Pokazywanie postów oznaczonych etykietą głupie głupoty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą głupie głupoty. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 7 maja 2012

O sentencjach

Jak mogę poważnie traktować sentencje, które część narodu z dziwnym upodobaniem serwuje celem chyba uwiarygodnienia własnej mądrości, kiedy przeciętna sentencja wygląda mniej więcej tak, jak to, co przed chwila zobaczyłam na własne oczy. Uwaga, pisownia oryginalna, więc proszę się nie czepiać gramatyki.

"Są cztery rzeczy, których cofnąć nie można:
Kamień... który został rzucony
Słowo... które zostało powiedziane
Okazja... której się nie wykorzystało
I czas... który przeminął"

Nie wiem, czy to pozwala ludziom żyć lepiej, czuć się fajniej albo osiągnąć pełnię harmonii z kosmosem, ale pragnąc przyczynić się do ogólnego szczęścia, owej harmonii i pokoju na świecie, dodam:

Bąk... który się wyspnął przy rodzinnym obiedzie
Woda... z naczyń spływająca hen w zlewie...
...

piątek, 27 kwietnia 2012

Weź pan kosę

Sezon wiosenny rozpoczęty. Trawka rośnie, ptaszki ćwierkają, muszki bzykają... i panowie z kosiarkami ruszyli w plener. A właściwie między domy. Czynią dokładnie to, co budowlańcy w dniu świra, czyli napierniczaja od bladego świtu. Czy kos zabrakło?

wtorek, 13 marca 2012

wtorek, 28 lutego 2012

O wyciąganiu wniosków

Poczytałam dziś różne mądrości napisane przez różnych mądrych ludzi, w różnych mądrych miejscach. Były to mądre analizy, podsumowania, przewidywania, uwagi, opinie...

I uznałam, że wystarczy już tego pieprzenia głupot :)

wtorek, 21 lutego 2012

Miłość międzymiastowa

Obśmiałam się z rana jak norka wyczytawszy ten oto post (przy okazji otwarcia zamkniętego/otwartego w każdym razie narodowego stadionu w Warszawie):

~Krakus: WARSZAWA
Zawsze jak przejeżdżam przez ten kurnik, to rzucam ludziom cukierki przez okno. Jakoś tak mi ich szkoda.

P.S. Muszę się czym prędzej ustawić na trasie po te cukierki :))

wtorek, 7 lutego 2012

Hasła podnoszące na duchu

Moje (obecnie) ulubione, wypatrzone na tablicy świetlnej w autobusie miejskim brzmi:
KLIMATYZACJA JEST WŁĄCZONA, PROSIMY NIE OTWIERAĆ OKIEN

Przyznaję, że kusi mnie czasami, żeby tak zrobić wbrew, ale tym razem pełna dyscyplina :)

czwartek, 19 stycznia 2012

Mężczyzno! Jeśli złamiesz sobie wacka, nie licz na współczucie, czyli pacjent w szoku

Pewnemu panu z miasta Łodzi
pomysł na figle się w głowie zrodził
I już wymyślnie zmierzał do nieba
lecz oręż się wygiął nie tak jak trzeba
i choć dogodził to się uszkodził.

P.S.Inspirowane niestety wydarzeniem prawdziwym, jeśli wierzyć doniesieniom dziennikarzy. A lekarze to dopiero mieli radochę, jak ich znam :)

czwartek, 12 stycznia 2012

O wyższości nauki

Wynaleziono nową jednostkę chorobową. Nazywa się owa jednostka prokrastynacją. Jest tak nowa, że słownik google'a usiłuje ją koniecznie poprawić na "biurokratyzację", ale nic z tego, słowniku, nie pozwolę! Jedyne co ci się kojarzy, to urzędnicy? No nie wiem, nie wiem...

Choroba (?) polega na tym, że człowiek nią tknięty odczuwa niechęć do pracy. W artykule tłumaczą, że "Zazwyczaj osoby skłonne do prokrastynacji zamiast wykonać zaplanowane działania oddają się drobnym przyjemnościom."

Nie wiem, czy to całkowite przeciwieństwo pracoholików? Mniejsza z tym. Patrzę, czytam i podziwiam. Nauka tak szybko pędzi do przodu, że człowiek już sam nie wie na co choruje.

P.S. Wszyscy dys-coś-tam oraz prokrastynaci powinni czym prędzej utworzyć klub mniejszościowy oraz ZZ i zadbać o to, by ich nie prześladowano w miejscach pracy ani za lenistwo ani za gamoństwo, bo to hańba by była, represje oraz nietolerancja. Religijna też. Kto się zapisuje? :)

niedziela, 2 października 2011

"Będę miała śliczne, ładne ząbki. I nikt się nie zorientuje, że to proteza."

Niech szeleszcząca paszczęką pani z badziewnej reklamy posłuży za metaforę naszej polityki. Tak jak tej kłapiącej wydaje się, że ludziska nie widzą u niej protezy, tak samo naszej "klasie politycznej" wydaje się, że ciemny lud nie widzi tej kampanijnej żenady.
Na naszych oczach odpadają im sztuczne nosy, cycki, protezy, wylatują szklane oczka i sztuczne paszczęki, a oni dalej rżną głupa.
Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak to wygląda od kuchni, czyli np od strony współmałżonka takiego kandydata. Przecież nawet najbardziej zaślepionemu miłością partnerowi takiego kandydata na deputowanego, musi się zaświecić czerwona lampka, kiedy porównuje rzeczywistość z fantasmagoriami roztaczanymi przed tłumem.

Wszystko to jest wyjątkowy pic na wodę, zważywszy na to, że partyjniactwo to siła przewodnia, a przedstawicieli ludu obowiązuje podczas głosowania dyscyplina partyjna przez następne cztery lata. Nawet się z tym nie kryją i otwarcie mówią, że najważniejszy jest interes. Partii.

W Stanach wkurzeni ludzie szarżują na Wall Street. Po latach zorientowali się, że żadnej kasy nie ma, nie było i nie będzie. Są tylko faceci w szelkach, którzy grają sobie w takie różne gry na giełdzie i bawią się tą nieistniejąca kasą. No cóż jeden gra w wojny międzygalaktyczne, inny bywa wojowniczą księżniczką Xeną, a jeszcze inny sobie bańkę, za przeproszeniem, dmucha.

Cokolwiek będzie i tak jestem głęboko przekonana, że politycy (finansistów także to dotyczy) nie są nikomu do szczęścia potrzebni. W ogóle do niczego nie są potrzebni. Przyznaję jednak, że to talent wmówić całym narodom, że bez nich - polityków - ani rusz. Teraz zresztą każdy jest politykiem. I tak oderwani od pługa, wybrani przez naród, prosto z urzędu gminnego, sklepu spożywczego, estrady albo innego show prą pełni energii i do łba pustego nie przychodzi, że może nie mają kwalifikacji.
Bo kto by nie miał kwalifikacji, żeby podnieść łapkę podczas głosowania wedle dyscypliny partyjnej?
Drodzy kandydaci. Niech Wam tylko nic nie odpadnie, nic nie odleci. Ale nie łudźcie się, że ludzie nie widzą. Ta paszczęka jest sztuczna.

P.S. Niezawodny Google podsumował mój post podtykając usłużnie według hasła taką puentę:
Uwaga PROMOCJA Protetyka.
Korona-550zł.Proteza-600zł.Implanty Chirurgia.Mikroskop. Tel:22/8121959
www.stomatologia-mardent.pl

Mardent do sejmu!

czwartek, 15 września 2011

Ja się nie wykręcam,

ale naprawdę brakuje mi doby. Dlatego nie wklejam tego serduszka od Duszki i nie wyspowiadam się chwilowo. Nie mam też niestety (również chwilowo mam nadzieję)czasu na pisanie głupawych komentarzy na Waszych blogach, ale nadrobię :)
Pocieszające jest natomiast to, że po dziewięćdziesiątce telomery naszych chromosomów przestają się kurczyć (chyba ze starości i lenistwa, ale co do tego naukowcy nie są zgodni) i przestajemy się starzeć.
Oby do dziewięćdziesiątki! :D

środa, 31 sierpnia 2011

Już kilka razy miałam coś napisać

ale tak: patrzę w lewo - nic się nie dzieje. Patrzę w prawo - nuda. Patrzę prosto, a tam się leją, wyzywają, walą tymi łopatkami, sypia piaskiem. Nosz kurde! I jeszcze skarzą na siebie. Paranoja! :D

piątek, 5 sierpnia 2011

Z cyklu: zagadki Wszechświata

Spośród pięciu robotników drogowych czterech je drugie śniadanie albo przygląda się temu piątemu. Ale czemu do licha ten piąty pracuje?

środa, 22 czerwca 2011

Kiełbie we łbie

Przyśnił mi się sen przecudny, który o dziwo zapamiętałam. Byłam ci ja w Wielkiej Sali na strasznie uroczystym przyjęciu i kiedy tak stałam sobie w tej sali podszedł do mnie niejaki Kevin Sorbo (znany z roli Herculesa) i objąwszy mnie w pasie szepnął czule: "Ewo, ach Ewo".

Nie zdziwiło mnie, że podszedł, nie zdziwiło mnie, że objął ani że szepnął. Ale wiecie co? Gość był mojego wzrostu!!! Osobiście jestem raczej drobna i niewielka, kobiecie obleci, ale żeby Hercules był wzrostu siedzącego psa?

Nie wiem, skąd się takie mądrości senne biorą w ludzkim łbie, ludzkość je sobie tłumaczy i interpretuje na setki sposobów. Najfajniejsze interpretacje można znaleźć na oświeconych portalach. Zawsze mnie np zdumiewało skąd w tzw Senniku babilońskim hasła w rodzaju telefon, rakieta i takie tam, Najwyraźniej starożytni Babilończycy byli bardziej zaawansowani technicznie niż nam się wydaje.
Ponieważ hasło "Kevin Sorbo" w połączeniu z sennikiem nie dało żadnej interpretacji, wrzuciłam "Herkules", a tu ryms:

Herkules

ostatnio zbyt mocno ulegałeś pokusom, odrobina zastanowienia, przeanalizowania swego zachowania pozwolą Ci okiełznać destruktywne namiętności.

Idę przemyśleć swoją postawę, a Wam życzę pouczających interpretacji wariackich snów :)

Właściwy Herkules wygląda tak:

niedziela, 5 czerwca 2011

Etykieta

Praca ma tę zaletę, że jak jest jej dużo, to się człowiek nie ma czasu zajmować duperelami. Np czytaniem informacji (ze szczegółami i komentarzami) w serwisach informacyjnych, co tylko wychodzi na zdrowie. Od razu cera piękniejsza, a nerwy spokojne.

W zestawieniu z zalewem zwykłego, pospolitego chamstwa serwowanego każdego dnia przez tzw polityków oraz komentatorów internetowych, wręcz kosmicznie wyglądają dywagacje w niedzielnym wydaniu informacji na temat jak powinien się zachować człowiek z wyższych sfer ze szczególnym uwzględnieniem biznesmena. Ze zdjęciami poglądowymi, żeby ów człowiek zrozumiał, co się do niego mówi.
W dzisiejszym serwisie onetowego savoir-vivre'u mamy artykulik o grzechach biznesmenów (dlaczego tylko biznesmenów?) podczas przyjęć. I jest jak zwykle: nie rzucaj się na żarcie, nie żryj na brudnym talerzyku, nie rozmawiaj z pełną gębą, bo możesz kogoś opluć, zostaw ten kieliszek, kiedy trzymasz talerz, nie trzymaj kieliszka w prawej ręce... tu mnie mnie zatkało. Ale wyjaśnili:

"Kieliszek w prawej ręce powoduje, że nasza ręka staje się zimna i wilgotna. Jeśli podamy ją do uścisku, pozostawimy po sobie niemiłe wrażenie. Co innego przy stole, gdzie kieliszki są ustawione po prawej stronie - chwytamy je prawą ręką, jednak podczas posiłku na stojąco kieliszki trzymamy w lewej dłoni."

Jest jeszcze jedna rzecz niedozwolona:

"Trzymanie kieliszka za czaszę (brzmi jak horror, więc mnie zaintrygowało).
To powoduje zmianę temperatury wina, ponieważ ogrzewamy je w ten sposób ciepłem własnej dłoni. Poza tym to źle wygląda – na szkle zostawiamy odciski palców, które z pewnością przyciągną uwagę naszych rozmówców i nie zostawią pozytywnego wrażenia. Znacznie lepiej jest trzymać kieliszek z winem lub wodą zawsze za nóżkę. "

Nie zostawiajmy odcisków palców. Nigdy nie wiadomo, co się na takim przyjęciu wydarzy. Zwłaszcza jeśli rozmówca jest skupiony na oglądaniu kieliszków.

Ech, nie jest łatwo być elitą, tyle ważnych rzeczy trzeba zapamiętać. Przede wszystkim te kieliszki mam oglądać, nie ludzi a kieliszki, wypatrywać śladów... za nóżkę trzymać... matko! a widelec, w której dłoni? talerz, widelec, kieliszek...

Już szykuję moje trampki, które się robią coraz bardziej designerskie. Pora je wyprowadzić na salony!

czwartek, 19 maja 2011

Dialogi na cztery nogi

Rozmawia pani i pan.
Ona: Z przodu masz tyle (pokazuje składając ręce; gdyby chodziło o rybę, to nie więcej niż wątła płotka)
On: a z tyłu?
Ona: A z tyłu to... dobry metr!

Ta nieoczywista wymiana zdań bardzo mnie ubawiła. Nie muszę dodawać, że pani ciut przesadziła? Z przodu było ciut więcej, a z tyłu to - na moje oko - solidne, ale pół metra.
Jak myślicie o czym państwo rozmawiało? Co czyniło?
Obok zamieszczę ankietę (strasznie dawno nie było, a wiecie, że lubię), ale Wasze interpretacje mile widziane ;)

czwartek, 12 maja 2011

Wolny jak ptak

Niektóre wyrażenia brzmią wyjątkowo ironicznie. Przeleci taki, narobi w locie na okno i dalej napawa się tą swoja wolnością. Poczekaj, jak cię złapię, to pióra z zadka powyrywam.

tak, tak, ten placek, to nie wada zdjęcia, tylko dowód rzeczowy!

I w zasadzie miał to być post o ptasiej kupie, ale przy okazji wyszło, że blogger (który od rana robił jakieś błędy)uznał, że koniec z anonimowością w sieci i wrzucił mnie tak się zarejestrowałam. A, że nie mam, jak sądzę, nic na sumieniu (no może poza bzdurami, które tu czasami wypisuję), olałam to. Zatem, proszę państwa, mam zaszczyt się przedstawić ponownie. Tym bardziej, że co bystrzejsi i tak wiedzą już od jakiegoś czasu, bo się i specjalnie nie kryję.

P.S. No chyba, że jakiś pozew zbiorowy i wreszcie zostaniemy milionerami?

środa, 27 kwietnia 2011

Teoretycznie

zdawać by się mogło, że jak ktoś się wypowiada publicznie, to powinien się przynajmniej postarać powiedzieć coś mądrego. A guzik! Wcale nie.

Wydawać by się również mogło, że niektóre zawody wymagałyby wręcz wykształcenia ponadprzeciętnego. Wszystko to bajki. Sztampa, przesądy, bezmyślne stereotypy. Prawnik nie musi być mądry, piekarz nie musi być pozbawiony poczucia humoru.

Przypomina mi się taki dowcip, który mnie osobiście śmieszy bardzo. Szło to mniej więcej tak: Normalnie wstaję rano, patrzę na siebie w lustrze... no kurczę jestem za...sty. Ale dziś to już przeszedłem samego siebie.

P.S. Te głębokie przemyślenia wynikają z rewolucyjnych - jeśli chodzi o odkrycia w dziedzinie fizyki - teorii spiskowych ze skraplanym helem w tle, wysnutych przez pewnego wyjątkowo brzydkiego mecenasa.

P.S.2 A teraz już mnie całkiem podświadomość wciąga w wir skojarzeń (o wspólnym mianowniku) i przypomina mi się ten fragment "Dzielnego wojaka Szwejka", za którym przepadam:
"Zaś staruszek generał dreptał przed frontem w towarzystwie kapitana Sagnera i zatrzymał się przed pewnym młodym żołnierzem, aby rozmową z nim wzbudzić zapał w reszcie szeregowców. Jął go więc pytać, skąd pochodzi, ile ma lat i czy posiada zegarek.
Żołnierz wprawdzie zegarek posiadał, ale ponieważ myślał, że generał chce go obdarować, więc odpowiedział, że nie ma, na co stary zdechlaczek-generał z takim głupkowatym uśmiechem, jakim odznaczał się Franciszek Józef, gdy w podróżach swoich wdawał się w rozmowy z burmistrzami, odpowiedział:
- To dobrze, to dobrze.
Następnie zwrócił się do stojącego obok kaprala zaszczycając go pytaniem, czy jego żona jest zdrowa.
- Posłusznie melduję - wrzasnął dziesiętnik - że jestem nieżonaty.
Na to staruszek generał odpowiedział z miłym uśmiechem:
- To dobrze, to dobrze.
Potem zdziecinniały staruszek wezwał kapitana Sagnera, żeby mu zaprezentował, jak żołnierze odliczają, gdy mają ustawiać się dwójkami, i po chwili słychać było:
- Raz dwa, raz - dwa, raz - dwa...
Bardzo się to staruszkowi podobało. Miał nawet w domu dwóch pucybutów, których ustawiał zwykle przed sobą i kazał im odliczać: „Raz - dwa, raz - dwa...”
Takich generałów miała Austria bardzo wielu".

P.S.3 - W szwejkowej Austrii czuję się jak u siebie w domu.

piątek, 22 kwietnia 2011

Znowu

Mam wrażenie, że czas dostał kopa i zapycha jak dziki. Nie możemy już narzekać ani na chłód ani na krótkie dni.
Trzeba sobie znaleźć inny powód do stękania ;)
Kupiłam na święta mazurka. To jedyna tradycja świąteczna, jaką uprawiam. Kupuję i pożeram mazurki. Oczywiście dzielę się, żeby nie było, że sama. Te kupowane mają to do siebie, że są słodkie jak ulepek i zawsze mnie fascynują ich barwy. No w życiu bym sama czegoś takiego nie osiągnęła. Nie wiem, co tam sypią i nawet chyba niekoniecznie chcę wiedzieć.
W zeszłym roku miałam bardzo kobiecego mazurka w kolorze wczesnej Barbie czyli różyk przyprawiający o ból zębów. W tym roku będzie bardziej wiosennie, czyli na zielono,choć ta zieleń nieco jadowita. Ale co tam. I tak zjem :)
Uściski świąteczne dla Was!!