Pokazywanie postów oznaczonych etykietą religia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą religia. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 16 listopada 2010

KILKA NEWSÓW

Chwilowo nie piszę o tym jak dalej potoczyły się moje/nasze losy na wyprawie (zapewniam, że dopiero zacznie się dziać, żeby Szanowni Czytelnicy przypadkiem sobie nie myśleli, że tak nudno było, oj nie, nie było...).
Ale muszę... odtajać. Wybaczcie. Od dziś jestem w Polsce. Tylko na 10 dni, więc mam motywację do przetrwania w tak niskich temperaturach. Od rana (kiedy dotarłam do Berlina) wydaje mi się, że jest wieczór. Wirtualny termometr na komputerze pokazuje uparcie 27 stopni w Alanyi, a w Poznaniu - o 21 stopni mniej. Na dodatek pada. Zresztą - nie będę wdawała się w szczegóły, sami wiecie.
Po sześciu i pół miesiącach w Turcji założyłam wreszcie skarpetki (należę do zaprzysiężonych wrogów skarpetek i unikam ich jak mogę). Podróż, jak zwykle, trwała 12 godzin. Muszę to wszystko odespać, odpocząć, jutro stawić czoła poważnie brzmiącej "trzydziestce" (choć wcale się na tyle nie czuję!). Nadrobić zaległości w spotkaniach z przyjaciółmi i rodziną. Już nie mówiąc o zaległościach kulinarnych...

Jeśli chodzi o wspomniane w tytule newsy, to poza przyjazdem do Ojczyzny:
- udało się znaleźć mieszkanie. Nie było lekko - temat szukania mieszkania w Alanyi zasługuje na jakieś poważniejsze, solidniejsze opracowanie. Ostatecznie mam-y wraz z Królem Pomarańczy miejscówkę z prawdziwego zdarzenia, wyposażoną nawet w toster i widelce. Właścicielem mieszkania jest Anglik - na szczęście akurat ten nie miał nic przeciwko Turkom (uff!), ani Polkom. Ani (uff!) połączeniu jednego z drugim. Nie wchodząc na razie w szczegóły, podczas całego okresu poszukiwań kilkakrotnie bardzo się tymi uprzedzeniami i dziwnymi regułami rządzącymi alanijskim rynkiem nieruchomości denerwowałam.

Dzisiaj rozpoczęło się też w Turcji jedno z najważniejszych (najważniejsze?) muzułmańskich świąt religijnych - Kurban Bayramı (Święto Ofiary). W związku z tym, że trwa oficjalnie 4 dni, przeznaczone na rodzinne spotkania, dzielenie się ofiarami (mięsem baranów lub owiec) z rodziną, bliskimi i potrzebującymi, a w tym roku jakże kusząco "zahaczone jest" o dwa weekendy, kto sprytnie wszystko zorganizował - ma wolne nawet 9-10 dniowe. Cała Turcja ruszyła więc w podróż - a jakże - odwiedzać krewnych i znajomych królika, lub też (ci zlaicyzowani) na beztroskie wakacje. Dzień przed Bayramem (wczoraj) we wszystkich sklepach panował też oczywisty przedświąteczny szał - panie kupowały sukienki, słodycze, sweterki (bo przecież już zima, trzeba uzupełnić garderobę!). Panowie wybierali się za to w specjalne wyznaczone miejsca, gdzie muczały sobie kurbany (ofiary).

Wszystkim muzułmanom życzymy więc w tym okresie "Bayramınız kutlu olsun" lub "Iyi bayramlar" - czyli wesołych świąt.

Z okazji świąt i nie tylko, mała zapowiedź następnego odcinka relacji powyprawowej. A w niej dużo (obiecuję) wypełnionych słońcem zdjęć Mezopotamii. 30stopni Celcjusza będzie aż wyzierało z Waszych monitorów, Drodzy Czytelnicy. A więc - nie odchodźcie (na za długo) od odbiorników.


IMG_2577

czwartek, 26 listopada 2009

UCIECZKA Z KURBAN BAYRAMI

Obudził mnie dzisiaj pewien dźwięk beczenia, który ostatecznie już przygwoździł moją opinię o Alanyi jako wiosce. Tak, wiem, że to tymczasowe. A jednak barany, owce i kozy trzymane przy domach mieszkalnych w centrum miasta - wydały mi się bardzo na miejscu :)

Nadchodzi Kurban Bayramı, czyli Święto Ofiarowania. Po raz pierwszy od rozpoczęcia mojej przygody z Turcją będę tutaj podczas tych dni. Start jutro, w piątek, od samego rana. Muzułmanie udadzą się do meczetów dokonać namazu świątecznego (modlitwy) i zaraz potem rozpęta się zabijanie ofiarnych zwierząt... A potem ucztowanie w domach aż do poniedziałku włącznie. Święto upamiętnia wydarzenie, które znane jest chrześcijanom ze Starego Testamentu: ofiara złożona z syna Abrahama (w islamie Ibrahima; jeden z dowodów na to, że chrześcijanie i muzułmanie wierzą w jednego Boga - tylko inaczej).

Według sunny (przykazów postępowania w islamie) każda rodzina zabija jedno zwierzę, z którego 2/3 oddaje osobom, które na co dzień nie jedzą mięsa. Pozostałą 1/3 (tą najgorszą część!) przyrządza się i uroczyście zjada w domu. Oczywiście taki przykaz pochodzi z dawnych czasów, kiedy to na mięso stać było nielicznych. Muzułmanie zawsze byli, są i będą zobowiązani do pomagania biedniejszym należącym do społeczności ludziom.
Dzisiaj podczas Kurbanu niestety dużo mięsa się marnuje - wszyscy dokoła kupują, ofiarują (chciałam napisać "zabijają", ale dostałabym za to od muzułmanów po łapach), i zabierają do siebie. Stąd powstały miejsca (odpowiedni ludzie czy organizacje), gdzie można zakupione przez siebie mięso ofiarować faktycznie potrzebującym, biednym, skoro na co dzień z takimi się nie stykają.

Zawsze byłam przerażona samym faktem istnienia takiego święta i takiego "barbarzyńskiego" zwyczaju, jako osoba generalnie wrażliwa na tego typu widoki, i raczej ze średnim entuzjazmem podchodząca do mięsa (mogłoby dla mnie nie istnieć, uwielbiam roślinki). Słyszałam, że na ulicach nie wygląda to specjalnie zachęcająco.
Dopiero teraz będę miała okazję sprawdzić jak wygląda w praktyce. Trzeba też wziąść pod uwagę parę dodatkowych informacji: zwierzęta są zabijane w sposób muzułmański (halal), który podobno należy do najbardziej humanitarnych. Ponadto w miastach są wyznaczone określone miejsca, raczej oddalone od centrum czy reprezentacyjnych deptaków, gdzie takiego Ofiarowania dokonują wyspecjalizowane osoby, znające się na rzeczy. Oczywiście nie wszyscy tego przestrzegają; ale za to możemy już winić konkretne osoby.

W związku ze świętem już od tygodnia wielkie poruszenie. W telewizji, wśród znajomych, na ulicy.
Jak zwykle w takiej sytuacji (niezależnie od kraju), wszyscy ruszają na zakupy. Z okazji Bayramu kupuje się nowe ciuchy, wyposażenie AGD, prezenty dla odwiedzanej rodziny. Słodycze. W telewizji stosowne reklamy ("Weź kredyt na Bayram")i reportaże ("Czy sprzedawcy zanotowali większe zyski?").
Ponieważ wolne od pracy będą aż 4 dni, Turcy, jako naród wiecznie podróżujący, ruszył w drogę. Rodziny tureckie rozsypane są po całym kraju, co przy takiej powierzchni ma znaczenie. Mimo doskonałej sieci połączeń i ogromnej ilości firm przewozowych, oraz paru tanich linii lotniczych, już 2-3 tygodnie przed Bayramem ciężko było znaleźć miejsce na jakąś podróż.

Ale jednak się udało. Z racji, że z Ofiarowania jako yabancı jestem zwolniona, wybieram się niniejszym na wycieczkę, wraz z koleżanką Anią, też yabancı. Ona ze Stambułu, ja z Alanyi, spędzimy w autobusach całą noc a jutro rano, wraz z początkiem święta spotkamy się w podobno jednym z piękniejszych i bardziej europejskich miast Turcji - Izmirze.
Co prawda obawiamy się trochę świątecznych utrudnień (zamknięte obiekty, sklepy), ale wierzymy, że mimo wszystko będzie co oglądać :) Ba, w pierwszy dzień świąt zwykle lokalny transport jest za darmo (czy ktoś mógłby wpaść na ten cudowny pomysł w Polsce?)... Dlatego owszem, będzie tłoczno (tłumy odwiedzających się krewnych), ale miejmy nadzieję - ciekawie.

Stosowną relację oczywiście zamieszczę po powrocie.


PS. To jeszcze nie koniec zdjęć ze Stambułu - w kolejce czekają 2 niesamowite odcinki. Ale one mogą sobie poczekać. Chętnych do oglądania wszystkiego w jednym "picasowym" albumie informuję, że na to też potrzeba troszkę czasu. Ale zaprawdę powiadam Wam, Wasza cierpliwość zostanie wynagrodzona ;)

czwartek, 11 września 2008

RAMAZANOWE OBSERWACJE

Mamy 11 dzień Ramazanu, czyli muzułmańskiego postu. Pora pokusić się o parę zdań na ten temat, o co zresztą dopytywali się P.T. Czytelnicy.

Teoretycznie podczas Ramazanu (co oznacza dziewiąty miesiąc kalendarza muzułmańskiego) religijne osoby nie powinny jeść, pić, palić papierosów i odbywać stosunków seksualnych od wschodu do zachodu słońca. Zaleca się w tej kwestii kompletną wstrzemięźliwość, także od złych myśli (!). Taki post trwa cały miesiąc. Codziennie post przerywa się wieczorem, kiedy rozpoczyna się uroczyste świętowanie w postaci modlitwy i kolacji zwanej iftar. Tak jakby nasza "mała" Wigilia powtarzana codziennie przed 30 dni. Bo jest rodzinnie, wesoło, świątecznie, tłoczno.
Kiedy jest ciemno, można jeść, pić, kochać się i palić papierosy :) A potem, przed wschodem słońca śniadanie - sahur, jako pierwszy posiłek.
Jaki sens ma Ramazan? Jak mówią muzułmanie, jednym z nich jest wyrażenie wiary i sprawdzenie silnej woli (robi się to przecież dla Allaha); należy wyrzec się pokus, oczyścić. Innym sensem jest doświadczenie głodu i pragnienia, i tym samym zidentyfikowanie się z biednymi (a propos, pod koniec Ramazanu muzułmanie dzielą się pieniędzmi, jedzeniem, z potrzebującymi - to też jest nakaz islamu).

Tyle teorii (ogólnie opisanej; znawców tematu proszę o wyrozumiałość; ciekawych odsyłam do bardziej wiarygodnych źródeł).

A teraz praktyka, czyli Ramazan 2008 w Alanyi.

Przed rozpoczęciem - wszyscy trąbią o poście (po turecku nazywa się on orüç). Robi się wyjątkowo, chociażby z powodu dłuższych azanów (nawoływań z meczetów). Znajomi mówią, że będą trzymać post, więc urządzamy ostatnie spotkania z obecnością piwa - potem wiadomo - alkohol (przez całe 30 dni, niezależnie czy dzień, czy noc) nie wskazany, bo zostaje w żyłach długo po wschodzie słońca.
Pierwsze dni - cicho. Po prostu cicho. Wszyscy niby trzymają oruc. Przychodzę do biura - ze stołów nagle znikły ciastka, pudła po pizzy, chipsy, szklaneczki do cayu. K., menedżer ds. rezerwacji, właśnie krzyczy na ktoregoś z chłopaków - po niej od razu widać że jest głodna. Sama boję się afiszować z jedzeniem, bo jestem pewna, że będę drażnić wszystkich współpracowników. Jestem pod wrażeniem, że tyle młodych ludzi trzyma post - a już myślałam (po doświadczeniach poprzednich lat), że Turcy się już dokumentnie zeuropeizowali i zlaicyzowali...

A potem otwierają mi się oczy.

Pomyłka pierwsza.
Jadę na wycieczkę. Godzina 8 rano, zaspany kierowca odpala jednego papierosa od drugiego. Standard, ale wydawało mi się, że akurat kierowcy postu przestrzegają. Zatrzymujemy się na postoju - herbata. Tak, nic z tego.

Pomyłka druga.
Czwarty dzień ramazanu, wchodzę do biura po południu. Na biurkach niedopita herbata w szklankach. K. nadal przestrzega, ona jest twarda. I. mówi, że ma okres, i nie przestrzega (kobiety są zwolnione w czasie miesiączki, potem nadrabiają wydłużając post o dodatkowe dni). Wychodzę do nieoficjalnej "palarni" - a tam jak zwykle dym i głosy chłopaków bawiących się zapalniczkami i komórkami. Nikt nie przestrzegał postu ani przez chwilę.

Pomyłka trzecia.
Dzień piąty. Siedzimy na balkonie w domu; wpada B., który zarzekał się, że przestrzegał postu będzie, bo robił to zawsze od 15 roku życia i bardzo to lubi. W rozmowie zupełnie przypadkiem okazuje się, że już koniec postu - złamał go w ciągu dnia, w pracy, będąc bardzo zmęczonym musiał coś zjeść. A ja byłam z niego taka dumna!

Pomyłka czwarta.
I., ktora mówiła, że zacznie kilka dni później, jedzie ze mną na wycieczkę. Mamy chwilkę czasu, I pyta: "Napijesz się ze mną kawy? Mam taką ochotę". Organizujemy sobie kawę, I. pali papierosa, zaciągając się ze smakiem. Łapie mój wzrok i tłumaczy: "No wiesz, próbowałam, ale naprawdę, mam jakieś problemy z żołądkiem. Poza tym w tych upałach..." (tu trzeba zaznaczyć, że choroba także zwalnia od przestrzegania postu).

A potem już lawinowo idą następne pomyłki, piąta, szósta i siódma, i nagle okazało się, że wśród moich znajomych czy współpracowników zostało ledwo kilku, którzy oruc trzymają... Zresztą nie pozostaje to wszystko bez komentarzy i dyskusji: gdzie się nie obrócę, rozmowy o poście. Wszyscy próbują się tłumaczyć i znajdują zrozumienie, dlatego dialogi wyglądają mniej więcej tak:
- Przestrzegasz?
- Nie, żołądek mnie boli.
- Hahah, jakoś ostatnio problemy z żołądkiem ma 90% ludzi w tym kraju...
- Nie, naprawdę mam problem z żołądkiem. Muszę iść do lekarza.
- Oczywiście, idź [pełne współczucia kiwanie głową]. Życzę zdrowia.

Jak to wszystko wyjaśnić? Cóż, po pierwsze, faktycznie jest gorąco. W ciągu dnia ponad 30, nawet 40. Na deszcz i jakieś choćby chmury nie ma szans. Kalendarz muzułmański jest ruchomy; co roku wszystkie święta przesuwają się o 12 dni wstecz, dlatego o ile 2, 3 lata temu było już chłodniej, o tyle teraz - od tego roku, zaczęło się robić trudno. Strach pomyśleć, co będzie za rok...
Inna sprawa, że Turcja jest krajem świeckim. Przynajmniej oficjalnie. Więc w miastach (bo wsie to trochę inna sytuacja, mocniejsza tradycyjność, silniejsza religijność), nikt się z przestrzeganiem postu nie obnosi. A jednocześnie w miejscach pracy (tak jak to zaobserwowałam u mnie), panuje lekka obawa, żeby się nie wychylić. Turcy zresztą robią wiele rzeczy na pokaz (krytycy mówią, że to naród hipokrytów, ale aż tak radykalna bym nie była; choć czasem się zgadzam...). Dlatego czy ktoś przestrzegał postu czy nie, wieczorem je iftar. Bo przecież każdy powód jest dobry, żeby trochę poucztować przy wspólnym stole, prawda?
Po trzecie, mało kto jest w stanie wstać rano na sahur, żeby się najeść. Dlaczego? W turystyce pracuje się do późnych godzin wieczornych, często czuwa się/imprezuje do rana. Potem je się sahur. A potem cięzko wstać do pracy...

Ramazan jest też szczególnym usprawiedliwieniem wieczornego spożywania słodkości, a te tutejsze to naprawdę synonim słodyczy. Dlatego, mimo, że nie przestrzegam postu, jadłam już kadayif, baklave (nasycone miodem ciasta), lody kahramanmaras (z koziego mleka); a po tym potrzebowałam chyba z litra tureckiej herbaty, żeby dojść do siebie...

Turyści często pytają jak należy się zachowywać podczas Ramazanu. Może nie jeść publicznie? Zamiast odpowiedzi mała anegdotka sprzed dosłownie pięciu minut.
Siedzę w biurze, zgłodniałam.
Od godziny chodzi mi po głowie myśl, żeby wyskoczyć do sklepu i kupić sobie coś smacznego (jadłam obiad, chodzi bardziej o coś "na ząb"). Ale krępuję się, bo przecież osoby z którymi pracuję w biurze, mogą się poczuć urażone, prawda?
Siedzę, zarzucona papierami zaczynam pisać notkę na bloga.
Nagle zza biurka na drugim końcu odzywa się do mnie kolega S.:
- Chodź, zamówiliśmy wielką pizzę!

Czasem wydaje mi się, że za bardzo się przejmuję :)

wtorek, 8 kwietnia 2008

ISLAM. CZEGO SIĘ BOISZ?

Co jakiś czas na moim blogu (zarówno na tym, jak i na starych adresach, których używałam wcześniej), oraz w skrzynce e-mailowej pojawiają się pytania i komentarze na temat islamu. Co prawda Turcja krajem islamskim w ścisłym tego słowa znaczeniu nie jest, ale tak się ją kojarzy; fakt, że wyznawców tej religii jest w Turcji najwięcej.

Pytania dotyczące islamu na ogół pełne są ledwo ukrywanej paniki - okay, raczej nieukrywanej. Ogólne wyobrażenie islamu w Polsce (z jakim się stykam ja i moi znajomi) jest naszpikowane stereotypami i łatwymi odpowiedziami na trudne pytania.
Co gorsza, potęgują to media masowe, które powtarzają wszystko to, co "wiemy": że muzułmanie zniewalają kobiety, że nakazują im zasłaniać chustami twarze, że kobiety nie mają żadnych praw, że muzułmanie są brudni, wszystkich nie-muzułmanów najchętniej by zabili, bo tak głosi ich "dżihad".
Niby wiadomo, że to tylko przejaskrawienie, bo media lubią sensacje i na nich się skupiają, a i tak wierzymy. Są oczywiście wyjątki i dziennikarze traktujący temat rzetelnie ale giną w powodzi islamo-fobii.
Potem na forach dotyczących krajów arabskich czy Turcji, czy w ustach turystów pojawiają się "kwiatki", których nawet nie będę przytaczać, żeby nie zawstydzać.

Uparci są upartymi, oni zawsze będą wiedzieć swoje - i do nich nie adresuję tej notki i tego bloga.
Za to otwartym i chcącym się czegoś dowiedzieć, polecam serwis internetowy "Nie bój się islamu". Jest on skierowany do dziennikarzy, i dużo w nim treści, ale mam nadzieję że to nie jest zbyt wielką przeszkodą :)
Polecam przeczytać chociażby:

Przedmowę Janusza Daneckiego

Tekst "Dlaczego boimy się islamu?"

Osobom cierpliwym, które dotrwają i doczytają obydwa teksty do końca (tu używam ironii), z góry gratuluję i od teraz wszystkich dociekliwych będę odsyłać do tych właśnie stron i tego znakomitego kompendium.

sobota, 13 października 2007

WESOŁYCH ŚWIĄT

W piątek około 6 rano obudził mnie śpiew muezzina - pierwszy raz w życiu - musiał być naprawdę głosny i długi, bo az wyszlam na balkon. Do tego zsynchronizowany śpiew jakiegoś mężczyzny na ulicy, brzmialo niesamowicie. Walenia w bębny nie bylo - nie w turystycznej Alanyi, bo z tego co wiem juz w Antalyi przez caly ramadan wali sie w bebny na pobudke ;)

I tak zakonczyl sie ramadan.
Caly piatek na ulicach bylo gwarniej, a w kazdym miejscu (sklepy, hotele, autobusy miejskie, kantory itp) mozna bylo dostac cukierki - w koncu popularna nazwa tego swieta to "Seker Bayrami" czyli swieto cukru ;)

Wieczorem idac do domu mijalam te wszystkie balkony, zasloniete drzewami lub palmami, i slychac bylo tylko sztućce - jedzenie, jedzenie, jedzenie ;) Tureckie jedzenie z jednego talerza, i wszechobecny chleb do kazdego posilku. To jest to.

A teraz juz ide, wychodze z biura, bo jest goraco i duszno. I wcale nie szkodzi, ze rano byla burza i intensywnie padalo dobra godzine. Teraz jest nadal 30 stopni i slonce. Dlugo w tym roku jest sezon. Oj dlugo...

poniedziałek, 8 października 2007

KADIR GECESI roku 1428

Dzisiaj noc mocy. Czyli Kadir Gecesi. W islamie jes szczególna, bo tej własnie nocy tradycyjnie prorokowi Mahometowi została objawionych pięc pierwszych wersetów 97. sury Koranu - pt. Przeznaczenie. Oznacza to, że dzisiaj będzie w tureckich domach szczególnie spokojnie - rodzinnie i refleksyjnie. No i mamy już 27. dzień ramadanowego postu, a niebawem koniec! Dokładnie w piątek - 12 października - skończy się Ramadan (czy Ramazan) - i nastąpi Święto przerwania postu, popularnie nazywane Şeker Bayramı czyli Świętem Cukru/Słodyczy.
Na koniec ramadanu wszystkie rodziny się spotykają (bo to coś o randze naszych świąt Bożego Narodzenia), i wspólnie ucztują, a dzieciakom rozdaje się słodycze.

Tyle teorii a teraz parę słów praktyki.

Od paru dni regularnie śledzę programy w tureckiej tv - mam wrażenie że oprócz recytowania Koranu i grania religijnej muzyki puszcza się już tylko reklamy z Ramadanem w tle i opowiada się o ramadanowych promocjach w sklepach. Coś jak przed naszą Wigilią - wymalowane prezenterki tv przechadzają się między sklepowymi półkami zaczepiając i zagadując z wystudiowanym niedowierzaniem "Ile dał pan za te buty? 20 lira? Niesamowite". Kamera najeżdża na etykiety z promocjami - wszystko po 5,10,15 lira. "1 alana 1 bedava" (czyli kup jedno a drugie będzie gratis). I tak dalej...
Nie od dziś wiem, że Turcja to raj dla miłosników zakupów ale to już przechodzi moje pojęcie ;)

No i te promocje i reklamy: Ramadanowa reklama tureckiej coli, ramadanowy McDonald, ramadanowe serki, herbatki, jogurty. Doprawdy zastanawiające w tak świeckim kraju, jakim jest Turcja :) Ale to tylko taka moja złośliwość, jak wiadomo Turcja krajem kontrastów i wykluczających się pozornie spraw jest i nic tego nie zmieni.

Mamy już 17:55. Przez cały miesiąc wszelkie biura (także moje), sklepy, urzędy, pracowały tylko do pory iftaru, czyli ramadanowej kolacji. Ulice pustoszeją o tej godzinie, nic, kompletnie nic się nie dzieje, tylko w sklepach w centrum miasta sprzedawcy rozsiadają się na plastikowych krzesełkach wokół turystycznego stolika by konsumować.
A zatem nie będę już tu dłużej marudzić - idę, bo dziewczyny z biura już nerwowo poklepują się po brzuszkach. Zostało jeszcze około 45 minut.

Na koniec jeszcze wyjaśnienie tytułu notki: rok 1428 jest aktualnym rokiem kalendarza muzułmańskiego (kalendarz ten "chodzi" wg księżyca, więc o rok przesuwa się o 12 dni wcześniej). Miesiąc to oczywiście Ramadan. A dnia niestety nie pamiętam.

Uf, to tyle religijnych tematów.
Wychodzę z biura.
Idę do domu poczytać polskie gazety. A potem na kolację, kolację!!!

ps. Spragnionym obrazków z Turcji uroczyscie przypominam, że pojawiły się parę dni temu oraz dzisiaj nowe zdjęcia na www.ahududuk.blox.pl Patrzeć i podziwiać, prosz... ;)