Showing posts with label bread baking. Show all posts
Showing posts with label bread baking. Show all posts

Thursday, February 17, 2022

Tylko spokój może mnie uratować!

Idzie wiosna! *^O^*

Skąd wiem? Popatrzcie na zdjęcie poniżej: zimą nie zobaczylibyście Akiego! Fuki bardzo chętnie spędza jakiś czas na balkonie obserwując świat przez cały rok, ale Rudy zimą tylko nos wysuwał i wyraźnie było dla niego za zimno. Ale 9-go lutego chyba poczuł, że idzie ocieplenie spędził na szafce całe 20 minut! *^v^*

 


 

Nowy chlebek - od tygodnia co kilka dni nastawiam na noc chleb i rano piekę.

 

 

Nie mam jeszcze siły na kilkugodzinne zajmowanie się chlebem na zakwasie, przebijanie, itd, a taki całonocny sam się sobą zajmuje i jest pyszny! 



Powiem Wam, że jogowanie w tym domu nie jest łatwe. Nie dość, że miejsca mam w zasadzie tylko na matę, ale już nie na rozłożenie rąk na boki czy machanie nogami..., to dodatkowo jak tylko zaczynam ćwiczyć Aki się budzi i biegnie, żeby się przyłączyć! *^w^* Jak zaczynam w siadzie po turecku, to zwija się na moich kolanach, gorzej, jak zaczynam się ruszać i zmieniać pozycje - wtedy łazi i mruczy, ociera się, wali z byka w moje czoło, pokłada się na środku maty!......  Tylko spokój jogina może mnie wtedy uratować, hehe... ^^*~~


 

Przeczytałam książkę o której w komentarzu wspominała Ange76, mianowicie  - "Moja lewa joga" Pauliny Młynarskiej i jestem bardzo zaskoczona jej treścią, bo, hm... nie do końca rozumiem czy jest to książka o jodze czy rozliczenie się pani Młynarskiej z traumami z dzieciństwa/telewizją (prorządowa i antyrządową)/polską sceną polityczną/mężczyznami/innymi nauczycielami jogi/resztą świata... Owszem, pisze o rzeczach trudnych i ważnych, i w wielu punktach popieram jej poglądy, ale jestem zaskoczona, jak wiele jest w tej kobiecie agresji i złości, mam wrażenie, że gdyby mogła to złapałaby za kij i waliła na oślep... Za to w bardzo ciekawy sposób tłumaczy jamy i nijamy, czyli filozoficzne podstawy jogi. Polecam Wam też książkę o jodze Natalii Knopek - nauczycielki Jogi w Domu pt.: "Dlaczego joga. Stań ze mną na macie".




Polecajki!

Nie pamiętam, czy to już pokazywałam, więc pokazuję teraz - miód akacjowy mieszany z herbatą matcha. Kupiłam na próbę i to jest bardzo smaczne! Czasami z przyjemnością piję zieloną herbatę słodzoną więc dodatek miodu jest tu jak najbardziej na miejscu!



A tu coś praktycznego - używałam wielu ekologicznych płynów do naczyń ale żaden nie zadowalał mnie w stu procentach. Nie zgadzam się na używanie płynu, którym muszę myć talerze dwa, trzy razy, bo pierwsze mycie niewiele daje... Aż trafiłam na płyny do naczyń marki Yope

 


 

Znałam już ich mydła w płynie (świetne) i kremy do rąk (paskudne zapachy...), więc miałam jakiś obraz ich produktów. Najpierw kupiłam płyn ogórkowy, potem bergamotkę. Niedawno kupiłam trzylitrowy zapas i dolewam do butelki na zlewie. Bardzo podobają mi się zapachy, ale co ważniejsze - bardziej podoba mi się ich działanie - porządnie rozpuszczają tłuszcz i nie muszę myć naczyń kilkakrotnie! *^V^*

 


 

A na koniec coś słodkiego. Dosłownie! *^v^* Poszliśmy z wizytą do cioci, a ciocia po obiedzie podała ciasto i herbatę, a do herbaty - płatki róży w syropie!!! Ojacie, jakie to jest pyszne!!! *^O^*~~~~

 



 

Producent to Mazurskie Słoiki i kupicie je online (polecam sklep W Szuwarach, błyskawiczna wysyłka!), kilka łyżeczek różanego syropu i plasterek cytryny robią ze zwyczajnej herbaty bajkę! *^-^*~~~


Tyle na dzisiaj, następnym razem jest szansa na rękodzieło! Kupiłam bowiem kilka notesów Midori i chciałam do nich dokupić okładkę. Wybrałam sobie jedną całkiem piękną z sklepie Midori w Japonii i nawet wysyłają do Polski, ale Fedexem, i wysyłka wyniosłaby więcej niż cena tej okładki!..... >< Poza tym, ja mam dwa grube notesy i jeden cienki, taka autorska kombinacja która mogłaby się nie zmieścić w standardową okładkę. No to postanowiłam spróbować samemu uszyć sobie coś takiego - pierwsze próby zakończyły się porażką, bo pracowałam z softshellem - za cienki na jedną warstwę, za gruby na ładne równe podkładanie brzegów... Ale wpadło mi do głowy, że mogę użyć grubego filcu, zamelduję o rezultatach! *^v^*

 


Monday, May 31, 2021

Zimny maj!

Maj dobiegł końca i dobrze, bo nie będę go szczególnie miło wspominać. 

 


 

Po pierwsze, zeszłoroczny majowy wyjazd do Japonii przełożyliśmy na maj 2021, i niestety znowu nic z tego nie wyszło... Pandemia się ciągnie jak flaki z olejem, granice (które nas interesują) wciąż pozamykane dla turystów, a co najgorsze - sama Japonia, stawiana w zeszłym roku za przykład kraju, który tak świetnie radzi sobie z koronawirusem, bo ma mało zachorowań, i w ogóle, okazuje się kompletnie nieogarnięta jeśli chodzi o zaszczepienie Japończyków (brak sprawnie działającej infrastruktury) czy organizację służby zdrowia. Do tego zbliżają się przełożone o rok Igrzyska Olimpijskie, wobec których narasta coraz większy sprzeciw społeczny (nawet do 80% pytanych jest na "nie") - czemu się specjalnie nie dziwię, skoro obecnie zaszczepionych jest ok. 5% Japończyków i to z grupy 65+, a co z kolejnymi rocznikami nie wiadomo. Podczas, gdy wycofują się wolontariusze i brak jest wystarczającej ilości personelu medycznego do zabezpieczenia potrzeb okołoolimpijskich, władze miotają się, żeby ogarnąć wszystko i jednak zorganizować te Igrzyska, bo w grę wchodzą olbrzymie pieniądze, a wypowiedzi padające z ust władz MKO-lu w rodzaju "Igrzyska się na pewno odbędą! Wszyscy musimy coś poświęcić dla zorganizowania igrzysk w tym roku za wszelką cenę!" wywołują tylko kolejne fale protestów ze strony obywateli Japonii, którzy pytają pana Bacha co na przykład on osobiście zamierza poświęcić, bo w ich przypadku może to być zdrowie albo życie, kiedy do nie zaszczepionej Japonii bez wystarczającego zaplecza szpitalnego przyjedzie 15 000 sportowców i 90 000 ludzi z ekip/sędziów/itd z najróżniejszych krajów... Inna sprawa, że myślę sobie, że te Igrzyska będą niesamowicie smutne, to zawsze był festiwal sportu ale też kultury danego kraju, a już wiadomo, że Japonia nie wpuści do kraju widzów zagranicznych, w czerwcu zdecydują, czy pozwolić miejscowym widzom wejść na trybuny stadionów, a sportowcy dostali już wytyczne, że będą się poruszać wyłącznie między Wioską Olimpijską a obiektami sportowymi bez możliwości wyjścia na miasto, zwiedzenia czegokolwiek, i bez kontaktów z innymi ekipami. No i tak...

Poza tym, to był wyjątkowo zimny maj! Zwiedziona którymś cieplejszym dniem zmieniłam nam kołdrę na letnią i to był błąd, bo kaloryfery już nie grzeją a ja w nocy marznę, dorzucając na cieniutką kołderkę grubości prześcieradła narzutę (i jak tak dalej pójdzie, to rozważę jeszcze wełniany koc!...) Rowerowo maj nie był tak bogaty jak kwiecień, jeździłam w zasadzie tylko wtedy, kiedy musiałam coś załatwiać na mieście czy zrobić zakupy, mało robiliśmy wycieczek krajobrazowych. Pierwszy tydzień był zimny, mokry i wietrzny, a ponieważ 6 i 9 maja mieliśmy pierwsze dawki szczepionki, to nie chcieliśmy się pozaziębiać przed szczepieniem i odpuściliśmy rower. Potem do końca miesiąca "chodziły" po nas mniejsze i większe katary, i tylko Robert cisnął, żeby znowu zrobić 400 km, ja nie byłam taka twarda. W ogóle, kwiecień i maj pokazały nam jedną rzecz - jeżdżenie na rowerze jest super, można pojechać na wycieczki w piękne miejsca i załatwić dużo spraw bez korzystania z komunikacji miejskiej/samochodu, ale 400 km/miesiąc to nasza górna granica do przejechania. Rower jest fajny, ale jeżdżenie zabiera dużo czasu, a my nie jesteśmy rowerowymi fanatykami, nie budzimy się z nadzieją na jeżdżenie na rowerze i nie kładziemy spać planując kolejne trasy. Mamy też inne zainteresowania, na które chcemy poświęcać czas, a przecież pojechanie na wycieczkę rowerową to nie tylko czas na siodełku - to przygotowania sprzętu i wybór trasy, ubranie się i wyposażenie, a po jeździe - zadbanie o rower (czyszczenie, oliwienie łańcucha, itp), pranie, prysznic. 

Projekt remont zaczyna wchodzić w fazę realizacji - dostaliśmy już wstępną wycenę podstawowych prac remontowych, teraz musimy spotkać się z naszą firmą, ustalić konkrety (chcemy dokonać kilku zmian w kosztorysie) i podpisać umowę. I oczywiście przekazać klucze, żeby prace się rozpoczęły! To jeszcze nie jest ten fajny etap wybierania czegokolwiek (oprócz okien, które też wymieniamy), na razie będzie burzenie ścian, zrywanie starych podłóg, skuwanie kafelków, usuwanie kuchni i łazienki. 

Z innych wiadomości - piekarnik Amica na razie nadal działa. Nie wiem, czy się cieszyć, bo po dłuższym użytkowaniu wiem, że dokonałam złego wyboru - po prostu ten piekarnik nie jest wygodny w obsłudze! Ma dwa pokrętła - jednym wybiera się rodzaj grzania - drugim ustawia temperaturę albo czas pracy. Żeby ustawić temperaturę, trzeba dość długo przyciskać przycisk z symbolem termometru, żeby na wyświetlaczu wartość temperatury zaczęła migać i wtedy pokrętłem możemy ją zwiększyć/zmniejszyć. Tak samo z czasem - mocno i dość długo naciskamy przycisk z symbolem zegara aż wartość zacznie migać, wtedy pokrętłem ustawiamy czas. I kiedy piszę "długo naciskamy" to nie jest to moje marudzenie, tylko jest to naprawdę zauważalnie długo, nie pyk! i już, tylko trzeba docisnąć i poczekać z 5 sekund, a jeszcze są chwile, kiedy najwyraźniej nie trafiam idealnie w pole przycisku i nic się nie dzieje, muszę naciskać ponownie... (mam porównanie z pralko-suszarką marki Haier z podobnym dotykowym wyświetlaczem, tam jest tylko muśnięcie i pralka włączona, funkcja wybrana, tutaj trzeba mieć ciężką rękę!...) Gdy ustawimy rozgrzanie piekarnika do danej temperatury, na wyświetlaczu pojawi się kropka oznaczająca, że piecyk się nagrzewa. Gdy dojdzie do zadanej temperatury, kropka gaśnie. Czego się tu czepiam? A tego, że nie daje żadnego sygnału dźwiękowego!!! Włączam piekarnik, krzątam się po kuchni, coś gotuję albo dokańczam danie do wstawienia do piecyka i co chwilę muszę patrzeć czy piekarnik już mi się rozgrzał!... Ostatnio Robert poczuł się nieswojo, bo usiadłam obok niego na kanapie i co chwilę zerkałam mu przez ramię do kuchni, a ja po prostu pilnowałam, czy piecyk już się nagrzał i czy mogę wstawiać precle!...

 

Pizza pieczona w 280 stopniach. To znaczy, do takiej temperatury rozgrzał się piekarnik, a kiedy otworzyłam drzwi, żeby błyskawicznie wsunąć pizzę do środka, schłodził się do 254 C i zajęło mu dobre kilka minut, żeby znowu dociągnąć do tych 280 stopni.....


No i kwestia wyświetlacza - potrafi on wyświetlić tylko jedną rzecz na raz - albo aktualną godzinę albo temperaturę w piekarniku. Jeśli chcemy sprawdzić, ile zostało czasu do końca pieczenia, trzeba nacisnąć przycisk z zegarem - wtedy na chwilę pokaże się czas pieczenia jaki pozostał, ALE zaraz z powrotem zmienia się na temperaturę albo aktualną godzinę, co tam mieliśmy akurat wybrane. I to jest dla mnie niewygodne, wolałabym widzieć kilka parametrów na raz, a nie co jakiś czas sprawdzać, ile mi zostało do końca pieczenia! Jest jeszcze jedna funkcja, którą jak ten głupek zachwyciłam się przed zakupem, ale poznałam jej wadę - piekarnik ma opcję "otwieranie drzwi łokciem" i to rzeczywiście działa, zamiast ciągnąć za rączkę stuka się lekko łokciem w uchwyt i drzwi same się otwierają na oścież. Nie musimy otwierać piekarnika dłonią a dopiero potem sięgać po blachę do wstawienia. Jednak... żeby taka funkcja działała, drzwi nie mają zawiasów, które można zblokować w dowolnym ustawieniu, bo przecież by się same nie otwierały! Więc nie ma mowy o pozostawieniu czegoś do wystygnięcia (np.: Pawłowej) w uchylonym piekarniku, bo nie da się tych drzwi trochę uchylić, można je tylko zamknąć albo całkowicie otworzyć.

Także tak to wygląda.... Oczywiście do nowego mieszkania mam już wybrany nowy piekarnik z zupełnie innej firmy!!! *^w^*

 

 ***

Mam dla Was nowy przepis na chleb słodowy od niezawodnej Vildy Surdegen. Chleb jest łatwy, w smaku treściwy, słodkawy, bardzo ciekawa alternatywa dla zwyczajnego razowca. 

 



Na 3 bochenki

Rano dokarm zakwas żeby mieć gotowe 300g aktywnego zakwasu.

300g słodu żytniego (użyłam jęczmiennego, bo taki miałam w domu)
120g płatków owsianych
60g mąki pszennej pełnoziarnistej 2000
160g mąki żytniej pełnoziarnistej
600g mąki pszennej chlebowej 750
1tbsp soli

- wymieszaj suche składniki w dużej misce.

1000g wody w temp. pokojowej
450g melasy (użyłam tej z morwy)
300g zakwasu
- w drugiej misce wymieszaj wodę z melasą i zakwasem.


Dodaj mieszankę płynną do suchych składników, wymieszaj porządnie szpatułką. Wyłóż trzy podłużne foremki papierem do pieczenia.

Wlej ciasto do foremek, ok. 1kg do każdej, przykryj i odstaw do wyrastania/dojrzewania w ciepłe miejsce (27°C na 8 godz. lub 24°C 12 godz.) 

Piecz 15 min w 200°C, zmniejsz temperaturę do 175°C i dopiekaj chleb jeszcze przez ok. 1 godz. 15 minut.


3 Ł melasy/miodu
3 Ł wody

Wymieszaj melasę z wodą, posmaruj wyjęte z piekarnika bochenki. Przykryj i pozwól im stygnąć 2 godziny w formach, następnie wyjmij chleb na kratkę i wystudź do końca. 

 


 

***

W czerwcu czeka nas początek prac remontowych, na ten miesiąc przypada też nasza rocznica ślubu i z tej okazji postanowiliśmy wyjechać na weekend do miejsca, które jest superturystyczne a ja jeszcze nigdy tam nie byłam! *^o^* Ale to w drugiej połowie miesiąca, a najpierw druga dawka szczepionek, pogoda mam nadzieję się poprawi i będzie więcej rowerowania dla przyjemności i pikników z przyjaciółmi! (jeden już był w maju) *^v^* Oraz czekam na truskawki! Bo szparagi już są! *^V^*


Monday, December 07, 2020

Chleb i rowery dwa

Agata postulowała o częstsze wpisy więc się mobilizuję i robię szybki update, co u nas słychać od poprzedniego tygodnia. *^v^*
Po pierwsze, mamy nowego członka rodziny!!!
W listopadzie Robert wciągnął się w jazdę na rowerze i prawie codziennie robił po 15-20 kilometrów, a ponieważ z początkiem grudnia znikają z ulic Warszawy rowery miejskie, to na urodziny dostał rower. *^V^*
 
 

 

W związku z tym komfort jazdy poprawił mu się o 200%, bo wiadomo, że porządnie dobrany do człowieka rower to nie to samo co pancerny ciężki rower miejski, który ma jedno zadanie - wytrzymać kilka sezonów pod każdym pasażerem w każdych warunkach drogowych i poza drogami, bo przecież wiadomo, że ludzie jeżdżą na nich w różnym terenie. Od razu uzupełniliśmy rower o kilka dodatków jak np.: sakwy na zakupy i teraz rozważamy, kiedy kupić drugi rower dla mnie, żebyśmy mogli jeździć sobie razem. 
Problem podstawowy? Gdzie te rowery trzymać... 

Na razie jeden rower stoi na balkonie, ale prowadzenie go tam i zabieranie stamtąd nie jest wcale wygodne, bo trzeba przejechać przez pół mieszkania i przeciskać się obok regału. Na drugi rower już nie ma tam za bardzo miejsca... Zaczynamy kombinować, jak przearanżować mieszkanie, żeby znalazło się w nim miejsce na dwa rowery, najlepiej jak najbliżej wejścia, żeby nie roznosić błota po mieszkaniu i żeby był do nich łatwy i szybki dostęp, bo wiadomo - jak trzeba się napracować, żeby jakieś urządzenie wydostać skądś i użyć, to nam się odechciewa korzystania z niego... Wózkarnia blokowa odpada, bo jest już pełna rowerów innych mieszkańców i ich dzieci, myślimy o zaczepach w piwnicy albo jakimś sposobie podwieszania rowerów pod sufitem w przedpokoju, ale w naszym mieszkanku wielkości znaczka pocztowego już i tak musimy lawirować między meblami, dodanie jeszcze dwóch rowerów to może być kropla przelewająca czarę zdroworozsądkowego życia. 
 



Z innych wiadomości - zaczęłam ubierać podłaźniczkę a przy okazji naszły mnie różne przemyślenia dotyczące obchodzenia Bożego Narodzenia. No bo tak - całe życie była u mnie choinka, tradycyjne potrawy, nawet opłatek i sianko pod obrusem, ale... nie miało to w zasadzie nic wspólnego z wiarą katolicką. Mój tata był niewierzący, mama niby tak, ale niepraktykująca/wysyłająca dziecko do kościoła co niedzielę bo jej samej nie chciało się chodzić. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego właściwie obchodzimy katolickie święta i dekorujemy mieszkanie symbolami związanymi z tymi świętami, skoro nie ma to z nami wiele wspólnego. Równie dobrze mogliśmy wybrać jakieś święto hinduskie czy muzułmańskie, może dekoracje byłyby fajniejsze a równie nic nie znaczące... (nie mówiąc już o tym, że z Ameryki przyszły do nas nowe tradycje - świeckie piosenki świąteczne, Brzydkie Świąteczne Swetry czy opaski z rogami renifera, o, sama taką mam i dzwoneczki strasznie intrygują koty! >0<)

Kiedy założyliśmy z Robertem nasz dom, ustaliliśmy, że obydwoje nie jesteśmy w żaden sposób związani z wiarą katolicką (jeżeli już, to najbliższe naszemu światopoglądowi jest japońskie Shinto czyli wiara w wielobóstwo, w duchowość każdego przedmiotu czy drzewa, liścia, kamienia, itp). Ale te święta, te potrawy, ta choinka zawsze jakoś nam się plątały po kalendarzu, nasze rodziny organizowały święta - z przyzwyczajenia do rodzinnych spotkań i konkretnych potraw jedzonych właśnie wtedy a nie kiedy indziej w trakcie roku? I z dekoracjami, które cieszyły oko ale których symbolika nic dla mnie nie znaczy - aniołki, Mikołaj, szopka bożonarodzeniowa. Do dziś pamiętam słowa mojej mamy co roku w grudniu: "trzeba zorganizować święta!...", jakby to był niemiły obowiązek...

Kilka lat temu Robert zaproponował, żebyśmy w tym czasie roku dekorowali podłaźniczkę, czyli gałąź iglastą (albo czubek choinki) wieszaną przez Słowian na Szczodre Gody, święto Przesilenia Zimowego (później tradycja pomieszana z symboliką chrześcijańską, wyparta przez niemiecką dekorowaną dużą choinkę na początku XIX wieku). Ten pomysł przemawia do mnie dużo bardziej, bo odwołuje się do światopoglądu mi bliższego - do świata natury i sił nim rządzących. Daje też pewne ramy dla zamknięcia roku, symbolicznie określa czas przesilenia, zatoczenia koła czasu i nowego początku, kiedy dnia przybywa. Na mojej podłaźniczce z roku na rok coraz mniej szklanych bombek, wiszą gliniane zabawki, gwiazdy śniegowe, orzechy, suszone owoce. (Pokażę całość, jak skończę dekorowanie. I znajdę torbę z dzierganymi bombkami z zeszłego roku, gdzieś mi się zapodziała w piwnicy!.... *^w^*)

I zastanawiam się, w ilu domach w Polsce święta mają rzeczywiście podstawy religijne, ale takie prawdziwe a nie "wysyłam dzieci do kościoła bo samej mi się nie chce chodzić, przyjmuję księdza po kolędzie bo tak wypada i nazywam się katolikiem". Ile rodzin ubiera choinkę, bo to tak ładnie wygląda, a te dni świąteczne są wyłącznie pretekstem do narobienia się po pachy a potem objadania przy stole do rozpęku, a kolęd słucha się dla ładnej muzyki...

 

 ***

Robię kolejne eksperymenty chlebowe. Tym razem trafiłam na wieloziarnisty chleb, który jest niesamowicie smaczny!!! Mieszanką ziaren zależy od naszego smaku, u mnie były: płatki owsiane, ziarna słonecznika, pestki dyni, siemię lniane, czarny mak, biały sezam. Piekłam go już dwa razy i za drugim zmodyfikowałam sposób pieczenia, żeby wyszedł wysoki miękki bochenek, bo za pierwszym razem miałam zbity i płaski placek. Nie wiem, co było powodem, ale ciasto chlebowe wychodzi mi dość mokre a ponieważ nie dojrzewa przez noc w lodówce to nie ma szans na wypracowanie sztywnej formy i zachowanie jej po wrzuceniu do żeliwnego garnka. Może to być też kwestia rodzaju mąki, z każdego zboża i młyna może mieć trochę inne właściwości. Dlatego podaję też moją metodę pieczenia w foremce.

Chleb wieloziarnisty na zakwasie

(English original is here.) 

 



Dzień 1, wieczór

W dużej misce wymieszaj zaczyn:

  • 150 gm mąki pszennej gruboziarnistej
  • 150 gm ciepłej wody
  • 50 gm aktywnego zakwasu

W innej misce wymieszaj namaczankę:

  • 150 gm dowolnej mieszanki ziaren
  • 270 gm wrzącej wody
  • 1 Ł miodu

Obydwie mieszanki przykryj folią i zostaw na blacie kuchennym do rana. 

 


 

Dzień 2, rano

Połącz zaczyn, namaczankę i 350 g mąki chlebowej pszennej 730. Mieszaj mikserem z hakiem 2-3 minuty lub ręcznie ok. 5 minut.

Przykryj miskę z ciastem i odstaw na 30-60 minut (autoliza).

Godzinę później: rozpuść 15 gm soli w 25 gm wody i dodaj do ciasta,  wyrabiaj przez kilka minut. Przykryj miskę i odstaw do wyrastania w ciepłym miejscu na 2 godziny.

2 godziny później: zacznij wyrabiać chleb metodą "stretch-and-fold" - zwilż dłonie i nabieraj ciasto z dna miski, wyciągnij je ku górze i złóż do środka miski, powtórz cztery razy na obwodzie obracając miskę o 90 stopni. Przykryj miskę i odstaw żeby odpoczęło.

Obchodź się z ciastem delikatnie!!! To już nie jest energiczne ugniatanie jak na początku podczas mieszania składników!!! 

Składaj ciasto chlebowe w ten sposób cztery razy co 30 minut.

-->[2 godziny później: delikatnie uformuj bochenek, wykładając ciasto na obsypany mąką blat, złóż jego brzegi od zewnątrz do środka z czterech stron, przełóż bochenek do obsypanego mąką koszyka rozrostowego, przykryj odstaw do wyrastania na 60-90 minut. Chleb powinien osiągnąć ok. połowę więcej swojego rozmiaru.

W tym czasie - rozgrzej piekarnik do 250 stopni C, wstaw żeliwny garnek z pokrywką i zostaw do nagrzania (ok. 30 minut od momentu osiągnięcia nastawionej temperatury). 

Pieczenie: przełóż chleb z koszyka rozrostowego na kawałek papieru do pieczenia, natnij wierzch, otwórz piekarnik, zdejmij pokrywkę z żeliwnego garnka, ostrożnie wrzuć bochenek do garnka trzymając za brzegi papieru do pieczenia, przykryj garnek pokrywką i piecz 15 minut w 250 st C.

Następnie zdejmij pokrywkę i piecz jeszcze 15-20 minut w tej samej temperaturze. ]<--

Powyżej w nawiasach kwadratowych przetłumaczyłam sposób pieczenia z oryginalnego przepisu, ale ja tak nie zrobiłam. Pierwsza próba upieczenia tego chleba z przerzuceniem go do żeliwnego gara skończyłam się pysznym ale zbitym i płaskim bochenkiem... Ten chleb nie ma szans na wyrobienie sobie sztywnej formy przez noc w lodówce, jest po prostu bardzo mokry i o ile pięknie urósł w koszyku rozrostowym, to po wrzuceniu do garnka stracił formę i się rozlał na szerokość garnka. Dlatego ja zrobiłam inaczej.

2 godziny później: delikatnie uformuj bochenek i przełóż chleb do wyłożonej papierem do pieczenia metalowej foremki chlebowej/pasztetowej. Pozostaw do wyrastania ma ok. 60 minut. 

W tym czasie - włącz piekarnik, włóż do niego kamień do pieczenia pizzy albo blachę i nastaw na temp. 250 stopni C, kiedy piekarnik osiągnie tę temperaturę grzej go jeszcze co najmniej 30 minut (do 60 minut). Włóż wyrośnięty chleb w foremce do piekarnika, przykryj folią aluminiową i piecz 15 minut w 250 st C. Następnie zdejmij folię i piecz jeszcze 15-20 minut w temp. 230 stopni.



***


 

Na drutach na razie nic nowego, w skarpetkach osiągnęłam kostki, została mi ostatnia prosta do góry ale wcale nie zrobiło się szybciej, bo teraz kombinację warkoczy mam zarówno z przodu jak i z tyłu nogi. A nie są to łatwe intuicyjne warkocze tylko w każdym rzędzie mamy kombinację podwójnych i potrójnych przełożeń, do tego prawa i lewa skarpetka różnią się środkowym panelem, warkocze są w lustrzanym odbiciu!

Sweter Aco rośnie, brakuje mi teraz ok. 10 cm korpusu a potem już tylko rękawy. *^0^* Zaczynam planować kolejne projekty, ale nic na razie nie powiem, bo samą siebie chcę zmotywować, żeby skończyć jedno i dopiero potem zacząć kolejne!

Przybyło kilka akwarelowych ryb, pokażę jak zrobię skany. Tyle na dzisiaj, teraz zbieram się na zakupy, bo już po 12:00! Czeka mnie dziś zagniatanie nowego chleba, zakwas już pracuje od rana. *^v^*

Monday, November 30, 2020

Chleb i skarpetki

 

Znowu dziś zaczynamy od chleba. Ponownie sięgnęłam po przepis Vildy Surdegen na chleb pszenny z mąką zaparzaną, udało mi się zrobić ładne nacięcia, a i tak w jednym miejscu nastąpił niekontrolowany wybuch ciasta na początku pieczenia, złapałam to na zdjęciu! Wyrastany w lodówce w koszyku rattanowym wyłożonym obficie obsypaną mąką pszenną ściereczką kuchenną, w ten sposób mam pewność, że ciasto nie przylgnie mi do koszyka. Pyszny, chrupiąca skórka, zwarty "kanapkowy", nieustannie polecam!

Today bread again. I reached for the recipe I used before, the scalded wheat by Vilda Surdegen. I made nice cuts and took the photos of the uncontrolled burst of batter just after it went into the oven! I retarded the bread in the fridge in the basket lined with generously dusted with flour kitchen towel, in this way I am sure nothing sticks to the basket. Delicious, crunchy crust, dense "sandwich" bread, I highly recommend!




Zrobiłam też dwie pary skarpet na drutach. 

I made two new pairs of socks.

Skarpetki "Gotika" autorstwa Swietłany. Kiedy zobaczyłam te skarpetki na jej Instagramie od razu zaczęłam szukać wzoru. Jak go kupić? Trzeba napisać bezpośrednio do autorki (niestety nie ma jej na Ravely), zapłacić można poprzez Paypal, a wzór dostaje się mailem.

First are "Gotika" by Svietlana. When I saw the pattern I immediately wanted to knit them and I started to look how to buy it. You have to contact the author directly because she doesn't sell on Ravelry, you can pay by Paypal and you'll get the pattern by email.




Wzór jest w języku rosyjskim, ale jeśli ktoś nie zna tego języka a dziergał już kiedyś skarpetki, to nie będzie miał problemów, ażur/warkocze są rozrysowane na schemacie a reszta (pięta, palce) jest oczywista i bez niespodzianek. Dodatkowo, warkocze są intuicyjne i prowadzą nas przez kolejne rzędy. Dziergałam z włóczki Malabrigo Sock w kolorze Teal Feather.

The pattern is in Russian but even if you don't know the language you can knit them. The lace/cable part is charted and the rest (heel, toes) is rather obvious as for a sock. Additionally, the cables are intuitional and they lead you row by row. I used Malabrigo Sock yarn in the shade Teal Feather.







Drugie to mój własny projekt związany z listopadowym turniejem sumo - skarpetki "Hakkiyoy!" według wzoru Meida's Nancy Bush. Dziergałam z włóczki Merino Sock farbowanej przez Makunkę w kolorze Rajskie Jabłuszko

The second pair is my project connected with the November sumo tournament I called "Hakkiyoy!" which is Meida's by Nancy Bush. I used Merino Socks handdyed from online shop by my friend.

 


Wzory na skarpetkach przypominają mi elementy związane z sumo:
- 軍配 (gunbai) wachlarz trzymany przez sędziego 行司 (gyouji) 
- warkocze są niczym 俵 (tawara) - słomiane plecionki umieszczone na ringu 土俵 (dohyou) 
- tekstura pięty przypomina mi matę 畳 (tatami)
- skarpetki są w różnych odcieniach różu bo zawodnicy 力士(rikishi) występują prawie nago i, no cóż, są właśnie w różnych kolorach różu *^v^*
- zmieniłam pełne palce na takie podzielone do noszenia skarpetek z japońskimi klapkami 下駄 (geta)


The patterns on the socks remind me of some elements of sumo:
- 軍配 (gunbai) - the fan-like paddle that is held by the 行司 (gyouji) sumo referee
- cable reminds me of the 俵 (tawara) straw ropes placed on the 土俵 (dohyou) sumo ring
- the texture of the heel reminds me the 畳 (tatami) floor
- socks are in different shades of pink because 力士(rikishi) wrestlers are almost naked and well, in different shades of pink *^v^*
- I changed the full toes into the ones perfect to wear with 下駄 (geta) Japanese traditional flip-flops.






 

I tyle z moich twórczych osiągnięć z ostatniego czasu, nerwy trochę mi się odbiły na zdrowiu i poza dzierganiem walczyłam z bólami żołądka... Powiem Wam, że Zespół Drażliwego Jelita, który mam od dziecka, jest niefajny i potrafi uderzyć w niespodziewanym momencie! >0< Gotowałam lekko strawne posiłki, na przykład japońską zupę z regionu Honjo o nazwie tsumikko - warzywny bulion (u mnie z dodatkiem klopsików z kurczaka), z... kluskami kładzionymi albo wielkimi zacierkami, jak zwał tak zwał! *^O^* Robi się je tak jak nasze kluchy, z mąki, soli i wody, rwie się palcami dość spore kawałki i wrzuca na chwilę na wrzątek. 

That's all I created recently, apart from baking and knitting socks I've been fighting my Irritable Bowel Syndrom... I really hate having this stress illness since childhood, it strikes unexpectedly and gives a strong pain in the stomach. >0< I've been cooking light meals easy to digest, for example Japanese soup from Honjo town called tsumikko - a broth full of vegetables, with chicken meatballs, and with dumplings made from flour/salt and water, very similar to Polish dumplings we add to soups. *^O^*

 

 

Na drutach mam teraz nowe skarpetki - dużo skomplikowanych warkoczy, więc trochę potrwa zanim skończę, oraz sweter dziergany od góry (w którym osiągnęłam już podbiuście ^^*~~). Ale o tym pewnie następnym razem.

Currently on my needles I have a new pair of socks, heavily cabled, so it'll take me some time to finish, and the top down pullover (I reached underbust line already ^^*~~). More about them probably next time.


Monday, November 16, 2020

Chleb i ryby


 

Zacznijmy od chleba, bo z kromką w dłoni lepiej się czyta i ogląda zdjęcia! ^^*~~

Let's start with bread because it's much nicer to read with a slice of bread in your hand! ^^*~~ 

 


Wróciłam niedawno do zgłębiania tematu porządnego chleba na zakwasie. (pewnie dlatego, że im bardziej się denerwuję, tym bardziej rzucam się w wir skomplikowanych przedsięwzięć co zajmuje mi ręce i głowę, a powodów do nerwów było ostatnio w kraju sporo...)

Recently I went back to the subject of a good sourdough bread. (maybe because when I'm nervous I start doing complicated things that occupy my hands and my head, and we had quite a lot of reasons for a nervous atmosphere in Poland nowadays...)

 



Znalazłam kolejny fajny przepis i dzielę się nim z Wami, nazywa się foolproof (głupkoodporny ^^*~~) i o ile będziemy postępować według przepisu to na pewno się uda! Poniżej zamieszczam moją wersję przepisu tak jak ja robiłam ten chleb.

I found a new great recipe that's called "foolproof" which means it really is easy to follow and guarantees a success. Let me give you the link to the English version here, below you'll find my Polish version.

 

Dzień 1, godz. 9 rano 

(jeśli trzymaliśmy nieużywany zakwas w lodówce, to powinien przed dokarmieniem ogrzać się na blacie kuchennym ok. 2 godzin)

- dokarmienie zakwasu: do 1 ł zakwasu dodajemy 200 ml wody w temp. pokojowej, mieszamy dokładnie do rozpuszczenia zakwasu, dodajemy 200 g mąki żytniej, mieszamy porządnie, zostawiamy do czasu aż zakwas zacznie porządnie pracować (do pojawienia się dużych bąbli powietrza, czas zależy od mocy Waszego zakwasu, od temperatury w mieszkaniu, jest to kilka godzin)

 



godz. 14:00

W dużej misce mieszamy dokładnie trzepaczką:

- 200 g aktywnego zakwasu

- 680 ml wody w temp. pokojowej

Kiedy już zakwas rozpuści się w wodzie dodajemy:

- 900 g mąki pszennej chlebowej

- 100 g mąki pszennej razowej

Jeśli zrobi się zbyt trudno mieszać trzepaczką, przechodzimy na szpatułkę silikonową, drewnianą łyżkę albo na własne dłonie. Ciasto nie musi być porządnie wyrobione, wystarczy, że będzie wymieszane i cała mąka połączy się z wodą. 

Zostawiamy mieszankę w spokoju na 30 minut, pod przykryciem.

 

14:30

Na powierzchnię ciasta sypiemy równomiernie 24 g soli, dolewamy 50 ml wody, żeby sól łatwiej się rozpuściła i rozprowadziła w cieście.

Czas na pierwsze zagniatanie metodą "stretch and fold" czyli "rozciągnij i złóż". W skrócie wygląda to tak: lewą ręką trzymamy miskę, żeby nie uciekła, prawą ręką zagarniamy część ciasta chlebowego wsuwając dłoń od góry wzdłuż ścianki miski do samego dołu, łapiemy za ciasto, ciągniemy do góry i składamy rozciągnięty płat ciast na wierzchu. Obracamy miskę i robimy tak samo z kolejnym odcinkiem ciasta. Itd, przez ok. 5 do 10 minut.

Uwaga! Jeśli ciasto będzie bardzo klejące (a będzie!) - nie dosypujcie mąki!!! Wystarczy zmoczyć dłoń i nic się nie będzie kleić.

Odstawiamy ciasto pod przykryciem żeby odpoczęło na 30 minut.

Następnie powtarzamy sesje "rozciągnij i złóż" 4 razy co kolejne 30 minut, rozciągając i składając ciasto po kilka razy, po każdej sesji odstawiając ciasto żeby odpoczęło. 

 

ok. 17:00

Powtarzamy sesje "rozciągnij i złóż" jeszcze 2 razy co 60 minut, tym razem obchodzimy się z ciastem chlebowym delikatniej niż wcześniej, żeby nie zaburzyć struktury glutenu, który już się zdążył wytworzyć. Na tym etapie powinno być już wyrośnięte i mięciutkie jak chmurka!

 

ok. 19:00

Wyjmujemy ciasto na obsypany mąką blat, dzielimy na dwie części i pomagając sobie niewielką ilością mąki i skrobakiem do ciasta każdą część delikatnie składamy kilka razy i na koniec formujemy kule. Posypujemy mąką, przykrywamy na blacie ściereczką i zostawiamy na 30 minut.

 

19:30 - 20:00

Koszyki do wyrastania chleba posypujemy mieszanką mąki pszennej i ryżowej. Każdą z kul ciasta rozciągamy i składamy kilka razy, w miarę delikatnie, formujemy kule i wkładamy do koszyków złożeniem do góry (to będzie spód chleba).

Koszyki przykrywamy ściereczką i wstawiamy do lodówki na noc.


Dzień II rano, godz. 8:00

Rozgrzewamy piekarnik z umieszczonym w nim garnkiem żeliwnym z pokrywą - ustawiamy maks. temperaturę piekarnika (u mnie 280 st C), kiedy piecyk osiągnie tę temp. czekamy jeszcze 20 minut, aż garnek się porządnie rozgrzeje.

Po 20 minutach wyjmujemy chleb z lodówki, wyrzucamy go z koszyka na kawałek papieru do pieczenia i nacinamy wierzch. Wyjmujemy garnek z piecyka, ostrożnie zdejmujemy pokrywkę i przenosimy chleb na papierze do garnka. Przykrywamy pokrywką i wstawiamy do piekarnika. (można wrzucić chleb z koszyka bezpośrednio do rozgrzanego garnka, ale wtedy trzeba uważać z nacinaniem wierzchu, żeby się nie oparzyć bo żeliwo garnka będzie naprawdę gorące!!!)

Zmniejszamy temp. do (230 stopni) 250 stopni - nowy piekarnik i pieczemy pod pokrywką 20 minut.

Następnie zdejmujemy pokrywkę i pieczemy jeszcze 25 minut w (230 stopni) 250 stopni - nowy piekarnik.

Wyjmujemy garnek z chlebem z piecyka, wyjmujemy chleb na kratkę do wystudzenia. Czas na upieczenie drugiego bochenka.

Ponownie podnosimy temperaturę w piekarniku do maksymalnej, wstawiamy pusty żeliwny garnek z pokrywką i rozgrzewamy go przez 20 minut zanim włożymy do niego drugi bochenek (który wciąż czeka w lodówce na swoją kolej). Po 20 minutach wyjmujemy garnek, wrzucamy do niego drugi bochenek, zmniejszamy temp. do 230 st, pieczemy jak poprzedni chleb. (można piec jeden wielki bochen, ale wtedy trzeba wydłużyć czas pieczenia o jakieś 15 minut, inaczej będzie niedopieczony)



Był chleb, to jeszcze ryby. ^^*~~

Now, the fishy fish. ^^*~~ 




Pracuję teraz nad nową kolekcją ryb z rzędu rozdymkokształtnych (nie mają polskich nazw), i na razie mamy w niej sześć obrazów, format A4, na papierze SM-LT Watercolor Pad 280g. 

I've been working recently on the new fish collection, namely black scrapper types. I have six paintings at the moment, size A4, on SM-LT Watercolor Pad 280g paper. 

 


 

Będzie też powrót serii z Yocchan, zatrzymałam się na trzech pracach które reprezentują styczeń, luty i marzec więc logiczną kontynuacją tematu byłby obraz kwietniowy, ale listopadowa aura nastraja jesiennie, więc chyba na razie przejdę do jesiennych inspiracji, pozostawiając wiosenne impresje na przyszłoroczną wiosnę. *^-^*

There will be more paintings from the Yocchan series, I stopped at the three pieces which represented January, February and March so the logic continuation would be April theme but it's now November and there really are strong Autumn vibes so I think I'll leave the Spring paitings till next year and now I'll concentrate on Autumn impressions. *^-^*

 




AUTOPROMOCJA! Chciałam jeszcze poinformować, że wprowadziłam możliwość zakupienia moich prac - na razie oryginałów, ale będą też dostępne wydruki. Ceny podane są w dolarach amerykańskich, ale dla polskiego odbiorcy mogę podać ceny w złotówkach, wysyłka Inpostem, kurierem, pocztą, przyjmuję płatności przelewem, poprzez Paypal, na kartę Revolut. Zapraszam serdecznie, jeśli nie do kupienia to na pewno do nacieszenia wzroku kolorami, będzie mi bardzo miło z każdych odwiedzin na stronie! *^o^*

SELFPROMOTION! I'd like to let you know that I introduced the possibility to  buy my works -only some originals at the moment but the prints will follow soon. All the prices are in US dollars, I can post worldwide, ask me about the shipping price. I can take payment by Paypal or Revolut card. Feel free to browse and enjoy my colourful paitings! *^o^*

 



 


Saturday, May 23, 2020

"Secondary floor, completely yellow!"

Kolejny tydzień, kolejna sukienka! *^0^*
Another week, another dress! *^0^*



Tym razem miałam dużo więcej pracy niż przy poprzednich modelach z jerseyu. Wybrałam sukienkę 114 z Burdy 06/2018, model luźny, plisowany, bardzo interesujący bo wiele się na nim dzieje. Można go nosić z paskiem lub bez. Wybrałam na nią wiskozę ze sklepu Amstii.
This time I had a bit more work than with the previous jersey ones. I chose dress 114 from Burda 06/2018, it's loose, pleated, very interesting because there's so much going on here. You can wear it with a belt or without. I used soft viscose.





W zasadzie nie mam żadnych komentarzy - model pracochłonny ale nieskomplikowany, nie było żadnych niespodzianek a z tą wiskozą pracowało mi się bez problemów. 
I have no comments about this pattern - it's time consuming but not complicated at all, no surprises and it was easy to work with that viscose.




Jedyne co zmieniłam to gumki w mankietach, żeby można było podciągnąć rękawy, w oryginale jest to na stałe zaszyta pliska - dłoń przez nią przejdzie ale wyżej nie można już podciągać rękawów. To ostatnia sukienka uszyta na maszynie Brother! ^^*~~
The only thing I changed are the elastic bands around the wrists so I could pull the sleeves up, in the original there were just thin cuffs I could fit my hand through but that was all. That's the last dress I made on my Brother machine! ^^*~~
 




Nazwa oczywiście zapożyczona z piosenki genialnego kabaretu Mumio! *^v^*

***

Dzisiaj dwa nowe chleby, które wypróbowałam w zeszłym tygodniu, obydwa pszenne na zakwasie z przepisów Vildy Surdegen.
Najpierw chleb pszenny pełnoziarnisty na zakwasie z mąki parzonej. 



Dzień 1 około południa
- 100g mąki pszennej pełnoziarnistej
- 200g wrzątku
Wymieszać, przykryć i pozwolić ostygnąć do temp. 25-27°C ok. 2 godz.
Dodaj 175g wody w temp. 27°C i wymieszaj aż nie będzie grudek.
Dodaj 100g zakwasu i wymieszaj.

Dodaj 400g mąki pszennej chlebowej 750, wymieszaj i pozostaw do wyrośnięcia na 1 godzinę

Dodaj 9g soli i wymieszaj, aż ciasto stanie się gładkie. Pozostaw żeby odpoczęło 30 minut.

Przez następne 4-5 godzin co 45 minut zagnieć ciasto metodą stretch-and-fold (rozciąganie i składanie). Wilgotne dłonie ułatwią pracę.

Uformuj wstępny bochenek, pozostaw na 30 minut

Uformuj bochenek, włóż do koszyka rozrostowego i zostaw na blacie kuchennym na 30-60 minut (aż zobaczysz, że zaczyna rosnąć).

Włóż do lodówki na całą noc.


Dzień 2: rano

Rozgrzej blachę do pieczenia przez 1 godzinę w 260°C

Wyjmij chleb z lodówki, ponacinaj. Na dno piecyka włóż blaszkę z wodą i piecz chleb 20min w temp. 250°C 

Wyjmij blaszkę z wodą i piecz chleb kolejne 20min w temp. 215°C.
Wystudź na kratce przez co najmniej godzinę zanim zaczniesz kroić!



Wyrastałam go w misce plastikowej i może dlatego nie wyszedł zbyt urodziwy (pozagniatał się od ściereczki, którą wyłożyłam miskę), poza tym nie miał dostępu powietrza tak jak mają chleby rosnące w ażurowych koszykach. Bardzo smaczny i zamierzam go ponownie piec, tym bardziej, że kupiłam...




koszyki do wyrastania chleba! *^V^*

Oczywiście od razu musiałam je wypróbować, więc upiekłam następny chleb pszenny na zakwasie z żeliwnego gara. Jest bardzo prosty tylko jest z nim trochę pracy przy zagniataniu ciasta.





Dzień 1, ok. południa
- 210g wody
- 60g zakwasu
- 100g mąki pszennej pełnoziarnistej 2000
- 280g pszennej chlebowej 850
(- dodałam garść czarnuszki)

Wymieszaj składniki i zostaw na ok. 1 godzinę.


Dodaj 3 g soli, wymieszaj.


W ciągu następnych 4 godzin co ok. 30 minut przebij ciasto metodą stretch-and-fold


Uformuj bochenek, włóż do posypanego mąką ryżową koszyka, zostaw na 15 minut na blacie i włóż do lodówki na całą noc



Dzień 2 rano
Rano bezpośrenio z lodówki wrzuć chleb do nagrzanego garnka żeliwnego z pokrywką, piecz pod pokrywką 20 minut w 250 stopniach
Następnie zdejmij pokrywkę i piecz jeszcze 20 minut w 225°C.
Zostaw do schłodzenia na kratce przez ok. godzinę.




Chleb popękał artystycznie w miejscach, gdzie minimalnie przykleił się do koszyka rozrostowego. Całe to rozciąganie i składanie ciasta pięknie ożywiło w nim gluten co było wyraźnie widać z każdym kolejnym zagniataniem. Spodobało mi się pieczenie z koszyka! ^^*~~