Przyjechały do mnie jakiś czas temu.
Są wspomnieniem mojego dzieciństwa. Odkąd pamiętam wisiały w domu moich Dziadków. Były tak dziwnie zaczepione wysoko pod sufitem. Zawsze myślałam, że jest to portret mojego Dziadka i Babci.
Dopiero niedawno, gdy portrety przywędrowały do mnie, moja Mama wytłumaczyła mi, że jest to portret mojej Prababci- matki mojego Dziadka i jego samego.
Już jako dziecko zachwycałam się kunsztownym wykonaniem tych portretów, nie mieściło się w tej mojej małej głowie, że można tak pięknie malować ołówkiem.
Ryciny są miejscami pogryzione przez korniki-ramki także. Postanowiłam zachować stare ramy, bo tak pięknie widać po nich upływający czas. Do wymiany pójdą tylko ciężkie szyby.
Portrety datowane są na maj i czerwiec 1938 roku.
Razem z obrazami przyjechała jeszcze maszyna Singer, na której moja Babcia i Mama szyły sobie kreacje i stary wiszący zegar. Oba przedmioty czekają na swoje nowe życie, ale jakoś na razie brakuje mi czasy, by się nimi zająć.
A na koniec biedronkowa hortensja.
Urzekły mnie te ogromne różowe kwiaty.
Pozdrawiam!