Powered By Blogger
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tatry. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tatry. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 21 listopada 2024

Dialogi o Tribeczu – cd.

 


František Kovár

 

A oto następne opowieści o dziwnych wydarzeniach na Trybeczu:

Historia 29. - Wybraliśmy się na wycieczkę do zamku w Oponicach. Źle zaplanowaliśmy to czasowo i dotarliśmy do zamku po ciemku. Zaczęliśmy wracać prawie w ciemności. W drodze powrotnej co jakiś czas słychać było nieprzyjemne szczekanie z innej strony (jelenie nie miały wtedy rui). Przez całą drogę towarzyszyło nam nieprzyjemne uczucie. Im dalej, tym bliżej, w końcu pobiegliśmy, dotarliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu.

Historia 30. - Często jeżdżę na rowerze w Tribeczu. Podczas jednej z takich wypraw zatrzymałem się na grani, żeby odpocząć. Kiedy odpoczywałem, uświadomiłem sobie, że panuje kompletna cisza. Nagle usłyszałem wyraźny gwizdek, który się powtarzał, nigdzie nie widziałem nikogo. Wsiadłem na rower i kontynuowałem podróż. Na kolejnym przystanku nie miałem już dobrego przeczucia i wolałem wsiąść na rower i kontynuować podróż do Zlatna. Nigdy wcześniej ani później nie przeżyłem czegoś takiego.

Historia 31. - Jestem myśliwym, pewnej styczniowej nocy siedziałam na zasiadce. Tej nocy zdałam sobie sprawę, że nigdy nie doświadczyłam takiej ciszy w lesie. Przez cały czas nie słyszałam żadnego dźwięku. Jednocześnie każdy mój ruch, nawet oddech, wydawał się odbijać echem daleko i szeroko.

[Taka nienaturalna cisza jest odnotowywana przez świadków Bliskich Spotkań z UFO i innych ψ-fenomenów. O przypadkach w Polsce pisałem uprzednio.]

 

Opinie i polemiki:

 

·        Przednie brednie o górach! Tribeč to góra jak każda inna w każdych górach ludzie przez lata gubią się gubią a nawet „tajemniczo znikają”, są proste wyjaśnienia, bo to można wpaść w szczelinę w ziemi, do jaskini, dostać zawału i później być zjedzonym przez zwierzęta, zgubić się zimą i zamarznąć itp., a o tych dźwiękach i złych uczuciach to tylko ludzka wyobraźnia i fantazja. Chodzę w góry Tribeč od ponad 50 lat i czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłem, to są bajki jak duchy i czarownice (Miroslav Zuzula)

·        Ja też mogę napisać, że pisze pan przednie brednie. Co cię powstrzymuje, i spróbuj to poprzeć czymś, czego nie powiedziała żadna pani, albo sci-fi à la „Szczelina” i tym podobne plotki jak smoki w zamkach, bo takie plotki zawsze krążą w górach, lasach itp., a ponieważ pochodzę z Topoľčian, a Tribeč przeszedłem wystarczająco dużo razy przez ponad 50 lat, od kiedy tam jeżdżę o każdej porze roku. Nie czytałem i nie widziałem „Szczeliny”. Niektórzy ludzie mają zdolności, których inni nie mają. Potem drugi mówi, że to niemożliwe, bo nie ma takich umiejętności. Więc wymienię tutaj coś na próżno. Skończyłem z tym już dawno, bo to do niczego nie prowadzi. Są duchy, są dusze po śmierci, są też czarownice... I są też inne istoty. A to, że od lat chodzisz po Tribeczu i niczego nie doświadczyłeś, jest zupełnie normalne, ale myślę, że miliony ludzi już tam były. Ale byli też tacy, którzy coś przeżyli i przez takich jak Ty nie lubią rozmawiać o tym publicznie, żeby nie zostać wyśmianym. (František Kovár)

·        Tak à propos szczelin, to w książce „Projekt Tatry” (Kraków 2002) pisałem o dziwnych wydarzeniach w masywie Czerwonych Wierchów w polskich Tatrach Zachodnich, gdzie przedstawiłem hipotezę inż. Jerzego Łataka o istnieniu wąskich i głębokich szczelin w wapiennych masywach tych gór. Człowiek wpadając do nich nie ma żadnych szans na wyjście w pojedynkę, bo ściany takiej „mikrojaskini” są śliskie i przewieszone, zaś wołanie o pomoc, sygnał radiowy CB czy GSM idzie jedynie Panu Bogu w okno… (Robert Leśniakiewicz)

·        Mówi się o różnych pęknięciach, zapadliskach, starych kopalniach, ale brakuje dowodów, wspomniałem już, że mówi się też o Tribeczu, ale nie mogłem znaleźć nikogo, kto coś takiego znalazł, zrobił zdjęcie, lub opisał to. Jeśli ktoś znalazł coś takiego, to raczej ludzka ciekawość to zbadać, a może nawet opublikować zdjęcie lub film. (František Kovár)

·        Owszem. Jest także trzecia możliwość – ten, kto znalazł taką pułapkę już nie miał możliwości o niej powiedzieć innym, bo nie mógł się z niej wydostać i w niej zmarł. Dlatego też nic o nich nie wiadomo. Oczywiście wszystkie trzy możliwości zostaną potwierdzone bądź zanegowane, gdy znajdziemy takie „mikrojaskinie” ze zwłokami w środku…  (Robert Leśniakiewicz)

·        Z moich opowieści o Tribeczu wynika, że ​​większość z nich szła znakowanymi szlakami, gdy coś im się przydarzyło, i że nie tylko biegali po lesie. (František Kovár)

 


Wracając do kwestii istnienia „mikrojaskiń Łataka”, to chodziłem po stokach Czerwonych Wierchów i okolicy, na „mikrojaskinie Łataka” się nie natknąłem, ale to wcale nie znaczy, że ich nie ma. Fakt jest faktem, w rejonie Czerwonych Wiechów zaginęło w niewyjaśniony sposób kilkanaście osób, których zwłok nie odnaleziono do dziś dnia.

Moja pierwsza zwiadowcza wyprawa na stok Małołączniaka miała miejsce w październiku 1988 roku. Wyszedłem z Kuźnic do Doliny Kondratowej, potem na Kondratową Przełęcz i dalej na Kopę Kondracką (2008 m n.p.m.) zielonym szlakiem a następnie wzdłuż granicy czerwonym szlakiem na Małołączniaka (2096 m). Po krótkim popasie na szczycie Małołączniaka schodziłem w doliny niebieskim szlakiem via Kobylarz podziwiając białe zerwy Krzesanicy i Ciemniaka. Wtedy też po raz pierwszy zobaczyłem na własne oczy cud Natury, jakim jest głazowisko Wantule.  To było niesamowite – na brązowym tle zeschłych liści widać było białe głazy jak rodzynki w cieście. Ogromne rodzynki – niektóre o objętości kilkunastu metrów sześciennych i masie setek ton. Z map i przewodników wiedziałem, że teren jest usiany jaskiniami – w samym masywie Czerwonych Wierchów jest ich ponad sto… Niestety, musiałem uciekać, bo mimo cudownej pogody słońce zniżało się nad górami i od wschodu nadchodziła noc. Kiedy znalazłem się na Przysłopie Miętusim było zupełnie ciemno. Świecąc latarką dotarłem do Drogi pod Reglami a nią do Kuźnic, gdzie wtedy mieszkałem.

Druga wyprawa na Czerwone Wierchy miała miejsce w maju następnego roku. Wtedy też wybrałem się na Kopę Kondracką, Małołączniaka i dalej na Krzesanicę (2122 m) i Ciemniaka (2096 m). Tym razem schodziłem za czerwonym szlakiem do Doliny Kościeliskiej. I znów, w pobliżu oznakowanej drogi nie znalazłem niczego podejrzanego, co wcale nie oznacza, że czegoś niebezpiecznego tam nie było. Kopuły szczytowe Czerwonych Wierchów są od północy podcięte i opadają stromymi klifami w doliny. Wystarczy zabłądzić w śnieżycy czy mgle i nieszczęście gotowe… A jest gdzie polecieć, bowiem ściany te mają 300 i więcej metrów wysokości. Poza tym ściany te są podziurawione jaskiniami, do których dojście wymaga sprzętu alpinistycznego i umiejętności.

Trzeci wypad w tamten rejon Tatr Zachodnich był w czerwcu 1992 roku. Tym razem wybrałem się do Wantul, tego fascynującego miejsca u podnóża masywu Krzesanicy. Wtedy już wiedziałem o możliwości istnienia takich skalnych pułapek i spodziewałem się znaleźć takowe. Poszedłem zatem niebieskim szlakiem na Małołączniaka, ale pod Kobylarzem (1430) skręciłem w prawo, na zachód i zacząłem schodzić do Miętusiej. Na mapie wyglądało to całkiem przyjemnie – odległość jakieś 800 m, w swej naiwności liczyłem, że przejdę ją w jakieś piętnaście minut. W rzeczywistości schodziłem prawie dwie godziny!  Droga była koszmarna: w wysokich na 1-1,5 m trawach chroniły się powalone, zmurszałe pnie smreków, śliskie wapienne bloki i kamienie. Po kwadransie byłem mokry od potu i rosy. Trzeba było uważać, by nie skręcić czy połamać kończyn lub rozbić głowę w razie wywrotki… Mokry i zziajany wreszcie znalazłem się na dnie doliny. Teraz już wiedziałem, czym grozi zejście ze szlaku i odniesienie poważniejszej kontuzji. Dla kogoś nieobytego z górami to była śmierć – długa i bolesna.

Zszedłem na południowy skraj Wyżnej Miętusiej Równi, gdzie zdjąłem i wykręciłem koszulkę i szorty, obmyłem rany i skaleczenia poharatanych rąk i nóg. Potem grzałem się w czerwcowym słońcu i po jakiejś godzinie wróciłem do siebie. Na szczęście ciuchy mi wyschły w ostrym słońcu i mogłem je włożyć. Rozglądałem się po otaczającym mnie krajobrazie. Od południa widok zamykały mi białe, wapienne zerwy Krzesanicy i Małołączniaka, od zachodu – turnia Dziurawego, z której 12.000 lat temu obsunęły się do Miętusiej skalne bałwany tworząc uroczysko Wantule (wanta = głaz). Zrobiłem serię zdjęć na kolorowym filmie slajdowym – niestety wyszły prześwietlone i nieostre. Później doszedłem, że robiłem te foty nie wziąwszy poprawki na wysokość i bez filtra UV…

Po południu wróciłem do Kościeliskiej pewien, że większość ofiar Czerwonych Wierchów mogła zapałętać się tam, gdzie ja i po prostu paść bez sił, co na mrozie i w zawiei równało się śmierci. Reszty dokonały drapieżniki, które zjadły rozczłonkowane przez siebie zwłoki, a niejadalny ekwipunek po prostu rozwłóczyły. Chciałbym zobaczyć tego, który by ruszył na ich poszukiwanie. Użyłby tam jak pies w studni – nomen-omen. Ale oczywiście to było tylko takie prowizoryczne, robocze wyjaśnienie, bo prawda mogła być zupełnie całkiem inna…  

[To] góry znacznie wyższe niż Tribeč, czy Kremnické vrchy w mojej okolicy. Jak już pisałem, w tych wyższych górach istnieje większe prawdopodobieństwo, że w sposób naturalny się „zgubię” lub coś się komuś przytrafi, niż w niskich górach Tribeča. (František Kovár)

Oczywiście racja, ale… Ale nie zapominajmy, że takie przypadki być może – nie mam na to dowodów – zdarzają się także wszędzie tam, gdzie zachodzą zjawiska krasowe związane z erozją chemiczną skał węglanowych – głównie wapieni. Wszak wiadomo, że nawet największa jaskinia krasowa ma swój początek od małej szczeliny… Dlatego też należałoby poszukać ukrytych szczelin i studni pod cienką warstwą darni czy ścioły leśnej. Oczywiście nie wiem, jaka jest budowa geologiczna skał na Trybeczu. Myślę, że to też byłoby warte zbadania, bo szczeliny natury tektonicznej występują także w skałach piaskowcowych – jak ma to miejsce u nas w Beskidzie Małym, na Babiej Górze czy Beskidzie Sądeckim, NB gdzie poszukiwaliśmy Księżycowej Jaskini czy inaczej Jaskini Półksiężyca.  (Robert Leśniakiewicz)  

Tribeč składa się głównie z kwarcu. (František Kovár)

No to zmienia postać rzeczy! Te zjawiska mogą mieć związek z elektrycznością telluryczną, której źródłem jest kwarc i efekt piezoelektryczny. (Robert Leśniakiewicz)

Jeśli dodać, że pod rzeką Tríbeča podobno znajduje się podziemna jaskinia ze słoną morską wodą, może to również stwarzać różne „tajemnice”. (František Kovár)

Zapewne tak. Zbiornik słonej wody + skały zawierające kwarc to daje nam wiele możliwości występowania ψ-zjawisk działających na ludzkie mózgi i aparaturę elektroniczną.  (Robert Leśniakiewicz)

 

CDN.

czwartek, 17 października 2024

UFO w Hinczowym Plesie?

 


Niedawno otrzymałem taki email od dr. Miloša Jesenský’ego, w którym dał mi link do ciekawego artykułu w gazecie „Prešovak”:  https://www.presovak.sk/clanky/5510/video-zahadny-tvor-v-hincovom-plese-trojica-horolezcov-tvrdi-ze-videli-nieco-nevysvetlitelne-ale?fbclid=IwY2xjawF8R1ZleHRuA2FlbQIxMAABHfPQIH0syHRB-B_ZziJolVPRbjuIaLq--v0imC7mL6xkU0pbFKWX6691Hg_aem_9-Nzo8BIsKDhnoGwd-DyUQ

- Zamieściłem to na moim koncie na FB ale mi to ocenzurowali i wymazali. Ciekawe – nieprawdaż? – pisze on.

No bo rzeczywiście, sprawa jest ciekawa:

Tatry po raz kolejny owiane były tajemnicą. Trójka alpinistów twierdzi, że podczas wyprawy w Tatry Wysokie, a dokładniej w okolicach Wielkiego Hincowego Plesa, zobaczyła niezidentyfikowany obiekt. Według nich miało to być duże, białe stworzenie. „Wydawało mi się, że nie widzę, że coś wynurza się z piłki w stronę powierzchni. To musiało być coś bardzo wielkiego” – powiedział na początku października wspinacz Pavol Jackovič.

To tajemnicze, wysokogórskie jezioro, znane z głębokiej i lodowatej wody (zamarza do 270 dni w roku), było wspominane głównie w związku z opowieściami o wędkarstwie, ale tym razem historia kręci się wokół tajemniczego stworzenia.

Co ciekawe, podobny obiekt rzekomo zarejestrowano już w 2021 roku, a nagranie wideo jest dostępne w sieciach społecznościowych. Miejsce zdarzenia? Wysokie Tatry, Hinczowe Pleso i Kôprovský štít. Czy w naszych wysokich górach spotykamy się z kolejnym niewytłumaczalnym zjawiskiem, czy może jest to tylko kolejna turystyczna legenda?

Choć wiadomość wywołała zainteresowanie i podekscytowanie wśród miłośników tajemnic, wygląda na to, że tajemnica tego zjawiska została rozwiązana wczesnym środowym wieczorem. Podobno po jeziorze unosił się balon meteorologiczny. Ze wspinaczami miał skontaktować się radioamator, który w maju odebrał sygnał z sondy meteo.

„Wygląda na to, że spadł tam balon meteorologiczny meteorologów. Może wypłynąć, ponieważ zawiera część styropianową, więc może wynurzać się i pływać” – wyjaśnił zastępca dyrektora administracji TANAP, Ivan Šoltýš, ze STVR.




Faktycznie, sprawa jest ciekawa, bowiem balony meteo raczej rzadko są puszczane w te okolice. Tym niemniej mógł to być jakiś balon wojskowy i dlatego informacja podana przez dr. Jesenský’ego została zdjęta z FB. Mógł to być także jakiś balonowy szpieg wypuszczony z terytorium Rosji czy zaanektowanego przez Rosję terytorium Ukrainy – stąd zasłona tajemnicy. Być może był to balon utracony przez naszych przeciwlotników w lecie br. nad północną Polską. Nie zapominajmy też, że polska strona Tatr była dokładnie penetrowana przez rosyjski wywiad w latach 2000-2022, kiedy to Zakopane przeżywało letnie i zimowe najazdy turystów i „turystów” zza wschodniej granicy. Teraz zastąpili och Arabowie…

I to właśnie mogłoby być rozwiązaniem tej zagadki.

 

Opracował - ©R.K.Fr. Sas - Leśniakiewicz  

czwartek, 6 kwietnia 2023

„Strateni v horach” – recenzja

 


Peter Kubica

 

Jedź w góry, wielu lekarzy poleca swoim pacjentom zebrać siły, energię i wreszcie zrobić coś dla swojego zdrowia. Ale jeśli sięgniesz po książkę „Zagubieni w górach” przed wycieczką lub pieszą wędrówką, już nigdy nie spojrzysz na romantyczną zieleń, ogrom szczytów i niewinną biel gór tak jak wcześniej. Lodowate potoki zamieniają się w twoje dreszcze. Każdy dźwięk, hałas czy trzask może przynieść niebezpieczeństwo, które naprawdę czai się po górach i ludziach.

Słowacko-polska para autorów, mająca już na swoim koncie kilka interesujących książek, tym razem przyjrzała się Tatrom Wysokim i Beskidom Babiej Górze. W końcu nie byłoby nic ciekawego w zwykłym spacerze, gdyby autorzy nie skupili się na niefortunnych zdarzeniach, tajemniczych zgonach, żywiołach przyrody i sprawach pozaziemskich. I z pewnością było ich wiele na przestrzeni minionych lat i stuleci, aż czytelnik pomyśli, że na szczęście nie wszystkie zostały spisane. Ale niewinne ofiary gór nie miały tyle szczęścia i często płaciły najwyższą cenę, nic nie nakazując, nie powodując niczego ani nie zasługując na gorzki koniec. Wiele losów wciąż jest nieznanych, a Tatry nie wydały jeszcze wszystkich ciał. Czy w ogóle chcemy wiedzieć?

 

Miloš Jesenský, Robert K. Leśniakiewicz,

„Zagubieni w górach”

Naše vojsko, 2023, 284 stron

niedziela, 24 lipca 2022

Letnie mrozy…?

 

Czerwone Wierchy

Marzena Rabczewska

 

Mróz w Polsce notuje się we wszystkich miesiącach roku! W Tatrach zmierzono ostatnio -5,7°C!

Niezwykły projekt poznańskich badaczy ruszył 20 czerwca.

Choć w ostatnich dniach przeżyliśmy falę upałów, na początku tygodniach jeszcze trzęśliśmy się z zimna i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. W Litworowym Kotle w Tatrach w poniedziałek nad ranem temperatura spadła do rekordowego poziomu minus 5,7 stopnia Celsjusza. Taką zaskakującą wartość udało się zmierzyć Kamilowi Filipowskiemu, z grupy „Łowca Mrozu”.

Choć gwałtowne spadki temperatury w Tatrach generalnie występują, wielu z nas nie miało pojęcia, jak bardzo. W poniedziałek w Litworowym Kotle temperatura przed wschodem słońca temperatura spadła do -5,7°C, a ujemne temperatury panowały przez cztery noce z rzędu.

Poprzedni lipcowy rekord zimna z 1996 roku również padł w Litworowym Kotle i wynosił -5,5 stopnia Celsjusza.

Jak wyjaśnił Filipowski, niezwykły fenomen ekstremalnie niskich temperatur w Litworowym Kotle to efekt terenu panującego w całym masywie Czerwonych Wierchów w Tatrach Zachodnich, a mianowicie połączenia formacji kotłów polodowcowych ze zjawiskami krasowymi.

- W Alpach jest dużo podobnych miejsc. Zaś w Tatrach to jedyny w swoim rodzaju masyw – zauważa „Łowca Mrozu”. - Woda znajduje odpływ w systemie szczelin podziemnych i zamiast jezior znajdują się suche kotły, gdzie może akumulować się zimne powietrze. Niskie temperatury biorą się ze zjawiska inwersji radiacyjnej przyziemnej z efektem orograficznym. Inwersja ta działa, gdy nie ma chmur i jest tym lepsza, im mniejsza zawartość pary wodnej w powietrzu. Kotły Czerwonych Wierchów mają przewagę wysokości nad poziomem morza nad pozostałymi mrozowiskami w Polsce i można je porównać do mrozowisk alpejskich – wyjaśnia.

Kolejne rekordy temperatury z całą pewnością pojawią się wkrótce, zwłaszcza w przypadku napływu chłodniejszego powietrza oraz bezchmurnego nieba.

- Kiedy spadnie śnieg, to być może Mułowy Kocioł włączy się do rywalizacji o rekordy z zimna z Litworowym Kotłem – dodaje.

Projekt badawczy, mający na celu zmierzenie temperatur w tatrzańskich mrozowiskach, został zainicjowany przez „Łowców Mrozu”: Arnolda Jakubczyka, Kamila Filipowskiego i Michała Wróbla. Liderem grupy badawczej jest dr Bartosz Czernecki z Zakładu Meteorologii i Klimatologii Wydziału Nauk Geograficznych i Geologicznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.



Pomiary temperatur młodzi naukowcy rozpoczęli 20 czerwca i obejmują dwa tzw. tatrzańskie mrozowiska – Litworowy i Mułowy Kocioł. Badacze mają nadzieję, że zimą uda im się odnotować nowy rekord temperatury; ten został zaobserwowany w Żywcu w lutym 1929 r. i wynosił -40,6°C.

 

Moje 3 grosze

 

Inicjatywa poznańskich naukowców jest bardzo ciekawa i być może uda się dzięki niej rozwiązać kilka zagadek związanych z masywem Czerwonych Wierchów takich, jak m.in. zagadka śmierci Aldony Szystowskiej, która miała miejsce w rejonie Wielkiej Turni w lecie 1912 roku, co tak opisałem w „Projekcie Tatry”:

Oczywiście przypadki tego rodzaju musiały zdarzać się częściej i wcześniej – zwłaszcza pośród ludności miejscowej i poszukiwaczy z Bractwa św. Wawrzyńca, ale dopiero turystyka masowa i zorganizowana nadała temu zjawisku znaczący wymiar. Jest to wymiar do dziś dnia nie rozwiązanego problemu w oparciu o normalną (czytaj: ortodoksyjną) naukę. A wszystko zaczęło się od lata 1912 roku...

... kiedy to pod zerwami Wielkiej Turni w Tatrach Zachodnich, znaleziono po miesięcznych poszukiwaniach zwłoki 20-letniej studentki ze Lwowa – Aldony Szystowskiej. Ani ratownicy TOPR, ani lekarze nie mogli ustalić przyczyny śmierci. Trudno przypuszczać, że młoda kobieta zmarła, ot tak sobie – sama od siebie. Takie rzeczy się po prostu nie zdarzają. Nie znaleziono na jej ciele śladów walki czy przemocy. Zagadka nie rozwiązana od 88 lat. Pierwszy przypadek typu Rip van Winkle.


Aliści autor „W stronę Pysznej” podaje jeszcze kilka zagadkowych faktów dotyczących śmierci Aldony Szystowskiej. Jej ciało znaleziono po trzech tygodniach od zniknięcia w żlebie od strony Doliny Małej Łąki na Wielkiej Turni. Było ono w bardzo dobrym stanie, choć powinno ono ulec powolnemu rozkładowi. W Księdze Wypraw TOPR napisano:

Aldona Szystowska z Litwy, 20 lat, studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, pierwszy raz będąca w górach, spadła ze ściany wysokości 150 metrów ponosząc śmieć na miejscu. Głowa strzaskana, ręce i nogi połamane.

Tak więc nieprawdziwa okazała się być informacja o nienaruszonym ciele Szystowskiej – chodziło tu chyba o sformułowanie: „nienaruszone przez rozkład” zwłoki nieszczęsnej turystki... – co jest dziwne, bo od 8 do 29 lipca rozkład powinien poczynić pewne postępy. Czyli jednak kolejna zagadka Czerwonych Wierchów?...

Myślę, że takie miejsca z lokalnie niższą temperaturą mogłyby doskonale zakonserwować ciało jakiegoś nieszczęśnika, który nieopatrznie uległby tam wypadkowi. To wyjaśniałoby fakt, że ciało Aldony Szystowskiej było nienaruszone przez rozkład, mimo tego, że znajdowało się ono w żlebie na Wielkiej Turni przez trzy tygodnie! Czyżby to było rozwiązaniem tej zagadki?

Niestety nie tłumaczy to innych wypadków górskich, które miały tam miejsce…

Letnie mroziki trafiają się także na Babiej Górze i w Kotlinie Nowotarskiej. To oczywiste – wszak są to tereny górskie i nie ma się co dziwić.  

 

Źródło: Przyroda, Pogoda, Klimat/PAP

poniedziałek, 14 marca 2022

Miloš Jesenský, Robert K. Leśniakiewicz - „Zaginieni w górach”

 

Widok ze Strzebla na masyw Luboni i Pasmo Babiogórskie (Internet)

Tytuł oryginału – „STRATENÍ V HORÁCH. Záhadné prípady v Tatrách, Tríbeči a na Babej hore”. Recenzja

Jest to w zasadzie zbiór krótkich tajemniczych opowieści z regionu. Autorzy pokrótce wyjaśniają każde niewyjaśnione zdarzenie, komentują stan wyjaśnień i wiedzy, a kursywą dokumentują zeznania z okresu, głównie z prasy, lub ustne zeznania świadków.

Wybrałem więc bardzo sprawdzone podejście, które od razu przypomniało mi jednego z najsłynniejszych austriackich naukowców-mistyków, Viktora Farkasa (przetłumaczyłem wszystkie jego książki), który w okresie rozkwitu tajemnicy był jednym z absolutnych bestsellerów w naszym kraju. Sami autorzy wspominają innego autora z pierwszego pokolenia uczniów Dänikena, Petera Krassę (prawdopodobnie także dlatego, że współpraca Krassa z Robertem Habeckiem była równie owocna, jak współpraca Jesenskiego z Leśniakiewiczem).

Niewątpliwą zaletą recenzowanej książki jest też fakt, że autorzy łączą literaturę z innymi rodzajami sztuki, zwłaszcza z filmem (patrz np. „Pastorałki tatrzańskie” z „Trzydziestu spraw majora Zemana” – serial znany także w Polsce). W ten sposób zapewniają szersze ramy kulturowe dla ich enigmatycznego skupienia, które część społeczności czytelniczej nadal uważa za „nieodpowiednie”.

Przetłumaczyłem około pięćdziesięciu tytułów tajemnic z języka niemieckiego, więc mogę docenić niemal uniwersalną różnorodność tajemnic, od tajemniczych zniknięć, przez przesunięcia w czasie, UFO, duchy, klątwy i wiele innych, po tajemnicę, która była dla mnie odkryciem i czytam to z wielkim zainteresowaniem: to teoria szklanych tuneli w podziemiach, o których mówi się, że są w stanie bardzo szybko przenieść człowieka z jednego miejsca na świecie do drugiego. Moim błędem jest to, że nie wiedziałem o książce „Jesenský Secrets of the Moon Cave” (Allpres, 2008), która dotyczy nawet tego zjawiska w związku z podziemną krainą Agharti, w przekładzie czeskim.

Doceniam to, że autorzy konsekwentnie unikają wszelkiej sensacji i przekręcania wniosków przez czytelnika. Zawsze ma możliwość wyrobienia sobie opinii na temat wydarzenia. Ponadto naprawdę dokładna lista komentarzy na końcu książki może pozwolić na jeszcze głębsze przyjrzenie się temu zjawisku.

Dobrze, że autorzy nie wahali się pozostać na terenie słowacko-polskim, gdzie niewykształcony czytelnik nigdy nie spodziewałby się takiej studni tajemnic. Przypomniałem sobie moich byłych uczniów, którym brakowało, że każda tajemnica jest zawsze bardzo odległa (Indie, Roswell, Chiny itp.). Ja sam opisałem im jako najbliższą geograficznie zagadkę bawarską jaskinię z przesunięciem w czasie, o czym mówi również ballada Erbena. Jeśli jeszcze kiedyś będę uczył, to publikacje Jesenskiego i Leśniakiewicza dostarczą mi bogatego materiału.

Na zakończenie przypomnę tylko, że recenzowana książka jest bardzo czytelna. Bałem się, że jeśli monotematyczna koncentracja na osobach zaginionych, prędzej czy później znudzi czytelnika. To nie zdarzyło się przypadkiem! Niewątpliwie manifestuje się tutaj niezwykłe doświadczenie literackie („ręka pisana”) autorów, którzy dziś śmiało mogą konkurować z II pokoleniem uczniów Dänikena.

Jedną z miłych niespodzianek było to, że w dwóch konkretnych przypadkach autorzy podają również naukowe wyjaśnienie zjawisk, które pierwotnie należały do ​​tajemnic (np. tajemnicze błyski na szczycie góry jako odbicie promieni słonecznych w zwierciadłach, ale widoczne tylko z pewnego miejsca). Nie jest to tak powszechne u naukowców od tajemnic.

Ze zrozumiałych powodów nie znam stanu wydawania takich tytułów na Słowacji, dlatego dodam spostrzeżenie z Czech, bo część książek autorów została również przetłumaczona na język czeski. W naszym kraju w latach 90. nastąpił rozkwit poszukiwań tajemnic i na początku nowego tysiąclecia, wtedy czytelnicy domagali się kolejnych tytułów, ale okazało się, że studnia tematyczna tajemnic jest w zasadzie wyczerpana (więc nadal pisano by o tym samym ). Dziś minęły dwie dekady od tego stanu, a zainteresowanie tajemnicami nadal się utrzymuje (m.in. dzięki „tajemniczym” serialom telewizyjnym według projektów A. Vašíčka). Co więcej, dla wielu Czechów, Słowacja pozostaje sprawą serca, niezależnie od podziałów politycznych.

Gorąco polecam publikację ocenianego tytułu w języku słowackim i osobiście nie mam wątpliwości, że zasługuje on również na czeskie tłumaczenie, ponieważ geograficznie „lokalne” tajemnice wciąż są bardzo poszukiwane.

 

Dr Rudolf Řežábek,  red. naczelny

piątek, 11 marca 2022

Straszliwy smok z Tatr: Czy słowaccy górale widzieli dinozaura?

  


Petr Koutsky

 

W mitologiach znajdujemy wzmianki o straszliwych gadzich potworach, które ówcześni ludzie uważali za smoki! Podobny potwór miał być zaobserwowany przed paroma wiekami także i na Słowacji. O co chodziło? I czy takie legendy choć po części miały coś wspólnego z rzeczywistością?

Wielkie jaszczurze monstrum przelatuje nad łąką u stóp Niskich Tatr. Po chwili ma ono pod sobą stado pasących się owiec. Straszliwa bestia zniża się ku dołowi i po chwili chwyta w swe szpony jedno z bezbronnych zwierząt. Potem machając błoniastymi skrzydłami wznosi się na szczyt jednej ze słowackich gór. A po niecałej godzinie smok doleci do swego legowiska – jaskini w jednej z tatrzańskich dolin. Od czasu do czasu potwór napada na niebogatych górali z Liptowa – czyli obszaru wokół Liptowskiego Mikulasza. A co będzie, jak wszystkich dopadnie?

Wedle legendy kres jego panowaniu położył dzielny i odważny młodzieniec Damian. Zaczaił się na smoka przy jego ukryciu i niemiłosiernie zabił! Od tej poryta „smocza” dolina została nazwana Demianowską Doliną. Można ponad tymi opowieściami przejść do porządku jako nad bajkami. A co jak mają one pewną racjonalną podstawę?

 

Sławkowski Szczyt, słowackie Tatry Wysokie

Rozpadł się wierch Sławkowskiego Szczytu?

 

5 i 6 sierpnia 1662 roku, Spisz. W Tatrach było tak wielkie trzęsienie ziemi, że się wielka skała, albo właśnie góra rozleciała i rozpadła na skalne bałwany. Wiele gór to też poruszyło i powstało nowe jezioro – tak zaczyna się początek opisu wydarzeń zanotowanych w „Spiszskiej albo Lewoczskiej Kronice” przez duchownego ze słowackiej Lewoczy i historyka Gaszpara Haina (1632-1687). Ten niemiecki pisarz i humanista żyjący w XVII wieku jest przez wielu historyków uważany za bardzo wiarygodne źródło informacji. Opisane przez niego wydarzenia zawsze zgadzają się z innymi źródłami. Jak w takim razie należałoby potraktować szokujące informacje zawarte z „Spiszskiej albo Lewoczskiej Kronice”? Jego relacja jest także poza opisem trzęsienia ziemi i rozpadu wierzchołka Sławkowskiego Szczytu (Wysokie Tatry) mówi o dalszych wydarzeniach. A dokładniej o wydarzeniu, które wedle uczonych należy do zbioru legend. A zatem wieści o jakich wydarzeniach pozostawił nam kronikarz?

 

Sławkowski Szczyt - widoczny ubytek szczytowej kopuły tej góry...

Zrujnowana kopuła szczytowa Sławkowskiego Szczytu

Smok ze Sztrbskiego kościoła!

 

Ukazał się i żywy smok. Siedział na opuszczonym sztrbskim kościele, gdzie go można było przez kilka dni widzieć. Jednak nikt się nie odważył podejść doń i wreszcie gdzieś znikł – kontynuujemy czytanie relacji uczonego męża z Lewoczy.

Jak coś takiego można wyjaśnić? Autor dalej pisze w swej kronice, że potwór przedtem miał przelecieć nad Tatrami. Mogło więc chodzić o meteoryt, kometę albo inny fenomen naturalny, które wtedy uważano za zjawisko nadprzyrodzone. I czy mógł to słowacki kronikarz zamienić na mitologiczną istotę – smoka? Jednakże jak można w tym przypadku objaśnić takie detale mówiące, że tenże smok siedział… a na koniec znikł? Czy mieszkańcy wsi Sztrba (dzisiaj wieś w popradzkim powiecie) zetknęli się z przerażającym i żywym stworem? Ale co to było?

 

Smok Urobos w alchemicznej alegorii...

Różne kształty smoków

Może wyjaśnią to kości?

 

Być może sprawę mogłyby rozjaśnić nieco kostne pozostałości. W minionych wiekach w czasie których powstała paleontologia, takie odkrycia mogły mieć miejsce dzięki skamieniałym kościom dinozaurów – podaje możliwe objaśnienie fenomenu tatrzańskiego „smoka” znany słowacki pisarz dr Miloš Jesenský. Mogły to być kości dawno wymarłych dinozaurów uważane przez naszych przodków za dowód istnienia smoków? Wszak relacje o tych potworach znajdujemy od Europy, poprzez Ameryki aż do wschodniej Azji! Przecież mniej więcej jakieś 200 mln lat temu żył pod Tatrami dinozaur Coelurosaurus tatranesis. Był to jaszczur długi na 4 m z małą głową i spiczastymi zębami. Czyżby więc znaleziska kości tego mięsożernego gada stały się podstawą dla bajek o słowackich smokach? Albo – a brzmi to humorystycznie – nasi przodkowie się stykali z tymi nieznanymi zwierzętami, które niestety nie przeżyły do naszych czasów? A może do końca bezpośrednio z dinozaurami?


Smoki z Krakowa i Bramy Isztar?

 

Wedle legendy smok mieszkał w jaskini pod Wzgórzem Wawelskim, na którym stoi znany zamek na Wawelu w polskim królewskim Krakowie.

W każdym tygodniu życzył sobie na śniadanie woły albo młodą dziewicę. W końcu ludzie mieli tego dosyć i zabił go bohaterski Krak, od którego bierze nazwę miasto Kraków.

Smok Wawelski na rycinie ze Średniowiecza

O legendach możemy sobie myśleć swoje, jednak jak można logicznie wyjaśnić dokładne wyobrażenia zwierząt podobnych do dinozaurów powstałe w czasach, kiedy jeszcze nie istniała paleontologia?

Znajdowały się takie na już zniszczonej babilońskiej Bramie Isztar, na której znajdowały się wyobrażenia zauropodów, roślinożernych dinozaurów, o czym mówił amerykański kryptozoolog Roy Mackal (1925-2013)? 

 

Moje 3 grosze

 

Sprawa smoków w Tatrach interesuje także i mnie od wielu lat – odkąd przeczytałem o dinozaurach w książkach dostępnych w bibliotece szkolnej i darowanych mi przez moich bliskich, mistrzów i mentorów. A było trochę tego.

W książce dr. Jacka Kolbuszewskiego przeczytałem cytowaną tam „Kronikę” Hanina i zainteresowała mnie sprawa katastrofy na Sławkowskim Szczycie. Dla mnie sprawa jest raczej oczywista: długotrwałe deszcze nadwątliły skalny cokół kopuły szczytowej Sławkowskiego Szczytu i to spowodowało jego osunięcie. Inną możliwością – równie prawdopodobną – jest trafienie meteorytu w kopułę szczytową i jej rozpad. Sławkowski Szczyt aktualnie mierzy 2452 m n.p.m., a przed domniemanym impaktem mierzył nawet 2700-2800 m, co oznacza, że był wyższy od Gerlacha, który mierzy 2655 m, a co za tym idzie najwyższym szczytem Tatr. Pisałem o tym na stronach:

v  https://wszechocean.blogspot.com/2019/01/zagadka-slavkovskiego-szczytu.html; w książce „Projekt Tatry” –

v https://hyboriana.blogspot.com/2014/05/maopolskie-centrumbadan-ufo-i-zjawisk.html, a także pisał o tym Stanisław Bednarz  -    

v https://wszechocean.blogspot.com/2018/12/trzesienie-ziemi-z-dnia-3xii1786-roku.html oraz także  

v https://wszechocean.blogspot.com/2013/03/trzesienia-ziemi-na-podhalu-1.html i dalsze w kontekście trzęsień ziemi na Podhalu i Małopolsce.

NB, w Tatrach Wysokich po słowackiej stronie mamy Smoczą Dolinkę – Drača dolinka i dwa Smocze Stawy: Dračie pleso i Malé Dračie pleso oraz Smocze Oka - Dračie oká no i miejscowość Smokovec! Czyżby to były jakieś ślady po tatrzańskich smokach? Wszak jak mawiają nasi górale – „W Tatrach choć jeden smok być musi…”

                             

Dr Jesenský przysłał mi także ksero ze strony jakiejś niemieckiej książki na temat trzęsień ziemi, w której znajdowała się rycina pokazująca trzęsienie ziemi w Tatrach – czyli Schneegebürge – w roku 1660. Najprawdopodobniej chodzi tu właśnie o wydarzenia z roku 1662, w którym miała miejsce powódź i trzęsienie ziemi, a wszystko to było za sprawą smoka, siedzącego na kościele w Hochwald czyli dzisiaj słowackiej wsi Štrba.

Ale najciekawszy problem, to problem tzw. Dinozauroidów i Neodinozaurów. Ostatnio wpadła mi w ręce książka niemieckiego kryptozoologa dr. Karla Shukera pt. „Czy prehistoryczne zwierzęta przetrwały?” t. 1, w której natknąłem się na rozdział pod intrygującym tytułem „Neodinozaury (lub współczesne smoki) w Polsce?” Autor pisze w nim, że Neodinozaury – czyli dinozaury, które przeżyły Armagedon na granicy Kredy i Paleogenu i podlegały dalszym przemianom ewolucyjnym – jakoby znajdowały się także w Polsce, o czym powiadomili go dwaj czescy kryptozoologowie: Miroslav Fišmeister i Arnošt Vasiček. Ten ostatni słyszał o tych intrygujących stworzeniach w 1996 roku, kiedy kręcił dokumentalny film w rejonie Niedzicy. Pisałem już na ten temat, więc przypomnę tylko gdzie - https://wszechocean.blogspot.com/2019/01/dinozaury-w-gorcach.html. Wydaje się, że ich obszar występowania obejmuje Tatry, Beskidy, Gorce i Pieniny. Myślę, że podobnie jest po drugiej stronie granicy – w Słowacji – jej górach i ogromnych kompleksach leśnych. Najwięcej legend, opowiadań czy powiastek o nich – jako o diabelskich i zapowietrzonych istotach – krąży w okolicy Babiej Góry i jej głównego szczytu – Diablaka (1725 m). Już same nazewnictwo tamtejszych okolic budzi grozę: Diabelski Stół, Diabelska Kuchnia, Diabelski Kamień… Te nazwy nie wzięły się z powietrza – jest w nich coś więcej, niż ludowa fantazja!

 

Źródło – „Enigma” nr 3/2022

Opracował - ©R.K.F. Sas-Leśniakiewicz         

 

poniedziałek, 28 września 2020

Znowu zaginięcia w Tatrach

Zaginiona Joanna Felczak z Warszawy

W nawiązaniu do mojego poprzedniego materiału na temat tajemniczych zaginięć ludzi w Tatrach, ostatnie dni przyniosły następne doniesienia, i tak jak donosi „Gazeta Wyborcza”:

 

Tatry i Podhale. Zaginęła turystka z Warszawy, poszukiwania trwają trzecią dobę

Kobieta przyjechała do Zakopanego w sobotę. W niedzielę miała wyjść w góry - ale od tamtej chwili z 40-latką nie ma kontaktu. Roman Wieczorek z zakopiańskiej policji: - Akcja poszukiwawcza trwa.

- Moja siostra Joanna Felczak w sobotę 19.09 przyjechała do Zakopanego. W niedzielę ok. 08:00 rano wyszła z pensjonatu (Dom Wypoczynkowy Słoneczna, ul. Karłowicza 4, Zakopane) i nikt jej tam od tego czasu nie widział. Nie ma z nią kontaktu, nie odbiera telefonu. Ktokolwiek posiada jakiekolwiek informacje na temat miejsca jej pobytu, kontaktował się z nią w ciągu ostatnich 2 dni lub widział ją – bardzo proszę o kontakt - napisała na Facebooku siostra zaginionej, Kamila.

Joanna Felczak ma 40 lat, ok. 175 cm wzrostu, blond włosy, niebieskie oczy i szczupłą budowę ciała.

Policja: Analizujemy nagrania z monitoringu

Sprawę prowadzi warszawska komenda policji. Na ich prośbę czynności na miejscu podejmują funkcjonariusze z Zakopanego.

Poszukiwania kobiety trwają już trzecią dobę. - Wiele godzin zajmuje nam przeglądanie miejskiego monitoringu, by potwierdzić, że kobieta faktycznie wyszła w góry - przekazuje nam Roman Wieczorek, rzecznik prasowy zakopiańskiej policji.

Pomoc ratowników TOPR w Tatrach

Kobieta od niedzieli nie odbiera telefonu, jej komórka jest wyłączona. Przez krótką chwilę, w nocy z wtorku na środę, telefon zalogował się w rejonie Hali Gąsienicowej. Ten trop również sprawdzają policjanci.

W wysokich partiach Tatr w poszukiwaniach pomaga Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe.

 

Jak dotąd, nie została odnaleziona. Tymczasem z drugiej strony granicy nieoceniony dr Miloš Jesenský przysłał mi taką informację z dziennika „Nový Čas”:

 

Pewna kobieta poszła zbierać leśne owoce w Tatrach i tajemniczo znikła: Ratownicy z HZS poszukują ją przy użyciu nowej metody. Horská Záchranná Služba informuje o akcji poszukiwawczej w Tatrach Zachodnich.

- Dnia 19.IX.2020 roku w godzinach przedwieczornych, ratownikom HZS z Tatr Zachodnich zgłoszono zaginięcie 65-letniej Słowaczki, która w grupie zbierała leśne owoce pod Barańcem (N 49°10’24” – E 019°44’27” – 2182 m n.p.m.). Ostatni raz widziano ją na miejscach pod Barańcem od strony miejscowości Jakuboviany. Po zgłoszeniu w sobotni wieczór w akcji poszukiwawczej wzięło udział 8 ratowników – podaje HZS na Facebooku.

- Kiedy podczas nocnych poszukiwań nie udało się znaleźć kobiety, poproszono o pomoc jednostkę lotnictwa MSW. Poszukiwania kontynuowano w dniu 20.IX.2020 r. z powietrza wraz z helikopterem z jednostki lotnictwa MSW, kiedy to ratownicy HZS przeszukiwali całą lokalizację z powietrza i na ziemi, ale bez rezultatu. Uczestniczyło w tym 26 ratowników i przewodników w psami służbowymi. W następne dni miało miejsce rozszerzone poszukiwanie, w którym po raz pierwszy w historii poszukiwań, ratownicy HZS użyli do akcji drona – informują oni. Poszukiwania nadal przebiegają po ziemi i z powietrza, ale niestety bezowocnie.[1]  

 







Jak widać, nasi południowi sąsiedzi też mają podobne problemy z ludźmi zaginionymi w górach. Dr Jesenský, który także badał to zagadnienie twierdzi, że nie jest to odosobniony wypadek, chociaż na szlakach Słowackich Tatr panuje większa dyscyplina, niż na polskich.

Kroniki TOPR znają podobne wypadki, kiedy w górach giną bez śladu nawet mieszkańcy okolicznych miejscowości – i tak na Czerwonych Wierchach w 1928 roku zaginął tam bez wieści Jan Ciaptak-Gąsienica, którego ostatnio widziano na Hali Kondratowej. Jego ciała nigdy nie znaleziono. A przecież był on jednym z elity wspinaczy tego czasu, wsławił się pokonaniem północnej, 600-metrowej ściany Giewontu – problemem porównywalnym do Zamarłej Turni!!![2] No, ale Giewont i Czerwone Wierchy to polski Trójkąt Bermudzki i dzieją się tam różne dziwne rzeczy… A takich zaginionych bez wieści miejscowych było więcej, ale… nie zawsze się o nich zgłaszało do TOPR. Powody wyjaśniłem we wcześniejszym materiale o śmierci Marka Willa.[3]

A zatem nie pozostało nam nic poza czekaniem na rezultaty poszukiwań obu kobiet.