Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wyd.: Exlibris. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wyd.: Exlibris. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 15 listopada 2015

Kształt demona

tytuł:                           Kształt demona
autor:                          Amelia Atwater-Rhodes
przeczytana:               21 września 2015
tytuł oryginału:            "Demon in my view"
data wydania: pierw.:  2000
                      polsk.:  2002
wydawnictwo:            Exlibris
tłumaczenie:               Wojciech Usakiewicz
liczba stron:               160
ISBN:                        83-88455-94-X
kategoria:                   fantastyka, literatura młodzieżowa
moja ocena:                9/10
seria:                          Seria z dreszczykiem tom 2

OPIS
  Jessica nie jest przeciętną nastolatką. Chociaż nikt w jej szkole nie ma o tym pojęcia, jest poczytną pisarką. Pod pseudonimem Ash Night wydała książkę o wampirach. W swojej wyobraźni, razem z wampirami i czarownicami, czuje się dużo lepiej niż w towarzystwie kolegów i koleżanek z klasy. Do szkoły przybywa jednak dwóch owych uczniów, pragnących zdobyć jej przyjaźń. Jessica nie przepada za wylewną Caryn, ale pociąga ją Aleks, tajemniczy i pewny siebie chłopak, który wydaje się jej zdumiewająco znajomy. Jego podobieństwo do Aubreya - okrutnego bohatera jej książki - jest niesamowite. To przecież niemożliwe, by wytwór wyobraźni mógł ożyć. Ale czy na pewno...


MOJA OPINIA
  Jak już wcześniej pisałam, Amelia rozpoczęła swoją pisarską przygodę, będąc zaledwie trzynastolatką. Jako pierwsza jej powieść ukazała się "W gąszczach mroku", której "Kształt demona" jest kontynuacją. Nie polega ona jednak na tym, iż akcja toczy się dalej, jakby były one jedną książką. Bohater główny to kompletnie inna osoba. Historia jest całkiem odmienna. A zakończenie nie przypomina poprzedniego. Jedynym wspólnym elementem, jaki spaja je w jedną serię, to świat czarownic i wampirów. Zarówno w pierwszym tomie jak i w drugim występuje także Aubrey, który jest swoistym apogeum rozwojów krytycznych.

  "Noc jest przesycona tajemniczością. Nawet kiedy księżyc świeci najjaśniej, tajemnice kryją się wszędzie. A potem wstaje słońce i jego promienie malują tyle cieni, że dzień jest znacznie bardziej łudzący niż cała ukryta prawda nocy.
  Żyłam tym złudzeniem przez większą część życia, ale nigdy do niego nie należałam. Przed urodzeniem zbyt długo istniałam zawiedziona między nicością a życiem i nawet teraz wciąż słyszę szepty nocy. Mocna lina trzyma mnie po ciemnej stronie świata, z dala od światła."

  Jessica, wychowująca się u matki zastępczej, jest zamkniętą w sobie, pyskatą i odważną nastolatką. Choć jest całkiem niebrzydka i niegłupia, brak jej chłopaka oraz jakichkolwiek przyjaciół. Wydaje się, że ludzie instynktownie omijają ją, wyczuwając pesymizm oraz mrok. Dlaczego tak jest, to wciąż zagadka, niepozwalająca jej swobodnie egzystować wśród błahostek codzienności. Posiada jednak pewien dar, o którego niebezpieczeństwie nie zdaje sobie w ogóle sprawy. Pisze książki o wampirach, które wydawać by się mogły zmyślonymi. Prawda jednakże leży dużo głębiej, ponieważ jej psotne słowa z wyobraźni, w istocie są brutalnym opisem zdobywania władzy, zabójstw oraz woli przetrwania wampirów, o których istnieniu nikt wiedzieć nie powinien. Wampiry nie mogą pozwolić sobie przecież na zdemaskowanie, a poza tym, to kto by uwierzył w takie bajki...?

  "Kształt demona" jest bardziej dojrzałą i przemyślaną książką. Zwinnie wplata ona elementy poprzedniego tomu, w obecny, nie dublując ich jednak, a uzupełniając. Historia nie jest najoryginalniejszą na świecie, bo wampirów nam nie brak, jednak należy wziąć pod uwagę czasy, w których książka została spisana. Jest ona całkiem dobrą przedstawicielką fantasy, tak prędko ulatującą z myśli, jak szybko przeczytaną. Jest lekka i przede wszystkim nienudna. Miliony razy lepsza niż seria o Sookie Stackhouse, ponieważ ma dobry nie tylko plan ale i wykonanie.

  Zarówno jak i tom pierwszy, tak i drugi, mogę ze spokojnym sumieniem polecić. Książka krótka, ale solidna.

  P.S. Moją długą nieobecność mogę usprawiedliwić nie tylko moim lenistwem, ale również brakiem polskich znaków na klawiaturze po aktualizacji Windowsa. Nie bójcie nic. Odzyskałam je.

FRAGMENTY
·         „W samotności” – Edgar Allan Poe

Od lat dziecięcych zawsze byłem
Inni niż wszyscy – i patrzyłem
Nie tam, gdzie wszyscy – miałem swoje,
Nieznane innym smutków zdroje –
I nie czerpałem z ich krynicy
Uczuć – nie tak, jak śmiertelnicy
Radością tchnąłem i zapałem –
A co kochałem – sam kochałem –
To wtedy – nim w burzliwe życie
Zdążyłem wejść – powstała skrycie
Z dna wszelkich złych i dobrych dążeń
Ta tajemnica, co mnie wiąże –
Ze strumienia lub potoku –
Z urwistego góry stoku –
W kręgu słońca, gdy w jesieni
Blednie złocisty blask promieni –
Z błyskawicy ostrym końcem
Drzewo obok mnie rażącej –
Z burzy, gromów, ziemi drżenia –
Z chmury – która u sklepienia
Niebieskiego zawieszona –
Miała dla mnie kształt demona.

·         s.160 "Życie jest niczym, jeśli brakuje w nim trochę chaosu, które czyni je interesującym."


Książka bierze udział w następujących wyzwaniach:
    
  

wtorek, 6 października 2015

W gąszczach mroku

tytuł:                           W gąszczach mroku
autor:                          Amelia Atwater-Rhodes
przeczytana:                4 września 2015
tytuł oryginału:            "In the Forests of the Night"
data wydania: pierw.:  1999
                      polsk.:  2002
wydawnictwo:            Exlibris
tłumaczenie:               Lidia Rafa
liczba stron:                136
ISBN:                         83-88455-95
kategoria:                    fantastyka
moja ocena:                9/10
seria:                          Seria z dreszczykiem tom 1/3





OPIS
  Urodziłam się w 1684 roku, ponad trzysta lat temu. Kiedyś nazywano mnie Rachel. Ten, który mnie zmienił nadał mi nowe imię - Risika. Nigdy nie zapytałam wprost, co oznacza ta zmiana. Wiem jedno - przeistoczyłam się w istotę, która budzi we mnie lęk.

  Za dnia Risika śpi w zaciemnionym pokoju, w małym Concord w stanie Massachusetts. W nocy poluje na ulicach Nowego Jorku. Przyzwyczaiła się do życia w samotności. Ale nagle poczuła, że ktoś ją zaczął śledzić. Ktoś podrzucił jej czarną różę, identyczną jak ta, która odmieniła jej los trzysta lat temu.


MOJA OPINIA
  Na samym początku należy zaznaczyć, że mam sentyment do tej książki. Należy również wiedzieć, że autorka pisząc W gąszczach mroku miała tylko 14 lat oraz bujną wyobraźnię. Trzeba też dodać fakt, iż książka powstała w 1999 roku, dlatego też odbiega odrobinę od rzeczywistości. Ale czy to źle? Nie, raczej nie. Ponieważ wampiry, o których przeczytać można w książce, to w istocie stworzenia, które nie zadają się ze śmiertelnikami - swoją zwierzyną. Pragną krwi, pilnują swego terytorium i toczą walki, ale przede wszystkim nie są już ludźmi i obce są im ludzkie wrażliwości.

 Akcja książki podzielona jest na dwa czasy: teraźniejszość, czyli rok około 1999, w którym powstała książka oraz rok 1701. Główną bohaterką jest Risika, wampirzyca, która wspomina swoje ludzkie życie, dlatego też akcja miejscami przenosi nas ponad 300 lat wstecz. Nosiła wtedy imię Rachel, mieszkała z bratem bliźniakiem, przyrodnią siostrą oraz ojcem w małym miasteczku. Pewnego dnia otrzymała czarną różę od mężczyzny, który był jej obcy. Gdy kolec skaleczył ją i na palcu pokazała się krew, jej los został przypieczętowany i tylko kwestią czasu było, aż ktoś zmieni ją w wampira. Tą osobą była Ather, słaba w swym gatunku, lubująca się w przemianie silniejszych od siebie, w nadziei, że będą ją chronić. Gdy wybrała Rachel, nie sądziła, że ta ją znienawidzi.

  "- Jesteś zła. Nie będę zabijać tylko dlatego, że ty mi każesz...
  - Więc zabij, bo masz do tego prawo - wycedziła przez zęby. Czułam, że przez mój upór Ather zaczyna tracić cierpliwość. - Nie jesteś już człowiekiem, Risiko. Ludzie to nasza zwierzyna. Nigdy nie było ci żal kurczaków, które tyle razy zabijałaś, żeby urozmaiciły twój posiłek. Zwierzęta hoduje się po to, żeby je zabijać. Płacisz za nie, należą do ciebie. Dlaczego wobec tego pokarmu czujesz coś innego?
  Jej rozumowaniu nie można było niczego zarzucić.
  - Przecież nie można zabijać ludzi. To...
  - Złe? - dokończyła za mnie Ather. - Świat jest zły, Risiko. Wilki polują na sarny. Sępy żywią się trupami. Hieny atakują słabszych. Ludzie zabijają to, czego się boją. Przetrwaj i bądź silna albo zgiń, zaszczuta przez własną ofiarę, drżąca ze strachu w mroku nocy."

  Risika śpi za dnia, a nocami poluje. Jednak nie dlatego, że słońce może zamienić ją w proch. Po prostu tak lubi. I wszystkie te bajki, które ludzie wymyślili sobie na temat wampirów, śmieszą ją tylko. Nie ma przyjaciół, ani rodziny. Nie utrzymuje z nikim bliskich kontaktów, aby nie narażać się na niewygodne pytania i żeby mieć po prostu święty spokój. Jest jednak ktoś, kogo wampirzyca kocha. Jest to tygrysica, zamknięta w zoo, choć jej żywiołem jest wolność. We dwie rozumieją się świetnie. Jednak pewnej nocy, gdy Risika zaczyna polować na terytorium swojego wroga, Aubrey'a, miłość jaką obdarzyła tygrysicę, zostaje wykorzystana przeciwko niej. Wtedy Aubrey wygrywa, tak samo jak ponad trzysta lat wcześniej, gdy podarował jej czarną różę. I choć zawsze budził w Risice strach i nienawiść, jeden czyn przechylił szalę obelg i wampirzyca postanawia rzucić mu wyzwanie, wreszcie udowodniając, nie tylko sobie, ale i wszystkim z gatunku wampirów, kto ma większą moc.

  Książka jest krótka, napisana prosto i z pomysłem. Pokazuje rozwój duszy, która poprzez bodźce zewnętrze otaczającego świata, zmienia się nie do poznania i akceptuje istotę, którą się stała, choć wcześniej jej nienawidziła. Rachel przeradza się w Risikę, nie tylko z racji stania się wampirem, ale również za sprawą całkowitego odrzucenia ludzkich emocji oraz słabości. Dzięki temu staje się potężna oraz budzi strach w swym gatunku.

  Być może nie jest to oryginalna historia, bo wampirów nam nie brak, jednak jest w niej coś, co mnie urzeka. Zapewne jest to spowodowane brakiem miłości pomiędzy istotami paranormalnymi a ludźmi, a dominacja jednych nad drugimi. Wracam do niej od czasu do czasu, ponieważ lubię czytać zdania, które się w niej znajdują. Mają swój styl, który w prostych słowach, przekazuje bardzo dużo emocji i doznań, traktując je prawdziwie, bez uczucia fałszu i nierealności. Cała atmosfera książki nie pozwala wedrzeć się sztuczności czy choćby odczuć, że dane wydarzenia są tylko fikcją.

  Z czystym sercem mogę napisać, że mogłaby spodobać się osobom w niemal każdym wieku. To, że jest klasyfikowana raczej dla młodzieży, nie wpływa na negatywny odbiór jej przez dorosłych. Czytałam ją wielokrotnie, niemal każdego roku, więc mogę otwarcie powiedzieć, że jest napisana dla każdego. Pomimo prostego języka i akcji nie posiadającej dziesiątek wątków, książka posiada swój urok.

FRAGMENTY
·         s.7 William Blake "Tygrys"
Tygrysie, błysku w gąszczach mroku:
Jakiemuż nieziemskiemu oku
Przyśniło się, że noc rozświetli
Skupiona groza twej symetrii?

Jakaż to otchłań nieb odległa
Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie
Wznieciły to, co w tobie płonie?

Skąd prężna krew, co życie wwierca
W skręcony supeł twego serca?
Czemu w nim straszne tętno bije?
Czyje w tym moce? kunszty czyje?

Jakim to młotem kuł zajadle
Twój mózg, na jakim kładł kowadle
Z jakich palenisk go wyjmował
Cęgami wszechpotężny kowal?

Gdy rój gwiazd ciskał swe włócznie
Na ziemię, łzami wilżąc jutrznię,
Czy się swym dziełem Ten nie strwożył,
Kto jagnię, lecz i ciebie stworzył

Tygrysie, błysku w gąszczach mroku:
W jakim to nieśmiertelnym oku
Śmiał wszcząć się sen, że noc rozświetli
Skupiona groza twej symetrii?

·         s.84 "Miłość w swej sile może się równać jedynie z uczuciem nienawiści, tyle że nienawiść nie przynosi cierpienia. Miłość, zaufanie, przyjaźń i wszystkie inne emocje, które tak bardzo cenię, sprawiają ból. Tylko miłość może złamać serce."


Książka bierze udział w następujących wyzwaniach:

    
  

niedziela, 17 marca 2013

Kształt demona


tytuł:                            Kształt demona
autor:                           Amelia Atwater-Rhodes
posiadam skąd:            biblioteka gim. 21, na komputerze
posiadam od:               -
przeczytana:                
tytuł oryginału:              „Demon in my view”
data wydania: pierw.:     2000
                      polsk.:    2002
wydawnictwo:               Exlibris
tłumaczenie:                 Wojciech Usakiewicz
liczba stron:                 160
ISBN:                           83-88455-94-X
kategoria:                     fantastyka
moja ocena:                 10/10
seria:                           Seria z dreszczykiem t.3/3(4)




Wydawnictwo: Exlibris





ZAWARTOŚĆ ZBIORU
„Kształt demona”

OPIS
  Jessica nie jest przeciętną nastolatką. Chociaż nikt w jej szkole nie ma o tym pojęcia, jest poczytną pisarką. Pod pseudonimem Ash Anihgt wydała książkę o wampirach. W swojej wyobraźni, razem z wampirami i czarownicami, czuje się dużo lepiej niż w towarzystwie kolegów i koleżanek z klasy. Do szkoły przybywa jednak dwóch nowych uczniów, pragnących zdobyć jej przyjaźń. Podobieństwo jednego z nich do Aubreya – okrutnego bohatera jej książki – jest niesamowite. To przecież niemożliwe, by wytwór wyobraźni mógł ożyć. Ale czy na pewno…


FRAGMENTY
·   „W samotności” – Edgar Allan Poe

Od lat dziecięcych zawsze byłem
Inni niż wszyscy – i patrzyłem
Nie tam, gdzie wszyscy – miałem swoje,
Nieznane innym smutków zdroje –
I nie czerpałem z ich krynicy
Uczuć – nie tak, jak śmiertelnicy
Radością tchnąłem i zapałem –
A co kochałem – sam kochałem –
To wtedy – nim w burzliwe życie
Zdążyłem wejść – powstała skrycie
Z dna wszelkich złych i dobrych dążeń
Ta tajemnica, co mnie wiąże –
Ze strumienia lub potoku –
Z urwistego góry stoku –
W kręgu słońca, gdy w jesieni
Blednie złocisty blask promieni –
Z błyskawicy ostrym końcem
Drzewo obok mnie rażącej –
Z burzy, gromów, ziemi drżenia –
Z chmury – która u sklepienia
Niebieskiego zawieszona –
Miała dla mnie kształt demona.

MOJA OPINIA

ZACZERPNIĘTE Z KSIĄŻKI

·   prolog

Noc jest przesycona tajemniczością. Nawet kiedy księżyc świeci najjaśniej, tajemnice kryją się wszędzie. A potem wstaje słońce i jego promienie malują tyle cieni, że dzień jest znacznie bardziej łudzący niż cała ukryta prawda nocy.
Żyłam tym złudzeniem przez większą część życia, ale nigdy do niego nie należałam. Przed urodzeniem zbyt długo istniałam zawieszona między nicością a życiem i nawet teraz wciąż słyszę szepty nocy. Mocna lina trzyma mnie po ciemniej stronie świata, z dala od świata.

·   rozdział I

Czarną zasłonę snu rozerwało zawodzenie jakiegoś piosenkarza, dochodzące z radiobudzika. Jessica jęknęła i uciszyła go gniewnym plaśnięciem, a potem po omacku zaczęła szukać wyłącznika. Ciemnoczerwone, zmieniające odcień światło lampki solnej wystarczyło, aby mogła sprawdzić godzinę.
Siódma. Czerwone cyfry żarzyły się sadystycznie. Zaklęła. Znowu przespała zaledwie dwie godziny. Jak mimo to udawało jej się trwać w świecie przytomnych ludzi, było zagadką. W każdym razie zawlokła się pod prysznic, a tam zimna woda dokończyła tego, co rozpoczął budzik.
Zostało jeszcze tylko sto osiemdziesiąt dni szkoły, pomyślała, szykując się do rozpoczęcia ostatniego roku w Ramsa High School. Ubrała się błyskawicznie i w pośpiechu zarzuciła na ramię plecak, by sprintem dobiec na przystanek autobusowy. Śniadanie? Płonne marzenie.
Ramsa High School, co za uroczy kawałek piekła, pomyślała, gdy autobus zatrzymał się przed szkołą. Jeszcze rok i uwolnisz się od niego raz na zawsze. Tylko ta myśl mogła rano skłonić Jessicę do opuszczenia łóżka. Jeśli zaliczy ostatni rok, nigdy więcej nie dostanie się w macki Ramsa High School.
Mieszkała w Ramsa, odkąd skończyła dwanaście lat, dawno już więc przekonała się, że inni uczniowie nigdy jej nie zaakceptują. Niewielu okazywało jej otwartą wrogość, ale o żadnym nie powiedziałaby też, że odnosi się do niej ciepło i przyjaźnie.
Zbliżając się do budynku, Jessica miała przykrą świadomość tego, jak wielu uczniów idzie grupkami. Znała tych ludzi od pięciu lat, ale wydawało się to nie mieć znaczenia, gdy ją mijali bez słowa. Dostrzegła nawet, że dwie dziewczyny zatrzymały na niej widok, jedna szepnęła coś do drugiej, a potem obie szybko się usunęły, jakby mogła im w czymś zaszkodzić.
Chłopak z najstarszej klasy, którego znała od pierwszego dnia pobytu w szkole, na jej widok zrobił znak krzyża. Kusiło ją, żeby przestraszyć go jakąś satanistyczną inkantacją, bo już dawno z niezrozumiałego dla niej powodu uznał ją za wiedźmę. Od czasu do czasu z przekory lub po prostu dla zabicia nudy podsycała w nim to przekonanie.
Sama myśl była w pewnym sensie zabawna. Jedyne czarownice, jakie znała, żyły w zamkniętym świecie powieści, pisywanych przez nią od kilku lat. Któraś z nich mogłaby spokojnie przedefilować przed tym idiotą, a on na pewno nie zgadłby, kogo ma przed sobą. Wiedźmy Jessiki były mocno uczłowieczone i z zachowania, i z wyglądu.
Jeszcze śmieszniejsze było jednak to, że jej tradycyjny wróg trzymał egzemplarz książki „Tygrys, tygrys” Ash Night. Jessica była ciekawa, jak zareagowałby, gdyby dowiedział się, że ten zakup wkrótce przyniesie jej tantiemy.
Pomysł na książkę wpadł jej do głowy przed kilkoma laty, gdy razem z Anne odwiedzały jedną z jej dawnych koleżanek w Cocnord, w stanie Massachusetts. Prawie cały weekend spędziła wtedy zamknięta w pokoju i w końcu tamte ciężko przepracowane godziny zaprocentowały.
W klasie Jessica usiadła na końcu, sama  jak zawsze. W milczeniu czekała na sprawdzenie listy. Nauczycielka była młoda, Jessica jeszcze jej nie znała. Nazwisko, wypisane na tablicy, zostało skwitowane przez uczniów kilkoma parsknięciami. Kate Katherine, nauczycielka szkoły średniej, musiała mieć niezdrowych rodziców. Z drugiej strony jej imię i nazwisko było prawdopodobnie łatwiejsze do zapamiętania niż „Jessica Ashley Allodola”.
- Jessica Allodola? – wyczytała panie Katerine, jakby w odpowiedzi na myśli Jessiki.
- Jestem – odpowiedziała machinalnie. Nauczycielka postawiła znaczek w dzienniku i przeszła do następnego nazwiska.
Tymczasem w uszach Jessiki aciąż brzmiały słowa Anne, jej przybranej matki.
- Jutro jest pierwszy dzień nowego roku szkolnego, Jessie. Jeśli możesz, postaraj się przynajmniej nie trafić od razu do dyrektora. Zrób to jeden raz.
- Nie nazywaj mnie Jessie – odparła.
- Postaraj się, Jessico – poprosiła Anne. – Może dla mnie?
- Nie jesteś moją matką. Nie dyktuj mi, co mam robić.
- Nie masz nikogo, kto byłby dla ciebie matką bardziej niż ja! – odburknęła Anne, straciwszy cierpliwość.
To zapiekło. Jessica z godnością poszła do swojego pokoju, mamrocząc pod nosem:
- Moja prawdziwa matka była przynajmniej na tyle bystra, że zawczasu się mnie pozbyła.
Raptownie odzyskała poczucie rzeczywistości i zaczęła z goryczą zastanawiać, czy Anne czuje się pokrzywdzona przez los z powodu adoptowania takiego dziecka jak ona. Te ponure rozmyślania przerwała jej ładna dziewczyna z kasztanowymi włosami, która nieśmiało weszła do klasy.
- Przepraszam za spóźnienie – powiedziała. – Jestem nowa w szkole i trochę się zgubiłam. – Przedstawiła się jako Caryn Rashida. Pani Katherine odnalazła jej nazwisko na liście i skinęła głową.
Caryn rozejrzała się w poszukiwaniu wolnego miejsca, Jedno z nich znajdowało się akurat obok Jessiki. Gdy jej wzrok padł na Jessicę, zawahała się jednak, jakby nagle zapragnęła usiąść gdzie indziej. Jessiki to nie zdziwiło. Wszyscy mieszkańcy Ramsy zdawali się jej unikać niemal podświadomie.
Ale Caryn podjęła decyzję i zdecydowanym krokiem przemierzyła klasę. Wyciągnęła rękę do Jessiki.
- Cześć, jestem Caryn Rashida. – odrobinę zająknęła się przy wymawianiu nazwiska. – Dlaczego siedzisz tutaj sama?
- Bo tak chcę – odparła chłodno Jessica, kierując spojrzenie szmaragdowych oczy prosto w bladoniebieskie oczy Caryn. Ta wytrzymała je nieco dłużej niż inni, ale w końcu odwróciła wzrok.
Jessica z irytacją odnotowała skrępowanie dziewczyny i jej postanowienie, by mimo to podjąć próbę. Nie życzyła sobie znalezienia się jak bezdomne dziecko pod opiekuńczymi skrzydłami nowej. Niechęć umiała zrozumieć, litości nie cierpiała.
- Nie chciałabyś mieć towarzystwa? – spytała Caryn trochę mniej natarczywym, lecz przyjaznym tonem.
Ignorując wysiłki Caryn, by nawiązać rozmowę, Jessica wyciągnęła ołówek i zaczęła rysować.
- No, skoro tak… Chyba lepiej będzie, jeśli zostawię cię samą  - powiedziała nowa przytłumionym głosem. Przeniosła się do innego stolika. Jessica nadal rysowała, nie zwracając uwagi na Caryn i nauczycielkę, która monotonnym głosem informowała o przydzielaniu kłódek z zamkiem szyfrowym.
Pani Katherine poprosiła Caryn i pomoc, a gdy nowa, skończywszy, przechodziła obok stolika Jessiki, na chwilę przystanęła. Jessica ponuro pomyślał o jej natręctwie.
- Nigdy nie umiałam się z tym obchodzić – mruknęła Caryn, bezradnie obracając kłódkę w dłoniach. Nastawiła kolejno chyba dziesięć różnych kombinacji, ale bez skutku. – Może jest zepsuta… Spróbujesz?
Jessica wyjęła kłódkę z rąk Caryn i w sekundę ją otworzyła.
- Lepiej, żebyś nie musiała za często używać jej w tym roku.
- Jak to w ogóle działa? – Caryn roześmiała się z władnej nieudaczności.
- Sama do tego dojdź. – Jessica zamknęła kłódkę w odrzuciła ją nowej.
- Co ja ci takiego zrobiła?- Caryn w końcu skapitulowała. Jessica nie zdziwiłaby się nawet, gdyby zobaczyła łzy w jej oczach. – Dlaczego jesteś dla mnie taka niemiła?
- Bo taka już jestem – odpaliła Jessica, po czym z trzaskiem zamknęła i odłożyła notatnik. – Musisz się do tego przyzwyczaić.
Odwróciła się plecami do Caryn i ruszyła za innymi, pani Katherine prowadziła już bowiem klasę do szafek. Do końca dnia nowa nie próbowała nawiązać z nią rozmowy. Nikt inny też nie. Poza przybyciem Caryn właściwie nic się nie zmieniło.


W gąszczach mroku


tytuł:                          W gąszczach mroku
autor:                         Amelia Atwater-Rhodes
posiadam skąd:          z bibliotek gim. 21, na komputerze
posiadam od:             -
przeczytana:                
tytuł oryginału:            „In the Forests of the Night”
data wydania: pierw.:   1999
                      polsk.:  2002
wydawnictwo:             Exlibris
tłumaczenie:               Lidia Rafa
liczba stron:               135
ISBN:                         83-88455-95
kategoria:                   fantastyka
moja ocena:               10/10
seria:                         Seria z dreszczykiem t.1/3(4)

Wydawnictwo: Exlibris 





ZAWARTOŚĆ ZBIORU
czasy:   teraz
            1701r.

OPIS
  Za dnia Risika śpi w zaciemnionym pokoju w małym Concord w stanie Massachusetts. W nocy poluje na ulicach Nowego Jorku. Przyzwyczaiła się do życia w samotności. Ale nagle poczuła, że ktoś zaczął ją śledzić. Ktoś podrzucił jej czarną różę, identyczną jak ta, która odmieniła jej los trzysta lat temu.
  „Urodziłam się w 1684r., ponad trzysta lat temu. Kiedyś nazywano mnie Rachel. Ten, który mnie zmieniła, nadał mi nowe imię – Risica. Nigdy nie zapytałam wprost, co oznacza ta zmiana. Wiem jedno – przeistoczyłam się w istotę, która budzi we mnie lęk.”


FRAGMENTY
·   „Tygrys” – William Blake

Tygrysie, błysku w gąszczu mroku:
Jakiemuż nieziemskiemu oku
Przyśniło się, że noc rozświetli
Skupiona groza twej symetrii?

Jakaż to otchłań nieb odległa
Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie
Wznieciły to, co w tobie płonie?

Skąd prężna krew, co życie wwierca
W skręcony supeł twego serca?
Czemu w nim straszne tętno bije?
Czyje w tym moce? Kunszty czyje?

Jakim to młotem kuł zajadle
Twój mózg, na jakim kładł kowadle
Z jakich palenisk go wyjmował
Cęgami wszechpotężny kowal?

Gdy rój gwiazd ciskał swe włócznie
Na ziemię, łzami wilżąc jutrznię,
Czy się swym dziełem Ten nie strwożył,
Kto jagnię, lecz i ciebie stworzył.

Tygrysie, błysku w gąszczu mroku:
W jakim to nieśmiertelnym oku
Śmiał wszcząć się sen, że noc rozświetli
Skupiona groza twej symetrii?

·   Miłość w swej sile może się równać jedynie nienawiści, tyle że nienawiść nie przynosi cierpienia. Miłość, zaufanie, przyjaźń i wszystkie inne emocje, które tak bardzo cenię, sprawiają ból. Tylko miłość może złamać serce.”
·   „Wieczność to za długo, by żyć w strachu.”
·   „Przeszłość nieustannie rzuca cień na teraźniejszość.”

MOJA OPINIA

ZACZERPNIĘTE Z KSIĄŻKI

·   prolog
teraz

Stalowa klatka
  Zamknięcie pięknego, stworzonego do życia na wolności zwierzęcia w klatce, jakby było jedynie nierozumną bestią, to prawdziwe okrucieństwo. Ludzie często to robią. Nawet samym sobie, choć kraty, za którymi żyją, nie są ze stali. Ich klatką jest społeczeństwo.
  Tygrys bengalski ma złote futro w czarne pręgi i jest największym przedstawicielem kotów. Na tabliczce umieszczono napis Panthera tigris tigris, ta dziwna nazwa oznacza po prostu tygrysa. Ja nazywam ją Torą, to moje ulubione zwierze w tym zoo.
  Kiedy zbliżam się do klatki, Tora podchodzi bliżej. Umysł zwierząt różni się od umysłu ludzi, ale ja spędziłam z Torą już tyle czasu, że zdążyłyśmy się bardzo dobrze poznać. Nieczęsto udaje się przełożyć myśli zwierząt na ludzki język, ale my z Torą się rozumiemy.
  Takich pięknych zwierząt nie powinno się więzić w klatce.

·   rozdział I
teraz

  Opuszczając zamknięte od kilku godzin zoo, przybieram postać jastrzębia. Strażnik zasnął jak większość ludzi, kiedy spojrzą mi w oczy. Nie ma już żadnych świadków, więc poruszam się swobodnie.
 Dzięki mocy mojego umysłu mogłabym w ułamku sekundy wrócić do domu, ale uwielbiam uczucie towarzyszące lataniu. Ptaki to zwierzęta korzystające z największej wolności. Kiedy szybują w powietrzu, prawie nic nie jest w stanie ich powstrzymać.
  Zatrzymuję się tylko raz, żeby się posilić. Do domu w Massachusetts docieram tuż przed nastaniem świtu.
  Powracając do ludzkiej postaci, kątem oka dostrzegam w lustrze w sypialni własne zamglone odbicie. Moje długie włosy mają kolor starego złota. Po śmierci moje oczy stały się zupełnie czarne, tak jak u nas wszystkich. Skóra ma odcień lodowatej bieli, w lustrze wyglądam, jakbym składała się z mgły. Dziś mam na sobie czarne dżinsy i czarny podkoszulek. Nie zawsze ubieram się na czarno, ale w tej chwili właśnie ten kolor pasuje do mojego nastroju.
 Nie przepadam za tymi nowymi, budowanymi naprędce miastami, które ludzie tak ochoczo wznoszą, dlatego mieszkam w Concord, w stanie Massachusetts. To miasto z historią. Concord ma wyjątkową atmosferę, jakby mieszkańcy próbowali obwieścić całemu światu: to nasza ziemia, jesteśmy gotowi o nią walczyć. Ludzie żyją tu jak za dawnych czasów, choć oczywiście samochody już dawno temu zastąpiły konne powozy.
 Mieszkam sama w jednym z tych starych zabytkowych domów. Przez lata bywałam jedyną córką i spadkobierczynią różnych bogatych starszych małżeństw. Właśnie tak „odziedziczyłam” dom.
 Nie mam żadnych żyjących krewnych, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. W razie problemów wpływam na ludzkie myśli i dokonuję drobnych zmian w dokumentach. Kiedy śmiertelnicy stają się zbyt dociekliwi, po prostu się przeprowadzam. Bez względu na to, jak długo mieszkam w jednym miejscu, nigdy nie zawieram ziemskich przyjaźni, dlatego moja obecność czy zniknięcie zazwyczaj  pozostają niezauważone.
  Mój dom stoi w samym środku Concord. Z okien frontowych widać budynek kościoła unitarian, a tyłu zaś znajduje się cmentarz. Nie przeszkadza mi takie sąsiedztwo. Oczywiście od czasu do czasu pojawiają się duchy, ale nie są groźne. Trochę pohałasują, postraszą i znikają. Są tak blade, że nie widać ich w dzień.
  W moim domu nie ma trumien. Tak, ja sypiam w łóżku. W oknach powiesiłam grube zasłony, ale to dlatego, że lubię spać w ciągu dnia. Światło słoneczne nie zamienia mnie w popiół, przy ładnej pogodzie, w południe czasami bolą mnie oczy.
  Mity na temat wampirów są tak sprzeczne, że od razu można się domyślić, które z nich wymyślili śmiertelnicy. Niektóre jednak kryją ziarnko prawdy. Moje odbicie w lustrze jest niewyraźne, starsi z nas w ogóle nie mają odbicia. Co do pozostałych legend, zawierają odrobinę prawdy i bardzo dużo kłamstw.
  Nie przepadam za zapachem czosnku, ale gdyby wasz węch był dwadzieścia razy czulszy niż u charta, też nie bylibyście wielbicielami czosnku. Nie mam nic przeciwko święconej wodzie czy krzyżom. Po śmierci kilka razy uczestniczyłam w chrześcijańskiej mszy, ale od dawna nie szukam już pocieszenia w religii. Na palcu noszę srebrny pierścionek z kamieniem, srebro mnie nie parzy. Na wszelki wypadek nie zadaję się z ludźmi i nie bawię się kołkami.
  Wspominałam już o naszych zwyczajach, więc może teraz opowiem trochę o sobie. Urodziłam się jako Rachel Weatere w roku 1684, ponad trzysta lat temu.
  Ten, kto mnie przemienił, nadał mi imię Risika i tak już zostało. Nigdy nie pytałam, co znaczy to imię. Nadal go używam, choć Risiką stałam się wbrew własnej woli.
  W myślach często powracam, do tamtych czasów, kiedy żyła Rachel, a Risika jeszcze się nie narodziła.