Dziś dzień Dziecka. A co dzieci jedzą najchętniej? Sushi.
Przynajmniej moje dziecko młodsze. Dziecko starsze jest tak daleko, że mogłabym
najwyżej chleb upiec i po 6 godzinach tułania się po lotniskach dać jej do rąk
własnych.
Skoro mam pod ręką 50% mojego potomstwa, to zrobię to, co
lubi najbardziej.
Jakie to szczęście, że upodobania dziecięce ulegają zmianom.
Już traciliśmy nadzieję, że oprócz kurczaka z frytkami, dziecko przez całe
życie będzie odmawiać eksperymentów. Jedzenie pod każdą szerokością geograficzną
wyglądało tak samo. My chińszczyzna, dziecko frytki. My paella, dziecko frytki.
My carbonara, dziecko frytki. My krewetki, dziecko frytki. Rozpacz. Chociaż to
i tak było szczęście mieć choć jedno dziecko jedzące. Druga pociecha odmawiała
zazwyczaj jedzenia czegokolwiek.
Bycie rodzicem to ciężki kawałek roboty. Może ktoś
pomyślałby o ustanowieniu dnia Rodziców.
Kochani Rodzice niejadków. Nie martwcie się. Dzieci nie
umierają w naszym kraju z głodu. Czym żyją niektóre egzemplarze, nie wiem. Ale
na sto procent dają radę. Ja kiedyś przyłapałam moją latorośl, wyjadającą ziarenka
śwince morskiej.
Mijają lata i nagle zauważacie, że problemy z marudzeniem macie
za sobą. Siadacie do obiadu i okazuje się, że przy stole siedzi nowy, lepszy
młody człowiek. I nie grymasi , nie wybrzydza. Chyba, że zażyczy sobie sushi.
Dzisiaj nawet sama zakasuje rękawy i bierze się do roboty.
To nic, że jej udział polega na zjadaniu końcówek. Liczą się chęci. A po
drugie, to przecież jej święto. Niech je i wspomina czasy kiedy liczyły się
tylko frytki.
Ryżowe świnki
Ten rodzaj sushi nie wymaga wprawy ani specjalnych
umiejętności. Trzeba mieć ugotowany ryż do sushi, kilka plastrów wędzonego
łososia i folię do żywności. Bardziej ambitni mogą próbować pokroić cienkie
płatki z surowej ryby.
Folię rozkładamy na desce. Na folii kładziemy plaster
łososia. W rękach formujemy kulkę ryżową. Kładziemy ją na łososiu. Łapiemy za
folię i otulamy ryż rybką, ciasno ja zwijając za pomocą folii. Potem delikatnie
rozwijamy folię i kładziemy zgrabną okrągłą kuleczkę na talerzu. To samo robimy
z kolejną porcją.
Nazwaliśmy te kuleczki świnkami, bo na talerzu bardzo były
podobne do małych różowych prosiaczków. Fachowo nazywają się temari sushi.
Drugi rodzaj sushi jest podawany na ciepło.
Surowego łososia marynujemy w mirinie, sosie sojowym, winie
ryżowym i occie ryżowym. Wystarczy mu jakieś pół godzinki. Potem smażymy rybę
na oleju. Robimy to bardzo króciutko i najlepiej tylko z jednej strony.
Wyjmujemy łososia na papierowy ręcznik. Wylewamy olej i na patelni odparowujemy
marynatę, żeby zgęstniała. Na talerz sypiemy kiełki np. rzodkiewki, kładziemy łososia, polewamy marynatą i posypujemy czarnym sezamem.
I tak można by snuć suharniane opowieści jeszcze kilka
godzin.
MMŻ znacząco pokazuje mi zegarek. Za godzinę muszę być na
lotnisku. Chleb przecież obiecałam zawieźć starszemu dziecku. A ja zamiast
pakować walizkę, do opowieści się wzięłam.
Znikam więc i pojawię się w przyszłym tygodniu.
Życzę wszystkim smacznego i pięknego weekendu