Deszcz czy słońce, jesteśmy na budowie codziennie. Skończyliśmy już wiercić, teraz czyścimy.
Podobno najlepsza do zbijania zaprawy z dachówek jest siekierka, po sprawdzeniu kilku opcji postawiliśmy na siekierkę, ale bez trzonka oraz na młotek i szpachelkę.
Z 3-3,5 tys. dachówek zostało nam do ogarnięcia jakieś 800 sztuk.
Deszczy czy słońce - jesteśmy na budowie codziennie - czego nie można powiedzieć o naszej dachowej ekipie. Rzeczywiście prace na dachu w czasie opadów są dość trudne do prowadzenia, toteż w takiej aurze prowadzone nie są.
Z rzeczy mniej absorbujących obrzękłe od łupania prawice - w piątkowy poranek udaliśmy się po wycenę okien, na razie tych do naszego mieszkania, bo nie ma na co czekać, czas się przeprowadzać.
Okna mają być (już!) w styczniu, później jeszcze tylko instalacje, wylewki i na (bardzo) upartego można mieszkać, po wykonaniu kilku mniejszy i większych prac. (Czyli - może maj? ;) )
Przyszły też różyczki na żywopłot, który zaczęliśmy sadzić lata temu.
Cudownie byłoby popaść w wir prac ogrodniczych (jeszcze przecież czosnek, jeszcze skosić, wypielić i przekopać), póki co jednak dopadamy na placu boju wyłącznie tego, co antracytowe, zwłaszcza, że pełno tego (w rozsypce) poniewiera się pod nogami i musi trafić na śmietnik.
Nasze największe marzenia na "już" - pomachać na do widzenia rusztowaniom, uregulować rachunki za skończoną robotę i ... zapakować to, co widać na zdjęciu (które już się, nawiasem mówiąc, zdezaktualizowało - krajobraz obecnie jest znacznie bardziej przysłonięty), do kontenerów.