Witajcie moi mili. Na dzisiaj przygotowałam dosyć ciekawy post, a przynajmniej tak myślę ;) Wiem, że dawno nie było wpisu i raczej tak będzie w najbliższym czasie, że będą raczej co weekend, lub rzadziej. Chyba, że wrzucę na szybko jakiś rysunek lub inną pracę, ale szczerze mówiąc nie lubię spamować bloga byle czym ;p Z powodu zagęszczonych obowiązków wchodzę na wasze blogi dość rzadko, ale postaram się co jakiś czas nadrabiać Wasze wpisy i pokomentować ;)
Dzisiaj pokażę Wam jak mi szło wypalanie w drewnie, od pierwszej próby aż po dzień dzisiejszy. Chciałabym w ten sposób udokumentować proces rozwijania się i postępów, co być może zmotywuje kogoś do podjęcia prób, a potem ćwiczeń. Nie ma co się zrażać na początku, bowiem one zazwyczaj są trudne, prawda?;)
Pierwszy raz pirografii spróbowałam rok temu. Posłużyła mi do tego drewniana skrzynka, oraz lutownica mojego lubego. Szczerze mówiąc efekt mnie strasznie rozczarował. Mimo, że ledwo zaczęłam ten napis, to szybko go porzuciłam i zraziłam się na dobre kilka miesięcy xD Wygląda koszmarnie, musicie sami przyznać :P
Pomyślałam, że problemem była lutownica, bo to takie nieprofesjonalne urządzenie... Kupiłam pirograf i testowałam go na drewnianych łyżkach i łopatkach. Okazało się, że wychodzi mi to dużo lepiej ^^ Zaczęłam wypalać w tych łyżkach lutownicą i też dawało radę. Winne wcześniejszych niepowodzeń było drewno, nie wypalarka;) Przeszukiwałam mieszkanie w poszukiwaniu czegokolwiek co jest drewniane i może służyć do ćwiczeń. Nawet stare pędzle się nadawały ^^
Zwróćcie uwagę na oczko wypalone na pędzlu;)
Poniżej pierwsze nieśmiałe próby cieniowania i wypalania ludzkiej twarzy. To oko po prawej wyszło zaskakująco dobrze (możecie teraz porównać z tym wcześniejszym okiem), to mnie mocno pocieszyło i dało nadzieję, że może nauczę się wypalać tak, by się podobało :)
Po testowaniu pirografu na małych deseczkach, spróbowałam swoich sił w prostym portrecie na dużej starej desce. Tutaj w ruch poszła kalka, ale i tak proporcje mi nieco uciekły.
Później jakoś to już szło. Poniżej moja pierwsza deseczka, taka na poważnie, gdzie użyłam cieniowania. To jest grafika mojego autorstwa. Najpierw zaprojektowałam ją na komputerze, a potem za pomocą kalki przeniosłam szkic na drewno, które następnie wypaliłam. Te "przypalone brzegi" to farba akrylowa.
Zakładka do książki i pierwszy mini krajobraz ( pomysł własny). Tutaj zastosowałam kolejny nowy element, podpalone brzegi, które nadały pracy charakteru ;)
Podkładka pod kubek z portretem Zgredka. Format jest dosyć mały, ale ten obrazek wypalałam dobrych kilka godzin. Warto było:)
Ostatni przedmiot, który wypaliłam to szkatułka. Tutaj już trochę zaszalałam. Wypaliłam napis, krajobraz i wzór celtycki po bokach. Mega dużo roboty. Do tego brzegi pomalowałam farbą, a cytaty i ornament to biały żelopis. Kto mnie już trochę zna ten wie, że lubię łączyć techniki ^^
Na ten moment to wszystko. Mam w planach nauczyć się jeszcze wypalać portrety, oraz biżuterię, także na pewno jeszcze do tego tematu wrócę;)
Mam nadzieję, że ta krótka historia moich zmagań z pirografią Wam się podobała. Napiszcie mi, czy kiedykolwiek próbowaliście wypalać w drewnie i co sądzicie o tej technice ;)
Pozdrawiam :*