Ile znacie osób, które próbowały sobie obciąć dłoń za pomocą
podajnika do taśmy klejącej?
Jeśli do tej pory nie znaliście nikogo takiego, to po
przeczytaniu tego wpisu, możecie się przyznać do przynajmniej jednej takiej
znajomości. To ja. Ja próbowałam to uczynić. Co prawda niezamierzenie, ale
efekt był taki sam.
Nawet, zresztą, w szale klejenia 76 kartonu nie zwróciłam
uwagi na ten uszczerbek na zdrowiu. Dopiero dziwne ciepło w okolicy łokcia
uzmysłowiło mi, że za chwilę padnę trupem z wykrwawienia.
Jak się okazało po jakimś czasie (dokładnie kiedy wpełzłam
pod prysznic), próbowałam sobie w ten sposób obciąć nie tylko dłoń, ale również
stopę. Mydło i woda w zdecydowany sposób, czyli szczypiąc, pokazały miejsce kolejnego okaleczenia. Nie
pytajcie jak moja stopa weszła w kontakt z podajnikiem, bo sama się nad tym
zastanawiam.
Po namyśle dochodzę do wniosku, że ktoś, kto podbija sobie
oko ścianą, łamie kciuk klapą od bagażnika i notorycznie obcina sobie
krajalnicą koniuszki palców, powinien codziennie dziękować za cud przeżycia.
A propos koniuszków. Nie wierzcie, że nie odrastają. Mnie
się to udaje z powodzeniem, choć podobno u ludzi to niemożliwe. Widocznie
jestem jaszczurką.
Zanim jeszcze nie przeprowadziłam nieudanego (na szczęście)
zamachu na swoje życie, upiekłam muffiny.
Szał pakowania swoją drogą a urodziny MMŻ to rzecz
nieodwołalna. A te są dzisiaj. Główne obchody dopiero za tydzień, ale co to za
urodziny bez malutkiego choć ciasteczka. Za tydzień upiekę wypasioną bezę, a na
razie między zawijaniem w folię bąbelkową …nastej filiżanki i układaniem w
wieżę kolejnego pudła z książkami, piekłam bananowe muffiny z kremem z białej
czekolady. Taka namiastka tortu tylko dla MMŻ. Nawet świeczkę zatknęłyśmy na szczycie.
Muffiny bananowe z kremem z białej czekolady
(wyszło mi 6 sztuk dość sporych ciasteczek)
2 szklanki mąki
pół szklanki cukru
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
pół łyżeczki sody oczyszczonej
2 dojrzałe banany
1 jajko
pół szklanki oleju
pół szklanki mleka
6 kostek białej czekolady
Zaopatrzcie się w dwie misy. Do jednej wsypcie wszystkie
suche składniki. W drugiej wymieszajcie wszystkie mokre. Banany są mokre i
trzeba je rozgnieść widelcem. Do miski z suchymi składnikami wlejcie zawartość
drugiej miski. Nie miksujcie. Weźcie do ręki widelec i nim niedbale
zamieszajcie wszystko razem. Nie przykładajcie się do roboty. Wymieszajcie byle
jak i niezbyt starannie. Wtedy muffiny będą idealne.
Do papilotek nałóżcie ciasta do połowy wysokości. Połóżcie do każdej porcji 1 kostkę białej czekolady. Przykryjcie jeszcze
odrobiną ciasta. Do nagrzanego do 180 stopni piekarnika wstawcie blaszkę z
ciastkami i pieczcie 25 minut.
Kiedy one stygną, my możemy zrobić krem. W pierwszej wersji
użyłam mascarpone. Ale dziś szczęście mi nie sprzyjało i ser się zwarzył. Zrobiłam
więc krem maślany.
pół kostki miękkiego masła
1 tabliczka białej czekolady
2 łyżeczki cukru pudru
3 łyżki kremówki
kilka kropel likieru bananowego
Zaczynamy od stopienia czekolady. Na garnek z odrobiną wody stawiamy miskę. Dno miski nie
może dotykać wody. Wlewamy do miski śmietanę i podgrzewamy ją. Kiedy jest gorąca,
dodajemy połamaną czekoladę. Zdejmujemy miskę z garnka i spokojnie mieszamy
zawartość. Po chwili czekolada będzie płynna. Studzimy ją i w międzyczasie
ubijamy mikserem masło z cukrem. Dodajemy do ubitego masła wystudzoną czekoladę
i likier. Miksujemy jeszcze przez chwilkę a potem kładziemy krem do lodówki.
Zimny lepiej się formuje na babeczkach.
Po pół godzinie możemy go nakładać.
Ta czynność nie jest moją mocną stroną. Ale ciągle się uczę.
Tak wyglądała moja jasna i ciemna strona dzisiejszego dnia.
Pamiętajcie, że własne mieszkanie może okazać się bardziej niebezpieczne niż ciemny zaułek.
Pozdrawiam serdecznie i
życzę smacznego