Będzie więc lekko, krótko i przyjemnie. Po pierwsze, przedstawiam zdjęcia z miasta Hatay. Ostatni punkt tegorocznej wyprawy. Przejechałyśmy do Hatay już we dwie (męska część ekipy zabawiła dłużej w Syrii), i miałyśmy ledwo kilka godzin na zobaczenie miasta. Co gorsza, było już popołudnie. Na szczęście po przejechaniu dolmuszem przez szereg bocznych uliczek i wiejskich zabudowań, dojechałyśmy do centrum, przedzielonego przez rzekę Asi.
Hatay (Antakya) to miasto i region o ciekawej historii. Przez wieki prowincja należała do Syrii. W latach 20-30 XX wieku jednak dano jej jednak dużą autonomię, a w końcu nawet uczyniono odrębnym państwem. Przed II Wojną Światową trafiła w ręce młodej Tureckiej Republiki, co Syryjczykom trudno było przełknąć. Ba, będąc w Syrii z zaskoczeniem odkryliśmy, że na wszystkich mapach cały rejon wyrysowano tak, jakby wciąż był w granicach Syrii! Swoisty sposób na poprawienie sobie nastroju :)
Znajduje się tu kilka ciekawych zabytków, m.in. kościół św. Piotra (który urzędował tu przed przeniesieniem do Rzymu), i Muzeum Archeologiczne z ogromnym zbiorem doskonale zachowanych mozaik - polecam odwiedzić. Miasto jest interesujące także dlatego, że mimo bliskości Syrii (ledwo 90 km od Aleppo) panujący w nim klimat jest bardzo... nowoczesny, mało arabski. Wystarczy spojrzeć na ludzi, by zrozumieć, że od wcale nie tak dalekiej Urfy czy Mardin dzieli Hatay bardzo dużo. Panuje tu swoisty kulturowy miks - mieszkają tu oczywiście Turcy, ale i Arabowie. Są tu sunniccy muzułmanie, ale sporo alewitów czy chrześcijan.
W Turcji rejon Antakyi znany jest także ze świetnej, aromatycznej (ba, ostrej) kuchni. Jednym z hitów jest kunefe (przepyszny słodki deser). Innym z kolei Hatay kojarzy się z miejscem pochodzenia najprzystojniejszych mężczyzn i najpiękniejszych kobiet... Sama będę tu może nieobiektywna :) chociaż muszę przyznać, że pochodzący z tego rejonu znajomi (nie tylko Król Pomarańczy!) w jakimś stopniu potwierdzają tą teorię :)
Druga część notki to skutek obejrzanego przeze mnie wczoraj filmu. Słynny, klasyczny niemalże "Dym" Wayne'a Wanga, gdzie w prawie każdej chyba scenie pojawia się papieros czy tytoniowy dym. Oglądając ten skądinąd bardzo dobry film, uświadomiłam sobie, że w tureckiej telewizji chyba niemógłby się pojawić. A jeśli by się pojawił... no właśnie.
Zakaz promowania palenia tytoniu w Turcji nabrał według mnie absurdalnych wymiarów. Od jakiegoś czasu wszelkie papierosy występujące w filmach są "rozmazywane" co dotyczy także... fajek wodnych! Największy śmiech zamarł mi na ustach, kiedy zobaczyłam te piękne zamienniki...:
Tym sposobem nawet mało widoczny w kadrze papieros od razu rzuca się w oczy. Robi się jakoś tak komicznie. Film "Dym" zamieniłby się w takiej sytuację w kwiaciarnię... Ale doceniamy dobre chęci. Szczególnie w Turcji, gdzie nadal tysiące ludzi palą papierosy w miejscach, gdzie jest to zabronione...