Rzadko piszę o tureckich kobietach na blogu. Mówiąc szczerze, to poza drobnymi napomknieniami omijam ten temat z daleka. I to mimo próśb czytelników. I mimo własnego znużenia, bo ile można wciąż o facetach i facetach i na dodatek tylko o tych z turystycznych kurortów (czyli tak naprawdę pseudo-facetach).
Przyczyn jest jak zwykle kilka. Po pierwsze: brak wiedzy i brak okazji do jej zdobycia. Pracując w Alanyi, na dodatek w turystyce, jest się wciąż otoczonym mężczyznami. W biurze, na wycieczce, na lotnisku, w hotelu - wszędzie tylko faceci i faceci, do znudzenia. Ba, nawet nie tylko w Alanyi, ale generalnie w Turcji. Podróżując po kraju często miałam ochotę na pogadanie z kobietami, spędzenie z nimi czasu, poznanie się - ale gdzież tam - zazwyczaj wszędzie widać mężczyzn, to oni są na pierwszym planie, to oni się panoszą, usta im się nie zamykają, opowiadają o tamtym, i o owym.
Po drugie wynikające z pierwszego: kobiety/dziewczyny tureckie nie są zbyt otwarte. Mam tu na myśli moje rówieśniczki, bo na temat "babcinek" i "dziadków" można by pisać poemy pochwalne, tak bardzo są uśmiechnięci i kochani. Ale to zupełnie inna bajka. Jeśli miałam w pracy koleżanki Turczynki, to często traktowały mnie (i inne zagraniczne znajome) raczej protekcjonalnie, z wyższością. Być może są już "uczulone" na konkurencję zabierającą im chłopaków do wzięcia. Ba, niektóre są wręcz przeczulone na tym punkcie. Z kolei inne, nawet jeśli przychylne, często pokazują się z dziewczyną z Europy po to, by zaszpanować przed znajomymi (co oczywiście spotyka się również u mężczyzn). Inny powód to potrzeba przetłumaczenia czegoś z tureckiego na angielski, a więc znajomość czysto użytkowa. Trochę wykorzystać, wziąść na spytki, zebrać materiał na plotki - i porzucić. Takim działaniom sprzyja zła reklama jakie robią nam ostatnie tureckie seriale, przedstawiające dziewczyny z zagranicy w dość negatywnym świetle...
Same Turczynki zapobiegawczo nigdy nie opowiadają za dużo o sobie, to mistrzynie taktyki i przebiegłości. To właśnie panowie otwierają się z prędkością karabinu maszynowego, zaprzyjaźniają, opowiadają, zwierzają...
Ciężko więc się zaprzyjaźnić z młodymi Turczynkami - traktują inne dziewczyny jako rywalki, a jeśli już - relacje z nimi są nierównomierne. One wiedzą o nas wszystko (oj, potrafią nakłonić do zwierzeń!) - a my nie wiemy o nich nic. Europejki (a przynajmniej te, z którymi ja miałam do czynienia) nie przepadają też za spędzaniem czasu wedle taktyki "kółka wzajemnej adoracji", lubianej z kolei przez Turczynki.
Nasze światy - wydawałoby się - są od siebie odległe i chyba takie pozostaną... co oczywiście też jest jakimś stereotypem. Nie zaprzeczam, że znam parę fajnych, sympatycznych Turczynek, z którymi z chęcią bym się zaprzyjaźniła. Mam nadzieję, że mi się to w końcu uda.
Cały powyższy wywód jest tylko wstępem do tego o czym od początku chciałam napisać. Jak często jednak bywa, moje myślenie wbiegło na nieco inne tory i nieco zbiegłam z głównego wątku :)
Fakt "przyglądania się" Turczynkom z boku powoduje określone konsekwencje. Oglądam je w filmach, serialach, które powtarzają stereotypy konkretnych kobiecych ról, widzę je na ulicach i w pracy, więc kiedy usiłuję coś o nich napisać... to tylko dywagacje i rozmyślania, rzadko poparte solidnym materiałem dowodowym.
A miało być o... feminizmie w tureckiej wersji. Albo raczej o tureckim podejściu do kobiet. Będzie - uwaga - krótko, dobitnie i trochę inaczej niż się spodziewacie.
Przez długi czas uważałam, że podejście mężczyzn do kobiet w Turcji zbliżone jest do europejskiego. Że niby oficjalnie "wszyscy równi", ale tak naprawdę od seksizmu aż się roi.
Takiemu myśleniu sprzyjają szkodliwe stereotypy, które głoszą, że Turcy kobiet nie szanują, że je biją, zdradzają, wykorzystują i rzucają, albo raczej kolekcjonują kobiety nie mogąc poprzestać na jednej. Zastanowiło mnie to o tyle, że o ile mężczyźni w Turcji są niewątpliwie kochliwymi istotami, o tyle nie zanotowałam tutaj zbyt dużo tak zwanych "seksistowskich" odzywek czy uwag. Z drugiej strony mieszkając w Turcji przyzwyczaiłam się do innych norm dobrego wychowania. Dżentelmenów wedle europejskiej definicji (otwieranie drzwi, niesienie bagażu) spotkać ciężko. Oczywiście, co innego to słowa - komplementy dotyczące urody kobiecej to tutaj ogromne bogactwo. A jednak... to jakby coś innego...
Któregoś razu w tureckiej tv zwróciłam uwagę na programy sportowe i piłkarskie. Uderzyło mnie, że na prawie każdym kanale pojawia się kobieta. Niektóre tylko zapowiadają, a inne wręcz prowadzą spotkania komentatorów po meczach! Kiedy skupiłam się na przekazywanej przez nie treści, zrozumiałam, że mówią bardzo konkretnie i na temat, a co więcej... są przez męskich rozmówców traktowane na równi, bez żadnej protekcjonalności, nie jako dekoracja! Sprawa bardzo mnie zaintrygowała. Dla pewności zapytałam jeszcze o opinię Króla Pomarańczy, który przyznał, że dziewczyny znają się na rzeczy.
Postanowiłam zająć się tematem. I nagle przeżyłam serią wielkich zaskoczeń.
Nieopodal naszego domu znajduje się stadion, gdzie grają rozmaite pomniejsze piłkarskie drużyny. Sędzią bocznym podczas jednego z meczy była... dziewczyna! Co więcej, panowie nie wydawali się zbyt zszokowani tym wydarzeniem, najwyraźniej byli przyzwyczajeni. Już nie mówiąc o ogromnym w porównaniu do Polski procencie kibicek piłkarskich drużyn. Dotychczas brałam tą ilość zagorzałych fanek futbolu za jakąś oryginalną formę zjednywania sobie męskiej sympatii, ale to chyba jednak nie to było powodem, tylko sam futbol właśnie.
Potem przypomniało mi się, że oglądałam kiedyś ciekawy reportaż - oto w mieście Adana znaczną grupę wśród kierowców autobusów miejskich stanowią kobiety. Już nie mówiąc o alanijskim światku: tu też jest prowadząca taksówkę kobieta!
Szalę przeważył kolejny telewizyjny program, na który się natknęłam: "Otomobil sevdasi"(Miłość do samochodów). Oto przed kamerami ukazała się wiotka mocno wymalowana blondynka w eleganckim płaszczyku i na wysokich obcasach. Opowiadała, opowiadała, opowiadała. Referowała najnowszy model jakiegoś samochodu, opisywała detale techniczne, a jakby tego było mało - wsiadła (w tych obcasach!) - do samochodu i rozpoczęła testowanie auta w praktyce. Na dodatek prowadząc swobodnie i zadając w międzyczasie fachowe pytania mężczyźnie, który siedział na siedzeniu pilota i udzielał równie fachowych odpowiedzi. Uprzedzam komentarze - nie, nie wyglądało to na wyreżyserowane, przeciwnie!
Kiedy jeszcze do całego "medialnego obrazu" dodamy zdecydowanie mniejszą niż w Polsce ilość reklam wykorzystujących seksualność kobiet, powstanie bardzo ciekawy, a wręcz skłaniający do poważniejszej analizy wątek.
Jak wynika z póki co powierzchownych badań mojego autorstwa :) Turczynki doskonale się realizują w wielu zawodach i chyba (?) wcale nie pod hasłem feminizmu. Oczywiście wiadomo, że inną sytuację mamy w miastach, a inną na wsi, gdzie wciąż dziewczynom wielu rzeczy "nie wypada". Ale to już temat większej tradycyjności, zaściankowości i obaw "co ludzie powiedzą", co jest charakterystyczne przecież dla wielu "małych miasteczek i wsi" na całym świecie.
Wystarczy jednak wziąć pod lupę media, jak ja to zrobiłam, uważając media za dość wyrazisty wyznacznik społecznych trendów, by zobaczyć, że w tej kwestii Turcja jest krajem niezwykle ciekawym. I nowoczesnym.
Dziewczyny robią kariery, prowadzą firmy, programy telewizyjne na każdy niemal temat, są obecne w polityce, i wcale nie muszą mieć do tego sztucznie ustalanych parytetów. Oczywiście - można by poświęcić cały tekst - albo i nawet książkę - na temat tych kobiet w Turcji, które "przebić się" i spełnić marzeń nie mogą. Niniejsza notka jednak nie to ma na celu. To raczej refleksja na temat medialnych tendencji, które w jakimś stopniu na pewno mają przełożenie na rzeczywistość.
Kiedy - aby moją teorię potwierdzić - spytałam o opinię zaprzyjaźnionych panów - okazało się, że nawet za bardzo nie zwracają uwagi na to, że prowadząca samochodowy czy piłkarski program jest kobietą. To ja byłam rozemocjonowana, roześmiana, i rzucałam się w podnieceniu na kanapie przez ekranem - nie oni!
Co jeszcze mnie zaciekawiło, kobiety te wcale nie rezygnują ze swojej kobiecości. To nie są panie w typie Martyny Wojciechowskiej, nad którą trzęsie się cała Polska: w bojówkach, t-shirtach, krótkich włosach. Przeciwnie: wymuskane paniusie, niczym nie odbiegające wyglądem od typowych modnych Turczynek. Nie typy "sportowe" i "unisex". Za to wymalowane, ufryzowane, na obcasach, błyszczące, pewne siebie, sporo wiedzące i nigdy nie dające się zbić z tropu kobiety. Tak jakby nie odczuwały potrzeby upodobniać się do mężczyzn czy zakrywać swoich atutów, by być szanowane. A ich rozmówcami są równie sporo wiedzący mężczyźni, dla których te kobiety są po prostu partnerami w dyskusji a nie panienkami, które mają podnieść oglądalność poprzez podniesienie temperatury w studiu.
Stwierdziwszy to wszystko zebrałam się w sobie, usiadłam, i napisałam notkę na bloga, żeby wyrazić światu swoje zaskoczenie.
turlanie się po Turcji... i nie tylko
Uroki zycia w Turcji i pracy w turystyce relacjonowane na goraco wprost z granicy polsko - tureckiej.
niedziela, 27 lutego 2011
poniedziałek, 21 lutego 2011
PREMIERY 2011
Miałam w planie napisać dzisiaj o czym innym. Dzisiaj, a nie w weekend, jak to zazwyczaj czyniłam, gdyż weekend okazał się być bardzo zajęty. Oto dostałam pod opiekę grupkę turystów "niedobitków" z Egiptu. Z racji, że od października nie wykonywałam pracy rezydenta, trochę organizm się odzwyczaił... Po powrocie z lotniska czy spotkań informacyjnych padałam wyczerpana na kanapę, przed telewizor, rozprostowując spuchnięte nogi, uprzednio wrzuciwszy tak zwane "cokolwiek" na ząb. Być może to już kwestia wieku :) a może przepracowawszy na pełnych obrotach i z wielką pasją sześć sezonów po prostu się wypaliłam. Stan mój tylko potwierdził, że z rezydentury pora zrezygnować już definitywnie.
I... rozpocząć całkiem nowe życie, pełne nowych wyzwań, nowych przygód, nowych doświadczeń. Jednym słowem - ekscytacja!
Miałam w planie napisać dzisiaj o czym innym, ale... postanowiłam podzielić się pewną Dobrą Nowiną. Nie, nie planuję ślubu :) Przeciwnie, chodzi o coś NAPRAWDĘ ekscytującego.
Niektórzy Czytelnicy pamiętają może, kiedy rok temu, w styczniu, ogłaszałam na blogu, że wraz ze Znakomitą Koleżanką szykujemy się do wydania książki o Turcji. Wiele osób pytało też mnie potem w mailach czy komentarzach kiedy wreszcie książka się ukaże.
Oto możemy z dumą ogłosić, że jeśli bogowie będą po naszej stronie (a wszystko na to wskazuje), to książka "Turcja - półprzewodnik obyczajowy" powinna ukazać się przed wakacjami nakładem wydawnictwa Nowy Świat.
O wszelkich szczegółach będziemy informować na bieżąco :)
I... rozpocząć całkiem nowe życie, pełne nowych wyzwań, nowych przygód, nowych doświadczeń. Jednym słowem - ekscytacja!
Miałam w planie napisać dzisiaj o czym innym, ale... postanowiłam podzielić się pewną Dobrą Nowiną. Nie, nie planuję ślubu :) Przeciwnie, chodzi o coś NAPRAWDĘ ekscytującego.
Niektórzy Czytelnicy pamiętają może, kiedy rok temu, w styczniu, ogłaszałam na blogu, że wraz ze Znakomitą Koleżanką szykujemy się do wydania książki o Turcji. Wiele osób pytało też mnie potem w mailach czy komentarzach kiedy wreszcie książka się ukaże.
Oto możemy z dumą ogłosić, że jeśli bogowie będą po naszej stronie (a wszystko na to wskazuje), to książka "Turcja - półprzewodnik obyczajowy" powinna ukazać się przed wakacjami nakładem wydawnictwa Nowy Świat.
O wszelkich szczegółach będziemy informować na bieżąco :)
sobota, 12 lutego 2011
LUTOWE KADRY
Wyłoniwszy się spomiędzy sterty spraw do zrobienia, umieszczam dla odprężenia parę zdjęć zimowej Alanyi. Klasycznie, bo chyba co roku pojawiają się tutaj na blogu, nie będę więc psuć tego pięknego zwyczaju. To samo co zawsze, tak samo czyste przejrzyste powietrze jak każdej zimy, te same piękne widoki na góry, stara śpiewka. Może trochę nudno - zgadzam się - ale najważniejsze, że stara śpiewka nadal ma optymistyczny wydźwięk. Jest słońce :)
Niniejszym wysyłam je wszystkim Czytelnikom.
Nostalgia plażowego chłopca.
Pierwsze turystki jak przebiśniegi wyskakują w niespodziewanych miejscach.
Pan z okienka.
Piknik na miejskiej plaży.
Popołudniowe wygrzewanie się na portowych kamieniach.
Rybacki klasyk.
Psi klasyk - sjesta w promieniach zimowego słońca.
Woda z daleka nawet widać, że zimna.
Rybak wraca na herbatę do portu.
Z cyklu: kolekcja nazw łódek. Tutaj "Podrywacz" a kawałek dalej widziałam też "Maço".
Turcy przy pracy.
Wracając do domu rzucamy okiem z góry.
Co by nie było tak tylko klasycznie i nostalgicznie będzie jeszcze reklama na deser, która z założenia ma przyspieszyć Wasze krążenie krwi. Ale nie w ten sposób co umięśnieni modele z reklamy biskolaty :)
Reklama ciepła jak turecki chlebek, ale już bardzo popularna. Po pierwsze: idealnie podrabia tureckie programy na żywo (wymuskana pani prowadząca, przedzielony na pół ekran, podpisy na dole ekranu z cytatami wypowiedzi, publiczność). Po drugie: popularna postać Selima, znanego aktora komediowego, który jest twarzą sieci komórkowej Vodafone. Po trzecie: skoki na kanapie nie dość, że same w sobie powodują histeryczny śmiech u Turków, to jeszcze dokładnie kopiują te wykonywane przez prawdziwego tzw. "Latającego człowieka", który faktycznie występował w programie na żywo. Może w ramach serii "ciekawi ludzie" (u nas w Polsce pojawiłby się pewnie u Manna i Materny).
Prawdziwy "Latający człowiek" ("Uçan adam") ponoć nie dostał ani grosza za swoje skakanie po kanapach w "showach" na żywo. Dzięki tej reklamie być może, jak podpowiadali wczoraj prowadzący jednego z programów informacyjnych, wytoczy sprawę sądową twórcom spota. Może wtedy zarobiłby pieniądze :)
Tyle z telewizji tureckiej, niekończącego się źródła inspiracji... Pora na kawę. A wieczorem... może jakiś toast za Egipt? (i za to, że dzięki temu, że zaczęto przywoływać system polityczny w Turcji jako wzór dla krajów arabskich, coś się jakby w podejściu Europy do Turcji zmieniło/czy może zmienić...hm?)
Niniejszym wysyłam je wszystkim Czytelnikom.
Nostalgia plażowego chłopca.
Pierwsze turystki jak przebiśniegi wyskakują w niespodziewanych miejscach.
Pan z okienka.
Piknik na miejskiej plaży.
Popołudniowe wygrzewanie się na portowych kamieniach.
Rybacki klasyk.
Psi klasyk - sjesta w promieniach zimowego słońca.
Woda z daleka nawet widać, że zimna.
Rybak wraca na herbatę do portu.
Z cyklu: kolekcja nazw łódek. Tutaj "Podrywacz" a kawałek dalej widziałam też "Maço".
Turcy przy pracy.
Wracając do domu rzucamy okiem z góry.
Co by nie było tak tylko klasycznie i nostalgicznie będzie jeszcze reklama na deser, która z założenia ma przyspieszyć Wasze krążenie krwi. Ale nie w ten sposób co umięśnieni modele z reklamy biskolaty :)
Reklama ciepła jak turecki chlebek, ale już bardzo popularna. Po pierwsze: idealnie podrabia tureckie programy na żywo (wymuskana pani prowadząca, przedzielony na pół ekran, podpisy na dole ekranu z cytatami wypowiedzi, publiczność). Po drugie: popularna postać Selima, znanego aktora komediowego, który jest twarzą sieci komórkowej Vodafone. Po trzecie: skoki na kanapie nie dość, że same w sobie powodują histeryczny śmiech u Turków, to jeszcze dokładnie kopiują te wykonywane przez prawdziwego tzw. "Latającego człowieka", który faktycznie występował w programie na żywo. Może w ramach serii "ciekawi ludzie" (u nas w Polsce pojawiłby się pewnie u Manna i Materny).
Prawdziwy "Latający człowiek" ("Uçan adam") ponoć nie dostał ani grosza za swoje skakanie po kanapach w "showach" na żywo. Dzięki tej reklamie być może, jak podpowiadali wczoraj prowadzący jednego z programów informacyjnych, wytoczy sprawę sądową twórcom spota. Może wtedy zarobiłby pieniądze :)
Tyle z telewizji tureckiej, niekończącego się źródła inspiracji... Pora na kawę. A wieczorem... może jakiś toast za Egipt? (i za to, że dzięki temu, że zaczęto przywoływać system polityczny w Turcji jako wzór dla krajów arabskich, coś się jakby w podejściu Europy do Turcji zmieniło/czy może zmienić...hm?)
niedziela, 6 lutego 2011
PRZYGOTOWANIA
Zima w pełni, nie tylko w Polsce. Także tutaj, w południowej Turcji ostatnie dwa tygodnie to temperatura sięgająca nawet 4 stopni na plusie! Nie mówiąc już o innych rejonach kraju, gdzie śniegu i mrozu wbród (wystarczy spojrzeć w kierunku wschodnim, niekiedy w nocy dochodziło tam do minus 20 stopni, to tak odnośnie stereotypu Turcji jako kraju ciepłego :))
Tu w Alanyi kiedy w ciągu dnia temperatura czasami osiąga 20 stopni w słońcu, a powietrze pachnie wiosną, zaraz po zapadnięciu zmroku spada dość mocno i robi się przenikliwie zimno. Trudno się dziwić, że przy takiej pogodzie, nawet w najcieplejszych miejscach kraju, zdarza się zachorować... na grypę! I jeśli spytacie, co Skylar robiła w ostatnim tygodniu, to odpowiedź będzie prosta i mało ekscytująca: siedziała grzecznie w domu, nie mając siły na cokolwiek, fundowała sobie napary do nosa i gardła, rozpuszczała lekarstwa i popijała ciepłe herbatki. Jednym słowem: szaleństwo.
Na szczęście dzisiaj zaczęłam już dochodzić do siebie, czego objawem było nagłe rzucenie się za zarośnięte brudem mieszkanie. Co prawda po wypolerowaniu całości padłam znów zmęczona, ale znając rozmiary tureckich mieszkań trudno się dziwić :)
Żeby notka nie pozostała całkowicie bez sensu, postanowiłam ją ubarwić dwiema sprawami. Pierwsza to lektura do poczytania dla "tureckich manyaków"... i nie tylko. Przemyski Przegląd Kulturalny cały swój ostatni numer poświęcił Turcji. Świetne zdjęcia, dużo do czytania, m.in. mój tekst o zjawisku "Oka proroka" a także wywiad ze mną jako Polką żyjącą w Turcji (a po nim ciekawy wywiad z Turczynką żyjącą w Polsce). Polecam! Żeby poczytać kliknijcie tutaj.
Druga sprawa to tylko taka zajawka, informacja dotycząca nowego sezonu. Być może niektórzy pamiętają, kiedy pisałam latem, że planuje porzucić pracę rezydenta. Tym razem mówiłam serio i... niniejszym nastąpiło. Nie oznacza to końca przygody z Turcją czy turystyką, wręcz przeciwnie. Sama rezydentura to świetna praca, którą bardzo lubiłam, ale jednak przez te sześć sezonów w dwóch krajach (Turcja i Maroko) i w różnych biurach zdążyłam się nieco... wypalić. Zawód rezydenta nie jest zbyt pozytywnie postrzegany, a raczej niedoceniany - dla pasjonatów tej pracy nie jest to zbyt komfortowa sytuacja. Dlatego postanowiłam zaryzykować i rozpocząć zupełnie nowy etap w swojej "turystycznej karierze"... Pracę na własny rachunek. Czeka mnie (nie pierwszy już raz) zakładanie własnej działalności gospodarczej i duża niezależność, na czym najbardziej mi zależało. Może też uda się pracować przez cały rok, a nie tylko latem? W planie mam kilka przedsięwzięć, którymi będę na pewno "chwalić się" na blogu. Pierwszym z nich i najważniejszym jest współpraca z Turkami, a przede wszystkim z Szanownym Królem Pomarańczy - efekt tej współpracy w postaci internetowego (i nie tylko) biura podróży wkrótce pojawi się w sieci o czym niezwłocznie Czytelników powiadomię :)
A więc... ciąg dalszy nastąpi. Trzymajcie kciuki.
Dokonawszy tej niesłychanej autopromocji Skylar oddaliła się w kierunku kuchni, nastąpiła bowiem pora na pichcenie.
Tu w Alanyi kiedy w ciągu dnia temperatura czasami osiąga 20 stopni w słońcu, a powietrze pachnie wiosną, zaraz po zapadnięciu zmroku spada dość mocno i robi się przenikliwie zimno. Trudno się dziwić, że przy takiej pogodzie, nawet w najcieplejszych miejscach kraju, zdarza się zachorować... na grypę! I jeśli spytacie, co Skylar robiła w ostatnim tygodniu, to odpowiedź będzie prosta i mało ekscytująca: siedziała grzecznie w domu, nie mając siły na cokolwiek, fundowała sobie napary do nosa i gardła, rozpuszczała lekarstwa i popijała ciepłe herbatki. Jednym słowem: szaleństwo.
Na szczęście dzisiaj zaczęłam już dochodzić do siebie, czego objawem było nagłe rzucenie się za zarośnięte brudem mieszkanie. Co prawda po wypolerowaniu całości padłam znów zmęczona, ale znając rozmiary tureckich mieszkań trudno się dziwić :)
Żeby notka nie pozostała całkowicie bez sensu, postanowiłam ją ubarwić dwiema sprawami. Pierwsza to lektura do poczytania dla "tureckich manyaków"... i nie tylko. Przemyski Przegląd Kulturalny cały swój ostatni numer poświęcił Turcji. Świetne zdjęcia, dużo do czytania, m.in. mój tekst o zjawisku "Oka proroka" a także wywiad ze mną jako Polką żyjącą w Turcji (a po nim ciekawy wywiad z Turczynką żyjącą w Polsce). Polecam! Żeby poczytać kliknijcie tutaj.
Druga sprawa to tylko taka zajawka, informacja dotycząca nowego sezonu. Być może niektórzy pamiętają, kiedy pisałam latem, że planuje porzucić pracę rezydenta. Tym razem mówiłam serio i... niniejszym nastąpiło. Nie oznacza to końca przygody z Turcją czy turystyką, wręcz przeciwnie. Sama rezydentura to świetna praca, którą bardzo lubiłam, ale jednak przez te sześć sezonów w dwóch krajach (Turcja i Maroko) i w różnych biurach zdążyłam się nieco... wypalić. Zawód rezydenta nie jest zbyt pozytywnie postrzegany, a raczej niedoceniany - dla pasjonatów tej pracy nie jest to zbyt komfortowa sytuacja. Dlatego postanowiłam zaryzykować i rozpocząć zupełnie nowy etap w swojej "turystycznej karierze"... Pracę na własny rachunek. Czeka mnie (nie pierwszy już raz) zakładanie własnej działalności gospodarczej i duża niezależność, na czym najbardziej mi zależało. Może też uda się pracować przez cały rok, a nie tylko latem? W planie mam kilka przedsięwzięć, którymi będę na pewno "chwalić się" na blogu. Pierwszym z nich i najważniejszym jest współpraca z Turkami, a przede wszystkim z Szanownym Królem Pomarańczy - efekt tej współpracy w postaci internetowego (i nie tylko) biura podróży wkrótce pojawi się w sieci o czym niezwłocznie Czytelników powiadomię :)
A więc... ciąg dalszy nastąpi. Trzymajcie kciuki.
Dokonawszy tej niesłychanej autopromocji Skylar oddaliła się w kierunku kuchni, nastąpiła bowiem pora na pichcenie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)