Witajcie!
Tym razem będzie trochę nietypowo!
Zamiast tradycyjnej scrapowej inspiracji przygotowałam dla Was coś nieco odmiennego...
Powiedzcie mi, co myślicie o przydasiowym szaleństwie? Bez czego tak na prawdę nie wyobrażacie sobie tworzenia? Czy są to tradycyjne kwiatki, tekturki, wykrojniki, a może coś całkowicie nie wchodzącego w skład typowych scrapbookingowych narzędzi? Jesteście ciekawi, jak wygląda to u mnie? Jeżeli tak to zapraszam Was do tego krótkiego przeglądu moich ulubionych przydasi, które na prawdę ułatwiają mi pracę!
Zainteresowani?
Zapraszam!
Na pierwszy ogień idzie
IGŁA DO QUILLINGU!
I nie, mimo wszystko za wiele ona wspólnego z quillingiem w moim wykonaniu nie ma, gdyż mimo usilnych prób, to nie na moją anielską cierpliwość ;P Nie jest to też taka zwyczajna sobie igła, a raczej narzędzie, które z jednej strony ma tradycyjne, krótkie trzymadełko z dziurką na papier, a z drugiej... Z drugiej na prawdę długą, metalową igłę! Nieraz zdarzyło mi się na nią nadziać, nic przyjemnego, trzeba uważać, zatyczki brak, lecz jest ona niezastąpiona przy scrapowych pracach! Wykorzystuję ją m.in. do wydłubywania wszelkich resztek z ażurowych wykrojników, nakładania kleju na cieniutkie tekturki, przyklejania drobnych kamyczków i perełek, czy też przytrzymywania poszczególnych elementów kompozycji kwiatowych tam, gdzie być powinny! Jest również świetna do przekłuwania kwiatów, aby móc umieścić w nich pręciki, przepychaniu zapchanych dzióbków od klejów, a także nie raz pomagała mi w sprawnym podważaniu i odklejaniu kosteczek 3D, gdy okazało się, że jednak coś jeszcze chciałabym pomiędzy nie upchać... I zapewniam, że to nie wszystkie jej możliwości. Uwielbiam i nie wyobrażam sobie bez niej pracy! A szczerze sądziłam, że po nieudanych eksperymentach z quillingiem będzie się walać i kurz zbierać, ale jak widać wszystko przyda się!
Nie ma co ukrywać, uwielbiam nie tylko warstwowe, co i przestrzenne prace, więc nie jestem w stanie się bez nich obejść. Ich ciągłe braki są dla mnie wieczną udręką, bo nie, nie, nie, nie wystarczy mi jeden rodzaj! Muszą być i 3mm, i 2 mm i 1 mm! A i tak zdarza mi się sięgać po tekturę oraz ramki zostające po wyciągnięciu tekturek. Te lubię szczególnie, bo nie tylko mam 100% pewność, że nic się nie odklei, to jeszcze zwykle zajmują większą powierzchnię i nadają kartce ciężkości, a ja w sumie lubię, gdy kartka swoje waży :)
Dobrze, już dobrze, tak wiem, zgrzeszyłam niecnie umiejscawiając
NOŻYCZKI na miejscu trzecim!!!
Czy wiecie ile ich par mam? Jak ostatnio liczyłam było chyba z czternaście, a ostatnio chyba się rozmnożyły i ich liczba oscyluje wokół szesnastu, czy siedemnastu? Ciężko stwierdzić, ale niech tylko któreś mi zginął! Od razu zauważę, od razu! I nie ustanę w poszukiwaniach! Dlaczego zapytacie? Bo każde nożyczki są do czego innego! Jednymi, większymi tnę duże kawałki papieru pod scrapki, drugimi specjalnie przeznaczonymi do materiału ciacham wstążki, koronki i tiule, aby się nie szarpały. Trzecimi z szerokim ostrzem szarpię brzegi, zaś czwartymi tnę taśmy washi, leżą razem z nimi, aby zawsze być od ręką. Piąte poniekąd za karę za brak subordynacji i współpracy oraz wyszczerbienie zostały skazane na dożywotnie cięcie piankowych kosteczek 3D na kawałki... Całe są przez to oblepione klejem. Szóste służą mi do odcinania drucików od kwiatków. Tylko one są na tyle mocne, aby nic im się nie stało. Siódme do detali darzę zaś wielką miłością ♥. Nie będę już wyliczać kolejno nożyczek z wzorkami i reszty o przeznaczeniu różnorakim, tylko im znanym. Ostatnio za to testuję nożyczki do ziół z Ikei... Ciekawi mnie ten wzorek, który zostawiają na papierze i to w jaki sposób pracuje przy nich ręka... Podobno mniej się męczy, zobaczymy :)
Uwielbiam, gdy dane zestawy z poszczególnych kolekcji papierów mają takie dodatkowe arkusze. Dzięki nim, bez większych problemów da się stworzyć ciekawą kompozycję, a nawet całą kartkę! I to do tego taką, która bez problemu zmieści się w kopertę! Nie oszukując się, większość moich prac w koperty się nie mieści, a już na pewno nie te 0,5 cm większe od bazy, które zwykle są dołączane w zestawach, więc wolę je wręczać osobiście ;) I powiedzcie mi, kto w ogóle wymyślił te mikro kopertki... 1 cm to minimum, a ostatnio jedna z prac była wysoka na 3 cm! W co to zmieścić? Tylko w pudełko! Na swoje wytłumaczenie powiem, że było to istne kwiatowe szaleństwo!
Jeśli ma się tyle nożyczek, to po co
TRYMER można by zapytać?
Chyba głównie dlatego, że tak uwielbiane przez wszystkich nożyki do tapet, czy też te do detali w formie długopisu, które wykorzystuję jedynie do wyciągania tekturek z ramek przyprawiają mnie o alergię i ból głowy, a bardziej ręki. Nie, współpraca nam nie idzie. Ilekroć próbowałam było to krzywo i zupełnie nie tak, jak być powinno. Może to moja wina, może to wina ostrza, zostawmy to bez osądów, bo na jego miejsce wchodzi właśnie TRYMER!!! Długo o nim myślałam, długo odrysowywałam linie ołówkiem od linijki i równie długo wycinałam wszystko nożyczkami, aż na jednych z warsztatów przetestowałam trymer i raz, dwa nim się obejrzałam pocięłam wszystko co chciałam! To nie dokładność cięcia, a cudowna oszczędność czasu mnie w nim zachwyciły, co jest dla mnie szczególnie ważne, bo nad jedną kartką potrafię pracować kilka, a nawet kilkanaście godzin! Długo, prawda? Ciekawa jestem ile Wam zajmuje stworzenie kartki? W każdym razie pomoc w postaci trymera okazała się nieoceniona! Szczególnie, gdy przyszło do cięcia papieru na albumy!
Z większych formatem przydasi warto też wspomnieć o
PLATFORMIE DO STEMPLI.
Stempli zawsze miałam trochę, nie za dużo, nie za mało, lecz w sam raz. Mieć, a używać jednak, to dwie zupełnie różne rzeczy. Ostatnio nawet się dowiedziałam, że scrapowanie, a kupowanie rzeczy do scrapowania to dwa zupełnie odrębne hobby! Coś w tym jest muszę przyznać, szczególnie, gdy brak czasu na tworzenie próbujemy sobie zrekompensować zakupami materiałów, którymi potem nawet nie ma się kiedy pocieszyć i wypróbować... I znów mowa o oszczędności czasu! Platforma do stempli, jaka by nie była oszczędza czas i nerwy, bo wreszcie odbitki wychodzą takie jak powinny i gdzie powinny. Przestajemy marnować papier i niemal od razu możemy się cieszyć kolorując nasze słodkie zwierzaki, czy urocze laleczki! O napisach, które można sobie fajnie powyginać już nawet nie wspominam ;) Mnie wcześniej ogromnie zniechęcały do dalszej pracy dziesiątki niedoskonałych odbitek. Teraz na szczęście mam ten problem z głowy i serdecznie polecam! Nareszcie mogę swobodnie stemplować i po prostu się bawić!
Niektórzy polecają
TAŚMY WASHI do stworzenia uchwytów,
służących do wygodnego podnoszenia super silnych magnesów z platformy do stempli.
Ja swoich taśm używam zaś głównie do przytwierdzania wykrojników do papieru, aby ten się nie przesuwał. Świetne rozwiązanie, gdy chcemy po prostu mieć jakąś super śliczną taśmę, np. taką w króliczki, a za chiny nie wiemy do czego mielibyśmy jej używać... Do tego nada się idealnie ;D Szczegół jest taki, że te nieco tańsze taśmy, które normalnie lubią odstawać od papieru, po przekręceniu przez maszynkę potrafią się w niego tak wgryźć, że nie sposób ich potem oderwać bez szkody. Dlatego polecam kleić dookoła wybranego motywu. Problem, który się z czasem pojawia to ślady kleju na płytkach... Widać te taśmy potrafią być jednak zajadłe. Podobno podobnie dobrze zdają się działać tzw. memory card. Może najwyższy czas przetestować? Jednak taśmy washi w odróżnieniu od tych kolorowych karteczek świetnie nadadzą się również do ozdabiania prac, albumów i nadadzą nieco kolorytu kalendarzowi, czy plannerowi, gdzie używam ich z lubością :)
Kiedy wspomnieliśmy już o stemplowaniu, to nie mogę nie wspomnieć i o
TUSZACH DISTRESS.
Na samym początku mojej z nimi przygody służyły mi głównie do barwienia kwiatów z papieru, do czego nadają się wprost idealnie, rąk, bo nie lubię pracy w rękawiczkach, a później i foamiranu. Na początku ze względu na kwiaty właśnie kupowałam duże poduszeczki, potem jednak wolałam od wielkości różnorodność, gdyż tak na prawdę cały swój urok pokazały jednak dopiero, gdy zaczęłam ich używać jak farb akwarelowych do malowania odbitek stempli. Wtedy też zaczęłam kolekcjonować mniejszą ich wersję. Owszem, tusz, którym odbijałam wzór musiał być permanentny i wodoodporny, a papier odpowiednio przystosowany, lecz efekty malowania nim są dla mnie wciąż zachwycające! Wykorzystuję do tego celu moją szklaną matę na której odbijam tusz i pędzel wodny, którym nieco go rozcieńczam w zależności od potrzeby i maluję, maluję, maluję ♥
Na zakończenie listy chciałabym powiedzieć Wam jedno słowo...
BROKAT!!!
Kiedyś go nienawidziłam, tak po prostu i całkiem szczerze. Kojarzył mi się z ostatnią tandetą i kiczem. Dopiero kilka lat później zrozumiałam, że to nie brokat jest zły sam w sobie, lecz jego niewłaściwe wykorzystanie. Za dużo, zbyt pstrokato, mówi Wam to coś? Wielką rewolucję wprowadziły białe, czy też bardziej przezroczyste brokaty, które jedynie mienią się na dany odcień. Mój ulubiony brokat to ten migoczący na różowo i zielonkawo! Jest taki cudny, niczym pył wróżek ♥! Całkiem ciekawie sprawdza się też taki z srebrnymi drobinkami, a rekordy popularności bije ten udający sztuczny śnieg, którym niby cukrem można pokryć kwiaty, szczególnie te z foamiranu. Daje to genialny efekt! Uwielbiam też tradycyjnie złoty, czy srebrny, a ostatnio pojawia się coraz więcej nowych, niedostępnych kiedyś odcieni, taki jak jasna zieleń, czy delikatny pudrowy róż. Wszystko odnajdzie swoje miejsce, szczególnie w shaker boxach! Oprócz brokatu samego w sobie w tym podpunkcie warto również wspomnieć o
PAŚCIE BROKATOWEJ. Jest to takie cudo, które możecie nałożyć w dowolne miejsce bez używania kleju, dzięki czemu nie ma obawy przed nieestetycznymi smugami, a dodatkowo można jej używać również do wykonywania ozdobnych wzorów za pomocą maski, choć niby wzór wykonany za pomocą gesso i posypany brokatem też wyglądałby ciekawie. W każdym razie przekonałam się do niego i teraz praktycznie każda moja praca lśni dzięki niemu! Uwielbiam to!
Mam nadzieję, że spodobała się Wam moja lista ulubionych przydasi.
Pozdrawiam Was serdecznie i zapraszam na kolejny post z serii!
Erita