Powered By Blogger
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ekonomika. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ekonomika. Pokaż wszystkie posty

środa, 26 lipca 2023

Przerażająca wizja Jackowskiego…

 


Maciej Lechociński

 

…wszystko zacznie się, kiedy jeszcze będziemy spali. Krzysztof Jackowski i jego kolejna, bardzo niepokojąca wizja. Dotyczy ona całego świata. Znany profeta mówi o kataklizmie, którego skutki będą odczuwalne na całym świecie. Okazuje się, że mamy tego doświadczyć, będąc we śnie.

Krzysztof Jackowski często opowiada w mediach, pytany m.in. o zaginięcia, czy też przyszłości Polek i Polaków. Tym razem opowiedział o kataklizmie, który ma nas wkrótce spotkać.

Krzysztof Jackowski wróży potworny kataklizm. Zatrważające słowa

Krzysztof Jackowski opublikował na YouTube przerażające wideo, w którym opowiedział o zbliżającej się jego zdaniem katastrofie. Później wspomniał także o wodzie, która ma stać się dla nas bardzo ważna, kiedy wybuchnie kataklizm.

Czeka nas na Ziemi kataklizm, o którym będzie mówić cały świat, tak on będzie duży. I przyćmi to na moment całą nienormalność, w której w tej chwili oparach żyjemy. Obawiam się, że i tak ta nienormalność po tym wróci, ale mimo wszystko zobaczyłem to bardzo mocno (...). Jak się stanie ten kataklizm duży, to docenimy rolę wody. Zrozumiemy, jak ważna i potrzebna jest dla nas woda —podkreślił Krzysztof Jackowski.

Krzysztof Jackowski ostrzega przed tragedią. Jasnowidz zdradza, o co chodzi

W dalszej części wypowiedzi jasnowidz powiedział, dlaczego ma wydarzyć się kataklizm. Przyznał, że początkowo wydawało mu się, że katastrofa będzie związana z trzęsieniem ziemi. Później jednak dodał, że niekoniecznie tak musi być.

Z pewnością uważa, że skutki katastrofy będą odczuwalne dla całej populacji świata, a zez zniszczeniami będziemy się musieli wszyscy zmierzyć.

Piąta… Przed piątą… Piąta piętnaście, piąta czterdzieści pięć… Piąta godzina, być może nad ranem. Nie jestem pewny, czy to będzie zdarzenie naturalne, ale jeśli tak będzie, to będzie wyjątkowo silne —podsumował Krzysztof Jackowski.

 

Moje 3 grosze

 

Poza katastrofą nuklearną i impaktem asteroidy takim ogólnoświatowym wydarzeniem może być supererupcja jednego czy kilku nawet, superwulkanów. Wystarczy przypomnieć potężne erupcje Thiry (1613 r. p.n.e.), Wezuwiusza (79 r. n.e.), Krakatau (1883), Katmai (1912), itd. w przypadku erupcji superwulkanów – a jest ich 20. To są te, o których nam wiadomo:

·        Long Valley (CA, USA),

·        Toba (Sumatra, Indonezja),

·        Tuapo (Nowa Zelandia),

·        Yellowstone N.P. (WY, ID, MO; USA).

·        USA (4)

Poza nimi istnieją jeszcze superwulkany na:

·        Kamczatce i Ussurii (Rosja),

·        we Włoszech (Pola Flegrejskie k./Neapolu),

·        pod wyspami Morza Egejskiego (Kos).

·        W Niemczech (Laacher See)

·        Santorini (Grecja)

Po dokładnych badaniach można powiedzieć z całą pewnością, że istnieją także inne superwulkany, które znajdują się w rejonach pod:

·        Ameryką Środkową (1),

·        Andami - Peru i Chile (7)

·        Filipinami (1),

·        Japonią (3),

·        Indonezją (4).

Przerażające jest to, że moc ich eksplozji jest wielokrotnie większa od najpotężniejszych wybuchów „normalnych” wulkanów czyli VEI 7 i utworzono dla nich osobną klasyfikację – erupcja hiperpliniańska – VEI 8 – czyli 500 razy silniejsza od erupcji wulkanu Mt. St. Helen’s. I rzeczywiście – efekty takiej supererupcji są takie, jak opisywał je o. Pio i legion innych wizjonerów. Jej efektem będzie zima poerupcyjna i skażenie wielkich połaci naszej planety, co doprowadzi do głodu. A najgorsze jest to, że ta katastrofa jest możliwa!

A zatem graviora manet

 

Źródło - https://ludzie.fakt.pl/krzysztof-jackowski-z-przerazajaca-wizja-czeka-nas-kataklizm/jz1cyh9?utm_source=www.msn.com_viasg_ludzie&utm_medium=referal&utm_campaign=leo_automatic&srcc=undefined&utm_v=2

środa, 30 grudnia 2020

Bidaki i UFO

 


Stanisław Bednarz

 

Do napisania tego postu skłoniła mnie lektura znakomitej książki  J.D. Vance’a „Elegia dla bidaków”, a także obawa  że pas rdzy  pojawić się może wszędzie. Są różne pasy w USA: pas słońca, pas biblijny, pas kukurydzy

Najgorszy jest pas rdzy.  Horror USA  czyli pas rdzy. Pas rdzy – określenie terenów, obejmujący stany Michigan, Indiana, Ohio, Pensylwania, charakteryzujących się dawniej  znacznym rozwojem przemysłu ciężkiego. Był to kiedyś pas stali.

Termin pas rdzy narodził się w latach 80., a słowo „rdza” symbolizuje rozpad. Bogactwo surowców spowodowało powstanie wielu fabryk i rozwój przemysłu motoryzacyjnego czy obronnego. Był on w tym czasie silnikiem amerykańskiej gospodarki. Na świecie zaszły jednak zmiany, które spowodowały, że przemysł ten zaczął tracić na znaczeniu. W latach  80-tych  XX wieku fabrykom dała się we znaki globalizacja i automatyzacja produkcji. Amerykańskich pracowników zastępowały maszyny lub tańsza siła robocza za granicą.

Powstające jak grzyby po deszczu fabryki, stalownie, huty kusiły (obecnie już nie kuszą, gdyż większość z nich zamknięto), a dziś dosłownie zardzewiały. Do dziś w wielu miastach stoją dowody tego upadku – opuszczone fabryki i zakłady pracy, zniszczone domy, opustoszałe place w miejscach, gdzie stały kiedyś wieżowce (wyburzenie odkupionego budynku i przekształcenie terenu w parking).

Wyrazistym przykładem „zardzewiałego” miasta jest Detroit. Upadek fabryk motoryzacyjnych  sprawił, że miasto opustoszało – od 1950 do 2010 roku liczba jego mieszkańców spadła o 60 proc. Był to też region tradycyjnie głosujący raczej na demokratów, jako że robotnikom - lub byłym robotnikom - bliższe były hasła głoszone przez to ugrupowanie. Tę ścianę w 2016 roku rozbił Trump, wygrywając w trzech stanach pasa rdzy - Michigan, Wisconsin i Pensylwanii. Trump intensywnie podróżował po miastach pasa rdzy, obiecując mieszkańcom odrodzenie przemysłu oraz, jak zapewniał, powrót miejsc pracy z Chin. Obietnica Trumpa się nie spełniła. Nowe miejsca pracy  powstają raczej na południu kraju. Na przykład w Teksasie  przybyło więcej miejsc pracy w przemyśle niż w Ohio, Michigan, Wisconsin i Pensylwanii razem. Trump zderzył się tutaj z tendencją, która jest od niego niezależna - środek ciężkości amerykańskiej gospodarki przesuwa się z północno-wschodnich i środkowych stanów do regionu tzw. pasa słońca (od Kalifornii na zachodzie, przez Arizonę i Teksas do Florydy) poprzez napływ taniej siły roboczy z Meksyku.

Obecnie region pasa rdzy zamieszkują tzw. bidoki. Bidoki to próba przetłumaczenia słowa angielskiego hillbillies oznaczającego białego robotnika  pochodzenia szkoto-irlandzkiego bez stabilizacji finansowej. Przybyli tu kiedyś z regionów kopalń Apallachów  za stabilizacją. Bidoki mają własny akcent, kodeks honorowy. Są nieufni wobec przyjezdnych, niechętnie wyciągają ręce po pomoc i źle znoszą, gdy ktoś z zewnątrz ocenia ich zachowanie oraz styl życia. Kiedy sprzedawca zwróci uwagę ich dziecku, że jest niegrzeczne  – mogą zdemolować cały sklep.








„Robotnicy  bez wyższego wykształcenia”, dla których „bieda to rodzinna tradycja”, bo bidoki (hillbillies) to przedstawiciele zubożałej białej klasy robotniczej, o której waszyngtońska administracja wolała w ostatnich dekadach nie pamiętać, a przemysł wolał wyprowadzić się do Azji. Wśród mieszkańców górują długi, chwilówki, lichwiarze, lombardy, przemoc domowa, narkotyki, brak perspektyw. Np. w Midletown małym mieście w Ohio była wielka stalownia - Armco Steel. Budowała ona parki, galerie, boiska i utrzymywała kluby. W 90-latach wyniosła się, galerie zabito dechami, parki zdziczały, kluby splajtowały. Współczuję…

 

Moje 3 grosze

 

Pamiętam, jak w latach 80-tych, w czasie reaganowskiego zbrojeniowego boomu, to właśnie pas stali był oczkiem w głowie rządu. Oczywiście wiadomo dlaczego – USA gotowały się do walnej rozprawy z ZSRR, więc stal była potrzebna do rozbudowy instalacji wojskowych na całym świecie. Potem przyszedł koniec prosperity z wiadomym skutkiem – pas stalowy zardzewiał.

A co ma do tego UFO? A ma, bo w latach 70. i 80. To właśnie nad tymi stanami obserwowano pojawienia się NOL-i. Nie dziwota, skoro to właśnie tam znajdowały się kuźnie produkujące elementy wszelkich broni Ameryki, a jak dowodzą badania Roberta Hastingsa, to właśnie instalacje obronne zawsze interesowały Ufiastych.

No i jeszcze jedna uwaga – USA nie chwali się bidokami – bo to jest w jawnej sprzeczności z lansowanym przez amerykańską propagandę państwa powszechnego dobrobytu i nieograniczonych możliwości, na co dało się nabrać wielu naiwnych ludzi. I nadal się daje nabierać, bowiem magia dolara wciąż działa…

Ameryce potrzebny jest kolejny impuls rozwojowy – kolejna wojna na miarę II Wojny Światowej, więc od czasu do czasu wywołuje lokalne wojenki tu i tam. Niestety, po 1989 roku my także staliśmy się elementem tej polityki, czego doświadczyliśmy w Iraku i Afganistanie, a wkrótce (oby nie!) w Iranie, bo wojna z Persami to tylko kwestia czasu. A teraz każda wojna może stać się przyczyną ogólnoświatowego konfliktu, w którym albo skończy się nasza cywilizacja, albo wyjdzie z niego wzmocniona – w co wątpię, bo nie ma takiej wojny, która Ludzkości wychodzi na zdrowie, a nakręca tylko spiralę nienawiści i przemocy…   

piątek, 16 marca 2018

POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI







W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się z mediów, że zabito Siergieja Skripala, szpiega, który pracował dla Rosjan, ale przekazywał Brytyjczykom cenne informacje. (Pominę jego karierę szpiegowską, śmierć członków rodziny, gdyż nie to mnie interesuje w całej sprawie.)

Zachodzi pytanie, co tak naprawdę się wydarzyło?

Na ten temat krążą różne opinie i hipotezy. Jedna z nich brzmi, że jest to ofiara służb rosyjskich, które nigdy nie darują. Wyjątkowo upiekło się innemu szpiegowi o nazwisku Suworow. Co budzi moje podejrzenia, czy jest to naprawdę ofiara służb wschodnich. Kolejna hipoteza mówi, że jest to działanie służb brytyjskich lub amerykańskim, mające wywołać określone skutki. Jakie? Spójrzmy, co się aktualnie dzieje. Na szczytach politycznych rozważane są nowe sankcje wobec Rosji. Znowu inna hipoteza głosi, że śmierć szpiega to nic innego jak wewnętrzna walka KGB z GRU. Od lat rywalizują między sobą. Moim zdaniem jest to błędna hipoteza, ponieważ afera nie uderza bezpośrednio w jedną z tych organizacji, ale w wizerunek Rosji na świecie.

Prawdopodobnie i my sami mamy na ten temat wyrobione zdanie i własne przemyślenia. Czy w ogóle poznamy prawdę? Jak w przypadku chociażby zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów? Wątpliwe. Chociaż niektóre portale wypisują, że doszło do przełomu w śledztwie.

Możemy się jedynie domyślać i snuć nowe przypuszczenia, opierając się wyłącznie na czystej logice. Fanów zagadek kryminalnych, książek Suworowa, czy emerytowanych agentów wywiadu sprawa ta będzie jeszcze długo intrygować.

Moim skromnym zdaniem skupiając się wyłącznie na wątku rosyjskim, gubimy z oczu ważne poszlaki, które prowadzą nas do Chin. To prawda, że sytuacja polityczna we współczesnej Europie przypomina tą sprzed dekad, kiedy istniała tzw. żelazna kurtyna: wyraźny podział na blok wschodni i zachodni, a na ich granicach stacjonowały armie najeżone rakietami, to mimo wszystko jest to obraz niepełny. Nie tak dawno mogliśmy usłyszeć w telewizji, że takim samym zagrożeniem dla USA jest nie tylko Rosja, ale również Chiny. Gra strategiczna mocarstw przebiera innego wymiaru, gdy spojrzymy na to, co się dzieje nieco szerzej, wybiegając poza nasze podwórko.


Nowy Jedwabny Szlak w wizji Chińczyków

Potęga Chin rośnie. Wiemy o tym państwie niewiele. Głównie dzięki programom podróżniczym. To dla nas kraj wciąż zagadkowy, ale i ciekawy. Dla mnie osobiście, alternatywa dla obecnego hegemona. Osoby zajmujące się geopolityką rozumieją, że kluczem do Europy jest Moskwa. Kto ją kontroluje, ten w zasadzie kontroluje Europę Zachodnią. Według mnie od dawna nie dochodzi do przeciągania liny, między mocarstwami, gdyż Moskwa od dawna nawiązała ścisłą współpracę z Azjatami. Wspominałem, że jedna z hipotez na temat śmierci szpiega Skripala mówi, że jest to prowokacja służb zachodnich. To samo powtarza ambasador Rosji w Wielkiej Brytanii. Czy należy mu wierzyć? W przypadku Litwinienki mówił podobnie. Ale to bardzo ciekawa hipoteza. Dlaczego? Otóż na rękę Zachodowi jest wytworzyć coś w rodzaju sztucznego napięcia między Unią Europejską, jej mieszkańcami, a Rosją. Coś na dawną modłę. Bezpośrednio celem tych działań jest Rosja, ale uwaga, pośrednio Chiny, które planują budowę nowego szlaku jedwabnego i chcą zarzucić Europę swoimi produktami. Wielu ekspertów ekonomicznych jest przekonana, że będzie to oznaczało poważny kryzys w Europie. Tanie towary Made in China zaleją rynek, jak wodospad Niagara, stając się śmiertelną konkurencją dla miejscowych przemysłowców, no i samego hegemona. Oczywiście nie ma nakazu, aby te towary kupować. Nawet, jeżeli to strachy na Lachy, kolejne bajki mające wywołać w nas określone obawy, podświadome zagrożenie itp., to nie da się ukryć, że stworzenie nowej żelaznej kurtyny zahamuje napływ tanich produktów ze Wschodu. Ale to nie wszystko. Jakie będą tego konsekwencje? W takim przypadki Chiny czeka zadyszka, a dłuższej perspektywie bolesna kolka. Bo właśnie według tych samych ekspertów ekonomicznych ich być lub nie być w dużej mierze zależy właśnie od handlu. A że skutecznie są blokowani przez USA na wodach, stąd powstał pomysł reanimacji jedwabnego szlaku.

Czy jest w tym trochę racji? Co ciekawe, że gdy wczytamy się w dostępne materiały w Internecie i obejrzymy mapki, jak ma on wyglądać, dostrzeżemy, ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, że jego odnogi przechodzą przez terytoria, gdzie obecnie trwają konflikty zbrojne, a nie tak dawno panował spokój. Pozdrawiam,

Agent 007


czwartek, 1 września 2016

Grzech pierworodny – mit, którego czas już minął





Sir Julian Rose

Z wszystkich oszustw, w które wciągnięto ludzkość na przestrzeni wieków, prawdopodobnie najbardziej druzgocącym jest „grzech pierworodny.” Z punktu wiedzenia sprawców, jest on jednak wielkim sukcesem.

Praktycznie w każdym miejscu na ziemi, doktryna chrześcijańska żarliwie realizowała swoją misję nawracania mas, a towarzyszył jej grzech pierworodny, narzucając poczucie winy milionom ludzi, których otwarte umysły bez wątpienia kazały im wierzyć, że przyjmują przekaz wyzwolenia i światła.

Nic z tych rzeczy, drodzy przyjaciele! Przekaz ten był tak mroczny, jak ciemność nocy.

O tym, jak niesamowitą moc może mieć przekaz, odpowiednio sformułowany, zapakowany i rozreklamowany, dowiedzieliśmy się sporo przez ostatnie dekady. „Medium jest przekazem” – powiedział Marshall McLuhan w 1964 roku. Stwierdzenie to można by łatwo przenieść do chwili, w której pierwsze biblijne teksty ogłosiły, że mężczyzna zwany Adamem i kobieta zwana Ewą pociągnęli za sobą całą rasę ludzką w złym kierunku... z którego nigdy nie powróciła.

Jednakże powodu, dla którego wszystko obrało tak zły początek i nigdy się z niego tak naprawdę nie otrząsnęło, nie należy przypisywać jakiejkolwiek winie Adama i Ewy. Jak zobaczymy, powód ten leży w mistrzowskim planie zafałszowania wspaniałej opowieści o wyzwoleniu się ludzkości i rosnącym wewnętrznym przekonaniu.

„Rasa ludzka”, do której odwołują się teksty biblijne, została popchnięta w określonym kierunku wystrzałem pistoletu, którego spust pociągnął ktoś, kto nie chciał, by ktokolwiek z uczestników tego wyścigu zwyciężył. On, ona, czy ono chciało tylko mieć przegranych. I to zostało osiągnięte.

Widzicie, co mam na myśli, mówiąc o sukcesie?

Historia przedstawia się następująco: w chwili, gdy pociągnięto za spust, na planecie Ziemi były tylko dwie istoty ludzkie. Był też piękny ogród i w nim właśnie mieszkało tych dwoje ludzi: mężczyzna zwany Adamem i kobieta zwana Ewą. W ogrodzie tym było także drzewo owocowe (pełne soczystych jabłek) oraz wąż.

Według opowieści, Bóg jasno daje Adamowi do zrozumienia, że może on robić w tym ogrodzie, co tylko chce, ale nie wolno mu „zjeść jabłka z Drzewa Poznania”. Ale cóż, będąc człowiekiem i mając „wolną wolę” nadaną mu prawem boskim, Adam nie dostrzega tak naprawdę logiki w tym odgórnym zakazie. Wąż wydaje się podzielać jego zdanie i w jakiś sposób udaje mu się skusić Ewę, by ta zerwała to piękne soczyste jabłko, ugryzła kawałek i podała Adamowi.

„... a on zjadł. A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski.” Czytamy, że czuli się „zawstydzeni”. Z uwagi na to, że zrobili coś zakazanego, ale także dlatego, że zobaczyli, że są „nadzy.”

To właśnie w owym sławetnym „zjedzeniu owocu”, czymś, co prawdopodobnie większość z nas zrobiłaby z czystej ciekawości, zapoczątkowane zostały tysiące lat chrześcijańskiego poczucia winy i wstydu.

To tutaj swój początek ma wszechobecne, nieracjonalne cierpienie związane z naszą naturalną, wrodzoną fizycznością. To tutaj nasze „prywatne części ciała” zostały sprywatyzowane, a nasza naturalna przyjemność płynąca z fizycznej bliskości została zamieniona w poczucie winy – chyba że tak zwany „Kościół Boży” autoryzuje taki akt, formalizując związek małżeński w chrześcijańskiej świątyni.

Całe multum zakazów pod hasłem „Nie będziesz...” doczepiono wkrótce do czynu Adama i Ewy – czynu, który był odważnym aktem „nieposłuszeństwa obywatelskiego”; odmową bycia zastraszonym przez rzekomo wyższą władzę.

Analizując głębiej to sławetne zdarzenie, widzimy, że Adam i jego towarzyszka Ewa zrobili coś całkowicie wyjątkowego w Ogrodzie Eden. Jeśli popatrzymy na ich uczynek z innego punktu widzenia, wolnego od typowych, z góry narzuconych uwarunkowań, można by powiedzieć, że był to „gigantyczny krok dla ludzkości”. Słowa te miał powiedzieć Neil Armstrong, kiedy wysiadał z kartonowej kapsuły skonstruowanej i sfilmowanej w Pinewood Studios w 1969 roku w Londynie.

Jednakże mityczny Adam nie udawał tak, jak Armstrong z ramienia tych, którzy czczą boga zwanego „technologią”. On i jego mityczna Ewa wprawili w ruch wspaniałą machinę, która tocząc się przez stulecia, pewnego dnia poprowadzi ludzkość do zdobycia prawdziwej wiedzy, prawdziwej niezależności i prawdziwej samoświadomości. Poza tym, rzecz jasna, że była to ostatnia rzecz, jakiej chcieliby manipulatorzy stojący za tą opowieścią.

Badając dogłębniej symbolikę tej historii, można dostrzec, że zjedzenie jabłka z Drzewa Poznania otworzyło oczy tego mężczyzny i tej kobiety na fakt, że mieli wszystko, co potrzeba, by wziąć swoje przeznaczenie we własne ręce i kształtować ścieżkę życia. Ścieżkę, która miała im pokazać, że nie byli tylko poddanymi, którymi pan mógł dysponować według własnej woli, ale posiadali wyjątkowy dar – zdolność kreatywnego i racjonalnego myślenia i działania. A nawet refleksji nad sobą i swoją egzystencją. I przeciwnie do klasycznej interpretacji, ich Stwórca chciał, aby tak było.

Stwórca ten odczuwał bowiem ból samotności i zapragnął mieć towarzystwo w wielkiej podróży zwanej życiem. Ale by mieć to towarzystwo, jego Adam i Ewa musieli przejść pierwszy wielki test – test odrzucenia fałszywej władzy i odwagi, by skosztować z Drzewa Poznania. Tylko wtedy mogli oni wyruszyć na drogę, jako wędrujący z Bogiem oraz towarzysze Najwyższego; drogę płomienną i nieznaną, której kierunek poznaje się tylko poprzez niebezpieczeństwo procesu kreatywnego; wykonując historyczny „skok w ciemność”, która jest matką wszystkich wielkich wędrówek, wszystkich wspaniałych przygód.

Jednakże tekst biblijny, na którym wszyscy zostaliśmy wychowani, mówi nam zgoła coś innego. Mówi nam, że Adam i Ewa zostali „wypędzeni” z Ogrodu Eden z powodu niewybaczalnego i grzesznego aktu nieposłuszeństwa. Nieposłuszeństwa Bogu we własnej osobie. A to sprawiło, że „wstydzili się” – zarówno swojej nagości, jak i nieposłuszeństwa.

Kościół, który mieni się głosicielem tej biblijnej opowieści, mówi nam, że przez Adama i Ewę, wszyscy nosimy ten „wstyd” po dziś dzień. Że musimy zapłacić cenę za „grzech pierworodny” i zostać upokorzeni wielkością tego błędu człowieka. Błędu tak wielkiej wagi, że został nazwany „Upadkiem.”

W takiej interpretacji opowieści dotyczących pewnych kluczowych zdarzeń w dziejach ludzkości, człowiek „upada” zanim jeszcze zaczął iść; i wszystko, co ma potem miejsce, skażone jest tym rzekomo tragicznym błędem oceny ludzkiej* (patrz link na końcu eseju do dalszej lektury).

Co tak naprawdę symbolizuje ta „nagość”?

To chwila, w której zdajemy sobie sprawę, że wszystko, co myśleliśmy, że jest czymś, okazuje się być czymś zupełnie innym. Sporo z nas spada w tym właśnie momencie. Stajemy się nadzy, ponieważ stare ubrania nie pasują już na nas, a nowe trzeba utkać ze świeżej wełny. Jest to świt prawdziwej wiedzy. Wiedzy, która uświadamia nam, że istnieje stan boski – a także skalanie tego stanu. Że istnieją oba te stany, a my musimy wybrać drogę życiową w oparciu o tę wiedzę.

Ogród Eden przedstawia stan „pasywnego” potencjału. Potencjału, który nie był wprawiony w ruch, ani nie tlił się. Potrzebna była iskra zapalna. A ta iskra nadeszła, gdy Ewa, będąc w podświadomej  komunikacji z wężem, wyciągnęła rękę i zerwała piękne okrągłe jabłko i ugryzła kawałek. To ona właśnie przełamała tabu „posłuszeństwa władzy.”

A jaką rolę w tym dramacie odgrywa Wąż?

Wąż jest zwierzęciem symbolizującym budzącą się energię. Wąż Kundalini, zwinięty naokoło kręgosłupa (pnia) drzewa poznania. Widzicie?

Kiedy wąż przemówił do Ewy, przemówił „słowo”. „Na początku było słowo.” Jednak słowo to nie było rzeczywistym słowem lecz wibracją. Impulsem. Energią skierowaną od wewnątrz. I ta energia powiedziała do Ewy: „Zrób to.” A ona zrobiła. Jej uczynek nosi cechy pierwszych poruszeń boskiej misji – w stronę tego, co jest płodne, lecz niezdolne do działania.

To właśnie kobieca boska moc umożliwiła „przebudzenie” Adama i Ewy, którzy odkryli, że nie są już niewinnymi hipisami pląsającymi w przytulnym ogrodzie nieświadomości; niezatrzymywanymi i nieświadomymi istnienia szerszej rzeczywistości. To właśnie przywilej „zdobycia wiedzy na temat dobra i zła” umożliwia wkroczenie na szerszą ścieżkę wiedzy, bez względu na wszystko!

A co z Drzewem?

Drzewo jest potężnym symbolem wzrostu. Jest ono zewnętrznym przejawem uwarunkowań niezbędnych dla ewolucji człowieka – zapuszczanie korzeni i wrastanie pnia i gałęzi w górę i na boki, jako „równoczesny akt”. Akt ten można przenieść na nas ludzi praktycznie dosłownie – wychodząc od pępka, poprzez który pępowina odżywiała nas w łonie i poruszając się równocześnie w górę i dół.

Ma ono wspaniałą moc unieważniania opcji „albo albo”, która jest cechą naszej ciemnej formalnej edukacji. Prawdziwy rozwój człowieka, zarówno umysłowy, jak i duchowy sięga głęboko w dół i wysoko w górę, i jeszcze dalej. W jednakowym stopniu. Zawsze w obie strony – nigdy tylko w jedną lub drugą.

Drzewo Poznania w Ogrodzie Eden jest więc właśnie tym – drzewem poznania. Nie jest „zakazanym drzewem”, jak powszechnie naucza Kościół chrześcijański.

Dlaczego więc Kościół promuje ten „zakazany” czynnik?

Ponieważ ta „wiedza” może obnażyć tyranię, która leży w centrum zniewolenia człowieka. Wiedzy tej nie można wypuścić w świat ze względu na strach przez reperkusjami, jakie mogłyby dotknąć system kontroli, który istniał, a do którego Kościół się przyczynił i przyczynia do dnia dzisiejszego. Polecenie „Nie jedz” z Drzewa  Poznania nie pochodziło od Boga, ale od jakiejś innej siły, która z ogromną determinacją przeciwstawiała się wszystkiemu, co boskie.

Jak głosi opowieść: „naokoło drzewa owinięty jest wąż”. Od czasów starożytnych ten wąż postrzegany był jako źródło specjalnej energii. Szczególnie, jak wspomniałem wcześniej, w opisach praktyk Kundalini oraz tantry jogi. Wzrastająca energia, poruszając się w górę kręgosłupa, oświeca siedem czakr znajdujących się w ciele ludzkim, jedna po drugiej – dokładnie tak, jak wąż, który porusza się w górę Drzewa Poznania, budząc (w tym wypadku) chwałę słynnego soczystego jabłka, którego kęs popchnął Adama i Ewę „w stan świadomości.”

Wąż oraz drzewo są więc potężnymi symbolami – i narzędziami oświecenia człowieka.

A Ogród?

Wspomniałem już, że ogród jest miejscem (lub też stanem), które pozostaje nieskalane. Mamy tu symbol naszego dzieciństwa. Czasu, gdy nie byliśmy jeszcze świadomi istnienia historycznej karmy  i przez to mogliśmy poznawać bez ograniczeń wszystko wewnątrz i na zewnątrz.

Jest to miejsce, w którym pozostajemy, tak jak w przypadku królestwa roślin i zwierząt, w stanie, w którym instynktownie odpowiadamy na boską energię, z małym zaangażowaniem naszej woli lub bez niej.

Ale nie taki jest los mężczyzny i kobiety. Nie dlatego też nasz Stwórca objawił nam stan „wyższej świadomości”, stan utożsamiany z wyższym umysłem.

Aby uaktywnić ten wyższy umysł, Adam i Ewa nie mogli pozostać na zawsze w ogrodzie dzieciństwa, ale musieli zjeść owoc z drzewa poznania, dostrzegając wyzwanie, które znajdowało się przed nimi. Wyzwanie przejścia ze stanu podświadomości do pełnej świadomości. Długa i kręta to droga, w rzeczy samej, ale taka, na której każdy krok daje nam głębsze zrozumienie naszej wspaniałej roli w planie boskim.

Jest to „droga geniuszu”, o której pisał osiemnastowieczny poeta William Blake:
„Postęp prostuje drogi, ale drogi kręte bez Postępu są drogami Geniuszu.”

A sam boski plan?

Cóż, nie jesteśmy wtajemniczeni w pełną strukturę boskiego planu. Jest to „stan istnienia” i jako taki, nie podlega tak naprawdę opisowi. Można go osiągnąć jedynie poprzez trwałe wyrażanie prawdziwej intencji.

Wierzę jednak, że ujmując to w dużym uproszczeniu, Stwórca pamiętał, jak sam stał się z tego, w czym nie było ruchu. Chciał świętować to, czyli „swoje narodziny”. Dzień w którym narodził się ruch.

Ale nie można świętować urodzin bez obecności innych współczujących istot, z którymi można dzielić to radosne wydarzenie. Tak więc „na początku” Stwórca miał to szczęście, że przybyły do Niego uzupełniające się nawzajem lecz przeciwne i chłonne energie. To wspaniałe połączenie przeciwnych lecz głęboko komplementarnych energii miało ogromne znaczenie – ponieważ z tego wyłonił się stan, który nazywamy „równowagą” (equilibrium), ruchem. Coś, co zmierza dokądś – mając cel. I nie jest już stanem nieruchomej płodności.

Ruch zawdzięcza swój początek kobiecej energii. W mitologii indyjskiej ta siła kobieca zwie się Shakti. Jest to żeńska forma Boga. Bóg, którego wszechmoc wyraża spełnione połączenie pierwiastka kreatywnego i pasywnego, jest więc dualistyczny w swej naturze. Pierwiastek męski i żeński; żeński i męski. I wszystko we wszechświecie jest wyrazem tej dwoistości. Wszystko, co zostaje powołane do życia, zostaje powołane na skutek tarcia, które wyraża się poprzez tą wspaniałą historię miłosną. Historię pomiędzy dwoma energetycznymi komponentami pierwotnej i wrodzonej dwoistości. Wszechobecne Yin i Yang całej egzystencji.

To, co nazywamy seksualnością, to w rzeczywistości „dwoistość płci” (ang. sex-duality) – skonsumowany akt boskiego połączenia, który dał początek i objawił to, co nazywamy Życiem. Być może najwspanialsze i najbardziej tajemnicze w tym wszystkim jest to, że wszechobecna i wszechmocna siła zwana Miłością połączyła i nakarmiła ten wspaniały pierwotny akt połączenia, którego wyrazem jesteśmy my. Można nawet powiedzieć, że ta Miłość poprzedziła tego, którego nazywamy Stwórcą... Ale to jest już inna historia z naszej dawnej i niewyjaśnionej przeszłości.

Na chwilę obecną wystarczy, jak dostrzeżemy, że Adam, Ewa, ogród, drzewo poznania i wąż stanowili kluczowy element rozpoczynający ewolucję ludzkości – i wszystkich czujących form życia. Możemy teraz jasno stwierdzić, że „grzech pierworodny” był dokładnie czymś przeciwnym niż grzech – był narodzeniem człowieka jako wolnego bytu podążającego za boskim, intuicyjnym przesłaniem, które prowadzi nas (z powrotem) do naszego Stwórcy. Ale tym razem jako odpowiedzialne i w pełni zrealizowane istoty –  pełnoprawni mikrokosmiczni Bogowie.

Nasz Stwórca będzie się radować rezultatem tego boskiego połączenia i zaprosi nas na „Wielką Ucztę”, która nie może odbyć się do chwili, w której weźmiemy udział, jako równi, w Jego boskości. Wydarzenia tego wyczekują siewcy prawdy – a obawiają się siejący kłamstwo.

Całe zamieszanie związane z naszą seksualnością i relacjami seksualnymi bierze się z wypatrzenia opowieści o grzechu pierworodnym. Nasza seksualność nie jest czymś, czego powinniśmy się wstydzić. Jest ona tym, co bezpośrednio łączy nas z Boskością. Powtarzam raz jeszcze: to dzięki wspaniałemu połączeniu dwóch biegunów niepowstrzymanego wzajemnego przyciągania, męskiego i żeńskiego, narodził się Wszechświat, czy też został powołany do życia. „Życia”, które stanowi miejsce narodzenia naszej własnej istoty kosmicznej.

Tylko chęć wyrażenia postawy skrajnej alienacji w stosunku do tej radosnej prawdy mogła stworzyć taką złowieszczą i stwarzającą podziały pułapkę dla ludzkości. Pułapkę, która sprowadza naszą seksualność do rangi „grzechu” i tym samym głosi odwróconą prawdę, która do tej pory odgrywa kluczową rolę w sposobie funkcjonowania naszych uciśnionych społeczeństw zachodnich.

Co to jest za siła, która jest tak bardzo wypacza prawdę, zamieniając ją w coś zupełnie przeciwnego, to temat na kolejny esej. 

Póki co, czerpmy przyjemność z faktu przywrócenia planu boskiego z powrotem na właściwe tory. Z tego, że na nowo połączyliśmy się z korzeniami naszej prawdziwej natury i odkryliśmy, że zamiast wstydzić się, możemy iść dalej z pełną świadomością naszej wrodzonej boskości.

Radujmy się więc z tego, że niepowodzenie zwane „grzechem pierworodnym” zostało obnażone, jako mit powodujący podziały. Mit, którego czasy już przebrzmiały. Niech rozsypie się w pył w świetlistych promieniach wschodzącego słońca Ery Wodnika.


Moje 3 grosze





No na tego Wodnika tak bardzo bym nie liczył. Nie dlatego, że nie zgadzam się z sir Julianem, ale dlatego, że wszyscy sobie obiegujemy Bóg wie co po Erze Wodnika. Też przez to przeszedłem – fascynacja nadchodzącymi czasami, ich nowymi możliwościami, rozwojem duchowym, itd. itp. Tymczasem zapominamy, że to jest pała, która ma swój drugi koniec, bowiem zanim nadejdzie ta Era Wiecznej Szczęśliwości i Powszechnej Duchowości (cokolwiek to znaczy) czekają na nas wojny, przemiany społeczno-ekonomiczne, kataklizmy naturalne, przełomy geologiczne i inne rzeczy, które mogą zmniejszyć ludzką populację w sposób drastyczny. Jednym słowem – nie obiecuj sobie za wiele po Erze Wodnika! Zanim nastąpi, Ludzkość będzie musiała przejść przez Piekło, które sama sobie zgotuje.



Bo każda religia obiecuje człowiekowi wiele, a niewiele daje. Tak naprawdę, to jest najgorszym złem, które człowiek wymyślił i skierował przeciwko drugiemu człowiekowi. Przykładów na to jest dosyć – wystarczy popatrzeć na to, co się dzieje na Bliskim Wschodzie i Afryce. I co stanowi narastające zagrożenie dla Europy, którego nie dostrzegają politycy z UE. Gnuśne i tonące w grzechu chrześcijaństwo kontra młody i prężny islam zetrą się na polach bitwy w Europie, która szybko ulegnie islamizacji, jeżeli nie powróci do swych prawdziwych korzeni. Prawdziwych, a nie tych zaimplantowanych nam 1050 lat temu.  



Sir Brinsley le Poer-Trench, autor kilku książek traktujących o Aquarian Ages przestrzega nas przed zbytnim optymizmem, a dr Leszek Szuman ostrzega wprost: graviora manet – najgorsze przed nami. Czy taki jest ów Boski Plan? Bo jeżeli weń są wpisane wojny religijne, Holokaust, AIDS, bronie masowej zagłady… - to ja dziękuję za takie dopusty Boże i taki Plan wobec całej Ludzkości.





Komentarz Czytelnika

Witam, mój komentarz do Pana komentarza pod tekstem sir J. R., brzmi: święta racja!
W nadchodzącym stuleciu czekają nas i naszą planetę niewyobrażalne zmiany.
Problemy, którym musimy sprostać, to przeludnienie, zanieczyszczenie i degradacja środowiska, kończąca się woda słodka (pitna), zmiany klimatu, co ma związek z podnoszeniem się poziomu mórz, oraz z migracją ludności na niespotykaną dotąd skalę. Więcej ludzi, to więcej gęb do wykarmienia. A tym samym wzrośnie zapotrzebowanie na surowce kopalne.
Tak więc nadchodzące lata wydają się szczególnym okresem w historii naszej cywilizacji. Około roku 2025 dojdzie do natężenia problemy globalnych. Pytanie tylko, czy sobie z nimi poradzimy?
Według „Oceny potencjalnych skutków społeczno-gospodarczych zmian klimatu w Polsce” opracowanej przez prof. Macieja Sadowskiego z Instytutu Ochrony Środowiska, ocieplenie może zagrozić zasobom wodnym naszego kraju. Poważnym zagrożeniem, szczególnie dla wybrzeża, jest wzrost poziomu morza. Zagrożonych jest m.in. 18 ośrodków wypoczynkowych położonych na klifach ulegających erozji, 5 dużych portów oraz domy 120 tysięcy osób żyjących w tych regionach. W niebezpieczeństwie znajdzie się Gdańsk, a Hel może stać się wyspą.
W publikacji „Adaptacja do zmian klimatu” Komisja Europejska zwraca uwagę na konieczność rozwiązania problemu zwiększonej migracji „uchodźców klimatycznych”, zmuszonych do opuszczenia domów z powodu niedoborów wody i pożywienia, w szczególności w Afryce, Ameryce Łacińskiej i Azji. Niektóre grupy badaczy szacują, że ponad miliard ludzi może zostać zmuszonych do migracji do roku 2050. (M.S.)

-----------------------

Sir Julian jest rolnikiem, międzynarodowym aktywistą i pisarzem. Jego najnowsza książka pt. W obronie życia, która cieszy się dużym uznaniem czytelników, w przekonujący sposób pokazuje, jak możemy przejąć kontrolę nad naszym przeznaczeniem i zyskać nową siłę do tego, by stawiać czoło wyzwaniom, jakie się przed nami pojawiają. Książkę można kupić poprzez stronę www.renesans21.pl oraz w niezależnych księgarniach stacjonarnych i internetowych.

przekład: Zofia Pasternak


---------------------------------------------