Zgodnie z obraną drogą czyli plemennym eklaktyzmem z dżungli, własnie dzisiaj musiałam założyć swój cudowny naszyjnik Masajów wykonany w Kenii. Pokazywałam Wam go na Instagramie. Jestem w nim kompletnie zakochana i zamiast wskoczyć w zaspę z nagimi ramionami otoczona kłębami pary wodnej unoszącej się z mych MODNYCH UST, oraz z naturalnym błyszczykiem na ustach WYDOBYWAJĄCYM SIĘ Z MOJEGO NOSA, wlepiam Wam piątek bez krawata w stylu Ludzia Nikona.
Porcięta moje przeszły juz wiele / myslę, że można je porównać do dezerterów z operacji Pustynna Burza, bo na niejednej pustyni się czochrały. Butki obutki EBUG-i GRZMOTY dodają moim nędznym 161 centymetrom wzrostu i niepomiernie wywołują salwy śmiechu kiedy maszeruję na drugą stronę biurowca na obiad. Chodzi się w nich bowiem tak, że całą drogę muszę uważać aby się nie wGRZMOcić. Więc widowisko jest.
Część z tego co mam na sobie zabieram jutro do Soho na Fashion Weekend więc będzie dużo zabawy jak się wpierdaczę przed tłumem wylansowanych do niemożliwości blogerek, prasy
i innych tam Swagów z fuckami na czapkach. A muszę te Grzmoty założyć, żebym w ogóle coś zobaczyła z pokazów.
Zabieram ze sobą też pomoce naukowe, które pokaże w relacji. O ile upadając nie rozwalę Nikona.
Zara nawlepiam jeszcze cotygodniowo relancję Instagramowo, bo HAMZY w uszach są przezagjebiaszcze i jak kto chce to do końca kwietnia wysyłam je z Polski :))
To już że tak zalanszę
xoxo
Lea