Nowy Rok przyniósł ze sobą wiele zaskakujących zmian. W wielu dziedzinach naszego życia i to zmian bardzo znaczących. Aby nie popadać w paranoję wyliczania szczegółów napiszę, że obecnie jest do czterech liter. Ze względu na zmiany układów w pracy p. nasz wyjazd przesunie się prawdopodobnie o rok jak nie o półtora. Ręce nam opadły i chęć do życia zmalała do minimalnej wartości tak aby żyć i nie umrzeć od razu. Odechciało się nam wszystkiego co napędzało spiralę zapału do pracy. Niby już byliśmy gotowi do podróży życia a raptem przed nami góra, wydawałoby się nie do przejścia. p. pił przez dwa dni a potem miał kaca przez następne trzy. Gdy wszystko wróciło do normy okazało się, że minęły czterdzieści dwa dni tak jakby to był tydzień podczas którego postanowiliśmy odpocząć od całego świata i zaszyć się pod ciepłą pierzyną oglądając programy telewizyjne.
Jedyne co wydarzyło się podczas tego okresu to wyjazd do Denver na dwa dni bo nie byliśmy w stanie wytłumaczyć znajomemu góralowi, że nie mamy ochoty na zupełnie nic. Ciężko przekonać górala jak się na coś uprze więc ze skwaszonymi minami wsiedliśmy do auta i bez jakiegokolwiek entuzjazmu zamknęliśmy za sobą drzwi naszego domu. Droga do Denver z Chicago to istne nudy naszpikowane znanymi miejscami postoju na jedzenie i tankowanie. Ja zostałam zmuszona do spania choć nie miałam na to ochoty ale zrozumiałam zamiar męża którego nie wyraził wprost, chciał być sam. Moją niezaprzeczalną zaletą jest spanie i usypianie nawet wtedy gdy jestem wypoczęta. Zakopałam się zatem w puchową pierzynę aby usnąć już po chwili, tak to prawda zabraliśmy pierzynę z domu aby przypadkiem nie zmarznąć w samochodzie. Auto ma sprawne ogrzewanie i o marznięciu w nim nie ma mowy ale gdy zima dookoła i to wyjątkowo mroźna w tym roku to i myślenie ulega zmianie i wydaje się, że jak śnieg za oknem to i w domu powinno być zimno a w samochodzie to na sto procent. Resztki śniegu zniknęły gdzieś w Iowa i za oknem zapanowała szarość która idealnie pasowała do naszego nastroju. Wiadomo było, że nic ciekawego się nie wydarzy po drodze a i miejsce docelowe nie należy do urokliwych więc jak dwa zombie siedzieliśmy w samochodzie który jakby samoczynnie podążał do celu.
W Nebrasce jest jedno miejsce którego szczerze nienawidzimy i za każdym razem jak jedziemy na zachód jesteśmy zmuszeni do oglądania paskudnej konstrukcji bo ominąć się jej nie da. Wisi to “coś” nad autostradą i niestety jest widoczne z daleka więc nie da się zamknąć oczu na chwilkę aby tego “cosia” nie widzieć.
Każde z nas ma odmienne zdanie na temat tego obiektu ale zgadzamy się w jednym, że jest najbrzydszą rzeczą jaką widzieliśmy w życiu. Krótka dyskusja jaka wywiązuje się za każdym razem gdy mijamy to miejsce jest burzliwa i czasami bardzo agresywna. Mnie Great Platte River Road Archway Monument nie przeszkadza w życiu ale p. dostaje szału gdy widzi ohydę wiszącą nad autostradą.
Z bliska również bez uroku, falista blacha oraz przypadkowe dwa okienka dopełniają obrazu beznadziejności.
Zadaje setki pytań w stylu; kto to wymyślił?, komu to potrzebne?, ile to g… kosztowało?, itd, itp. Artyści mają jakieś przesłanie które chcą przekazać zwykłemu człowiekowi ale wydaje się nam, że czasami jest ono tak głęboko ukryte, że dzieło albo arcydzieło nie przemawia do wyobraźni. Tak chyba stało się z arcy brzydkim dziełem które jest muzeum, nazwijmy je prosto Muzeum Osadnictwa w okolicach rzeki Platte. Tak na prawdę to nic ciekawego na zewnątrz i nic ciekawego wewnątrz. Ot po prostu sklep z pamiątkami w stylu magnesy na lodówkę lub kubki z napisem Nebraska. Dodatkowo kilka obrazków i oto całe muzeum. Zawsze ale to zawsze robimy tej niecodziennej budowli zdjęcie i mamy ich już pewnie więcej niż pięćdziesiąt. Również tym razem w ponurej scenerii uschniętej trawy i sinego nieba zrobiliśmy zdjęcie. Tak ponure jak nasze nastroje i o dziwo już nie było dyskusji o celowości straszenia ludzi i wpędzania ich w zły nastrój. Minęliśmy bez słowa brzydala ale grymas niezadowolenia jednak wykrzywił twarz męża.
Nigdy nie miałam zamiaru pokazywać tego miejsca ale, że w życiu nie zawsze świeci słońce więc czemu nie pokazać tej mniej urokliwej strony USA?
1
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nebraska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nebraska. Pokaż wszystkie posty
piątek, 15 lutego 2019
piątek, 25 listopada 2016
Tęcza nocą.
Miejsce akcji: Crete, Nebraska, USA.
Czas akcji: Dla nas noc a w rzeczywistości 21:00 albo trochę później. Połowa lipca.
Gdy sił brakuje a ochota na dalszą podróż dawno już z nas wyparowała rozpoczynają się gorączkowe poszukiwania hotelu. Trwałam w półśnie patrząc przed siebie zupełnie nieświadoma miejsca gdzie się znajdowaliśmy. Jedyne co zapadło w mej pamięci to odległość od domu. Byliśmy około ośmiu godzin od własnego łóżka ale żadne z nas nie miało już siły na kontynuowanie jazdy bez przynajmniej godzinnej drzemki. Godzina zadowoliłaby nas na kilka godzin ale później powinniśmy odespać zarwaną noc. Po krótkiej kalkulacji doszliśmy do wniosku, że lepiej spać w nocy a nadchodzący dzień potraktować tak jak mu to się należy. Spanie w dzień to strata zdrowia i działanie wbrew naturze. Pozostaje nam obojętnie jaki hotel i kilka godzin snu w porze ku temu przeznaczonej. p. wręczył mi telefon i poprosił abym znalazła najbliższy hotel. Wsadzony w mą śpiącą dłoń telefon tkwił przez kilka chwil. Nie wykonałam najmniejszego ruchu ręką i nic nie wskazywało na zmianę jego pozycji przez najbliższe godziny.
- Możesz znaleźć hotel? - p. nie przestawał mnie dręczyć.
- Mogę znaleźć hotel. - Jak echo powtórzyłam prośbę. Po chwili bezruchu zmieniłam zdanie. - Nie mogę znaleźć hotelu. Nie mam siły. Nic nie widzę. - Rzeczywiście widoczność była ograniczona przez leciutką mżawkę która jak mgła spowiła cały świat siną zasłoną.
- A możesz jechać jak cię pokieruję?
- Mogę. - Nikt by nie wierzył w moje słowa wypowiedziane bez nutki trzeźwości w głosie ale p. przyzwyczajony do moich nadludzkich wyczynów wspieranych jego słowami zaufał mi po raz kolejny. Na autostradzie nie wolno się zatrzymywać ale zrobiliśmy wykroczenie i szybko zamieniliśmy się miejscami. Przykleiłam się do świateł pojazdu jadącego przed nami i o dziwo jechałam w miarę poprawnie. Tymczasem p. zajął się poszukiwaniami.
Wpatrywał się w mały ekran telefonu i rozpoczął zdalne sterowanie zupełnie nieodpowiedzialnym kierowcą.
- Następny zjazd i w prawo. - Głos brzmiał zwodniczo przytomnie. Dlaczego p. nie chce jechać dalej w tej chwili nie moglam zrozumieć. - Są trzy obok siebie. - Wymienił nazwy hoteli których nie przypomnę sobie do dziś. - Który wolisz?
- Człowieku płać złotem albo brylantami jest mi to zupełnie obojętne. Chcę spać już teraz. - P. coś zamruczał i skupił się na trasie. Usłyszałam, że druga w lewo i po chwili czwarta w prawo. Skręciłam w lewo i czerwone światła kolejnego auta zahipnotyzowały mnie zupełnie, ruszyłam ich śladem. Auto przede mną nie skręciło w czwartą w prawo a ja prułam ich śladem. Mogłabym tak jechać i jechać bez końca.
- O kurczę gdzie my jesteśmy! Zatrzymaj się. - p. chyba nie był tak przytomny jak jego głos. Zatrzymałam samochód i rozejrzałam się dookoła. Hotelu ani śladu. Latarnie rozświetlały wodną zawiesinę w powietrzu sprawiając wrażenie otuliny ciepłej i paraliżująco sennej. Czułam, że mdleję i wyszłam z ciepłego wnętrza pojazdu. p. opracowywał drogę powrotu mającą nas zaprowadzić w tym sennym miasteczku do zagubionego gdzieś noclegu.
- Tęcza. - Powiedziałam zaskoczona i nie pewna tego zjawiska w nocy. Może to tylko omamy sennego umysłu. - Tęcza. - Powiedziałam jeszcze raz jakby szukając potwierdzenia moich zwidów w słowach męża. - WIDZĘ TĘCZĘ.
- A ja nie widzę hotelu.
- To nic, popatrz na to zjawisko bo nie jestem pewna czy ono rzeczywiście istnieje. - p. wydawał się lekko poirytowany swą żoną zachowującą się jak niespełna rozumu. Tęcza nocą nie istnieje bo nie ma jak powstać więc po co zawracam głowę strapionemu mężowi. Jednak nie poddałam się i zmusiłam p. do wyjścia z samochodu. Jak prędko wyszedł aby mnie zrugać za bzdury tak szybko zniknął w środku auta. Po sekundzie wyskoczył jak oparzony błędnie bełkocząc "masz i rób zdjęcia". Tym razem zamiast telefonu wcisnął mi do ręki aparat fotograficzny a sam już przymierzał się swoim do uwiecznienia niecodziennego zjawiska.
Podziwiałam odporność na stresy i gotowość do przystosowania się do zaistniałej sytuacji. Przyznam się, że nie zrobiłam ani jednego zdjęcia, stałam i patrzyłam aby w pamięci uwiecznić to zjawisko. Resztę zostawiłam w rękach bardziej odpowiedzialnych w zaistniałej sytuacji.
Tęcza jest zjawiskiem pospolitym i znanym wszystkim ale pojawienie się jej nocą w zasnutej deszczem okolicy zakrawało na zakpienie z natury.
Czas akcji: Dla nas noc a w rzeczywistości 21:00 albo trochę później. Połowa lipca.
Gdy sił brakuje a ochota na dalszą podróż dawno już z nas wyparowała rozpoczynają się gorączkowe poszukiwania hotelu. Trwałam w półśnie patrząc przed siebie zupełnie nieświadoma miejsca gdzie się znajdowaliśmy. Jedyne co zapadło w mej pamięci to odległość od domu. Byliśmy około ośmiu godzin od własnego łóżka ale żadne z nas nie miało już siły na kontynuowanie jazdy bez przynajmniej godzinnej drzemki. Godzina zadowoliłaby nas na kilka godzin ale później powinniśmy odespać zarwaną noc. Po krótkiej kalkulacji doszliśmy do wniosku, że lepiej spać w nocy a nadchodzący dzień potraktować tak jak mu to się należy. Spanie w dzień to strata zdrowia i działanie wbrew naturze. Pozostaje nam obojętnie jaki hotel i kilka godzin snu w porze ku temu przeznaczonej. p. wręczył mi telefon i poprosił abym znalazła najbliższy hotel. Wsadzony w mą śpiącą dłoń telefon tkwił przez kilka chwil. Nie wykonałam najmniejszego ruchu ręką i nic nie wskazywało na zmianę jego pozycji przez najbliższe godziny.
- Możesz znaleźć hotel? - p. nie przestawał mnie dręczyć.
- Mogę znaleźć hotel. - Jak echo powtórzyłam prośbę. Po chwili bezruchu zmieniłam zdanie. - Nie mogę znaleźć hotelu. Nie mam siły. Nic nie widzę. - Rzeczywiście widoczność była ograniczona przez leciutką mżawkę która jak mgła spowiła cały świat siną zasłoną.
- A możesz jechać jak cię pokieruję?
- Mogę. - Nikt by nie wierzył w moje słowa wypowiedziane bez nutki trzeźwości w głosie ale p. przyzwyczajony do moich nadludzkich wyczynów wspieranych jego słowami zaufał mi po raz kolejny. Na autostradzie nie wolno się zatrzymywać ale zrobiliśmy wykroczenie i szybko zamieniliśmy się miejscami. Przykleiłam się do świateł pojazdu jadącego przed nami i o dziwo jechałam w miarę poprawnie. Tymczasem p. zajął się poszukiwaniami.
Wpatrywał się w mały ekran telefonu i rozpoczął zdalne sterowanie zupełnie nieodpowiedzialnym kierowcą.
- Następny zjazd i w prawo. - Głos brzmiał zwodniczo przytomnie. Dlaczego p. nie chce jechać dalej w tej chwili nie moglam zrozumieć. - Są trzy obok siebie. - Wymienił nazwy hoteli których nie przypomnę sobie do dziś. - Który wolisz?
- Człowieku płać złotem albo brylantami jest mi to zupełnie obojętne. Chcę spać już teraz. - P. coś zamruczał i skupił się na trasie. Usłyszałam, że druga w lewo i po chwili czwarta w prawo. Skręciłam w lewo i czerwone światła kolejnego auta zahipnotyzowały mnie zupełnie, ruszyłam ich śladem. Auto przede mną nie skręciło w czwartą w prawo a ja prułam ich śladem. Mogłabym tak jechać i jechać bez końca.
- O kurczę gdzie my jesteśmy! Zatrzymaj się. - p. chyba nie był tak przytomny jak jego głos. Zatrzymałam samochód i rozejrzałam się dookoła. Hotelu ani śladu. Latarnie rozświetlały wodną zawiesinę w powietrzu sprawiając wrażenie otuliny ciepłej i paraliżująco sennej. Czułam, że mdleję i wyszłam z ciepłego wnętrza pojazdu. p. opracowywał drogę powrotu mającą nas zaprowadzić w tym sennym miasteczku do zagubionego gdzieś noclegu.
- Tęcza. - Powiedziałam zaskoczona i nie pewna tego zjawiska w nocy. Może to tylko omamy sennego umysłu. - Tęcza. - Powiedziałam jeszcze raz jakby szukając potwierdzenia moich zwidów w słowach męża. - WIDZĘ TĘCZĘ.
- A ja nie widzę hotelu.
- To nic, popatrz na to zjawisko bo nie jestem pewna czy ono rzeczywiście istnieje. - p. wydawał się lekko poirytowany swą żoną zachowującą się jak niespełna rozumu. Tęcza nocą nie istnieje bo nie ma jak powstać więc po co zawracam głowę strapionemu mężowi. Jednak nie poddałam się i zmusiłam p. do wyjścia z samochodu. Jak prędko wyszedł aby mnie zrugać za bzdury tak szybko zniknął w środku auta. Po sekundzie wyskoczył jak oparzony błędnie bełkocząc "masz i rób zdjęcia". Tym razem zamiast telefonu wcisnął mi do ręki aparat fotograficzny a sam już przymierzał się swoim do uwiecznienia niecodziennego zjawiska.
Podziwiałam odporność na stresy i gotowość do przystosowania się do zaistniałej sytuacji. Przyznam się, że nie zrobiłam ani jednego zdjęcia, stałam i patrzyłam aby w pamięci uwiecznić to zjawisko. Resztę zostawiłam w rękach bardziej odpowiedzialnych w zaistniałej sytuacji.
Tęcza jest zjawiskiem pospolitym i znanym wszystkim ale pojawienie się jej nocą w zasnutej deszczem okolicy zakrawało na zakpienie z natury.
czwartek, 29 sierpnia 2013
Niezły początek.
Jest szósta rano lub szósta pięć a my już na starcie gotowi do rozpoczęcia wakacji. Tym razem ma to być trochę zwariowany początek gdyż naszą podróż rozpoczynamy ciężarówką.
Z okolic Chicago będziemy podróżować do Denver długaśnym zestawem na 18 kołach. Przede mną 1000 mil oglądania znanej mi już drogi z innej perspektywy. Porównując wysokość to tak jakbym siedziała na dachu normalnego auta. Zapewne będzie widać o wiele lepiej ale nie spodziewałam się jakiś cudownych widoków bo podróżując przez Illinois, Iowa i Nebraskę niewiele będzie się działo.
Już sama podróż w takim dziwacznym pojeździe będzie atrakcją, najpierw jednak trzeba cały turystyczny ekwipunek pomieścić w kabinie ciężarówki. Zwykle podróżując naszym autem nie mamy problemu z miejscem dla namiotów, śpiworów, materacy itd. Nieduże kombi z łatwością połyka każdą ilość toreb, pojemników i wszechobecnych worków foliowych. Podczas pakowania się do auta zrodziły się obawy czy wszystko to pomieści się w zupełnie nieprzystosowanej do turystycznych eskapad kabinie „Siwego” jak nazwaliśmy nasz nowy dom na kółkach.
Nie obyło się bez ponownego przemieszczania pakunków ale w końcu cały majdan zabierany autem znalazł swe miejsce w ciężarówce i dało się siedzieć i spać ale co z jazdą? Potrzebowaliśmy chwilę wytchnienia zanim ruszymy więc pojechaliśmy do Dunkin' po kawę.
- I jak się czujesz? - Zapytałam gdy z dzioba przykrywki styropianowego kubka rozlała się po organizmie gorąca i słodka kawa.
- Nie wiem, jestem w szoku a najgorsze jest to, że dopiero najgorsze ma wkrótce nastąpić. - p. jakoś zmalał i nie tryskał wspaniałym humorem przed czekającymi nas wakacjami przepełnionymi niezapomnianymi wrażeniami. Jeżeli on miał obawy to co powiedzieć o mnie i moim strachu. Kolejnych kilka łyków kawy jakby przywróciło nam lepszy humor i nie mogliśmy odwlekać już dłużej naszego wyjazdu.
Tylko dlatego, ze Siwy jest pojazdem dla samotnika to drzwi pasażera otwierały się tak ciężko, ze musiałam wytężać swe mizerne muskuły aby je ruszyć z martwego punktu. Siwy ma tylko jedno łóżko na parterze i jest niższy niż inne. Gdy p. zajął się wypełnianiem papierów o których nie mam pojęcia ja zaczęłam walczyć z pasem bezpieczeństwa.
- Nie zapinaj go, przerzuć przez siebie i zablokuj, o tam na górze. - Wszystko tu inne i obce ale przecież auto-podobne. Posłuchałam i nauczyłam się wielu rzeczy zanim ruszyliśmy. Silnik się rozgrzał warcząc jak lokomotywa, jeszcze tylko kontrola wskaźników i ruszyliśmy.
Baza firmy ma dużo miejsca dla ciężarówek więc gdy wyjeżdżaliśmy z niej na ulice miasta doznałam wrażenia, ze wszystko jest za wąskie i na 100% nie zmieścimy się na jednym pasie ruchu. O skrętach, zakrętach i wywijasach gdy za nami 16 metrowa naczepa nie wspomnę bo okazałabym się panikarą. Na autostradzie było o wiele spokojniej i zaczęłam się przystosowywać do nowego życia. Gdy emocje opadły moje zainteresowanie ukierunkowało się w stronę łóżka. Trzeba przecież spróbować wszystkiego więc teraz kolej na drzemkę. W zamierzeniu krótka drzemka zamieniła się w długi sen na bardzo wygodnym łóżku. Szumiało i kołysało. Chłodne powietrze w sypialni pozwoliło mi zakopać się w pościel i słowne budzenie nie przynosiło skutku do momentu rękoczynów. Na parkingu p. na różne sposoby starał się przerwać moje bujanie w sennych obłokach.
- Tak to mogę podróżować! - Z zadowoleniem stwierdziłam gdy dowiedziałam się gdzie jesteśmy. Jakże mogłoby być inaczej gdy w czasie snu „pokonałam” 500 mil.
Jeszcze tylko kilka godzin i zatrzymaliśmy się na nocleg. Mogliśmy od razu paść bez życia na łóżko ale, że wakacje już oficjalnie rozpoczęte więc wypadałoby poszukać przygody. Na rano pozostawiliśmy sobie 200 mil więc zakotwiczyliśmy pod koniec Nebraski opodal Kolorado. Tuż obok Siwego polna droga skręcała za kępą drzew i przecież nie mogłoby być inaczej gdyby nasze stopy nie powiodły nas nią w nieznane.
Słońce barwiło świat na cudowną czerwień i spacer zapowiadał się bajecznie. Pośród łąk dotarliśmy nad małą rzeczkę podziwiając rosnące gdzie niegdzie kaktusy.
Nie mogę się nadziwić, że te ciepłolubne rośliny egzystują z powodzeniem w takim klimacie który srogimi zimami nie jednego zjadacza chleba może przerazić. Właziłam więc w pobliże klujących roślin nierzadko przez wysokie trawy. Węży się nie obawiałam bo było za chłodno dla zimnokrwistych jadowitych potworów.
Księżyc na niebie przypominał o śnie ale chcieliśmy poczekać aby słońcu nad horyzontem powiedzieć dobranoc. Kilka chwil relaksu w ciszy po podróży dość głośną ciężarówką uspokoiło mój system nerwowy.
Siedząc na fotelu pasażera czekałam aż p. poukłada materace tak aby nie przeszkadzały nam podczas snu.
***Wrzask obdzieranej ze skóry, oszalałej ze strachu Ataner podciął mi nogi i padłem na łóżko. Przed chwilą jeszcze bezpiecznie siedziała na fotelu wpatrzona w dal. Odwrócony tyłem do niej nie moglem pojąć co niebezpiecznego wydarzyło się tak raptownie. Prawie skręciłem kostkę w prawej nodze stawiając ją w nieodpowiednim miejscu, na małym pojemniku z kosmetykami, aby spieszyć z pomocą. Wyprostowana jak struna w wiolonczeli, Ataner wpatrywała się w prawe udo tak intensywnie, ze aż wydłużył się jej nos na pięc centymetrów. W uszach wibrowało górne „c” i cała ciężarówka drżała jak podczas trzęsienia ziemi. Dłonie miała skierowane w tą samą stronę co wzrok a palce wykrzywione tak jak to robią stuletnie czarownice rzucając zaklęcie w kamień. Dookoła wszystko jak przed dziewięcioma sekundami i nie zauważyłem zagrożenia życia. Nic się nie zmieniło.
Kleszcz! Kleszcz!
Ataner zapiała tak rozpaczliwie, że jeszcze żadna śpiewaczka operowa nie osiągnęła takich wysokich tonów. Jej krzyk przerażenia przeszył mą czaszkę nieznośnym poziomem decybeli aż przymknąłem oczy z bólu.***
Tak to odebrał p. a ja chyba podobnie jak przypomnę sobie tą sytuację. Po prawej nodze odzianej w czarne leginsy posuwał się przeogromny kleszcz. Boże jak ja nienawidzę insektów a kleszczy w szczególności. Na samą myśl, że powinnam wziąć to paskudztwo w palce prawie oszalałam. Z odsieczą pospieszył p. i to on po krótkiej i dramatycznej walce wreszcie zdjął go ze mnie. Z ciężko otwierającymi się drzwiami pasażera uporałam się bez przeszkód i wyskoczyłam z ciężarówki. Trzepałam po sobie dłońmi aby wytrząść z siebie potencjalnego, kolejnego kleszcza.
- Uspokój się kobieto, nie ma na tobie już więcej kleszczy.
- Skąd wiesz? Przeszukaj mnie dokładnie. - W panicznym strachu widziałam ich setki łażących po mnie. Po chwili uspokoiłam się bo nie było podstaw do paniki. Jeden takich olbrzymich rozmiarów płaski paskudnik wystarczył aby opuściła mnie ochota na sen.
Z okolic Chicago będziemy podróżować do Denver długaśnym zestawem na 18 kołach. Przede mną 1000 mil oglądania znanej mi już drogi z innej perspektywy. Porównując wysokość to tak jakbym siedziała na dachu normalnego auta. Zapewne będzie widać o wiele lepiej ale nie spodziewałam się jakiś cudownych widoków bo podróżując przez Illinois, Iowa i Nebraskę niewiele będzie się działo.
Już sama podróż w takim dziwacznym pojeździe będzie atrakcją, najpierw jednak trzeba cały turystyczny ekwipunek pomieścić w kabinie ciężarówki. Zwykle podróżując naszym autem nie mamy problemu z miejscem dla namiotów, śpiworów, materacy itd. Nieduże kombi z łatwością połyka każdą ilość toreb, pojemników i wszechobecnych worków foliowych. Podczas pakowania się do auta zrodziły się obawy czy wszystko to pomieści się w zupełnie nieprzystosowanej do turystycznych eskapad kabinie „Siwego” jak nazwaliśmy nasz nowy dom na kółkach.
Nie obyło się bez ponownego przemieszczania pakunków ale w końcu cały majdan zabierany autem znalazł swe miejsce w ciężarówce i dało się siedzieć i spać ale co z jazdą? Potrzebowaliśmy chwilę wytchnienia zanim ruszymy więc pojechaliśmy do Dunkin' po kawę.
- I jak się czujesz? - Zapytałam gdy z dzioba przykrywki styropianowego kubka rozlała się po organizmie gorąca i słodka kawa.
- Nie wiem, jestem w szoku a najgorsze jest to, że dopiero najgorsze ma wkrótce nastąpić. - p. jakoś zmalał i nie tryskał wspaniałym humorem przed czekającymi nas wakacjami przepełnionymi niezapomnianymi wrażeniami. Jeżeli on miał obawy to co powiedzieć o mnie i moim strachu. Kolejnych kilka łyków kawy jakby przywróciło nam lepszy humor i nie mogliśmy odwlekać już dłużej naszego wyjazdu.
Tylko dlatego, ze Siwy jest pojazdem dla samotnika to drzwi pasażera otwierały się tak ciężko, ze musiałam wytężać swe mizerne muskuły aby je ruszyć z martwego punktu. Siwy ma tylko jedno łóżko na parterze i jest niższy niż inne. Gdy p. zajął się wypełnianiem papierów o których nie mam pojęcia ja zaczęłam walczyć z pasem bezpieczeństwa.
- Nie zapinaj go, przerzuć przez siebie i zablokuj, o tam na górze. - Wszystko tu inne i obce ale przecież auto-podobne. Posłuchałam i nauczyłam się wielu rzeczy zanim ruszyliśmy. Silnik się rozgrzał warcząc jak lokomotywa, jeszcze tylko kontrola wskaźników i ruszyliśmy.
Baza firmy ma dużo miejsca dla ciężarówek więc gdy wyjeżdżaliśmy z niej na ulice miasta doznałam wrażenia, ze wszystko jest za wąskie i na 100% nie zmieścimy się na jednym pasie ruchu. O skrętach, zakrętach i wywijasach gdy za nami 16 metrowa naczepa nie wspomnę bo okazałabym się panikarą. Na autostradzie było o wiele spokojniej i zaczęłam się przystosowywać do nowego życia. Gdy emocje opadły moje zainteresowanie ukierunkowało się w stronę łóżka. Trzeba przecież spróbować wszystkiego więc teraz kolej na drzemkę. W zamierzeniu krótka drzemka zamieniła się w długi sen na bardzo wygodnym łóżku. Szumiało i kołysało. Chłodne powietrze w sypialni pozwoliło mi zakopać się w pościel i słowne budzenie nie przynosiło skutku do momentu rękoczynów. Na parkingu p. na różne sposoby starał się przerwać moje bujanie w sennych obłokach.
- Tak to mogę podróżować! - Z zadowoleniem stwierdziłam gdy dowiedziałam się gdzie jesteśmy. Jakże mogłoby być inaczej gdy w czasie snu „pokonałam” 500 mil.
Jeszcze tylko kilka godzin i zatrzymaliśmy się na nocleg. Mogliśmy od razu paść bez życia na łóżko ale, że wakacje już oficjalnie rozpoczęte więc wypadałoby poszukać przygody. Na rano pozostawiliśmy sobie 200 mil więc zakotwiczyliśmy pod koniec Nebraski opodal Kolorado. Tuż obok Siwego polna droga skręcała za kępą drzew i przecież nie mogłoby być inaczej gdyby nasze stopy nie powiodły nas nią w nieznane.
Słońce barwiło świat na cudowną czerwień i spacer zapowiadał się bajecznie. Pośród łąk dotarliśmy nad małą rzeczkę podziwiając rosnące gdzie niegdzie kaktusy.
Nie mogę się nadziwić, że te ciepłolubne rośliny egzystują z powodzeniem w takim klimacie który srogimi zimami nie jednego zjadacza chleba może przerazić. Właziłam więc w pobliże klujących roślin nierzadko przez wysokie trawy. Węży się nie obawiałam bo było za chłodno dla zimnokrwistych jadowitych potworów.
Księżyc na niebie przypominał o śnie ale chcieliśmy poczekać aby słońcu nad horyzontem powiedzieć dobranoc. Kilka chwil relaksu w ciszy po podróży dość głośną ciężarówką uspokoiło mój system nerwowy.
Siedząc na fotelu pasażera czekałam aż p. poukłada materace tak aby nie przeszkadzały nam podczas snu.
***Wrzask obdzieranej ze skóry, oszalałej ze strachu Ataner podciął mi nogi i padłem na łóżko. Przed chwilą jeszcze bezpiecznie siedziała na fotelu wpatrzona w dal. Odwrócony tyłem do niej nie moglem pojąć co niebezpiecznego wydarzyło się tak raptownie. Prawie skręciłem kostkę w prawej nodze stawiając ją w nieodpowiednim miejscu, na małym pojemniku z kosmetykami, aby spieszyć z pomocą. Wyprostowana jak struna w wiolonczeli, Ataner wpatrywała się w prawe udo tak intensywnie, ze aż wydłużył się jej nos na pięc centymetrów. W uszach wibrowało górne „c” i cała ciężarówka drżała jak podczas trzęsienia ziemi. Dłonie miała skierowane w tą samą stronę co wzrok a palce wykrzywione tak jak to robią stuletnie czarownice rzucając zaklęcie w kamień. Dookoła wszystko jak przed dziewięcioma sekundami i nie zauważyłem zagrożenia życia. Nic się nie zmieniło.
Kleszcz! Kleszcz!
Ataner zapiała tak rozpaczliwie, że jeszcze żadna śpiewaczka operowa nie osiągnęła takich wysokich tonów. Jej krzyk przerażenia przeszył mą czaszkę nieznośnym poziomem decybeli aż przymknąłem oczy z bólu.***
Tak to odebrał p. a ja chyba podobnie jak przypomnę sobie tą sytuację. Po prawej nodze odzianej w czarne leginsy posuwał się przeogromny kleszcz. Boże jak ja nienawidzę insektów a kleszczy w szczególności. Na samą myśl, że powinnam wziąć to paskudztwo w palce prawie oszalałam. Z odsieczą pospieszył p. i to on po krótkiej i dramatycznej walce wreszcie zdjął go ze mnie. Z ciężko otwierającymi się drzwiami pasażera uporałam się bez przeszkód i wyskoczyłam z ciężarówki. Trzepałam po sobie dłońmi aby wytrząść z siebie potencjalnego, kolejnego kleszcza.
- Uspokój się kobieto, nie ma na tobie już więcej kleszczy.
- Skąd wiesz? Przeszukaj mnie dokładnie. - W panicznym strachu widziałam ich setki łażących po mnie. Po chwili uspokoiłam się bo nie było podstaw do paniki. Jeden takich olbrzymich rozmiarów płaski paskudnik wystarczył aby opuściła mnie ochota na sen.
piątek, 27 lipca 2012
Przed wschodem.
Zanim wstało słońce my byliśmy już na nogach. Poranne mgły powinny pojawić się za dwa miesiące bo jesienią to zupełnie normalne zjawisko. Tutaj jednak na dzikim zachodzie wszystko może się zdarzyć, jak widać.
Nie lubię Nebraski bo nudno jak diabli i znużenie dopada mnie ze zdwojoną częstotliwością. Wracając z Wyoming uciekliśmy z głównego traktu czyli autostrady I-80 aby rzucić okiem na zwykle omijaną ciekawostkę.
Chimney Rock (Kominowa Skała) znajduje się w zachodniej Nebrasce w powiecie Morrill tuz obok skrzyżowania drogi 26 i 92. Dla tych którzy uwielbiają dokładne namiary podaje lokalizacje co do sekundy;
41°42' 13.24'' N
103°20' 53.58'' W
41°42' 13.24'' N
103°20' 53.58'' W
Zupełnie trudno uwierzyć ale pierwsza wzmianka o tej skale pochodzi dopiero z 1827 roku. Wcześniej prawdopodobnie na nikim nie zrobiła takiego wrażenia aby opisywać skalny szpikulec wysokości raptem 91 metrów. Wznosząca się nad niewielkimi pagórkami szpica była znakiem orientacyjnym dla podróżujących handlarzy futer wędrujących w stronę Kalifornii. Każdy nazywał ją jakoś po swojemu i zanim została oficjalnie nazwana Chimney Rock nosiła wiele imion a najpopularniejsze z nich to Chimley Rock, Chimney Tower i Elk's Peak.
W 1956 roku miejsce to zostało uznane jako National Historic Site czyli w zrozumiałym dla nas języku miejscem o znaczeniu historycznym na terenie USA. Czy warto zaprzątać sobie głowę takim szczegółem jak Kominowa Skała. Pewnie nie ale jedno wydarzenie z 1992 roku urozmaici tą opowiastkę. Otóż właśnie w tym roku podczas burzy piorun trafił w tą samotną skałę i skrócił ją o kilka metrów i teraz nie jestem pewna czy jej wysokość to 91 czy 87 metrów. Ile by nie miała to jednak warto przynajmniej wiedzieć, ze coś takiego znajduje się w miejscu którego synonimem jest stwierdzenie „płaska jak Nebraska”.
W 1956 roku miejsce to zostało uznane jako National Historic Site czyli w zrozumiałym dla nas języku miejscem o znaczeniu historycznym na terenie USA. Czy warto zaprzątać sobie głowę takim szczegółem jak Kominowa Skała. Pewnie nie ale jedno wydarzenie z 1992 roku urozmaici tą opowiastkę. Otóż właśnie w tym roku podczas burzy piorun trafił w tą samotną skałę i skrócił ją o kilka metrów i teraz nie jestem pewna czy jej wysokość to 91 czy 87 metrów. Ile by nie miała to jednak warto przynajmniej wiedzieć, ze coś takiego znajduje się w miejscu którego synonimem jest stwierdzenie „płaska jak Nebraska”.
poniedziałek, 2 maja 2011
Zakazane widoki.
Droga do naszych znajomych zajmuje nam około półtorej godziny z powrotem krócej albo tak mi się wydaje. Mniej więcej w połowie zatrzymujemy się na kawę i osobiste czynności. Kupujemy tez paliwo aby wystarczyło na powrót. Tutaj jest zawsze świeża kawa. Parkuje tu dużo ciężarówek i jest bardzo ruchliwa. Pewnie dlatego kawa nie zdąży się zestarzeć. Podczas gdy p. zajął się tankowaniem ja pobiegłam do łazienki. Mam wakacyjny odruch Pawłowa, jak zatrzymujemy się na stacji benzynowej to chce mi się sikać. Taki nawyk bo nigdy nie wiadomo kiedy trafi się kolejne dogodne miejsce do zaspokojenia potrzeb fizjologicznych. Tak bywa na wakacjach ale w okolicach uprzemysłowionych akurat toalet nie brakuje. Może i nie musiałam ale poszłam tak na wszelki wypadek. Z drugiej strony nie ma nic gorszego jak tkwić w korku i czuć, ze pęcherz moczowy rozerwie się za piec minut. Zamknęłam drzwi kabiny i zaczynam przysposabianie się aby nie dotknąć się niczym nigdzie a tu dzwoni telefon głęboko zakopany w mej torbie. Od razu wiedziałam, ze to p. bo mamy specyficzne dzwonki przypisane do naszych numerów. Gdyby dzwonił ktokolwiek inny to nie problem bo moge oddzwonic za piec minut. Musiało coś się stać skoro wiedział gdzie idę i przecież opuściłam jego towarzystwo trzy minuty temu. Najgorsze myśli przeleciały mi po głowie typu napad, ktoś go potrącił i inne mało prawdopodobne. Bez względu na racjonalność tych myśli było ich za dużo i wszystkie złe. Jeżeli sadzicie, ze tylko w cyrku występują kobiety gumy pozbawione kości i stawów to się mylicie, przysięgam, następnym razem pomyślcie o mnie w tej zupełnie niewygodnej pozycji. Przed trzecim dzwonkiem wydobyłam telefon.
- Co się stało? - Wrzeszczę na cały głos a gole ściany potęgują go wielokrotnie.
- Zostaw ta kawę i przyjdź tu natychmiast. Szybko! - Miał zupełnie spokojny głos ale taki natarczywy i zdecydowany.
- Jaka kawę ja wiszę nad kiblem. Coś się stało?
- Przyjdź szybciutko nie pożałujesz, wszystko jest OK. - Moje wyczulone ucho wyłapało śmiech zanim p. przerwał połączenie. Tyle razy sobie obiecałam, ze kiedyś to nastąpi ale teraz byłam pewna, ze dziś zostanę wdowa. Prawie wybiegłam jak złodziej z gotówką skradziona zastraszonemu sprzedawcy. Nie pamiętałam przy której pompie zatrzymaliśmy auto bo niby po co, teraz rozglądałam się wokoło bezradnie i nawet nie rozpoznawałam naszego auta. Jacyś faceci stoją ale żaden mój. Cos musiało się niedobrego wydarzyć. Stoję po środku zupełnie zagubiona i nie wiem w którym kierunku się udać z ewentualna pomocą. Ponownie omiatam wzrokiem okolice i usilnie staram się przypomnieć sobie w co p. był ubrany. Znalazłam samochód, albo to on mnie znalazł, wpadłam po prostu na nasze auto. Oczywiście szyby opuszczone, kluczyk w stacyjce, auto pewnie już zatankowane i czeka aż ktoś się zlituje i pojedzie sobie nim w sina dal. Pal licho ta kupę żelastwa, dokumenty mam przy sobie. No jest, macha do mnie ręką a pysk mu się śmieje jakby mu ktoś stówkę do majtek włożył w pierwszej minucie striptizu. Podchodzę niepewnie bo nie wiem czy mam się cieszyć czy być wściekła.
- Popatrz tam. - Jego ręka wskazywała kierunek gdzie stały ciężarówki ale nic szczególnego nie zwróciło mojej uwagi. Widocznie od razu zorientował się, ze nie wiem o co mu chodzi bo dokładnie opisał miejsce i kolor pojazdu.
- Co się stało? - Wrzeszczę na cały głos a gole ściany potęgują go wielokrotnie.
- Zostaw ta kawę i przyjdź tu natychmiast. Szybko! - Miał zupełnie spokojny głos ale taki natarczywy i zdecydowany.
- Jaka kawę ja wiszę nad kiblem. Coś się stało?
- Przyjdź szybciutko nie pożałujesz, wszystko jest OK. - Moje wyczulone ucho wyłapało śmiech zanim p. przerwał połączenie. Tyle razy sobie obiecałam, ze kiedyś to nastąpi ale teraz byłam pewna, ze dziś zostanę wdowa. Prawie wybiegłam jak złodziej z gotówką skradziona zastraszonemu sprzedawcy. Nie pamiętałam przy której pompie zatrzymaliśmy auto bo niby po co, teraz rozglądałam się wokoło bezradnie i nawet nie rozpoznawałam naszego auta. Jacyś faceci stoją ale żaden mój. Cos musiało się niedobrego wydarzyć. Stoję po środku zupełnie zagubiona i nie wiem w którym kierunku się udać z ewentualna pomocą. Ponownie omiatam wzrokiem okolice i usilnie staram się przypomnieć sobie w co p. był ubrany. Znalazłam samochód, albo to on mnie znalazł, wpadłam po prostu na nasze auto. Oczywiście szyby opuszczone, kluczyk w stacyjce, auto pewnie już zatankowane i czeka aż ktoś się zlituje i pojedzie sobie nim w sina dal. Pal licho ta kupę żelastwa, dokumenty mam przy sobie. No jest, macha do mnie ręką a pysk mu się śmieje jakby mu ktoś stówkę do majtek włożył w pierwszej minucie striptizu. Podchodzę niepewnie bo nie wiem czy mam się cieszyć czy być wściekła.
- Popatrz tam. - Jego ręka wskazywała kierunek gdzie stały ciężarówki ale nic szczególnego nie zwróciło mojej uwagi. Widocznie od razu zorientował się, ze nie wiem o co mu chodzi bo dokładnie opisał miejsce i kolor pojazdu.
Widok ogólny. |
Pani pracuje. |
Pan sie wyleguje. |
- Wiesz co? Świnia jesteś, po to mnie tak ponaglałeś i napędziłeś mi stracha? - Jedzmy już.
- A kawa?
- Nie ma kawy, nie ma sikania. Jak zmoczysz siedzenie to wysiadam. Bedzie to powód aby zmienić auto.
- Dobra jak chcesz. Musisz jednak przyznać, ze widok był pouczający, zaskakujący i miły.
- Powiem ci tylko tyle, ze mnie rozczarowałeś. Chyba przestane z tobą podróżować.
- Nie wierze ci za grosz. - W duchu odpowiedzialam "pewnie, ze pojade nawet na koniec swiata".
- A kawa?
- Nie ma kawy, nie ma sikania. Jak zmoczysz siedzenie to wysiadam. Bedzie to powód aby zmienić auto.
- Dobra jak chcesz. Musisz jednak przyznać, ze widok był pouczający, zaskakujący i miły.
- Powiem ci tylko tyle, ze mnie rozczarowałeś. Chyba przestane z tobą podróżować.
- Nie wierze ci za grosz. - W duchu odpowiedzialam "pewnie, ze pojade nawet na koniec swiata".
Subskrybuj:
Posty (Atom)