Agata postulowała o częstsze wpisy więc się mobilizuję i robię szybki update, co u nas słychać od poprzedniego tygodnia. *^v^*
Po pierwsze, mamy nowego członka rodziny!!!
W listopadzie Robert wciągnął się w jazdę na rowerze i prawie codziennie robił po 15-20 kilometrów, a ponieważ z początkiem grudnia znikają z ulic Warszawy rowery miejskie, to na urodziny dostał rower. *^V^*
W związku z tym komfort jazdy poprawił mu się o 200%, bo wiadomo, że porządnie dobrany do człowieka rower to nie to samo co pancerny ciężki rower miejski, który ma jedno zadanie - wytrzymać kilka sezonów pod każdym pasażerem w każdych warunkach drogowych i poza drogami, bo przecież wiadomo, że ludzie jeżdżą na nich w różnym terenie. Od razu uzupełniliśmy rower o kilka dodatków jak np.: sakwy na zakupy i teraz rozważamy, kiedy kupić drugi rower dla mnie, żebyśmy mogli jeździć sobie razem.
Problem podstawowy? Gdzie te rowery trzymać...
Na razie jeden rower stoi na balkonie, ale prowadzenie go tam i zabieranie stamtąd nie jest wcale wygodne, bo trzeba przejechać przez pół mieszkania i przeciskać się obok regału. Na drugi rower już nie ma tam za bardzo miejsca... Zaczynamy kombinować, jak przearanżować mieszkanie, żeby znalazło się w nim miejsce na dwa rowery, najlepiej jak najbliżej wejścia, żeby nie roznosić błota po mieszkaniu i żeby był do nich łatwy i szybki dostęp, bo wiadomo - jak trzeba się napracować, żeby jakieś urządzenie wydostać skądś i użyć, to nam się odechciewa korzystania z niego... Wózkarnia blokowa odpada, bo jest już pełna rowerów innych mieszkańców i ich dzieci, myślimy o zaczepach w piwnicy albo jakimś sposobie podwieszania rowerów pod sufitem w przedpokoju, ale w naszym mieszkanku wielkości znaczka pocztowego już i tak musimy lawirować między meblami, dodanie jeszcze dwóch rowerów to może być kropla przelewająca czarę zdroworozsądkowego życia.
Z innych wiadomości - zaczęłam ubierać podłaźniczkę a przy okazji naszły mnie różne przemyślenia dotyczące obchodzenia Bożego Narodzenia. No bo tak - całe życie była u mnie choinka, tradycyjne potrawy, nawet opłatek i sianko pod obrusem, ale... nie miało to w zasadzie nic wspólnego z wiarą katolicką. Mój tata był niewierzący, mama niby tak, ale niepraktykująca/wysyłająca dziecko do kościoła co niedzielę bo jej samej nie chciało się chodzić. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego właściwie obchodzimy katolickie święta i dekorujemy mieszkanie symbolami związanymi z tymi świętami, skoro nie ma to z nami wiele wspólnego. Równie dobrze mogliśmy wybrać jakieś święto hinduskie czy muzułmańskie, może dekoracje byłyby fajniejsze a równie nic nie znaczące... (nie mówiąc już o tym, że z Ameryki przyszły do nas nowe tradycje - świeckie piosenki świąteczne, Brzydkie Świąteczne Swetry czy opaski z rogami renifera, o, sama taką mam i dzwoneczki strasznie intrygują koty! >0<)
Kiedy założyliśmy z Robertem nasz dom, ustaliliśmy, że obydwoje nie jesteśmy w żaden sposób związani z wiarą katolicką (jeżeli już, to najbliższe naszemu światopoglądowi jest japońskie Shinto czyli wiara w wielobóstwo, w duchowość każdego przedmiotu czy drzewa, liścia, kamienia, itp). Ale te święta, te potrawy, ta choinka zawsze jakoś nam się plątały po kalendarzu, nasze rodziny organizowały święta - z przyzwyczajenia do rodzinnych spotkań i konkretnych potraw jedzonych właśnie wtedy a nie kiedy indziej w trakcie roku? I z dekoracjami, które cieszyły oko ale których symbolika nic dla mnie nie znaczy - aniołki, Mikołaj, szopka bożonarodzeniowa. Do dziś pamiętam słowa mojej mamy co roku w grudniu: "trzeba zorganizować święta!...", jakby to był niemiły obowiązek...
Kilka lat temu Robert zaproponował, żebyśmy w tym czasie roku dekorowali podłaźniczkę, czyli gałąź iglastą (albo czubek choinki) wieszaną przez Słowian na Szczodre Gody, święto Przesilenia Zimowego (później tradycja pomieszana z symboliką chrześcijańską, wyparta przez niemiecką dekorowaną dużą choinkę na początku XIX wieku). Ten pomysł przemawia do mnie dużo bardziej, bo odwołuje się do światopoglądu mi bliższego - do świata natury i sił nim rządzących. Daje też pewne ramy dla zamknięcia roku, symbolicznie określa czas przesilenia, zatoczenia koła czasu i nowego początku, kiedy dnia przybywa. Na mojej podłaźniczce z roku na rok coraz mniej szklanych bombek, wiszą gliniane zabawki, gwiazdy śniegowe, orzechy, suszone owoce. (Pokażę całość, jak skończę dekorowanie. I znajdę torbę z dzierganymi bombkami z zeszłego roku, gdzieś mi się zapodziała w piwnicy!.... *^w^*)
I zastanawiam się, w ilu domach w Polsce święta mają rzeczywiście podstawy religijne, ale takie prawdziwe a nie "wysyłam dzieci do kościoła bo samej mi się nie chce chodzić, przyjmuję księdza po kolędzie bo tak wypada i nazywam się katolikiem". Ile rodzin ubiera choinkę, bo to tak ładnie wygląda, a te dni świąteczne są wyłącznie pretekstem do narobienia się po pachy a potem objadania przy stole do rozpęku, a kolęd słucha się dla ładnej muzyki...
***
Robię kolejne eksperymenty chlebowe. Tym razem trafiłam na wieloziarnisty chleb, który jest niesamowicie smaczny!!! Mieszanką ziaren zależy od naszego smaku, u mnie były: płatki owsiane, ziarna słonecznika, pestki dyni, siemię lniane, czarny mak, biały sezam. Piekłam go już dwa razy i za drugim zmodyfikowałam sposób pieczenia, żeby wyszedł wysoki miękki bochenek, bo za pierwszym razem miałam zbity i płaski placek. Nie wiem, co było powodem, ale ciasto chlebowe wychodzi mi dość mokre a ponieważ nie dojrzewa przez noc w lodówce to nie ma szans na wypracowanie sztywnej formy i zachowanie jej po wrzuceniu do żeliwnego garnka. Może to być też kwestia rodzaju mąki, z każdego zboża i młyna może mieć trochę inne właściwości. Dlatego podaję też moją metodę pieczenia w foremce.
Chleb wieloziarnisty na zakwasie
(English original is here.)
Dzień 1, wieczór
W dużej misce wymieszaj zaczyn:
- 150 gm mąki pszennej gruboziarnistej
- 150 gm ciepłej wody
- 50 gm aktywnego zakwasu
W innej misce wymieszaj namaczankę:
- 150 gm dowolnej mieszanki ziaren
- 270 gm wrzącej wody
- 1 Ł miodu
Obydwie mieszanki przykryj folią i zostaw na blacie kuchennym do rana.
Dzień 2, rano
Połącz zaczyn, namaczankę i 350 g mąki chlebowej pszennej 730. Mieszaj mikserem z hakiem 2-3 minuty lub ręcznie ok. 5 minut.
Przykryj miskę z ciastem i odstaw na 30-60 minut (autoliza).
Godzinę później: rozpuść 15 gm soli w 25 gm wody i dodaj do ciasta, wyrabiaj przez kilka minut. Przykryj miskę i odstaw do wyrastania w ciepłym miejscu na 2 godziny.
2 godziny później: zacznij wyrabiać chleb metodą "stretch-and-fold" - zwilż dłonie i nabieraj ciasto z dna miski, wyciągnij je ku górze i złóż do środka miski, powtórz cztery razy na obwodzie obracając miskę o 90 stopni. Przykryj miskę i odstaw żeby odpoczęło.
Obchodź się z ciastem delikatnie!!! To już nie jest energiczne ugniatanie jak na początku podczas mieszania składników!!!
Składaj ciasto chlebowe w ten sposób cztery razy co 30 minut.
-->[2 godziny później: delikatnie uformuj bochenek, wykładając ciasto na obsypany mąką blat, złóż jego brzegi od zewnątrz do środka z czterech stron, przełóż bochenek do obsypanego mąką koszyka rozrostowego, przykryj odstaw do wyrastania na 60-90 minut. Chleb powinien osiągnąć ok. połowę więcej swojego rozmiaru.
W tym czasie - rozgrzej piekarnik do 250 stopni C, wstaw żeliwny garnek z pokrywką i zostaw do nagrzania (ok. 30 minut od momentu osiągnięcia nastawionej temperatury).
Pieczenie: przełóż chleb z koszyka rozrostowego na kawałek papieru do pieczenia, natnij wierzch, otwórz piekarnik, zdejmij pokrywkę z żeliwnego garnka, ostrożnie wrzuć bochenek do garnka trzymając za brzegi papieru do pieczenia, przykryj garnek pokrywką i piecz 15 minut w 250 st C.
Następnie zdejmij pokrywkę i piecz jeszcze 15-20 minut w tej samej temperaturze. ]<--
Powyżej w nawiasach kwadratowych przetłumaczyłam sposób pieczenia z oryginalnego przepisu, ale ja tak nie zrobiłam. Pierwsza próba upieczenia tego chleba z przerzuceniem go do żeliwnego gara skończyłam się pysznym ale zbitym i płaskim bochenkiem... Ten chleb nie ma szans na wyrobienie sobie sztywnej formy przez noc w lodówce, jest po prostu bardzo mokry i o ile pięknie urósł w koszyku rozrostowym, to po wrzuceniu do garnka stracił formę i się rozlał na szerokość garnka. Dlatego ja zrobiłam inaczej.
2 godziny później: delikatnie uformuj bochenek i przełóż chleb do wyłożonej papierem do pieczenia metalowej foremki chlebowej/pasztetowej. Pozostaw do wyrastania ma ok. 60 minut.
W tym czasie - włącz piekarnik, włóż do niego kamień do pieczenia pizzy albo blachę i nastaw na temp. 250 stopni C, kiedy piekarnik osiągnie tę temperaturę grzej go jeszcze co najmniej 30 minut (do 60 minut). Włóż wyrośnięty chleb w foremce do piekarnika, przykryj folią aluminiową i piecz 15 minut w 250 st C. Następnie zdejmij folię i piecz jeszcze 15-20 minut w temp. 230 stopni.
***
Na drutach na razie nic nowego, w skarpetkach osiągnęłam kostki, została mi ostatnia prosta do góry ale wcale nie zrobiło się szybciej, bo teraz kombinację warkoczy mam zarówno z przodu jak i z tyłu nogi. A nie są to łatwe intuicyjne warkocze tylko w każdym rzędzie mamy kombinację podwójnych i potrójnych przełożeń, do tego prawa i lewa skarpetka różnią się środkowym panelem, warkocze są w lustrzanym odbiciu!
Sweter Aco rośnie, brakuje mi teraz ok. 10 cm korpusu a potem już tylko rękawy. *^0^* Zaczynam planować kolejne projekty, ale nic na razie nie powiem, bo samą siebie chcę zmotywować, żeby skończyć jedno i dopiero potem zacząć kolejne!
Przybyło kilka akwarelowych ryb, pokażę jak zrobię skany. Tyle na dzisiaj, teraz zbieram się na zakupy, bo już po 12:00! Czeka mnie dziś zagniatanie nowego chleba, zakwas już pracuje od rana. *^v^*