Żabnica w żadnym konkursie piękności
nie powinna startować. Żabnica to brzydal. Wybaczcie drastyczne
zdjęcia, ale nie mam pojęcia jak tego potwora pokazać estetycznie.
(przyznam, że przypomina małego Obcego z drugiej części sagi o Ellen Ripley). Koszmarnie to to wygląda i dobrze, że sprzedaje się ją
bez głowy. Nie dziwię się, że nazywa się ją również diabłem
morskim, ponieważ ta nazwa pasuje do niej jak do żadnej innej.
Widok szerokiej paszczy nie zjednywał
by jej zwolenników.
Na szczęście naszym celem nie jest
zakochanie się w żabnicy tylko jej hm...konsumpcja..
Prawdą jest stwierdzenie, że nie
należy kierować się wyłącznie wzrokiem.
Jej powierzchowność nijak się ma do
smaku.
Rzadko można dostać świeżą żabnicę
ale jeżeli już uda wam się ją wypatrzyć, to kupujcie bez wahania
bo smakuje świetnie.
Jej smak porównuje się do smaku
homara lub królika.
Monkfish czyli żabnica ma piękne,
białe, zwarte mięso. I w cudownie prosty sposób się ją filetuje
Nie cierpię patroszyć i filetować
ryb. Jeżeli tylko mam okazję zwalić tę wątpliwą przyjemność
na cudze barki, robię to bez wyrzutów sumienia.
Niestety, rzadko takie okazje mi się
trafiają. Z żabnicą był jeden kłopot; nie wiedziałam czy trzeba
ją skrobać z łusek i czy ma dużo ości.
Otóż moi kochani, żabnica to sama
radość w przyrządzaniu. Zero ości, zero problemów z pozbywaniem
się skóry i kręgosłupa.
Ściąga się skórę jak rękawiczki i
gotowe. Żabnica jak człowiek ma siedem warstw skóry i warto
poszukać na Youtube filmiku z instrukcją.
Okaz, który udało mi się kupić był
spory, bo ważył nieco ponad 2 kilogramy. Po wykrojeniu zgrabnych
filetów okazało się, że mam mięsa na trzy obiady dla dwóch
osób.
Nie mówcie, że nie zrobiłam dobrego
interesu. Tym bardziej, że w Selgrosie jej cena nie przekroczyła 40
złotych za kilogram.
Jako, że było to nasze pierwsze
spotkanie, nie kombinowałam za dużo, tylko sięgnęłam po
sprawdzone wzorce.
Wyszło danie zaskakująco mało rybne
ale bardzo smaczne.
Żabnica w sosie z kopru włoskiego
filet z żabnicy
1 bulwa kopru włoskiego
1 ząbek czosnku
skórka z jednej cytryny
sok z połowy cytryny
sól
pieprz
olej do smażenia
kilka łyżek masła
50 ml wytrawnego wermutu
Filet kroimy na dwie części.
Skrapiamy je sokiem z cytryny, solimy i smarujemy skórką z cytryny.
Odstawiamy rybę na pół godziny do
lodówki.
W tym czasie obieramy koper włoski z
wierzchniej warstwy. Kroimy bulwę na krążki.
Na patelni rozgrzewamy łyżkę oliwy i
masła. Wrzucamy pokrojony koper włoski i smażymy na niewielkim
ogniu (żeby się nie przypalił) do czasu aż będzie miękki.
Odkładamy do osobnego rondelka 2 łyżki
kopru a resztą wykładamy dno żaroodpornego naczynia. Na koprze
układamy kawałki ryby. Na rybie kładziemy plasterki cienko
pokrojonego czosnku i pokrojone na kawałki masło.
Wkładamy rybę do nagrzanego do 180
stopni piekarnika i pieczemy 20 minut.
Kiedy ryba się piecze, przygotowujemy
sos.
Rondelek z koprem włoskim stawiamy na
ogniu i wlewamy wermut. Gotujemy aż sos nie zmniejszy objętości o
połowę. Doprawiamy solą i pieprzem. Wlewamy 100 ml kremówki i
zagotowujemy. Miksujemy sos i zdejmujemy z pieca.
*przepis na ratatouille wkrótce
Smacznego i idę przygotować się psychicznie do upieczenia makaroników. Pierwszych w życiu:))