Dzisiaj będzie mało słów a więcej czynów, czyli zdjęć.
Na początek rzeczy świeżutkie, prosto spod igły i to dosłownie.
Teraz troszkę starsze.
Nie tak bardzo, bo robione w ciągu ostatnich trzech miesięcy,
ale nigdzie chyba nie pokazywane.
I filcowa broszka, którą można jeszcze wylicytować na Bazarku.
Filcowy obrazek - pierwsze próby malowania wełną.
Zrobiłam go zainspirowana zachwycającymi pracami Renaty Felt
A teraz prawdziwe starocie, sprzed chyba czterech lat, niektóre pewnie starsze. Filcowane na sucho.
Przypomniałam sobie o nich, bo niedawno oglądałam cudne maskotki wykonane tą metodą.
Zastanawiam się, czy do tego nie wrócić, bo efekty świetne, a już zapomniałam o pokłutych igłą palcach ;)
Chociaż baaardzo czasochłonne, bo lubię mieć każdy szczególik dopracowany.
Ten kwiatek na berecie powyżej był moją pierwszą w życiu rzeczą ufilcowaną na sucho.
Z zestawu startowego, który miał pięknie dobrane kolory.
Wełna urzekła mnie barwami i miękkością od razu po wyjęciu z paczki i już wiedziałam, że to jest to.
Jako formy użyłam foremki do ciastek. Brzegów nie przyfilcowałam, żeby był trochę przestrzenny.
Wzbudzał zainteresowanie i nosiłam go dumnie przez całą zimę.
Pewnie znajdą się jeszcze jakieś stare zdjęcia, ale na dzisiaj wystarczy.
I tak upchnęłam w jednym poście ile się dało :)
Zapraszam do oglądania!
Będzie mi miło, jeśli wyrazicie swoją opinię.
A teraz już chyba najwyższy czas zabrać się za ozdoby świąteczne.
Pozdrawiam !!!!!!