Oczywiście oprócz polskich przyjemności są także polskie obowiązki, m.in. związane z formalnościami firmowymi. Jak niektórzy z Was wiedzą, nie jest tak prosto mieszkać i co więcej pracować legalnie w Turcji. Pracując jako rezydent czy pilot w polskim biurze podróży w ogóle nie ma się takich zmartwień. No ale pora na samodzielność.
W ogóle nic nie jest tak proste, jak się wydaje...
Uparłam się jednak, że nie będę ryzykować pracy na czarno, jak wielu obcokrajowców w Turcji. Czeka mnie więc trochę papierkowej roboty i trochę kosztów, ale przynajmniej będę spać spokojnie. Oby!
Co by dzisiejszy wpis nie był taki "goły", poniżej zamieszczam filmik, który od kilku tygodni jest jednym z moich faworytów. Prezentuje występ znanego mima i komika Cema Yilmaza jako... dyrygenta cenionej orkiesty Borusan Filharmoni w Stambule pod hasłem "A gdyby Cem Yilmaz był dyrygentem..." Co prawda cały koncert to przegląd rozmaitych żartów i gagów, który będzie bardziej pożyteczny dla osób znających turecki, ale... najistotniejsza jest tutaj sama idea popularyzacji muzyki poważnej (sam koncert to ponoć już druga edycja). Cem Yilmaz wchodzi w dialog z muzykami, trochę "wykpiwając" ich umiejętności jak taki zwykły "zjadacz chleba", który muzykę klasyczną uważa za nadętą i nudną. Naśmiewa się też z widowni (informując np., że chętni podczas ostatniego utworu mogą już opuścić salę; gdyż później będzie bardzo tłoczno). A potem grają... np. Mozarta (oczywiście aktor tylko markuje dyrygowanie, prawdziwy dyrygent siedzi pomiędzy muzykami). Fragmenty koncertu pokazała większość tureckich mediów, a wielbicielom klasyki (mnie także) serce rosło. Dobrze, że są takie inicjatywy.
Z całego filmu, wszystkim bez wyjątku, najbardziej polecam fragment od mniej więcej 13 minuty... kiedy na scenie pojawiają się typowo "tureccy" grajkowie... warto obejrzeć i posłuchać!
No tak i miało notki nie być, a wyszło jak zawsze... Pisanie tego bloga to jak uzależnienie ;)