Podobnych zup znajdziecie w archiwum bloga co najmniej kilka. Różnią je w zasadzie tylko szczegóły. Czasem podawane na talerzu z włoszczyzną, czasem bez niej; raz w wersji wegetariańskiej, innym razem z delikatnym, białym mięsem. Raz z dodatkiem drobnej kosteczki ziemniaczanej, ryżem albo makaronem. Bardzo często okraszone porządną porcją domowego pesto – na wzór słynnej „soupe au pistou”.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cukinia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cukinia. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 27 czerwca 2017
Najpiękniejsze zupy powstają u progu lata :)
Podobnych zup znajdziecie w archiwum bloga co najmniej kilka. Różnią je w zasadzie tylko szczegóły. Czasem podawane na talerzu z włoszczyzną, czasem bez niej; raz w wersji wegetariańskiej, innym razem z delikatnym, białym mięsem. Raz z dodatkiem drobnej kosteczki ziemniaczanej, ryżem albo makaronem. Bardzo często okraszone porządną porcją domowego pesto – na wzór słynnej „soupe au pistou”.
czwartek, 8 września 2016
Malujemy witraże. Makaronowe. :)
Makaron wyrabiany ręcznie, domowym sposobem towarzyszy mi od dzieciństwa, a ponieważ jestem sentymentalna, to powiem, że najlepszy wychodzi spod rąk mojej mamy. Do rosołu tnie na cieniutkie niteczki, w fasolowej fajnie sprawdzają się szerokie, dość mięsiste wstążki. Do innych przeznaczeń – jak popadnie albo jak w duszy zagra. :) Makaron mamy jest inny od mojego, trochę jaśniejszy, bardziej miękki. Domyślam się, że jego skład kryje swoje tajemnice. Ugotowany świetnie się przechowuje i nawet po kilku dniach spędzonych w lodówce, wciąż jest tak samo smaczny jak ten od razu po ugotowaniu.
piątek, 28 sierpnia 2015
Cukinia, jeżyny i oscypek - sałata jak marzenie
Zwykle mam problem z nazewnictwem tego typu przekąsek. Swoim domownikom oznajmiam, że robi się „sałata”, z tym że tak naprawdę sałaty nie ma tutaj ani jednego listka. Zastanawiałam się przez chwilę nad „sałatką”, ale szczerze mówiąc, sałatki kojarzą mi się z siekanką wszelaką – czyli naciapane drobnicy i wymieszane. :)
Nie żebym od czasu do czasu nie jadała sałatek... Ale jeśli mam wybór, to wolę jednak sałaty. Te kojarzą mi się z czymś świeżym, często surowym i pięknie wyglądającym na talerzu. :)
poniedziałek, 20 lipca 2015
Gnocchi z ricotty, z cukinią, kwiatami i miętą.
Te kluseczki smakują jak marzenie. Są delikatne, mięciutkie i wprost rozpływają się w ustach. Pachną miętą i skórką cytrynową. Można jeść bez końca i szczerze mówiąc radziłabym robić z podwójnej porcji, bo pojedynczą (jak u mnie) i owszem, jedna osoba naje się chyba do syta (zależy jeszcze jaka osoba ;-)), ale już dwie będą czuły niedosyt. :)
niedziela, 28 września 2014
Lista awaryjna
Mam taką swoją prywatną listę awaryjnych potraw. Nie jest ani szczególnie długa, ani nad wyraz urozmaicona. W życie wcielam wtedy, gdy mam totalną pustkę w głowie, tudzież ilość czasu spędzonego w kuchni muszę (czasem chcę) skrócić do minimum.
Wspólny mianownik, jak łatwo się domyśleć, opiera się na prostocie i ekspresowym wykonaniu.
W większości przypadków lista obejmuje po prostu makarony na różne sposoby. Pewnie dlatego, że zwyczajnie mają u nas duże branie. Ale od czasu do czasu wyciągam z niej też inne, równie proste perełki. Takie jak ta.
Przygotowuję ją w woku, ale i bez niego można sobie poradzić. Wystarczy głębsza patelnia. Koniecznie zawczasu przygotujcie wszystkie składniki, tak aby mieć je pod ręką. Wtedy idzie jeszcze szybciej. :)
środa, 17 września 2014
Ukwiecona pizza
Dzisiaj niewiele mam do powiedzenia. Głównie dlatego, że goni mnie praca, a gdy intensywnie pracuję, to mało gadam. :)
Dlatego nie wdając się w rozwlekłe historie, zostawiam Wam garść fotek i pomysł na pizzę, którą kilka dni temu przygotowałam.
Głównym jej składnikiem jest cukinia – zarówno jej owoc, jak i kwiaty. Boczek spokojnie można pominąć, chyba, że tak jak ja lubicie jego smak. :)
Polecam i zmykam! :)
Przepis poniżej.
Przepis poniżej.
piątek, 23 maja 2014
Małe przyjemności. Sałatka na zielono.
Żar, który w ostatnich dniach wylał się z nieba, sprawił, że w kuchni spędzam nieco mniej czasu. I wcale nie narzekam, kucharzenie mam przez cały rok, a na upragnione gorąco cały rok czekam! W odróżnieniu od większości moich znajomych, wolę trzydziestostopniowe upały, niż trzystopniowe mrozy. :)
Weekend zamierzam spędzić lajtowo i jak najwięcej poza domem. Koniecznie w ruchu, bo po ostatnich rodzinnych, sutych uroczystościach czuję się z lekka zasiedziała. :D
Jeść mogę nawet w biegu. O choćby taką sałatkę, jak na dołączonych zdjęciach. Garść szparagów, trochę cukinii, świeża bazylia, orzeszki piniowe i pyszny dressing. :)
Wy też sobie taką sprawcie! :)
Acha! i trzymamy kciuki, żeby załamania pogody nie było!


niedziela, 15 lipca 2012
Arancini
Nie są może szczególnie trudne do
wykonania, ale potrzeba trochę czasu i pewnej wprawy. O ile tego
pierwszego udaje mi się uszczknąć, o tyle z tym drugim –
zdecydowanie gorzej. :)
Arancini to ryżowe kulki, nadziewane
na wiele sposobów i smażone w tłuszczu.
Ich ojczyzną podobno jest Sycylia. A
ja dla odmiany jadłam je w Rzymie.
Podejrzewam, że traktowane są nieco
po macoszemu, bo nie natrafiłam na nie w żadnej z restauracji, za
to i owszem, można było je spotkać w lokalach specjalizujących
się sprzedażą „przegryzek na wynos”.
Idealnie kuliste, chrupiące na
zewnątrz, mięciutkie wewnątrz i wypełnione pysznym farszem. Taki
jest ideał. :)
Niestety! Moim z wyglądu do ideału
bardzo daleko. Rzekłabym, że prezentują się marnie jak kotlety mielone.
:D
Dlatego proponuję przeczytać listę
składników, następnie zamknąć oczy (żeby fotoprezentacja
zbytnio nie drażniła) i wyobrazić sobie jak arancini mogą miło
smakować... :)
Do przygotowania ich specjalnie
przyrządziłam risotto (ale z powodzeniem można wykorzystać jego
nadwyżki, jeśli pozostały nam po obiedzie). A do nadzienia
wykorzystałam młodą cukinię, wraz z kwiatami i mozzarellę.
Arancini z młodą cukinią i
mozzarellą
Risotto:
1 cebulka
1,5 szkl. ryżu (canaroli lub arborio)
2-3 łyżki oliwy do smażenia
ok. 100 -150ml białego, wytrawnego
wina
ok. 30g suszonych pomidorów
ok. 750ml bardzo gorącego bulionu
ok. ½ szkl. świeżo utartego
parmezanu
pieprz do smaku
Oraz:
ok. 150g malutkich cukinii (u mnie wraz
z kwiatami)
1 kulka mozzarelli
garść orzeszków piniowych
1 jajko - rozkłócone
ok. 1 szkl. bułki tartej
olej do głębokiego smażenia
Przygotować risotto:
Jeśli korzystamy z suszonych pomidorów
z zalewy oliwnej wystarczy pokroić je w cienkie paseczki. Jeśli
pomidory są ususzone i widać na nich ziarenka soli – wpierw zalać
je wrzątkiem i pozostawić do namoczenia na ok. 5 min. Potem
odcedzić i drobniutko pokroić.
Cukinię (i kwiaty) pokroić w
drobniutką kostkę. Mozzarellę również rozdrobnić. Orzeszki
piniowe podprażyć na suchej patelni.
W głębokiej patelni rozgrzać olej, wrzucić cebulkę – smażyć do lekkiego zeszklenia. Wrzucić ryż - chwilę przesmażyć. Zalać białym winem – dusić, aż do wyparowania płynu. Wlać chochelkę wrzącego bulionu (garnuszek z bulionem najlepiej trzymać na maleńkim ogniu, tak by bulion cały czas był bardzo gorący). Gotować, często mieszając, aż do wyparowania płynu. Wrzucić pokrojone suszone pomidory. Bulion dolewać partiami (po 1 chochelce) do momentu, aż ziarna zupełnie zmiękną. Odparować cały nadmiar płynu. Doprawić do smaku pieprzem. Zdjąć z ognia i wsypać parmezan – wszystko dokładnie wymieszać (ryż powinien być raczej kleisty).
W głębokiej patelni rozgrzać olej, wrzucić cebulkę – smażyć do lekkiego zeszklenia. Wrzucić ryż - chwilę przesmażyć. Zalać białym winem – dusić, aż do wyparowania płynu. Wlać chochelkę wrzącego bulionu (garnuszek z bulionem najlepiej trzymać na maleńkim ogniu, tak by bulion cały czas był bardzo gorący). Gotować, często mieszając, aż do wyparowania płynu. Wrzucić pokrojone suszone pomidory. Bulion dolewać partiami (po 1 chochelce) do momentu, aż ziarna zupełnie zmiękną. Odparować cały nadmiar płynu. Doprawić do smaku pieprzem. Zdjąć z ognia i wsypać parmezan – wszystko dokładnie wymieszać (ryż powinien być raczej kleisty).
Następnie:
Całość lekko przestudzić. Wmieszać
rozkłócone jajko.
Nakładać na dłoń czubatą łyżkę
ryżu – do środka kłaść niewielkie ilości cukinii, mozzarelli
i pinioli. Na wierzch nakładać drugą łyżkę ryżu i formować
dłońmi kulę.
Kulki panierować w jajku i w bułce
tartej (należy robić to bardzo delikatnie, bo kulki łatwo się
rozpadają).
Olej rozgrzać w garnku lub wysokiej
patelni. Kulki smażyć w głębokim tłuszczu, aż do uzyskania
złocistego koloru.
Gotowe odłożyć na chwilkę na
papierowe ręczniki, w celu odsączenia z tłuszczu.
Smacznego!
czwartek, 28 czerwca 2012
Soupe au pistou
Padło hasło: makaron z pesto. :)
A nie! Nie będzie tym razem makaronu (przynajmniej w roli głównej),
choć zasadniczo nie miałabym nic przeciwko. Bo, jak już wiecie,
kocham kluchy.
Wierzycie w koloroterapię? Ja tak i
dlatego zamierzam moje obecne różne smutki i smuteczki zagłuszyć
na zielono.
Jako, że zieleniny na targu obecnie
obficie – korzystam pełnymi garściami.
Słynną francuską „soupe au pistou”
najlepiej przygotować właśnie teraz, gdy świeżutki bób, groszek
i fasolka szparagowa same pchają się do koszyka. Z mrożonek to już
nie to samo...
Zupa jest lekka, pachnąca i co tu dużo
mówić... dzięki dodatkowi świeżo przygotowanego pesto – po
prostu niesamowita w smaku.
Dzielenie się nią – przynajmniej
dla mnie - stanowi problem... Najchętniej zjadłabym sama cały
garnek. :)
Wam również ją polecam!
Pamiętajcie jednak, by zbyt długo nie
gotować warzyw. Urok tej zupy polega również na tym, by warzywa
były jędrne i chrupiące. Zdecydowanie nie rozgotowane! :)
Soupe au pistou – zupa z pesto
(na 3-4 niezbyt duże miseczki)
1 szkl. wyłuskanego bobu
1 szkl. wyłuskanego zielonego groszku
1 mała cukinia
duża garść zielonej fasolki
szparagowej
1 duży ząbek czosnku
2-3 łyżki oliwy / oleju do smażenia
ok. ¾ szkl. drobnego makaronu
ok. 750 ml gorącego bulionu
Na pesto:
ok. 2 duże garści świeżych liści
bazylii (łodyżki też można wykorzystać)
ok. 2 łyżki oliwy z oliwek extra
vergine
2 ząbki czosnku
kawałek sera pecorino lub parmezanu
(ok. 30-50g)
2 łyżki orzeszków piniowych
pieprz do smaku
Orzeszki piniowe delikatnie uprażyć
na suchej patelni. Ser utrzeć. Czosnek obrać z łupinek.
Wszystkie składniki pesto włożyć do
misy malaksera i zmiksować (można też utrzeć ręcznie w
moździeżu, ale jest to bardziej pracochłonna metoda).
W osobnym garnku ugotować makaron al
dente. Odcedzić
Cukinię pokroić w kostkę. Czosnek
drobno utrzeć, lub przecisnąć przez praskę. Zieloną fasolkę
opłukać, pokroić na kawałki ok. 3cm długości (odcinając
ogonki).
Na rozgrzaną w garnku oliwę wrzucić
cukinię i na niewielkim ogniu delikatnie ją zeszklić. Dodać
utarty czosnek i króciutko podsmażyć. Wlać gorący bulion –
zagotować. Do wrzącego bulion wrzucić bób i zieloną fasolkę –
i od ponownego zawrzenia płynu - gotować ok. 5 min. Dodać
wyłuskany zielony groszek i gotować ok. 1 min. Na koniec doprawić
do smaku pieprzem i dodać ugotowany wcześniej makaron.
Podawać gorące. Pesto nakładać po
1-2 łyżeczce bezpośrednio do talerza i dopiero w talerzu wymieszać
z zupą.
Smacznego!
wtorek, 30 sierpnia 2011
Łosoś z kutra i kilka słów o oliwnej przesyłce
Wspominałam w ostatnim wpisie, że w ramach weekendowego odpoczynku udam się na dłuuugi spacer, by przegonić różne takie pracowe stresy. I pewnie właśnie tak by się skończyło, gdyby nie fakt, że pogoda cudownie dopisała i spontanicznie wyjechaliśmy za miasto. Wcale nie daleko. Nad Wisłę, blisko ujścia rzeki do morza. W sympatycznych okolicznościach przyrody rodzinnie rozłożyliśmy się z grillem, a gromadka dzieci chlapała się w dmuchanym baseniku (notabene, woda w Wiśle ma tak paskudny, bury kolor, że strach stopę weń włożyć; dzieci dostąpiły zatem zaszczytu pluskania się w wodzie mineralnej :D).
Skutkiem poniekąd ubocznym naszego nadwiślańskiego wypadu stal się zakup świeżutkiej ryby. Świeższej już się nie da, bo prosto z łodzi, którą rybacy właśnie co wracali z połowu. Ledwo dobili do brzegu, a męska część naszego grona już wybierała co piękniejszą sztukę łososia bałtyckiego. 4-kilogramowy okaz przyjechał z nami do domu. Mnóstwo pysznego rybiego mięsa! Ale uczta!

Jakiś czas temu otrzymałam bardzo sympatyczną przesyłkę od Monini. Spodziewałam się w niej oliwy z oliwek – sztandarowego (jak sądziłam) produktu firmy. Tymczasem spotkała mnie niespodzianka, bo oprócz znanych mi już oliw extra vergine (klasycznej i smakowej), z kartonu wyjęłam ocet balsamiczny, olej ryżowy i... coś jeszcze...
Z wszystkich produktów chętnie korzystam w kuchni i nie boję się ich polecić. Olej ryżowy używałam po raz pierwszy i od razu go polubiłam za jego subtelny smak. Dodatkowy atut: nadaje się zarówno do spożycia na zimno, jak i do smażenia czy pieczenia. Zwłaszcza to ostatnie wykorzystuję nader chętnie.
W kwestii wspomnianego wyżej „czegoś”, powiem tylko tyle, że moje dłonie pokochały go od pierwszego razu. :) Mówię o największej niespodziance, jaką sprawiła mi Monini – krem z wyciągiem oliwy z oliwek. Jest wspaniały!
Wracając z powrotem do łososia. Kawałek po prostu upiekłam. Porcje ryby skropione olejem ryżowym, doprawione tymiankiem - zawinęłam wraz z pomidorami i cukinią w papier do pieczenia. Pomidory puściły podczas pieczenia sporo soku, dzięki czemu ryba wyszła bardzo aromatyczna i soczysta. Pyszny obiad mieliśmy! Co by nie powiedzieć - świeża ryba „od rybaka” smakuje o niebo lepiej, niż ta sklepowa o niewiadomym czasie „leżakowania” w lodówce...
Pozostała część łososia została potraktowana grubą warstwą morskiej soli. Za 2-3 dni opłuczę ją, a skruszone mięso pokroję w cieniutkie plasterki i zaleję olejem (zapewne właśnie ryżowym, nadaje się do tego idealnie). To przysmak mojego męża. Ja osobiście jednak wolę rybę nieco mniej surową. :)
Łosoś w papilotach z pomidorami i cukinią
(2 porcje)
2 porcje łososia (mogą być dzwonki lub tuszki)
1 średnia cukinia lub 2 małe
1-2 pomidory żółte (u mnie odmiana lima)
1-2 pomidory czerwone (u mnie odmiana lima)
kilka gałązek świeżego tymianku
ok. 2 łyżeczki delikatnego w smaku oleju roślinnego do pieczenia (użyłam olej ryżowy Monini)
sól gruboziarnista (u mnie Maldon)
pieprz
opcjonalnie 1- 2 łyżeczki oliwy z oliwek (użyłam oliwę extra vergine „garlic &chili” Monini)
1 cytryna
Piekarnik nagrzać do temp. 180st.C (grzałki góra - dół). Przygotować 2 duże arkusze papieru do pieczenia.
Łososia umyć, osuszyć i delikatnie posolić. Warzywa umyć i osuszyć. Pomidory pokroić w ćwiartki (wyciąć stwardniałe fragmenty gniazda nasiennego). Cukinię pokroić w plasterki.
Na środek każdego arkusza układać warstwami: plasterki cukinii – porcję łososia – plasterki cukinii – ćwiartki kolorowych pomidorów. Z wierzchu ponownie delikatnie posolić, popieprzyć, ułożyć gałązki tymianku i skropić olejem roślinnym, nadającym się do pieczenia. Boki papieru poskładać do środka, w taki sposób, by powstały zamknięte paczuszki (papiloty).
Włożyć do nagrzanego piekarnika i piec ok. 20 min. Po tym czasie można papiloty otworzyć i przez kolejnych ok. 5 min. podpiekać (na ten czas włączyłam funkcję górnego opiekacza).
Wyjąć z piekarnika. Bezpośrednio przed podaniem skropić oliwą extra virgine i sokiem z cytryny.
Smacznego!
niedziela, 3 kwietnia 2011
Tondo di Piacenza
Zupełnym przypadkiem trafiłam w sklepie na okrągłe cukinie. U nas nie są one tak popularne jak te podłużne. A wielka szkoda, bo poza tym, że po prostu uroczo się prezentują – są idealne do faszerowania. Nie miałam żadnych dylematów typu" "brać czy nie brać?”... Oczywiście, że brać! Kto wie, kiedy znów taka okazja się nadarzy...
Wujek Google podpowiedział mi, że to wczesnowiosenna odmiana cukinii, zwanej Tondo di Piacenza. Brzmi bardzo włosko, prawda? :) Prawdę mówiąc, podczas mojej niedawnej wizyty w tym kraju – z ogromną zazdrością spoglądałam na stragany, na których grzecznie leżały sobie dokładnie takie same, pękate, zielone owoce. Nie powiem ile kosztowało mnie wysiłku, by zdusić w sobie przemożną chęć spakowania kilku sztuk do bagażu. Na szczęście (choć nie wiem, czy raczej jednak nie nieszczęście) straszakiem były niemałe opłaty za nadbagaż. :D
Farsz przygotowałam dość prosty, na bazie: kuskusu, ziół, odrobiny tuńczyka i suszonych pomidorów (
A całość..., no cóż,... delicious... :)
Cukinie faszerowane kuskusem

¼ szkl. kuskusu (suchego, przed zalaniem wrzątkiem)
½ świeżej papryki (u mnie czerwona)
tuńczyk w sosie własnym (op. 80g)
duża garść natki pietruszki
garść świeżych liści bazylii
kilka kaparów
3-4 szt. suszonych pomidorów z zalewy oliwnej
sól, pieprz
sok z cytryny (ilość do smaku)
1-2 łyżki oliwy extra vergine (u mnie aromatyczna oliwa, którą zalewałam suszone pomidory)
Kuskus przyrządzić na sypko wg instrukcji na opakowaniu.
Tuńczyka odsączyć. Paprykę i suszone pomidory pokroić w drobną kosteczkę. Natkę pietruszki posiekać. Listki bazylii porwać (lub pokroić). Wszystkie składniki włożyć do miski i dokładnie wymieszać. Doprawić do smaku solą, pieprzem i sokiem z cytryny. Na koniec wmieszać oliwę.
Cukinie umyć i osuszyć. Od strony z łodyżką odciąć „wieczko” (nie wyrzucać). Wydrążyć otwór w cukinii (używałam do tego specjalnej łyżki, służącej do wycinania kulek z owoców), pozostawiając jednak przy ściankach odrobinę miąższu (ok. 5-6 mm) i uważając by nie uszkodzić skórki. *
Faszerować przygotowanym farszem. Dno żaroodpornego naczynia lekko zwilżyć oliwą i poustawiać cukinie. Zapiekać ok. 30 min. W piekarniku nagrzanym do temp. 180 st.C.
Podawać ciepłe.
Smacznego!
* miąższ z cukinii można wykorzystać i pokrojony dodać do farszu. Ja jednak z tego zrezygnowałam, bo ten z moich cukinii miał zbyt dużo pestek.
sobota, 4 września 2010
Jak Jędruś leczo gotował...
Jędruś (nomen omen ten sam, co z dziewczynami lubi pląsać w porzeczkowych krzakach) miał dylemat. Dylemat nie byle jaki, bo natury kulinarnej... Jędruś wszedł w posiadanie gigantycznych cukinii, prosto z ogródka mamy i zupełnie nie wiedział co począć z cukiniowym nadmiarem szczęścia. Nie mogłam zostawić Jędrusia w potrzebie. Pomoc była niezbędna.
- Jędruś, a masz pomidory? A kiełbaskę? A paprykę Jędruś masz?
Jędruś miał. Miał wszystko. A nawet więcej. Cebulkę Jędruś też miał.
- Jędruś ugotuj leczo. Ja ci mówię Jędruś, leczo będzie w sam raz dla ciebie.
Jędruś ugotował. Dał wszystko co miał. Czosnek i cebulkę też.
Czy dobre było...? Nie wiem, Jędruś nie zaprosił na obiad. :D
Więc ugotowałam swoje leczo. Takie jak zawsze. Ulubione.
Leczo
(na spore 4-5 porcje)
1 dużą cebula
2 średnie cukinie (ok. 20cm długości), lub 4 malutkie
2 papryki (najlepiej kolorowe: czerwoną i żółtą)
ok. 3 łyżki oliwy (tyle, by delikatnie przykryć dno garnka)
sól, pieprz do smaku
1 łyżeczkę suszonego oregano
szczyptę suszonego tymianku (ok. ¼ łyżeczki)
½ łyżeczki słodkiej papryki w proszku *
1 łyżeczkę słodkiej papryki wędzonej *
szczypta mielonej papryczki chili (do smaku)
1 litr passaty pomidorowej (albo domowego przecieru pomidorowego, a w sezonie ok. 1,5 kg świeżych pomidorów)
ok. 300 – 400g ulubionej wędliny (kiełbaski, parówki, boczek, etc.)
* ponieważ wędzona papryka nie wszędzie jest dostępna – można ją pominąć, a w zamian dodać dodatkową łyżeczkę papryki zwykłej
Cebulę obrać i posiekać drobno. Cukinię pokroić w kostkę (nie większą niż 1x1cm). Paprykę pozbawić gniazd nasiennych, wyciąć białe części i pokroić w paseczki lub kostkę.
W większym garnku rozgrzać oliwę. Wrzucić poszatkowaną cebulę i delikatnie ją zeszklić. Dołożyć cukinię i 1 łyżeczkę soli. Mieszając smażyć ok. 3 min. Dodać pokrojoną paprykę , oraz przyprawy: oregano i tymianek (rozetrzeć najpierw w dłoniach, by uwolnić aromat), paprykę w proszku i małą szczyptę papryczki chili. Wymieszać dokładnie i smażyć kolejne 3 min. Zalać wszystko pomidorową passatą (jeśli wybrane zostały świeże pomidory, to wcześniej zalać wrzątkiem, obrać ze skórek, powycinać twarde części w okolicach ogonka i pokroić w kostkę). Gotować przez 20 min. na średnim lub małym ogniu, mieszając co jakiś czas. W międzyczasie pokroić kiełbaski w plasterki i podsmażyć na patelni, na minimalnej ilości tłuszczu. Wrzucić wędlinę do garnka. Doprawić pieprzem, a w razie potrzeby jeszcze dodatkowo solą i chili (wszystko do smaku). Gotować kolejne 15 min.
Podawać na ciepło z bagietką, ciabattą, chlebem lub innym ulubionym pieczywem. Smacznego! :)
U mnie, od pewnego czasu, takim ulubionym pieczywem są smażone na patelni proziaki (placki na sodzie), które odkąd odkryłam na Waniliowym blogu Anny – przygotowuję każdorazowo do lecza. Są świetne do maczania w pomidorowym sosie. I bardzo dobre.
Proziaki
cytuję za Anną z bloga Waniliowo
1/2 kg mąki
1 łyżka soli
1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej
250 ml zsiadłego mleka albo maślanki
1 łyżka cukru
Mąkę wymieszałam z sodą, solą, cukrem, powoli wlewałam maślankę i wyrobiłam gładkie, niezbyt twarde ciasto. (Gdyby się lepiło, można dodać mąki). Ciasto kroiłam na kawałki i rozwałkowałam na niezbyt grube, owalne placki (15 cm długości). Kładłam je na średnio gorącą patelnię i smażyłam po kilka minut z każdej strony, uważając, by ich nie przypalić. Można delikatnie podlewać je olejem, jeśli patelnia zacznie dymić. Chyba można zrobić nieco grubsze placki, ale trzeba je odpowiednio dłużej smażyć, więc chyba bez dodatku tłuszczu się nie obejdzie. Można je oczywiście upiec w piekarniku.
sobota, 8 sierpnia 2009
Cukinia i miejska ogrodniczka. :)

Gdyby przyszło mi zrobić warzywny rachunek sumienia i zliczyć z dużą dokładnością ile czego zjadam w ciągu całego roku – to jestem pewna (nawet bez liczenia), że na pierwszym miejscu znalazłaby się cukinia. To bodaj jedyne warzywo, które kupuję całorocznie, nie bacząc na jej sezon. Na potrzeby własne, dawno temu utworzyłam swój własny manifest: „dzień bez cukinii – dniem straconym”. :) Oczywiście nie oznacza to wcale, że faktycznie codziennie ją jadam (to zubożałoby jednak nieco naszą dietę), niemniej na naszych talerzach pojawia się wyjątkowo często, pod wszelkimi możliwymi postaciami.
W tym roku zabrałam się za pseudo – ogrodniczy eksperyment... Pisałam już Wam kiedyś, że choć nie mam własnego ogrodu, ani nawet bodaj balkonu – to z powodzeniem hoduję za oknem w dużych skrzyniach zioła. Zapewne domyślacie się już, czego dotyczył eksperyment...? :) Tak, tak, wysiałam wiosną w tychże skrzyniach pestki cukinii, w sumie nie bardzo wierząc, że cokolwiek z nich wzejdzie. A tymczasem niespodziewanie z ziemi zaczęły przebijać się, jedna po drugiej małe roślinki. Wszystkie pestki wykiełkowały! Ha! Nie dość, że wykiełkowały – to w oczach rosły! :)

Niestety, o ile kwiaty cukinii nie skąpią mi swego piękna – to z owocami już znacznie gorzej... Owszem, na łodyżkach pojawiają się zawiązki maleńkich cukinii (z kwiatem), ale nie wiedzieć czemu po kilku dniach (za każdym razem ten sam schemat się powtarza), gdy osiągną wielkość ok. 3-4 cm długości – usychają. :( Niestety słaba ze mnie ogrodniczka, bo nie umiem zmienić tego stanu rzeczy.
No cóż, nie dane mi było popróbować własnych cukinii. Ale co tam... wysiewając pestki nie liczyłam nawet na tyle... :)
Wybaczcie mi nieco przydługi opis w iście ogrodniczym temacie. :) Jakoś nie mogłam się opanować, by z okazji cukiniowego przepisu – o tym nie wspomnieć. :D

Zanim jednak podam przepis – chciałam jeszcze małą prywatę poczynić i zachwalić pewną tartę, na kruchym cieście, którą zaproponowała na swym blogu Poleczka. :) Tarta tak pięknie i apetycznie się prezentowała, że czym prędzej skorzystałam z przepisu i też upiekłam, a co! :) Zjedliśmy ze smakiem, bo też i obiad był palce lizać! Co prawda dokonałam małych przeróbek (np. zrezygnowałam ze szpinaku, a ser, który proponowała Polka – z konieczności musiałam zamienić na bardziej swojski, żółty podwędzany) – to i tak całość prezentowała się i smakowała świetnie!
A! Dałam nieprzyzwoicie dużo koperku! :D
Polecam Wam tę tartę, bo warto! (jeśli lubicie takie smaki). :) Przepis na nią znajdziecie na blogu Around the kitchen table.
A tymczasem prezentuję swoją tartę cukiniowo – pomidorową. :)
Jest to prosta tarta na francuskim cieście, z sosem z mascarpone i świeżym majerankiem. A na tarcie cukinia i pyszne, letnie pomidory. Całość oprószona świeżo startym parmezanem, który po zapieczeniu tworzy przyjemną, chrupką skorupkę. :)

Tarta z cukinią, pomidorami i majerankiem
inspirowana przepisem z „Olive” nr 5/2009 (z moimi zmianami)
1 opakowanie ciasta francuskiego
Sos:
4 łyżki mascarpone
2 łyżki śmietanki kremówki 36% (lub 30%)
1 ząbek czosnku – przeciśnięty przez praskę
1 czubata łyżeczka świeżego majeranku drobno posiekana (jeśli suchy – to wystarczy spora szczypta)
2 łyżki świeżo utartego parmezanu
pieprz (ew. sól) - do smaku
Wszystkie składniki włożyć do miseczki i dokładnie wymieszać. Doprawić pieprzem (w razie konieczności dodatkowo solą) do smaku. Odstawić do lodówki na min. 1 godzinę.
Nadzienie:
2 średnie cukinie
3-4 pomidory (użyłam odmiany lima)
2 ząbki czosnku
1 łyżka oliwy
szczypta soli i pieprzu
2-3 łyżki świeżo utartego parmezanu
Rozgrzać piekarnik do temp. 180st.C. Przygotować blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
Cukinię pokroić na plastry grubości ok. 2mm, a czosnek na bardzo cieniutkie plasterki. Oba wrzucić do miski i skropić 2 łyżeczkami oliwy, oraz oprószyć solą i pieprzem. Wszystko dokładnie wymieszać, tak by oliwa pokryła każdy plasterek cukinii.
Pomidory umyć, osuszyć i pokroić na plasterki.
Płat francuskiego ciasta podzielić na 4 części (albo pozostawić w jednym dużym kawałku – wedle upodobania) i rozłożyć na przygotowanej blasze. Wzdłuż każdego boku ciasta narysować nożem mały rant w odległości ok. 0,5 – 1 cm od brzegów, uważając, by nie przeciąć ciasta na wylot.
Na każdą część ciasta wyłożyć ¼ przygotowanego sosu; rozsmarować równomiernie, nie wychodząc z sosem poza nacięty rant.
Wyłożyć rzędami „na zakładkę” cukinię i pomidory. Wstawić do piekarnika na ok. 15 min. Ciasto w tym czasie się „napuszy”. Wysunąć blachę z piekarnika, szybko oprószyć tartym parmezanem i jeszcze zapiekać ok. 10 min., aż parmezan się ładnie zezłoci.
Podawać gorące. Mile widziana świeża sałata z vinegretem.
Smacznego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)