Pokazywanie postów oznaczonych etykietą republika. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą republika. Pokaż wszystkie posty

środa, 7 stycznia 2009

KILKA NIEWYGODNYCH AKAPITÓW

1. Nie da się ukryć, że Turcję lubię. Wiele się wydarzyło od mojego pierwszego wyjazdu, kiedy to nie wiedziałam o tym kraju zupełnie nic, poza tym, że stolicą jest Stambuł (!! tak właśnie myślałam). I że kobiety z Europy uprowadza się do haremów, a mężczyźni są niscy i śniadzi. Od tego czasu poziom mojej wiedzy wzrósł, nauczyłam się języka na tyle, by się w nim porozumiewać bez stresu, znalazłam pracę, która okazała się być pasją, i znalazłam pasję, którą karmię tego bloga. Gdyby nie moja sympatia do tego kraju, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.

2. Przeszłam tej sympatii różne etapy. Początek był typowo "szaleńczy" i "turystyczny", czyli podobało mi się wszystko, w odróżnieniu do Polski, która wydawała się szara i nudna. Nieważne z jakimi kłopotami borykałam się w Turcji, ciągle była dla mnie "super". Nawet kiedy gorąco chciałam wyjechać, wiedziałam że wrócę... Teraz jest już spokojniej. Pierwsza fascynacja minęła, z oczu spadły klapki, wyłuskuję informacje nie tylko pozytywne, ale i te które dowodzą, że Turcja wcale nie jest krajem idealnym. Który zresztą pewnie nie istnieje. Teraz jest już raczej sympatia "mimo wszystko" - spraw, które mnie denerwują jest cała lista, ale cóż, pozostaje mi je tylko zaakceptować, albo po prostu przestać tam przyjeżdżać. Podobnie jak w przypadku Polski, której też się czasem nie znosi, ale z serca i głowy wyrzucić nie da, prawda? ;)

3. Jeśli mam mówić o tym, co mi się w Turcji nie podoba, to na ogół... o tym nie mówię. Nie jestem w końcu od tego. Ja pracuję w tej cudownej bajce zwanej turystyką, gdzie słońce świeci, morze jest błękitne tak bardzo, że aż by się chciało w nim utopić, wszyscy tubylcy "są tak mili i otwarci", zresztą co ja wiem, skoro jako rezydent tylko "leżę na plaży". Poza tym w polskim myśleniu o tym kraju i tak roi się od tak czasami absurdalnych stereotypów, że gdyby ktoś usłyszał, jak dorzucam swoje trzy grosze, pokiwałby tylko głową mówiąc "No tak właśnie myślałem/am".

[Wystarczy spojrzeć na poprzednią notkę: obróciłam w zaletę coś, co jest mi kompletnie obce. Warto oczywiście znaleźć złoty środek; trochę się wyluzować, mniej przejmować, ale na pewno nie w wersji typowo południowej, co jest przegięciem w drugą stronę, brakiem odpowiedzialności, lenistwem, niefrasobliwością]

4. Czasem jednak następuje taki moment, kiedy te własne trzy grosze dorzucić trzeba. Może właśnie dlatego, że jestem miłośniczką Turcji, a nie bezkrytycznie zakochaną wariatką.

Co z tymi trzema groszami? Proszę bardzo.

1 stycznia otworzono nowy kanał telewizji tureckiej, TRT-6. Po kurdyjsku. Gazety pieją, większość polityków (poza nacjonalistami) się cieszy, bo jest to niewątpliwie dobry krok do pokazania światu, że Kurdowie są w Turcji tolerowani a ich odrębność językowa i kulturowa wreszcie doceniona. Zgodnie z duchem europejskiej wspólnoty. Na uczelniach ma też być wykładany kurdyjski...
Nadaje się też od niedawna w telewizji w języku ormiańskim. Następni w kolejce zgłosili się już Czerkiesi, którzy też stanowią mniejszość narodową w Turcji.
Wszystko to piękne gesty, które wydają się przybliżać Turcję do członkowstwa w UE...
Jest za to problem, który istnieje bardzo mocno, ale między Turkami, z którymi się zetknęłam prawie się o nim nie mówi. Problem; bo godzi w Konwencję Praw Człowieka, którą Turcja podpisała i ma się za jej obrońcę... Brzmi absurdalnie? Tak to bywa w przypadku tego kraju :)
Mam na myśli obowiązek służby wojskowej. Prawdopodobnie każdy, kto ma jakiegoś znajomego Turka zetknął się z tym tematem, ciągle tylko słyszy się, że ktoś do wojska "poszedł", albo "wrócił", albo "właśnie jest". Obowiązek służby dotyczy WSZYSTKICH Turków płci męskiej w wieku od 18 do 40 lat, przy czym trwa ona 15 miesięcy; chyba, że ktoś skończył studia, wtedy tylko 5. Nie ma kategorii, tak jak u nas. Absolutnie każdy się nadaje - bo, jak wiadomo, Turcja armią stoi. Jest to jak dotąd najpilniej strzeżona podstawa tureckiej demokracji. I tu cały problem.
Odmawianie służby wojskowej możliwe jest w wielu krajach świata, które respektują prawa człowieka do innych przekonań. Jeśli ktoś żołnierzem zostać nie chce (w angielskim jest na to specjalny termin "objector"), musi zamiast tego "odrobić" cywilną służbę zastępczą.
W Turcji nie ma o tym mowy.

Po pierwsze, nie wypada wyjść ponad szereg. Wiele razy zaobserwowałam niestety konformizm znanych mi Turków i Turczynek. Wolą żyć wbrew sobie i własnym przekonaniom, niż zrobić coś narażając się na krytykę innych. Może ma to jakiś związek z myśleniem kolektywnym, właściwym wspólnotom, z których Turcy się wywodzą. Ale nie będę się tu oddawać kulturoznawczym dywagacjom :)
Znane nam poniekąd także z Polski powiedzenie "Co ludzie powiedzą" ma w Turcji wielką moc. Tak jak nie wypada krytykować własnego kraju, o czym wiedzą użytkownicy Youtube'a czy innych stron internetowych zamykanych nakazami sądu za niepokorne myślenie. Już nie mówiąc o Orhanie Pamuku, który pisze książki trudne; pewnie mało który Turek je czytał, ale niemal każdy jest święcie przekonany, że ten facet to wstyd a nie duma dla kraju.
Z punktu pierwszego wynika drugi. Ponieważ armia jest w Turcji świętością (tak, wiem że to paradoks), nie wypada być objectorem i unikać służby. Dla każdej rodziny to honor mieć żołnierza. Dyshonorem jest uciekać od wojska; prawo zresztą w tym nie pomaga. Bez odrobionego wojska ciężko znaleźć dobrą pracę, nie mówiąc o ożenku, a nawet już jak się cudem człowiek ożeni, to można go do wojska wezwać kiedy jest tzw. jedynym żywicielem rodziny, utrzymującym żonę i malutkie dziecko (jak mój kolega).

Pewnie dla wielu chłopaków wojsko to przygoda i coś wielkiego, nie przeczę. Natomiast istnieją tacy (w demokratycznym kraju mają prawo istnieć), którzy służby wykonywać nie chcą. Z jakichś tam - znanych im tylko - powodów. W Turcji jest takich objectorów podobno oficjalnie około setki; wielu z nich od razu postawiono w stan oskarżenia i wydano wyrok 3 lat więzienia. Nieoficjalnie - może być sto tysięcy.
W kilku sprawach toczą się postępowania w Trybunale Praw Człowieka, internet jest pełen informacji na ten temat, więc nie będę się wdawać w szczegóły.
Od armii ucieka sporo; niektórzy po prostu chcą odczekać na bardziej dogodny dla nich moment, inni sprawdzają, jak długo im się uda. Służby doskonale o tym wiedzą. Kiedyś jadąc autobusem z Adany do Alanyi, tuż za Mersin, w środku nocy byłam świadkiem kontroli wszystkich pasażerów... płci męskiej. Tak jest, od pań dokumentów nie zabrano. Po drobiazgowym sprawdzeniu z pojazdu wyprowadzono młodego chłopaka, siedzącego za mną. Niewątpliwie "uciekiniera". To właśnie dlatego fałszywe kimliki (dowody tożsamości) to w Turcji dobry biznes...

Co prawda są już jakieś pierwiosnki zmian; ale myślę, że bastion niezdobytej tureckiej armii padnie na samym końcu; jak już wszystkie inne warunki przyjęcia do Unii będą spełnione. Teraz można tylko śledzić te drobne kroczki, które brzmią czasem strasznie... Jak ten niedawno wprowadzony zapis, że bracia żołnierzy, którzy zginęli podczas walk z terrorystami będą zwolnieni ze służby.

Podsumowując ten długi wywód, nie mieści mi się w głowie, jak wiele z moich wyobrażeń o Turcji boleśnie mija się z prawdą.

Cóż, po tym tekście bezkrytyczni miłośnicy Turcji oraz Turcy mogą mi zarzucić, że stawiam kraj w negatywnym świetle. Nic na to nie poradzę; to tylko moje prywatne światło.

sobota, 30 sierpnia 2008

ZAFER BAYRAMI 2008

30 sierpnia 1922 roku wojska tureckie pokonaly Greków pod Dumlupinar. Z tej okazji świętuje się Dzień Zwycięstwa, a ja wrzucam na bloga piękne nostalgiczno - romantyczne zdjęcie Wodza Narodu Black and White.



(Więcej nie wrzucam, bo internet wolny dzisiaj niezmiernie, i nie mam już cierpliwości. Mam nadzieje, że użyczycie mi trochę Waszej cierpliwości, kochani czytelnicy)

Jutro wolne. Insallah jedziemy nad Dimcay - piknikowe centrum Alanyi. Jeśli jutro zrobię ładne zdjęcia, i insallah będzie szybki internet, spodziewajcie się.

A od poniedziałku - Ramazan.

poniedziałek, 22 października 2007

WIADOMOŚCI NIEDZIELI 21.10

Dzieje się, oj dzieje.

1. Pada deszcz. Bardzo. I będzie padać jutro i pojutrze. A potem to niewiadomo, no ale w końcu zaczyna się jesień. Alanya podczas deszczu ma niesamowity urok - o moknących w deszczu palmach mogę pisać godzinami, zresztą już pisałam ;) Turcy ubierają ciepłe kurtki, mimo że przecież nadal jest ponad 20 stopni. Wszystko pozamykane, ludzie siedzą w domach, bo przecież pada. Jak na zlość (w końcu jestem z Polski, przyzwyczaiłam się do kałuż, przez które trzeba przeskakiwać), wybieram sie na zakupy do jak najdalszego supermarketu - nie jestem przecież aż tak słodka, żeby się roztopić ;) A miasto opustoszałe.

2. Od pewnego czasu napięta sytuacja - pomiędzy Turcją a Irakiem i sprawa śmierci ok 20 tureckich żołnierzy stacjonujących na granicy (na obszarze zwanym Kurdystanemm, chodzi o zamieszki z terrorystami z kurdyjskiej PKK). Wszędzie wywieszone flagi, a parę godzin po Alanyi (jak i innych pewnie tureckich miastach) jeździły korowody samochodow obwieszonych tymi flagami i trąbiących bez przerwy jako wyraz jedności z rodzinami zamordowanych. W Turcji obowiazek sluzby wojskowej jest traktowany bardzo serio, i kazdy musi przez to przejsc. 18 miesięcy... Każdy wie, że to mógł być ktoś z jego otoczenia. Parę dni temu prezydent wydał podobno zgodę na wejście Turcji do Iraku. A więc wojna... i to jest zdecydowanie tematem ostatnich dni... Szczegolowych informacji udziela na pewno specjalisci natomiast ja posiadam zdecydowanie powierzchowna wiedze na ten temat (a szkoda - sprawy Turcji bardzo mnie obchodzą - natomiast nieznajomość języka przeszkadza, bo nic nie rozumiem z tych wywodów w prawie wszystkich dzisiejszych stacjach tv)

3. Oprocz tego wszystkiego bylo dzisiaj referendum. Dotyczylo ono poprawek do konstytucji, dokladnie tego, czy prezydent ma byc wybierany bezposrednio przez lud, czy przez parlament. Zmieniła się też długość kadencji - bliżej Turcji teraz do systemów znanych z innych krajów europejskich, co oczywiście przybliża ich do wejścia do Unii. Teoretycznie, bo praktycznie oczywiście masa innych zastrzeżen sprawia, że członkostwo w UE to jeszcze pieśń dalekiej przyszłości.

Po tych 3 punktach trudno się dziwic ze wybory parlamentarne w Polsce raczej NIE pojawiły się w nagłówkach tureckich gazet i dzienników tv. Za to na tak zwanej stronie napiszę tylko, że cieszę się, że moja obywatelska postawa przekonała niektórych :) i fajnie, że tyle ludzi głosowało i wszystko skończyło się tak, jak było do przewidzenia.

A jako ps napiszę tylko, że już za 10 dni będę w Polsce. Uwierzycie? Bo ja kompletnie nie.... ;)

poniedziałek, 23 lipca 2007

I PO WYBORACH

Wczoraj mieliśmy wybory parlamentarne. Na polityce się nie znam (zarówno w Polsce, jak i w Turcji), dlatego zamiast udawać że się znam, odsylam Państwa do innych źródeł.

Kilka dobrych artykułów na ten temat pojawiło się niedawno w internetowej GW, niestety do lepszego wyboru nie mam dostępu tutaj. Zawsze też polecam artykuły Szostkiewicza w Polityce, niedawny właśnie dotyczył sytuacji w Turcji.

Więc tylko parę uwag pobocznych:

1. Od ponad miesiąca wszędzie wisiały chorągiewki różnych partii, a przystanki, samochody, sklepy były "przyozdobione" plakatami w stylu (jak to słusznie zauważył jeden z moich turystów) - wczesnych lat 80. Np. wszystkie plakaty były czerwone, z pozowanymi zdjęciami którym przydałby się porządny (solidny a nie turecki) retusz.
Turcy nie kryli swoich sympatii wyborczych, co u nas w Polsce wyglada chyba troche inaczej (prawdopodobnie wszyscy sie wstydza). Tu kazdy niemal samochod mial przyczepiona choragiewke danej partii.

2. Nic nie kryli, i faktu pojscia do wyborow tez nie kryli - kazdy glosujacy ma slad od czarnego tuszu na najmniejszym palcu jednej dloni. Dlatego bylo widac od razu, kto oddal glos, a kto nie - i widac to nadal, bo tusz, jak wiadomo, latwo nie schodzi ;)

3. Pytalam tych, co nie glosowali, dlaczego nie glosowali. Niektorym sie nie chcialo, niektorzy nie zglosili sie zawczasu (turecka biurokracja wymagala wczesniejszego zgloszenia, chyba w marcu...), niektorzy, jak moja mlodsza kolezanka, stwierdzili "Ze niewazne kto wygra, i tak wszystkich nas sprzeda Ameryce" - co prawda to dosyc uproszczone rozumowanie, ale cos w tym jest (relacjom mlodzi Turcy a reszta swiata nalezaloby sie przyjrzec dokladniej, i moze to zrobie przy okazji jak mi sie bedzie chcialo).

4. Wczoraj wieczorem kazdy (poswiecilam sie i przeskoczylam wszystkie kanaly) program telewizji pokazywal slupki z wynikami wyborow - nawet telewizja muzyczna (teledyski grano w malutkim okienku ekranu, reszte przyslanialy te cale slupki) - tak jakby puszczanie np. jakiegos filmu w porze wynikow bylo przestepstwem wobec Republiki.

5. Nie dalo sie spac, bo wieczorami - a szczegolnie wczoraj po wynikach - po ulicach jezdzily korowody kilkudziesieciu (nie przesadzam!) samochodow, trabiac i grajac koszmarnie glosna muzyke. Ale trabienie bylo o wiele gorsze od muzyki. Taki styl tu maja - jak sie ciesza, to trabia (podobnie jest jak para bierze slub, albo jak chlopak jedzie na obrzezanie).

6. I juz po wyborach. Żadnych niespodzianek. 47% zdobyli ci co zawsze (AKP - rzadzacego premiera Erdogana; islamisci), drugie miejsce zajela opozycja (CHP - socjaldemokraci); pomniejsze partyjki nie przekroczyly progu 10% niniejszym do parlamentu nie weszly.
Co dalej (wybory prezydenckie) zobaczymy.


A w stopce niniejszej notki dla tych, co pytaja, co u mnie:

a) gorąco, duszno, pot leje się strumieniami
b) a klima wydaje z siebie uroczy zapach kurzu (klima to świństwo, ale co robić)
c) w pracy bez zmian: raz jest świetnie, raz okropnie
d) za to w internecie znalazłam pozytywne opinie moich turystów na temat mojej firmy i MNIE - negatywnych nie znalazłam :) - takie drobiazgi pomagają przetrwać
e) a poza tym... no jakoś się tą tacę niesie (cytat dla wtajemniczonych)


ps. zdjęć nowych na fotoblogu nie ma, bo prowadzę nudne gnuśne życie na obczyźnie. Nie ma czego fotografować, a nawet jeśli jest, to mi się wydaje, że będzie jeszcze milion okazji na sfotografowanie tego danego czegoś... Oczywiście wiem, że nie mam racji.