Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą włamanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą włamanie. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 17 października 2011

Gdzie jest nasza taczka?

Straciliśmy rachubę, jeżeli chodzi o ilość tajemniczych zniknięć rozmaitych przedmiotów w naszym obejściu...

Wiemy już na pewno - żadnego zaczynania prac przed uzyskaniem wydolności finansowej, mogącej doprowadzić do sprawnego remontowania i zamieszkania bez odwlekania. Czasem myślimy nad przyczepą, w której czailibyśmy się na rzezimieszków...

P.s.Poza udaniem się taczki w nieznane wczoraj było zupełnie fantastyczne:)

Jedyna fotografia, jaką popełniliśmy, to nasz Potomek pożerający rząśnickie maliny.
Dość wampiryczna. Może następnym razem uchwycimy coś sielskiego, nadającego się do publikacji.

piątek, 17 czerwca 2011

środa, 2 marca 2011

Włamanie nr 7. Nieudane!

No tak, jak furtka jest na haczyk, to łatwiej płot rozwalić, niż się wysilić. Nie, żeby był jakiś stabilny. Ale był. Tak jakby, ale jednak. Dwustuletni dom z rozwalonym płotem nie wygląda optymistycznie...

Koza-przynęta zniknęła.Myśleliśmy, że może jeżeli podamy złom na tacy, to chociaż niechciane wizyty w obejściu się skończą. Nic z tego!

Ale próba wejścia złoczyńców przez drzwi do domu oraz przez drzwi do chlewu powiodła się połowicznie, a z chlewu do domu już się nie udało. A my poczuliśmy się połowicznymi zwycięzcami, no bo chodzi o to, żeby skończyły się te próby.

Panowie policjanci złapali poprzednich włamywaczy, ale widać obrodziło tej wiosny w koneserów cudzego złomu.

Cieszymy się, że chociaż z papierem od policji dla energetyki problemu nie będzie, bo nie rodowałoby nas nadmiernie pokrywanie kosztów szkody wyrządzonej przez tych niecnych rzezimieszków ( o ile kradzieże jeszcze jakoś umiemy sobie wytłumaczyć,o tyle idea bezmyślnej dewastacji jest nam obca*.)


I zadajemy sobie pytanie - ile razy dziennie mamy wpadać znienacka do numeru 8, żeby dali mu wszyscy święty spokój? Oraz drugie - nie mniej istotne - ile określeń bliskoznacznych do słowa "włamywacz" jesteśmy w stanie jeszcze wymyślić, nim zaczniemy się powtarzać?


*zabrzmiało, jakby idea dokonywania rabunków była nam bliska...

wtorek, 1 marca 2011

Rzeczy nieważne i ważniejsze.

Nieważne:
wizji nie było. Policjanci utknęli w Kopańcu.
Będzie w środę, bo dzisiaj ta część z nas, która włada samochodem, musi utknąć we Wrocławiu.


Ważne:
Korzystając z ciepłego (było na plusie), słonecznego dnia, poprzerzucaliśmy z kąta w kąt gałęzie, a kontynuując operację "rów" uznaliśmy (po raz nie wiadomo który), że przeprowadzenie się jak najbliżej numeru 8 było strzałem w dziesiątkę. Doceniliśmy też te (jak szacujemy) siedem miesięcy, które mają doprowadzić nas do otrzymania pozwolenia na budowę - akurat zdążymy posprzątać obejście ;) Czyli zrobić jeszcze dwa razy tyle, ile przez ostatni rok z doskoku. I tak nam zeszło do wieczora, który następuje nadal zbyt szybko.



Jedną nogą tkwimy jeszcze w niedzielnym splocie zdarzeń.
Oto jak wygląda nasze życie towarzyskie (poza pogaduszkami w sklepie, urzędzie lub na poczcie):
nasze lusterko, Ich światło stopu i pewien fantastyczny dom w Przecznicy.
(Uznaliśmy, że nie możemy tego nie odnotować.)