Powered By Blogger
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą roboty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą roboty. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 7 kwietnia 2024

CE3/CE-III-B z robotami w Brazylii

 


Albert Rosales

 

Lokalizacja: Willa Baumer, Joinville, SC, Brazylia

Data: 26-27.IX.1968

Godzina: świt

Opis incydentu:

Świadek, pan Henry Schneider Jr., chemik przemysłowy, zamieszkały około 5 km od centrum Joinville, wstał i poszedł sprawdzić ogień w piecu ceramicznym na swojej posesji, ponieważ piec musiał być stale włączony i mieć określoną temperaturę. Po upewnieniu się, że wszystko jest w porządku, przeszedł kilka kroków, zatrzymał się, oddał mocz, a gdy już miał zapalić papierosa, na podwórzu swojej kamienicy, około 5 metrów od miejsca, w którym stał, natknął się na dziwny przedmiot.

Zaskoczony, ale nie przestraszony, poczuł się sparaliżowany i niezdolny do ruchu. Opisał dziwny „artefakt” jako stożek zwężający się na górze, mierzący około 4 metry wysokości i 2,50 m średnicy u podstawy (był osadzony na statywie, około 80 cm nad ziemią). Z dołu jasne światło oświetlało ziemię. Na statku znajdował się prostokątny otwór, z którego wychodził rodzaj „przenośnika taśmowego”, który w rzeczywistości nie dotykał ziemi, chociaż wydawał się solidny. Na dolnym końcu pasa znajdowała się postać przypominająca „ekran” (prostopadłościan) w kształcie prostokąta, o wysokości około 1,50 m i szerokości 0,50 m. Za pierwszą figurą, około 5,50 m w linii prostej na tym samym przenośniku taśmowym, znajdowała się kolejna podobna „figura”. Dolny koniec przenośnika znajdował się około 5 m od obserwatora, który chciał zapytać, co „oni” tam robią, ale nie mógł mówić.

Jednakże jako odpowiedź na jego myśli, nie słysząc żadnego dźwięku, przyszła mu do głowy odpowiedź, najwyraźniej pochodząca od postaci stojącej przed nim, Schneider usłyszał w myślach następujące słowa:

- Sprawdzamy głowę i dym w tym miejscu.

W tym czasie Schneider spalił kilka opon w swoim piecu na świeżym powietrzu, co spowodowało powstanie dużej ilości dymu i ciepła. Przez około 10 minut, gdy postacie były w zasięgu wzroku, Schneider zadawał liczne pytania, wszystkie w myślach, i nie na wszystkie otrzymały natychmiastowe odpowiedzi, niezależnie od tego, jak krótkie, i które zdawały się pochodzić od najbliższej postaci. Spośród wielu pytań obserwator zapamiętuje następujące pytania i odpowiedzi:

Schneider: Jak żyjesz i jesz?

Roboty: Przez impregnację, naturalna dieta, inna niż Twoja.

Schneider: Jaki jest twój napęd?

Roboty: Poprzez „przyciąganie” przy 36 000 (lub 360 000) obrotów na sekundę.

Przybyły z kosmosu, z gwiazdy, której nazwy Schneider nie pamiętał. Było to coś w rodzaju słowa „Mers”. Rządzili nimi wódz i każdy pełnił określoną funkcję „jako jeden wewnątrz jednostki i nie mogący się wydostać”. (?) Przebyli określoną trasę lub misję i przybyli bezpośrednio, aby zobaczyć, co jest przyczyną upału. Obiecali wrócić w celu nawiązania nowych kontaktów. Przez cały czas, gdy postać była w zasięgu wzroku, Schneider zdawał się nie móc oderwać od niej wzroku. Dzięki bezgłośnemu wycofaniu przenośnika obserwator mógł poruszać się do przodu, zachowując jednak zawsze tę samą odległość. Na obiekcie przypominającym okna widział trzy punkty niebieskawego światła. Przez jeden z tych punktów świetlnych mógł zobaczyć inną postać, która wyglądała jak pudełko. Obiekt nie był jasny, z wyjątkiem niebieskawych okien i światła wydobywającego się spod nich. Statek i postacie wyglądały na szare, w kolorze aluminium. Po zebraniu przenośnika taśmowego wewnątrz obiektu, drzwi zamknęły się z cichym dźwiękiem, po którym nastąpił cichy dźwięk przypominający to, co wydają drzwi lodówki domowej, gdy są zamknięte. Natychmiast obiekt wzniósł się szybko i pionowo, wydając ostry, syczący dźwięk. Pośrodku na dole świadek widział intensywne niebieskie światło przypominające „palnik spawalniczy” i coś w rodzaju koncentrycznych pierścieni, również niebieskich, które zdawały się obracać. Po około 10 metrach obiekt poleciał na południe i po kilku sekundach był już tylko punktem świetlnym na niebie. Odejście obiektu spowodowało gwałtowne zassanie powietrza, które zaciągnęło Schneidera do miejsca, w którym znajdował się obiekt. Tam poczuł silne ciepło i poczuł unoszący się w powietrzu silny zapach przypominający naftę (ozon?).

Następnego dnia na miejscu lądowania Schneider znalazł okrąg o średnicy około 65 cm, który został spalony. Osiem lub dziesięć płytek ceramicznych znajdujących się w pobliżu miejsca lądowania było luźnych lub połamanych. Zaparkowana w pobliżu stara ciężarówka miała kilka usterek, spalił się akumulator, dynamo i rozrusznik. Pewnej nocy, około 5 miesięcy później, Schneider bez wyraźnego powodu opuścił swój dom i poczuł, że powinien spojrzeć w niebo; potem zobaczył jasny obiekt przecinający niebo z bardzo dużą prędkością. Byli też inni świadkowie tego zdarzenia.

Dodatek HC

Źródło: Carlos Alberto Varasin Biuletyn SBEDV nr. 94/98 wrzesień 1973 – czerwiec 1974

Typ: B

 

Moje 3 grosze

 

Wygląda na to, że było to CE3 z robotami, a nie żywymi istotami. Roboty te wykonywały określoną misję badawczą ziemskiego środowiska naturalnego. Mnie natomiast zainteresowała rozmowa pomiędzy nimi a świadkiem.

Wydaje się, że to była typowa rozmówka istot wyższych z istotą niższą – wszak roboty mogą się uważać za istoty (???) wyższe ewolucyjnie od ludzi – tutaj Lem się kłania z jego „Cyberiadą”, albo – co jest o wiele bardziej prawdopodobne – typowa dezinformacyjna gadka-szmatka na użytek naiwnych. Niestety – Oni nam nie ufają (i słusznie) dlatego nie mówią nam prawdy, a jeżeli nawet, to w niezrozumiały dla nas sposób. Dlatego ta rozmowa jest raczej bez znaczenia…

 

Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz

piątek, 30 lipca 2021

Ewolucja i Kontakt

 


Ciągniemy dalej tematykę, którą zawarłem w artykule: „Obcy z Kosmosu: żywi czy martwi” i komentarzu do artykułów „Obcy we Wszechoceanie” i „Ośmiornice – Przybysze z Kosmosu?” – w których postawiłem pytanie, czy mamy do czynienia z istotami z krwi i kości czy też z rozumnymi ale ex definitio martwymi maszynami.

Oglądając programy z cyklu „Jak działa Wszechświat” dochodzę powoli do wniosku, że na przeszkodzie w podboju Kosmosu stoi nam nasza konstrukcja biologiczna, która ogranicza czas naszego istnienia. Jak na razie prędkość światła jest prędkością progową, której przekroczyć się nie da ze względu na trzy ograniczenia nakładane przez Ogólną i Szczególną Teorię Względności, a której nikt jeszcze nie obalił – nawet na papierze… Długość życia człowieka ogranicza jego możliwości poznawcze i nawet sztafeta pokoleń niewiele tutaj pomoże. Także mrożenie astronautów. Nie mówiąc już o tym, że jak na razie nie mamy możliwości osiągania prędkości relatywistycznych, które umożliwiłyby nam podróże chociażby do najbliższych układów planetarnych najbliższych gwiazd stałych.

Czy nie ma wyjścia? Myślę, że jest. Zamiast wysyłania ludzi – wysyłajmy w Kosmos maszyny. Maszyna się nie zestarzeje, maszyna może być cały czas na stand by i się nie zmęczy. Maszyna może wykonywać wszystkie czynności, jakie wykonywałby człowiek, a nawet więcej! Maszyna wreszcie jest w stanie podejmować decyzje i dzięki AI – sztucznej inteligencji, działać wedle własnego uznania i rozeznania.

Przede wszystkim musimy wreszcie powiedzieć sobie to, jak będzie wyglądał taki Kontakt? Oni przylecą do nas czy my do Nich i co? Czy będzie to wyglądało tak, jak opisywał to Krzysztof Boruń z Andrzejem Trepką i Stanisław Lem? A może tak, jak Carl Sagan albo Arthur C. Clark? I cały legion innych autorów sci-fi. Osobiście zakładam, że jeżeli Oni istnieją i potrafią latać pomiędzy gwiazdami, to już tu są i przygotowują się do Kontaktu wykorzystując przede wszystkim nasze sieci informacyjne – np. kanały łączności telefonicznej, radiowej i/albo Internet. Szczególnie ten ostatni jest szczególnie obiecujący.

W ogóle w książkach naszych fantastów i fantastyków istnieje kilka poziomów Kontaktu i są to:

a.     Kontakt ludzi współczesnych z ludźmi z innego Czasu – z Przeszłości lub Przyszłości (np. ludzie z końca XX wieku z ludźmi z XXV wieku);

b.    Kontakt pomiędzy cywilizacją ludzką a cywilizacją humanoidalną na wyższym poziomie rozwoju;

c.     Jw. z cywilizacją na niższym poziomie rozwoju;

d.    Kontakt cywilizacji ludzkiej z cywilizacją ahumanoidalną;

e.     Kontakt z istotami humanoidalnymi na różnym poziomie rozwoju zamieszkującymi na jednej planecie.

f.       Kontakt ludzi mających możliwość podróży w czasie z istotami odwiedzającymi nas w Przeszłości lub Przyszłości – to już mój pomysł, i….

g.     …wszystkie tu wymienione kontakty ludzi z obcymi maszynami dysponującymi AI i z tego względu traktowanymi jako istoty żywe i równorzędni partnerzy w Kontakcie… - to też mój pomysł.  

Jak widzimy, możliwości jest sporo i każda z nich jest równie prawdopodobna.

Mnie interesują dwie ostatnie. O pierwszej z nich mówiłem w wywiadzie dla Radia Kraków w dniu 10.VII.2021 r. w największym skrócie wygląda to następująco: w nieokreślonej Przyszłości ludzie uzyskają możliwość chronomocji – poruszania się także w wymiarze Czasu i to we wszystkie strony. I teraz zakładam, że w którymś z punktów czasowych dochodzi na Ziemi do lądowania Kosmitów – i to w takim punkcie, w którym na Ziemi królują dinozaury i nie ma żadnej istoty rozumnej (no chyba że Dinozauroidy) i nie ma kto z Nimi rozmawiać.

Co robić?

Wiemy, że Oni na pewno wylądowali i zaczęli badać florę i faunę naszej planety, jak Obcy z noweli „Gwiezdne okręty” Iwana Jefriemowa, w poszukiwaniu istot rozumnych. I pozostawili ślady swej działalności, a to jakiś artefakt, a to zużyte baterie, a to ubitego dinozaura – słowem coś nietypowego, nie pasującego do epoki. I to coś zostaje odkryte, jego czas przebywania zostaje określony, ergo wiadomo kiedy to coś znalazło się na Ziemi… I ludzie wysyłają ekspedycję w Czasie by zbadać okoliczności znalezienia się tegoż artefaktu na naszej planecie wiedząc już a priori, że na pewno nie byli to ludzie. W rezultacie dochodzi do Kontaktu – a może raczej Paleokontaktu jakieś 70 mln lat temu. A że to niemożliwe? Czyżby? A co w takim razie znaczą artefakty znajdywane w skałach pochodzących z różnych czasów geologicznych naszej Ziemi? Zainteresowanych odsyłam do prac Michaela Cremo, gdzie są one wymienione.

Drugi pomysł jest równie ciekawy, bowiem zakładam kontakt z superinteligentnymi robotami, które stanowią – uwaga – kolejny stopień ewolucji biologicznej. Jak to możliwe? Ano tak:

Mamy etapy rozwoju życia w ogóle, w Kosmosie:

a.     Materia nieożywiona stanowiąca bazę do powstania życia;

b.    Materia ożywiona – rośliny wykorzystujące proces fotosyntezy lub inny proces chemiczny do uzyskiwania energii;

c.     Zwierzęta wykorzystujące rośliny i inne zwierzęta do uzyskiwania energii;

d.    Istoty rozumne I Generacji – znamy na razie tylko jeden rodzaj takich istot – samych siebie. Istoty te wytwarzają prymitywne maszyny rozumne, które będą podstawą do rozruchu ewolucji martwych istot rozumnych;

e.    Istoty rozumne II Generacji – coraz doskonalsze i rozumniejsze maszyny, których nie imają się ograniczenia będące udziałem istot żywych;

f.      Kolejne generacje maszyn rozumnych, które powoli będą opanowywały Galaktykę.

A zatem – jak z tego widać – można obejść ograniczenia nałożone nam – istotom żywym – przez biologię. Maszyny będą w stanie podróżować przez eony po Galaktyce i nawet poza nią, bowiem są one praktycznie nieśmiertelne, a co za tym idzie – egzystujące niemal wiecznie. I to właśnie miał na myśli Stanisław Lem pisząc „Bajki robotów” i „Cyberiadę” oraz „Niezwyciężonego”. 

Zakładam bowiem, że ewolucja biologiczna wyczerpie swe wszystkie możliwości twórcze i każda jej nowinka będzie coraz gorsza. Czy nawet już jest zważywszy to, co się dzieje na świecie: epidemie różnych dziwnych chorób w rodzaju SARS, COVID, Ebola, i innych, epidemia chorób nowotworowych, itd. itp. Człowiek może stworzyć maszyny wyposażone w AI i po prostu wymrzeć. A wtedy stanie się to, co przewidział Stanisław Lem w „Niezwyciężonym” – zacznie się nekroewolucja robotów. Jak na Regis III. A że roboty będą miały wszczepione w psychikę ducha eksploracji, nie będą ograniczone biologią i Czasem, więc ruszą w Galaktykę… - jak Niszczyciele i Zływrogi w powieści Siergieja Sniegowa – „Dalekie szlaki”. Tylko mam nadzieję, że będą bardziej pokojowe! – chociaż niektórym wariatom marzą się drony-mordercy i roboty militarne służące do wojen i podbojów. Dlatego boję się, że wizja Sniegowa sprawdzi się szybciej, niż się tego spodziewamy…

piątek, 10 listopada 2017

Od komórki do chipu



Ostatnio korzystając z chorobowego uziemienia mnie w łóżku przeczytałem kilka książek o tematyce sensacyjno-quasi-religijnej w rodzaju „Konklawe” autorstwa Roberta Harrisa, Remigiusza Mroza – „Czarna Madonna” i najnowszy bestseller Dana Browna – „Początek”. O ile dwie pierwsze czytało się jak typowe powieści sensacyjne czy thrillery religijne – Mróz podał ciekawe wyjaśnienie co do losów słynnego lotu MH-370 – to „Początek” wymaga specjalnego omówienia.

Oczywiście krytycy zaatakowali autora tam, gdzie atakować jest łatwo. Zarzucili, że powieść jest słaba, że schematyczna, że bohaterowie wyidealizowani, że intryga nieprawdopodobna z historycznego punktu widzenia, że autor pomija milczeniem separatystyczne ciągotki Katalończyków, itd. itp. Osobiście jestem nieco rozczarowany końcem, który wydaje mi się nieco naciągany i sztuczny – no ale to kwestia gustu, a o nim jak wiadomo – się nie dyskutuje. Wierzący rzucali się o to, że autor atakuje uznane autorytety, a przede wszystkim autorytet Kościoła katolickiego. Niewierzącym nie pasowało to, że autor poszedł skrajem Nieba skrajem Piekła – gdzieś pośrodku i nie opowiedział się konkretnie za ateizmem.

A jednak jest w tej książce pewna zdrowa myśl, która mnie zainteresowała. Chodzi mi konkretnie o jego ewolucjonistyczne poglądy na temat pojawienia się życia i jego rozwoju – odpowiada na pytania SKĄD PRZYCHODZIMY i DOKĄD DĄŻYMY. Dwa zasadnicze pytanie dręczące Ludzkość od zarania jej dziejów.

Nie mówimy o Przeszłości, bo to jest oczywiste – w pierwotnym bulionie praoceanów jakieś 4 mld lat temu podstawowe cegiełki życia połączyły się w helisy RNA i DNA – a potem zaczęła się Ewolucja. Wszyscy jej krytycy nie zdają sobie sprawy – i to wychodzi we wszelkich dyskusjach – że powstanie życia i jego rozwój to przede wszystkim kwestia ogromnej ilości upływającego Czasu. To On jest demiurgiem naszego Wszechświata, który umożliwiał powstawanie i rozwój gatunków – od minerałów i prostych związków organicznych do organizmów wielokomórkowych o wąskiej specjalizacji i Rozumu. Adam Wisniowski-Snerg w swym słynnym „Robocie” widzi w tym procesie rozwój od minerałów do czystej energii ze stadiami pośrednimi – od materialnych minerałów do czysto-energetycznych Nadistot.

Dan Brown widzi to nieco inaczej – u niego ewolucja przebiega od minerałów do ludzi, ale potem dokonuje się skok – i to dzięki Rozumowi powstają Maszyny. Następna generacja istot na Ziemi. Ewolucja naturalna stworzyła sześć Królestw: archeonów (archebakterii), bakterii, protistów (pierwotniaki i algi), grzybów, roślin, zwierząt. I teraz ludzie stworzyli Siódme Królestwo – królestwo gatunków nieożywionych – maszyn - Technium. Królestwo, które może wchłonąć Ludzkość i dalej ewoluować samemu.

Coś nowego? Nic podobnego! Takie właśnie teorie głosił Stanisław Lem i to jeszcze w latach 50. i 60. XX wieku! Pierwsza wzmianka o takiej możliwości pojawiła się w powieści „Astronauci” (1951). Następnie możliwość taką wzmiankuje w „Obłoku Magellana” (1954) po to, by rozwinąć ją w „Niezwyciężonym” (1964), „Bajkach robotów” (1964), „Cyberiadzie” (1965) czy niektórych opowiadaniach o pilocie Pirxie (1968) i Ijonie Tichym (1957,1973) – w których ukazuje on wzajemne relacje ludzi i inteligentnych, wyposażonych w AI – sztuczną inteligencję, robotów. Poza tym rysuje on dokładnie możliwość oderwania się Maszyn Rozumnych od Ludzkości i stworzenia przez nie własnych cywilizacji! Oczywiście Maszyny Rozumne nadal ewoluują i szczytową formą tej nekroewolucji są rozumne czarne chmury z planety Regis III opisane w „Niezwyciężonym”. NB, ta myśl została ciekawie ukazana w trylogii Krzysztofa Borunia i Andrzeja Trepki – „Zagubiona przeszłość”, „Proxima” i „Kosmiczni bracia” (1953-1959, 1987-1988) gdzie Kosmici z układu Alfy Centaura posługiwali się właśnie takimi robotami wyposażonymi w AI, w formie latających chmur pyłów – operujących także w Układzie Słonecznym.


Jak się to ma do ufologii? Jeszcze w latach 90. ubiegłego stulecia napisałem artykuł pt. „Obcy z Kosmosu – żywi czy martwi?” opublikowany na łamach „Wizji Peryferyjnych” nr 5/1996, ss.6-7 i 15 (zob. - http://wszechocean.blogspot.com/2011/11/obcy-z-kosmosu-zywi-czy-martwi.html), w którym postawiłem to pytanie wprost. Wyszedłem bowiem z założenia, że jeżeli idzie o Ufitów, to być może mamy do czynienia właśnie z robotami: mechanicznymi lub biomechanicznymi – cyborgami, które śledzą nasze poczynania na naszej Planecie. Pomysł wcale ciekawy, wzięty z powieści Siergieja Sniegowa – „Dalekie szlaki” (1972), w której Ludzkość zostaje skonfrontowana właśnie z taką cywilizacją zbiegłych robotów, które zbuntowały się przeciwko swym Twórcom i wypowiedziały im wojnę. Ta najlepsza, wprost niesamowita radziecka space opera robi wrażenie i porównać ją można tylko z „Gwiezdnymi Wojnami” George’a Lucasa!

Wracając do powieści Browna, to wcale nie jest ona taka słaba, jak usiłują to nam wmówić krytycy. Autor zaatakował problem z cyklu CO DALEJ i przedstawił konkretną hipotezę, której niestety P.T. Krytycy nie byli w stanie zrozumieć, natomiast doskonale zrozumieli ją wielbiciele literatury i filmu sci-fi.

Osobiście nie widzę tego tak czarno, jak autor „Początku”, bo mam nadzieję, że roboty wyposażone w AI – a pojawienie się takowych jest tylko kwestią czasu – będą pomagały i służyły człowiekowi zgodnie z Trzema Prawami Robotyki sformułowanymi przez Issaca Asimova w powieści „Ja, robot”. I tylko niepokoją mnie podawane od czasu do czasu przez media wiadomości o tym, że jakieś świry w mundurach stwarzają roboty, których zadaniem będzie mordowanie ludzi w kolejnych zaborczych wojnach. Mam nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie, chociaż…



Od Czytelników



Życie na Ziemi nabiera tempa szczególnie jak wspomniałeś rozwój "maszyn" i oczywiście nieuniknione jest, że któregoś dnia ktoś stworzy robota, który zacznie samodzielnie myśleć. Mnie zastanawia jeszcze kolejna sprawa, a mianowicie dlaczego człowiek wykorzystuje ponoć tylko 10% umysłu, (chociaż co by było jakby ktoś sobie wyciął to niepotrzebne 90%) i czy to prawda, że delfiny wykorzystują swój umysł w większym procencie. (K A ZE K)

To już się dzieje, już stworzyliśmy mordercze roboty - info sprzed kilku dni - https://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/nauka-i-technika/pe%C5%82na-autonomia-dla-robot%C3%B3w-zab%C3%B3jc%C3%B3w/ar-BBEY2pz?li=AA4ZoG&ocid=spartandhp (Daniel Laskowski)


Rys. Daniel Mróz


poniedziałek, 28 listopada 2011

OBCY Z KOSMOSU: ŻYWI CZY MARTWI?

Czasami trzeba powrócić do wcześniejszych przemyśleń, które - choć wyśmiewane i wyszydzane przez ufologiczną społeczność - być może mają jakieś ziarno prawdy o ufozjawisku...

* * * 

- Faktem jest, że kilkadziesiąt lat temu spadła na Ziemię rakieta międzyplanetarna…
- W której, jak wykazywał profesor Chandrasekar, nie było istot żywych – przerwał Sturdy’emu sąsiad.
- Dobrze! Nie było! Ale rakieta nie mogła pochodzić z Wenus, boby na tej planecie musieli istnieć jej konstruktorzy, to znaczy istoty żywe! Czy to nie jest oczywiste!?
Arseniew ściągając swe grube brwi powiedział po raz drugi od rozpoczęcia dyskusji:
- Nie… - i dodał – To nie jest oczywiste.
Tyle było pewności w jego głosie, że uczeni zastygli na sekundę porażeni wywołanym obrazem niesamowitego świata, w którym istnieją myślące i działające, choć martwe istoty.

Stanisław Lem – „Astronauci”


Analizując twórczość Stanisława Lema (1921-2006) trudno jest się oprzeć wrażeniu, że jest [a właściwie – niestety – już był] on zafascynowany cybernetyką i możliwością zaistnienia nekroewolucji – to jest ewolucji martwych z naszego punktu widzenia – maszyn myślących. Ta możliwość zaledwie zarysowana w „Astronautach” i „Obłoku Magellana” została później rozwinięta w następnych utworach tego pisarza, że wspomnę tylko „Niezwyciężonego” czy „Eden” albo „Pokój na Ziemi”. Także jego słynny pilot Pirx, czy dwa duety: Ijon Tichy z Astral Sternu Tarantogą oraz konstruktorzy Trurl i Klapaucjusz od czasu do czasu borykają się z tym problemem na kartach „Dzienników gwiazdowych” i „Cyberiady”… Stanisław Lem nie wierzy w istnienie NOLi, co niejednokrotnie podkreślał w swych wypowiedziach na łamach różnych czasopism SF czy wywiadach dla PR i TVP. To akurat w niczym nie zmienia postaci rzeczy. Osobiście uważam, że Stanisław Lem robi to z przekory – wielkie umysły czasami są bardzo przekorne, i po prostu nie biorę tych oświadczeń na serio.

Czy w Układzie Słonecznym mogło dojść do nekroewolucji?

W tej chwili mamy już wystarczającą ilość dowodów na to, że coś takiego jest w zasadzie możliwe, bowiem istnieją ślady Czyjejś ekspansji na planetach i księżycach Układu – o czym na Ziemi napisano już całe biblioteki, i tylko ludzie o złej woli ich nie dostrzegają. I tak na Księżycu i na Marsie powstały monumentalne budowle i ślady wysoko rozwiniętej cywilizacji. Tłumaczy się to różnie, najczęściej tym, że wszystko to wybudowali Przybysze z Kosmosu, najlepiej z tzw. „głębokiego” Kosmosu, czyli układu planetarnego innej gwiazdy. Jednak mnie najbardziej odpowiada hipoteza Aleksandra Mory i innych o dawnych wojnach „bogów”, które obróciły w perzynę nie tylko Ziemię, ale także inne planety Układu Słonecznego, zaś jedną z nich – Faetona, w rój asteroidów.

Co ma do tego nasza ufologia? Dotychczasowa zachodnia i polska szkoła ufologiczna podchodzi do zagadnienia Przybyszów stosując formułę opisową w rodzaju „zobaczył chłop UFO, przestraszył się, uciekł – albo i nie”. […] Sęk bowiem w tym, że do dziś dnia NIKT nie złapał ani NOLa ani żadnego Ufonautę. Opowieści o ufokatastrofach w Roswell, Aztec, na Szpitzbergenie, itd. itp. wkładam tam, gdzie ich miejsce – pomiędzy bajki, legendy i pobożne życzenia paru „ufologów”, którzy nie widzą dalej poza „raporty” i „oświadczenia” różnych „władz” czy „organizacji”, nie będącymi bynajmniej najbardziej najprawdomówniejszymi instytucjami, bez większego znaczenia czy na Zachodzie czy na Wschodzie. Uwierzę w nie wtedy i tylko wtedy, gdy na własne oczy zobaczę i pokroję zwłoki Kosmity czy zwiedzę NOLa – i nie wcześniej. Pod tym względem jestem Niewiernym Tomaszem, a mam do tego prawo, bo zetknąłem się ze zjawiskami, których nie byłem (i nie jestem do dziś dnia) w stanie wytłumaczyć w oparciu o współczesną wiedzę – czyli popularne „mędrca szkiełko i oko”.

Niewygodny paradygmat

Po wydarzeniach z 24 czerwca 1947 roku nad Górami Kaskadowymi nasza (światowa) ufologia przyjęła milczące założenie, paradygmat – jak określił to Zbigniew Blania-Bolnar (1948-2003) w swej pracy – że NOL-e są kontrolowane przez żywych załogantów. Co do tego nie było żadnej dyskusji, zwłaszcza, że zachodni ufolodzy, jak wszyscy wpatrzeni w sukcesy konstruktorów budujących samoloty odrzutowe, potem rakiety i w końcu załogowe statki rakietowe, które wyniosły człowieka w Kosmos (okropny eufemizm, toż Homo sapiens doleciał w swej pysze ledwie za stodołę swego obejścia, czyli na Księżyc) uważali iż KAŻDY LATAJACY STATEK POZAZIEMIAN MUSI BYĆ PILOTOWANY PRZEZ ISTOTY ŻYWE! Taniutki to antropocentryzm, któremu odpór dał dopiero prof. Ronald N. Bracewell ze Stanford University, który w 1960 roku ogłosił swoją hipotezę automatycznych sond międzygwiezdnych. […] W świetle tej hipotezy taką sondą byłby obiekt wysyłający do nas „opóźnione radioecha” [wychwycone przez] Strömera i van der Poola. Oczywiście jest to jedna z możliwości, którą przedstawiłem kiedyś na łamach „Nieznanego Świata” i na IV Kongresie Ufologicznym w Koszycach na Słowacji.

Powyższe całkiem elegancko wyjaśnia wiele zjawisk związanych z obecnością Obcych na Ziemi i w Układzie Słonecznym.

Wtórne barbarzyństwo?

Jest jeszcze jedna możliwość i na niej się teraz skoncentruję. Hipoteza moja zakłada, że po ostatniej straszliwej wojnie, którą zakończono 12 – 15 tys. lat temu zatopieniem Atlantydy, Mu i Lanki niedobitki ludzkości zostały cofnięte w rozwoju do skrajnego prymitywizmu, w tzw. wtórne barbarzyństwo. Nie będę tu opisywał ich bytowania, bo Al. Mora zrobił to o wiele lepiej ode mnie. Od siebie dodam tylko, że ludzie zostali albo wybici co do nogi, albo prymitywnieli do tego stopnia, że technika – którą wcześniej stworzyli – przerosła ich umiejętności i martwy Rozum (a bez niego nie mogliby kroku postąpić w Kosmos czy głębiny Wszechoceanu) pozostawiony samemu sobie zaczął ewoluować. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale nie jest takie niemożliwe jako to się wydaje!

Maszyny tak skomplikowane jak statki kosmiczne musiały posiadać rozwinięte centra obliczeniowe, [obliczeniowo-decyzyjne] i sterujące obdarzone znaczną, (a może nawet i całkowitą) autonomią i po wyeliminowaniu ludzi jako czynnika kontroli i nadzoru po Wielkiej Wojnie [albo Wielkim Kataklizmie] po prostu poszły samopas… Tak zaczęła się nekroewolucja. Nie było żadnych Dinozuroidów czy Przybyszów z Kosmosu – byli tylko biedni, prymitywni ludzie oraz bezduszne i superinteligentne maszyny. Bezradni ludzie ledwie mogli się pozbierać, tworząc zalążki społeczeństw i pierwociny [kolejnej] cywilizacji, podczas gdy maszyny – wolne wreszcie od nadzoru i kontroli człowieka – zaczęły czynić to, co uznały za potrzebę numer jeden ze SWOJEGO [!!!] punktu widzenia, a mianowicie zaczęły zabezpieczać swój własny „byt” – a więc energię i części zamienne. I tak jak w powieściach Lema, zaczęły się przystosowywać do nowych warunków „życia” na Ziemi i w Kosmosie

Maszyny, cyborgi, ludzie i zwierzęta

Po kilku tysiącach lat w toku nekroewolucji wykształciły się z nich (właśnie!) niemal doskonałe statki przestrzenne – NOL-e. To dlatego NOL-e tak często „interesują” się naszą energetyką „pobierając” energię elektryczną wprost z naszych linii przesyłowych. To właśnie dlatego NOL-e latają w okolicach zasobnych w rudy uranu i toru. I wreszcie dlatego NOL-e „pilnują” baz wojskowych ze składowiskami broni jądrowej, bo wiedzą a priori, do czego może doprowadzić masowe użycie przez ludzi tego środka zniszczenia. A te wszystkie EBE obserwowane przez świadków Bliskich Spotkań? To proste – EBE to także cyber-biologiczne roboty WYPRODUKOWANE przez Rozumne Maszyny. Po co? Odpowiedzi może być kilka:
v        Nawiązanie kontaktów z istotami żywymi (nie tylko z ludźmi) w celu utrzymywania nad nimi kontroli;
v        EBE są PROTOTYPAMI istot rozumnych kolejnej generacji, w których części mechaniczne zastąpiono ekwiwalentami biologicznymi – coś w rodzaju Niszczycieli i Zływrogów z „Dalekich szlaków” Siergieja Sniegowa;
v        EBE zostały wyprodukowane w celu zainicjowania procesu stopniowego przechodzenia Rozumnych Maszyn z łączności kablowej, laserowej czy radiowej na łączność biologiczną, czy jak ktoś woli – telepatyczną;
v        Możliwym jest to, że wszystkie tu wymienione cele są prawdziwe w jednakowym stopniu, a to pozwala na wysunięcie jednego niemiłego dla nas wniosku: EBE stworzono jako idealny instrument NADZORU I KONTROLI wszystkich psychozoów na planecie Ziemia!

Na taką możliwość wskazują Ich predyspozycyjne oddziaływania na nasze umysły, Ich wyżej rozwinięta świadomość i podświadomość. EBE mają małe ciała – wszystkiego od 0,9 do 1,5 metra wzrostu i delikatną budowę, ale głowy mają tęgie dosłownie i w przenośni! Właśnie te głowy, to Ich „broń” o wiele bardziej skuteczna, niż nasze ziemskie strzelające i wybuchające zabaweczki… Poraża mnie, jako ekswojskowego, zwłaszcza jej – owej psychotronicznej „broni” – skuteczność, a zarazem całkowita bezradność człowieka. Co więcej – „broń” ta jest daleko bardziej humanitarna od tej, jaką dysponuje człowiek. U nas dopiero się pracuje nad „non-lethal weapon” (NLW), która nie kaleczy i/lub zabija, a jedynie na pewien czas skutecznie obezwładnia przeciwnika.

Kosmiczne panopticum

Innym argumentem „za” powyższą hipotezą EBE jest wielokształtność ciał Przybyszów. Znany rosyjski ufolog, prof. dr n. geologicznych Władimir I. Tjurin-Awińskij z Samary podobno naliczył aż 60 kształtów ciał rzekomych Kosmitów. Czy oznacza to, że Ziemia stała się miejscem rendez-vous aż 60 ras kosmicznych? Trudno w to uwierzyć, choć życie w Kosmosie być musi, to dlaczego jedynie Ziemia ma być sala konferencyjną jakiejś Organizacji Planet Zjednoczonych? Zaiste dziwne to Planety Zjednoczone, które obradują właśnie na naszej skłóconej, zatrutej i podminowanej niemal 10 gigatonami trotylu staruszce Ziemi… Chyba, że owe Istoty kochają się w ryzyku i absurdzie. [A może taki stan panuje we wszystkich cywilizacjach naukowo-technicznych? To byłoby straszne!]

Hipoteza robocza tłumaczy to panopticum bardzo prosto – jako roboty Oni są przystosowani do wykonywania różnych misji. Nie dość, że same istoty różnią się wyglądem, każda z tych cywilizacji posługuje się innym rodzajem wehikułu. I tak np. do zakładania sieci łączności służą latające maszyny w kształcie beczki, a do zbierania próbek – prostopadłościany. Do kontaktów z ludźmi służą człekopodobne roboty z wielkimi głowami [Szaraki], zaś do kontaktów z delfinami – wodoodporne roboty w kształcie ryb czy delfinów emitujące ultrapiski czy od razu posługujące się telepatią… [Niektóre USO???...]

[Co do telepatii, to już wcale nie jestem pewny tego, że jest to najlepszy z możliwych środków porozumiewania się. Wyobraźmy sobie dużą ilość radiostacji nadających na tym samym zakresie fal radiowych, co powodowałoby powstanie swoistego „szumu” w kanale przesyłu informacji, a co za tym idzie – totalna NIEMOŻLIWOŚĆ porozumienia się i skoordynowania swoich poczynań. Dlatego właśnie Neandertalczycy, którzy według niektórych uczonych i ufologów posługiwali się telepatią na co dzień – nie byli w stanie wytworzyć cywilizacji, a co za tym idzie zostali wyparci przez nietelepatycznych, ale obdarzonych mową artykułowaną, Hominis sapientis…]

Innymi słowy mówiąc – każda cywilizacja to dalece, aż do przesady posunięta specjalizacja! Dlatego nie wierzę filmowi pokazującemu sekcję zwłok Kosmitki z Roswell – to z pewnością nie mógł być robot (a raczej robótka – sic!), a po prostu rezus albo inna wielce pokiereszowana małpa w jednym z eksperymentalnych pojazdów rodem z wojskowego poligonu. [Oczywiście chodzi tutaj o Missile Test Range Area w White Sands, NM, gdzie testowano przywiezione z Europy nazistowskie pociski i inne bronie V – w tym także te z projektu „Chronos”… - co atoli jest osobną historią, bowiem zakładam, że Niemcy poza pojazdami latającymi w rodzaju V-7 testowali także pojazdy poruszające się w czasie!]

I kolejne ważkie zagadnienie:

Czy robot musi mówić prawdę?

Nie – nie musi, bowiem po, pierwsze – stojącym niżej w rozwoju (w ich mniemaniu) istotom można mówić, co się chce, gdyż i tak niczego nie pojmą, dlatego też w czasie Bliskich Spotkań (CE) ludziom wmawia się najróżniejsze rzeczy, wręcz nieuzasadnione brednie. [Antropomorfizacja? Nie zapominajmy, że te roboty – szczególnie obronne – były tworem ludzi, którzy przenosili na nie swe fobie i słabostki…] Po drugie – te roboty czasami jednak mogą mówić prawdę. A tak, bo jak np. robot taki mówi, że przyleciał do nas z Wenus, Księżyca czy Marsa to wcale może się nie mijać z prawdą – mógł on być tam WYPRODUKOWANY przez ludzi jeszcze przed Wielką Wojną Bogów, albo – co jeszcze ciekawsze – tamże WYHODOWANY w warunkach laboratoryjnych – vide opowieści Betty Andreasson. Tak czy owak, nie można pochopnie przekreślić informacji udzielanych nam przez Obcych w czasie CE z Nimi, bo mogą [ale oczywiście nie muszą] być prawdziwe…

Hodowla biorobotów, to hit mechanicznej ewolucji. Bioroboty hoduje się sztucznie, ale do tego potrzebna jest WIEDZA O ROZRODZIE ISTOT ŻYWYCH. Właśnie dlatego Oni tak bardzo interesują się naszym rozrodem (i nie tylko naszym, bo innych istot także), a to znów dlatego, że poszukują Oni optymalnej metody rozmnażania. Stąd ten cały „cyrk” z porwaniami ludzi i zwierząt, opowieści o badaniach, sekcjach oraz wielu nieprzyjemnych zabiegach, których ilość rośnie w zastraszającym tempie. [Tak przynajmniej było w roku 1995.]

Napęd – Ich pięta achillesowa?

Kolejnym argumentem „za” jest sposób przemieszczania się NOLi. Nie wiem, czy NOLe wymodliły sobie u Pana Boga wyłączność spod prawa bezwładności ciał, ale jeżeli obowiązuje ono nawet tam, gdzie diabeł powiedział „dobranoc” czyli w najodleglejszej galaktyce, to tajemnica tego musi tkwić gdzieś indziej. Tym „gdzieś indziej” jest zrobotyzowanie załóg NOLi.

NOLe są w stanie poruszać się z prędkościami tysięcy kilometrów na sekundę , a co za tym idzie startować i wykonywać manewry z przyśpieszeniami rzędu tysięcy g. Człowiek, a właściwie jego konstrukcja biologiczna jest w stanie wytrzymać 20 g i to na bardzo krótki okres czasu. W innym przypadku po takim organizmie pozostałaby tylko „mokra plama”, w przenośni i dosłownie! Widziano NOL-e, które startowały lub hamowały z przyspieszeniami rzędu 2000 g – co mnie wydaje się być wartością zawyżoną – ale tak czy owak wystarczy to w zupełności, by z każdej żywej istoty pozostał krwawy placek. Nagłe przyspieszenie i spowalnianie, akceleracja i deceleracja mogą szkodzić istotom żywym, ale z pewnością nie robotom, których zewnętrzna i wewnętrzna budowa nie tylko umożliwia, ale wręcz przystosowuje je do znoszenia tak gwałtownych szarpnięć.

NOLe z człekopodobnymi robotami o półbiologicznej lub całkowicie biologicznej konstrukcji na pokładach latają także szybko, ale ich start i lądowanie jest łagodniejsze. Bardziej znośne dla pasażerów oraz porwanych istot żywych. Wiem, że głoszę herezję, ale wszystko wskazuje na to, że Oni nie opanowali antygrawitacji i nie jej zawdzięczają osiągi swych pojazdów. Być może jest to napęd jonowy [MHD], magnetyczny czy nawet anihilacyjny [z wykorzystaniem antymaterii], ale NIE ANTYGRAWITACYJNY. [Jednak z powodów, o których w dalszym rozdziałach, nie mogę podtrzymać tego stwierdzenia, bowiem to właśnie grawitacja jest kluczem do podróży w Czasie…]

Trochę mi żal tej ślicznej teorii, ale niestety – fakty wskazują że jest inaczej. Nie wskazują na to relacje osób porwanych na pokłady NOL-i. To, o czym one mówią post factum, nawet w stanie hipnozy nie może być miarodajne, a to po prostu dlatego, że Obcy wkodują im w „ego” i „id” to, co Oni tym ludziom chcą narzucić, a nie to, co ci ludzie chcieliby wiedzieć. To jest pewnik. Dotyczy to także przeżyć na pokładach NOL-i. To dowodzi jeszcze jednego, a mianowicie, że Oni mają swój słaby punkt, swoją piętę achillesową, którą chcą przed nami ukryć. Czy może chodzić właśnie o sekret napędu NOL-i? A może chodzi o to, że z pozoru nieśmiertelne maszyny po ich zbiologizowaniu będą jednak śmiertelne osobniczo, tak jak my? To musi być dla Nich sprawą życia i śmierci, bo w przeciwnym razie po co robiliby z nami ten cały psychotroniczny cyrk? [Teraz najwygodniejszym jest rosyjski termin maskirowka bardziej adekwatnie oddający istotę rzeczy.]

Wybuch jądrowy nie zniszczy tak łatwo cybernetycznego organizmu, bo jak można zabić coś ex definitio już martwego? [A jednak można, bowiem roboty jak wszystkie urządzenia elektroniczne są wrażliwe na efekt pulsu magnetycznego wybuchu jądrowego i bez specjalnych zabezpieczeń także „wyciągną kopyta”.] Ale zbiologizowany automat, a to już inna sprawa – promieniowanie w końcu zniszczy go, tzn. zakłóci biologiczne funkcje organicznej części jego pseudo-organizmu, a co za tym idzie – sprowadzi nań śmierć osobniczą lub konieczność serii przeszczepów czy remontów. Dlatego też jesteśmy zewsząd pilnowani, by nie przyszło nam do głowy zabawiać się w nuklearny Armagedon…

Znak szczególny – brak emocji

No i na koniec powiedzmy wreszcie sów kilka o zachowaniu się Obcych, które sprawia wrażenie wielce ustandaryzowanego. Wszyscy świadkowie [i ofiary] CE przypisują Obcym takie cechy, jak: bezduszność, obojętność, poczucie wyższości i co może najważniejsze – brak jakichkolwiek oznak emocji! Przypisuje się to zazwyczaj temu, że Obcy mają zupełnie odrębną psychikę, ex definitio [diametralnie] różną od naszej. Czy jest to słuszny pogląd? Myślę, że po części tak, jako że roboty – rzecz jasna – muszą mieć inne, nieporównywalnie uboższe formy zachowania od [nieobliczalnych] spontanicznych reakcji istot żywych. To po pierwsze, a po drugie: wszelkie EMOCJE SĄ ZASTRZEŻONE TYLKO DLA ISTOT ROZUMNYCH. To raczej pewnik.

Proszę przypomnieć sobie relacje Andreassonów, Suttonów, Villas-Boasa czy Browne’a. wszystkie te osoby zostały właśnie uderzone właśnie tym AUTOMATYZMEM zachowania się Obcych. Nawet w tak drastycznym przypadku, jak Incydent w Kelly-Hopkinsville Suttonowie zauważyli, że „atak” Obcych przebiega według jakiegoś schematu, zaś trafiane pociskami z ich strzelb Istoty wydaja odgłos, „jakby strzelało się do wiadra”. Ci, którzy przeżyli wojnę, albo ćwiczenia woskowe na poligonie wiedzą, że taki właśnie odgłos wydaje lekki pancerz trafiony pociskiem z broni strzeleckiej…

Kobiety, które zmusiły Villas-Boasa i Browne’a do odbycia z nimi stosunku płciowego mogły też być jedynie biocybernetycznymi istotami, których zadaniem było TYLKO urodzenie humanoida.

Tak już nawiasem mówiąc, czy nasze nośniki pamięci genetycznej w postaci DNA i RNA są tak rozpowszechnione w Kosmosie, że Ziemianin może mieć dziecko z byle Kosmitką. Coś tu jest nie tak… [I faktycznie, coś tu jest nie tak, bowiem powyższe wskazuje na taką jedynie logiczną możliwość, że ci wszyscy domniemani Kosmici są de facto niczym innym, jak po prostu ludźmi w różnych fazach rozwojowych – ale o tym w dalszych rozdziałach tego opracowania…]

Podsumowując można stwierdzić, że hipoteza – bo to, co tutaj napisałem JEST TYLKO HIPOTEZĄ – o sztucznym pochodzeniu odwiedzających nas ras Obcych (a tak naprawdę to zupełnie swojskich robotów) broni się nieźle, choć ma też swoje słabe strony, bo nie tłumaczy np. przypadku Semjase czy innych człekopodobnych Kosmitów nawiedzających ludzi pokroju Adamskiego czy Meyera. [No cóż – słowa te pisałem ponad 15 lat temu, w czasie w którym jeszcze nie udowodniono definitywnie fałszerstw jednemu i drugiemu…] Myślę, że w miarę dopływu faktów, hipoteza ta będzie potwierdzona lub zanegowana, co bynajmniej nie zmniejsza jej atrakcyjności. Eksploracja Wszechświata przy pomocy robotów jest po prostu bardziej ekonomicznie opłacalna od wysyłania w Kosmos żywych ludzi czyli Istot Rozumnych z krwi i kości.

Postulat prof. Ronalda Bracewella pozostaje w mocy i poszukiwania w tym kierunku powinny być kontynuowane. [Chodzi o poszukiwania automatycznych sond międzygwiezdnych wewnątrz i w pobliżu Układu Słonecznego.]