Od jakiegoś czasu chciałąm zrealizować własne wyzwanie by biegać 7 dni pod rząd.
Czekałam jednak na sprzyjajace warunki, dni bez deszczu, bez dużego wiatru, gdy jestem dysponowana i czuję się dobrze, gdy mam na to czas i ochotę.
Dlaczego wyzwanie? Chciałam siebie bardziej zmotywować do biegania, ostatnio biegam 1, czasem 2 razy w tygodniu co dla mnie jest ogromnie mało. I za każdym razem bardzo trudno zebrać mi się i wyjść z domu pobiegać. Jak już zacznę biec to nie mam problemu ale z mobilizacją juz u mnie gorzej. Z doświadczenia wiem, że po około 2-3 tygodniach intensywnego biegania mój organizm sam domaga się regularnej, intensywnej aktywności więc taki crushcourse z biegania w tygodniu przyspieszyłby cały proces. Poza tym 4.4 obchodzę swoje kolejne urodziny i chciałam sprawić sobie prezent(założyłam naturalnie że podołam wyzwaniu) w postaci wypełnionego wyzwania, osiągniecia czegoś czego nigdy wcześniej nie dokonałam. A tak naprawdę chciałam sprawdzić siebie i udowodnić że moje już stare kości jeszcze do czegoś sie nadają :P
1 kwietnia
Po tygodniu albo nawet 10 dniach niebiegania nogi same mnie niosły i czułam niesamowitą lekkość poruszania, wyruszyłam wcześnie rano więc to też na pewno ma znaczenie, byłam po prostu wypoczęta i świeża, tradycyjnie po ok 40 minutach przyszedł gorszy moment gdy zmeczenie zaczyna o sobie znać ale dzielnie dobiegam do domu. Około 15.00 dopadła mnie totalna niemoc i ucięłam sobie godzinną drzemkę.
2 kwietnia
Zapomniałam nastawić budzik i zwyczajnie nie zdążyłam wyjść pobiegać zanim maż pójdzie do pracy, po głowie chodziły mi myśli by sobie odpuścić ale ostatecznie ubrałam na siebie strój do biegania i poszłam biegać po tym jak odprowadziłam synka do przedszkola o godzinie 12.30, świeciło pięknie słońce ciepłe i przyjemne ale nie prażace i meczące, wiał lekki ciepły wiatr i choć nie biegło mi się jakoś rewelacyjnie lekko to cały czas zachwycałam się cudownością przyrody wokoło, słońce, ten lekki wiatr na twarzy właśnie gdy tego potrzebowałam, do domu dobiegłam resztka sił, ale byłam z siebie ogromnie dumna.
3 kwietnia
Budzik obudził mnie o 6.45 ale jak tylko zadzwonił już żałowała że go nastawiłam i przez 10 minut leżałam jak zabita po czym zdecydowałam się, że wstaję...musiałam mocno się motywować...przekonywać że przecież tak dobrze mi szło to moje wyzwanie. I pobiegłam i choć trochę sie boje by nie przeciążyć organizmu, zwłaszcza biodra( z którym miałam juz kiedyś problem) to szło mi świetnie. Na dworze ciepło około 8stopni, bez słońca. Przyjemnie. Znowu pozachwycałam się drzewami i krzewami obsypanymi zielonymi pąkami i kwiatami, posłuchałąm śpiewajacego ptactwa. Nawet nie zauważyłam kiedy dobiegłąm do domu ze sporym zapasem sił i możliwością przyspieszania. Duma rozpiera.
4 kwietnia
Urodziny. Dzień wcześniej postanowiłam że w urodziny pobiegnę aż na plażę jak to robiłam 2 lata temu. Dlatego musiałam wstać jeszcze wcześniej niż zazwyczaj by zmieścić sie w wyznaczonym czasie. I oczywiście muszelka na pamiątkę...dołączy do innych muszelek które zebrałam podczas moim wcześniejszych biegów. W drodze powrotenej odebrałam telefon od przyjaciółki który uskrzydlił mnie i dodał energii na cały dzień. Dobiegałam do domu prawie bez zmęczenia i ze sporym zapasem sił.
5 kwietnia
Mąż odprowadza małego do przedszkola więc mogłam pospać i iść pobiegać nie martwiąc się że muszę zdążyć jeszcze wziaść prysznic przed wyjściem z domu. Biegało się ok ale zrobił mi się odcisk na małym palcu lewej stopy no i czułam go cała godzinę. Niefajnie. Wiem, że moge nadal biegać jednak muszę cąły czas rozkładać ciężar ciała na druga stopę. Po drodze mijam znajome twarze wyprowadzajace swoich psich przyjaciół na spacer - pokrzepiajacy widok byc rozpoznawaną na trasie:)
6 kwietnia
Odcisk nadal daje o sobie znać, nogi jak z ołowiu, pogoda wspaniała. I nauczka dla mnie by przed bieganiem nie przeglądać skrzynki mejlowej...Nastrój zupełnie zrujnowany przez jedna niefajna wiadomość, zamiast cieszyć się bieganiem nad moją głowa unosiła się chmura czarnych myśli.
7 kwietnia
Odcisk, ołowiane nogi, nawet unoszenie ręki wydawało się problematyczne, po 30 minutach nastapiła poprawa i mogłam się cieszyć z biegania. Z wielką dumą ukończyłam wyzwanie:)
...8 kwietnia...całe szczęscie nie muszę biec, ale już 9 kwietnia znowu planuję ubrać buty do biegania i mam nadzieję ze uda mi się teraz co drugi dzień biegać:)
Podsumowując;
Mam 38 lat, zaczęłam biegać gdy mój synek miał 6 miesiecy i od zawsze biegam wcześnie rano zanim dziecko wstało a mąż wyszedł do pracy, nadal jest to moja ulubiona pora na bieganie
Biegam od prawie 3 lat
Od 2 lat jestem weganką
Obecnie biegam 1-2 razy w tygodniu dystans ok 10km,
Biegam w butach firmy Asics Cumulus 18,
Obowiazkowo czapka perforowana na głowie,
I paczka husteczek higienicznych gdzieś upchnieta w kieszeni lub za pasem
Ubranie do biegania w 100% z drugiej ręki
Bez stopera,
Bez smartfona z milionem aplikacji
Bez publiczności
Sama dla siebie
Kocham biegać.
Nadal.
Polecam.
Ja mogę, ty też dasz radę.
Pozadrawiam,
ABily
PS. Na zdjeciu wdzięczna Tradescantia, która tym lepiej rośnie im w mniejszą doniczkę ja wsadzę, gdyż roślina w małej doniczce wkłada energię w produkcję liści a nie korzeni:)