1

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą South Dakota. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą South Dakota. Pokaż wszystkie posty

środa, 1 lipca 2020

UFO, dziwo czy jeszcze coś innego

 Siedząc sobie na patio przy porannej kawie codziennie towarzyszą mi ptaki. Oczywiście nie wpadły na kawkę ale na poranne łowy. Dzięcioły stukają w korę sprawdzając czy coś pod nią nadaje się do jedzenia, drozdy skaczą całkiem blisko mnie i przekornie raz spoglądają na mnie a raz na trawę poszukując dżdżownic. Kardynały jeżeli przylecą tylko pomachają czerwonymi skrzydłami i tyle po ich wizycie. W naszej okolicy prawie nie ma much więc co ptaki jedzą. Jest ich całkiem sporo a much brak. Kolejny łyk kawy rozjaśnił mój umysł, ćwierkanie od którego może rozboleć głowa to narzekanie na zaopatrzenie. Przypomniałam sobie nasz nocleg w Południowej Dakocie dwa lata temu i odszukałam zdjęcia. Pamiętam dokładnie, że koczowaliśmy pomiędzy maszynami drogowymi albo dokładniej parkingowymi. Ciężki sprzęt równał teren przygotowany na parking obok restauracji ze stacją benzynową. Pod wieczór nikt już nie pracował więc w ciszy i spokoju mogłam rozkoszować się widokiem zielonych łąk. 

p. po zrobieniu zdjęć żółtej koparce, na co ja nigdy bym nie wpadła, wycofał się do auta bo pszczoły to wróg numer jeden dla jego uczulonego na ich jad organizmu.
Zostałam zatem sama z otaczającą mnie przyrodą. Nie przykładałam się zbytnio nad tym czy moje zdjęcia utrwalą owady podążające do nektaru ukrytego w kwiatach ale popróbować zawsze można. Po prostu naciskałam spust i jak karabin maszynowy aparat robił dziesiątki zdjęć tego samego ujęcia. Może na którymś utrwalę super muchę.


Pomysł odszukania zdjęć bardzo mnie usatysfakcjonował i gdy kończyłam kawę już miałam pomysł na post. Miał być o tym, że maszyny na krótką metę wygrają z przyrodą ale i tak gdy przyrodę zabiją same nie ruszą bez żywego człowieka.

Teraz ubiegnę wypadki bo zamierzony tekst nigdy nie powstał z bardzo zaskakującej przyczyny. Przy oglądaniu zdjęć zwątpiłam w mój zdrowy rozsądek. Zawołam męża aby ocenił stan zdrowia psychicznego swej starej żony bo z wiekiem przychodzą różne dolegliwości bez jakiegokolwiek ostrzeżenia.
- I co? I co? Widzisz to co ja? Czy już oszalałam czy jeszcze nie? - Wyselekcjonowane zdjęcia wprawiły mnie w osłupienie. Przecież nie mogłam tego widzieć gdy nie przykładając się do szczegółów zrobiłam sto pięćdziesiąt zdjęć.
p. patrzył i patrzył. Kolejne zdjęcie, powiększenie i po chwili kolejne zdjęcie zostało poddane podobnym torturom. Zaczęłam się denerwować bo jeszcze sto czterdzieści dwa zdjęcia a p. wisi nade mną w pozycji wyczekującej czapli. Nie zniosę tego dłużej.
- Widzisz coś czy oślepłeś? Odpowiadaj!!! - Brakło mi cierpliwości i powietrza bo wdychaliśmy tlen z tego samego miejsca. W końcu odsunęłam go ręką i wstałam.

Jeżeli ktoś nie wierzy, że niemożliwe może być możliwe to niech nie czyta dalej bo ja właśnie za chwilę to udowodnię.

 Owady miały być gwiazdami posta i szukałam ich na zdjęciach. Z reguły zanim zamieszczę zdjęcie na blogu powiększam je na ekranie komputera i sprawdzam czy jest ostre, czy moje zmarszczki nie są zbyt widoczne itd, no takie babskie obowiązki. Wtedy poszukiwałam owadów w pobliżu kwiatów. Zawiodłam się na mężu bo źle ustawił mi aparat, przepraszam robiłam zdjęcia jego aparatem i dlatego muchy wyszły nieostre, zbyt długi czas naświetlania. Moim wyszłyby perfekcyjnie.
- Co to jest? Zdjęcia rentgenowskie elfa albo jakiegoś ufiaka.
- Mąż nie wydał opinii o stanie mojego umysłu ale potwierdził to co i ja widziałam chwilę wcześniej. 
- Jaki znów rentgen. To jest duch, prawdziwy duch jak babcię kocham! Przezroczysty duch.  
 Zresztą pooglądajcie sami i wydajcie opinię albo nazwijcie to co widzicie.
Powyżej, pierwsze zdjęcie na którym dostrzegłam coś niezwykłego. Patrząc od lewej jest jeszcze nierozwinięty kwiat a na jego łodydze coś białego.
Oglądajcie dalej!
Czy widzicie to co my?
Skrzydła cienkie jak mgła i ciało przez które możnaby bez trudu spojrzeć w dal. Na głowie dwa czułki skierowane na boki.
Świat chyba nie jest taki jak sobie wyobrażamy. Ja zdecydowanie od dziś wątpię w oczywistość i normalność otaczającej mnie przestrzeni.

piątek, 26 czerwca 2020

Indianka

 Delikatnie mówiąc to nie przepadam za pomnikami. Niosą jakąś złą energię gdyż przedstawiają zmarłe już osoby. Za życia pomników nie stawiają więc każdy z nich ma wiele wspólnego z cmentarzem. Poza tym nie przemawia do mnie zawarta w nich ekspresja. Być może jestem nieczuła na sztukę bo pośród tysiąca pomników znalazłoby się kilka które zapamiętam gdyż zrobiły na mnie wrażenie. W wielu przypadkach pomniki straszą i nie jest to jedynie zasługa Lenina. Gigantyczne Jezusy są godne podziwu ale czy wielki znaczy pełen uczucia?
Nie przyczepiam się do konkretnych dzieł tylko wątpię w potrzebę stawiania pomników jako… no właśnie jako co. Przypomnienie ludziom idącym do pracy, że pan “iks” był wielkim człowiekiem. Być może ja tak nie uważam i widok na przykład nielubianego poety będzie mnie wprawiał w zły humor na cały dzień.
Obecnie mam troszkę więcej czasu na grzebanie się w komputerze. Jestem zawieszona w zamkniętej przestrzeni pomiędzy niewiadomą przyszłością a przygotowanym planem na przyszłość. Już od pewnego czasu, według założeń, zupełnie inne gwiazdy miały nas kołysać do snu. Nie tylko nam życie pokrzyżowało drogi i teraz przez wirusa wszystkie drogi są kręte i pod górę. Ostro pod górę, że trudno pokonać kilka metrów do przodu. Świat jest zamknięty i nawet nie wiadomo kiedy otworzy się na tyle aby zrealizować marzenia. Podczas przeglądania zdjęć natknęłam się na kilka które pokazują statuję. Miałam o tym miejscu nie pisać bo jak wspomniałam za pomnikami nie przepadam. 

 W czasach gdy podróżowaliśmy częściej na zachód pomnika tam nie było. Podczas ostatniej podróży zatrzymaliśmy się na parkingu przy autostradzie aby rozprostować kości.
O dziwo zaskoczyła nas postać Indianki która wspaniale prezentowała się na tle nieba. Z przyjemnością podeszłam bliżej aby przyjrzeć się posągowi. 

- Wzięli i postawili. Ciekawe jak długo ona tu stoi a my nic o niej nie wiemy. przejeżdżaliśmy tu kilkanaście razy i nigdy jej tu nie było.
- Ładna. - Nie nagadałam się to prawda ale tyle wystarczyło powiedzieć.
- Najpierw jankesi wymordowali Indian a po 400 latach stawiają im pomniki. Zupełna obłuda.
- Czterysta lat to od przybycia pierwszych osadników.
- Niech będzie, że kilkadziesiąt lat upłynęło na aklimatyzacji ale potem płacono nawet dolara za indiański skalp.
- Daj spokój, nawet nie przypominaj tych czasów.
- To, że historia tego kraju jest skąpana we krwi a mordercy dostawali ordery zasług to wcale nie oznacza, że niewygodnych spraw nie powinno się przypominać. Tyle złego zaistniało przy powstawaniu USA, że każdy prezydent w pierwszych słowach swego pierwszego przemówienia powinien przeprosić prawdziwych amerykanów-indian za zaistniałe ludobójstwo i wypędzenie na pustynne nieużytki.

 Dużo prawdy w gorzkich słowach ale tak było. W rzeczywistości pewnie jeszcze gorzej niż możemy sobie wyobrazić. Odpowiedź na pytanie kto wpadł na pomysł aby uhonorować Indian postanowiłam znaleźć w internecie.
Czytam jeden artykuł, czytam drugi, czytam trzeci którego treść jest jak w pierwszym. Brnę dalej i po czterech pierwszych stronach gooogli wiedziałam tyle co na początku. Opisy artystów biorących udział w projekcie oraz kto zapłacił milion dolarów za całość i to wszystko. Kiedyś psioczono, że przemówienia głów państw demoludycznych są długie, pompatyczne i nie wiadomo o co chodzi. Coś podobnego znalazłam w czasie poszukiwań mądrego tekstu.

Reguła była taka;
stanął pomnik Indianki w Południowej Dakocie ma tyle i tyle metrów wzrostu, szeroki jest na tyle metrów a pomysłem błysnął ten i ten. Jeden artykuł kopiował tekst poprzedniego i krótko mówiąc gówno z tego. Kogo interesują światełka i ilość trapezów na chuście Indianki czy pomnik jest po to aby zachwycać się świecidełkami jak prymitywy jakieś?
Pomnik jest po to aby pobudzić przynajmniej kilka szarych komórek do myślenia.
Oto przykład bełkotu zamieszczony drobnym drukiem bo szkoda miejsca:
 Dignity represents the rich Native American culture of South Dakota. The 50-foot Native woman wears a dress patterned after a two-hide Native dress of the 1850s. Her quilt features 128 stainless steel blue diamond shapes.
 The star quilt is very meaningful to the Lakota and Dakota.  According to the sculpture, Dale Lamphere, when a baby is born, they are wrapped in a star quilt because they came down from the stars.
 “The title of this piece is Dignity.  It represents the pride and strength and durability of the native cultures here,” Lamphere said.
 Star quilts are often associated with Plains Native Americans. For these native women, star quilts are an art form used to express spiritual and cultural values. The quilts are often used in ceremonies or to celebrate important milestones in a person’s life.
The star quilt on the statue is made up of more than 100 blue diamond shapes that move in the wind.
 “Dignity represents the courage, perseverance and wisdom of the Lakota and Dakota culture in South Dakota,” Lamphere said. “My hope is that the sculpture might serve as a symbol of respect and promise for the future.”
Dignity represents the courage, perserverence, and wisdom of the Lakota and Dakota tribes.
Dignity represents the courage and wisdom of the Lakota and Dakota people who hail from the area.

Dale Lamphere wykonał dobrą robotę, projekt mu wyszedł, gratulacje.
Okazało się, że pomnik stanął w 2016 roku a my odkryliśmy go dwa lata później. Jestem pełna podziwu i uznania dla pary z Południowej Dakoty która sfinansowała swój pomysł wydając ponad milion dolarów i cieszę się, że nie wpadli na pomysł aby był to pomnik walecznych zdobywców dzikiego zachodu.


Jeszcze ciekawostka na sam koniec. Pomnik stał się bardzo sławny zaraz po jego ukończeniu i nawet można zamówić tablice rejestracyjne z wizerunkiem udręczonej twarzy za 10 dolarów. Dodatkowe pięć dolarów za ich przesłanie.

czwartek, 14 września 2017

Lato

 Bez promieni słonecznych życie nie pojawiłoby się na Ziemi, przynajmniej w takiej formie abyśmy mogli egzystować w naszych ciałach. Należę do ludzi którzy z przyjemnością zamienią zimę na lato lub przynajmniej na wiosnę. Nie dziwnym zatem jest, że mieszkańcy ciepłych Stanów nie chodzą w samych kostiumach kąpielowych a są poubierani jak zimą. Noszą długie spodnie i koszule z długimi rękawami i jak zaobserwowałam, niekiedy nawet lekkie kurtki. Wszystko to jakby kłóci się ze zdrowym rozsądkiem bo jak gorąco to teoretycznie powinniśmy pozbyć się okrycia aby ulżyć ciału.
Jest wielu ludzi którzy jednak czerpiąc przyjemność z letnich upałów kryją się w cieniu parasolek, kapeluszy czy czegokolwiek co mają pod ręką aby uchronić się przed udarem słonecznym. Na własnej skórze doświadczyłam nadmiaru promieniowania które w ciągu pięciu minut zwaliło mnie z nóg mieszając zmysły. Dobrze, że nie byłam sama i pomoc p. okazała się nieoceniona. Od tego zdarzenia z rozmysłem dobieram ubiór do pogody.
Przy temperaturze w granicach +40C zupełnie obojętnym jest co chroni cię przed słońcem. Jest tak gorąco, że okrycie głowy ręcznikiem czy podkoszulką jest idealnym wyjściem a wiadro na głowie to już na pewno szczyt desperacji ale rozumiem i takie podejście do zadbania o zdrowie.
Preria to zadziwiające miejsce, urocze ale bardzo zdradliwe. W zimowe dni wszystko jest oczywiste bo na prerii jest zimno i wieje wiatr który dodatkowo wychładza ciało. Latem natomiast, fenomen temperaturowy nie jednego podróżnika przyprawił o zawrót głowy. O wschodzie słońca jest przyjemnie chłodno bo to przecież najzimniejsza godzina doby. Gdy Słońce wyskoczy zza horyzontu zwiastując kolejny dzień robi się cieplej. Dookoła nie ma nic aby skryć się w cieniu i wydawałoby się, że gdy przeżyjemy południowy skwar to z godziny na godzinę będzie chłodniej. Nic bardziej mylnego. Temperatura rośnie pomimo tego, że bezlitosne promienie dosłownie palą ziemię pod dużym skosem. Robi się coraz cieplej gdy spodziewamy się zachodu słońca. Nazwałam to zjawiskiem zepsutego żelazka które rozgrzewa się bez końca powodując niekiedy pożar. Najgoręcej jest podczas zachodu słońca i gdy zapada ciemność upał jest zupełnie nieznośny. Doświadczyliśmy ponad czterdzieści stopni o zmierzchu i o spaniu w namiocie nie było mowy. Ziemia bardzo szybko oddaje ciepło powietrzu i około dwudziestej drugiej już można pomyśleć o spaniu. Trzeba spać szybko i wydajnie bo rankiem +5C wytrąca cię z rytmu spokojnego snu zamieniając go w koszmar zziębniętego ciała.
Płonącą prerię udało mi się sfotografować w Dakocie Południowej. Było to dla mnie duże przeżycie bo od razu wyobraziłam sobie jak płomienie docierają do miejsca naszego pobytu. Płonęła sucha trawa na prerii a pożar był po drugiej stronie autostrady. Na nic zdały się zapewnienia p. że nic nam nie grozi i zamiast udać się do hotelu w pobliskim miasteczku wymusiłam kolejne dwieście mil aby spokojnie zanocować.
Ekstremalne temperatury nie wprawiają człowieka w dobry nastrój a ja czuję się wtedy zagrożona z każdej możliwej strony. Koczując w lasach gdzie o cywilizacji można tylko pomarzyć rozkosz obcowania z naturą jest zawsze podszyta odrobiną niepewności. Wilki, mrówki albo niedźwiedzie to potencjalne zagrożenie życia o którym wiemy i godzimy się na nie zapuszczając się w dzikie ostępy. Jednakże nigdy nie brałam pod uwagę znalezienia się w sytuacji naprawdę bez wyjścia jaką jest pożar lasu. Ledwo opuściliśmy miejsce pożaru prerii aby na drugi dzień, w Montanie natknąć się na świadectwo czyhającego niebezpieczeństwa. Czarny dym z daleka obwieszczał o tym, że płonie las.
Po trzech tygodniach od upałów na dzikim zachodzie dni zrobiły się znacząco krótsze. Rano pojawiają się mgły ścielące się nisko nad ziemią co wskazuje, że już niebawem jesi…. , nie, nie, nie mogę napisać tego słowa! Ujmę to inaczej; “Rano pojawiają się mgły ścielące się nisko nad ziemią co wskazuje, że już niebawem koniec lata.”

 Duże zdjęcia tutaj.

niedziela, 10 października 2010

Crazy Horse 2

Pożegnaliśmy Badlands i naszym kolejnym punktem na mapie był Crazy Horse, monumentalny pomnik legendarnego indiańskiego wodza. Tym razem już nie byliśmy w kinie aby obejrzeć cala historie powstawania pomnika. Jak zwykle koncentrujemy się na najważniejszych sprawach i pomnik to dla nas numer jeden a nie całość wokół niego. Nie mogłam jednak oprzeć się krótkiemu rekonesansowi po wystawach. 
Oczy otwarte na najmniejsze detale dostrzegły bardzo ładną indiańską biżuterię i indiański nos. Kiedy widzę te wyroby to tracę zmysły i gubię kontakt ze światem. Nie muszę kupować, wystarczy mi kontakt wzrokowy z mini arcydziełami. Taka zupełnie inna ta biżuteria jakby z innego świata, z innej planety. Być może to będzie niewytłumaczalne ale podobne wibracje duszy miałam tylko w sklepach w centrum Helsinek. Sztuka złotnicza Indian i Skandynawów (zupełnie odmienna) jest mi bliska w niewytłumaczalny sposób. Rozumie ja i inspiruje mnie ona jak żadna inna. Święte Niebiosa ja tutaj o srebrze i turkusach, zawijasach z miedzi a zapomniałam napisać o tym, ze (wspoł)żyję z Indianinem. Chodziłam i patrzyłam, nie przypatrywałam się szczególnie makietom pomnika Crazy Horse, których było bez liku na dystansie 150m. W pewnym momencie p. stanął przy kolejnej miniaturze pomnika i jego profil pokrył się z profilem sławnego wodza. Chichocząc odwróciłam głowę udając zainteresowanie jakimś przedmiotem obok mnie. 
Prawie taki sam ....
Prace posuwają się na przód i już jest gotowa twarz pomnika. 
zdjecie z internetu
Z napisów wynikało, ze można pojechać na wyciągniętą dłoń i stanąć oko w oko z walecznym Indianinem. 
- Jedziemy? - Zapytałam ostrożnie. Po uzyskanych informacjach o cenie takiej krótkiej wycieczki wynikało, ze dojazd vanem i wejście na rękę pomnika kosztuje 125 dolarów od osoby. Stojąc przy kasie zamieniliśmy się w dwa slupy soli. Nasza reakcja nie zrobiła najmniejszego wrażenia na obsłudze. Widać nie byliśmy jedynymi, których cena zaskoczyła. 
- Nie jedziemy. - Z żalem zadecydowaliśmy. To lekka przesada aby za półtora kilometra jazdy zapłacić taka sumę. 
Oczywiście nie za sama jazdę ale jeszcze za możliwość znalezienia się na rzeźbie. Pomimo wszystko, uznaliśmy, ze to są nienormalne opłaty dla normalnych ludzi. Cale to zamieszanie trochę mnie wzburzyło i popsuło wizerunek całego przedsięwzięcia, którym kiedyś byłam bardzo zachwycona. Idea wspaniała ale realizacja do niczego. Za 50 zielonych byłoby dużo więcej ludzi i zysk większy. No cóż ja nie kalkulowałam zysków i strat tego kompleksu, wystarcza mi moje własne domowe: co i za ile. 
Jeżeli jest ktoś chce tylko zaliczyć to miejsce to wcale nie musi płacić za wjazd na teren powstawania pomnika. Można go obejrzeć z drogi a lornetka pomoże dostrzec szczegóły.