Zbudziłam się rannym rankiem, wcześnie jak na mnie ostatnio (może teoretycznie, bo znów zawracanie głowy z zegarem było). I jak wyjrzałam przez okno, to zobaczyłam świat w mlecznych oparach.
Psy się na zegarze nie znają, więc już o ósmej mnie wyprowadziły. Więc poszłam z nimi w to mleko.
Mgła była tak gęsta, że wydawało się, że wszystko jest nią spowite, otulone i wygłuszone. Ku zaskoczeniu (pozytywnemu bardzo) nie drgnął ani listek - zero wiatru. I cisza... Nie było słychać odgłosów z szosy. Ptaszyska spały chyba w tej mgle pochowane w gniazdkach i dziuplach, bo żaden się nie odezwał.
Dawno nie słyszałam takiej ciszy. Cudownie. Choć niestety -3 stopnie mrozu. Niby co to za mróz. Ale o tej porze?! Kto to widział.
Psy wykonały plan poranka, zostały odprowadzone do domu, a ja wybrałam się jeszcze raz z aparatem.
Krwawnik
Pokrzywa
Koper
Opóźnione lwie paszcze
Jesienne róże, co prawda nie herbaciane
"Modra" kapusta. Właściwie sąsiadka może ją od razu do zamrażarki wrzucić...
Jabłoń w mleku.
A pod jabłonią cukrzone jabłuszka w cukrzonej trawie
Stepy Akermanu? Nie, to tylko pole rzepaku, a z przodu szczaw koński w roli burzanu
A to tylko ogród sąsiada, nie żadna puszcza..
Choć drzewo leży, jak w Białowieży...
Jesion zrzucał takie pocukrzone liście, jak by się ich chciał pozbyć czym prędzej i trzepał mi tym cukrem za kołnierz. I w dodatku one,te liście, w tej ciszy, spadały Z HUKIEM..
A brzoza nie. Widać polubiła te listki z cukrowymi obwódkami...
I na deser cukrzony "Cesarz Wilhelm" w cukrzonych pokrzywach.
Zmarzłam w paluchy okropnie przy tym fotograficznym zajęciu!
Cisza trwała cały czas. Dopiero, jak wracałam, jakiś bażant krzyknął w kukurydzy.
Mgła utrzymywała się gęsta cały dzień, choć ok 13-tej jakieś nieśmiałe promyczki słońca zdołały się przez nią przebić. A ku zachodowi zgęstniała w jeszcze bardziej mleczne mleko. Psi spacer po trotuarze odbył się tak więcej na czuja - trochę w tę , trochę we wtę. Samochody se jeździły pomalutku, na podwójnych światłach i Czarna nie miała się czym podniecać. Nadal cisza ogólna. Tylko sąsiadka dostała jakiegoś nocnego zrywu i w tym czarnym mleku uprzątała swoje monsturalne łabądki, przy pełnym oświetleniu wszystkich ruchomych i nieruchomych lamp
A potem, nagle, ok 23-ciej, w ciągu 10 minut, mgła spadła dosłownie na pysk. I nastał rześki bezmglisty mrozik. -5!.
A dziś poranek słoneczny cudownie. Więc pójdę z piesami, ale cudów dziś nie zobaczę, bo słonko już chwilę operuje i stopiło co się dało.
Dziś imieniny Starszego. Pewnie dostanie ode mnie w prezencie płyn do chłodnicy, żebym nie musiała co wieczór oglądać tego latania do termometru i stękania: Oj, co to będzie, Oj, co to będzie. Weźmie i zamarznie! Oczywiście woda w chłodnicy. Właściwie nie wiem, qrwa dlaczego tam jest woda! Jak zwykle Starszy chciał szkłem dupę utrzeć. W traktorze - rozumiem - po pęknięciu węża cała zawartość płynu chłodniczego poszła w glebę, a potem już raczej patrzyło się, żeby traktorowi papu dać, a nie płyn chłodniczy.
Oczywiście szw-n-i-n. "zmuszona była" musem wewnętrznym zadzwonić wczoraj i przypomnieć mi o imieninach jej ukochanego braciszka. I tym samym wqrwić mnie z rana. Ma UPIEC PLACEK! i przyjechać jutro. Niech piecze. Ona piecze najwspanialsze gówniane placki na świecie, to co ja się będę wysilać. W dodatku mi się nie chce, a w dodatku placek, to jest to co tygrysy z wielkim brzuchem potrzebują najbardziej
Miłego dnia i niech jeszcze będzie troszkę ciepło!
PS. No, ja nie wiem, kto mi porobił zmiany w szablonie bloga i zrobił taki misz masz, że teraz mam co najmniej 3 różne czcionki. A to jest wbrew wszelkim zasadom i godzi w moje uczucia estetyczne!
Jeżeli w Wasze też, to informuję, że to nie ja za ten kicz odpowiadam i jak znajdę trochę spokoju, to spróbuję zmienić (na szczęście, ja oglądam na ogół swego bloga od zaplecza, więc tego nie widzę, co Wy)
Ps.II Byłam, wróciłam i przyniosłam. Zgrywając na komputer zorientowałam się, że trzasnęłam 34 fotki. Cała rolka kliszy dawniej! No, zdecydowanie bardziej z rozmysłem się kiedyś "trzaskało". Ponad połowa poszła do kosza zresztą.
Dzisiejsza jabłonka...
Dzisiejszy cesarz w pokrzywach..
I dzisiejszy koper..
Które ciekawsze?
A oprócz tego:
Czarne ptaszyska żerowały wszędzie gdzie mogły..
Na skalniaku zakwitły fiołki (Chyba zgłupiały)
I Czarna chciała portret.
No i otrzymałam instrukcje. Ciekawa jestem tylko, po jaką cholerę pyta mnie, czy byliśmy wczoraj pozdejmować te garnki, jeżeli za chwile mówi, że właśnie rozmawiała z braciszkiem. Ubeckie metody, czy pieprzy jej się na dynię?