Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pojemnik ceramiczny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pojemnik ceramiczny. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 14 czerwca 2015

polski pejzaż

Z tęsknoty za pejzażem, który miga za oknem rozpędzonego pociągu, który sunie nieśpiesznie koło za kołem roweru. Za rozgrzaną słońcem ziemią, za soczystą trawą i pogodnym niebem, powstał pojemnik - PEJZAŻ POLSKI : ) Schowaj do niego co chcesz, poza czasem na spacer : )
Jeden, jedyny, bez pewności, czy jego następca będzie miał jego ułańską fantazję: )
Na trzeciej półce od góry, w moim sklepie TU !
A co TY najbardziej lubisz w polskich pejzażach? :)
Dobrego dnia!
A już niebawem fotorelacja z Festiwalu Sztuki Naiwnej - Art Naif  :)








ps. więcej zdjęć znajdziesz TU

niedziela, 15 marca 2015

pospolite ruszenie i pozorna cisza

Kochane Kobiety ( i nie mniej Wspaniali Mężczyźni, którzy podczytują mnie ukradkiem :)

Dziękuję Wam z całego serca za Wasze komentarze pod ostatnim postem.
Za prywatne wiadomości, zdjęcia Waszych kolaży i tsunami dobrej energii.

Mam nadzieję, że został w Was zapał troski o siebie, celebrowania codzienności, stawiania granic i tego wszystkiego, co jest dla Was ważne, a zwraca Waszą uwagę zbyt rzadko?

Ilekroć to się dzieje, czuję MOC i chęć, by nadal wkładać małe kawałeczki mojego serca nie tylko w glinę, ale także w moje blogowe posty, nawet w dni, gdy nikt nie zostawia komentarzy, od tygodnia nie sprzedałam ani jednej pracy a rachunki za wynajem pracowni, prąd, zus, biuro rachunkowe wywołują ścisk w żołądku.

Milczenie ostatniego tygodnia było tylko pozorne.

Byłam w nieustannym dialogu ze światem i ze sobą.
Był to dialog bardzo intensywny, często niecenzuralny, a ja niejednokrotnie strzelałam tzw. focha.

Powiem tylko, że 8 tydzień z Drogą Artysty i jeszcze mała dokładka z kursu rozwojowego, w trakcie którego jestem, sprawiły, że fruwałam pod sufitem, z głębokiego pogniewania, rozżalenia- silne, trudne. Stan, z kategorii: żałuję, że się za to zabrałam.

Macie tak? Z jednej strony czujecie, że czas na zmiany.

Racjonalnie na początku drogi mówicie głosami dorosłych: wiem, że będzie bolało, liczę się ze skutkami ubocznymi. A przy pierwszej, solidnej przeszkodzie, piszczycie głosikiem dziecka: boli, już starczy i ja chcę do... (każdy niech wstawi do kogo chce)

To był tydzień 8 : Odzyskiwania poczucia gotowości.

Zostały ostatnie cztery tygodnie pracy z książką. 

Notesy puchną od kilometrów zapisanych słów, cennych i takich z zamierzchłej przeszłości, której wolimy nie pamiętać. 
Słów- marzeń, śmiałych, jak nastolatek na imprezie po drugim piwie :)

Dzisiaj był czas na retrospekcję porannych stron, które są codziennym spotkaniem z samym sobą- czas by spojrzeć na siebie z boku, bez oceny, raczej z troską, z uważnością. 

Tak wiele zaczyna się dziać, gdy damy temu przestrzeń.
Tak wiele możemy zrobić!
Nowego, czy też takiego odkładanego na potem, albo STRASZNIE przerażającego :)

Nie mówię o wielkich rzeczach za miliony!

Mówię o pobyciu ze sobą.
O chwili bez pośpiechu, z zamkniętymi oczami, gdy słońce głaszcze naszą twarz.
O koncercie muzyki prawosławnej, w nieznanym dotąd kościele, zupełnie za darmo, którego sklepienie zachwyca.
O asanie wielbłąda, która ma rozluźnić miejsca tak bardzo spięte.
O zajęciach tanecznych, wbrew kijowi od szczotki, który połknęliśmy tak dawno temu, że nikt nie wie przy jakiej okazji i o pierwszych momentach, gdy nie mylicie kroków, a rytm do Was "mówi".
O bezwstydnym rysowaniu dziecięcych form - bez krytyki.
O śpiewaniu na koncercie Natalii Przybysz- głośno, z serca, mimo, że Pan obok tak dziwnie patrzy :)
O krzyku w parku, po filmie BODY/Ciało - żeby zobaczyć jak to jest- krzyczeć. Czy się krzyczy tylko gardłem, przeszłością, czy niczym i się raczej szczeka, nie czując nic?
O obejrzeniu po raz trzeci Nietykalnych, chichocząc w tych samych miejscach.
O mówieniu: więcej nie dam rady i osunięciu się w czułe ramiona, Przyjaciół!
O dniach, gdy dotychczasowe: nigdy mi się nie uda, staje się niespostrzeżenie: o, ale fajnie jest spróbować; mimo że wciąż sporo zostało tych "nigdy mi się nie uda".

Bez względu na to, jak trudno bywa, jak czasem brakuje sił- UWIELBIAM to :)

Kto nie był na facebooku, ten nie wie, że to był tydzień wpisów o tęsknocie...

Wiele lat temu byłam w Finlandii.
Zostały wspomnienia,TĘSKNOTA ZA ZORZĄ POLARNĄ, nieugruntowany lekturą zachwyt Muminkami oraz cytat z biografii muminkowej mamy :
„Zawsze chciałam być wolna, jak ten nieskrępowany samotnik z namiotem, gotowy wkroczyć do lasu z setkami kilometrów ciszy przed sobą.” <„Tove Jansson: Mama Muminków”, Boel Westin>
taki dzień, gdy wiosna zniknęła a zima pomrukuje z (nie)daleka..




Nadal tęsknię...
Do tęsknoty za zorzą polarną dołączyła tęsknota za SŁOŃCEM!
Pomyślałam, że mogę je namalować na pochmurnym niebie, z którego prószy śnieg.
Ale nic z tego.
Słońca nie namalowałam, a podczas malarskiego szału, niespostrzeżenie ozdobiłam dla Was kolejny pojemnik, z własnym słońcem i słonecznym domem :) Do środka można schować wszystkie tęsknoty, psie smuteczki i chwilowe zwątpienia a słońce i tak nie przestanie nas grzać nadzieją :)


A poza bólami egzystencjalnymi było też całkiem sporo działań z gliną w roli głównej :)
Wiosenne kolory szkliw, wylały się optymizmem na kolejną porcję prac, którą szykuję na następną sobotę i KONTURY, czyli wrocławskie targi sztuki użytkowej :)
Halo WROCLOVE!!!
Przybywam :)

Dobrej niedzieli i nowego tygodnia!
Dzielę się z Wami myślą, którą Ktoś mi podarował:
'Wiedz, że jest na tym świecie specjalne miejsce, które tylko ty możesz wypełnić.
Jesteś zdecydowana by stworzyć lub znaleźć to miejsce.
Twoim zadaniem jest określić to, co kochasz, co cię inspiruje, co ekscytuje.
Wykorzystać swoje talenty i zalety, by żyć spełnionym, pełnym radości życiem.'
:) 

środa, 25 lutego 2015

Przechowywanie SKARBÓW

Misiura ogłasza tydzień pod hasłem: "przechowywanie", czyniąc tydzień bardzooo pojemnym Emotikon smile

I wcale nie chodzi o to, żeby "napchać" do niego jeszcze więcej obowiązków, pożyteczności i co tam sobie wymyślimy, albo wymyślą dla nas inni.


Aktywności mamy całkiem sporo, obowiązków nie mniej, ale co zostaje w nas każdego dnia?

Jedni z nas się modlą, inni- np. ja- kończę wieczór listą wdzięczności.

Dziękuję za każdą dobrą rzecz, która się zdarzyła.
Czasem za błahostki, jak na przykład za dzień, który nie był tak straszny, jak myślałam, że będzie.

Czasem za sprawy wielkie, ważne i najważniejsze.

Miewam też dni, gdy jestem tak pogniewana na świat, siebie i innych, że kładę się mówiąc, że dzisiaj nie mam siły na wdzięczność i to też jest ok:)

Ale szalenie lubię CUDA dnia CODZIENNEGO, zwłaszcza te, które od 11 lat towarzyszą mnie i Panu Misiurze.

Fajnie mimo upływu lat czekać na zgrzyt klucza w drzwiach, chichotać, wkurzać się, ale na krótko.

Łatwo stracić wdzięczność, uważność- bardzo, ale całkiem nietrudno jest ją w sobie obudzić- co z całego serca polecammmm <3

A nawiązując do hasła przewodniego, dzisiaj pojemniki DOMOWE 
Emotikon smile
Co w nich schowacie?


Pretensje o to, kto pozmywa naczynia, czy raczej pomysł na rodzinny wypad do lasu. 


Motki muliny, czy śrubki i gwoździe?

A może każdy moment, który ze słowa DOM czyni poezję codzienności i odświętności? 


Niech Wam się pięknie piszą Wasze poematy, wiersze i eseje Emotikon smile
Pojemniki oczekują na Was w misiurosklepie
TU






ps. krzyżyki pięknie łączą się z domomiłością Misiury :)
Haft skończyłam wczoraj wieczorem :)



ps. a dzisiaj ponoć światowy dzień powolności :)
Nie wiedziałam o tym, a jakoś dzisiaj pozwalam sobie działać wolniej!
Podoba mi się :) Polecam  Wam niezwykłą książkę, która wycisza, inspiruje i sprawia, że śpieszyć się jest niezręcznie:)



niedziela, 22 lutego 2015

idzie nowe :)

Zeszły tydzień zaskoczył mnie obfitością zdarzeń, dobrych zdarzeń i nowych form- z gliny i ruchu :)

Z pieca wyskoczyło całkiem sporo miłych niespodzianek, pojemników i słońca!


A moje ciało dało się namówić na szaleństwo: tańca solo latino, zumby i tańca na rurze:)

Nie, nie mam ukrytego talentu w tej materii, wręcz przeciwnie :)

Na pierwszych zajęciach szukałam swoich nóg, myląc stronę prawą z lewą a lustro było bezwzględne w dokumentowaniu mojej nieporadności, hihihi.

Na zumbie, poczułam, że ważniejszy jest entuzjazm niż liczenie kroków i ruszyłam z ochotą, pracując na przerażające zakwasy- było boskoo!

Na rurze nabrałam szacunku do dziewczyn, które robią to z gracją i wdziękiem. Poza szacunkiem, drżałam o stan mojego prawego braku, prawego nadgarstka oraz stan moich piszczeli po zsuwaniu się i obijaniu o rurę.
Fajnie było spróbować czegoś nowego i wybrać coś dla siebie...

Idzie nowe, czy u Was też?:)

Dzisiaj pojemnik WIOSNA- chowam do niego niedzielne bieganie boso po śniegu, wygrzewanie twarzy w przedwiosennym, mocnym słońcu i podsłuchiwanie ciszy rezerwatu Pazurek!
A co Wy schowalibyście do niego?



Pojemniki i nie tylko czekają na Was w misiurowym sklepie: )

Dobrego poniedziałku :)

Misiura

piątek, 6 lutego 2015

Porażka na Drodze A....

Od trzech tygodni jestem na drodze, "Drodze Artysty".

Nie, nie chodzi o przerost ego nad gliną, tylko o lekturę niezwykłej książki, autorstwa Cameron Julii.

Znacie to uczucie, gdy czasami dogrzebujecie się w sobie do niezwykłych pokładów?

Część z nich zasypana czasem, codziennymi obowiązkami, rezygnacją z samego siebie.
Część zakrzyczana przez wewnętrznego krytyka, o którym wspominałam jakiś czas temu.
Część zahukana pod naporem zakazów/ nakazów: musisz, powinieneś, nie wolno, etc.
Część zostawiana w dzieciństwie wraz z entuzjazmem i ciekawością...

Kto grzebał, ten wie :)

Można zwariować z przerażenia i równocześnie poczuć jak okno w dusznym pokoju- otwiera się szerzej...

Ta książka budzi, budzi nas i budzi demony, które nam przeszkadzają!

To intymne doświadczenie, niemożliwe bez pracy i otwartości, której oczekują od nas zestawy ćwiczeń. Nie ma zmiłuj się! 

To nie jest książka dla artystów- tylko i wyłącznie.
Wg mnie, to jest książka dla tych, którzy tęsknią za sobą, tęsknią za pełnią. Ale także dla tych, którym bliżej do wmawiania sobie: nie umiem tego zrobić, niż: mogę, jasne, że tak:)

Każdy na innej głębokości ma zakopane swoje pokłady, każdy z nas ma inny zestaw narzędzi, każdemu inaczej praca z książką będzie się manifestować.

Bywają chwile, gdy mam ochotę rzucić ją w kąt, udając, że nigdy jej nie czytałam i takie, gdy brakuje tchu od poruszających zdań...

Świat nie jest obojętny ta taką lekturę!

W tym tygodniu wszystko co mogłoby się udać, nie udało się.
Seria ciosów i porażek była tak mocna, że zgięłam się wpół i tylko dzięki mocnym dłoniom bliskich osób nadal stoję, zaciekawiona tym co dalej!

Glina - pod przywództwem pieca - zadrwiła ze mnie tak solidnie, jak jeszcze nigdy przedtem.

Ilość serca, żmudnych godzin pracy jakie włożyłam w piec i zgliszczy jakie wyciągnęłam- porażająca!

Ale w pewnej niemocy pod naporem porażek, w poczuciu, że już mi nie zależy, zaczęły też przychodzić zwiastuny czegoś ważnego- śmieszne, gdy spojrzeć na nie z boku, ważne, gdy patrzę na nie ja...

Gdy opadły ręce, przywykłe do prostych, przewidywalnych cięć, przyszedł mały - mysi - chomik- śmieszniutki nieudasek, przedszkolny, ale tak sympatyczny, że w chaosie, słodki i ważny.

Gdy glina ze mnie zadrwiła, sprawdziłam jak bardzo można nabałaganić masą lejną :) Ubawiłam się po łokcie bałaganu :)


Powstały też nowe pojemniki na bibeloty, na drobiazgi, na skarby dnia codziennego:



Część wyszła przerażająco: 


ale dwa oswajają nas z deszczem, choć przykrywki za nic mając krągłość koła:


 W temacie deweloperskim, całkowita klapa!
To domowe mrowisko, zagrało mi na nosie!
Udało się jedynie 10%, piec spalił, przepalił, zmatowił co mógł.
Pewną ironią losu było to, że niemal nie wyszedł
ani jeden dom z napisem: szczęście uśmiecha się do Ciebie, a całkiem dobrze wyszły domy: miłość cierpliwa jest. Mimo głębokiego żalu, zmęczenia, widziałam w tym jakiś sens, jakieś przesłanie :)




Ale wiecie co? To był niezwykle trudny i niezwykle cenny tydzień. Zrobiłam parę rzeczy, które wygoniły mnie ze strefy tzw. komfortu, pomyślałam o sprawach, które wciąż wydawały mi się zbyt mało ważne- w natłoku codziennych spraw. I dostałam tyle ciepła i miłości, ile nawet nie miałabym śmiałości marzyć! Przede mną jeszcze 11 tygodni burzenia starego, by zbudować nowe- nie mogę się doczekać, choć już wiem, że może boleć :)