Absolutnie nie jestem kibicem. Czegokolwiek. Obce mi są
sportowe strony w prasie czy relacje w telewizji. Epizod wypraw na mecze
zaliczyłam z moimi kolegami z podwórka w głębokiej podstawówce. Potem piłka
nożna jawiła mi się jako przejawy życia na obcej planecie. Chociaż miałam
przerwy na sportowy amok. Trudno nie zauważyć, że cyklicznie świat staje na
krawędzi szaleństwa. Syndrom leminga nie jest mi obcy i tylko to tłumaczy moją
sporadyczną niezdrową ekscytację okrągłym kawałkiem skóry, gonionym przez
gromadę dorosłych samców. Nie odróżniam piłkarskich bohaterów, miewam problemy
z rozpoznaniem własnej bramki (teraz to sobie strzeliłam samobója), nie mam
swojej ulubionej drużyny. Ale raz na cztery lata nawet ja wrzeszczę jak opętana
i nie daję się odciągnąć od telewizora, choć w całym domu śmierdzi przypalonym
mlekiem. Co jest w tej piłce nożnej, że ze spokojnego człowieka robi furiata?
Dobrze, że tylko od czasu do czasu.
Dziś od rana chodzę po domu i mruczę : Polska! Biało
czerwona! To nic, że nie cierpię tego hasła. To nic, że MMŻ (sam kibic co się
zowie), patrzy na mnie z politowaniem. Dziś zaczyna się ten huragan emocji. A co
mi tam. Za dwa tygodnie wszystko wróci do normy ale dziś dam się im ponieść.
Była już akcja na temat biało czerwony. Ale to było w
momencie kiedy moje zainteresowanie spało jeszcze głębokim snem. Dziś
postanowiłam nadrobić braki. Ciasto flagowe mi się upiekło. Patriotyczne. A
przy okazji smaczne.
Polska! Biało
czerwoni! Biało czerwone ciasto z nutą kokosową
5 białek
5 żółtek
Szczypta soli
5 łyżek cukru pudru
5 łyżek mąki pszennej
1 łyżka mąki ziemniaczanej
czerwony barwnik (najlepiej w żelu)
Ubijacie białka jak na bezę. Czyli białka na sztywno, a
potem po łyżce cukier. Jeśli jesteście żądni szczegółów, zajrzyjcie tutaj. Do
tak ubitych białek dodajecie po jednym żółtku i dalej miksujecie. Dodajecie
barwnik i mieszacie wszystko dokładnie*. Mąkę przesiewacie przez sito i po
łyżce dosypujecie do masy jajecznej. Posłużcie się łyżką a nie mikserem. Ważne,
by białka nie opadły. Tortownicę wykładacie papierem do pieczenia (tylko dno),
wlewacie ciasto i wstawiacie do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 40-45
minut. Próba suchego patyczka wskazana.
Pozwalacie biszkoptowi ostygnąć i myślicie nad warstwą
białą, bo przecież ma być patriotycznie. Ja zrobiłam krem kokosowy.
puszka mleczka kokosowego
400 ml kremówki
3 łyżki cukru pudru
2 łyżeczki żelatyny
4 łyżki konfitury malinowej
kilka łyżeczek likieru kokosowego do nasączenia biszkoptu
Zacznijcie od zagotowania mleczka kokosowego. Na małym ogniu
pogotujcie je z pół godzinki. Powinno zdecydowanie zmniejszyć swoją objętość i
się zagęścić. Potem odstawcie je do wystygnięcia. Dwie łyżeczki żelatyny
rozpuście w odrobinie wody i wmieszajcie do mleczka kokosowego. Śmietanę
ubijcie na sztywno i połączcie z wystudzonym mleczkiem kokosowym.
Biszkopt przetnijcie na pół. Dolny krążek nasączcie likierem
kokosowym i posmarujcie podgrzaną konfiturą z malin. Na to wyłóżcie warstwę
kremu kokosowego. Połóżcie drugi krążek ciasta i rozsmarujcie na cieście resztę
kremu. Potem wstawcie je do lodówki, żeby wszystko pięknie stężało.
Kiedy biszkopt wyrósł, na jego szczycie piętrzyła się mała
górka. Trzeba ją było obciąć. Ja ją wykorzystałam do zrobienia biało czerwonej
flagi na wierzchu tortu. Resztki biszkoptu pokruszyłam blenderem.
Jeśli jest nierówno, to wybaczcie, bo jest już po szesnastej
i jednym okiem zerkam w telewizor. Widzę, że Warszawa spłukana deszczem ale zdecydowanie optymistyczna.
Za półtorej godziny mecz.
Szybko robię zdjęcia i już mnie nie ma.
Zwycięstwa, radości i smacznego