Jakaś taka fejsbookowa się zrobiłam. Wszystko szybko, łatwo i naraz, teraz. Łatwość dostępu, bo wszystko w telefonie. Raz, dwa i jest. Co za czasy! Nie miałam czasu na pisanie na blogu, bo wiecznie gonię za tym, żeby czerpać jak najwięcej z życia. Jakoś tak wychodziło, że wolałam być na zewnątrz, bieganie, rower, kijki, góry, joga, a jak nie to praca, praca, praca czyli szkoła, no i szkoła moich dzieci, ich treningi, angielski, glina itp. Jakby mi było mało, to poszłam sobie na kolejne studia podyplomowe...i nie ostatnie... ten typ tak ma. Cóż począć...Karuzela życia kręci się na maksa. Wasza też?
W domu, wiadomo...niekończąca się robota. Jak to jest, że w domu zawsze, ale to zawsze jest milion rzeczy do zrobienia? I ta robota nigdy, ale to nigdy się nie kończy. Tylko ja tak mam? Pocieszcie mnie, proszę.
No, ale zrobić trzeba, jeśli nie z potrzeb ukochania porządku i względów praktycznych, to estetycznych. Miło jest usiąść w czystym domu, który się kocha i poprostu lubi w nim być. Razem z sytymi i uśmiechniętymi domownikami (psa, kota i myszoskoczki też wliczam).
A jak już usiądę w domu, to robię coś, co kocham robić w samotności lub w towarzystwie...czytam, czytam, czytam, medytuję, dumam, zatrzymuję chwile. Rozmawiam. Ze sobą. Z bliskimi. Z każdym.
Czekałam na wiosnę, bo ona mi mówi, że czas na "nowe", czas na zmiany, że bliżej do lata, że będzie cieplej. Czekając, nie marnowałam czasu, nie przespałam zimy, o nie. Robiłam to, co robię okrągły rok. Zwyczajnie żyję, kocham, szukam "nowego", uczę się.
Staram się codziennie zrobić coś fajnego, dobrego, pożytecznego, dla siebie, dla kogoś, dla domu, tak, aby wieczorem móc sobie powiedzieć, że to był dobry dzień. Tak, żeby nie przegapić ani jednego dnia. Często łapię się na tym, że jak dziecko, koncentruję się na jakimś szczególe i mogę go kontemlować bez ustanku. Dostrzegam więcej i mocniej. I cieszy mnie to.
Nie czuję za to świąt, które nadchodzą wielkimi krokami. Ale nie szkodzi. Będą takie, jakie będą. Spontaniczne i wesołe. Póki co, wiosna u nas w pełni, a ja dla poprawy nastroju kupiłam sobie wczoraj dwa bukiety tulipanów. I ogłosiłam wśród znajomych na fb Dzień Fajnych Babek. Dziś też go świętuję :-)
Kocham tulipany. To kwiaty, którym jestem wierna odkąd pamiętam. Są doskonałe. Piękne, delikatne, cudownie pachną, występują w tylu odmianach, że aż trudno uwierzyć. Mają piękny kształt. Uwielbiam na nie patrzeć. Poprawiają nastrój w sekundę. Już od samego patrzenia uśmiech pojawia się na buzi. A jak okazuje się, że staję się właścicielką bukietu z tulipanów, to już pełnia szczęścia. Na conajmniej tydzień :-)
Jakie kwiaty lubicie? Może są kwiaty, których ja nie odkryłam. Nie wyobrażam sobie domu, a zwłaszcza naszego stołu w salonie, bez kwiatów. Nie miałabym się do kogo uśmiechać i mówić, gdy zostaję sama. Tulipany są sezonowymi kwiatami. A szkoda. Uśmiecham się ciągle i gaduła jestem. Poradźcie, co jeśli nie tulipan?
Nasza tablica kuchenna pękała ostatnio w szwach. Teraz jest luz, choć pewnie znów zacznie się zapełniać sprawami "pilnymi" i ważnymi. Czasem brakuje na niej wolnego miejsca. No, ale po to jest ;-)
Jestem w trakcie małych zmian w sypialni i od dawna marzę o zagłówku TABLICY. Zagłówek łóżka jest szerokości ramy łóżka i ciągnie się do sufitu. Chcę, żeby był teraz tablicą, bo ten, który jest, tak bardzo mi się opatrzył, że zaczynam mieć koszmary nocne, zamiast spokojnego snu.
Na owej tablicy, mogłabym wreszcie wypisywać, co mi się w głowie urodzi. A to jakieś twórcze myśli, a to wiadomość dla męża, a to jakiś rysunek, różne cuda...
Już chciałabym się zabrać do pracy, ale wiem doskonale, że najpierw obowiązki, a potem przyjemność :-)
Życzę Wam moje drogie, pięknej niedzieli, dobrego tygodnia, uśmiechu i zatrzymania się w biegu. Tak, by móc dostrzec maleńkie, piękne chwile. Ściskam ciepło każdą fajną babkę. I faceta też...a co! Biegnę nadrabiać zaległości w podziwianiu innych blogów, a potem już na serio zabiorę się za diagnozy moich zerówkowiczów :-) Na poniedziałek muszę mieć gotowe. Buziaki!