i
powiesić do suszenia. Powinnam też pomóc Krzyśkowi w przygotowywaniu drewna. Będę potrzebowała sporo odporności psychicznej, ponieważ Krzysiek nic w niedziele robić nie lubi, a dziś klnie od rana, bo robić musi...
sobota, 13 grudnia 2014
Św. Łucji, coś na ząb, buda dla Pikusia, rysunki i szczypta magii...
Święta Łucja dnia przyrzuca
Kiedy na świętą Łucję mróz, to smaruj wóz
Święta Łucja głosi, jaką pogodę styczeń przynosi.
Dziś świętej Łucji. Dawniej tego dnia wróżono o plonach i pogodzie na przyszły rok. Wróżby polegały na tym, że obserwowano jaka będzie pogoda przez 12 dni, od św. Łucji do Wigilii i takie właśnie miały być miesiące następnego roku. Inna wróżba polegała na tym, że pogodę przewidywano sypiąc sól do 12 miseczek, które przypisywano do kolejnych miesięcy roku. Wilgotna sól w danych miseczkach oznaczała deszcze w danym miesiącu. U mnie dziś ciepło i przelotny deszcz, taki też powinien być styczeń. Zobaczymy czy się w tym roku sprawdzi.
Księżyc chudnie, zmierza w odwiecznym rytmie do nowiu. Dziś mam zamiar zrobić sobie rytuał oczyszczania mieszkania, bo Krzyśka nie ma w domu i piekłem mnie nie będzie straszył. Tym razem będzie o rytuał polegający na rozsypaniu soli po wszystkich kątach mieszkania, okadzeniu ich bylicą i przejściu po mieszkaniu z poświęconą świecą. Wyjdę też na dwór i we wszystkich rogach działki zakopię sól i bylicę. Rytuał jest bardzo skuteczny, wierzę w jego moc i wykonuję go regularnie. Mieszkanie oczyszczać warto co miesiąc, a nawet częściej w przypadku stresów czy konflików. Nieraz wystarczy jedna awantura i aura w mieszkaniu staje się aż ciężka. Po oczyszczeniu czuć jak ciężar znika i powietrze staje sie czystsze, inne.
Dziś na obiad mam zupę warzywną z dodakiem kukurydzy. Zupa jest smaczna i sycąca.
5 ziemniaków
cebula
marchew
czosnek
kawałek korzenia pietruszki
kawałek selera
3 kostku rosołku warzywnego
mąka
pieprz
tymianek
5 łyżek kukurydzy konserwowej
śmietana
Ziemniaki pokroić, dodać czosnek, starte na tarce warzywa, przyprawy i gotować z rosołkiem. Na koniec dodać kukurydzę i śmietanę, zabielić mąką. Można gotować z kiełbasą lub z boczkiem. Można dodać zacierek lub makaronu.
A na koniec problem z budą i Pikusiem. Sprawa ma się tak, że Pikuś śpi w ganku, nie zawsze ogrzewanym. Psina jest coraz starsza, ma króciutką sierść i prawie łysy brzuszek. Do domu go wziąć nie mogę na noc, bo lubi znaczyć meble i to by z pewnością robił w nocy, gdybym go nie pilnowała. Pomyślałam o tym, żeby mu kupić budę. I u jest problem, bo pożyczyłam budkę od koleżanki, żeby sprawdzić i on za skarby świata w niej spać nie chce. Nawet wejść nie wchodzi. Boi się. Gdy go Krzysiek próbuje zachęcić to się ze strachu moczy. Buda była nieużywana więc to nie problem obcego zapachu. Do naszej budy, kociej również wejść nie chce. No i nie wiem co zrobić. W styczniu czy w lutym mogą być tęgie mrozy i ogrzewanie ganku może nie wystarczyć. Pewnie będzie się trząsł rano z zimna...
Ostanie ptaszki tym razem węglem.Wolę sangwinę jednak...
Kiedy na świętą Łucję mróz, to smaruj wóz
Święta Łucja głosi, jaką pogodę styczeń przynosi.
Dziś świętej Łucji. Dawniej tego dnia wróżono o plonach i pogodzie na przyszły rok. Wróżby polegały na tym, że obserwowano jaka będzie pogoda przez 12 dni, od św. Łucji do Wigilii i takie właśnie miały być miesiące następnego roku. Inna wróżba polegała na tym, że pogodę przewidywano sypiąc sól do 12 miseczek, które przypisywano do kolejnych miesięcy roku. Wilgotna sól w danych miseczkach oznaczała deszcze w danym miesiącu. U mnie dziś ciepło i przelotny deszcz, taki też powinien być styczeń. Zobaczymy czy się w tym roku sprawdzi.
Księżyc chudnie, zmierza w odwiecznym rytmie do nowiu. Dziś mam zamiar zrobić sobie rytuał oczyszczania mieszkania, bo Krzyśka nie ma w domu i piekłem mnie nie będzie straszył. Tym razem będzie o rytuał polegający na rozsypaniu soli po wszystkich kątach mieszkania, okadzeniu ich bylicą i przejściu po mieszkaniu z poświęconą świecą. Wyjdę też na dwór i we wszystkich rogach działki zakopię sól i bylicę. Rytuał jest bardzo skuteczny, wierzę w jego moc i wykonuję go regularnie. Mieszkanie oczyszczać warto co miesiąc, a nawet częściej w przypadku stresów czy konflików. Nieraz wystarczy jedna awantura i aura w mieszkaniu staje się aż ciężka. Po oczyszczeniu czuć jak ciężar znika i powietrze staje sie czystsze, inne.
Dziś na obiad mam zupę warzywną z dodakiem kukurydzy. Zupa jest smaczna i sycąca.
5 ziemniaków
cebula
marchew
czosnek
kawałek korzenia pietruszki
kawałek selera
3 kostku rosołku warzywnego
mąka
pieprz
tymianek
5 łyżek kukurydzy konserwowej
śmietana
Ziemniaki pokroić, dodać czosnek, starte na tarce warzywa, przyprawy i gotować z rosołkiem. Na koniec dodać kukurydzę i śmietanę, zabielić mąką. Można gotować z kiełbasą lub z boczkiem. Można dodać zacierek lub makaronu.
A na koniec problem z budą i Pikusiem. Sprawa ma się tak, że Pikuś śpi w ganku, nie zawsze ogrzewanym. Psina jest coraz starsza, ma króciutką sierść i prawie łysy brzuszek. Do domu go wziąć nie mogę na noc, bo lubi znaczyć meble i to by z pewnością robił w nocy, gdybym go nie pilnowała. Pomyślałam o tym, żeby mu kupić budę. I u jest problem, bo pożyczyłam budkę od koleżanki, żeby sprawdzić i on za skarby świata w niej spać nie chce. Nawet wejść nie wchodzi. Boi się. Gdy go Krzysiek próbuje zachęcić to się ze strachu moczy. Buda była nieużywana więc to nie problem obcego zapachu. Do naszej budy, kociej również wejść nie chce. No i nie wiem co zrobić. W styczniu czy w lutym mogą być tęgie mrozy i ogrzewanie ganku może nie wystarczyć. Pewnie będzie się trząsł rano z zimna...
Ostanie ptaszki tym razem węglem.Wolę sangwinę jednak...
sobota, 26 lipca 2014
Zimna Anka, wena i kotka morderca...
No i doczekałam się Anny. Wreszcie jest nadzieja na chłodne noce i rześkie poranki. No przynajmniej według przysłów. Przysłów znam sporo dzięki babci, która lubiła co rusz przysłowia cytować. Może wreszcie je spiszę i powstanie książka...Nawet już zaczęłam pisać...
Od świętej Anki zimne poranki.
Święta Hanka grzyby sieje.
Święta Anna to już jesienna panna.
Od świętej Hanki chłodne wieczory i zimne poranki.
Na świętą Hannę mrowiska poszukaj w zimie ogniska.
Od kilku dni sporo piszę. Powstało kilkanaście haiku i kilka wierszy. Tomiki piszą się same. Tomik z haiku jest gotowy i tomik z wierszami też. Niestety funduszy na wydanie na razie brak. Piszę dalej, bo muza usiadła mi na ramieniu i cichutko szepcze do ucha...
Odszedłeś
odszedłeś
wieczór usłyszał krzyk
szczęście kołysane w ramionach
uleciało
czy nie brak
niewypowiedzianych słów
nie szkoda chwil
wypełnionych słodyczą
dlaczego
ciepły dotyk
nie potrafił spoić
naszych dni
w jedno istnienie
pomyśl
o samotnych wieczorach
stężałych od ciszy
i o chłodzie dłoni
wróć
Dwa dni temu spokojny dzień skończył się źle. Tak to przynajmniej na razie wygląda. Otóż wyszłam późnym popołudniem na podwórko i zastałam kotkę od sąsiadki uciekającą z gołębiem. Gołąb był żywy i wciąż się szamotał. Ruszyłam na odsiecz i udało mi się gołębia uratować. Przeżył, ale niestety ma coś ze skrzydłem i do tej pory nie fruwa. To gołębica, bo już w komórce do której ją zamknęłam, zniosła jajko. Gołębica je, pije i chodzi normalnie. Nie jest też poraniona. Tylko to skrzydełko jej trochę zwisa. No i teraz nie wiem co będzie dalej. Jeżeli przeżyje, ale nie zacznie latać będę musiała kupić dużą klatkę i tak biedula spędzi resztę życia. Czy będzie szczęśliwa? Wątpię. To przecież ptak, stworzony do latania, do przestrzeni nie do klatki. Z drugiej strony innego wyjścia przecież nie ma. Cierpi też w tej chwili samiec, partner gołębicy. Widział co się stało i próbował partnerce pomóc w czasie ataku kota. Był cały czas blisko i fruwał nad kotem. Teraz otumaniony szuka gołębicy i gulgocze po podwórku. Gołębie są podobno monogamiczne i przywiązane do siebie. Co zrobić z kotką, która sobie zrobiła u mnie spiżarnię. Jeszcze nie wiem. Na razie zaproponowałam sąsiadce kupno obroży z dzwoneczkiem, bo tak dalej być nie może. Natura naturą, ale nie pozwolę, by mordowała na moim podwórku ptaki, które dokarmiam i o które dbam...
A na koniec trochę muzyki...
Od świętej Anki zimne poranki.
Święta Hanka grzyby sieje.
Święta Anna to już jesienna panna.
Od świętej Hanki chłodne wieczory i zimne poranki.
Na świętą Hannę mrowiska poszukaj w zimie ogniska.
Od kilku dni sporo piszę. Powstało kilkanaście haiku i kilka wierszy. Tomiki piszą się same. Tomik z haiku jest gotowy i tomik z wierszami też. Niestety funduszy na wydanie na razie brak. Piszę dalej, bo muza usiadła mi na ramieniu i cichutko szepcze do ucha...
Odszedłeś
odszedłeś
wieczór usłyszał krzyk
szczęście kołysane w ramionach
uleciało
czy nie brak
niewypowiedzianych słów
nie szkoda chwil
wypełnionych słodyczą
dlaczego
ciepły dotyk
nie potrafił spoić
naszych dni
w jedno istnienie
pomyśl
o samotnych wieczorach
stężałych od ciszy
i o chłodzie dłoni
wróć
Dwa dni temu spokojny dzień skończył się źle. Tak to przynajmniej na razie wygląda. Otóż wyszłam późnym popołudniem na podwórko i zastałam kotkę od sąsiadki uciekającą z gołębiem. Gołąb był żywy i wciąż się szamotał. Ruszyłam na odsiecz i udało mi się gołębia uratować. Przeżył, ale niestety ma coś ze skrzydłem i do tej pory nie fruwa. To gołębica, bo już w komórce do której ją zamknęłam, zniosła jajko. Gołębica je, pije i chodzi normalnie. Nie jest też poraniona. Tylko to skrzydełko jej trochę zwisa. No i teraz nie wiem co będzie dalej. Jeżeli przeżyje, ale nie zacznie latać będę musiała kupić dużą klatkę i tak biedula spędzi resztę życia. Czy będzie szczęśliwa? Wątpię. To przecież ptak, stworzony do latania, do przestrzeni nie do klatki. Z drugiej strony innego wyjścia przecież nie ma. Cierpi też w tej chwili samiec, partner gołębicy. Widział co się stało i próbował partnerce pomóc w czasie ataku kota. Był cały czas blisko i fruwał nad kotem. Teraz otumaniony szuka gołębicy i gulgocze po podwórku. Gołębie są podobno monogamiczne i przywiązane do siebie. Co zrobić z kotką, która sobie zrobiła u mnie spiżarnię. Jeszcze nie wiem. Na razie zaproponowałam sąsiadce kupno obroży z dzwoneczkiem, bo tak dalej być nie może. Natura naturą, ale nie pozwolę, by mordowała na moim podwórku ptaki, które dokarmiam i o które dbam...
A na koniec trochę muzyki...
czwartek, 1 sierpnia 2013
Urok wspomnień czyli Oszczywilk, moje malowanie i pisanie i przetwory...
Lipiec minął a u mnie remonty nie skończone ani nikogo nie znalazłam, kto by był chętny do podawania Józkowi tabletek przez kilka dni, żebym mogła wyjechać do Oszczywilka. I pewnie już w tym roku nikogo nie znajdę. A w Oszczywilku teraz żniwa. Chciałam pojechać w zasadzie przed żniwami bo planowałam przywieźć trochę kłosów na stroik ale kolejny rok nic mi z tych planów nie wyszło. Tak pewnie miało być i nie pozostaje mi nic innego jak to zaakceptować. Krzysiek się wcale tym, że kolejne lato siedzimy w domu, nie przejął a żniwa i jakieś tam kłoski to dla niego żadna atrakcja- miał tego dość gdy w Oszczywilku mieszkał. A mieszkał przez całe dzieciństwo i dopiero w wieku 16 lat przeprowadził się do pobliskich Ryk i zamieszkał w blokach. W Oszczywilku pozostała babcia i gospodarstwo czyli parę hektarów pola, parę krów, świnie, kury i niewielka plantacja truskawek. Krzysiek za dobrze nie wspomina czasów dzieciństwa z powodu ciężkiej pracy i przy domu i w polu i przy zwierzętach. Wieś nie ma dla niego żadnego uroku i o zamieszkaniu na wsi słyszeć nawet nie chce. Czuje się mieszczuchem, bardzo za miastem tęskni i ciągle marzy o sprzedaży domu i przeprowadzeniu się do bloków. Tak sobie jednak myślę, że gdybym bardzo nalegała zgodziłby się zamieszkać w Oszczywilku bo miałby blisko do Ryk, które kocha i o których zapomnieć nie może. A powrotu w tamte okolice już na stałe niestety nie ma bo domek w Oszczywilku nie nadaje się do zamieszkania bez rozbudowy czyli wykończenia 2 pokoi, dobudowania ganku, łazienki i pracowni. Trzeba by też założyć jakieś ogrzewanie typu kominka czy piecokuchni i wyremontować kuchnię w tym wspaniały piec z zapieckiem. To zbyt duży remont i zbyt dużo pieniędzy a coraz młodsi nie będziemy i w totolotka nie gramy...No a na sprzedaż mojego domu nigdy się nie zgodzę bo nie pozbędę się czegoś co budowali moi przodkowie, gdzie żyli, kochali i umierali...
Ostatnie dni były pracowite ale i bardzo owocne bo skończyłam pisać jedną książkę i zabrałam się za drugą...
Potok słów nie oznacza głębi myśli
Nie każdy głupi mądrość doceni i nie każdy mądry głupotę zgani
Co dla jednego jest mądrością dla drugiego może być szczytem głupoty
Nie każdy elokwentny ma coś mądrego do powiedzenia
Głupi z głupotą za pan brat mądry od niej stroni
Pracowni jak nie było tak nie ma ale przestałam się tym przejmować i od wczoraj znowu maluję. Wczoraj najpierw trochę szkicowałam a później namalowałam głównie akwarelami kolejnego anioła z serii ,,witrażowej"z tym, ze tym razem w formacie a4 a dziś malowałam akrylami wg. zasad vedic art ale jeszcze nie skończyłam. Powstający obraz jest ciemny, mroczny i tajemniczy jak noc i nosi tytuł,,Skrzydła nocy". Zapowiada się interesująco...Mam też zamiar spróbować malowania na drewnie i dzisiaj po południu rozglądałam się już za materiałami a jest w czym wybierać. Wczoraj miałam też ofertę wymiany mojej akwarelki z makami za bluzkę. Niestety nie zgodziłam się bo choć bluzka była nowa i markowa to zupełnie nie w moim stylu...
Dziś robiłam też przetwory czyli kolejne słoiki fasolki szparagowej a jutro będę robić chutnej z brzoskwiń i następne słoiki fasolki. W sobotę też nie będę próżnować bo mam zamiar zrobić kilka słoików ogórków konserwowych o ile mi się uda kupić ogórki. Półki w spiżarce zapełniają się stopniowo i niewiele miejsca zostało a chcę jeszcze zrobić parę dżemów z wiśni z dodatkiem wiórek kokosowych, kilka czyli co najmniej 9 słoików chutnej, paprykę, kapustę z warzywami i może coś z mirabelek. Kusi mnie też dynia...
Dobrej nocy...
poniedziałek, 17 czerwca 2013
Co nieco o pogodzie, trochę pracy, przyjemności i magii...
Nadeszły pierwsze upały i przez kilka dni ma być u mnie po trzydzieści parę stopni w dzień i prawie 20 w nocy. Bardzo mnie to oczywiście martwi bo nie znoszę gorąca, duchoty ani nadmiaru słońca. Nie lubię się męczyć ani pocić. Nie lubię mieć przez cały dzień otwartych okien bo dokucza mi hałas z pobliskiej ulicy. Nie cierpię komarów i natrętnych much siadających na moim odsłoniętym ciele i topicych się w napojach. Nie cierpię lata i nikt mnie nie przekona, że jest cudowne. A dopiero się zaczyna i jakoś będę musiała je przeżyć bo przed nim nie ucieknę ani się nie schowam na dłużej w domu bo czasem jednak wychodzić czy wyjeżdżać do ,,miasta"muszę. Pozostaje mi tylko mieć cichą nadzieję, że nie będzie zbyt upalne i jakoś wytrwam do mojej ukochanej jesieni. No choćby do Anny bo wg. przysłowia,,Od Anki zimne wieczory i chłodne poranki"a to już coś...
Coś nie mam w tym roku szczęścia do truskawek i kupuję zupełnie nie ,,zjadliwe". I to już któryś raz z kolei. Niby są piękne, niby duże i czerwone a okazują się przejrzałe i kwaśne. Nie nadają się zupełnie do jedzenia. Mogą być do ciasta, na kompot no ewentualnie do zjedzenia ale tylko z cukrem. A i tak masa ich odchodzi. O przechowaniu choćby 2 dni mowy nie ma- wszystko kwaśnieje nawet w lodówce. Nie wiem czy przyczyną są deszcze czy coś innego ale na przetwory z pewnością ich nie kupię bo to by oznaczało stratę pieniędzy. A miały być w tym roku robione i truskawki w syropie i dżemy. Pożyjemy, zobaczymy może słoneczne dni poprawią ich jakość...A jeśli nie. No cóż są przecież jeszcze inne owoce...
Jakiś czas temu kupiłam nowy telefon i jak do tej pory jestem z niego bardzo zadowolona. Działa bez zarzutu i jest bardzo prosty w obsłudze. Chciałam model niedrogi i bez bajerów bo uważam je za zbędne ale za to zależało mi na w miarę dobrym aparacie fotograficznym. Telefon jest niezły a aparat ujdzie. Nawet trochę bajerów jest bo i radio i internet i budzik i kamera i stoper i dyktafon i lista spraw i minutnik i inne których raczej używać nie będę jak np. gry czy mapy. Teraz jestem na etapie namawiania na telefon Krzyśka ale idzie mi kiepsko bo do tej pory go nie przekonałam. Nie chce i już. A przydałby mu się bo czasem latem zostaje dłużej w pracy a ja czekam i czekam i się denerwuję. Jak się to zdażyło po raz pierwszy obdzwoniłam i policję i pogotowie i szpitale a on się zjawił spokojnie po paru godzinach zły i zmęczony...Oczywiście by zadzwonić do domu z telefonu kolegi do głowy mu nie przszło. Cały on...
Wczoraj Krzysiek skosił wreszcie trawę na podwórku a dzisiaj po powrocie z,,miasta"ma się zabrać za sprzątanie komórki na węgiel. Czasu za dużo nie ma bo trzeba już teraz zacząć gromadzić opał na zimę. Niedawno zamówiłam 2 kubiki drewna w większości brzozy do pieca kominkowego w pokoju dziennym i sąsiad już się wziął za cięcie klocków. Węgiel też trzeba kupić w lipcu bo jest tańszy a od sierpnia pewnie ceny już wzrosną jak w zeszłym roku. Muszę kupić na początek 2 tony bo tylko tyle zmieści się w mojej komórce tz. weszło by więcej ale nie byłoby przejścia. A poza tym zostało mi jeszcze kilkanaście wiader z zeszłej zimy. W tym roku opału muszę mieć więcej bo mam zamiar przemóc lenistwo i częściej palić w piecokuchni żeby zwalczyć wilgoć w kuchni i w sypialni. A jest jej sporo co zdrowe nie jest. W kuchni marnują się przez nią sporo produktów a w sypialni zaczęły nawet pojawiać się początki pleśni na meblach.
Szykuje mi sie zaraz po pełni czyli po 24 VI oczyszczanie domu oraz mieszkańców czyli rodziców, babci i 8 miesięcznego chłopczyka a także obory i kurnika. Wczoraj przyjechała z prośbą znajoma znajomej mojej mamy ze wsi. Właściwie miała jechać moja mama /samochód ma być w obie strony podstawiony/ ale jechać nie chce i wysyła mnie.No cóż pojadę oczywiście bo pomóc trzeba choć wyjazdów nie lubię. Zrobię rytuał na oczyszczenie domu i obejścia a mieszkańcom przeleję wosk. Z wyjątkiem ojca bo on w zabobony nie wierzy i nie zgadza się na rzadne zabiegi. Trzeba będzie zrobić przelewanie na odległość bez jego wiedzy i zgody. W uzdrawianiu takie postępowanie jest zabronione i każdy chory musi koniecznie wyrazić zgodę na przeprowadzenie zabiegu. No chyba, że zabieg ma być wykonywany dziecku lub osobie nieprzytomnej. Wtedy wystarczy zgoda udzielona przez najbliższą rodzinę ale jeśli chodzi o egzorcyzm, a tak można potraktować przelewanie, zgoda nie jest konieczna bo przyjmuje się, że osoba opętana nie jest w stanie odpowiadać za swoje decyzje i egzorcyzm się przeprowadza. I tak właśnie jest w tym przypadku bo to ojciec jest nadpobudliwy, agresywny, nadużywa alkoholu, złorzeczy i zakłóca spokój rodzinie co wpływa niekorzystnie na zdrowie, kondycję bliskich mu osób a także na dobrostan zwierząt. A te wyskoki zaczęły się całkiem niedawno po śmierci jego wója alkoholika. Wcześniej podobno wszystko było w porządku prawie sielanka. Miejmy nadzieję, że przelewanie i rytuał pomoże i nie trzeba będzie sięgać po cięższą artylerię bo za to podobnie jak za walkę z siłami ciemności się nie biorę i że to jest opętanie a nie późno ujawnione negatywne cechy charakteru czy początki choroby psychicznej np....
Skończyłam woreczek na telefon i zabrałam się za kolejną poduszkę a dziś mam kupić więcej włóczki i może koronkę bawełnianą do obszycia lambrekinu do kuchni...
Idę spać a dzień dopiero przede mną...
Coś nie mam w tym roku szczęścia do truskawek i kupuję zupełnie nie ,,zjadliwe". I to już któryś raz z kolei. Niby są piękne, niby duże i czerwone a okazują się przejrzałe i kwaśne. Nie nadają się zupełnie do jedzenia. Mogą być do ciasta, na kompot no ewentualnie do zjedzenia ale tylko z cukrem. A i tak masa ich odchodzi. O przechowaniu choćby 2 dni mowy nie ma- wszystko kwaśnieje nawet w lodówce. Nie wiem czy przyczyną są deszcze czy coś innego ale na przetwory z pewnością ich nie kupię bo to by oznaczało stratę pieniędzy. A miały być w tym roku robione i truskawki w syropie i dżemy. Pożyjemy, zobaczymy może słoneczne dni poprawią ich jakość...A jeśli nie. No cóż są przecież jeszcze inne owoce...
Jakiś czas temu kupiłam nowy telefon i jak do tej pory jestem z niego bardzo zadowolona. Działa bez zarzutu i jest bardzo prosty w obsłudze. Chciałam model niedrogi i bez bajerów bo uważam je za zbędne ale za to zależało mi na w miarę dobrym aparacie fotograficznym. Telefon jest niezły a aparat ujdzie. Nawet trochę bajerów jest bo i radio i internet i budzik i kamera i stoper i dyktafon i lista spraw i minutnik i inne których raczej używać nie będę jak np. gry czy mapy. Teraz jestem na etapie namawiania na telefon Krzyśka ale idzie mi kiepsko bo do tej pory go nie przekonałam. Nie chce i już. A przydałby mu się bo czasem latem zostaje dłużej w pracy a ja czekam i czekam i się denerwuję. Jak się to zdażyło po raz pierwszy obdzwoniłam i policję i pogotowie i szpitale a on się zjawił spokojnie po paru godzinach zły i zmęczony...Oczywiście by zadzwonić do domu z telefonu kolegi do głowy mu nie przszło. Cały on...
Wczoraj Krzysiek skosił wreszcie trawę na podwórku a dzisiaj po powrocie z,,miasta"ma się zabrać za sprzątanie komórki na węgiel. Czasu za dużo nie ma bo trzeba już teraz zacząć gromadzić opał na zimę. Niedawno zamówiłam 2 kubiki drewna w większości brzozy do pieca kominkowego w pokoju dziennym i sąsiad już się wziął za cięcie klocków. Węgiel też trzeba kupić w lipcu bo jest tańszy a od sierpnia pewnie ceny już wzrosną jak w zeszłym roku. Muszę kupić na początek 2 tony bo tylko tyle zmieści się w mojej komórce tz. weszło by więcej ale nie byłoby przejścia. A poza tym zostało mi jeszcze kilkanaście wiader z zeszłej zimy. W tym roku opału muszę mieć więcej bo mam zamiar przemóc lenistwo i częściej palić w piecokuchni żeby zwalczyć wilgoć w kuchni i w sypialni. A jest jej sporo co zdrowe nie jest. W kuchni marnują się przez nią sporo produktów a w sypialni zaczęły nawet pojawiać się początki pleśni na meblach.
Szykuje mi sie zaraz po pełni czyli po 24 VI oczyszczanie domu oraz mieszkańców czyli rodziców, babci i 8 miesięcznego chłopczyka a także obory i kurnika. Wczoraj przyjechała z prośbą znajoma znajomej mojej mamy ze wsi. Właściwie miała jechać moja mama /samochód ma być w obie strony podstawiony/ ale jechać nie chce i wysyła mnie.No cóż pojadę oczywiście bo pomóc trzeba choć wyjazdów nie lubię. Zrobię rytuał na oczyszczenie domu i obejścia a mieszkańcom przeleję wosk. Z wyjątkiem ojca bo on w zabobony nie wierzy i nie zgadza się na rzadne zabiegi. Trzeba będzie zrobić przelewanie na odległość bez jego wiedzy i zgody. W uzdrawianiu takie postępowanie jest zabronione i każdy chory musi koniecznie wyrazić zgodę na przeprowadzenie zabiegu. No chyba, że zabieg ma być wykonywany dziecku lub osobie nieprzytomnej. Wtedy wystarczy zgoda udzielona przez najbliższą rodzinę ale jeśli chodzi o egzorcyzm, a tak można potraktować przelewanie, zgoda nie jest konieczna bo przyjmuje się, że osoba opętana nie jest w stanie odpowiadać za swoje decyzje i egzorcyzm się przeprowadza. I tak właśnie jest w tym przypadku bo to ojciec jest nadpobudliwy, agresywny, nadużywa alkoholu, złorzeczy i zakłóca spokój rodzinie co wpływa niekorzystnie na zdrowie, kondycję bliskich mu osób a także na dobrostan zwierząt. A te wyskoki zaczęły się całkiem niedawno po śmierci jego wója alkoholika. Wcześniej podobno wszystko było w porządku prawie sielanka. Miejmy nadzieję, że przelewanie i rytuał pomoże i nie trzeba będzie sięgać po cięższą artylerię bo za to podobnie jak za walkę z siłami ciemności się nie biorę i że to jest opętanie a nie późno ujawnione negatywne cechy charakteru czy początki choroby psychicznej np....
Skończyłam woreczek na telefon i zabrałam się za kolejną poduszkę a dziś mam kupić więcej włóczki i może koronkę bawełnianą do obszycia lambrekinu do kuchni...
Idę spać a dzień dopiero przede mną...
Subskrybuj:
Posty (Atom)