Czasami trzeba powrócić do wcześniejszych przemyśleń, które - choć wyśmiewane i wyszydzane przez ufologiczną społeczność - być może mają jakieś ziarno prawdy o ufozjawisku...
* * *
- Faktem jest, że kilkadziesiąt lat temu spadła na Ziemię rakieta międzyplanetarna…
- W której, jak wykazywał profesor Chandrasekar, nie było istot żywych – przerwał Sturdy’emu sąsiad.
- Dobrze! Nie było! Ale rakieta nie mogła pochodzić z Wenus, boby na tej planecie musieli istnieć jej konstruktorzy, to znaczy istoty żywe! Czy to nie jest oczywiste!?
Arseniew ściągając swe grube brwi powiedział po raz drugi od rozpoczęcia dyskusji:
- Nie… - i dodał – To nie jest oczywiste.
Tyle było pewności w jego głosie, że uczeni zastygli na sekundę porażeni wywołanym obrazem niesamowitego świata, w którym istnieją myślące i działające, choć martwe istoty.
Stanisław Lem – „Astronauci”
Analizując twórczość Stanisława Lema (1921-2006) trudno jest się oprzeć wrażeniu, że jest [a właściwie – niestety – już był] on zafascynowany cybernetyką i możliwością zaistnienia nekroewolucji – to jest ewolucji martwych z naszego punktu widzenia – maszyn myślących. Ta możliwość zaledwie zarysowana w „Astronautach” i „Obłoku Magellana” została później rozwinięta w następnych utworach tego pisarza, że wspomnę tylko „Niezwyciężonego” czy „Eden” albo „Pokój na Ziemi”. Także jego słynny pilot Pirx, czy dwa duety: Ijon Tichy z Astral Sternu Tarantogą oraz konstruktorzy Trurl i Klapaucjusz od czasu do czasu borykają się z tym problemem na kartach „Dzienników gwiazdowych” i „Cyberiady”… Stanisław Lem nie wierzy w istnienie NOLi, co niejednokrotnie podkreślał w swych wypowiedziach na łamach różnych czasopism SF czy wywiadach dla PR i TVP. To akurat w niczym nie zmienia postaci rzeczy. Osobiście uważam, że Stanisław Lem robi to z przekory – wielkie umysły czasami są bardzo przekorne, i po prostu nie biorę tych oświadczeń na serio.
Czy w Układzie Słonecznym mogło dojść do nekroewolucji?
W tej chwili mamy już wystarczającą ilość dowodów na to, że coś takiego jest w zasadzie możliwe, bowiem istnieją ślady Czyjejś ekspansji na planetach i księżycach Układu – o czym na Ziemi napisano już całe biblioteki, i tylko ludzie o złej woli ich nie dostrzegają. I tak na Księżycu i na Marsie powstały monumentalne budowle i ślady wysoko rozwiniętej cywilizacji. Tłumaczy się to różnie, najczęściej tym, że wszystko to wybudowali Przybysze z Kosmosu, najlepiej z tzw. „głębokiego” Kosmosu, czyli układu planetarnego innej gwiazdy. Jednak mnie najbardziej odpowiada hipoteza Aleksandra Mory i innych o dawnych wojnach „bogów”, które obróciły w perzynę nie tylko Ziemię, ale także inne planety Układu Słonecznego, zaś jedną z nich – Faetona, w rój asteroidów.
Co ma do tego nasza ufologia? Dotychczasowa zachodnia i polska szkoła ufologiczna podchodzi do zagadnienia Przybyszów stosując formułę opisową w rodzaju „zobaczył chłop UFO, przestraszył się, uciekł – albo i nie”. […] Sęk bowiem w tym, że do dziś dnia NIKT nie złapał ani NOLa ani żadnego Ufonautę. Opowieści o ufokatastrofach w Roswell, Aztec, na Szpitzbergenie, itd. itp. wkładam tam, gdzie ich miejsce – pomiędzy bajki, legendy i pobożne życzenia paru „ufologów”, którzy nie widzą dalej poza „raporty” i „oświadczenia” różnych „władz” czy „organizacji”, nie będącymi bynajmniej najbardziej najprawdomówniejszymi instytucjami, bez większego znaczenia czy na Zachodzie czy na Wschodzie. Uwierzę w nie wtedy i tylko wtedy, gdy na własne oczy zobaczę i pokroję zwłoki Kosmity czy zwiedzę NOLa – i nie wcześniej. Pod tym względem jestem Niewiernym Tomaszem, a mam do tego prawo, bo zetknąłem się ze zjawiskami, których nie byłem (i nie jestem do dziś dnia) w stanie wytłumaczyć w oparciu o współczesną wiedzę – czyli popularne „mędrca szkiełko i oko”.
Niewygodny paradygmat
Po wydarzeniach z 24 czerwca 1947 roku nad Górami Kaskadowymi nasza (światowa) ufologia przyjęła milczące założenie, paradygmat – jak określił to Zbigniew Blania-Bolnar (1948-2003) w swej pracy – że NOL-e są kontrolowane przez żywych załogantów. Co do tego nie było żadnej dyskusji, zwłaszcza, że zachodni ufolodzy, jak wszyscy wpatrzeni w sukcesy konstruktorów budujących samoloty odrzutowe, potem rakiety i w końcu załogowe statki rakietowe, które wyniosły człowieka w Kosmos (okropny eufemizm, toż Homo sapiens doleciał w swej pysze ledwie za stodołę swego obejścia, czyli na Księżyc) uważali iż KAŻDY LATAJACY STATEK POZAZIEMIAN MUSI BYĆ PILOTOWANY PRZEZ ISTOTY ŻYWE! Taniutki to antropocentryzm, któremu odpór dał dopiero prof. Ronald N. Bracewell ze Stanford University, który w 1960 roku ogłosił swoją hipotezę automatycznych sond międzygwiezdnych. […] W świetle tej hipotezy taką sondą byłby obiekt wysyłający do nas „opóźnione radioecha” [wychwycone przez] Strömera i van der Poola. Oczywiście jest to jedna z możliwości, którą przedstawiłem kiedyś na łamach „Nieznanego Świata” i na IV Kongresie Ufologicznym w Koszycach na Słowacji.
Powyższe całkiem elegancko wyjaśnia wiele zjawisk związanych z obecnością Obcych na Ziemi i w Układzie Słonecznym.
Wtórne barbarzyństwo?
Jest jeszcze jedna możliwość i na niej się teraz skoncentruję. Hipoteza moja zakłada, że po ostatniej straszliwej wojnie, którą zakończono 12 – 15 tys. lat temu zatopieniem Atlantydy, Mu i Lanki niedobitki ludzkości zostały cofnięte w rozwoju do skrajnego prymitywizmu, w tzw. wtórne barbarzyństwo. Nie będę tu opisywał ich bytowania, bo Al. Mora zrobił to o wiele lepiej ode mnie. Od siebie dodam tylko, że ludzie zostali albo wybici co do nogi, albo prymitywnieli do tego stopnia, że technika – którą wcześniej stworzyli – przerosła ich umiejętności i martwy Rozum (a bez niego nie mogliby kroku postąpić w Kosmos czy głębiny Wszechoceanu) pozostawiony samemu sobie zaczął ewoluować. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale nie jest takie niemożliwe jako to się wydaje!
Maszyny tak skomplikowane jak statki kosmiczne musiały posiadać rozwinięte centra obliczeniowe, [obliczeniowo-decyzyjne] i sterujące obdarzone znaczną, (a może nawet i całkowitą) autonomią i po wyeliminowaniu ludzi jako czynnika kontroli i nadzoru po Wielkiej Wojnie [albo Wielkim Kataklizmie] po prostu poszły samopas… Tak zaczęła się nekroewolucja. Nie było żadnych Dinozuroidów czy Przybyszów z Kosmosu – byli tylko biedni, prymitywni ludzie oraz bezduszne i superinteligentne maszyny. Bezradni ludzie ledwie mogli się pozbierać, tworząc zalążki społeczeństw i pierwociny [kolejnej] cywilizacji, podczas gdy maszyny – wolne wreszcie od nadzoru i kontroli człowieka – zaczęły czynić to, co uznały za potrzebę numer jeden ze SWOJEGO [!!!] punktu widzenia, a mianowicie zaczęły zabezpieczać swój własny „byt” – a więc energię i części zamienne. I tak jak w powieściach Lema, zaczęły się przystosowywać do nowych warunków „życia” na Ziemi i w Kosmosie
Maszyny, cyborgi, ludzie i zwierzęta
Po kilku tysiącach lat w toku nekroewolucji wykształciły się z nich (właśnie!) niemal doskonałe statki przestrzenne – NOL-e. To dlatego NOL-e tak często „interesują” się naszą energetyką „pobierając” energię elektryczną wprost z naszych linii przesyłowych. To właśnie dlatego NOL-e latają w okolicach zasobnych w rudy uranu i toru. I wreszcie dlatego NOL-e „pilnują” baz wojskowych ze składowiskami broni jądrowej, bo wiedzą a priori, do czego może doprowadzić masowe użycie przez ludzi tego środka zniszczenia. A te wszystkie EBE obserwowane przez świadków Bliskich Spotkań? To proste – EBE to także cyber-biologiczne roboty WYPRODUKOWANE przez Rozumne Maszyny. Po co? Odpowiedzi może być kilka:
v Nawiązanie kontaktów z istotami żywymi (nie tylko z ludźmi) w celu utrzymywania nad nimi kontroli;
v EBE są PROTOTYPAMI istot rozumnych kolejnej generacji, w których części mechaniczne zastąpiono ekwiwalentami biologicznymi – coś w rodzaju Niszczycieli i Zływrogów z „Dalekich szlaków” Siergieja Sniegowa;
v EBE zostały wyprodukowane w celu zainicjowania procesu stopniowego przechodzenia Rozumnych Maszyn z łączności kablowej, laserowej czy radiowej na łączność biologiczną, czy jak ktoś woli – telepatyczną;
v Możliwym jest to, że wszystkie tu wymienione cele są prawdziwe w jednakowym stopniu, a to pozwala na wysunięcie jednego niemiłego dla nas wniosku: EBE stworzono jako idealny instrument NADZORU I KONTROLI wszystkich psychozoów na planecie Ziemia!
Na taką możliwość wskazują Ich predyspozycyjne oddziaływania na nasze umysły, Ich wyżej rozwinięta świadomość i podświadomość. EBE mają małe ciała – wszystkiego od 0,9 do 1,5 metra wzrostu i delikatną budowę, ale głowy mają tęgie dosłownie i w przenośni! Właśnie te głowy, to Ich „broń” o wiele bardziej skuteczna, niż nasze ziemskie strzelające i wybuchające zabaweczki… Poraża mnie, jako ekswojskowego, zwłaszcza jej – owej psychotronicznej „broni” – skuteczność, a zarazem całkowita bezradność człowieka. Co więcej – „broń” ta jest daleko bardziej humanitarna od tej, jaką dysponuje człowiek. U nas dopiero się pracuje nad „non-lethal weapon” (NLW), która nie kaleczy i/lub zabija, a jedynie na pewien czas skutecznie obezwładnia przeciwnika.
Kosmiczne panopticum
Innym argumentem „za” powyższą hipotezą EBE jest wielokształtność ciał Przybyszów. Znany rosyjski ufolog, prof. dr n. geologicznych Władimir I. Tjurin-Awińskij z Samary podobno naliczył aż 60 kształtów ciał rzekomych Kosmitów. Czy oznacza to, że Ziemia stała się miejscem rendez-vous aż 60 ras kosmicznych? Trudno w to uwierzyć, choć życie w Kosmosie być musi, to dlaczego jedynie Ziemia ma być sala konferencyjną jakiejś Organizacji Planet Zjednoczonych? Zaiste dziwne to Planety Zjednoczone, które obradują właśnie na naszej skłóconej, zatrutej i podminowanej niemal 10 gigatonami trotylu staruszce Ziemi… Chyba, że owe Istoty kochają się w ryzyku i absurdzie. [A może taki stan panuje we wszystkich cywilizacjach naukowo-technicznych? To byłoby straszne!]
Hipoteza robocza tłumaczy to panopticum bardzo prosto – jako roboty Oni są przystosowani do wykonywania różnych misji. Nie dość, że same istoty różnią się wyglądem, każda z tych cywilizacji posługuje się innym rodzajem wehikułu. I tak np. do zakładania sieci łączności służą latające maszyny w kształcie beczki, a do zbierania próbek – prostopadłościany. Do kontaktów z ludźmi służą człekopodobne roboty z wielkimi głowami [Szaraki], zaś do kontaktów z delfinami – wodoodporne roboty w kształcie ryb czy delfinów emitujące ultrapiski czy od razu posługujące się telepatią… [Niektóre USO???...]
[Co do telepatii, to już wcale nie jestem pewny tego, że jest to najlepszy z możliwych środków porozumiewania się. Wyobraźmy sobie dużą ilość radiostacji nadających na tym samym zakresie fal radiowych, co powodowałoby powstanie swoistego „szumu” w kanale przesyłu informacji, a co za tym idzie – totalna NIEMOŻLIWOŚĆ porozumienia się i skoordynowania swoich poczynań. Dlatego właśnie Neandertalczycy, którzy według niektórych uczonych i ufologów posługiwali się telepatią na co dzień – nie byli w stanie wytworzyć cywilizacji, a co za tym idzie zostali wyparci przez nietelepatycznych, ale obdarzonych mową artykułowaną, Hominis sapientis…]
Innymi słowy mówiąc – każda cywilizacja to dalece, aż do przesady posunięta specjalizacja! Dlatego nie wierzę filmowi pokazującemu sekcję zwłok Kosmitki z Roswell – to z pewnością nie mógł być robot (a raczej robótka – sic!), a po prostu rezus albo inna wielce pokiereszowana małpa w jednym z eksperymentalnych pojazdów rodem z wojskowego poligonu. [Oczywiście chodzi tutaj o Missile Test Range Area w White Sands, NM, gdzie testowano przywiezione z Europy nazistowskie pociski i inne bronie V – w tym także te z projektu „Chronos”… - co atoli jest osobną historią, bowiem zakładam, że Niemcy poza pojazdami latającymi w rodzaju V-7 testowali także pojazdy poruszające się w czasie!]
I kolejne ważkie zagadnienie:
Czy robot musi mówić prawdę?
Nie – nie musi, bowiem po, pierwsze – stojącym niżej w rozwoju (w ich mniemaniu) istotom można mówić, co się chce, gdyż i tak niczego nie pojmą, dlatego też w czasie Bliskich Spotkań (CE) ludziom wmawia się najróżniejsze rzeczy, wręcz nieuzasadnione brednie. [Antropomorfizacja? Nie zapominajmy, że te roboty – szczególnie obronne – były tworem ludzi, którzy przenosili na nie swe fobie i słabostki…] Po drugie – te roboty czasami jednak mogą mówić prawdę. A tak, bo jak np. robot taki mówi, że przyleciał do nas z Wenus, Księżyca czy Marsa to wcale może się nie mijać z prawdą – mógł on być tam WYPRODUKOWANY przez ludzi jeszcze przed Wielką Wojną Bogów, albo – co jeszcze ciekawsze – tamże WYHODOWANY w warunkach laboratoryjnych – vide opowieści Betty Andreasson. Tak czy owak, nie można pochopnie przekreślić informacji udzielanych nam przez Obcych w czasie CE z Nimi, bo mogą [ale oczywiście nie muszą] być prawdziwe…
Hodowla biorobotów, to hit mechanicznej ewolucji. Bioroboty hoduje się sztucznie, ale do tego potrzebna jest WIEDZA O ROZRODZIE ISTOT ŻYWYCH. Właśnie dlatego Oni tak bardzo interesują się naszym rozrodem (i nie tylko naszym, bo innych istot także), a to znów dlatego, że poszukują Oni optymalnej metody rozmnażania. Stąd ten cały „cyrk” z porwaniami ludzi i zwierząt, opowieści o badaniach, sekcjach oraz wielu nieprzyjemnych zabiegach, których ilość rośnie w zastraszającym tempie. [Tak przynajmniej było w roku 1995.]
Napęd – Ich pięta achillesowa?
Kolejnym argumentem „za” jest sposób przemieszczania się NOLi. Nie wiem, czy NOLe wymodliły sobie u Pana Boga wyłączność spod prawa bezwładności ciał, ale jeżeli obowiązuje ono nawet tam, gdzie diabeł powiedział „dobranoc” czyli w najodleglejszej galaktyce, to tajemnica tego musi tkwić gdzieś indziej. Tym „gdzieś indziej” jest zrobotyzowanie załóg NOLi.
NOLe są w stanie poruszać się z prędkościami tysięcy kilometrów na sekundę , a co za tym idzie startować i wykonywać manewry z przyśpieszeniami rzędu tysięcy g. Człowiek, a właściwie jego konstrukcja biologiczna jest w stanie wytrzymać 20 g i to na bardzo krótki okres czasu. W innym przypadku po takim organizmie pozostałaby tylko „mokra plama”, w przenośni i dosłownie! Widziano NOL-e, które startowały lub hamowały z przyspieszeniami rzędu 2000 g – co mnie wydaje się być wartością zawyżoną – ale tak czy owak wystarczy to w zupełności, by z każdej żywej istoty pozostał krwawy placek. Nagłe przyspieszenie i spowalnianie, akceleracja i deceleracja mogą szkodzić istotom żywym, ale z pewnością nie robotom, których zewnętrzna i wewnętrzna budowa nie tylko umożliwia, ale wręcz przystosowuje je do znoszenia tak gwałtownych szarpnięć.
NOLe z człekopodobnymi robotami o półbiologicznej lub całkowicie biologicznej konstrukcji na pokładach latają także szybko, ale ich start i lądowanie jest łagodniejsze. Bardziej znośne dla pasażerów oraz porwanych istot żywych. Wiem, że głoszę herezję, ale wszystko wskazuje na to, że Oni nie opanowali antygrawitacji i nie jej zawdzięczają osiągi swych pojazdów. Być może jest to napęd jonowy [MHD], magnetyczny czy nawet anihilacyjny [z wykorzystaniem antymaterii], ale NIE ANTYGRAWITACYJNY. [Jednak z powodów, o których w dalszym rozdziałach, nie mogę podtrzymać tego stwierdzenia, bowiem to właśnie grawitacja jest kluczem do podróży w Czasie…]
Trochę mi żal tej ślicznej teorii, ale niestety – fakty wskazują że jest inaczej. Nie wskazują na to relacje osób porwanych na pokłady NOL-i. To, o czym one mówią post factum, nawet w stanie hipnozy nie może być miarodajne, a to po prostu dlatego, że Obcy wkodują im w „ego” i „id” to, co Oni tym ludziom chcą narzucić, a nie to, co ci ludzie chcieliby wiedzieć. To jest pewnik. Dotyczy to także przeżyć na pokładach NOL-i. To dowodzi jeszcze jednego, a mianowicie, że Oni mają swój słaby punkt, swoją piętę achillesową, którą chcą przed nami ukryć. Czy może chodzić właśnie o sekret napędu NOL-i? A może chodzi o to, że z pozoru nieśmiertelne maszyny po ich zbiologizowaniu będą jednak śmiertelne osobniczo, tak jak my? To musi być dla Nich sprawą życia i śmierci, bo w przeciwnym razie po co robiliby z nami ten cały psychotroniczny cyrk? [Teraz najwygodniejszym jest rosyjski termin maskirowka bardziej adekwatnie oddający istotę rzeczy.]
Wybuch jądrowy nie zniszczy tak łatwo cybernetycznego organizmu, bo jak można zabić coś ex definitio już martwego? [A jednak można, bowiem roboty jak wszystkie urządzenia elektroniczne są wrażliwe na efekt pulsu magnetycznego wybuchu jądrowego i bez specjalnych zabezpieczeń także „wyciągną kopyta”.] Ale zbiologizowany automat, a to już inna sprawa – promieniowanie w końcu zniszczy go, tzn. zakłóci biologiczne funkcje organicznej części jego pseudo-organizmu, a co za tym idzie – sprowadzi nań śmierć osobniczą lub konieczność serii przeszczepów czy remontów. Dlatego też jesteśmy zewsząd pilnowani, by nie przyszło nam do głowy zabawiać się w nuklearny Armagedon…
Znak szczególny – brak emocji
No i na koniec powiedzmy wreszcie sów kilka o zachowaniu się Obcych, które sprawia wrażenie wielce ustandaryzowanego. Wszyscy świadkowie [i ofiary] CE przypisują Obcym takie cechy, jak: bezduszność, obojętność, poczucie wyższości i co może najważniejsze – brak jakichkolwiek oznak emocji! Przypisuje się to zazwyczaj temu, że Obcy mają zupełnie odrębną psychikę, ex definitio [diametralnie] różną od naszej. Czy jest to słuszny pogląd? Myślę, że po części tak, jako że roboty – rzecz jasna – muszą mieć inne, nieporównywalnie uboższe formy zachowania od [nieobliczalnych] spontanicznych reakcji istot żywych. To po pierwsze, a po drugie: wszelkie EMOCJE SĄ ZASTRZEŻONE TYLKO DLA ISTOT ROZUMNYCH. To raczej pewnik.
Proszę przypomnieć sobie relacje Andreassonów, Suttonów, Villas-Boasa czy Browne’a. wszystkie te osoby zostały właśnie uderzone właśnie tym AUTOMATYZMEM zachowania się Obcych. Nawet w tak drastycznym przypadku, jak Incydent w Kelly-Hopkinsville Suttonowie zauważyli, że „atak” Obcych przebiega według jakiegoś schematu, zaś trafiane pociskami z ich strzelb Istoty wydaja odgłos, „jakby strzelało się do wiadra”. Ci, którzy przeżyli wojnę, albo ćwiczenia woskowe na poligonie wiedzą, że taki właśnie odgłos wydaje lekki pancerz trafiony pociskiem z broni strzeleckiej…
Kobiety, które zmusiły Villas-Boasa i Browne’a do odbycia z nimi stosunku płciowego mogły też być jedynie biocybernetycznymi istotami, których zadaniem było TYLKO urodzenie humanoida.
Tak już nawiasem mówiąc, czy nasze nośniki pamięci genetycznej w postaci DNA i RNA są tak rozpowszechnione w Kosmosie, że Ziemianin może mieć dziecko z byle Kosmitką. Coś tu jest nie tak… [I faktycznie, coś tu jest nie tak, bowiem powyższe wskazuje na taką jedynie logiczną możliwość, że ci wszyscy domniemani Kosmici są de facto niczym innym, jak po prostu ludźmi w różnych fazach rozwojowych – ale o tym w dalszych rozdziałach tego opracowania…]
Podsumowując można stwierdzić, że hipoteza – bo to, co tutaj napisałem JEST TYLKO HIPOTEZĄ – o sztucznym pochodzeniu odwiedzających nas ras Obcych (a tak naprawdę to zupełnie swojskich robotów) broni się nieźle, choć ma też swoje słabe strony, bo nie tłumaczy np. przypadku Semjase czy innych człekopodobnych Kosmitów nawiedzających ludzi pokroju Adamskiego czy Meyera. [No cóż – słowa te pisałem ponad 15 lat temu, w czasie w którym jeszcze nie udowodniono definitywnie fałszerstw jednemu i drugiemu…] Myślę, że w miarę dopływu faktów, hipoteza ta będzie potwierdzona lub zanegowana, co bynajmniej nie zmniejsza jej atrakcyjności. Eksploracja Wszechświata przy pomocy robotów jest po prostu bardziej ekonomicznie opłacalna od wysyłania w Kosmos żywych ludzi czyli Istot Rozumnych z krwi i kości.
Postulat prof. Ronalda Bracewella pozostaje w mocy i poszukiwania w tym kierunku powinny być kontynuowane. [Chodzi o poszukiwania automatycznych sond międzygwiezdnych wewnątrz i w pobliżu Układu Słonecznego.]