Showing posts with label ramen. Show all posts
Showing posts with label ramen. Show all posts

Sunday, February 02, 2020

Ramen - tori paitan



Od czasu poprzedniego wpisu zjedliśmy kilka misek ramenu. 




Na przykład, przygotowałam dwa nowe tare - miso i ostre miso, i spróbowaliśmy obydwu na bulionie wieprzowym, teraz mamy do wyboru trzy smaki (jest jeszcze jeden, słone tare). 




Przepis na miso tare:
- 1/4 szkl. białej pasty miso
- 1/4 szkl. czerwonej pasty miso
- 1/4 szkl. soli
- 1/4 szkl. wody
- 3 łyżki pasty sezamowej
- 2 Ł oleju sezamowego
- 1 Ł octu ryżowego
Wymieszać wszystko dokładnie, przechowywać w słoiku w lodówce do 3 tygodni albo w zamrażace do 3 miesięcy.

Przepis na ostre miso tare:
- wszystkie składniki jak w miso tare plus: 1/3 szkl. ostrej pasty koreańskiej Gochujang i 1 Ł świeżo tartego imbiru.

Mieliśmy gości i przy ich pomocy wykończyliśmy pierwszy zapas bulionu wieprzowego (na dwie osoby przypada litrowy słoik bulionu). Robert od razu poprosił o ugotowanie bulionu kurczakowego, i w poniedziałek zabrałam się na tori paitan - gęsty treściwy bulion z kurczaka.
Nie robiłam zdjęć ptasich kończyn w garze, ale proces wygląda bardzo podobnie do bulionu wieprzowego. 1 kg skrzydełek kurzych, 1 kg korpusów i 0,5 kg kurzych łapek zblanszowałam, odcedziłam, zalałam świeżą wodą ok. 5 cm powyżej poziomu mięsa i gotowałam na malutkim ogniu ok. 8 godzin. Po tym czasie dołożyłam 1 marchewkę, 1 cebulę, przepołowioną główkę czosnku i 5-ciocentymetrowy kawałek imbiru pokrojony w plasterki, i gotowałam jeszcze godzinę. Po tym czasie mięso wyrzuciłam (smak wygotowuje się do cna, nawet kot nie chciał go jeść ^^*~~) a gorący bulion wyniosłam na balkon do schłodzenia, rano zdjęłam z niego warstwę tłuszczu (zachowałam w słoiczku w lodówce). Bulion przelałam do litrowych słoików (wyszło mi 8 porcji, jeden słoik wystarcza na dwie osoby), które schowałam do zamrażarki.




Tori paitan jedliśmy na razie w wersji z shoyu tare, wyszedł przepyszny, szczególnie z dodatkiem pasty z rozdrobnionego czosnku z solą i octem, którą zrobił dla nas Robert! ^^*~~ Poniżej na zdjęciu inna wersja wieprzowiny i chyba moja bardziej ulubiona - kakuni, czyli boczek krojony w dużą kostkę, podwójnie duszony: w wodzie z dymką i imbirem a potem w zalewie.





No i tak to na razie wyglądało. Pod koniec lutego zaczynamy wegańskie DOJ-adanie, więc będę gotować buliony grzybowe i glonowe, czym nie omieszkam się tu z Wami podzielić. *^v^*

*** 

Nie tylko ramen jadaliśmy w zeszłym tygodniu, na przykład 25 stycznia był Dzień Nikumana, więc tradycyjnie zrobiłam bułeczki na parze z nadzieniem wieprzowym i krewetkowym (przepis już jest na blogu).




Dla odmiany od makaronów japońskich przygotowałam znowu makaron włoski - corteccia, ręcznie formowane kluski, z sosem ze szpinaku i pecorino. ^^*~~




Jedliśmy też kare raisu z tonkatsu, czyli japoński sos curry z warzywami i kotletem wieprzowym na misce ryżu. ^^*~~




Lada dzień zaczynamy DOJadanie, w tym roku znowu przejdziemy na weganizm, więc trzeba korzystać póki można jeść mięsko! ^^*~~ (i jajka, mnie głównie chodzi o jajka, znowu będę tęsknić za nimi przez ponad 40 dni, ech...)

Bardzo dużo dziś jedzenia było, to może tematy malowania poruszę w następnym wpisie, a tymczasem na koniec na deser sprawdzone i ulubione ciasto pomarańczowe z semoliną według przepisu Ottolenghiego. Proszę się częstować i do następnego razu! *^V^*




Thursday, January 23, 2020

Ramen - podstawy i moje tonkotsu

There are many post in English about ramen and not much about it in Polish, so I'll decided to skip translating this one. 

***

Temat jest wielowymiarowy, więc spróbuję zrobić zwięzły zbiór informacji (pominę historię i pochodzenie, bo najważniejszy jest dla nas smak!). *^v^*



Ramen. Miska bulionu z makaronem i dodatkami. Wbrew pozorom nie ma wiele wspólnego z naszym polskim rosołem, bo sposób wykonania tego dania i części składowe są inne.

Na miskę ramenu składają się:

bulion + tare + dodatki doprawiające + makaron + dodatki główne


Po kolei, najpierw BULION (dashi). Można spotkać wiele odmian bulionu, opiszę kilka podstawowych.  
- tonkotsu - bulion na kościach i nóżkach wieprzowych. 
- tori - gotowany na kościach i łapkach kurzych, może być klarowny krócej gotowany - chintan, albo gęsty, mleczny, dłużej gotowany - paitan. 
- kombu – bulion na bazie glonów kombu 
- shiitake – bulion na bazie grzybów shiitake 
- katsuo bulion na bazie płatków suszonej ryby bonito 
- niboshi – bulion na bazie suszonych sardeli 
- awase – bulion mieszany, np.: kombu/katsuo, tonkotsu/tori, tonkotsu/katsuo

Trzeba tu podkreślić dwie rzeczy. Po pierwsze, bulion mięsny (bo pozostałe gotuje się krócej) to nie jest nasz rosołek, który popyka na gazie przez trzy godziny. Tonkotsu gotuje się ok. 10 godzin, tori od 6 do 8 godzin. W Polsce zjada się zarówno rosół jak i wyjęte z niego mięso, tutaj wygotowane do cna ze smaku kości z resztkami mięsa odcedza się i wyrzuca, bo nie mają już żadnej wartości smakowej (sprawdziłam!). Po drugie, do naszego rosołu wkładamy włoszczyznę, liście laurowe, przypaloną cebulę, suszonego grzyba, kapustę włoską, nać selera, wszystko to żeby dodać mu warstw smakowych. Bulion do ramenu ma smakować konkretnym mięsem - wieprzowiną, kurczakiem, kaczką, rybą, (lub mieszanką tych smaków), ma być jednolitą bazą, na której zbudujemy naszą miskę dodając kolejne składniki, tak więc najpierw TARE.


Tare to skoncentrowany smak, sos dodawany w proporcji 2 Ł na 2 szkl. bulionu. Istnieje kilka odmian tare, np.: miso tare, shoyu tare (sojowy), shio tare (słony). Skład i proporcje składników każdego tare to tajemnica kucharza, oczywiście podstawowe przepisy znajdziemy w książkach kucharskich i ja też z takiego skorzystałam. 




Oprócz tare możemy bulion doprawić np.: 
- tłuszczem zachowanym po ugotowaniu bulionu, wieprzowym lub z kurczaka
- mayu (olej z palonym czosnkiem)
- rayu (olej z chili)
- pasta czosnkowa




MAKARON do ramenu przeważnie jest pszenny, może być cienki lub grubszy, twardszy lub miększy. Cechą wspólną przy jego produkcji jest użycie substancji zwanej kansui - to substancja alkalizująca, która daje makaronowi sprężystą teksturę i żółty kolor. Można ją zrobić w domu, prażąc sodę oczyszczoną przez godzinę w 130 stopniach. 

A co z dodatkami do dania?
Możliwości jest mnóstwo, na przykład:  
chashu pork - boczek zrolowany i upieczony w zalewie,   
kakuni pork - podobnie, ale boczek pieczony na płasko,  
ginger pork - mielone mięso smażone z imbirem,  
pork katsu, tori katsu - kotlet wieprzowy lub z kurczaka smażony w panierce,  
ajitsuke tamago - jajka na półtwardo, marynowane w zalewie sojowej, 
kukurydza (specjalność Hokkaido!), wakame, grzyby, siekany szczypior


Tyle teorii, a teraz praktyka. *^v^*

***



Jak może pamiętacie, pod koniec zeszłego roku kupiłam dwie książki opisujące ramen i przestudiowałam obydwie (mają bardzo podobną zawartość, książka Nilsson ma bardziej apetyczne zdjęcia za to książka Naomi - opis regionów Japonii i ramenów z nich pochodzących). Miałam zacząć od tori - bulionu z kurczaka, ale tak się jakoś złożyło, że będąc na zakupach weszłam najpierw do budki z wieprzowiną. A tam zobaczyłam kości i nóżki, więc zmieniłam zdanie i wzięłam się za tonkotsu! *^-^*






Proces gotowania bulionu nie jest skomplikowany, ale czasochłonny. 1 kg kości wieprzowych i 4 nóżki musiałam najpierw zblanszować, potem osuszyć i schłodzić 3 godziny w lodówce. Dopiero od tego momentu zaczęło się właściwe gotowanie. Kości, nóżki i 1 cebulę włożyłam do gara, zalałam wodą i gotowałam na wolnym ogniu 8 godzin, a potem jeszcze 2 godziny na dużym ogniu.  Rozłożyłam ten proces na dwa dni.




Następnie odcedziłam bulion (wygotowane mięso nie nadaje się za bardzo do jedzenia, bo cały smak po tylu godzinach przeszedł do bulionu) i odstawiłam go do schłodzenia, żeby zdjąć z wierzchu tłuszcz. I to już był koniec pracy z bulionem. (Bulion stojąc w nocy na balkonie ściął się w sztywną galaretkę! ^^*~~) Bulionu wyszło mi ponad 8 litrów, tak więc odmierzyłam cztery litrowe słoje (porcja na dwie miski) i wstawiłam je do zamrażarki, będą dla nas na kolejne cztery obiady! ^^*~~





W międzyczasie upiekłam zwinięty w rulon boczek w zalewie sojowej (chashu pork), ugotowałam jajka na półtwardo i zanurzyłam w zalewie (ajitsuke tamago), przygotowałam sojowe tare. Wszystko to można zrobić dzień wcześniej i w większej ilości, np.: boczku nie piecze się na plasterki tylko od razu od 1 kilograma wzwyż, i potem można go wykorzystywać przez kilka dni np.: do ramenu, na kanapki.



Przepis na shoyu tare:
- 1 szkl. sosu sojowego
- 1/2 szkl. mirinu
- 1/2 szkl. sake
- 1 Ł cukru brązowego
- 2 zmiażdżone ząbki czosnku
- 2,5 cm kawałek imbiru, pokrojony w plasterki
Wszystko to umieścić w garnuszku, doprowadzić do wrzenia i gotować na małym ogniu ok. 10 minut. Przecedzić, wystudzić i przechowywać w szklanym naczyniu (do 3 tygodni w lodówce, do 3 miesięcy w zamrażarce)




Zrobiłam też domowy makaron.
W 1 szkl. zimnej wody rozpuścić 1,5 ł kansui (patrz powyżej), następnie dodać 1,5  ł soli.
2 szkl. mąki chlebowej + 2 szkl. mąki Tipo 00 wymieszać, dodawać stopniowo wodę. Wyrabiać w maszynie z hakiem do ciasta ok. 15 minut, ręcznie ok. 25 minut. Ciasto będzie twarde, zwarte. Można podsypać mąką albo dolać wody, w miarę potrzeb.
Wyrobione ciasto przykryć i odstawić na 1 godzinę.

--> Następnie podzielić na 8 równych części, wałkować cienko podsypując mąką kukurydzianą lub ziemniaczaną, i kroić na cienki makaron. U mnie maszynowo, więc wałkowałam do grubości nr. 5 i cięłam cienkimi nożami, ale wydaje mi się, że już mi się trochę stępiły i nie docinają porządnie, więc następnym razem po prostu złożę podsypane mocno rozwałkowane ciasto kilka razy i nożem pokroję makaron.
Część gniazdek makaronowych zjedliśmy od razu (1 szt. na normalnie głodną osobę, półtorej na głodomora), resztę schowałam do plastikowego pojemnika do lodówki bo zamierzamy jeść ramen w ciągu kilku dni.

No i to już tyle roboty! *^v^*
Pozostaje złożyć miskę w całość.

Zagotowałam wodę na makaron, bulion trzymałam na małym ogniu, wszystkie dodatki miałam już przygotowane, plastry boczku pokrojone i podgrzane w opiekaczu, szczypior posiekany.
Do misek nałożyłam po 2 Ł shoyu tare (przydadzą się nawet 3 Ł, dobrze jest spróbować, bo wszystko zależy od tego, jak gęsty wyszedł nam bulion i jak bardzo zredukowało się tare, poza tym pewnie inaczej jest z dodawaniem smaku do bulionu wieprzowego, inaczej do kurczakowego czy grzybowego).
Zalałam tare 2 szkl. wrzącego bulionu i dorzuciłam makaron, który spędził we wrzątku ok. 1 minuty. Wymieszałam wszystko pałeczkami, żeby rozprowadzić smak po bulionie i wokół makaronu.
Nałożyłam plastry podgrzanego w opiekaczu chashu pork, ajitsuke tamago, kawałki nori, posiekany szczypior. Już na stole dodaliśmy sobie mayu - oleju z palonym czosnkiem i beni shoga (imbir marynowany w oleju po umeboshi, kupuję w Japonii).



To była moja pierwsza próba ugotowania prawdziwego japońskiego ramenu i jak na pierwszy raz wyszło całkiem nieźle. Robert chwalił. ^^*~~ Wiadomo, że wiele jest to do dopracowania, zamierzam testować inne buliony (podczas tegorocznego DOJadania będą wersje wegańskie! *^V^*), będę robić inne tare i inne dodatki. W przyszłym tygodniu poddam moje gotowanie ocenie znajomych i wtedy naprawdę okaże się, jak mi wyszło... ^^*~~ (mąż może nie być obiektywny!)
Opisałam wszystko jak najlepiej umiałam, linki do przepisów macie w tekście. Jeśli są jakieś pytania to proszę pytać w komentarzach, oczywiście będę pisać o kolejnych wersjach jakie ugotuję, już w weekend chcemy spróbować tonkotsu z miso i spicy miso tare. *^o^*

Tuesday, January 21, 2020

Grzyby i bulion

Nie ma mnie, bo maluję grzyby i gotuję bulion. Głównie te dwie rzeczy robię. ^^*~~
I'm absent because I've been doing two things recently, mainly. Painting mushrooms and cooking ramen broth. ^^*~~












O bulionie będzie następnym razem, bo proces jest długi i wieloetapowy, od razu porwałam się na największe wyzwanie - wieprzowe tonkotsu. W środę pierwsze testowanie ramenu, trzymajcie kciuki!!! *^V^*
I'll tell you about the broth next time because it's a long process with many stages, and I decided to start with the most challenging pork tonkotsu, oh well... On Wednesday first flavour testing, keep your fingers crossed!!! *^V^*

Monday, December 16, 2019

"Fallalalala lala lala!..."



"Ciesz się, że nie mamy dużego mieszkania. Od 1 grudnia stałaby choinka do sufitu, ubrana w milion bombek!..." - powiedziałam niedawno do Roberta.
*^v^* (Odparł, że by mu nie przeszkadzało!)
"Good we don't have a big apartment. We would have a huge Christmas tree with millions of decorations since 1st December then!..." - I said to Robert.
*^v^* (He said he wouldn't mind!)




W tym roku wpadłam w szał dekorowania domu. Mam ochotę na 30 Brzydkich Swetrów Świątecznych (nie mam ani jednego!), na kubki z reniferami (takoż), na stosy mandarynek i pomarańczy (kupuję i stawiam w wielkiej misie!), na śnieg... (tego się na razie nie doczekałam, ale był już jeden bardzo mroźny dzień ze szronem na trawnikach!). ^^*~~ Święta nie mają dla mnie wymiaru religijnego, to bardziej celebracja zimy i zimowego Przesilenia, więc wybieram motywy zimowe, pomijając Chrystusa w żłóbku czy aniołki. Mam ochotę otoczyć się czerwienią, zielenią i bielą, opatulić kocami i miękkimi swetrami i skarpetami, palić świece, pić gorącą czekoladę i herbatę z miodem i pomarańczami. Kupiłam opaskę z rogami renifera i noszę ją na głowie poza domem! ^^
This year I am in the decorating frenzy. I feel like having 30 Ugly Christmas Sweaters (don't have any), mugs with reindeers (likewise), piles of tangerines and oranges (I keep them and place them in a huge bowl in the living room), I've been waiting for snow... (well, that's not going to happen anytime soon but we've had one very cold day with frost on the lawns!). ^^*~~ Coming Holidays doesn't have religious meaning for me, it's a celebration of Winter and the Solstice so I choose Winter motives instead of baby Christ in a crib or angels. I want to live in red, green and white colours, to wrap up in blankets and sweaters and soft socks, light candles, drink hot chocolate (no marshmallows inside, it's a strange idea...) and tea with honey and orange slices. I bought a headband with reindeer antlers and keep wearing it outside! ^^




Niestety, mogę sobie planować wieńce z bombkami, stroiki i tym podobne, ale muszę dokładnie sprawdzić, czy w miejscu gdzie je poustawiam/powieszę koty nie mają przypadkiem dobrego dostępu... No bo ciekawi je wszystko co wisi i wystaje, a każda kulka czy szyszka jest potencjalną zabawką! Dlatego odpadają stroiki poustawiane na komodach czy powieszone w miejscach, gdzie koty mogą sięgnąć stojąc na komodzie/półce...
Unfortunately, I can plan to make many wreaths with glass balls and other decorations, but I need to carefully check the spots to place them so the cats couldn't reach them... They're interested in everything that hangs or sticks out, every ball or cone is a potential toy! That's why I cannot place decorations on chest of drawers or hang them too low... 



Pojechałam na działkę i nacięłam gałęzi, z których zrobiłam wiszącą podstawę stroika na okno. Ozdoby pojawiały się na nim stopniowo - lampki, łańcuch, welurowe jabłuszka. Aktualnie doszły jeszcze malutkie złote bombki i biało-czerwone kule dziergane (opierałam się na tym wzorze). Niestety, dzierganie zajmuje więcej czasu niż przewidywałam, ale zamierzam dorabiać nowe kule również po nowym roku. ^^*~~
I cut some twigs in the garden and made the base for the hanging decoration above the livingroom windows. I kept adding ornaments gradually - first the lights, then the fluffy tinsel and velvet apples. Now I added small golden glass balls and I keep adding knitted balls (based on that pattern). Knitting them takes more time than I expected but I want to keep making them even after the new year. ^^*~~



Kupiłam woskowe świece z LEDowymi lampkami i dzięki temu, że nie mają żywego płomienia mogą stać na półkach z książkami! ^^*~~ Nie mogłam się też oprzeć zimowemu misiowi z drewna (Auchan). *^v^*
I bought wax candles with LED lamps inside so I can place them on the bookshelves without an open fire! ^^*~~ Also, I just couldn't leave in the shop this wooden bear in scarf. *^v^*






A koty tylko czyhają na moje ozdoby!...
Cats just wait to grab this or that piece of decoration!...




Mam jeszcze dużo innych pomysłów na dekoracje, ale wszystkiego zrobić nie zdążę, niestety. Część będę musiała przełożyć na przyszły rok! *^V^*
I still have some more ideas for decorations, I won't be able to make all of them now but that's okay, I'll leave some for next year! *^V^*


***

Dawno nie było gotowania, to podrzucam garść pomysłów na pyszne dania - zacznijmy od deseru. ^^*~~
Millefeuille z malinami i creme patissiere według przepisu Jamesa Martina - ciasto francuskie, krem i maliny, eleganckie i pyszne ciastko, które ja zrobiłam Robertowi na urodziny ale można je podać w święta albo w Sylwestra!
I haven't shared cooking recently so here's a handful of ideas for delicious foods - let's start with a dessert. ^^*~~
Millefeuille with raspberries and creme patissiere according to the recipe by James Martin - puff pastry, cream and fruit, elegant and yummy cake that I made for Robert's birthday but it can also be made for coming holiday's or New Year's Eve occasion.





Teraz dania główne - kupiłam najnowszą książkę Jamiego Olivera "Jamie Cooks Italy". Nie planowałam tego zakupu, mam książkę "Włoska wyprawa Jamiego" sprzed kilku lat i tamte przepisy jakoś mnie nie popchnęły do gotowania. Ale obejrzeliśmy dwa odcinki serii telewizyjnej, która towarzyszy tej książce i Robert zaproponował, żeby jednak ją kupić. A ponieważ miałam kupon od aplikacji Amazon na 10 funtów, to dostałam ją przy okazji innych zakupów w zasadzie za darmo! ^^*~~
Now the main dishes - I bought the latest book by Jamie Oliver "Jamie Cooks Italy". I didn't want to buy it, I have "Jamie's Italy" from a few years ago and it didn't impress me much. But we watched two episodes of the tv series accompanying the current book and Robert asked me to get it. And because I got the 10 pound coupon from the Amazon's app, I practically got it for free with my next order! ^^*~~




Kiedy zaczęłam przeglądać zawartość to nabrałam ochoty, żeby ugotować... każdą potrawę po kolei!!! Ta książka jest świetna! *^V^* Może dlatego, że opiera się na prostej kuchni prowadzonej przez włoskie babcie, dania bazują na kilku składnikach, których jakość i świeżość jest gwarancją smaku.
Zaczęłam od makaronu babci Teresy - grube rury rigatoni, oliwa, chili, czosnek, okruchy chleba, tarty świeży chrzan, suszona słodka papryka lub suszone pomidory - niby nic takiego fikuśnego, a połączenie smaków niesamowite!!!
When I started to look through the recipes I decided that I want to cook... each dish one by one!!! This book is great! *^V^* Maybe because it's based on simple dishes made by the Italian grandmothers', the food consists of a few ingredients and the most important is their quality and freshness.
I started with Nonna Teresa's pasta - rigatoni, olive oil, garlic, breadcrumbs, freshly grated horseradish, dried sweet pepper or tomatoes - nothing fancy and yet, a real feast!!!




Drugim daniem było Strozzapreti - makaron z klopsikami w sosie z pieczonych dojrzałych pomidorków koktajlowych (tak, zdjęłam skórkę z kilograma pomidorków... ^^), a klopsiki mają intrygujące smakowo dodatki - rodzynki, orzeszki piniowe i liście mięty.
The next one was Strozzapreti - pasta with meatballs in a sauce made from baked ripe cherry tomatoes (yes, I removed the skins from 1 kilo of cherry tomatoes... ^^). The meatballs have the intriguing addition of raisins, pine nuts and fresh mint leaves.






Mam już wybrany kolejny przepis do ugotowania, jeśli się smacznie uda, to nie omieszkam Was o tym powiadomić w następnym wpisie! *^v^*
I already chose the next recipe to try, if it's good I'll share it with you next time! *^v^*

A moim głównym zamówieniem książkowym były takie dwie pozycje:
And my main order were those two books:




W tym roku na wakacjach wybuchła nasza wielka miłość do ramenu i postanowiłam zmierzyć się z tym tematem we własnym domu. Na razie tylko przejrzałam zawartość, w treść zagłębię się i przejdę do praktyki po świętach! *^v^*
This year on holidays we fell in love with ramen and I decided to face the topic in my own kitchen. For now I only flipped through the pages, I'll start cooking after holiday break. *^v^*

***

Jeszcze kilka słów o kosmetykach, bo mam Wam coś fajnego do polecenia!
Po pierwsze, coś co jeszcze wykańczam po wakacjach - dwa nawilżacze. Niebieskiego używam do ciała po kąpieli, zielonego jako tonik do twarzy, jako baza pod olej na włosy lub na suche włosy drugiego dnia po myciu jako odświeżenie fal. Delikatne zapachy, szybko się wchłaniają, czuć nawilżenie, na pewno kupię na przyszły sezon wiosenno-letni.




Dezodoranty La-Le już u mnie widzieliście, polecałam je gorąco bo są genialne - mają piękne zapachy i naturalne składy, nie porażniają i przede wszystkim idealnie blokują zapach potu (nie eliminują wilgoci! człowiek wciąż się poci, co jest zdrowe dla naszego ciała). Używaliśmy kiedyś tego o zapachu zielonej herbaty, potem cedru (taki słoiczek spokojnie wystarcza dla dwóch osób na trzy miesiące) a teraz kupiłam czarne winogrono i.... o rany, jak to pachnie!!!!! Jak polskie ogrodowe czarne winogrona rosnące na płocie w ogródku! *^V^*




Pierwszy raz kupiłam balsam do ust z tej firmy i poza świetnym działaniem pachnie ARBUZEM!!! *^V^* (jest jeszcze wersja mango, malinowa i truskawkowa)




I na koniec coś kolorowego do ust. Turecka firma Golden Rose robi świetne kosmetyki, a ich szminki są legendarne - co wprowadzą do oferty to staje się hitem. Mam kilka ich produktów a najnowsze matowe pomadki w płynie są super - nie jestem fanką szminek matowych ani takich w płynie, ale te od razu mi się spodobały! ^^*~~ Łatwo się je nakłada - co nie zawsze jest takie oczywiste w przypadku płynnych pomadek, nie wysuszają moich suchych ust i nie czuć ich po nałożeniu (są matowe pomadki które od razu robią skorupę na ustach...). A co nietypowe - kiedy szminka nam się trochę zetrze można jej dołożyć bez konieczności zmywania całych ust!
W piątek na spotkanie z przyjaciółmi nałożyłam tę piękna ciemną czerwień (nr 13, na zdjęciu poniżej), jadłam tłuste i gorące potrawy, piłam herbatę, szminka znikała równomiernie i w minimalnym stopniu, i dokładam jej w trakcie wieczora! Mam jeszcze kolor 10, i chcę więcej! Formuła pomadek jest wegańska.




***

Taki to był mój ostatni tydzień! A co u Was? Jak przygotowania do świąt? Jak dekoracje? Jak spędzacie te kilka dni? Na miejscu czy w rozjazdach? Z rodziną przy stole czy samotnie na stoku narciarskim? (a może z rodziną na stoku, kto wie?... *^o^*).
Zostawiam Was z makowcem ze śnieżnymi żurawinami i do następnego wpisu!
That was my last week! How about you? How's the Christmas preparations? And decorations? How do you plan to spend those few days? At home or away? With family at the table or maybe alone on the skii slope? (or maybe with your family on the skii slope? *^o^*)
Let me leave you with this poppyseed cake and frosted cranberries, and see you next time!