Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tarta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tarta. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 9 września 2013

Tarta orzechowa z warzywami czyli ciągle to samo



Mamo, kiedy będziesz piekła ciasto, to proszę, nie dodawaj do niego harissy. Taką prośbę usłyszałam ostatnio. To dało mi do myślenia. Przeanalizowałam nasze zeszłotygodniowe menu i ze zdumieniem odkryłam, że harissa była w tym czasie numerem jeden w dziedzinie dodatków.
Do zupy pomidorowej dodałam harissę. Do pasty z ryby też. Piekąc tartę z warzywami, spód posmarowałam harissą. Do Krwawej Mary przemyciłam odrobinkę. Nawet kanapki, które pakowałam w tym tygodniu namiętnie smarowałam przed położeniem sera czy bakłażana, harissą. Jakiś obłęd! Nowa obsesja?
Jakoś tak się składało, że zawsze była pod ręką. Ale żeby mnie podejrzewać o smarowanie paprykową pastą ciasta? Do głowy by mi nie wpadło….chociaż gdybym piekła bułeczki, to odrobinka dodana do ciasta mogłaby być interesująca. Na razie nie podzielę się tym pomysłem z rodziną, bo wyślą mnie na terapię.
Nie ukrywam, że tartę, którą chcę wam dzisiaj pokazać, posmarowałam harissą. Do słodkich pomidorów, obojętnej smakowo cukinii i mieszanki serów, wydawała mi się dodatkiem porównywalnym do dobrej biżuterii. Ascetyczna całość i soczysty dodatek. Wyszło bardzo smacznie.



Tarta orzechowa z wkładem warzywnym:

Ciasto:

1 szklanka mąki orzechowej (z mielonych orzechów ziemnych)*
1 szklanka  mąki pszennej
1 jajko
pół kostki masła
3 łyżki kwaśnej śmietany
1 łyżka smalcu (użyłam topionego gęsiego tłuszczu)
pół łyżeczki soli
pół łyżeczki proszku do pieczenia

wkład:

1 łyżka harissy
1 cukinia grillowana
1 czerwona papryka grillowana
1 papryka żółta grillowana
2 czerwone cebule karmelizowane z 2 ząbkami czosnku
kilka żółtych i kilka czerwonych pomidorków
200 ml kremówki
1 szklanka tartego sera (użyłam pół na pół cheddara i manchego)
1 jajko
dużo pieprzu
odrobina gałki muszkatołowej
kilka gałązek tymianku

*zamiast mąki orzechowej można użyć orkiszowej




Ciasto, jak wszystkie kruche szybko zagniatamy i schładzamy przez godzinę. Potem rozwałkowujemy, wylepiamy nim formę, przykrywamy papierem do pieczenia, obciążamy np. grochem i pieczemy  15 minut w 180 stopniach.
Schładzamy i smarujemy harissą. Na wierzch kładziemy grillowaną paprykę, cukinię i cebulę, Posypujemy listkami tymianku.
W miseczce rozmącamy jajko, śmietanę i starte na tarce sery. Wylewamy na podpieczoną tartę z dodatkami. Pomidorki kroimy na grube plastry i kładziemy na wierzchu tarty. Posypujmy obficie pieprzem i dodajemy na górę kilka gałązek tymianku.
Pieczemy 45 minut w 180 stopniach.


Wyobraźcie sobie taki kawałek tarty i kieliszek chłodnego białego wina. Świat może być nieskomplikowany.

Pozdrawiam i smacznego tygodnia życzę.

sobota, 17 sierpnia 2013

Lawendowe ciasto z karmelizowanymi morelami czyli co moja głowa robi nocą



Budzę się w środku nocy. Nieprzytomnie próbuję sobie przypomnieć co mnie obudziło. W ciemnościach mojego półprzytomnego umysłu błyskają pojedyncze wskazówki. Pomarańczowy, ściana, batonik. Myśli, choć ospale, idą ich śladem.
Leżę i wiem, że nastąpi przerwa w spaniu. Myśli zaczną się podkradać najpierw pojedynczo i ostrożnie a potem rozszalałą bandą.
Nocą stają się bardziej śmiałe. Jakby światło dnia i moja przytomność umysłu stanowiły skuteczną zaporę. Nocą trudniej nałożyć im kaganiec i zapędzić do ciemnych kątów. Niektóre nigdy nie powinny oglądać światła dziennego.  Czy nocą zamki w myślowych klatkach pozostają niedomknięte i myśli wykorzystują to niedopatrzenie na wymknięcie się po cichu?
Czy może strażnik zasnął i w głowie odbywa się bal na całego.
Leżę i im głębiej w tę moją głowę zaglądam, tym bardziej obudzona jestem.
A gdyby? A co? Jeżeli…? Kto? Może by..? Kiedy? Muszę… Powinnam… To przypomina karuzelę, w której ktoś uszkodził hamulce.
Otwieram oczy i widzę w mroku sprzęty sypialni. Skoro je widzę, to znaczy, że czas płynie i za chwilę wstanie dzień. Świt nabiera rozpędu.
Nie patrzę na zegarek, żeby samej siebie nie przestraszyć. Przecież chcę zasnąć. Wyłączyć ten rozgardiasz.  Wrzasnąć do  własnej głowy: CISZA!
Próbuję skierować myśli do wyjścia. Może jakaś wyliczanka spłucze je jak woda z prysznica. Potrzebna mi jest przynęta. Pomarańczowy, batonik, ściana. Od tego się zaczęło. Wracam do snucia pomarańczowych scenariuszów opierając o ścianę słusznych rozmiarów batonik…
Zasypiam.
Jakie to szczęście, że jest sobota. Zamiast dochodzić do przytomności nad czwartą kawą, mogę się położyć na trawie i patrzeć na chmury. Wszystko mogę. Nic nie muszę.




Ciasto lawendowe z karmelizowanymi morelami:

W wazonie stały trzy badylki lawendy. Uschły już a ja pokruszyłam je do ciasta kruchego. Nie spodziewałam się, że łyżeczka suszonej lawendy nada smaku tarcie.

Ciasto kruche lawendowe:

2 szklanki  mąki pszennej
200 g zimnego masła
2 żółtka
2 łyżki kwaśnej śmietany
2 łyżki cukru pudru
1 łyżeczka suszonej lawendy
szczypta soli

oraz:

kilka łyżek konfitury morelowej
250 g mascarpone
2 łyżki cukru pudru

1 kilogram moreli
5 łyżek cukru
2 łyżki wody

Szybko siekamy a potem zagniatamy składniki na ciasto. Formujemy kulę, spłaszczamy ją i wkładamy w worku do lodówki na godzinę. Potem rozwałkowujemy ciasto i wykładamy  nim formę do tarty. Przykrywamy papierem, obciążamy np. fasolą i pieczemy 10 minut w 180 stopniach.
Po 10 minutach zdejmujemy papier i dopiekamy ciasto kolejne 10 minut.
Karmelizujemy morele. Dzielimy owoce na pół. Na patelnię sypiemy cukier i dwie łyżki wody. Rozpuszczamy cukier i czekamy aż zacznie się złocić. Wrzucamy morele i obracamy patelnią, żeby morele całe zanurzyć w karmelu. Gotujemy 5 minut morele i zdejmujemy z ognia. Studzimy.
Serek mascarpone miksujemy z cukrem pudrem. Na upieczonym cieście rozsmarowujemy konfiturę morelową. Na nią kładziemy warstwę zmiksowanego mascarpone. Na górę wykładamy morele.
Ciasto schładzamy w lodówce (przykryte) i podajemy na podwieczorek w taką sobotę jak dzisiaj.






Smacznego 

czwartek, 30 maja 2013

Orkiszowa tarta z szparagami i taleggio czyli krótkie pożegnanie






Boję się. Boję się bardzo. Obawiam się, że nadchodzi czas rozstania. Aż zimny pot mnie oblewa na samą myśl. I to nie ja będę tą, która powie żegnaj. Zostanę porzucona.
Co zrobię kiedy ich zabraknie? Rok męki oczekiwania i zaledwie miesiąc zielonego szczęścia. Szparagowego. Krótko. O wiele za krótko.
Jem, jem i nie mogę się nasycić.  A koniec już blisko. Oczywiście szparagów, nie mój.
Moje dramatyczna rozpacz jest na szczęście krótkotrwała. Jestem niezbyt stała w uczuciach. Po gorącym szparagowym afekcie przyjdzie czas płomiennej fascynacji groszkiem cukrowym. A po nim cukinią. Wiśniami, morelami, poziomkami. I tak dalej, tak dalej.
Samo oczekiwanie na przyjemność już jest przyjemnością. Już za chwilę pojawią się w ogródku truskawki. Wtedy moje szczęście będzie miało ich smak.
Zanim jednak siądę z koszykiem truskawek na kolanach pokażę wam tartę ze szparagami. Opowiadała mi kiedyś o niej MidnightCookie i tak mnie zaciekawiła, że postanowiłam ją sama upiec.
W końcu szparagi to moja miłość. Chwilowa.



Tarta ze szparagami i taleggio (forma 23 cm)

Ciasto:

1 szklanka mąki pszennej
pół szklanki mąki orkiszowej razowej
1 żółtko
3 łyżki zimnej kwaśnej śmietany
1 łyżeczka soli

Siekamy składniki i zagniatamy ciasto. Tym razem nie bawiłam się w kulkę, tylko od razu rozwałowałam ciasto i wyłożyłam nim formę do tarty.  Ponakłuwałam widelcem i włożyłam do lodówki na godzinę.
Rozgrzałam piekarnik do 180 stopni. Na wyjętą z lodówki tartę położyłam papier do pieczenia i wysypałam suszonym groszkiem. To zapobiegnie zbytniemu wyrośnięciu ciasta.

Piekłam ciasto 15 minut i wyjęłam z piekarnika.

Nadzienie:

pęczek szparagów (preferuję zielone, ale to kwestia gustu)
3 ziemniaki ugotowane i rozgniecione na puree
2 łyżki startego parmezanu
szczypta gałki muszkatołowej
2 łyżki kremowego serka twarogowego (np. piątnica lub philadelphia)
1 jajko
serek taleggio (około 200 g)
200 ml kremówki
sól
pieprz

Moim ulubionym sposobem na szparagi jest grillowanie, ale jeśli lubicie ugotowane też mogą być. Po umyciu i odłamaniu twardych końcówek zanurzacie je na trzy minuty do wrzącej lekko osolonej i posłodzonej wody a potem przelewacie lodowatą wodą. Nie stracą zabójczego, zielonego koloru.
Kiedy mamy gotowe szparagi, możemy zacząć układać składniki na tarcie.
Ziemniaki puree zmieszać z parmezanem, gałką i serkiem. Na tarcie rozsmarować puree. Na nim rozłożyć szparagi. A pomiędzy nie położyć po plasterku taleggio.
W misce rozmieszać jajko z kremówką, solą i pieprzem. Wylać na szparagi.
Włożyć do piekarnika na 20 minut lub do momentu ścięcia się jajek.



Zanim podacie tartę na stół, odczekajcie 10 minut. Danie nie będzie za gorące a składniki ładnie się połączą.
Świetnie taka tarta smakuje z najprostszą sałatką na świecie czyli:



1 sałata masłowa
spory pęk zielonej cebulki

Sos:

1 łyżka białego octu winnego
1 łyżka sosu sojowego
3 łyżki oliwy
szczypta curry
szczypta pieprzu

Wszystkie składniki sosu pakujemy do słoika, zakręcamy i wstrząsamy. Sałatę myjemy i porządnie osuszamy, rwiemy na mniejsze kawałki. Cebulkę siekamy na kawałki.
W sporej misce mieszamy sałatę z cebulką i sosem.



Wykładając formę ciastem, zawsze mi jakaś resztka zostaje. Tym razem wyłożyłam nią dwie foremki tarteletkowe. Wypełniłam je karmelizowaną czerwoną cebulą i kozim serem.



Karmelizowana czerwona cebula:

2 czerwone cebule, obrane i pokrojone w półplastry
1 łyżeczka octu balsamicznego
1 łyżeczka cukru
szczypta soli
szczypta cynamonu
1 łyżeczka oliwy
1 łyżeczka masła

Oliwę i masło podgrzewamy w rondelku. Wrzucamy cebulę i podsmażamy 20 minut aż zmięknie i lekko zbrązowieje. Dodajemy cukier, ocet, sól i cynamon. Smażymy jeszcze przez 2 minuty.
Gotową cebulkę nakładamy do podpieczonych  tarteletek, posypujemy kozim serkiem lub pokruszoną fetą. Wlewamy po łyżce płynu śmietanowego użytego przy dużej tarcie i pieczemy razem z większą siostrą (czyli tartą szparagową) 20 minut.



Dla wzmocnienia efektu, każdy kawałek na talerzu możecie skropić sosem z octu balsamicznego.



Wygląda na to, że powoli przygotowuję się na pożegnanie. Może jeszcze jakieś risotto zrobię i powiem żegnajcie szparagi. I znów będę niecierpliwie na nie czekać.

Jakoś tak się porobiło, że zamiast jednego przepisu wyszły mi trzy. Rozpędziłam się, ale to dlatego, że za oknem ciągle leje i grzmi.
Może jutro nareszcie wyjdzie słońce.

Tego wam życzę i smacznego

sobota, 23 czerwca 2012

Tarta truskawkowa i sobotnia inwazja





Ciepło, zimno. Mokro, sucho. Biało, czarno. Wesoło, smutno.
Najlepiej, gdyby było 25 stopni i świeciło słońce, a gość byłby pojedynczy i zapowiedziany.
Ale w życiu rzadko bywa tak, jak byśmy sobie życzyli.
Najpierw pięć dni lało i było zimno a z odwiedzających doliczyłam się tylko dwóch saren, jednego zająca i jakąś cholerę zjadającą moje papryki.  Niezbyt imponująca kolekcja. Tylko ilość wody dopisała.
Dziś jest upalnie a nasz taras przypomina konfesjonał przed Wielkanocą. Ciągnie się do niego kolejka odwiedzających. Żegnajcie plany skoszenia trawy. Żegnajcie plany zrobienia konfitury truskawkowej. Co tam konfitura, skoro miska z wypranym o poranku praniem ciągle czeka na rozwieszenie. A słońce świeci.
Jest prawie osiemnasta. Jeśli wziąć pod uwagę,  że ciągle trwają mistrzostwa, to perspektywa upieczenia ciasta oddaliła się trzaskając drzwiami. Nie dziwię się, też bym straciła cierpliwość.
Dzień powoli mija, a końca korowodu gości nie widać. Może sportowe pasje zagonią ich do domu?
Kocham gości. Nie myślcie, że całkiem zdziczałam, lecz moje plany na dziś nie uwzględniały parzenia 16 kawy i ekspresowego wyrobu ciasteczek.
A ranek był taką piękną obietnicą spokojnego dnia.  Tak, ostatnim spokojnym momentem było śniadanie.
Całe szczęście, że wczoraj upiekłam kruchy spód do tarty, aby go dziś w spokoju dopieścić. Kiedy już cała kawa została wypita, schowałam się w kuchni, żeby zrobić krem i ukryć ciasto głęboko w lodówce. Żeby komuś nie przyszło do głowy zażyczyć sobie deseru na zakończenie dnia. Nie, nie. Czy to się komuś podoba czy nie, dziś muszą wystarczyć ciasteczka.

Oto moja uratowana przed inwazją tarta truskawkowa.
Składa się z trzech części: spodu, kremu i truskawkowej góry:



część I - krem waniliowy

1 budyń waniliowy
szklanka mleka
pół kostki miękkiego masła
kilka kropel esencji waniliowej

Ćwierć szklanki mleka odlewamy. Resztę zagotowujemy. Budyń wsypujemy do zimnego mleka, mieszamy i wsypujemy do zagotowanej części. Mieszamy energiczne, żeby uniknąć powstania grudek. Po zagotowaniu zdejmujemy budyń z ognia i przykrywamy jego powierzchnię folią spożywczą. Nie zrobi nam się kożuch. Kiedy budyń wystygnie i będzie miał taką samą temperaturę jak masło możemy zrobić krem. Miksujemy masło i po łyżce dodajemy do niego budyń i esencję waniliową. Gotowe.

część  II - truskawkowa góra:

kilogram umytych i osuszonych truskawek
pół szklanki cukru żelującego

Duże truskawki kroimy i zasypujemy cukrem. Mieszamy, żeby puściły sok. Dodajemy wszystkie mniejsze i niekrojone owoce. Stawiamy garnek z truskawkami na ogniu. Zagotowujemy i pozwalamy im się gotować minutkę. Odstawiamy, żeby truskawki przestygły.

Użycie cukru żelującego to świetny sposób na ciasto z owocami. Galaretka jest za twarda a w tej wersji owoce są idealne. Już nie surowe, ale jeszcze jędrne. I całość ma piękny połysk. Każdy owoc można w ten sposób przysposobić do ciasta.

część III -  kruche ciasto do tarty:

pół kostki zimnego masła
2 łyżki cukru
1 szklanka mąki
szczypta soli
1 żółtko
1 łyżka kwaśnej śmietany

Wszystko razem zgniatamy szybciutko, żeby się nie ogrzało. Mikser bardzo dobrze sobie radzi z takim zadaniem. Formujemy kulę, rozpłaszczamy i w woreczku kładziemy do lodówki. Po godzinie  wałkujemy ciasto na płasko i takim plackiem wykładamy formę do tarty. Znów wstawiamy na pół godziny do lodówki.

Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni, wyjmujemy ciasto z lodówki w pieczemy 30 minut. Kiedy się upiecze i wystygnie, wykładamy na nie cały krem a potem truskawki. Odkładamy do lodówki i po godzinie możemy z czystym sumieniem poddać tartę ocenie. 
Stawiam wszystkie truskawki z mojego ogródka, że zachwyci każdego.






Spokojnej reszty soboty, całej niedzieli i dużo ciast z owocami. 
Smacznego